Spowiedniczka

Okładka książki Spowiedniczka Terry Goodkind
Okładka książki Spowiedniczka
Terry Goodkind Wydawnictwo: Rebis Cykl: Miecz Prawdy (tom 11) Seria: Fantasy fantasy, science fiction
544 str. 9 godz. 4 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Miecz Prawdy (tom 11)
Seria:
Fantasy
Tytuł oryginału:
Confessor
Wydawnictwo:
Rebis
Data wydania:
2008-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2008-01-01
Liczba stron:
544
Czas czytania
9 godz. 4 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375101522
Tłumacz:
Lucyna Targosz
Tagi:
Kahlan Imperialny Ład Jagang D'Hara Pałac Ludu
Średnia ocen

7,8 7,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,8 / 10
1102 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
382
270

Na półkach:

Cóż...nie można z pewnością tego zakończenia zaliczyć do tych satysfakcjonujących, odpowiadających na wszelkie pytania, co do historii, wątków postaci itd, ale z pewnością to zakończenie również nie należy do tych najgorszych, kończących tak długie opowieści. Nie wyszło to tragicznie, ale dobrze też nie jest, ponieważ problemów tutaj całkiem sporo.
Pierwsza połowa książki, która o ironio, jest najbardziej spójna, nie dąży na łeb na szyję do zakończenia i nie ma dużych przeskoków czasowych, jest również zbyt rozciągnięta i zbyt wiele czasu poświęcono tutaj "rozgrywką" oraz czasowi, jaki spędzili poszczególni bohaterowie w niewoli, przez co druga połowa książki jest chaotyczna, pełno tu przeskoków postaci między lokacjami, autor skupia się tylko na tych najważniejszych elementach, zaczyna brakować szczegółów nie tylko w samej historii, ale także w interakcjach między bohaterami, co powinno być o wiele istotniejsze w tomie, który kończy tak długą historię. Tak więc czuć pośpiech, brak logiki oraz coraz więcej dziur fabularnych, takich np. jak sens wprowadzania postaci Six jej motywów, czy jej ostatecznego celu.
Epilog również jest przeciętny, poznajemy losy niektórych najważniejszych postaci, niektóre zmiany w świecie i w zasadzie to tyle. Po wszystkim zostaje spory niedosyt, bo mogło być znacznie lepiej.
Celowo tutaj nie wspominam o kolejnych tomach, ponieważ ta część kończy pewny etap historii, i tu tutaj wszystko powinno być zawarte, to co najistotniejsze. Być może w nowych książkach dowiem się czegoś więcej, a być może nie.

Cóż...nie można z pewnością tego zakończenia zaliczyć do tych satysfakcjonujących, odpowiadających na wszelkie pytania, co do historii, wątków postaci itd, ale z pewnością to zakończenie również nie należy do tych najgorszych, kończących tak długie opowieści. Nie wyszło to tragicznie, ale dobrze też nie jest, ponieważ problemów tutaj całkiem sporo.
Pierwsza połowa książki,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
484
160

Na półkach:

Będzie długo ale mój przeciążony mózg się tego domaga. Opinia z elementami streszczenia – spoilery!

Ależ to bałagan. Mix absurdów, nagłego ataku moralizatorskiej baśniowości, dziwnych rozwiązań, deus ex machin i niekompatybilnych stylistyk. Całościowo mocno rezonujący z tomem pierwszym, który jeżeli komuś się bardzo podobał to i tutaj powinien się przyjemnie odnaleźć. Tylko więcej tu dziur fabularnych. Dużo, dużo więcej, w tym wątków, które nie miały za gorsz sensu. Choć można też było wyciągnąć z tego nieco przyjemności. Ale od początku.

Nie raz śmiałem się z absurdalnego motywu na który się zanosiło czyli wielkich rozstrzygnięć cyklu podczas turnieju quasi footballu amerykańskiego - w wersji bezlitośnie krwawej. Co prawda w pierwszych tomach Goodkind chyba bardziej zapowiadał tutejszą grę jako normalną piłkę kopaną ale ostatecznie stanęło na brutalnych zapaśniczych wariacjach na temat popularnej w USA dyscypliny sportowej. No i też od początku uważałem ten wątek za wyjątkowo głupi tym bardziej w realiach high fantasy. O dziwo ten motyw w książce czytało mi się najlepiej. Do połowy książki mamy bowiem do czynienia głównie z tymi krwawymi zmaganiami i drużyną Richarda pnącą się, no cóż, w górę tabeli. Na koniec mamy tu kilka badassowych momentów Richarda w „klubowych” przerażająco czerwonych barwach wymalowanych na ciele. Całość co można było przewidzieć prowadzi do wielkiego zamieszania, w którym Richardowi udaje się wyprowadzić cios w złego imperatora. Intensywne emocje prowadzące do finałowej dla wątku zawieruchy są całkiem dobrze rozpisane. No, niezły wątek. Nie wiem jakim cudem ale no tak. Podobnie jak zawarte w nim spotkanie w niewoli: Kahlan i Nicci oraz dynamika między nimi. To wszystko funkcjonuje do jakiejś połowy książki. Potem zaczynają się problemy.

Część z nich przypomina te z końcówki pierwszego tomu. Nagłe zakrzywienia czasu. Bohaterowie zaczynają skakać po świecie to tu to tam bez ładu i składu. Wpadać na siebie w najabsurdalniejszych okolicznościach. Zbiegi okoliczności, deus ex machiny i plot armory stają się wszędobylskie. Logika odległości oraz upływu czas zupełnie bierze w łeb. Magiczne rozwiązania i teorie stają się tak naciągane i nadpisywane, jak jeszcze nigdy w serii co jest spektakularnym osiągnięciem. Worldbuilding wraca do stanu pretekstowego. Jedyna frajda w tym, że faktycznie gonimy do z dawna wyczekiwanych konkluzji.

Większym problemem są wątki zupełnie nie mające sensu. Wątek Violett ,która nigdy nie mówi ani nie robi ani jednej sensownej rzeczy jest wręcz irracjonalny. Wątek Rachel (dziewczynki),która zaraz po uratowaniu i bezpiecznym sprowadzeniu do Wieży, ucieka z niej nie mówiąc nikomu i po sekundzie znajduje się po drugiej stronie kontynentu zajętego przez wrogie wojska. Wątek wiedźmy Six – niech ktoś mi wyjaśni czemu Six najpierw kradnie Szkatułę Ordena Jagangowi (Siostrze Tovi poprzez Samuela),wraca z nią do dalekiego w cholerę Tamarang, żeby za chwilę oddać tą Szkatułę Jagangowi w prezencie?? (Chciała ją dla siebie i się rozmyśliła? Chciała zapunktować u Jaganga??, Czemu mu w ogóle pomagała, a wcześniej okradała?? Zależało jej na świece bez magii? Przecież Jagang pierwsze co by zrobił po otwarciu szkatuł to usunął magię i wszystkich takich jak Six. Chciała rządzić zadupiastym Tamarangiem i ufała Jagangowi?? Czemu tak łatwo umarła?? Bo przestraszyła się mamy? Czemu zatem tak spektakularnie? I w ogóle czy zapomniała, że dybie na nią wkurzona Shota czy jak?) Nic tu nie ma sensu. Wątek Jaganga też jest do niczego. Co prawda Autor już chyba rozkminił, że ten jest zbytnim idiotą, więc znalazł na to nowe uzasadnienie, zsyłane prze Richarda ogłupiające sny, z tym że mimo to nie wydawał się on i tak dużo głupszy niż zwykle. O to było by ciężko. Głupio też skończył będąc głupim do ostatniej chwili. I kiedy myślicie że ilość dziur fabularnych została wyczerpana w pełni nadchodzi „tadam” zakończenie.

O rety, od czego tu zacząć. Jest to zupełna zmiana tonu. Przejście w jakąś moralizującą, baśniową, metaforyczną opowiastkę ale w zasadzie nie wiem jak to opisać. To tak jakby zakończenie cyklu o Narnii C.S. Lewisa miało złego brata bliźniaka. I podobnie jak w Narnii zupełnie łamie świat cyklu i odziera go z jakichkolwiek uziemiających ram (ależ mnie Narnia wkurzyła zakończeniem jak miałem te 10 lat). Generalnie Richard otwiera Szkatuły Ordena dzięki kumulacji zupełnie naciąganych teorii magicznych i na pewien czas staje się bogiem. Totalnym. Stwarza nowy świat, nawiązuję kontakt z każdą istniejącą istotą żywą i zaczyna do nich przemawiać. Wygania do owego nowego świata wszystkich socjalistycznych nienawistników i zazdrośników nie przepadających za magią mówiąc, że spełnia ich życzenie. Jak mówi, czekają ich w tym pozbawionym magii świecie całe tysiąclecia żywego piekła i mrocznych czasów ale może w końcu się ogarną i staną na swoim. I wówczas po tej zapowiedzi koszmaru, wychodzi na środek jego siostra Jennsen, nie czuła na magię, i w imieniu wszystkich jej podobnych mówi, wiesz co, nas też tam przenieś, nam tam się spodoba. A Richard na to - spoko. I cały, ten wybitnie pacyfistyczny naród zostaje tam jakoś przerzucony wraz z milionową hordą gwałcicieli Imperialnego Ładu i im podobnym. Co za świetny pomysł :D To jest tak absurdalne, że brak słów. Ubarwiają to jeszcze monologowe przytyki Richarda do koncepcji Stwórcy, religii i wiary, szczególnie rozbrajające gdy właśnie w tym momencie Richard sam literalnie jest Stwórcą, kreatorem i Bogiem. Niestety żadne inne, dla odmiany sensowne w takiej sytuacji decyzje i życzenia już nie padają. Z resztą, na dobre duchy, wiemy, że Szkatuły Ordena powstały jako remedium na magię zaklęcia Chainfaire, ale czy żeby je odczynić naprawdę trzeba stać się Bogiem? Kto to wymyślił? Rozumiem, że mieli kiedyś potężnych czarodziei ale to nie trzyma się nijak kupy.

Potem pozostaje nam już tylko kilka podniosłych scenek przytulankowych w świecie, który jest już odarty z normalności, mrugnięcie okiem, że stworzony świat to może być nasza rzeczywistość i koniec. Nie powiem, niektóre z tych podniosłych speechów są tam naprawdę catchy. Ale całość łamie się na kawałki. Co ciekawe kolejny tom to ma być zwykła następna przygoda. No ja jestem ciekawy. W takim świecie szczęśliwości, pozbawionym gwałcicieli i socjalistów? O czym to ma być? Jako adwokat diabła dodam tylko, że ten rollercoaster absurdów to był prawdziwy rajd. Naprawdę odczuwałem perwersyjną przyjemność odkrywając kolejne wariactwa. Dla koneserów rzeczy złych must read.

Będzie długo ale mój przeciążony mózg się tego domaga. Opinia z elementami streszczenia – spoilery!

Ależ to bałagan. Mix absurdów, nagłego ataku moralizatorskiej baśniowości, dziwnych rozwiązań, deus ex machin i niekompatybilnych stylistyk. Całościowo mocno rezonujący z tomem pierwszym, który jeżeli komuś się bardzo podobał to i tutaj powinien się przyjemnie odnaleźć....

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
72
65

Na półkach:

Jednym zdaniem: klasyka Terry'ego Goodkinda.
Uważam, że "Spowiedniczka" jest bardzo dobrym wstępem do sagi "Miecz Prawdy". Wiele objaśnia i pewnie po jej przeczytaniu inaczej czyta się pierwszy tom opowieści o Richardzie i Kahlan. "Spowiedniczka" ukazała się jednak po sadze, którą ja przeczytałem kilka lat temu. W tej kolejności "Spowiedniczka" jest dość przewidywalna, momentami ledwo trzyma się sensu, ale wciąż dobrze się ją czyta i dłuższe fragmenty śledzi z zapartym tchem. Każdy, kto sięgnie po tę książkę z pewnością nie zmarnuje czasu.

Jednym zdaniem: klasyka Terry'ego Goodkinda.
Uważam, że "Spowiedniczka" jest bardzo dobrym wstępem do sagi "Miecz Prawdy". Wiele objaśnia i pewnie po jej przeczytaniu inaczej czyta się pierwszy tom opowieści o Richardzie i Kahlan. "Spowiedniczka" ukazała się jednak po sadze, którą ja przeczytałem kilka lat temu. W tej kolejności "Spowiedniczka" jest dość przewidywalna,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
745
409

Na półkach: , ,

Już od kilku tomów Goodkind bardziej mnie męczył niż bawił. Początkowo i ta część zapowiadała się podobnie. Na szczęście jak już przebrnęłam pierwsze 200 stron zrobiło się naprawdę ciekawie.
Jest to finałowy tom konfliktu z Ładem, więc wiele się dzieje. Główni bohaterowie Richard - czarodziej wojny i Khalan,- obdarzona mocą odbierania ludziom wolnej woli, szukali się już od trzech części. Może trochę zdradzę - znaleźli się. Oni reprezentują życie, walczą o prawo do decydowania o swoim losie, do szczęścia i samodzielności. Ich przeciwnik Jagang włada mocarstwem opartym na Ładzie - filozofi polegającej na wierze, że ciało i dzień dzisiejszy się nie liczą bo po śmierci będzie fajnie - trochę jak większość znanych religii. Musi dojść do starcia...
Książka jest bardzo dobrze przemyślana. Jest mnóstwo akcji, romans, magia i walka. Jest również sporo dialogów, gdzie autor przedstawia swój pogląd na świat. I jest tylko jeden problem - Goodkind nie potrafi pisać dobrych dialogów. Są to długie, napuszone przemowy, brak realizmu w wypowiadanych kwestiach aż boli. No i ciągle wraca do tego co było - jakby nie mógł załatwić sprawy streszczeniem na początku każdego tomu. Mimo mankamentów uważam ten tom za bardzo dobry a cały cykl za warty przeczytania, pomimo że chwilami jest potwornie nudny.

Już od kilku tomów Goodkind bardziej mnie męczył niż bawił. Początkowo i ta część zapowiadała się podobnie. Na szczęście jak już przebrnęłam pierwsze 200 stron zrobiło się naprawdę ciekawie.
Jest to finałowy tom konfliktu z Ładem, więc wiele się dzieje. Główni bohaterowie Richard - czarodziej wojny i Khalan,- obdarzona mocą odbierania ludziom wolnej woli, szukali się już od...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1837
36

Na półkach: ,

Panie Goodkind, po przeczytaniu tego tomu czuję się jakby mnie ktoś agielem potraktował, to żart jakiś był okrutny czy też nieudany eksperyment??? Tak to się skończyć musiało, jeśli innego pomysłu na wielki finał brakło. Bełkot, bełkot, bełkot i deux ex machina... Ostatnio tak się czułem przy finałowych odcinkach serialu Lost - światłość itp. - i to wszystko po pięciu latach oczekiwania. Ja zdjąłem z półki komplecik serii, więc dobrnąłem do finału po miesiącu, lecz niektórzy czekali dłużej (w Polsce 10 lat) - współczuję im...

Panie Goodkind, po przeczytaniu tego tomu czuję się jakby mnie ktoś agielem potraktował, to żart jakiś był okrutny czy też nieudany eksperyment??? Tak to się skończyć musiało, jeśli innego pomysłu na wielki finał brakło. Bełkot, bełkot, bełkot i deux ex machina... Ostatnio tak się czułem przy finałowych odcinkach serialu Lost - światłość itp. - i to wszystko po pięciu...

więcej Pokaż mimo to

avatar
636
410

Na półkach: , ,

Jedenaście tomów, albo inaczej, prawie siedem tysięcy stron sagi za mną. Pierwszą połowę czytałam, gdy byłam o połowę młodsza, drugą niedawno, jednym tchem. Mimo prawie narkotycznego uzależnienia od wchłaniania kolejnych rozdziałów, coraz więcej widziałam wad w tym, co czytam. Tom zaplanowany jako ostatni pomógł mi je ubrać w słowa.

Spoiler: Richard nie wyłysiał mimo ciągłego przeczesywania włosów palcami. Magia.

Największą wadą serii jest to, że coraz większą część jej treści stanowiła nie akcja, a przemówienia. I to nie dialogi, ale pompatyczne, nienaturalne, grafomańskie deklaracje, oświadczenia i tłumaczenia. Gdybym dostawała złotówkę przy każdym identycznym napuszonym tekście o wartości życia, własnej pracy i braniu spraw we własne uzbrojone ręce oraz przy każdym powtórzeniu tego samego zdania, mogłabym kupić sobie całą serię w kilku egzemplarzach. Najciekawszą scenę w najbardziej dramatycznym momencie autor potrafił zepsuć trzymając bohaterów na baczność przez pół godziny prawienia banałów. Niesamowite. Czy to w ogóle czytał jakiś redaktor?

Wcale nie pomagał fakt, że z treścią tych przemówień często się nie zgadzałam, bo tak się składa, że nie jestem za powszechnym dostępem do broni, torturowaniem więźniów, nie pochwalam terroryzmu i nawet nie uważam, że religia to czyste zło. Wszystko to polane było grubo nieprzemakalnym przekonaniem o własnej wyższości i racji. Tylko my używamy mózgu. Oni się nie myją. My możemy, bo oni są gorsi.

Można było spokojnie założyć, że każdy, kto nie stoi po stronie dobra, będzie w którymś momencie próbował zgwałcić którąś bohaterkę. W takim świecie aż trudno uwierzyć, że Nathan i Ann pobili rekord długości aseksualnego związku. Tysiąc lat. Przebij to, Stephanie Mayer!

Końcówka (tymczasowo) ostatniego tomu ujawniła to, co widać było już wcześniej, to znaczy przy tak ważnej roli ideologii w książkach, prawie wszystko było hipokryzją i oratorskimi popisami mającymi wybielać decyzje bohaterów. Obie strony niszczą i torturują, ale nam wolno. Każdy, kto nie pracuje na swoje utrzymanie, jest pasożytem, z wyjątkiem różnych bohaterów po naszej stronie. Nie wolno krzywdzić niewinnych, ale jak już skrzywdzimy, to przecież wina ich rodziców. W każdym można znaleźć dobro, ale ostatecznie nikomu nie damy szansy. Ludzie okłamywani i zmuszani do uległości torturami (tom 6) oraz ich dzieci będą się rodzić w świecie zła, barbarzyństwa i magii niszczącej życie (tom 10). Dołączą do nich niemagiczni wcześniej przez Richarda uwolnieni (tom 8),ale z własnej woli, więc też nie nasza wina. Problem niemagicznego potomstwa Rahla (tom 5) gdzieś się zgubił.

Cały pomysł na zakończenie to, po pięciu sekundach zastanowienia, wielka ściema. Sam Richard przyznawał, rzucając potężne zaklęcie, że po jednym pokoleniu jego rozwiązanie przestanie być sprawiedliwe i w ogóle mieć sens. Nie żeby sens trzymał się kart książki aż do tego momentu. Każdą niespójność i tworzenie dodatkowych problemów autor tłumaczył albo pokrętną logiką albo magicznym żargonem, oczywiście na całych stronicach fatalnych monologów. A po czym poznać, że w pałacu zniknął korytarz? Bo wzorek w marmurze, który w nim był, leży teraz gdzie indziej [przewraca oczami].

Do fabuły mam stosunkowo niewiele zarzutów. Częste porwania Kahlan, raz po raz jakaś próba gwałtu, poszukiwanie kolejnych artefaktów, które ostatecznie do niczego nie służą, i oczywiście wszędobylskie kiczowate monologi, a w kilku tomach porzucenie głównych bohaterów na rzecz trzecioplanowych idiotów, ogólnie niezbyt mocno psuły przyjemność pochłaniania tej lekkiej lektury. Po rozwlekłych pół tysiącu stron następowały błyskawiczne końcówki. Kilka tomów nikt nie mógł poradzić sobie z kilkoma bohaterami, a zginęły mimochodem w pół zdania. Cała plejada ciekawych postaci z poprzednich tomów pojawiła się dosłownie na kilka zdań, jedne po drugich. Setki stron bezproduktywnego myślenia nad strategią i przebłysk zrozumienia w ostatnich sekundach ratuje świat.

Słowem, autor już od kilku tomów marnował potencjał własnych książek. Zanim wszedł na wyżyny patetyczności, hipokryzji i indoktrynacji, cieszył czytelnika prostą rozrywką w postaci przygód, zagadek, zgrabnych scen pojedynków, gier, przekonującego romansu. Mam wrażenie, że to dobre wspomnienia pomagały mi śledzić losy bohaterów, gdy brnęłam ciężko przez niepotrzebne dłużyzny. Nie mogę z czystym sumieniem polecić tej sagi. Nie każdemu i nie przy ilości czasu, którą trzeba jej poświęcić.

Jedenaście tomów, albo inaczej, prawie siedem tysięcy stron sagi za mną. Pierwszą połowę czytałam, gdy byłam o połowę młodsza, drugą niedawno, jednym tchem. Mimo prawie narkotycznego uzależnienia od wchłaniania kolejnych rozdziałów, coraz więcej widziałam wad w tym, co czytam. Tom zaplanowany jako ostatni pomógł mi je ubrać w słowa.

Spoiler: Richard nie wyłysiał mimo...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1560
697

Na półkach: ,

Kontynuuję czytanie cyklu „Miecz prawdy”. Książka zatytułowana „Spowiedniczka” jest ostatnim, finalnym tomem cyklu „Miecz prawdy” ,chociaż z jakiegoś powodu autor postanowił dopisać kilka części przygód Richarda, Khalan i reszty paczki. Ale teraz zajmijmy się książką zatytułowaną „Spowiedniczka”. Przyznam mnie troszkę rozczarowała. W moim przekonaniu, autor powinien zrobić z tego dwie części. Jeśli Goodkind chciał, żeby Richard pograł sobie w Ja La, jako jeniec Imperialnego Ładu, to mógł zrobić z tego jedną cześć, a zakończenie całego cyklu jednak lepiej dopracować, już w kolejnym tomie, a więc dać tym wydarzeniom należną mu rangę. A tak wychodzi na to, że świat się wali a Richard, prorokowany mesjasz, ugania się za jakąś pieprzoną piłką? Dalej czytelnik odnosi wrażenie, że jednak brakuje tutaj tej decydującej bitwy, a nie, że Richard poddaje bez walki Pałac Ludu, a ostatecznym zwycięstwie decyduje jakaś magiczna sztuczka, zwykłe cwaniactwo. A jakby tego było mało, pokonanych, tym, którzy nie chcą magii wysyła w cholerę do diabła czyli do nowego, stworzonego przez siebie świata. To jest zbyt fantastyczne, nawet jak na fantastykę i kompletnie nieprzemyślane. Bo jednak dobra koncepcja fantastyczna musi być spójna i logiczna, nie może być tak, że logika jest naciągana aż do granic niemożliwości. No bo co „ciemny lud to kupi?” No już bardziej realistyczne byłoby ponowne ustanowienie zaświatowych granic, między krainami i światami. A ta zabawa w Boga Richarda jest mocno naciągana. W efekcie wynikł z tego sztuczny podział na tych, którzy chcą się modlić, a tym którym nie jest potrzebna do niczego. Goodkind w najlepsze poleciał antynomiami, czyli sprzecznościami. Zaprzeczył sam sobie. Bo z jednej strony niemal we wszystkich tomach opisywał jakie znaczenie przez tysiąclecia miała dla ludzi znaczenie modlitwa do mistrza Rahla. Tu nawet nie chodziło o to, że jest akt poddańczy Rahlowi, i magiczna ochrona przed nawiedzającymi sny, ale też ta modlitwa dawała ludziom otuchę w każdym tego słowa rozumieniu. Jednym z najważniejszych było, że wojskowi są stalą przeciwko stali, a lord Rahl jest magią przeciwko magii. Czytelnik ma wrażenie, że tym razem autor przeszarżował ze spekulacjami natury psychologicznej. Do tej pory jako tako udawało się autorowi utrzymywanie równowagi między psychologią, a wydarzeniami, co sprawiało, że ten cykl jest ciekawy i chce się go czytać. Tym razem chyba wyszło ewidentne zmęczenie pisaniem u autora. No bo zakończyć to wszystko taką banalizą, to aż wstyd.

Oczywiście nie należy potępiać w czambuł całej tej książki, bo jednak ciekawych motywów jest bez liku, znalazł swój finał wątek zapomnienia przez wszystkich Khalan, a także jej amnezji jaką wywołał czar chainfire. Ryzykowne było, że Khalan dowie się wszystkiego i w konsekwencji plan odwrócenia tego czaru spali na panewce. Jak Richard i Khalan poradzą sobie z tym wszystkim. Przyjaciółka Richarda, siostra Nicci, znowu trafiła w niewolę Imperialnego Ładu, imperator miał wobec niej swoje plany i z zapałem i niesamowitym pożądaniem je realizował. Na swój sposób ją kochał, tylko nie potrafił okazywać tych uczuć. Nicci tych uczuć nie odwzajemniała, mimo, że mogła to wykorzystać i po prostu zostać tak jak Jagang miał w planach imperatorową. Ciekawą rolę odgrywa znowu mała Rachel. To ona przywróciła magiczną moc Richardowi. A także mamy pojedynek wiedźm Shoty i Six, obie nie są w ciemię bite. Jak ta rywalizacja się zakończy?

Oczywiście, osoby które przeczytały poprzednie części cyklu z chęcią przeczytają i ten tom. Ja oceniam „Spowiedniczkę” nieco powyżej przeciętnej, jak na Goodkinda bardzo słabo. No ale może autor spróbuje w kolejnych częściach się zrehabilitować. Jestem ciekaw.

Polecam.







Ad.
* Nawiązując do klasyka z naszego politycznego podwórka, zapewne się domyślicie moi drodzy czytelnicy, że chodzi o Jacka Kurskiego.

Kontynuuję czytanie cyklu „Miecz prawdy”. Książka zatytułowana „Spowiedniczka” jest ostatnim, finalnym tomem cyklu „Miecz prawdy” ,chociaż z jakiegoś powodu autor postanowił dopisać kilka części przygód Richarda, Khalan i reszty paczki. Ale teraz zajmijmy się książką zatytułowaną „Spowiedniczka”. Przyznam mnie troszkę rozczarowała. W moim przekonaniu, autor powinien zrobić...

więcej Pokaż mimo to

avatar
239
74

Na półkach: ,

Książka jest niesamowita. Naprawdę niesamowita. Pomimo stałych aspektów - Richard ratujący Kahlan, problemy z mocą, zły Jajang, itd., itp., to nie można zapomnieć, że jest to jednak częścią fabuły. I jakby na to nie patrzeć, jak na jedenasty tom to książka jest na bardzo wysokim poziomie. Trzyma w napięciu. Połykałam rozdział za rozdziałem z zapartym tchem. Mimo, że pod pewnymi aspektami podobna do innych tomów, to jednak inna. Zakończenie wywołało u mnie lekki uśmiech.
Umiłowanie życia jest czymś najważniejszym. Dążenie do celu, szukanie rozwiązań zaistniałych problemów jest jego elementem. Nie można jednak zapominać, że życie jest czymś najcenniejszym, należy je cenić i przeżyć jak najlepiej się potrafi. Taaak, cieszę się, że dotrwałam do tego tomu, pomimo kilku słabszych. Cieszę się, że dotrwałam do końca, bo było warto!

Książka jest niesamowita. Naprawdę niesamowita. Pomimo stałych aspektów - Richard ratujący Kahlan, problemy z mocą, zły Jajang, itd., itp., to nie można zapomnieć, że jest to jednak częścią fabuły. I jakby na to nie patrzeć, jak na jedenasty tom to książka jest na bardzo wysokim poziomie. Trzyma w napięciu. Połykałam rozdział za rozdziałem z zapartym tchem. Mimo, że pod...

więcej Pokaż mimo to

avatar
746
50

Na półkach: , , , ,

Trudno zliczyć, który to już tom cyklu. Który by nie był cykl „Miecz Prawdy” zajmuje już prawie całą półkę w mojej biblioteczce (i powoduje jej ugięcie, grożące już prawie złamaniem). Nie przepadam za wytworami wielo-tomowymi/odcinkowymi/częściowymi, ponieważ często ich poziom świadczy o tym, że mają tylko nabijać kabzę twórcom, którzy odcinają kupony od osiągniętego sukcesu. Jak wszędzie zdarzają się jednak wyjątki – Dr. House, Teoria Wielkiego Podrywu (swoją drogą co za głupie tłumaczenie),Gwiezdne Wojny – ile by tego nie było i tak „wezmę”. „Miecz Prawdy” również należy do tego grona.

Co zabawne powinnam tutaj napisać sztampa, sztampa i jeszcze raz sztampa – oklepane pomysły, powielanie schematów, przewidywalność. Zdawać by się mogło, że znajdziemy tutaj tylko wady, a jednak ponownie, jak w przypadku poprzednich tomów, nie.

„Spowiedniczka” stanowi kontynuację wydarzeń zapoczątkowanych i następnie rozwiniętych w tomach „Pożoga” i „Fantom”. Armia Imperialnego Ładu stoi pod murami Pałacu Ludu szykując się do ostatecznego rozstrzygnięcia, które przyniesie panowanie Ładu nad światem. Zaklęcie „Chainfire” skażone przez demony sieje spustoszenie w ludzkich umysłach. Richard, pozbawiony daru, przebywa w niewoli Imperialnego Ładu, a szkatuły Ordena znajdują się w grze. Zgodnie z przepowiednią świat stoi na krawędzi Wielkiej Pustki. Czy jest jeszcze jakaś nadzieja?
Mamy więc, co charakterystyczne dla całej sagi, wielowątkową fabułę, która o dziwo prawie się nie rozjeżdża. Za spójność spory plus. Co jednak oczywiste po kilku tomach napisanych w podobnym stylu, od pierwszej strony wiemy jak to wszystko się potoczy. Przyznać jednak muszę, że w paru miejscach autor zaskakuje zastosowanymi rozwiązaniami.
Cała magia tej książki polega na tym, że nawet domyślając się co się wydarzy i tak ją przeczytasz.

Jak zwykle, mimo wszystko, podobało mi się. Nawet bardzo. Kolejne tomy pewnie przeczytam, szczególnie, że już je mam.

Trudno zliczyć, który to już tom cyklu. Który by nie był cykl „Miecz Prawdy” zajmuje już prawie całą półkę w mojej biblioteczce (i powoduje jej ugięcie, grożące już prawie złamaniem). Nie przepadam za wytworami wielo-tomowymi/odcinkowymi/częściowymi, ponieważ często ich poziom świadczy o tym, że mają tylko nabijać kabzę twórcom, którzy odcinają kupony od osiągniętego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
87
69

Na półkach:

Zakończenie całego cyklu oceniam na "W porządku". Nie było rozczarowania, nie było też WOW. Solidna część.

Zakończenie całego cyklu oceniam na "W porządku". Nie było rozczarowania, nie było też WOW. Solidna część.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    1 653
  • Chcę przeczytać
    768
  • Posiadam
    394
  • Ulubione
    107
  • Fantastyka
    41
  • Fantasy
    28
  • Chcę w prezencie
    20
  • Miecz Prawdy
    15
  • Terry Goodkind
    12
  • Miecz prawdy
    10

Cytaty

Więcej
Terry Goodkind Spowiedniczka Zobacz więcej
Terry Goodkind Spowiedniczka Zobacz więcej
Terry Goodkind Spowiedniczka Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także