rozwińzwiń

Las ożywionego mitu

Okładka książki Las ożywionego mitu Robert Holdstock
Okładka książki Las ożywionego mitu
Robert Holdstock Wydawnictwo: Zysk i S-ka Cykl: Las ożywionego mitu (tom 1) fantasy, science fiction
317 str. 5 godz. 17 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Las ożywionego mitu (tom 1)
Tytuł oryginału:
Mythago Wood
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Data wydania:
1996-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1996-01-01
Liczba stron:
317
Czas czytania
5 godz. 17 min.
Język:
polski
ISBN:
8371501404
Tłumacz:
Michał Jakuszewski
Tagi:
tajemnica las historia
Średnia ocen

7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
197 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
148
81

Na półkach: , , ,

Bardzo ciężko mi było wejść w mitologię i zrozumieć ją, szczególnie przez pierwszych 100 stron. Potem już było tylko lepiej.

Bardzo ciężko mi było wejść w mitologię i zrozumieć ją, szczególnie przez pierwszych 100 stron. Potem już było tylko lepiej.

Pokaż mimo to

avatar
963
463

Na półkach:

Nie zapowiadała sie dobrze, tak dobrze. Jakbym chciała komus opowiedzieć o czym jest to wyszlo by jak zwykle:) jakies robin hoody kątem oka? Milosc do bohaterki mitologicznej? Las kolo domu? Serio?
Ale naprawde fajne i tak odswiezajace spojrzenie na .. fantastyke.

Nie zapowiadała sie dobrze, tak dobrze. Jakbym chciała komus opowiedzieć o czym jest to wyszlo by jak zwykle:) jakies robin hoody kątem oka? Milosc do bohaterki mitologicznej? Las kolo domu? Serio?
Ale naprawde fajne i tak odswiezajace spojrzenie na .. fantastyke.

Pokaż mimo to

avatar
191
191

Na półkach: , ,

Lisioł ożywionego mitu
.
Las Ryhope to miejsce dziwne, Lisioł musi przyznać. Widzi się tam rzeczy niestworzone, człowieka nawiedzają istoty rodem z legend, a z ciemności dochodzi ryk niepowstrzymanych bestii – a to wszystko przed otwarciem butelki! Słysząc taką zachętę, Lisioł spakował swoje manatki (głównie w formie płynnej) i u boku (na ramieniu) Stevena Huxleya wyruszył do Oak Lodge, gospodarstwa położonego na skraju lasu Ryhope. Lasu o tyle osobliwego, iż nie ma go na żadnej mapie, a dotarcie do jego serca wydaje się niemożliwe. W ten sposób rozpoczyna się „Las ożywionego mitu” Roberta Holdstocka – książka, która futrzaka bardzo pozytywnie zaskoczyła.
.
Jednakże Lisioł nie przybył do Oak Lodge, aby oglądać drzewa przez lornetkę! Tutaj jest zagadka do rozwiązania! Ojciec Stevena zniknął w czeluściach Ryhope, a wkrótce potem dołączył do niego starszy z synów, Christian. Jakby tego było mało, Stevena zaczyna odwiedzać piękna nieznajoma rodem z epoki brązu. Lisioł również zaczyna odczuwać wpływ Ryhope i na krawędzi wzroku zaczyna dostrzegać pierwsze widziadła – głównie butelki oraz truskawki. W takiej sytuacji można zrobić tylko jedno: wyruszyć w drogę do serca lasu oraz odważnie stawić czoła Urscumugowi – olbrzymowi o wyglądzie człowieka-dzika i manierach… też człowieka-dzika.
.
Lisioł celowo nie chce pisnąć zbyt wiele o fabule oraz odkryciach, jakie czekają na czytelników w lesie Ryhope, ale zachęca wszystkimi łapkami (i ogonkiem),abyście odwiedzili to miejsce. Tylko nie próbujcie przelecieć nad nim samolotem. Lisioł próbował, co nieomal zakończyło się przymusowym spotkaniem z ziemią! „Las ożywionego mitu” to podróż w głąb mitu, historia o przekraczaniu granic w imię pasji, obsesji oraz miłości. Z pewnością nie jest to klasyczna powieść drogi, gdzie z mieczem w łapce Lisioł (a jakże) uratuję nadobną panią i zaprowadzi porządek w magicznym królestwie. Ryhope jest inne, to dosłownie las ożywionego mitu, a mity nie są gładkie, przyjemne i przywiązane do fabularnych konwenansów. Być może trzecia część książki nieco się dłużyła, ale Lisioł z radością odwiedził miejsce, gdzie wciąż można napotkać nieznane.

Lisioł ożywionego mitu
.
Las Ryhope to miejsce dziwne, Lisioł musi przyznać. Widzi się tam rzeczy niestworzone, człowieka nawiedzają istoty rodem z legend, a z ciemności dochodzi ryk niepowstrzymanych bestii – a to wszystko przed otwarciem butelki! Słysząc taką zachętę, Lisioł spakował swoje manatki (głównie w formie płynnej) i u boku (na ramieniu) Stevena Huxleya wyruszył...

więcej Pokaż mimo to

avatar
506
506

Na półkach:

Genialna ilustracja na okładce już daje nam przedsmak klimatu, w jakim toczyć się będzie opowieść Roberta Holdstocka. Będzie mrocznie, zapewne nawet bardzo mrocznie, będą stwory i gęstwa lasu, za którą kryje się „wewnętrze” – skrywane, niedostępne, obsesyjnie upragnione i pełne zagadek. Wydaje nam się, że jesteśmy zatem przygotowani mniej więcej na to, co się wydarzy, co nas czeka. Otwieramy więc książkę, mościmy się w wygodnym fotelu, obkładamy poduszkami i… dębowy las zasysa nas ze szczętem, wchłania i zagarnia, obejmując konarami, wichrząc włosy powiewem wiatru w którym zdaje nam się, że słyszymy szeleszczące – witaj.

Wpadamy od razu w sam środek opowieści, podążając niecierpliwie za wspomnieniami bohaterów możemy spoglądać na to, co było, zaś towarzysząc im w codzienności, przeżywamy bieżące chwile.

Steven Huxley nie bardzo ma ochotę powracać z Francji, gdzie przechodzi rehabilitację z powodu ran odniesionych na wojnie. Wielki, ponury dom na angielskiej prowincji, przytulony do ściany lasu Ryhope, nie kojarzy mu się najlepiej. Przywodzi na myśl uczucie lęku przed zmiennymi nastrojami ojca, jego wyobcowanie i odsunięcie od rodziny oraz dziwny niepokój, który narastał w miarę wpatrywania się w las, jakaś trwożna pewność, że puszcza też mu się przygląda, tysiącem oczu, i czeka… aż w końcu odważy się w nią wejść. To las pożerca, wciągający cię w swą gęstwinę, przywołujący, uzależniający niczym narkotyk i podobnie wyniszczający. Zabierał Stevowi i jego bratu ojca, zagarniał jego myśli i uwagę, a także jego samego na całe tygodnie i trzymał w swoich mackach, z których już go nie wypuścił. Steve, ujrzawszy po kilku latach brata, już wie, że z nim dzieje się podobnie, że Ryhope płynie już w jego krwiobiegu, nasączając go powoli swoją trucizną.

Las z pozoru zwyczajny, lecz im bardziej się w niego zagłębiasz, tym mocniej zdaje się ożywać. „Tu, na skraju lasu, drzewa były małe, lecz gdy przeszliśmy sto jardów, ich prawdziwy wiek zaczął być widoczny. Potężne, sękate pnie dębów, puste, na wpół martwe i powykręcane, niemal jęczały pod ciężarem konarów. Grunt wzniósł się lekko. Ciągłość splątanego poszycia przerwały zwietrzałe, pokryte porostami głazy z szarego wapienia. Gdy minęliśmy grań, teren opadł ostro, a charakter lasu uległ subtelnej zmianie. Wydawał się on teraz mroczniejszy i bardziej żywy. Zauważyłem, że przenikliwe głosy wrześniowych ptaków, słyszalne na jego skraju zastąpiła tu rzadziej słyszana żałobna pieśń.”

Nachodzi nas taka refleksja, która staje się dość natrętna w trakcie lektury, na ile umysł ludzki jest w stanie wpływać na rzeczywistość, jak ścisła jest ta symbioza i jak oddziałuje w obu kierunkach – od naszego wnętrza, generując określone myśli, wyobrażenia i zachowania, ale też przeciwnie – na zewnątrz, kreując obrazy, postaci, zjawiska. Czy to co widzimy jest prawdą, wykrzywioną realnością, zmienioną poprzez nasze emocje, czy może w ogóle fantazmatem, chimerą, dziwaczną fantasmagorią schizofrenicznej aury. Biorę przy tym pod uwagę rożne aspekty: genetyczną podatność, wspomnienia z dzieciństwa, opowieści ojca, wpływ jego dziennika oraz całkowitą samotność w bliskości leśnych odgłosów, wycia wiatru, bębnienia kropel deszczu o dach, oddechu starych murów, skrzypiących i trzeszczących, gdy rozprostowują swoje popękane, łuszczące się „grzbiety”. Człowiek jest podatny na sugestie, na emanację otoczenia, ulega przywidzeniom, niekiedy zaś bierze je za prawdę, zaprzeczając realnemu światu. To zaledwie jedna z możliwych interpretacji, możemy tworzyć ich wiele i każda będzie równouprawniona. A ponieważ chcemy wierzyć w baśnie, w legendy, wczytujemy się z ekscytacją w mity, szukamy potwora z Loch Ness i śnieżnego Yeti, dotykamy menhirów, licząc na otwarcie się portalu do równoległego świata, to może przyjmijmy, że człowiek może siłą swej wiary i umysłu ożywić mit, zmaterializować go i próbować okiełznać, co może się źle dla niego skończyć. Mitotwory mają moc tak wielką, jak nasza wiara w nie, a nasz lęk jedynie ją intensyfikuje. Ghule, Gałęźniki, elfy, Urscumug, Cuhullainn, postaci wszystkich możliwych i niemożliwych epok, nawet te sprzed powstania człowieka. Wszystkie groźne, ponure, wojownicze i nieprzewidywalne, z mitów celtyckich zrodzone, wrośnięte w anglosaską kulturę i folklor, obecne w zbiorowej pamięci archetypy.

A las, ich schronienie i baza wypadowa do eksplorowania dalszych terenów „robił wrażenie splątanego, gęstego i wrogiego. Widziałem ciągnące się daleko ulistnione wierzchołki drzew. Nie było w nich żadnej przerwy – szarozielone morze falujące na wietrze. Wyglądało niemal jak organizm, pojedyncze jestestwo, oddychające i poruszające się niespokojnie pod wzrokiem niepożądanych gości obserwujących je z powietrza.” Personifikacja puszczy jest tutaj stałym zabiegiem stylistycznym, konsekwentnym i zgrabnie ubranym w słowa. Pogłębia dodatkowo atmosferę niesamowitości i zagrożenia, które z pewnością jest większe i może mieć poważniejsze konsekwencje, gdy spada ze strony istoty świadomej, myślącej, potrafiącej żywić i pielęgnować urazę. Tak więc las żyje, chytrze strzeże swoich tajemnic i podchodzi coraz bliżej zabudowań Huxley`ów, zapewne z zamiarem rozgoszczenia się tam na dobre.

Steven jest już jednak złapany w inne sidła, by strach zdołał go powstrzymać, gdyż nawet w lesie ożywionego mitu można spotkać miłość. I wówczas wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Jednocześnie zaś, kochając za mocno lub lękając się utraty tej miłości zdarza nam się gubić zmysły i kontakt z rzeczywistością, zapadamy się w jakieś chore, wykoślawione rejony, zapominając drogę powrotną. A jeśli myśl o tej samej kobiecie opęta zarówno ojca, jak i obu synów… trop jeden z wielu możliwych, co właśnie czyni tę powieść tak fascynującą.

Ta historia jest wieloogniskowa, czytając odkrywamy warstwę po warstwie. Pod tą realną, z wojną i nieprzyjaznym domem rodzinnym, kryje się głębsza, psychologiczna, a więc spiętrzenie uczuć, traum, może nawet stres pourazowy, wynikający z silnych, wojennych doświadczeń. Dalej dokopujemy się do podświadomości, pragnień nieujawnionych i niewyrażalnych, które formują się jedynie w wyobraźni, a tę łatwo pomylić z realem. Jest też mitologia, tajemnicze przypowieści, archetypiczne wyobrażenia, magia pradawna, być może uwewnętrznione celtyckie dziedzictwo. Do tego opisy puszczy, będącej schronieniem dla tego wszystkiego, co było kiedyś, a teraz stanowi legendę, a może i historię… prymitywne ludy z epoki brązu czy żelaza, bohaterowie znani z przekazów i klechd – tutaj żyją, walczą, przekraczają granicę … właśnie, czego? Lasu, snu, podświadomości, równoległego świata, jakich ponoć wiele…

A więc co tu jest prawdą, a co zmyśleniem, w co uwierzyć, a co między bajki włożyć? Czy to jednak tak naprawdę ważne? Liczy się znakomita opowieść, świat, który ona przed nami otwiera i pozwala nam weń wniknąć, na jakiś czas się w nim zatracić, by zapomnieć o tu i teraz. Emocje i wzruszenia wywołane spotkaniem Stevena i Guiwenneth, kibicowanie ich miłości, obawa przed konsekwencjami wrogości między braćmi i podziwianie tego, co niechętnie i powoli odkrywa przed nami przepastna knieja Ryhope, te mocne bicia serca i urywany oddech, zostaną z nami na długo. Drogi Terminusie – kiedy kolejne części. Nie trzymaj nas w niepewności.

Genialna ilustracja na okładce już daje nam przedsmak klimatu, w jakim toczyć się będzie opowieść Roberta Holdstocka. Będzie mrocznie, zapewne nawet bardzo mrocznie, będą stwory i gęstwa lasu, za którą kryje się „wewnętrze” – skrywane, niedostępne, obsesyjnie upragnione i pełne zagadek. Wydaje nam się, że jesteśmy zatem przygotowani mniej więcej na to, co się wydarzy, co...

więcej Pokaż mimo to

avatar
610
601

Na półkach: , , ,

To jedna z tych książek, które wzbudzają wspomnienia... czasu kiedy las był tajemniczym miejscem. Miejscem zabaw, fantazji i dziecięcych mitów. szałasy, ziemianki, grzyby, walki z drzewami, które na chwilę zamieniały się w potwory... podchody, pułapki, podglądanie zwierząt. Robert Holdstock sięgnął po las jako inkubator mitów, w którego czeluście powstają mitostwory niczym byty "S" na pokładzie stacji badawczej na Solaris. Mity funkcjonują w zbiorowej pamięci, powstają, przeobrażają się i trwają... mitologia miast, mitologia wsi... nawet dzieci mają własną mitologię.

To jedna z tych książek, które wzbudzają skojarzenia. Może być ich naprawdę wiele bo od czytelnika zależy jak wiele materiału do skojarzeń dostarczy. Oczywiste jest skojarzenie z "Solaris" Lema (książka została również wspomniana w posłowiu). Ale to nie wszystko. Bardzo mocno kojarzyła mi się z cyklem Stephen'a Lawhead'a "Pieśń Albionu", ze względu na motywy celtyckie/bretońskie oraz przenikanie się świata rzeczywistego z mitami. Skojarzeniami mniej oczywistymi były "Nigdziebądź" Gaiman'a i "Loniedyn" Mieville... swego rodzaju nowa mitologia i podskórny świat, gdzieś pod powłoką rzeczywistości. Ale znalazło się też miejsce na motyw krokodyla ścigającego Kapitana Haka. Takie książki są najlepsze - przywołują skojarzenia, dawno doświadczone wrażenia i obrazy... mitotwory.

To jedna z tych książek, które wciągają, urzekają, dają pożywkę wyobraźni. Malują piękne obrazy... Bo czyż nie piękny jest niemal nieprzebyty las, który mieści cały świat i czas? Pozwalający powstać i trwać niezwykłym istotom. Las przyciąga i szepcze historie. Las mnie urzekł zupełnie.

Ale... to jedna z tych książek... którym "czegoś" brak... czegoś nieuchwytnego i niedookreślonego. Czegoś co stuka jak luźne koło. Jakoś nie potrafiłem tak samo wciągnąć się w trzecią część "Serce lasu". Bohaterowie weszli w las w pościgu, spotkali shamiga i Kushar, Sasów i szamana Sorthalana... ale mimo to, nie było tego klimatu, kiedy las był tajemnicą i Steve żył obok niego... pozostało już tylko odegranie mitu do końca i jakoś zbyt szybko to stoczyło się z górki. Zakończenie przyjąłem słowami "no dobra i?" I nic.

Doprawdy do lasu można wejść tylko do połowy...
Bo dotarłszy tam, zaczyna się z niego wychodzić.

To jedna z tych książek, które wzbudzają wspomnienia... czasu kiedy las był tajemniczym miejscem. Miejscem zabaw, fantazji i dziecięcych mitów. szałasy, ziemianki, grzyby, walki z drzewami, które na chwilę zamieniały się w potwory... podchody, pułapki, podglądanie zwierząt. Robert Holdstock sięgnął po las jako inkubator mitów, w którego czeluście powstają mitostwory niczym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1480
576

Na półkach: , , ,

Oczarował mnie zamysł tej historii, dotknięcie celtyckich mitów, legend arturiańskich i wielu innych, które autor świetnie wykorzystał. Genialny pomysł mitotworów, które tworzy umysł, czyli wyobrażenia powstałe z tęsknot, pragnień, potrzeb, jednak obwarowane przez jakieś granice wytyczone przez osadzone już w naszej świadomości legendy. I przede wszystkim las. Ta historia dotyka głęboko tęsknoty za pradawnym lasem, który skrywa tajemnice życia, las jest najwspanialszym bohaterem tej powieści, najbardziej upragnionym przeze mnie, ale w konsekwencji tych oczekiwań odrobinę rozczarowującym. Historia nie porwała mnie tak jak tego oczekiwałam – zabrakło mi czegoś, może język sam w sobie, sposób opowiedzenia tej historii, może sam główny bohater, który nie ujął mnie swoim charakterem, podobnie jak postać kobiecego mitotworu Guiwenneth, zbyt mocno kojarzący mi się z klimatem “Mgieł Avalonu”, które delikatnie mówiąc, nie przypadły mi do gustu.
Podobało mi się natomiast zakończenie – nie było realizacją jakiegoś wielkiego ostatecznego starcia, którego się obawiałam. Bardzo budująca okazała się świadomość, że głęboko w człowieku drzemie chęć pojednania… Jednak takie światy rządzą się swoimi prawami i ostatecznie okazuje się, że nie można uciec przed nieuchronnością mitu. Co się miało wydarzyć – wydarzyło się.

Oczarował mnie zamysł tej historii, dotknięcie celtyckich mitów, legend arturiańskich i wielu innych, które autor świetnie wykorzystał. Genialny pomysł mitotworów, które tworzy umysł, czyli wyobrażenia powstałe z tęsknot, pragnień, potrzeb, jednak obwarowane przez jakieś granice wytyczone przez osadzone już w naszej świadomości legendy. I przede wszystkim las. Ta historia...

więcej Pokaż mimo to

avatar
465
271

Na półkach: , , ,

„Nawiedziło mnie poczucie rozpoznania… oto było coś, co znałem przez całe życie, tylko że o tym nie wiedziałem…”

Sięgnąłem po „Las ożywionego mitu” nie dlatego, że urzekła mnie postać skulonej za powalonym pniem dziewczyny, zerkającej z trwogą na wychylającą się zza sosen monstrualną postać człowieka-dzika. Słyszałem trzask łamanych gałęzi i jego ryk, ponure i groźne „roarr”. Widziałem kołyszącą się na grubej, pokrytej szczeciną szyi głowę, przybraną straszliwymi rogami… Nie, to nie do końca w rysunku (skądinąd świetnym) rzecz, lecz w tytule, który intryguje tak samo, jak postać autora, Roberta Holdstocka (nie zamierzam jednak zanudzać czytelniczek i czytelników biografią niemalże nieznanego u nas pisarza; jedyne na co chcę zwrócić uwagę to fakt, iż Holdstocka czytać trzeba).
„Las ożywionego mitu” już od pierwszych stron osacza nas swoistą aurą, tajemnicą ukrytą za leśną ścianą. Steven, po zakończeniu działań wojennych, wraca do rodzinnego domu położonego gdzieś głęboko na prowincji, z dala od miast i ludzkich siedzib. Domu na w pół opuszczonego, a z pewnością zapuszczonego, domu w którym jedynym mieszkańcem jest brat bohatera, Chris. I dość szybko wiadomo, że „coś jest nie tak”. Okazuje się, że ojciec obu, niejaki George Huxley, owładnięty kompulsywnym pragnieniem poznania, badał las, który graniczy z posiadłością. Wreszcie, pochłonięty manią, poszukiwaniem kogoś lub czegoś, co kryło się w jego głębi, zniknął, zapadł się pod ziemię, zostawiając po sobie dziennik z na wpół powyrywanymi zeń kartami. Aby tego było mało, Chris zdaje się być zarażony tą samą obsesyjną chorobą, tym samym natręctwem, która zawładnęło starym Georgiem. Steven nie może porzucić narastającej w nim myśli, że wszystko co tajemne i dziwne, kryje się na podwórzu, niemal dotyka bryły domu. Las Ryhope, moi drodzy, wyuczył już nowego mieszkańca Oak Lodge…

I nie da mu zasnąć…

A czytajcie sobie sami, powinienem powiedzieć i na tym zakończyć recenzję. Już przecież napisałem, że książka jest świetna, prawda? A nie, nie, nie będzie tak łatwo. Bo „Las…”, tak jak na Stevena i Chrisa, wpłynął i na mnie. Bo to, co Holdstock wyczynia z tekstem i prowadzoną akcją, zasługuje na najwyższą pochwałę.

Czułem zapach lasu, tej specyficznej wilgoci, ziemi zroszonej deszczem, mchu i rozkładających się liści, zapachu ukrytego w cieniach dnia. Słyszałem szum i kołysanie się drzew, trzaski i ocieranie gałęzi o siebie, jedyne w swoim rodzaju pulsowanie, które przypomina bicie serca ale płynące gdzieś zza kotary czasu, pradawne. Dzięki literackim talentom Holdstocka Ryhope staje się czwartym bohaterem powieści. Jest jak pierścień Froda, cały czas towarzyszy nam w podróży, nie czyni, nie mówi nic, a wpływa na nas i bohaterów bardziej niż cokolwiek innego. I kryje w sobie tajemnicę, która jedynie pozornie jest wyjaśniona.
Wszystko to, co dzieje się w lesie, ociera się o magię, o ułudę, o szaleństwo. Im bardziej zanurzamy się w głąb, tym bardziej historia Stevena jest Waszą historią. Naprawdę (a w moim wypadku to ewenement, jakoś tak jestem skonstruowany, że nie straszne mi groza i czytanie o wyciu wilka w nocy) przechodziły mnie dreszcze, bo Holdstockowi udało się wykreować nie tylko rozbudowany ale niesamowicie mroczny świat, który ożywa wraz z każdą przerzucaną stroną jego powieści. Ponadto gdy wszystko zaczyna się rozjaśniać, wciąga bohaterów (a przy tym i nas) jeszcze bardziej w czeluść: las ożywa, próbuje wedrzeć się do domu Stevena i zawładnąć jego wolą. Pojawia się wówczas pochodząca z lasu kobieta, postać jak ze snu, a jednocześnie piekielnie realna, stworzona z mgły i wspomnień, pachnąca ziemią, dzika i nieokiełznana. I gdy wydawałoby, że już naprawdę więcej nie można, Holdstock znów zaskakuje: Ryhope to przechowalnia, to katalizator (więcej nie napiszę, bo nie chcę Wam odbierać przyjemności poznania),dzięki któremu to, co nierealne, staje się, tak jak książka przedłużeniem lasu, bramą, przez którą Ryhope przenika do naszego świata. Jak Steven, za którym podążamy coraz głębiej i dalej, dostrzegamy coś na krawędzi widzenia, co drażni nasze zmysły, zajmuje nasze myśli. Ale znika, gdy tylko popatrzymy w tamtym kierunku. Jednocześnie tkwi ciągle jak zadra, odczuwalne ale nadal nieuchwytne i nienamacalne…
Można „Las…” czytać na tyle sposobów, na ile starczy nam sił. I już samo to czyni z powieści księgę niezwykłą. Bo można wszystko uznać za urojenia, powidoki wojennych traum (pojawia się przecież postać zestrzelonego nad Francją pilota). Można czytać ją jako historię o szaleństwie i ozdrowieniu, nieustającej pogoni za czymś nierealnym (mitem? legendą?),o wiecznej tułaczce człowieka za mistyką, za czymś, co kiedyś było wśród nas, a teraz zginęło, pozostało jedynie w podświadomości i nocnych marach. Można również czytać „Las…” jako powieść ze zwykłą fantastyczną przygodą w tle. O bohaterze, który odrzuca to, co mu jest pisane, a jednocześnie wbrew sobie podąża ustaloną (przez kogo?) drogą i bez względu na to, jak bardzo będzie się wiercił, jak bardzo będzie chciał z niej zejść i tak na nią wróci, by na jej końcu spotkać swoje przeznaczenie. Zwrócicie uwagę, jakie postaci przepływają przez tę historię – i dzicy wojownicy, i rycerz, i wiedźma-szeptunka, są tu rzymskie ruiny, w których schronienie znajdują potrzebujący, święte gaje i druidzi. To kopalnia metafor, symboli i odnośników do dawnych wierzeń i mitów (rzymskich, celtyckich, arturiańskich i wielu, wielu innych),do dawno zapomnianego języka (Holdstrock naprawdę nas nie oszczędza). W ich zrozumieniu, poznawaniu i odczytywaniu wieloznaczeń ograniczyć Was może tylko wyobraźnia (czymże w ogóle jest Oak Lodge, a czym Ryhope?). Przewijająca się przez powieść, nieustająco zmieniająca się rzeka (będąca granicą albo mostem, barierą albo przejściem, łapaczem czasu, przedmiotów i ludzi itd.),którą bohaterowie a to przekraczają, a to idą wzdłuż jej brzegów, sama w sobie daje tysiące możliwości interpretacyjnych.
To także książka o czworokącie, miłości i pożądaniu. Niejednoznacznie posplątane drogi bohaterów łączy jedna kobieta, lecz czy Guiwenneth rzeczywiście istnieje? Może jest tylko wytworem wyobraźni? A jeśli to prawda, to czy coś w tym złego? Czy taki „twór” nie może… być? Ten wątek łączy się z postacią Georga Huxleya, człowieka zagubionego (także w znaczeniu filozoficznym),który dla mrzonki (jak się zdaje),a może w poszukiwaniu utraconej miłości (no właśnie!) lub dla przekroczenia bram zaświatów poświęca szczęście rodzinne. Wreszcie można doszukać się w „Lesie…” odwiecznej wojny dobra ze złem, konieczności stoczenia decydującej walki pomiędzy tym, który przyniesie „pokój w galaktyce” a niszczycielem, sprawcą początku końca.
A dla mnie to przede wszystkim książka o potędze wyobraźni, o niezmienności rozumianej jako potrzeba poszukiwania niezwykłości w otaczającym nas realizmie dnia. O tym, że ciągnie nas do obcowania z czymś dzikim, pochodzącym z najciemniejszej otchłani (lasu),do rytuałów i czarowników, prapoczątków religii, czegoś pierwotnego i pochodzącego z najczystszego źródła. O tym, co potajemnie drzemie w każdym z nas, o mitotworach, postaciach z dziecięcych legend i podań, stworzeniach ukrytych w opowieściach dziadków. O powrotach do czasów, gdy o świcie wznoszono dzięki do boga słońca, a nocą oddawano cześć księżycowi.
Mam nadzieję, że udało mi się oddać mój zachwyt „Lasem ożywionego mitu”. Holdstock stworzył wielowymiarową powieść, którą doświadczać można na dziesiątki sposobów. Życzę Wam abyście i Wy doznali poczucia rozpoznania. Czytajcie Holdstocka!

Książkę otrzymałem z portalu Sztukater.

„Nawiedziło mnie poczucie rozpoznania… oto było coś, co znałem przez całe życie, tylko że o tym nie wiedziałem…”

Sięgnąłem po „Las ożywionego mitu” nie dlatego, że urzekła mnie postać skulonej za powalonym pniem dziewczyny, zerkającej z trwogą na wychylającą się zza sosen monstrualną postać człowieka-dzika. Słyszałem trzask łamanych gałęzi i jego ryk, ponure i groźne...

więcej Pokaż mimo to

avatar
468
92

Na półkach: , ,

„Las ożywionego mitu” Roberta Holdstocka to powieść fascynująca pod względem podejścia autora do tematyki mitologicznej. Holdstock sięga po campbellowski wzorzec monomitu i archetypy Junga, by pokazać las, który staje się centrum mitotwórczej aktywności. W jego ujęciu mit nie jest czymś stałym, niezmiennym, lecz bezczasową opowieścią, dziejącą się zarówno tu i teraz, jak i w zamierzchłej przeszłości ludzkości. Steven wkraczając do lasu wpada w ścieżki mitu, dopasowuje się do pewnych konwencji, ale posiada także moc ich zmieniania.
Opowieści i archetypy istnieją od zarania dziejów, ale zmieniają się i dopasowują w zależności od bohaterów, którzy w danym momencie są ludziom potrzebni. Bohaterowie, a właściwie ich przekształcone wersje trafiają do mitów, są opowiadane na nowo, ale wciąż wracają do korzeni. Holdstockowi udało się odtworzyć ten niezwykły rytm mitu, bezczasowość, wpisanie nowych bohaterów w istniejące od prawieków ramy narracyjne.
„Las ożywionego mitu” wymaga od czytelnika znajomości przynajmniej podstawowych mitów brytyjskich, bo choć motywy mityczne są uniwersalne, jak odgrywający dość dużą rolę w powieści wątek Dzikiego Gonu, to jednak Holdstock wywodził się z tego kręgu kulturowego i nawiązania są najsilniejsze. Ciekawa jest też relacja pomiędzy „Lasem ożywionego mitu”, a twórczością Tolkiena. Choć pozornie obaj pisarze rozpoczynają z dość odmiennych stanowisk, to dostajemy jednak scenę, gdy Keeton niczym Sam zastanawia się nad tym, jak to znalazł się w jednej z Wielkich Opowieści. Holdstock zostawia czytelnikowi wiele miejsca do własnej interpretacji i różne klucze, z których może skorzystać.

„Las ożywionego mitu” Roberta Holdstocka to powieść fascynująca pod względem podejścia autora do tematyki mitologicznej. Holdstock sięga po campbellowski wzorzec monomitu i archetypy Junga, by pokazać las, który staje się centrum mitotwórczej aktywności. W jego ujęciu mit nie jest czymś stałym, niezmiennym, lecz bezczasową opowieścią, dziejącą się zarówno tu i teraz, jak i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
108
7

Na półkach: ,

Powiem tylko tyle, po jakichś 25 latach szukania, znalazłam ją i kupiłam w jakimś antykwariacie. Ze wszystkich książek, jakie przeczytałam te 20 lat temu, tylko tą nadal wspominam. Czemu ma tak mało opinii, czemu nikt o niej nie słyszał?

Dla każdego to będzie inna książka, dla mnie to akurat ta. To wtedy otworzyła mi się "ta" klapka w mózgu, pt. ach, to o to właściwie chodzi w tym całym pisaniu książek i ich czytaniu!

Książka powinna być właśnie o tym, co nie zostało zapisane. O tym, czego się nie da zapisać.

Powiem tylko tyle, po jakichś 25 latach szukania, znalazłam ją i kupiłam w jakimś antykwariacie. Ze wszystkich książek, jakie przeczytałam te 20 lat temu, tylko tą nadal wspominam. Czemu ma tak mało opinii, czemu nikt o niej nie słyszał?

Dla każdego to będzie inna książka, dla mnie to akurat ta. To wtedy otworzyła mi się "ta" klapka w mózgu, pt. ach, to o to właściwie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
80
9

Na półkach:

Niezwykle wciągająca, okraszona wszechobecnym mitem opowieść. Kaskada baśniowych wierzeń, różnorodnych charakterów, czy bezkresnych krain rozciągających się poprzez owy mityczny las, to wspaniale skomponowany świat elektryzującej magii oraz szeregu hipnotyzujących baśni, wykreowanych w głównej mierze przez ludzką psychikę. Intrygujących postaci poznajemy tutaj multum; trapią ich, rzecz jasna, poszczególne życiowe rozterki, a przewodnia wędrówka przez pradawne okresy naszej planety, starannie uzupełnia obraz wykwintnej przygody doświadczonej przez nieugiętą postać Stevena.
Lektura wciągnęła mnie bez reszty.

Niezwykle wciągająca, okraszona wszechobecnym mitem opowieść. Kaskada baśniowych wierzeń, różnorodnych charakterów, czy bezkresnych krain rozciągających się poprzez owy mityczny las, to wspaniale skomponowany świat elektryzującej magii oraz szeregu hipnotyzujących baśni, wykreowanych w głównej mierze przez ludzką psychikę. Intrygujących postaci poznajemy tutaj multum;...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    542
  • Przeczytane
    339
  • Posiadam
    92
  • Ulubione
    28
  • Fantastyka
    23
  • Fantasy
    22
  • Teraz czytam
    8
  • 2023
    7
  • Chcę w prezencie
    7
  • Literatura angielska
    4

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Las ożywionego mitu


Podobne książki

Przeczytaj także