Homoseksualizm : wykluczenie, transgresja, akceptacja

Okładka książki Homoseksualizm : wykluczenie, transgresja, akceptacja Paweł Fijałkowski
Okładka książki Homoseksualizm : wykluczenie, transgresja, akceptacja
Paweł Fijałkowski Wydawnictwo: ENETEIA Wydawnictwo Szkolenia historia
172 str. 2 godz. 52 min.
Kategoria:
historia
Wydawnictwo:
ENETEIA Wydawnictwo Szkolenia
Data wydania:
2009-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2009-01-01
Liczba stron:
172
Czas czytania
2 godz. 52 min.
Język:
polski
ISBN:
9788361538080
Średnia ocen

5,3 5,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,3 / 10
11 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1577
1572

Na półkach: , ,

To będzie opinia niepoprawna politycznie - nad czym zresztą osobiście ubolewam, ale nie sposób na pewne rzeczy przymknąć oko.

Przede wszystkim z noty o autorze (zamieszczonej na końcu książki, a jak) dowiadujemy się, że jest z wykształcenia archeologiem i historykiem, pracownikiem naukowym, z czego wnioskuję, że jakieś studia musiał skończyć. Obojętnie, jakie - a na podstawie tego wiekopomnego dzieła śmiem twierdzić, że nie były to ani historia, ani archeologia - ale jakieś na pewno. Nasuwa się zatem pytanie, na jakiej podstawie je skończył, bo nie wierzę, żeby w ciągu minimum pięciu lat na podstawie lektur obowiązkowych nie wykształcić w sobie nawyku rzetelnego podejścia do źródeł i takiegoż rzetelnego ich badania. Rzetelnego, podkreślam, zatem również pozbawionego prób naginania rzeczywistości do teorii tylko dlatego, że teoria jest taka fajna i gay pride w każdej postaci z niej emanuje.

Książeczkę Fiłakowskiego otwiera taki sobie obrazek, grafika Uziembły, ani nie wybitna, ani nie szczególnie intrygująca, ale przedstawiającego mężczyznę z chłopcem - obrazek tak niewinny, że nawet taka jak ja wytrawna tropicielka homoerotycznych wątków nie mogła dopatrzeć się w niej nic dwuznacznego. Do momentu, w którym Fijałkowski oczu mi nie otworzył. No bo też rzeczywiście, jak można nie wpaść na to, że młodopolska grafika z okładki socjalistycznej broszurki nawiązuje w sposób oczywisty i nie pozostawiający wątpliwości do homoerotycznych relacji edukacyjno-innych znanych ze starożytnej Grecji?
Całe szczęście, że Fijałkowski nie wpadł na to, żeby wziąć na tapetę rzeźby Arno Brekera. To już by był koniec świata. (Chociaż według kalendarza Majów takowy faktycznie się zbliża, więc kto wie, może Fijałkowski płodzi gdzieś monografię).

No nic. Przełknęłam wstęp, w myśl zasady, że wstępy zawsze sprawiają najwięcej bólu i przeszłam spokojnie do pierwszego rozdziału. Nic nie zapowiadało szoku.
Ostrzegawcza lampka zapaliła się, kiedy autor beztrosko stwierdził, że Gilgamesz i Enkidu byli kochankami w pełnym tego słowa znaczeniu, ponieważ określali się mianem braci, co również było popularnym zwrotem między partnerami w starożytnym Rzymie.
Na tę rewelację oblał mnie zimny pot. Ze strachu. Innymi słowy, archeolog, osoba predestynowana niejako do rozróżniania pewnych odległych w czasie kultur, próbuje wmówić czytelnikowi, że istnieje bliski związek między bliskowschodnią Mezopotamią a śródziemnomorskim Rzymem, które - pomijając odległość - dzieliło od siebie przynajmniej tysiąc lat z okładem? I autor próbuje to zrobić, posługując się nie przekładem filologicznym eposu, ale piękną poetycką interpretacją Roberta Stillera?
Ledwie to przełknęłam i otrząsnęłam się ze zdumienia, kiedy Fijałkowski znowu zaatakował z grubej rury, na kilku stronach swojej książeczki "udowadniając" niezbicie, że niektóre motywy są dla wszystkich kultur wspólne, wszystko jedno, w jakim okresie się pojawiały i przez kogo były używane. Meander, labirynt, chińskie symbole yin i yang - to jedno i to samo! Proszę, kulturoznawcy i etnologowie kruszą kopie, a tu jeden z Bożej łaski archeolog załatwia sprawę w cztery akapity! Zaczynało robić się coraz ciekawiej.

Nie zdążyłam rozważyć, jaki jest związek między meandrem a męsko-męską miłością, a tu czekały mnie kolejne rewelacje o świecie antycznym. Jeśli komukolwiek się wydawało, że para mężczyzn może się dobrze dogadywać albo po prostu lubić i na tej podstawie budować przyjaźń pozbawioną elementów erotyzmu - proszę porzucić mrzonki, Paweł Fijałkowski napisał inaczej, z wdziękiem przy tym powołując się na swoje własne prace, a więc ma rację. Najlżejsza wzmianeczka, najdrobniejszy szczególik, choćby cień przypuszczenia staje się fundamentem, na którym autor wznosi świątynię dla gejowskiego eldorado, jakim jawi mu się starożytna Grecja.
Koronny przykład? Rozdział o scytyjskim władcy Anacharsisie, przyjacielu Solona, zabitemu w niejasnych okolicznościach (wypadek albo bunt, chyba żeby zapytać Fijałkowskiego, bo ON WIE, że to było prześladowanie geja). Fijałkowski cytując Herodota wspomina co prawda, że źródłami niechęci Scytów do króla była próba zaprowadzenia w ich państwie greckich obyczajów i reform wzorowanych na reformach Solona, ale jakoś zapomina po drodze, że reformy Solona dotyczyły nadań ziemi, podatków i kwestii fiskalnych. Nie. Chodziło o męsko-męskie związki. Nie ma żadnych potwierdzających to źródeł? A to nic nie szkodzi. Fijałkowski wie, bo napisał to samo w swojej poprzedniej książce.
I takich kwiatków jest więcej. Ja już pomijam naiwniutkie i żenująco egzaltowane historyjki o ateńskich tyranobójcach, pomijam idealizowanie Aleksandra Wielkiego (zdradzające zresztą zawstydzającą ignorancję autora),ale co zrobić z rozdziałem o Korneliuszu Sulli, mężczyźnie żonatym (kilkakrotnie) i dzieciatym (no z powietrza tych dzieci nie miał),w którym Fijałkowski dopatrzył się geja? Dopatrzył się, więc Sulla był, kropka.

I tak dalej, i tak dalej, każdy kolejny rozdział przynosi rewelacje tyleż naciągane, co żenujące w swojej tendencyjności. Nie uważam za słuszną skłonność wcześniejszych autorów do przemilczania homoseksualnych skłonności swoich bohaterów, ale przesady w drugą stronę również nic nie usprawiedliwia, tymczasem Fijałkowski z uroczą beztroską to ignoruje, to podkreśla pewne fakty, za nic mając naukową konsekwencję. Grecy zasadniczo nie byli gejami, ale byli, a poza tym trudno doprawdy stosować dzisiejszą terminologię do czasów tak nam kulturowo i mentalnie odległych, chociaż są bliskie, więc Grecy byli gejami. Wszyscy. Bez wyjątków.
Mogę jeszcze zrozumieć idde fix i światopoglądowe zboczenie autora. Nie mogę natomiast znieść ignorancji, z jaką do jednego wora wrzucił cały islamski świat i pod swoją teorię zinterpretował poezję sufich. Czy naprawdę tak trudno było sięgnąć do jakiegoś opracowania i przeczytać je uważnie i ze zrozumieniem? Albo przynajmniej mieć odwagę przyznać, że obraz sakiego podającego poecie wino nie musi być wyrazem homoerotycznej fascynacji, tylko poetyckim symbolem odnoszącym się do zgoła innego przedmiotu?
Na koniec wszechstronny autor podrzuca jeszcze kilka opowiastek o staropolskich rycerzach. Gejach, oczywiście, bo jako się rzekło, żaden mężczyzna nie może się lubić z innym mężczyzną, jeśli ze sobą nie sypiają. Mam nadzieję, że Fijałkowski nie dotrze nigdy do badań nad okresowym występowaniem zachowań homoseksualnych w więzieniach, obozach wojskowych i internetach, a więc miejscach, gdzie przebywają sami mężczyźni, bo jego świat legnie w gruzach i będzie trzeba przyjąć do wiadomości myśl, że heteroseksualiści są wśród nas. Zgroza ogarnia.

Mamy zatem naukowe nierzetelności. Mamy przemilczenia tego czy owego, nadinterpretacje, nieścisłości, uogólnienia, tendencyjność - i pracownika naukowego. Dodajmy do tego jeszcze kabotyński zwyczaj popierania swoich wydumanych tez swoimi własnymi książkami (jeśli takiej samej jakości, jak ten gniot tutaj, to życzymy powodzenia w dalszej pracy naukowej) oraz przytoczenie gigantycznej bibliografii (nie odliczając wakatów i ilustracji, 9 stron na blisko 170). Chwalebne jest, że autor takie ilości książek miał w rękach, żeby adresy bibliograficzne przepisać, ale żenujące, jeśli wziąć pod uwagę to, co z tego wyszło.
Mam dużo przeciwko wynikającym z pruderii i hipokryzji tuszowaniu czyjejś orientacji seksualnej. Ale jeszcze więcej mam do z góry skazanych na niepowodzenie - przez brak źródeł albo różnice kulturowe - prób dowiedzenia, że ten czy ów właśnie był, był gejem, był jednym z naszych. Śmiem twierdzić, że jeśli w ogóle, seksualność jest zbyt złożona, żeby o postaciach z przeszłości, znanych tylko z kronik i zapisów, oddzielonych od nas czasem i świadomością pewnych zjawisk, wyrażać się ex catherda "był", "nie był". A już zwłaszcza, jeśli robi to taki "autorytet", jak grafoman Fijałkowski. I śmiem również twierdzić, że akurat seksualność nie ma wpływu na tak zwany geniusz.

Ogólne przesłanie książeczki Fijałkowskiego można streścić tak: geje byli, są i będą (aha, lesbijki, tak, lesbijki też, wiadomo),mieli wielki, wielki naprawdę wpływ na kulturę, bo co który większy, to na pewno gej, udręczony i niezrozumiany przez środowisko (tutaj autor wzdycha i ociera łezkę z oka),a my wszyscy z Rzymian (ki diabeł?) staniemy się Grekami (metaforycznie, rzecz jasna),jeśli zaakceptujemy wreszcie seksualną inność, to znaczy wreszcie się ucywilizujemy, amen.
Ogólne przeznaczenie książeczki Fijałkowskiego jest, jak rozumiem, użyteczne, czyli na przykład na podpałkę. Naukowo nie ma żadnej wartości, merytorycznie jej poziom obraża przeciętnie inteligentnego czytelnika (tak zwane robienie wody z mózgu),a jeśli chodzi o wartość poznawczą, to więcej złego robi niż dobrego.
Uważam za barbarzyństwo palenie książek przez nazistów. Ale, cholera, po tym gniocie sama złapałam się na myśli, że dla bezpieczeństwa ogółu należałoby cały nakład puścić z dymem - oto do czego mnie, Greka do szpiku kości, doprowadził Fijałkowski i jego brednie.

O graficzkach "zdobiących" toż dziełko, autorstwa Tomasza Bohajedyna, pisać nie będę.
Szkoda słów.

To będzie opinia niepoprawna politycznie - nad czym zresztą osobiście ubolewam, ale nie sposób na pewne rzeczy przymknąć oko.

Przede wszystkim z noty o autorze (zamieszczonej na końcu książki, a jak) dowiadujemy się, że jest z wykształcenia archeologiem i historykiem, pracownikiem naukowym, z czego wnioskuję, że jakieś studia musiał skończyć. Obojętnie, jakie - a na...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    37
  • Przeczytane
    15
  • Posiadam
    4
  • LGBT
    3
  • Socjologia LGBT
    1
  • Queer naukowo
    1
  • 2010
    1
  • LGBTQ
    1
  • Polska
    1
  • Współczesna
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Homoseksualizm : wykluczenie, transgresja, akceptacja


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne