Białe i czarne duchy

Okładka książki Białe i czarne duchy Jan Łada
Okładka książki Białe i czarne duchy
Jan Łada Wydawnictwo: Zysk i S-ka horror
346 str. 5 godz. 46 min.
Kategoria:
horror
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Data wydania:
2022-05-31
Data 1. wyd. pol.:
2022-05-31
Liczba stron:
346
Czas czytania
5 godz. 46 min.
Język:
polski
ISBN:
9788382025699
Tagi:
spirytyzm tajemnica historia wojna romans horror
Średnia ocen

6,6 6,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,6 / 10
21 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
124
35

Na półkach: ,

Nie jestem zachwycona ani porwana. Nic specjalnego, kolejna książka, o której szybko zapomnę. Niestety trochę się zawiodłam, a jedyne opowiadanie godne uwagi okazało się najkrótsze.

Nie jestem zachwycona ani porwana. Nic specjalnego, kolejna książka, o której szybko zapomnę. Niestety trochę się zawiodłam, a jedyne opowiadanie godne uwagi okazało się najkrótsze.

Pokaż mimo to

avatar
560
49

Na półkach:

Książka na pewno nierówna, jeśli chodzi o jakość trzech opowiadań. Pierwsze mi się dłużyło, było bardzo dziecinne, jeśli chodzi o podejście do okultyzmu, opętań, czy demonologii, choć wstęp był bardzo klimatyczny i mimo wszystko, było kilka momentów godnych, które pociągły fabułę. Co do reszty, drugie opowiadanie, pt. Lucyfer nadaje się na film, genialne rozłożenie akcentów, poczucia przestrzeni oraz postaci, która się zmienia. Warto. Ostatnia msza również warta przeczytania. Ogółem mam nadzieję, że jeszcze jakieś reedycje się pojawią :)

Książka na pewno nierówna, jeśli chodzi o jakość trzech opowiadań. Pierwsze mi się dłużyło, było bardzo dziecinne, jeśli chodzi o podejście do okultyzmu, opętań, czy demonologii, choć wstęp był bardzo klimatyczny i mimo wszystko, było kilka momentów godnych, które pociągły fabułę. Co do reszty, drugie opowiadanie, pt. Lucyfer nadaje się na film, genialne rozłożenie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
675
578

Na półkach:

No niestety nie dla mnie zupełnie😪 drażnił mnie staroswiecki język pomimo dostosowania do współczesnej polszczyzny. Treść też mnie nie porwała. Nie straszne i nie mroczne. Najlepsze ostatnie opowiadanie.

No niestety nie dla mnie zupełnie😪 drażnił mnie staroswiecki język pomimo dostosowania do współczesnej polszczyzny. Treść też mnie nie porwała. Nie straszne i nie mroczne. Najlepsze ostatnie opowiadanie.

Pokaż mimo to

avatar
1677
1676

Na półkach: ,

Na samym początku zaznaczam, że w książce jest większy druk, który sprawia, że czyta się ją szybko. Trzy opowiadania w tym trzy rodzaje grozy. W jednym mamy bardziej opowiadanie o duchach, o rzeczach nadprzyrodzonych, nawiedzeniach, kontakcie ze zmarłymi, które odeszły zbyt szybko i ich bliscy usiłują się czegoś od nich dowiedzieć. Jest to też nawiązanie do medium, czyli ludzi, którzy oszukują innych robiąc przedstawienie z rzeczy, których się boją. Ale i do prawdziwego kontaktu z duszami, które w odpowiedni sposób wywołane potrafią się ukazać. W drugim opowiadaniu poruszona zostanie kwestia wiary samego księdza. Kiedyś wybitnie wierzący, teraz zacznie sam zmagać się z własnymi demonami niewiary. Postać Lucyfera wtrąci tu swoje trzy grosze i niejednego może przestraszyć. Będzie to pewnego rodzaju próba wiary, lecz nie powiem wam jak zostanie zakończona. Trzecia opowieść jest nieco mniej straszna i bardziej przypomina roztrząsanie tematu religii i samego szatana. Kiedy podczas mszy kapłan się modli, chwilami wydaje się jakby kogoś wzywał, kto ma ukazać swoją siłę. Następnie ktoś tutaj umrze i nie będzie mógł zostać pochowany. Wciąż będzie się przeplatał motyw wiary i niewiary, a także pewnych konsekwencji. Praktycznie każde z tych trzech opowiadań będzie tej samej tematyki, tylko jakby brane pod różnymi kontami. Daje to pewnego rodzaju zastanowienie nad tym w co sami wierzymy i za kim jesteśmy. Ta groza nie wywołuje w nas gęsiej skórki, tylko bardziej skłania ku przemyśleniom. To dawne czasy, więc ludzie wtedy zupełnie inaczej podchodzili do swoich wierzeń. Wydaje się, że ich wiara w gusła i Boga oraz szatana była równa. Nie zawsze potrafili pozytywnie przejść swoje próby, gdyż wierzyli większości, a nie sobie samemu. Styl nie dla wszystkich może tu być zrozumiały, słowa, które były używane w naszych czasach dawno się zatarły. To prawdziwy klasyk literatury, opowieści z przeznaczeniem dla smakoszy dawnej literatury. Chyba najbardziej odnajdą się w niej fani historii i fanatycy sporów związanych z wiara w Boga, a szatana.

Na samym początku zaznaczam, że w książce jest większy druk, który sprawia, że czyta się ją szybko. Trzy opowiadania w tym trzy rodzaje grozy. W jednym mamy bardziej opowiadanie o duchach, o rzeczach nadprzyrodzonych, nawiedzeniach, kontakcie ze zmarłymi, które odeszły zbyt szybko i ich bliscy usiłują się czegoś od nich dowiedzieć. Jest to też nawiązanie do medium, czyli...

więcej Pokaż mimo to

avatar
292
291

Na półkach: ,

Warszawa, rok 1919.Towarzystwo szuka ukojenia w seansach spirytystycznych urządzanych przez niejakiego Zygmunta Żarniewicza, teraz zawiązującego współpracę ze szczerze podziwianym człowiekiem, który całkowicie poświęcił się zdobywaniu wiedzy tajemnej, profesorem Teofilem Łazarewiczem. Odtąd spragnieni kontaktu z nieżyjącymi bliskimi oddani klienci Żarniewicza regularnie zaspokajają swoje potrzeby. A wśród nich marszałkowa Zuzanna Stężyńska, ciotka i opiekunka młodej Jadwigi Malęckiej, zakochanej ze wzajemnością w poruczniku Jerzym Oświeyko, matka, która w pewnym sensie odzyskała swojego przedwcześnie zmarłego syna, nalegającego, by kuzynka wiernie trwała u jego boku po przejściu na drugą stronę, a w życiu doczesnym związała się z jego zaufanym poplecznikiem Zygmuntem Żarniewiczem. Potencjalna zjawa ma pełne poparcie opiekunki Jadwigi, ale Jurek Oświeyko i przyjaciel rodziny Władysław Szczodrowski próbują pokrzyżować plany z zaświatów bądź sprytną mistyfikację niemoralnego hipnotyzera.

Nowe, zaadaptowane do współczesnej polszczyzny, wydanie trzech utworów polskiego pisarza, publicysty i księdza prałata żyjącego w drugiej połowie XIX i w pierwszych dekadach XX wieku, Jana Gnatowskiego publikującego pod pseudonimem Jan Łada, autora między innymi „Antychrysta. Opowieści z ostatnich dni świata” i „W zaklętym zamczysku”, obecnie lepiej znanym pod tytułem „W nawiedzonym zamczysku” (edycja Zysk i S-ka z 2021 roku). Wpuszczona na polski rynek w 2022 roku - w twardej oprawie z obwolutą; okładkę zaprojektował Paweł Panczakiewicz, a za redakcję językową odpowiada Agnieszka Czapczyk - publikacja Zysk i S-ka zawiera minipowieść grozy „Białe i czarne duchy” i dwie krótsze historie z dreszczykiem: „Lucyfera”, poprzednio zaprezentowanego w antologii pt. „Z duchami przy wigilijnym stole” oraz „Ostatnią mszę”. Jan Gnatowski studiował filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz historię sztuki we Włoszech i w Grecji. Studia teologiczne ukończył w Innsbrucku, a po otrzymaniu święceń kapłańskich został sekretarzem nuncjatury apostolskiej w Monachium. Po przeprowadzce do Lwowa objął funkcje wikariusza w kościele św. Antoniego i katechety w gimnazjum państwowym. Redaktor i współpracownik między innymi „Niwy”, „Ateneum”, „Wiary” i „Przeglądu Katolickiego”, odznaczony austriackim Krzyżem Komandorskim Orderu Franciszka Józefa, literacka twórczość którego została, jak widać nieskutecznie, wygumkowana w okresie PRL-u.

„Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami.” [Ewangelia według św. Mateusza 7:15]
Szatańskie kuszenie cnotliwej niewiasty, bogobojnej panny z Warszawy. Opętanie sprzed „Egzorcysty” Williama Petera Blatty'ego, powieści grozy w mistrzowskim stylu zekranizowanej przez Williama Friedkina w 1973 roku. Pierwotnie opublikowana w 1921 roku minipowieść „Białe i czarne duchy” pióra Jana Łady (właściwie ks. Jan Gnatowski),to klasyczna historia ku przestrodze. Oskarżycielski palec wymierzony przez konserwatywnego polskiego literata żyjącego w latach 1855-1925 w spirytystów uzurpujących sobie prawa kapłanów, duchowych przewodników niedoskonałych istot ludzkich. Osobników bezlitośnie żerujących na cudzej krzywdzie, złych pasterzy mamiących usychające z tęsknoty, zagubione owieczki obietnicami ponownego nawiązania kontaktu z ukochanymi osobami, których zabrała Kostucha. Krytyka ówczesnej mody na seanse spirytystyczne, beletrystyczny manifest Jana Łady, ze swadą przestrzegającego przed takimi eksperymentami. Przed jednostkami pokroju Zygmunta Żarniewicza, jednego z czarnych charakterów tego religijnego horroru złożonego z doskonale znanych, przynajmniej dzisiejszym miłośnikom gatunku, motywów. Odwieczna walka dobra ze złem, czyli jeden z ulubionych tematów autora „Białych i czarnych duchów”, zaciekły pojedynek o duszę dwudziestoletniej Jadwigi Malęckiej, sieroty przygarniętej przez dobrotliwą cioteczkę, zmieniającą się pod wpływem nader śliskiego jegomościa. Z premedytacją oszukującego jakąś część warszawskiej śmietanki towarzyskiej, wyrachowanego materialisty, zwykłego szarlatana czy faktycznego wspólnika w matrymonialnym przedsięwzięciu potężnej istoty z zaświatów? Tak czy inaczej, niewinna panienka będzie musiała zawalczyć o swoje szczęście, o przyszłość u boku drogiego Jureczka Oświeyki. Sterroryzowanej przez mroczne siły parze z pomocą pośpieszy Władysław Szczodrowski, najlepszy przyjaciel nieżyjących już rodziców Jadzi, któremu, podobnie jak marszałkowej Zuzannie Stężyńskiej, zawsze leżało na sercu dobro tej uroczej dziewczyny. Był taki czas, kiedy Władek poważnie rozważał ożenek z Jadwigą, ale zrezygnował z awansów, gdy w jej życiu pojawił się porucznik Oświeyko. Jak zawsze przedłożył jej szczęście nad własne, bez żalu zadowalając się rolą zastępczego ojca słodkiej Jadzi, w każdym razie najpilniej pielęgnując w sobie platoniczną miłość do tego cudownego bożego stworzenia. Wszystko wskazuje na to, że diaboliczny Zygmunt Żarniewicz podstępem przeciągnął na swoją stronę panią Stężyńską, wmówił jej, że jej zmarły syn pragnie na wieki wieków połączyć się z kuzynką po jej śmierci, a na jej życiowego towarzysza podobno wybrał samego Żarniewicza. Starannie wyreżyserowany spektakl z niby duchami albo ścisła współpraca z najprawdziwszym czarny duchem. Wątpliwości natomiast nie ulega to, że fałszywy prorok bez najmniejszych skrupułów hipnotyzuje dobrych chrześcijan. A przynajmniej Jadzię, z coraz mniejszym zdecydowaniem opędzającą się od natrętnych matrymonialnych naganiaczy. Niewykluczone, że obdarzonej silniejszą psychiką, niż jej się wydaje. Albo odpowiednio silną wiarą w Boga Wszechmogącego. Muszę przyznać, że przyjemnie zaskoczył mnie Jan Łada tą postacią. Rzadkie zjawisko w jego epoce (i wcześniejszych),nierozpowszechniony jeszcze model kobiety przypuszczalnie opętanej przez... sługę Szatana? Kruche dziewczątko spotyka femme fatale. Jakże typowa bohaterka ówczesnej literatury przeniosła się do już niezbyt odległej przyszłości. Wizjonerska minipowieść? Tak mi się wydaje. Takie silne przeczucie dopadło mnie w drugim „akcie” tej historii niesamowitej. Nadzwyczaj wymagającej bitwy o nieśmiertelną duszę młodej kobiety, która zdecydowanie nie zasłużyła sobie na ten los. Hiob w spódnicy.

„I zapytał go: «Jak ci na imię?» Odpowiedział Mu: «Na imię mi "Legion", bo nas jest wielu».” [Ewangelia według św. Marka 5:9]
Białe i czarne charaktery „Białych i czarnych duchów” Jana Łady poznajemy w Warszawie (z dwoma wyjątkami) roku 1919, zapewne w całkiem dobrze znanych, przynajmniej współczesnym sympatykom gatunku, okolicznościach. Konwencjonalna ghost story (albo misterne oszustwo z rzekomymi mieszkańcami tamtej strony),która w księdze drugiej wskoczy na inny, dziś już żelazny, fundament na bezkresnym terytorium horroru. Przywoływanie duchów skończy się przypuszczalnie opętaniem młodej kobiety. Dalsze działania wojenne będą prowadzone w zacisznym dworku w miejscowości Jastrzębowo w kolejnym roku. Azylu dwóch z umiłowaniem spierających się w sprawach wszelakich braci. Ksawery i Marceli Sójko: doktor medycyny i ksiądz, sceptyk i gorliwy chrześcijanin. Nauka kontra wiara – odwieczny spór w dość przyjacielskiej atmosferze toczony też pod ich gościnnym dachem. Tym bardziej w tym jakże niepewnym, możliwe, że najmroczniejszym okresie ich życia. A wszystko przez Władysława Szczodrowskiego! Ale nie, bracia absolutnie nie chowają urazy. Już prędzej traktują to jako cenne doświadczenie, wyzwanie, którego nie wolno im odrzucić. Trzeba bowiem pomagać bliźnim, tym bardziej gdy posiada się wszystkie „narzędzia” potrzebne do zoperowania niemożliwie krwawiącej ofiary zagadkowego oprycha. Bo właściciele tego malowniczego polskiego zakątka najwyraźniej nie zgadzają się co do charakteru zagrożenia. Jeden skłania się ku chorobie psychicznej, a drugi święcie wierzy w ingerencję z zaświatów. Tymczasem ich urocza podopieczna stopniowo zmienia się w istną harpię. Drastyczna zmiana charakteru, zupełnie, jakby w tym wątłym ciele przepychały się dwie dusze: biała i czarna. Wszystko wskazuje na opętanie. Wiele wskazuje na dysocjacyjne zaburzenie osobowości. Można powiedzieć, że na naszych oczach piękne kaczątko przeistacza się w brzydkiego łabędzia. Łagodna, empatyczna, cnotliwa młoda dama niedobrowolnie wkracza na drogę występku. Z różowego kokona wykluwa się modliszka. Okrutna manipulantka, bezwstydna flirciara, unosząca się w gniewie, nie znająca współczucia, niewykluczone, że nieuleczalnie zdeprawowana, nieodwołalnie stracona diablica z anielską twarzą. Tak czy owak, postać tragiczna. Na pewno ofiara innych śmiertelników, ale autor nie szczędzi wysiłków, by przekonać nas też do tej drugiej, nieprozaicznej teorii. Właściwie ze strony na stronę coraz bardziej utwierdzał mnie Jan Łada w przekonaniu, że czołowym architektem tragedii Jadwigi Malęckiej i jej najwierniejszych przyjaciół, nie jest Zygmunt Żarniewicz, tylko potężna niematerialna postać każąca zwać się Mocnym. Niemniej autor pamiętał o zostawieniu jakiegoś margines wątpliwości – podsycał moje zainteresowanie tą dynamiczną i na swój sposób spektakularną gehenną młodej warszawianki, niezawoalowanymi przypomnieniami, że ten nieszczęsny przypadek mimo wszystko nie został jeszcze zdiagnozowany. Mógłby pan Łada wykazać się większą dbałością o klimat, ale i tak dałam się wciągnąć w niezwyczajny spór mężów. I nie, nie spodziewałam się takiego zamknięcia.

Po raz pierwszy opublikowane w 1912 roku opowiadanie „Ostatnia msza” przenosi czytelników do klasztoru gdzieś w okupowanej przez carską armię Polsce. Główną bohaterką i zarazem narratorką (ale już w epilogu autor postawił na narrację trzecioosobową) tej uduchowionej historii jest matka Rozalia, przed wstąpieniem do zakonu Joanna Błocka, przełożona tego nieszczęsnego zgromadzenia. Świętego przybytku, długoletniego schronienia dla już prawie bez wyjątku zniedołężniałych, schorowanych, mocno posuniętych w latach katolickich zakonnic, którym co prawda bieda praktycznie bez przerwy głęboko zaglądała tutaj w oczy, ale szczerze kochały to miejsce. A teraz, w jesieni życia, najprawdopodobniej przyjdzie im tułać się po świecie. Chyba że wybiorą niewolę. Albo śmierć. Msza cudów. Uroczyste pożegnanie umiłowanego Boga, ewentualnie jego anielskich zastępów, ze wzorowymi chrześcijankami. Wiara, nadzieja i miłość skąpo pokropione jakąś mroczniejszą substancją. W moim mniemaniu Jan Łada bardziej kierował się tutaj chęcią podniesienia czytelników na duchu, niźli napędzenia im słusznego strachu, ukojenia steranych, może nawet wątpiących śmiertelników. Obawiających się ostatecznego przejścia, ale i takich, którzy, jak jedna z niezłomnych bohaterek „Ostatniej mszy”, z niecierpliwością wyczekują tego najpełniejszego, najwspanialszego pojednania z Bogiem Wszechmogącym. Wejścia do Królestwa Niebieskiego. Cóż, nie dla mnie takie przygody, zdecydowanie nie moje klimaty, ale na pewno trafi na podatny grunt. Ta słodko-gorzka msza.

Coś dla miłośników klasycznych opowieści niesamowitych. Ciąg dalszy odkurzania przez wydawnictwo Zysk i S-ka twórczości jednego z bardziej zasłużonych polskich prozaików, księdza Jana Gnatowskiego publikującego pod pseudonimem Jan Łada. Trzy starannie zredagowane teksty, po namyśle nie tylko dla namiętnych zjadaczy wiekowych historii z dreszczykiem. (Nie)skromne wydanie zbiorcze – minipowieść „Białe i czarne duchy”, krótszy „Lucyfer” i jeszcze krótsza „Czarna msza” w dopieszczonym wspólnym opakowaniu. Wodzi na pokuszenie? Mam nadzieję, że tak. Że dacie się uwieść tym pieśniom z przeszłości.

https://horror-buffy1977.blogspot.com/

Warszawa, rok 1919.Towarzystwo szuka ukojenia w seansach spirytystycznych urządzanych przez niejakiego Zygmunta Żarniewicza, teraz zawiązującego współpracę ze szczerze podziwianym człowiekiem, który całkowicie poświęcił się zdobywaniu wiedzy tajemnej, profesorem Teofilem Łazarewiczem. Odtąd spragnieni kontaktu z nieżyjącymi bliskimi oddani klienci Żarniewicza regularnie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1425
1195

Na półkach:

W swoich wyborach czytelniczych bardzo często kieruję się przyciągającą oko okładką,
zwłaszcza wtedy, kiedy nazwisko autora nic mi nie mówi. Kiedy zatem zobaczyłam obwolutę
„Białych i czarnych duchów”, chociaż zupełnie nie wiedziałam kim jest, a raczej był, Jan
Łada, krwawe klawisze fortepianu przemówiły do mnie tak sugestywnie, że nie mogłam się
oprzeć lekturze.
I tu już po kilku pierwszych zdaniach przyszło pierwsze zdziwienie. Chociaż spodziewałam
się współczesnej opowieści narracja tytułowego opowiadania przeniosła mnie do Warszaw
końca lat dwudziestych. To rozbudziło moją ciekawość i skłoniło do poszukiwania informacji
o samym autorze, gdyż przez chwilę bałam się, że pojawił się nowy twórca retro, którego
nazwisku gdzieś mi umknęło. I tu pojawiło się kolejne zdziwienie gdyż okazało się, że Jan
Łada to pseudonim artystyczny Jana Gnatowskiego – duchownego, podróżnika i publicysty
prężnie publikującego pod koniec XIX i z początkiem XX wieku, twórcy tzw. theological
fiction. Ku mojemu dalszemu zdziwieniu okazało się, że twórczość Jana Łady okazała się tak
kontrowersyjna, że w czasach PRLu wręcz zakazano jej wydawania, a książki, które zalegały
gdzieś w bibliotekach nakazano wycofać i zakazano upubliczniać.
Te informacje tylko wzmogły moje zainteresowanie i z ciekawością kontynuowałam lekturę
Białych i czarnych duchów, a ta pochłonęła mnie całkowicie. Tragiczny w skutkach seans
spirytystycznym jaki zapoczątkował pierwsze opowiadanie ukazał nie tylko niezwykle
popularną w dwudziestoleciu międzywojennym fascynację spirytyzmem i niemal powszechne
seanse przy rzekomo wibrujących stolikach, które w oczekiwaniu na pojawieniu się duchów
zbierały śmietankę ówczesnej inteligencji, ślepo wierzącą w możliwości różnej maści mediów
pośredniczących w kontaktach z zaświatami. Jeden z takich seansów i jego skutki stał się
przyczynkiem do popełnienia przez autora pierwszego z opowiadań składających się na
tryptyk zawarty w zbiorze.
Druga odsłona duchów to z kolei kult Lucyfera – tak też zatytułowane jest to opowiadanie, w
nim były ksiądz przechodzący kryzys wiary i jawnie odwracający się od wszelkich
wpojonych mu chrześcijańskich prawd staje przed koniecznością skonfrontowania się z
własnymi poglądami i dokonania trudnego, wręcz bolesnego wyboru.
Wreszcie trzeci utwór – „Ostatnia msza” to opowieść o losach pewnego klasztoru, w którym z
uwagi na ukaz carski o jego zamknięciu ma odbyć się ostatnia mszalna posługa.
Pierwsze dwa opowiadania to absolutny majstersztyk tak co do samej ich fabuły, jak i emocji,
które wywołują u Czytelnika. Przenosząc Czytelnika w poprzednią epokę idealnie oddają
nastroje panujące w ówczesnym społeczeństwie, które po latach dotkniętych wojną
poszukiwało głębszej duchowości, niezależnie od jej źródeł. Ostatnie z opowiadań odrobinę
mniej przypadło mi do gustu, gdyż tu już akcja nie była tak wartka jak w poprzednich dwóch
utworach. Nie zmienia to jednak faktu, że każdy z nich to wyjątkowa finezja posługiwania się
słowem, to niebanalna historia, w której Autor dąży do skonfrontowania dobra ze złem. W
każdej z opowieści wyraźnie odczuwalne jest również przesłanie mające ukazać siłę wiary i
nadziei, choć wiedzioną na pokuszenie przez wszelkie możliwe czarcie moce.

Co więcej, jak na opowiadania grozy przystało mają one odrobinę czytelnika zszokować,
nieco przestraszyć, lekko wyprowadzić z równowagi po to, aby ostatecznie przynieść spokój i
ukojenie nerwów optymistycznym finałem.
Do mnie ta narracja trafia w stu procentach, a autor na tyle zachwycił mnie swym warsztatem
pisarskim, że z ciekawością sięgnę i po inne popełnione przez niego dzieła. Was natomiast
zachęcam do tego, abyście dali Ładzie kredyt zaufania i sami przekonali się czy mrok ukryty
w jego książkach wzbudzi i wasze zainteresowanie.

W swoich wyborach czytelniczych bardzo często kieruję się przyciągającą oko okładką,
zwłaszcza wtedy, kiedy nazwisko autora nic mi nie mówi. Kiedy zatem zobaczyłam obwolutę
„Białych i czarnych duchów”, chociaż zupełnie nie wiedziałam kim jest, a raczej był, Jan
Łada, krwawe klawisze fortepianu przemówiły do mnie tak sugestywnie, że nie mogłam się
oprzeć lekturze.
I tu już...

więcej Pokaż mimo to

avatar
6131
3433

Na półkach:

Lubię od czasu do czasu sięgnąć po powieści pisarzy z przełomu XIX i XX wieku. Narracja jest wówczas nieco inna, wolniejsza, wszystko dokładniej opisane i poukładane, a wszystko przez to, że ówcześni czytelnicy jeszcze nie mieli tak dobrze wyrobionego nawyku składania elementów w całość i umiejętności dopełniania miejsc pustych. To, co pisarz chciał zawszeć w książce musiało być opisane. Do tego wiele twórców z przełomów wieków jest nam nieznanych, ponieważ w latach 50. XX wieku zostało objętych cenzurą. I tak właśnie jest w przypadku Jana Łady, który nie był wybitnym pisarzem, ale zawierał alternatywę dla ówczesnego, kładącego nacisk na materializm, światopoglądu pokazując go jako niebezpieczny. W jego powieściach możemy znaleźć duchy, zabawę z siłami nieczystymi i pomoc ze strony kapłanów oraz Boga. Życiorys bardzo dobrze wyjaśnia obecność tych motywów oraz przesłania.
Jan Łada, czyli właściwie Jan Gnatowski był księdzem katolickim, który odbył dość szerokie wykształcenie w zakresie filozofii i historii sztuki. Ze względu na działalność wśród młodzieży znajdował się pod obserwacją zaborców. Dopiero w wieku 32 lat otrzymał święcenia kapłańskie, aby niedługo zająć się działalnością dyplomatyczną w ramach urzędu sekretarza nuncjatury apostolskiej. Był też katechetą, wikarym w zaborze rosyjskim, prowadził salon literacki, tworzył nowele i powieści nawiązujące do romantyzmu, przez co stał w opozycji do krytycznego realizmu i nowych prądów literackich. Wśród jego prac znajdziemy zarówno powieści i nowele, jak i prace teoretycznoliterackie. „Białe i czarne duchy” zawiera trzy utwory: powieść „Białe i czarne duchy” oraz dwie nowele „Lucyfer” i „Ostatnia msza”. Wszystkie opowiadają o igraniu ze świętością, nieszanowaniu jej oraz poddawaniu się złym praktykom. Każde z nich są nieco inne, pokazują odmienne skalanie świętości.
Tytułowa powieść zawiera historię opętania przez regularne używanie hipnozy na młodej kobiecie. Wchodzimy do czasów, kiedy bardzo popularne były seanse spirytystyczne. Pojawia się napięcie, oczekiwanie na duchy, jest też demaskacja oszusta, ale nie zabraknie i prawdziwego mistrza w sztuce potrzebującego dobrego medium. Piękna młoda kobieta okaże się dobrym obiektem. Każdy rozdział zabiera nas do kolejnych odsłon mierzenia się z wpływami hipnotyzera oraz jego umiejętnością nawiązywania kontaktu z siłami nieczystymi. Widzimy tu naiwność ludzi tęskniących za bliskimi zmarłymi. „Lucyfer” to opowieść o księdzu, który po utracie wiary zaprzedał duszę diabłu. Z kolei „Ostatnia msza” przenosi nas do zakonu w czasach zaboru. W czasie likwidacji klasztoru i odprawiania ostatniej mszy w kaplicy dochodzi do dziwnych zjawisk. Wszystkie bazują na przestrzeżeniu czytelnika przed odejściem od wiary w ramach Kościoła katolickiego, więc się w pewnym sensie literaturą propagandową, ale też jednocześnie stanowią ciekawostkę. Możemy zobaczyć jak bardzo w ciągu stu lat zmienił się język polski, sposób prowadzenia narracji.
Mamy tu ciekawie skonstruowany klimat grozy, wyłażenia z zakamarków zła, manipulowania ludźmi, doprowadzenia do bezczeszczenia świętości prowadzące do kary. Atmosfera zagrożenia narasta. Czasami (jak w przypadku tytułowej powieści) mamy wrażenie, że zwykłymi środkami uda się ludziom stawić czoło złu. Jednak szybko przekonujemy się, że „szkiełko i oko” to zdecydowanie za mało. Nawet doskonale wykształcony lekarz musi przyznać, że jest bezsilny wobec opętania.
W każdej historii następuje zderzenie dobra i zła. Bohaterzy muszą podjąć decyzję, którą ścieżką chcą podążać. Przesłanie jest jasne: nie wolno porzucać wiary. Każda opowieść niesie wyraźny, łatwy do odczytania morał.
Utwory są proste, ponieważ zostały stworzone dla szerszego grona odbiorców jako powieści mające przekonać do określonych wartości w świecie zagrożenia ze strony materializmy i odchodzenia od wiary. Sama publikacja jest literacką ciekawostką pozwalającą zobaczyć jak na naszych ziemiach powoli rodził się horror.

Lubię od czasu do czasu sięgnąć po powieści pisarzy z przełomu XIX i XX wieku. Narracja jest wówczas nieco inna, wolniejsza, wszystko dokładniej opisane i poukładane, a wszystko przez to, że ówcześni czytelnicy jeszcze nie mieli tak dobrze wyrobionego nawyku składania elementów w całość i umiejętności dopełniania miejsc pustych. To, co pisarz chciał zawszeć w książce...

więcej Pokaż mimo tovideo - opinia

avatar
484
327

Na półkach:

Moi Drodzy
😱Bez klasyki trudno się żyje w czytelniczym światku. Bez klasyki grozy żyć się po prostu nie da. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zysk mam oto przyjemność recenzować absolutną klasykę polskiej grozy. Czy nazwisko Jana Łady (do niedawna zupełnie mi nieznane) wpisze się w mój panteon polskich mistrzów opowieści z przysłowiowym dreszczykiem? Lecimy.
😱Muszę wspomnieć o wydaniu. Zysk potrafi wydawać swoje najlepsze pozycje w sposób perfekcyjny i tutaj mamy tego najlepszy przykład. Twarda oprawa, obwoluta, niesamowite błyski światła na cieknącej, tłoczonej krwi i rewelacyjnie stylizowany na wampirze kły fortepian! Absolutne mistrzostwo!
😱Trzy opowiadania (w tym niezwykle długie tytułowe) o jakże wymownych tytułach: Białe i czarne duchy, Lucyfer, Ostatnia msza. Nie ukrywam, że już po przeczytaniu tytułów ciśnienie skoczyło mi do 180 jak nic 😏 Czy moje oczekiwania się potwierdziły?
😱Retro groza doskonale wyczuwalna i wysokiego sortu. Seanse spirytystyczne, poszukiwanie kontaktu ze światem pozagrobowym, nadnaturalnym, duchy, tragedie ludzkie pchające do działań radykalnych i wielce niebezpiecznych. Wszystko to oczywista napisane językiem przeszłym, aczkolwiek nie archaicznym, łatwym do zrozumienia, acz eleganckim.
😱Wszystko obraca się wobec poszukiwania kontaktu, bliskości, odnalezienia bliskich, zaginionych i utraconych, wokół ludzkich tragedii, wygnania. Czy tylko tragedie pchają nas w objęcia świata pozagrobowego, tudzież w objęcia szarlatanów żerujących na ludzkiej naiwności? Jest tu i o tym.
😱"Na środku pokoju stała dziewczyna bardziej podobna do widma niż do żywej istoty, szamocząc się w przerażeniu i nadludzkiej męce. Poza oknem było coś, co patrzyło do wnętrza pokoju. Coś strasznego, coś niemającego formy ani ciała."
Och, uwielbiam takie klimaty. Ten nastrój seansów, nastrój rosnącej grozy, klasycznej, dostojnej i przepięknej grozy. Wspaniale to jest oddane w tym właśnie zbiorze, wiele razy strach pełzał mi po karku. Niesamowita atmosfera tych opowiadań zawładnie Wami całkowicie.
😱Krótko - wszystkie trzy historie to świetny, ba, znakomity przykład klasycznej literatury, chwilami literatury grozy (przede wszystkim Białe i czarne duchy),zupełnie innej, niż to, co się nam serwuje obecnie i każde zupełnie inne i różne.
😱"Białe i czarne duchy" to opowiadanie absolutnie niesamowite, przejmujące sceny, podnoszące chwilami włosy na głowie, klimat czasem jak z "Omenu", a to jak z "Egzorcysty", to znowu jak z "Klejnotu" Stokera.
"Twarz jej stała się niemal czarna i była w niej taka groza, że wszyscy obecni mimo woli zrobili krok wstecz. Ale ksiądz się nie cofnął, pochylił się nad nią i ręce trzymające stułę położył na jej głowie.
— Apage, satana! — szepnął."
😱Zaraz potem mocno filozoficzny "Lucyfer", który jest idealnym kontrapunktem dla pierwszego opowiadania. Niewymownie dramatyczny i zaskakujący, poruszający do głębi, swą tragedią, patosem, goryczą. "Lucyfer" wbrew swemu tytułowi jest raczej opowieścią o krętych drogach życia ludzkiego i nieoczekiwanych zdarzeniach, a nie opowieścią grozy. I na to musicie być przygotowani.
😱I na koniec niezwykła "Ostatnia msza". Pisana w pierwszej osobie opowieść przełożonej klasztoru. Dziejąca się w czasach zaborów, niezwykle przejmująca i tragiczna w swej wymowie. Poruszająca do głębi i z absolutnie rewelacyjnym finałem, który emanuje grozą i niesamowitością. Pełna mistycyzmu i duchowości.
" Chwila jeszcze i przestaniesz królować tutaj, i odejdziesz wygnany. Nie będzie wolno tu wrócić, tak jak i twoim sługom..."
😱Z pełną szczerością mówię - weźcie też pod uwagę to, że opowiadania te napisane są przez księdza, a zatem prezentują pewien punkt widzenia, który nie każdemu może przypaść do gustu. Mi przypadł aż nadto i wierzcie - te opowiadania są po prostu świetne.
😱Jeśli kochacie klasykę, piękny język, filozoficzne rozważania, pojawiający się dreszcz grozy i atmosferę zagrożenia (niezrównane, niezwykle rozbudowane opowiadanie tytułowe),wyrażoną na sposób retro, jeśli kochacie historie z czasów zaborów, historie o dziwnych ścieżkach ludzkiego losu - będziecie zachwyceni, jako i ja jestem. W mojej ocenie ta książka będzie ozdobą każdej biblioteki. Pod każdym względem. Oceniam na 9/10, daję UZJ (Uncelkowy Znak Jakości) i bardzo, bardzo polecam.

Moi Drodzy
😱Bez klasyki trudno się żyje w czytelniczym światku. Bez klasyki grozy żyć się po prostu nie da. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zysk mam oto przyjemność recenzować absolutną klasykę polskiej grozy. Czy nazwisko Jana Łady (do niedawna zupełnie mi nieznane) wpisze się w mój panteon polskich mistrzów opowieści z przysłowiowym dreszczykiem? Lecimy.
😱Muszę wspomnieć o...

więcej Pokaż mimo to

avatar
141
30

Na półkach:

Ta książka to bardzo duża niespodzianka. Trafiłem na nią przypadkiem, w ogóle nie wiedząc z czym mam do czynienia i szczerze obawiałem się jakiegoś nowego polskiego autora, który wymyślił, że potrafi pisać grozę, taką pod strzechy, dla wszystkich. Tymczasem mamy do czynienia z białym krukiem polskiej literatury, znakomitymi opowieściami niesamowitymi z przełomu XIX i XX wieku spisanymi przez wymazanego przez władze PRL-u autora ukrywającego się pod pseudonimem Jan Łada. W rzeczywistości nazywał się Jan Gnatowski, był podróżnikiem, publicystą i… duchownym. O jego geniuszu niech świadczy fakt, że zastąpił samego Henryka Sienkiewicza na stanowisku redaktora działu literackiego pisma „Niwa”. A może zaintryguje Was fakt, że pełnił funkcję szambelana papieża Leona XIII? Krótko mówiąc, już sam jego życiorys to idealny scenariusz do książki. Ale właśnie książka… To trzy utwory – tytułowa minipowieść opowiada historię opętania, do jakiego doszło w trakcie popularnych we współczesnych autorowi czasach seansu spirytystycznego. Jest więc klasyczna groza, są egzorcyzmy, na długo przed tym, zanim stały się popularne w literaturze. „Lucyfer” porusza wątek księdza, który stracił wiarę i zaprzedał się diabłu, „Ostatnia msza” to już utwór z pogranicza grozy i legendy osadzony w czasach zaborów. Przyznaję, nie jest to literatura dla wszystkich, język bywa bowiem archaiczny, podobnie jak niektóre rozwiązania. Dla mnie jest to jednak dodatkowy plus, ukazujący piękno polskiej literatury, a przede wszystkim wypełniający lukę wśród pionierów gatunku w Polsce. Owszem, dziś zapewne nie straszy jak niegdyś, niektórzy mogą utyskiwać na jasno odciskający się w tekstach światopogląd autora. Mnie to nie przeszkadza. Zachwycam się i już.

Więcej recenzji na Instagram- lektura codzienna
https://www.facebook.com/lekturacodzienna/

Ta książka to bardzo duża niespodzianka. Trafiłem na nią przypadkiem, w ogóle nie wiedząc z czym mam do czynienia i szczerze obawiałem się jakiegoś nowego polskiego autora, który wymyślił, że potrafi pisać grozę, taką pod strzechy, dla wszystkich. Tymczasem mamy do czynienia z białym krukiem polskiej literatury, znakomitymi opowieściami niesamowitymi z przełomu XIX i XX...

więcej Pokaż mimo to

avatar
497
258

Na półkach:

Staromodny horror w rodzimym wydaniu. Książka Łady to zbiór trzech opowiadań - każde oferuje nieco inne wrażenia, ale ich wspólnym elementem jest poczucie grozy i niesamowitości.

Każda z zawartych tu historii przywodzi na myśl jakiegoś uznanego, klasycznego autora i to w najlepszym możliwym znaczeniu tego zwrotu. "Białe i czarne duchy" - gdyby Lovecraft urodził się w Polsce mógłby napisać coś bardzo podobnego. "Lucyfer"? Edgar Allan Poe. "Ostatnia msza"? Susan Hill. I wiecie co w tym najlepsze? W przypadku Lovecrafta i Hill to Łada był pierwszy. Nie ma to większego znaczenia, ale wiecie, swego nie znacie… I nie dziwota, że mało kto zna, bo to niszowa literatura jednak - nawet po próbie adaptacji do bardziej współczesnej wersji książkę czyta się może nie ciężko, ale lektura wymaga skupienia i uwagi. Podobne odczucia miałem czytając Poe w oryginale, przy czym tutaj nie musiałem okazjonalnie wspierać się słownikiem. Pomijając jednak archaiczny język - Łada świetnie buduje klimat i duszną atmosferę.

Nie ma sensu rozwodzić się nad dialogami czy opisami, bo ciężko ująć je w ramy współczesnych standardów - niemniej jednak książkę czyta się dobrze, postacie kreślone są mocnymi liniami, fabuła wciąga.

Każde z opowiadań dotyka motywu zetknięcia się ze złem i siłami boskimi. "Białe i czarne duchy" podążają za młodą kobietą i walką o jej duszę, "Lucyfer" opisuje podobny wątek, ale ujmuje go w bardziej teologiczne kategorie, a "Ostatnia msza" to historia mocno ugruntowana w realiach rosyjskiego zaboru i oporu sióstr zakonnych wobec władzy. W każdej historii ktoś lub coś reprezentuje zło i dobro, w każdym bohaterowie muszą podjąć decyzję i liczyć się z ich konsekwencjami. Łada na szczęście nie moralizuje, chociaż wydźwięk powieści wypada raczej na korzyść chrześcijańskiego pojmowania dobra. Nieco ciekawiej wygląda to w "Lucyferze" - autor ciekawie opisuje wątek satanizmu i walki wewnętrznej bohatera, chociaż będąc szczerym, po zobaczeniu wiersza Micińskiego o tym samym tytule na wstępie oczekiwałem czegoś nieco innego.

W każdym możliwym wypadku - "Białe i czarne duchy" to książka, którą warto przeczytać. Warto wiedzieć, że nie tylko Amerykanie mieli swoich ojców chrzestnych horroru i szczerze mówiąc uważam to za karygodne, że nasz system edukacji pomija takie pozycje. Jeśli lubicie horrory, historie niesamowite i z dreszczykiem to książka Łady powinna być dla Was gratką.

https://www.facebook.com/gniazdoszeptunow

Staromodny horror w rodzimym wydaniu. Książka Łady to zbiór trzech opowiadań - każde oferuje nieco inne wrażenia, ale ich wspólnym elementem jest poczucie grozy i niesamowitości.

Każda z zawartych tu historii przywodzi na myśl jakiegoś uznanego, klasycznego autora i to w najlepszym możliwym znaczeniu tego zwrotu. "Białe i czarne duchy" - gdyby Lovecraft urodził się w...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    25
  • Przeczytane
    25
  • Posiadam
    5
  • 2022
    1
  • 🎃 Gotyk, czarny romantyzm, opowieści grozy, z dreszczykiem
    1
  • Horror i fantastyka które chcę przeczytać
    1
  • Samodzielne
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Białe i czarne duchy


Podobne książki

Przeczytaj także