Archipelag Lewiatana

Okładka książki Archipelag Lewiatana Marcin Cielecki
Okładka książki Archipelag Lewiatana
Marcin Cielecki Wydawnictwo: JanKa literatura piękna
400 str. 6 godz. 40 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
JanKa
Data wydania:
2020-10-03
Data 1. wyd. pol.:
2020-10-03
Liczba stron:
400
Czas czytania
6 godz. 40 min.
Język:
polski
ISBN:
9788362247745
Tagi:
literatura piękna powieść JanKa Marcin Cielecki proza współczesna proza psychologiczna thriller
Średnia ocen

7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
38 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar

Nie polecam. Książka na takim samym poziomie jak historyczna wiedza autora - czyli na żadnym . Doskonały przykład taniej ,byle jakiej literatury.

Nie polecam. Książka na takim samym poziomie jak historyczna wiedza autora - czyli na żadnym . Doskonały przykład taniej ,byle jakiej literatury.

Pokaż mimo to

avatar
23
22

Na półkach:

Dobry pomysł wyjściowy, ale kompletnie zmarnowany fabularnie. Do tego książka straszliwie przegadana, należałoby ją skrócić o ok. 35%.

Dobry pomysł wyjściowy, ale kompletnie zmarnowany fabularnie. Do tego książka straszliwie przegadana, należałoby ją skrócić o ok. 35%.

Pokaż mimo to

avatar
208
104

Na półkach:

Dobro i zło. Zbrodnia i kara. Wina i odkupienie. Zemsta i przebaczenie. Wszystko jest względne. Głos Cieleckiego pięknie wpisuje się w tak potrzebną nam dyskusję o znaczeniu relatywizmu awersyjnie odrzuconego na rzecz wszechobecnego fanatyzmu i dogmatyzmu!
„Archipelag Lewiatana” to refleksje filozoficzne i dywagacje egzystencjalne, toczone za grubymi murami klasztoru klauzurowego, gdzie na chwilę krzyżują się życiorysy trojga poszukujących samych siebie (lub schronienia, lecz w istocie to też szukanie stanu równowagi) życiowych wrażliwców. Fabuła oparta na wątku kryminalnym – zbrodni pozornie doskonałej głównego bohatera – odkrywanym sukcesywnie, w tempie i rytmie właściwym dla miejsca, gdzie pory dnia i upływ czasu wyznaczają cykliczne modlitwy, msze święte, lektura brewiarza i regularne posiłki, daje swoiste połączenie konwencji powieściowej z eseistycznymi rozważaniami metafizycznymi.

Medytacyjny, kontemplacyjny ton łamany jest interwałową dramaturgią zdarzeń, które morderca ściągnął na oddychający psalmodią klasztor. „Przyniosłeś ze sobą zamęt. Nie rozstrzygam: słusznie czy niesłusznie. Przyniosłeś zamęt i coś jeszcze…” mówi do przybysza siostra przeorysza w piwnicznej rozmównicy.

Nieco przerysowane erystycznie wywody bohaterów (uderza refleksyjność i niemalże erudycyjna sprawność osiedlowego osiłka) czasem osadzają narrację na mieliznach (dysputy nad słusznością tudzież dopuszczalnością różnych pozycji ciała w modlitwie niech będą tego najostrzejszym przykładem),jednak towarzyszące uniwersalnym rozważaniom filozoficznym krytyczne spojrzenie na zinstytucjonalizowaną wiarę, osadzone właśnie w murach klasztornej ciszy, to zabieg niezwykle ciekawy. Piękny język, uważność spojrzenia, głęboka symbolika pozornie nieistotnych zjawisk dają refleksyjnemu czytelnikowi niekłamaną przyjemność.

Na deser mój ulubiony fragment (ach, mistrzostwo ukrytych znaczeń!):
„Odnóża tańczą w powietrzu, łapiąc równowagę. Pierwsze odnóże tylko muska twarz metalowego Jezusa. Przez chwilę bada odmienną przyczepność drewna i metalu. Podejmuje decyzję. Leniwie przemieszcza odwłok i zaczyna zakrywać sobą oblicze Ukrzyżowanego. Bartek patrzy jak osłupiały. Na krzyżu wisi figurka mężczyzny z ruszającą się naroślą na twarzy. Gładka powierzchnia metalu mocno kontrastuje z włochatym tkaczem. Pająk układa się. Odnóża zaczynają zaciskać się coraz bardziej na twarzy Ukrzyżowanego, zaciskać się mocno, szczelnie, namiętnie. Jeszcze nigdy twarz Jezusa nie wydawała mu się tak bezbronna, niewinna jak teraz, z poruszającą się czarną naroślą. Odnóża na głowie, na policzkach, pod brodą, na szyi. Usadowił się. Trwa nieruchomo, zwisając głową w dół, jakby napawał się swoim wyczynem.” [str. 307-308]

Dobro i zło. Zbrodnia i kara. Wina i odkupienie. Zemsta i przebaczenie. Wszystko jest względne. Głos Cieleckiego pięknie wpisuje się w tak potrzebną nam dyskusję o znaczeniu relatywizmu awersyjnie odrzuconego na rzecz wszechobecnego fanatyzmu i dogmatyzmu!
„Archipelag Lewiatana” to refleksje filozoficzne i dywagacje egzystencjalne, toczone za grubymi murami klasztoru...

więcej Pokaż mimo to

avatar
129
8

Na półkach:

Zachęcony opiniami na portalu, zamówiłem książkę nieznanego przeze mnie autora i zabrałem się do czytania. Niestety dałem radę tylko 30 str., ponieważ nigdy w życiu nie miałem do czynienia z tak fatalnie napisanym czymś. Nieustannie zdania pojedyncze, co chwila jakieś ekspozycje autora, żadnej tajemnicy.... Postanowiłem na jakiś czas ją odłożyć i dać szanse później, ale na ten moment jest to coś dla mnie nieczytalnego.

Zachęcony opiniami na portalu, zamówiłem książkę nieznanego przeze mnie autora i zabrałem się do czytania. Niestety dałem radę tylko 30 str., ponieważ nigdy w życiu nie miałem do czynienia z tak fatalnie napisanym czymś. Nieustannie zdania pojedyncze, co chwila jakieś ekspozycje autora, żadnej tajemnicy.... Postanowiłem na jakiś czas ją odłożyć i dać szanse później, ale...

więcej Pokaż mimo to

avatar
380
225

Na półkach:

Morderstwo na początek, ukrycie się w klasztorze i rytm opowieści wedle brewiarza - ciekawy pomysł i wciągający. Główny bohater i jego nieoczekiwani towarzysze owej ni to kryjówki, ni to rekolekcji - ksiądz Henryk i Agnieszka - dają się stopniowo poznawać. Nieźle pomyślane postacie, choć czasem perorują może zbyt literacko. Wart uwagi jest drugi plan: narwany policjant Brzoza, znakomita siostra przełożona, wspaniałe koty. Motywy czynu wypływają na końcu. Literacko jest to bardzo pięknie wystylizowana książka, pisana przez inteligentnego autora o inteligentnych bohaterach, którzy potrafią mówić zdaniami wielokrotnie złożonymi o złożonych sprawach. Szukanie Boga, dobro i zło, sprawiedliwość i miłosierdzie, sumienie, powołanie zakonne, istota życia klasztornego, kontemplacja, modlitwa wstawiennicza, odpowiedzialność - trudno dziś znaleźć poważną i z wyczuciem napisaną powieść, która podejmuje takie kwestie. Brakowało mi jednak doprowadzenia wątków do końca, a zakończenie jest więcej niż dziwne, rozmazuje dramatyczną oś narracji, załamuje kluczową właśnie kwestię odpowiedzialności. Zatem troszkę za mało, aby to mogła być nasza mała polska współczesna "Zbrodnia i kara". Ale próba wysokiej klasy.

Morderstwo na początek, ukrycie się w klasztorze i rytm opowieści wedle brewiarza - ciekawy pomysł i wciągający. Główny bohater i jego nieoczekiwani towarzysze owej ni to kryjówki, ni to rekolekcji - ksiądz Henryk i Agnieszka - dają się stopniowo poznawać. Nieźle pomyślane postacie, choć czasem perorują może zbyt literacko. Wart uwagi jest drugi plan: narwany policjant...

więcej Pokaż mimo to

avatar
536
239

Na półkach: ,

avatar
50
46

Na półkach:

Ważna książka, jedna z takich, które rzadko pojawiają się na naszym rynku. Próbuje pogodzić atrakcyjność literatury popularnej ( którą autor jako eseista od dawna się fascynuje) z ambicją zadawania istotnych pytań, filozofowania. Pyta o odpowiedzialność jednostki za zło istniejące w świecie i to, czy można z nim walczyć, nie ponosząc osobistych strat. Autor operuje zmiennym rytmem, korzysta z chwytów sprawdzonych, ale też wprowadza ważny dyskurs w dialogach, pełnych spięć, bo wynikających z niespodziewanego spotkania i przecięcia się odmiennych stylów życia i spojrzenia na świat. Ważnym pytaniem jest pytanie, dlaczego tak często człowiek ma kłopoty z ciałem. i o to, jak to może się objawiać jego stosunkiem do innych. Na YT ciekawa rozmowa z Autorem.

Ważna książka, jedna z takich, które rzadko pojawiają się na naszym rynku. Próbuje pogodzić atrakcyjność literatury popularnej ( którą autor jako eseista od dawna się fascynuje) z ambicją zadawania istotnych pytań, filozofowania. Pyta o odpowiedzialność jednostki za zło istniejące w świecie i to, czy można z nim walczyć, nie ponosząc osobistych strat. Autor operuje zmiennym...

więcej Pokaż mimo tovideo - opinia

avatar
992
790

Na półkach: ,

Marcin Cielecki otwiera swoją powieść mocnym i wyrazistym akcentem: zbrodnią, zdawać by się mogło, doskonałą. Czyn to bowiem przemyślany i zaplanowany w najdrobniejszym szczególe. Dokonuje go Bartek Ostrowski. Główny bohater Archipelagu Lewiatana zabija z zimną krwią, bez skrupułów, z rozmysłem i precyzją, bez zbędnych emocji. To teatralne otwarcie powieści nie jest i nie może być zapowiedzią powieści stricte detektywistycznej. Imię sprawcy znamy bowiem od samego początku, a jedynym znakiem zapytania zdaje się być motyw tej jakże dopracowanej zbrodni. Nic bardziej mylnego. O ile ten nasycony ekspresją punkt wyjścia rodzi szereg pytań o motyw, tak naprawdę stanowi ledwie preludium dla obszernego studium psychologicznego człowieka wytaczającego najcięższe i niechybne działa w imię szeroko pojętego dobra…

Już sam opis zbrodni nakreśla nam kontury osobowości Bartka – osoby skrywającej się za maską planu i drobiazgu. To postać, która od samego początku narzuca sobie surową dyscyplinę i nie przewiduje pomyłek. Zaplanowane w detalu i perfekcyjnie zrealizowane zabójstwo, a w konsekwencji wyjazd do klasztoru klauzurowego pod pretekstem przygotowania doktoratu brzmi jak plan idealny. Dla Bartka to optymalna próba schronienia się przed światem i przeczekania konsekwencji wynikających z popełnionego czynu. Klasztorna asceza oraz narzucone milczenie zdają się być dlań perfekcyjną płachtą ochronną. Jednakże nawet najznakomitszy plan w zderzeniu z rzeczywistością ma szanse na niepowodzenie…

Gdy się śpi, wyłazi na wierzch wszystko, co było skrywane.

Cieniem na scenariuszu Bartka kładzie się noc. Sen nie jest dla niego sprzymierzeńcem. Boi się go. Senne mary wymuszają na nim konfrontację z własnym sumieniem. Podobnież jak i klasztorne towarzystwo, którego się nie spodziewał. Spotykany podczas posiłków ksiądz Henryk oraz młoda dziewczyna – Agnieszka, stają się dla Bartka trudnymi w obyciu, opresyjnymi kompanami. Towarzystwo to nie sprzyja znalezieniu złaknionego spokoju i ułożeniu myśli. Początkowo znajomość ta opiera się na kłamstwie –wszak każdy skrywa głęboko osadzoną, osobistą tajemnicę; każdy znajduje się w miejscu odosobnienia nie bez przyczyny. Coraz częstsze i coraz szczersze rozmowy, niewygodne pytania i dociekliwość gości klasztornych ukazują przed czytelnikiem nie tylko prawdziwego Bartka, ale i autentycznego księdza Henryka, rzeczywistą Agnieszkę, którzy z każdym kolejnym zapytaniem obdarci zostają z kolejnych warstw maski i planu, które na siebie narzucili.

To nie jest odpoczynek i to nie jest więzienie. To coś pomiędzy. – stan zawieszenia, oczyszczenie.

Dla Bartka klasztorne mury, surowa i odgórnie narzucona dyscyplina miały być próbą przepracowania niechybnego czynu, którego się dopuścił. To azyl, w którym odnajduje, jak sam mówi „gniew i własną bezradność, swój wstyd i czyjś strach”. Finalnie zaś mury te stają się swego rodzaju konfesjonałem, spotkania z gośćmi klasztoru rekolekcjami i zwierciadłem duszy, a jego otoczenie czyśćcem.

Tutaj, w tym pięknym klasztorze, można (…) dogonić czas. A przynajmniej siebie samego trochę zapomnianego.

Cielecki stawia szereg pytań o człowieczeństwo, to najważniejsze odnosi się jednakże do sumienia i stosunku człowieka wobec zła. Archipelag Lewiatana to bowiem wyraźne oskarżenie wobec znieczulicy i zobojętnienia społeczeństwa wobec okrucieństwa dziejącego się tuż za rogiem, za ścianą sąsiada oraz machinalnego przymykania nań oka. Bartek to postać przewrotna i wywrotowa, swego rodzaju super bohater, który niczym Batman wyrwany z kart komiksu, swój zły czyn tłumaczy dobrymi pobudkami. Krzyk to ostentacyjny, donośny i ostateczny, być może przejaskrawiony, mający jednak na celu przerwanie karuzeli przemocy i zła. To również trudne pytanie o granicę wymiaru sprawiedliwości. Czy jest i powinna być elastyczna, stricte uzależniona od intencji sprawcy? A być może walka ze złem to literacka utopia, niedościgniony ideał? Dylemat moralny, na który autor nie podaje ostatecznej odpowiedzi. Wręcz przeciwnie – wszelkie nasuwające się odpowiedzi poddaje wątpliwościom, pozostawia czytelnika z kiełkującą niepewnością.

Spogląda na swój pokój. Niczego mu nie trzeba, co zbędne. Pieczołowicie gromadzona przez całe życie kolekcja płyt okazała się niepotrzebna. Książki poukładane na półkach, tak ważne jak żywe osoby, nie są konieczne. Telewizor, radio, ba, Internet. Wszystko to, co zabierało mu czas – było ucieczką od siebie. Ciągła gonitwa za nowościami, za promocjami, za okazjami, była pościgiem za wczorajszym dniem. Teraz czuje, że słyszy własne myśli.

Archipelag Lewiatana to jednocześnie powieść punktująca współczesną rzeczywistość, tę z zadyszką, pełną pokus i konieczności. To smutna konstatacja, iż tempo dzisiejszego świata stanowi uzależniającą opresję, której zbyt łatwo jest się poddać. Cielecki podkreśla, iż „każdy ma swoją wojnę, z której musi wrócić”. Demonstruje, iż spokój i szczęście, to nieopisane i niedefiniowalne sacrum odnaleźć można w rzeczach najprostszych: w ascetycznych murach, w przeszytej bzyczeniem muchy ciszy, w skromnym posiłku, podczas wertowania brewiarza, w zielonym oddechu lasu, w perfekcji wschodnich sztukach walki.

Ścieżka niezmordowanie wije się w górę. Linia lasu czarną kreską odrysowuje horyzont. Ten sam widok. Krajobraz porusza się w tym miejscu z prędkością właściwą, czyli naturalną. Dla niego to za wolno. Żyje innym tempem, prędkością miasta, sztucznego światła, telefonów, smsów i maili. Kawy i energetyków. Podniety oczu i zmęczenie ciała. Wczesne wstawanie do pracy, zbyt późne kładzenie się spać. Nudna praca w firmie, ożywiona myślą, że już niedługo zakończy się dzień. Już kiedyś złapał się na myśli, że jedyne, na co czeka w pracy, to emerytura.

Archipelag Lewiatana to odrobinę filozoficzna powieść rodząca pytanie za pytaniem odnośnie granic wymiaru sprawiedliwości, zbrodni i kary, pokuty za przewiny, miejsca człowieka w społeczeństwie i w obliczu Boga. Napisana ascetycznie i z rozmysłem słowa, niepozbawiona wielokierunkowości. Niejednoznaczna, niepokojąca, a jednocześnie dająca niedefiniowalne ukojenie.

www.bookiecik.pl

Marcin Cielecki otwiera swoją powieść mocnym i wyrazistym akcentem: zbrodnią, zdawać by się mogło, doskonałą. Czyn to bowiem przemyślany i zaplanowany w najdrobniejszym szczególe. Dokonuje go Bartek Ostrowski. Główny bohater Archipelagu Lewiatana zabija z zimną krwią, bez skrupułów, z rozmysłem i precyzją, bez zbędnych emocji. To teatralne otwarcie powieści nie jest i nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
5950
1382

Na półkach: ,

„Archipelag Lewiatana” jest powieścią o długiej, żmudnej ścieżce poszukiwań. O tym, że każdy zmaga się z jakimiś demonami i usiłuje wymyślić dla siebie najlepszy plan walki z nimi. O dojmującej samotności, paraliżującym wstydzie, a także potrzebie miłości (nie tylko między ludźmi) i akceptacji (przede wszystkim samego siebie). O uważności i łączącej się z nią umiejętności poznania własnego ja, świata i rozmaitych tajemnic, których mogą dostąpić tylko nieliczni.

Więcej: http://dajprzeczytac.blogspot.com/2020/10/archipelag-lewiatana-marcin-cielecki.html

„Archipelag Lewiatana” jest powieścią o długiej, żmudnej ścieżce poszukiwań. O tym, że każdy zmaga się z jakimiś demonami i usiłuje wymyślić dla siebie najlepszy plan walki z nimi. O dojmującej samotności, paraliżującym wstydzie, a także potrzebie miłości (nie tylko między ludźmi) i akceptacji (przede wszystkim samego siebie). O uważności i łączącej się z nią umiejętności...

więcej Pokaż mimo to

avatar
186
168

Na półkach:

Sformułowanie „To się nie powinno wydarzyć.”*) pada na kartach „Archipelagu Lewiatana” Marcina Cieleckiego wielokrotnie. A jednak stało się i, co ważne, ma decydujące znaczenie dla bohaterów i ich dalszych losów. Dla każdego z osobna i wszystkich razem.
Cielecki otwiera powieść mocnym akcentem. Bartek Ostrowski – główny bohater – zabija. Zbrodni dokonuje w piwnicy, a do akcji jest drobiazgowo przygotowany. Wszystko wyliczył, przemyślał, ma pod ręką niezbędne narzędzia. Precyzyjnie wbija nóż w szyję ofiary, która osuwa się na ziemię i wykrwawia, bo zaatakowana od tyłu nie ma nawet szans się bronić. Po wszystkim Bartek odwraca się, wychodzi. Bez emocji. Bez skrupułów. Na zimno.
Cielecki dopracował tę scenę w każdym szczególe. Czujemy coraz szybszy oddech, napięcie mięśni, czujemy krew pulsującą w skroniach, czujemy, jak echem dudni serce. Sekunda po sekundzie, minuta po minucie zbliżamy się do kulminacyjnego momentu. Paradoksalnie zbrodnia przynosi… ulgę. Dokonało się…
W „Archipelagu Lewiatana” Cielecki panuje nad słowem, panuje nad czasem, w którym chwila obecna nabrzmiewa do rozmiarów XXL i trwa w nieskończoność. Jakby w mechanizmie zegara zamontowano ogromne ciężary spowalniające ruch wskazówek. Tyk… Przerwa… Tyk… Przerwa… W efekcie czytelnik tkwi głęboko osadzony w teraźniejszości rozpiętej niczym pajęcza sieć na filarach między naznaczoną czynem przeszłością, wybrzmiewającą w fabule niczym echo kuranta, a mozolnie nadchodzącą, ale pozostającą pod znakiem zapytania przyszłością. Zabiegi z czasem to jeden z ulubionych tricków autora, który zdaje się znalazł patent na zatrzymanie i utrwalenie chwili, biorąc sobie do serca słowa Herlinga-Grudzińskiego (nomen omen „Dziennik pisany nocą” stanowi w „Archipelagu Lewiatana” jeden z drogowskazów),iż o teraźniejszości myślimy „bez daru uwagi”*). Otóż Cielecki postanowił, iż z teraźniejszości uczyni atut, wysunie ją na pierwszy plan, wyciągnie z ukrycia na światło dzienne i nada należną jej oprawę. Skondensowana scena otwierająca to zaledwie preludium w stosunku do tego, co Cielecki uczyni z czasem za murami klasztoru. Dopiero tu naprawdę zagęści czwarty wymiar. Standardowa jednostka czasu zostanie zastąpiona klasztornym rytmem liturgii godzin, który wyznaczy upływ stężałych cząstek dnia. Czas wytraci prędkość, wręcz zastygnie w miejscu, niemal się zatrzyma, pokrywając się dodatkowo ciężkimi kroplami upału, który będzie potęgował wrażenie rozciągania się napiętej niczym struna chwili.
Zadziwiające, ale spowolnienie czasu nie oznacza wyciszenia fabuły, tu wręcz toczy się wojna. Czy o duszę grzesznika? To zależy, jak odczytamy znaki, ale o tym za moment. Czego może szukać morderca w klasztorze? Bo Bartek właśnie tam się udaje, by – w ciszy i odosobnieniu – przeczekać pierwsze dni po dokonanej zbrodni. Przystań spokoju ma się stać areną walk? Brzmi jak kolejny paradoks. „Archipelag Lewiatana” usiany jest zbitkami przeciwieństw, a legendarny Lewiatan – symbol nieposkromionego i wynaturzonego zła – łamie wszelkie reguły: klasztorne, prawne, przyzwoitości czy choćby zasady rządzące sztukami walki, które z taką pasją celebruje główny bohater. Można postawić pytanie, czy zło w ogóle rządzi się jakimiś regułami? Czy walka z nim podlega prawom? Czy dyscyplina narzucona ciału i rozumowi wystarczy, by przeciwstawić się złu? Bartek niczym inny książkowy bohater, lord Jim, nie potrafił zareagować w sytuacji, gdy działa się krzywda, dlatego teraz ustanawiając własne reguły, próbuje rozprawić się z przeszłością i żyć wg własnych zasad. Stara rzymska paremia głosi, iż czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd. W przypadku Bartka wstyd stał się motorem napędowym do wymierzania sprawiedliwości i naprawiania kulejącego świata. Renegat wyznający Hobbsowską zasadę, że życie to wojna wszystkich ze wszystkimi i przeciw wszystkim, ani nie stawia pytań, ani nie oczekuje odpowiedzi, nie szuka nawet zrozumienia swoich czynów, a już na pewno nie ma w nim poczucia winy. Cynicznie gra wg własnych zasad, bo chodzi tylko o to, by przetrwać. Tak mu podpowiada instynkt samozachowawczy. Jego przeciwnikiem może być sąsiad, może być ksiądz, a on w imię zbrodni i pychy niczym nadczłowiek gotów jest na igrzyska z samym Bogiem. Zresztą ten ostatni też narzuca swoje kanony i choć zdaje się pozostawać milczący, niemy nie jest. I tu wracamy do wcześniej wspomnianego wątku znaków. Bo znaków, które czytelnik zbiera w toku fabuły, nie sposób zliczyć. Biblijni prorocy zakrawają na kuglarzy, świat umarłych za życia przenika się z grobową pustką codzienności, świętość graniczy z profanum, a wyrachowanie z pragnieniem miłości. Rubieże światów Cielecki zdaje się znać jak własną kieszeń. Czyżby wcześniej sam wchodził w komitywę z Lewiatanem? Znaki są niczym zasłona dymna. Raz iskrzą się w pełnej krasie na arenie energicznych rozmów, innym razem skulone chowają w mroku kaplicy. Podpowiadają, sugerują, lecz ich niejednoznaczność daje pole do interpretacji, do stawiania pytań przez czytelnika i zastanowienia się, gdzie przebiega granica sprawiedliwości i samowoli oraz kiedy i w jaki sposób powinna być odpłacona krzywda. Autor rozrzuca je także po rozwidlających się ścieżkach prowadzących do oddzielnych opowieści-szkiców, by potem sprawnie wrócić do naturalnego nurtu. Bocznice tematyczne stanowią bramy do zawoalowanych tajemnic, w których dopełniają się lub domykają wątki zdarzeń o paralelnej wymowie i chyba tu daje się szczególnie odczuć, ile uważności wymaga lektura od czytelnika.
Choć w „Archipelagu Lewiatana” mamy do czynienia ze zbrodnią, zakwalifikowanie powieści do kategorii kryminału byłoby co najmniej… recenzenckim wykroczeniem z mojej strony. Mimo iż znany jest sprawca, znana ofiara, wiadome miejsce i narzędzie zbrodni, to jednak nie o sam fakt wykrycia zabójcy rzecz idzie. Co więc tak morderczo fascynuje w fabule? Motywacja w ujęciu psychologicznego dramatu. Tę Cielecki skrywa przed czytelnikiem do samego końca, choć znaki na niebie i w naturze zdają się sugerować „motywację zasługującą na szczególne uwzględnienie”. Przynajmniej z takiego założenia wychodzi główny bohater, tworząc własną bańkę wartości i uzasadniając tym samym konieczność swojego zachowania. Dla przydania sobie racji dodatkowo stara się kreować rzeczywistość za pomocą słowa, twierdząc, iż zbrodnia inaczej nazwana nie tylko przestaje ciążyć, lecz wręcz staje się społecznie pożądana i usprawiedliwiona. Będąc osobą ukształtowaną intelektualnie, acz wewnętrznie jałową, bohater zręcznie porusza się po krawędzi prawdy i manipulacji, wybierając dla siebie tylko te reguły i zasady, które służą jego osobistym korzyściom. Stąd w jego idealnym świecie marzy mu się zbrodnia bez orzekania o winie sprawcy. Tym samym nawet nie zauważa, jak wpada w sidła własnej utopii. Takich pułapek ofsajdowych zastawił Cielecki na odbiorcę więcej. Bo angażując go w happening myślowy, wikła go także w sieć pytań bez odpowiedzi. Pytania te – podobnie jak główny bohater – niosą zamęt i nachodzą czytelnika także po odłożeniu lektury…
W przeciwieństwie do bohaterów, którzy starannie dbają, by ukryć to, co widoczne, Cielecki znaczy fabułę słowami, przy czym na karty powieści nie trafia nic, co zbędne. I znowu paradoksalnie oszczędność szczegółów nie przyćmiewa obrazu, nie pozbawia go jakości, wręcz przeciwnie im mniej słów, tym głębszego blasku nabiera warstwa treściowa, a autor ani na moment nie folguje czytelnikowi, ponieważ zaciśnięta obręcz napięcia uwiera bezustannie, z ledwie małymi przerwami na miękkie poetyckie epizody ocierające się o nuty czułości. Przelotne obrazy, mgnienia, ostre jak pulsary przebłyski wciąż przecinają powietrze, zostawiając po sobie przeszywającą smugę wewnętrznego niepokoju, ustawicznego poddenerwowania i strachu. Szczególnie dotkliwie kąsają w chwilach, gdy przeszłość podchodzi niebezpiecznie blisko teraźniejszości.
Język Cieleckiego przybiera różne układy, przy czym każdy z nich jest równie prawdziwy i naturalny. Łapczywie rzucamy się na jego swobodny i niewymuszony styl, wprowadzający w surowość tajemnicy zła, które nieprzerwanie zatacza czorcie (nie mylić z czarcimi) kręgi, przypieka falą dusznego upału, by zaraz potem kontrastować z ostrą wojowniczością albo beznamiętnym chłodem życia osobistego czy też paraliżować ciężarem nocnych koszmarów. A wszystko koronuje precyzja słowa.
Uznając, że nie ma powszechnej reguły definiującej dobro i zło...
Całość recenzji tu: https://czytamduszkiem.blogspot.com/2020/10/patronacka-recenzja-przedpremierowa.html
Zapraszam.
*) Marcin Cielecki „Archipelag Lewiatana”

Sformułowanie „To się nie powinno wydarzyć.”*) pada na kartach „Archipelagu Lewiatana” Marcina Cieleckiego wielokrotnie. A jednak stało się i, co ważne, ma decydujące znaczenie dla bohaterów i ich dalszych losów. Dla każdego z osobna i wszystkich razem.
Cielecki otwiera powieść mocnym akcentem. Bartek Ostrowski – główny bohater – zabija. Zbrodni dokonuje w piwnicy, a do...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    64
  • Przeczytane
    41
  • Posiadam
    6
  • 2020
    4
  • Literatura Piękna
    2
  • Teraz czytam
    2
  • 2024
    2
  • Legimi
    2
  • Ebook
    1
  • 2021
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Archipelag Lewiatana


Podobne książki

Przeczytaj także