Korzenie we krwi. Czystki etniczne w Ameryce
- Kategoria:
- reportaż
- Tytuł oryginału:
- Blood at the Root: A Racial Cleansing in America
- Wydawnictwo:
- Post Factum
- Data wydania:
- 2020-02-26
- Data 1. wyd. pol.:
- 2020-02-26
- Liczba stron:
- 358
- Czas czytania
- 5 godz. 58 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788366460140
- Tłumacz:
- Rafał Lisowski
Reportaż Phillipsa o czystkach etnicznych w hrabstwie Forsyth w stanie Georgia to wstrząsający dowód na to, jak głęboko sięgają korzenie przemocy na tle rasowym w Ameryce.
Na przełomie XIX i XX wieku w Forsyth mieszkała duża społeczność afroamerykańska, w skład której wchodzili m.in. nauczyciele, rolnicy, kupcy czy służący. Wielu z nich posiadało własne gospodarstwa i ziemie.
We wrześniu 1912 r. trzech młodych, afroamerykańskich robotników zostało oskarżonych o gwałt i zamordowanie białej dziewczyny. Jeden z nich został wyciągnięty z celi i zlinczowany na rynku, dwóch pozostałych powieszono po jednodniowym procesie. Wkrótce hordy „nocnych jeźdźców” rozpoczęły skoordynowaną akcję podpaleń i terroru, wypędzając tym samym wszystkich 1098 czarnych obywateli powiatu. Po wszystkim biali zbierali plony i przejmowali zwierzęta hodowlane swoich dawnych sąsiadów, dyskretnie domagając się „opuszczonych” ziem. Zwęglone ruiny domów i kościołów wkrótce porosły chwastami, a afroamerykańska społeczność Forsyth wraz z nimi odeszła w zapomnienie.
Finalista National Book Award, Patrick Phillips, przerwał trwającą od stuleci ciszę i rzucił nieco świata na historię rasistowskiego terroru, który w XXI w. nadal kształtuje Amerykę.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Wybielanie historii
Jest takie miejsce gdzieś w Stanach, ostatnie pewnie na świecie, gdzie biali żyją sobie spokojnie i po swojemu, nienapastowani przez zwodnicze idee równości bez względu na kolor skóry. Gdzie white priviledge to nie jest pusty frazes obłąkanej ideologii, ale codzienność. Gdzie można najechać w nocy dom sąsiada, bo nie odpowiada nam jego karnacja. Istny raj, prawda? Raj rasistów.
Wróć – na szczęście omylnie użyłam czasu teraźniejszego. Życie nie znosi stagnacji i do niezwykłego hrabstwa Forsyth, które zapisało się na białych (sic!) kartach historii nader wyraziście i krwawo, także dotarły zmiany. Zmiany w postaci mieszkańców Afroamerykańskiej proweniencji, którzy wydawałoby się, są normalnością w krajobrazie społecznym Ameryki. A jednak nie było to dla wszystkich aż tak oczywiste.
Patrick Phillips, którego rozmarzony portret dostajemy na wkładce „Korzeni we krwi“ przeprowadził się do wzmiankowanego Forsyth z rodziną, będąc w wieku szkolnym. Zderzenie z odmiennymi poglądami było dosyć bolesne, ale i on dosyć szybko przyzwyczaił się do wyjątkowo monotonnego przekroju 'rasowego' mieszkańców. Nie znaczy to, że zaakceptował ten fakt – ale jak sam przyznaje, musiało minąć sporo czasu, zanim zdał sobie w pełni sprawę z wyjątkowości tego zakątka Ameryki. W negatywnym tego słowa znaczeniu. I zabrał się za odkrywanie, co spowodowało szokujące, stuprocentowe wybielenie społeczności hrabstwa.
Było dla mnie ogromnym zaskoczeniem to, jak żywotne jest zjawisko rasizmu w Ameryce. To znaczy – w świetle niedawnych zdarzeń (#blacklivesmatter itd.) przestaje to być aż tak nierealne, ale wciąż – po prostu zbija z tropu. Rozumiem jakoś jeszcze, że w takiej Polsce gdzie nie ma wiele osób o innym odcieniu skóry 'białe miasta' są czymś zupełnie normalnym, a strach przed innymi wynika po części z ich nieznajomości – ale Ameryka, która od samego początku swego istnienia była zamieszkiwana przez ludzi o wszystkich możliwych „kolorach“, w której ludzie każdego dnia spotykają Afroamerykanów, znają ich, mają ich za sąsiadów – akceptacja takiego stanu rzeczy jest dla mnie nie do pojęcia. Phillips pokazuje przerażająco prosty proces dosłownego wybielania kart historii, a także opór, z jakim spotykały się wszelkie próby zmiany statusu quo.
Pozornie wszystko zaczęło się w 1912 roku, kiedy to w okolicach Oskarville w hrabstwie Forsyth odkryto nastoletnią Mae Crow z rozbitą czaszką. Dziewczyna niedługo potem zmarła, nie wyznając, kto był jej oprawcą. Ale mieszkańcy sami szybko odpowiedzieli sobie na to pytanie. Znaleźć kozła ofiarnego nigdy nie jest zbyt trudno. Zostali nimi trzej czarnoskórzy młodzieńcy i siostra jednego z nich. Od tego momentu zaczęła się przyspieszona akcja wypędzania Afroamerykanów z sąsiedztwa.
Poważam autora za to, że nie zboczył w stronę jakże atrakcyjnej dla czytelnika zagadki kryminalnej. Nie dowiadujemy się, kto zabił Mae Crow – to nie tym zajmuje się Phillips. Od początku do końca stawia na tych, którzy zazwyczaj są zbywani wzruszeniem ramion – na tych wypędzanych, biednych i linczowanych, których historię zbadać naprawdę trudno i która często gęsto wcale nie jest aż tak intrygująca. Ale musi zostać opowiedziana i musi być czarno na białym (sic!) przedstawione, jak zakłamuje się przeszłość i jak jej postrzeganie zmienia teraźniejszość. Od wypędzania Indian Czirokezów, przez okrutne lincze na Afroamerykanach do Marszów Braterstwa, które spotkały się w Forsyth z tak gwałtownymi reakcjami – autor prowadzi nas starannie wytyczoną ścieżką, która może nie trzyma w napięciu jak najlepszy dreszczowiec, ale powoduje uczucie zbliżone do katharsis. Nieprzyjemną prawdę też trzeba kiedyś wywlec na światło dzienne, choć niektórzy uważają, że cóż – strupów nie należy zdrapywać. Tylko że wtedy możemy nie zorientować się, jak goi się rana pod spodem... aż będzie za późno i okaże się zmartwiała...
„Korzenie we krwi“ to kawał solidnego reportażu. Starannie wydana, z czarnobiałymi zdjęciami i porażającą okładką – jakież oni mają z siebie zadowolone miny, to straszne! - stanowi interesującą lekturę, każącą zastanowić się nad białymi plamami historii, które mogły być tak jak w tym przypadku – starannie wybielone przez lata. To nie jest pozycja, która schlebia czytelnikowi, czasami tempo siada i staje się nieco nużąca, ale taka być po prostu musi ze względu na cel, jaki sobie obrała: przywrócić pamięć o czarnoskórych mieszkańcach Forsyth. To wszystko powoduje, że zdaje się spisanym wyrzutem sumienia, otwierającym oczy czytelnika na koszmar bycia wymazanym z dziejów. A że kto czyta, nie błądzi to można mieć jakąś nadzieję, że przyczyni się ona w znacznym stopniu do tego, aby wszędzie zawitało więcej kolorów. Sama biel, przyznajmy sobie szczerze, jest wyjątkowo nudna. Wie to każdy, kto chwyta się za książki, z których każda jest przynajmniej prostą mieszanką bieli i... czerni.
Agata Majchrowicz
Książka na półkach
- 180
- 54
- 20
- 5
- 4
- 4
- 4
- 3
- 3
- 3
OPINIE i DYSKUSJE
Ideologiczna propaganda jeśli chodzi o dwudziesty i dwudziesty pierwszy wiek. Wystarczy popatrzeć na kariery czarnoskórych ekonomistów, naukowców, wykładowców, muzyków, aktorów, sportowców i polityków. Gdyby rasizm nadal dominował nigdy by oni nie odnieśli sukcesów. Kto ma choć trochę oleju w głowie nie da się zmanipulować.
Ideologiczna propaganda jeśli chodzi o dwudziesty i dwudziesty pierwszy wiek. Wystarczy popatrzeć na kariery czarnoskórych ekonomistów, naukowców, wykładowców, muzyków, aktorów, sportowców i polityków. Gdyby rasizm nadal dominował nigdy by oni nie odnieśli sukcesów. Kto ma choć trochę oleju w głowie nie da się zmanipulować.
Pokaż mimo toZaczyna się bardzo dobrze, nie drażnił ten anglosaski styl reportażu, bynajmniej na początku. Przypomina nawet nieco realia gry Read Dead Redemption 2 (to dla komputerowych graczy) i fascynuje tym jak bardzo "cywilizowany zachód" był daleko od szacunku dla ludzkiego życia.
Z drugiej strony, druga część książki przypomina mi bardziej biuletyn IPN, czyli wartościową pozycję, idealną dla historyków, ale miejscami może za bardzo szczegółową.
Nawet do końca nie potrafię ubrać w słowa tego, co tak bardzo przeszkadza mi w anglosaskiej sztuce pisania reportażu. Kocham reportaże polskich, większości europejskich (za wyjątkiem Wyspiarzy) oraz latynoskich autorów, ale do tych pisanych przez Brytyjczyków, Amerykanów tudzież spod znaku liścia klonowego, kangura lub spod rządów Jacindy Ardern - chyba się nie przekonam.
Niemniej jednak, polecam, bo książka jest godna uwagi.
Zaczyna się bardzo dobrze, nie drażnił ten anglosaski styl reportażu, bynajmniej na początku. Przypomina nawet nieco realia gry Read Dead Redemption 2 (to dla komputerowych graczy) i fascynuje tym jak bardzo "cywilizowany zachód" był daleko od szacunku dla ludzkiego życia.
więcej Pokaż mimo toZ drugiej strony, druga część książki przypomina mi bardziej biuletyn IPN, czyli wartościową pozycję,...
Nie do wiary, co ludzie robili innym ludziom, bez wstydu, z dumą, w świetle dnia, na oczach dzieci. Publiczne egzekucje z tysiącami widzów jak na pikniku. Lincze, w których bycie powieszonym oznaczało litościwą śmierć. Lata 1910 w Georgii. A segregacja rasowa w tym mieście utrzymała się do lat 1980...
Nie do wiary, co ludzie robili innym ludziom, bez wstydu, z dumą, w świetle dnia, na oczach dzieci. Publiczne egzekucje z tysiącami widzów jak na pikniku. Lincze, w których bycie powieszonym oznaczało litościwą śmierć. Lata 1910 w Georgii. A segregacja rasowa w tym mieście utrzymała się do lat 1980...
Pokaż mimo toKsiążka te przeraża i skłania do przemyśleń nad powtarzalnością historii. A najbardziej zasmuciło mnie to, ze po zakończonej lekturze otworzyłam Facebook i przeczytałam wypowiedź jakiegoś pana, ze policja powinna używać kul przeciw LGBT. Hrabstwo Forshyte chciało byś strefą wolna od Afroamerykanów. W Polsce mamy strefy wolne od LGBT. Przypadek? A może nienawiść, nietolerancja i głupota ludzka są w historii elementem stałym?
Książka te przeraża i skłania do przemyśleń nad powtarzalnością historii. A najbardziej zasmuciło mnie to, ze po zakończonej lekturze otworzyłam Facebook i przeczytałam wypowiedź jakiegoś pana, ze policja powinna używać kul przeciw LGBT. Hrabstwo Forshyte chciało byś strefą wolna od Afroamerykanów. W Polsce mamy strefy wolne od LGBT. Przypadek? A może nienawiść,...
więcej Pokaż mimo toMam przed oczami obraz, z jednego ze spotkań przedwyborczych w ostatniej kampanii prezydenckiej. Jakieś nieduże miasteczko i starcie dwóch stron. Z jednej strony tłum krzyczący “pedały do domu”, z drugiej zaś jakiś mężczyzna mówiący “hej, przecież mnie znacie, jaki ja tam pedał, co wy robicie?”. Odpowiedzią był tylko rechot krzykaczy. Naprawdę rechot, w tym nie było zawstydzenia, czy rozbawienia.
Przypomniała mi się ta scena, zaraz na początku lektury książki Korzenie we krwi Patricka Phillipsa.
"Moja matka, ojciec i siostra należeli do garstki mieszkańców Forsyth, którzy tamtego dnia maszerowali solidarnie z protestującymi [przeciw rasizmowi], a kiedy odjechały autobusu, zostali sam na sam z setkami mężczyzn, którzy w mgnieniu oka zmienili się z gromady poczciwych wiejskich chłopaków w agresywny tłum."
To 1987 rok. Forsyth – “białe hrabstwo” w stanie Georgia. Po spektakularnym linczu w 1912 roku dokonanym na grupie czarnych mieszkańców oskarżonych o gwałt, wypędzono wszystkich czarnych mieszkańców. Od tamtej pory latami szczycono się przestrzeganiem “tradycyjnych wartości” oraz “czystością hrabstwa”.
[...]
całość:
https://www.speculatio.pl/korzenie-we-krwi/
Mam przed oczami obraz, z jednego ze spotkań przedwyborczych w ostatniej kampanii prezydenckiej. Jakieś nieduże miasteczko i starcie dwóch stron. Z jednej strony tłum krzyczący “pedały do domu”, z drugiej zaś jakiś mężczyzna mówiący “hej, przecież mnie znacie, jaki ja tam pedał, co wy robicie?”. Odpowiedzią był tylko rechot krzykaczy. Naprawdę rechot, w tym nie było...
więcej Pokaż mimo to"Południowe drzewo dziwny owoc rodzi
Krwawe jego liście, we krwi korzeń brodzi"
motto książki autorstwa Lewisa Allana (1937)
Doskonale napisany i udokumentowany reportaż Philipsa (co ważne wychowanego właśnie w hrabstwie Forsyth, właśnie w Cumming),w którym czuć nie tylko pasję, ale i ogrom trudu autora, wydobywającego z zapomnienia relacje osób z całkowitego marginesu społecznego (rasowego) Georgii-o których to ledwie można powiedzieć, że kiedykolwiek istnieli. Opisuje on nie tylko hrabstwo Forsyth przez pryzmat głośnych wydarzeń 1912 (wraz z wcześniejszym kontekstem sięgającym końca XVIII wieku, ale i przyglądając się następstwom aż po czasy współczesne). Diagnozuje on pewne mechanizmy (i to jest też wielką zasługa tej pracy, a nie tylko opis i rekonstrukcja wydarzeń),które w kontekście wciąż żywych u nas dyskusji o Holokauście są obecne również w wielu miejscach w Polsce. Autor opisuje mianowicie mechanizm wyparcia, dość powszechny w takich sytuacjach, pozwalający to co wstydliwe, niechciane, złe wymazać ze zbiorowej pamięci, zdjąć odium odpowiedzialności społecznej i obywatelskiej za własne czyny i czyny współobywateli, nadając temu niejasnemu, niemalże zapomnianemu "złu" charakter jakiejś aberracji, czynu za który odpowiedzialni są najczęściej jacyś Oni, z zewnątrz, "a w ogóle to wszystko jest przesadzone, a my tylko chcemy spokojnie żyć" etc. Opisuje też Phillips pewien mechanizm odwracający wektory winy i odpowiedzialności - "to my jesteśmy poszkodowani, szkalowani, my się tylko musieliśmy/musimy bronić przed hordami (w tym miejscu wstawić dowolne...).
W tym kontekście komentarz poniżej mojej zamieszczonej właśnie opinii(czytelniczki kryjącej się-a jakże pod nickiem AnnaB) dowodzi, że znaczna część społeczeństwa polskiego, choć przykro to pisać, to wtórni analfabeci nie rozumiejący czytanych treści (lub też-co równie częste i prawdopodobne zarazem- ludzie tylko kartkujący teksty, zwracający uwagę na osobę autora, tytuł i tematykę, dający następnie w komentarzach ujście, upust swoim uprzedzeniom, ignorancji i zacietrzewieniu ideologicznemu).
Po drugie zaś unaocznia w sposób wręcz szokujący jak rasizm, ksenofobia i wszelkiego rodzaju uprzedzenia rasowe, religijne i inne mocno trzymają się nie tylko w Stanach, co w świetle ostatnich wydarzeń ujrzał znowu cały świat, ale i w takich środkowoeuropejskim kraju bez żadnych znaczących mniejszości etnicznych i wyznaniowych jak Polska. W XXI wieku. W 2020 roku...
Na koniec wspomnieć należy ,że poza oczywistymi walorami poznawczymi, książka napisana jest też niezwykle zajmująco -choć w gruncie rzeczy jest to swego rodzaju kryminał właśnie (w czym pewna zasługa na pewno doskonałego tłumaczenia Rafała Lisowskiego). Reportaż ten jest też znakomicie wydany - z pełnymi i szczegółowymi przypisami, źródłami, indeksami oraz materiałem ilustracyjnym. W jakimś stopniu przypomina mi ten reportaż "Czas krwawego księżyca" Davida Granna, choć (nie ujmując niczego Grannowi-zwłaszcza biorąc pod uwagę jego katorżniczą pracę źródłową) "Korzenie we krwi" to książka dojrzalsza, w której jak już wyżej pisałem, autorowi nie chodzi tylko o rekonstrukcję i opis wydarzeń-nawet w szerokim kontekście społeczno-historyczno-kulturowym, ale i uchwycenie przyczyn pewnych zjawisk-takich jak zinstytucjonalizowany rasizm przez z górą 150 lat obecny w hrabstwie Forsyth, Georgia, USA...
"Południowe drzewo dziwny owoc rodzi
więcej Pokaż mimo toKrwawe jego liście, we krwi korzeń brodzi"
motto książki autorstwa Lewisa Allana (1937)
Doskonale napisany i udokumentowany reportaż Philipsa (co ważne wychowanego właśnie w hrabstwie Forsyth, właśnie w Cumming),w którym czuć nie tylko pasję, ale i ogrom trudu autora, wydobywającego z zapomnienia relacje osób z całkowitego marginesu...
Książka jednoznaczna ideologicznie, napisana pod tezę: skoro zlinczowany lub skazany na śmierć osobnik był czarny, to musiał być niewinny. Co jest oczywistą bzdurą.
Autor pluje w twarz tym wszystkim zgwałconym kobietom, insynuując, że kłamały, zmyślały ("rzekomy gwałt"!) albo po prostu uprawiały seks z murzynami, a po odkryciu tej relacji oskarżały ich o gwałt. Jeszcze trochę, a autor stwierdziłby, że po prostu same się zgwałciły! Zwłaszcza ta 10-latka.
Pod koniec książki autor sugeruje, że należałoby gwałcicielom wystawić pomnik. Gwałcicielom - bo nie ma żadnych, ale to żadnych powodów, by sądzić, że byli niewinni. W tym momencie, przyznam, zatkało mnie. Nie umiem tego adekwatnie skomentować.
Druga sprawa to wypędzenie około 1000 osób z ich domów. Oczywiście - to było złe. Ale jeśli chodzi o przyczyny - trudno zwalić wszystko na rasizm, jak czyni to autor. Powodem był także niewątpliwie strach przed przestępczością murzynów. Strach jak najbardziej uzasadniony. Co prawda sto lat temu przestępczość czarnych nie była aż tak gigantyczna, jak obecnie, ale... (Warto przytoczyć kilka statystyk. Np. w Atlancie, gdzie czarni stanowią 50% populacji , popełniają oni: 95-100% zabójstw; 90-95% gwałtów; 95-98% rozbojów; 90-95% włamań; 80-90% napaści).
Autor wykonał wielką robotę - i wszystko po to, by udowodnić, że czarni to "biedne ofiary rasizmu". A te zgwałcone kobiety? Kij im w oko! W końcu to tylko wstrętne białe rasistki, nie ma co się roztkliwiać!
Książka jednoznaczna ideologicznie, napisana pod tezę: skoro zlinczowany lub skazany na śmierć osobnik był czarny, to musiał być niewinny. Co jest oczywistą bzdurą.
więcej Pokaż mimo toAutor pluje w twarz tym wszystkim zgwałconym kobietom, insynuując, że kłamały, zmyślały ("rzekomy gwałt"!) albo po prostu uprawiały seks z murzynami, a po odkryciu tej relacji oskarżały ich o gwałt. Jeszcze...