rozwińzwiń

Jak jeść, by nie tyć i nie chorować: insulinooporność, cukrzyca, zespół metaboliczny

Okładka książki Jak jeść, by nie tyć i nie chorować: insulinooporność, cukrzyca, zespół metaboliczny Anna Powierza
Okładka książki Jak jeść, by nie tyć i nie chorować: insulinooporność, cukrzyca, zespół metaboliczny
Anna Powierza Wydawnictwo: Pascal poradniki
304 str. 5 godz. 4 min.
Kategoria:
poradniki
Wydawnictwo:
Pascal
Data wydania:
2019-10-30
Data 1. wyd. pol.:
2019-10-30
Liczba stron:
304
Czas czytania
5 godz. 4 min.
Język:
polski
ISBN:
9788381035255
Tagi:
insulinooporność zdrowie
Średnia ocen

5,5 5,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,5 / 10
8 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
730
45

Na półkach:

Powiem tak, nie znałem pani Anny gdyż TV nie oglądam i dopiero od Mamy w połowie treści dowiedziałem się, że występuje w jakimś tam serialu w TVP. Książka pisana przez celebrytkę zdaje mi się dla młodszych kobiet lub dla 40 latek pisana w sposób frywolny.
W sumie bym skłamał, że nic nowego się nie dowiedziałem ale to co uzyskałem dzięki tej książce stanowi znikomy procent.

O czym książka? Gdzieś 1/5 zajmuje nakreślenie historii o tworzeniu tejże książki i życiu autorki, nie mówię, że ten wstęp nie jest dobry ale no właśnie zajmuje te 20% objętości, nie licząc przepisów. Dzieło naświetla nam głównie to abyśmy jedli owoce i warzywa (a dlaczego nie warzywa i owoce?),gdyż to jest zdrowe, powiedziane jest w niej o związkach zdrowotnych zawartych w roślinach które działają prozdrowotnie i odmładzająco - niby nie źle i są szczegóły (wymienione te związki) ale treść wydaje mi się infantylna przez wtrącenia autorki. Tak jest to znana (w pewnych kręgach) aktorka i jak okazuje się pisarka i to niestety czuć, tak nie jest to pani dietetyk ani lekarz. Niby nie powinno umniejszać to dziełu no ale cóż ta frywolna treść w której masę wtrąceń i dużo ogólników zdaje mi się trochę jak napuchnięta wata cukrowa...

Niemniej bym polecił ją komuś na początek kto chciałby zapoznać się z zdrowym stylem życia, może jakiejś 19 letniej dziewczynie, lub fance autorki której stukła 40. Końcówka książki jest fajna bo w końcu dowiadujemy się jakie to warzywa/ owoce są tak prozdrowotne i pewnie po tej książce sięgniemy po jakąś z SuperFoods w tytule, no właśnie ale to końcówka.
Pani Anna ma swój styl ale do mnie on za bardzo nie trafił no ale książka pisana przez kobietę i dla kobiet.

Plus to to, że szybko się czyta 193 strony można przeczytać przy wolnym czytaniu w 3 - 4 dni, na pewno nie wymęczy.

Poza tym chciałem podziękować pani Annie, że wyjaśniła iż mogę mieć albo insulino oporność albo chorą tarczycę - to z pewnością zasługuje na plus. Ale chyba dla mnie taki lekarz dietetyk (nie mówię tu o dietetyku po szkole policealnej - przepraszam wyleciała mi nazwa tej specjalizacji) jest materialnie (podobno taki dietetyk leczy sportowców, gwiazdy itp) ani fizycznie (z powodu choroby nie przemieszczam się samemu a nie posiadamy auta ani nie ma go kto prowadzić) niedostępny...

Niemniej sięgnę po poprzednią książkę pani Powierzy z "Insulino oporność" w tytule, podobno jest o niebo lepsza - zobaczymy.

Dziękuję za nakierowanie! Ale mogę dać 5/10 gwiazdki jeśli mam być szczery.

Pozdrawiam!

Powiem tak, nie znałem pani Anny gdyż TV nie oglądam i dopiero od Mamy w połowie treści dowiedziałem się, że występuje w jakimś tam serialu w TVP. Książka pisana przez celebrytkę zdaje mi się dla młodszych kobiet lub dla 40 latek pisana w sposób frywolny.
W sumie bym skłamał, że nic nowego się nie dowiedziałem ale to co uzyskałem dzięki tej książce stanowi znikomy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
839
755

Na półkach: ,

Już dawno żadna książka na tematy zdrowotne nie zirytowała mnie tak, jak ta, nie udało się to nawet panu Ziębie 😉. Półprawdy i ćwierćprawdy bądź też zalecenia wyraźnie niewskazane czy wręcz niebezpieczne przy insulinooporności, cukrzycy i zakłóconym metaboliźmie powodują, że nie mogę tej książki polecić. Przyznaję, nie wiem, ile jest książek na tematy zdrowego życia na polskim rynku i na ile są one godne polecenia (żyję ponad 30 lat poza Polską),ale ta jest wyraźnie zła. Autorka czerpie swą wiedzę z internetu. Na 117 pozycji w bibliografii zaledwie 9 to pozycje książkowe, i to nie związane z chorobami wymienionymi tu w tytule, a wyłącznie ogólnie z odżywianiem, z czego przy dwóch pozycjach nie wiadomo, czy to na pewno książki czy czasopisma; 15 pozycji to artykuły z czasopism, nie zawsze specjalistycznych i poważnych, a 93 pozycje to artykuły z internetu, za które autorzy nie muszą brać odpowiedzialności w takim stopniu, jak za słowo drukowane, i które bardzo szybko mogą zniknąć. Jeżeli chodzi o wyniki różnych badań, to są one interesujące, ale niekoniecznie prawdziwe. Pamiętajmy, że naukowcom na całym świecie od zawsze brak funduszy na badania, które chcieliby przeprowadzić, więc często idą na kompromis i wykonują badania na zlecenie sponsora, gdzie wychodzi to, co ma wyjść, żeby zdobyć w ten sposób środki na badania, które naprawdę chcą przeprowadzić. Te prawdziwe upowszechniają potem w książkach. Czynniki marketingowe odgrywają dużą rolę. Na tej zasadzie np. wmówiono ludziom przed laty, że margaryna, czyli sztucznie utwardzane tłuszcze, jest zdrowsza od naturalnego masła.
Tabele na końcu książki z zawartością flawonoidow, polifenoli i in. składników są interesującą ciekawostką, ale dawno znaną i mało odkrywczą. O resveratrolu mówi się już od dziesięcioleci. Całość przedstawiona bardzo chaotycznie. Zachwytu odkryciami autorki nie podzielam, ponieważ są to rzeczy dawno znane, przynajmniej dla mnie, interesującej się zdrowym życiem od zawsze, już w czasach młodości w Polsce. Ale może w Polsce trudniej o tę wiedzę, bo niedawno koleżanka zapytała mnie na fejsie, co to znaczy „buraki bio”. Ano na oborniku i na naturalnym podłożu wyhodowane, nie na działce po wysypisku śmieci i na chemicznych nawozach.
Autorka ciągle używa przestarzałego pojęcia „indeks glikemiczny”, podczas gdy w obiegu jest już bardziej adekwatne pojęcie ”ładunku glikemicznego” (GL- ang. glycemic load, niem. glykämische Last),gdzie pod uwagę bierze się nie tylko zawartość węglowodanów w pożywieniu, ale i wielkość standardowej porcji. Ładunek glikemiczny dla pojedyńczej porcji pożywienia można obliczyć według wzoru: ilość węglowodanów w danej porcji (w gramach) x indeks glikemiczny: 100. W internecie są już tabele ze środkami spożywczymi i wyliczonym ładunkiem glikemicznym.
Poszczególne rozdziały są bez tytułów, tylko ponumerowane. Chcąc wrócić do jakiegoś zagadnienia, trzeba przewertować książkę.
Za szczególnie niebezpieczny dla insulinoopornych i cukrzyków uważam rozdział czwarty i treści o szczególnie zdrowotnym wpływie czerwonego wina. Wszystko, co autorka o czerwonym winie pisze, jest wprawdzie prawdą, ale zapomina powiedzieć, że dla osób, które biorą metformin, najpopularniejszy lek przy insulinooporności i początkującej cukrzycy, alkohol jest tabu, bo w połączeniu powstaje zagrażająca życiu kwasica mleczanowa (niem. Laktatazidose, ang. lactic acidosis). Pisałam już o tym w recenzjach poprzednich książek autorki, ale jak widać, bez skutku, autorce brak wiedzy medycznej. Insulinooporność odziedziczyłam po ojcu, na szczęście wyregulowałam odpowiednią dietą i homeopatią klasyczną, nie muszę brać leków, więc mogę sobie pozwolić od czasu do czasu na lampkę mojego ulubionego wina rioja. Należy jednak pamiętać, że alkohol to puste kalorie, bez błonnika i w przypadku leków absolutne no go. Pacjenci, którzy biorą leki i wiedzą, że czeka ich jakaś uroczystość, na której chcą wypić chociażby toast, powinni już dzień wcześniej odstawić metformin (albo inne leki),bo reakcji nie da się przewidzieć.
Autorka sama sobie zaprzecza -na str. 71 (ebook) pisze „Dieta oparta na produktach roślinnych redukuje ryzyko wystąpienia nowotworów od 18 do 40 %”. A w przepisach roślin brak! Przepisy nagradzanego wielokrotnie kucharza mają to do siebie, że zawierają rzadkie składniki. Skąd ja wezmę świeży dziki brokuł czy trawę cytrynową albo żubrową? Można kupić w Polsce świeżą kolendrę? Można te składniki pominąć albo czymś innym zastąpić? Brak też informacji, na ile osób pomyślany jest każdy przepis, ile ma kalorii, ile czasu potrzeba na przygotowanie. Takie dane to dzisiaj standard w nowoczesnych książkach kucharskich. Jednak główną wadą tych przepisów jest to, że nie są odpowiednie dla insulinoopornych i cukrzyków. Połowę posiłku powinny stanowić warzywa, 30 % węglowodany złożone, 5 % pełnowartościowy tłuszcz i 15 % białko. Tymczasem w przepisach są np. omlety z 3 jaj z listkiem sałaty dla ozdoby. Węglowodany należy wykluczyć całkowicie w pierwszym etapie leczenia, gdzie chodzi o stabilizację poziomu insuliny i zapobieganie niepotrzebnej jej nadprodukcji, w późniejszej fazie powinny się pojawić węglowodany złożone (które wolniej wchodzą w obieg i nie powodują skoków insuliny),bo są jednym z głównych źródeł witamin B i bez nich można się dorobić kłopotów skórnych. Chyba, że komuś brakuje, w sposób laboratoryjnie stwierdzony, enzymów do trawienia węglowodanów . Te ilości białka w przepisach przy małej ilości warzyw przypominają dietę ketogeniczną, wskazaną np. przy lipidemii, ale przeprowadzać ją należy pod ścisłą kontrolą lekarza, bo nadmiar białka potrafi uszkodzić nerki. Warzywa pojawiają się na kolacje, jako surówki, które wieczorem nie każdy organizm dobrze trawi. Warzywa krótko duszone czy pieczone są lżej strawne. Smothies i zupy-kremy też nie powinny się znajdować w jadłospisie insulinoopornych, bo tak rozdrobnione warzywa zbyt szybko się wchłaniają i powodują raptowny wyrzut insuliny. Podobnie wszelkiego rodzaju soki, nawet te świeżo przyrządzane, też należy wykluczyć. Nie bardzo rozumiem różnicę między dietetykiem funkcjonalnym a klinicznym. Zdecydowanie jestem przeciwko żywności funkcjonalnej, czyli wprowadzaniem na rynek produktów spożywczych, wzbogaconych o określony dodatek pochodzenia zielarskiego. Smutny przykład soli z dodatkiem jodu i fluorku, czyli naturalnych minerałów, wprowadzonej przed dziesięcioleciami w dobrej wierze, zaowocował chorobami spowodowanymi nadmiarem jodu w organizmie i wzrostem alergii, spowodowanym nadmiarem fluorku. Nie wiem też, dlaczego u autorki po zdiagnozowaniu insulinooporności, wiele warzyw wypadło z jadłospisu, nie znam takich przypadków, chyba że chodziło o alergie? Za to owoców nie wolno więcej niż 100 gram dziennie, ze względu na zawartość cukru, dlatego też poleca się głównie owoce jagodowe, zielone jeszcze banany, jabłka do 100 gram dziennie też są dozwolone. W rozdziale piątym autorka skupiła uwagę na 10 (tylko!) produktach, uznając je za super zdrowe i zapewniające długie życie. Sa to: siemię lniane, imbir, cebula, awokado, jarmuż, seler naciowy, kapusta, jabłka, kurkuma i pomidor. Oczywiście pisząc o plusach – ma rację, zapomina jednak o negatywach, gdyż „co jednemu pomaga, to drugiemu szkodzi”. Insulinooporność łączy się bardzo często z problemami jelitowymi, tzw. zespołem jelita drażliwego, określenie, które dla lekarzy jest diagnozą-wykrętem pt. „nie wiem, co jest przyczyną twoich dolegliwości”, a dla mnie jest nazwą grupy symptomów, które mogą mieć bardzo różną przyczynę. Ponad 80 % pacjentów z jelitem drażliwym ma SIBO (small intestinal bacterial overgrowth),czyli zespół rozrostu bakteryjnego jelita cienkiego. Testy potwierdzające tę sytuację są drogie, jedyny wskazany antybiotyk – cztery razy droższy niż „normalne” antybiotyki, nawroty, czasem sześciokrotne, jeżeli nie znajdzie się przyczyny, co jest pierwotną przyczyną. W Niemczech, gdzie lekarze mają ograniczone budżety na leki i badania u pacjentów, większość lekarzy zbywa pacjentów, bo splajtowaliby na ich leczeniu. Pacjenci płacą testy i leki prywatnie. Otóż przy tych dolegliwościach (bo SIBO nie jest oficjalnie uznane za chorobę, tylko za zakłócenie metabolizmu. Jako choroba podlegałoby obowiazkowo leczeniu) siemię lniane właśnie ze względu na lignany, które autorka chwali za działanie antyrakowe, jest dla osób z SIBO niewskazane, bo lignany karmią te niewłaściwe bakterie w jelitach i pogłębiają dolegliwości. Także cebula, kapusta i jabłka są niewskazane, bo fermentują w jelitach i prowadzą do rozrostu niewłaściwych bakterii. Awokado także popadło w niełaskę, bo wycina się całe połacie lasów w Ameryce Południowej pod jego plantacje. No i oczywiście używa się nawozów chemicznych i środków ochrony roślin (opryski z powietrza),żeby wyciągnąć jak największe zyski. Pomidory z kolei należą do roslin psiankowatych, utrwalających patogenny biofilm w jelitach u osób, które w wyniku długiego leczenia antybiotykami bądź niesteroidalnymi lekami przeciwreumatycznymi albo z innych przyczyn takiegoż biofilmu się dorobiły. Autorka gdzieś tam wprawdzie nieśmiało wspomina, żeby unikać tworzyw sztucznych i żywności konwencjonalnej (czyli wychodowanej na chemii),ale w obliczu całej tematyki książki ten głos ginie.
Autorko miła! Proszę przestać pisać książki z zakresu medycyny na poziomie artykułów z kolorowych czasopism, jakie czytamy w kolejce do dentysty, bo brak Pani przygotowania medycznego, żeby zobaczyć drugą stronę medalu. Tego braku nie nadrobi się paroma artykułami z internetu. Ponieważ wykształcenie medyczne zdobyłam na emigracji, jako drugi zawód, a po tacie odziedziczyłam insulinooporność, więc temat dobrze znam. Za drugą książkę dałam Pani dziewięć gwiazdek, za przystosowanie polskich, codziennych przepisów na potrzeby insulinooporności. Pani purée z kalafiora, zastępujące ziemniaki, zasługuje na gwiazdkę Michelina. Ale skoro Zięba dostał za swoją pierwszą książkę ode mnie dwie gwiazdki za bardzo obszerne potraktowanie tematyki zdrowego życia, łącznie z wpływem środowiska, to tutaj w obliczu tylu mylnych informacji, w dodatku podanych chaotycznie, mogę dać - przy mojej nieustającej sympatii dla autorki – tylko pałę.

Już dawno żadna książka na tematy zdrowotne nie zirytowała mnie tak, jak ta, nie udało się to nawet panu Ziębie 😉. Półprawdy i ćwierćprawdy bądź też zalecenia wyraźnie niewskazane czy wręcz niebezpieczne przy insulinooporności, cukrzycy i zakłóconym metaboliźmie powodują, że nie mogę tej książki polecić. Przyznaję, nie wiem, ile jest książek na tematy zdrowego życia na...

więcej Pokaż mimo to

avatar
707
530

Na półkach: , ,

W dzisiejszych zabieganych czasach, często łapię się na szukaniu łatwych szybkich rozwiązań, fakt te poszukiwania zajmują masę czasu który mogłabym spożytkować na wdrażaniu tych wszystkich porad które już dostałam, i dzięki którym mam się poczuć lepiej. Ale mi się po prostu wydaje, że trzeba zwolnić tempo, zrozumieć własne ciało i jego potrzeby... I pokochać siebie tu i teraz - nie obwiniać się za każde przewinienie żywieniowe. Jeśli zaczniemy lubić siebie zaczniemy tez dbać o siebie... wystarczy drobny gest i ta książka jest takim drobnym gestem by znów skupić się na diecie.... Każdy ma wzloty i upadki :) pani Ania też.... Książkę oceniam jako przeciętną. Owszem dobrze się ją czyta, Ale ja po prostu lubię poradniki... to trochę pamiętnik pani Ani, taki wstęp zajmuje sporą część tej pozycji... każdy organizm jest inny i o tym warto pamiętać. Nie mniej znalazłam tu kilka porad z których skorzystam. I kilka rozgrzeszeń ;). Kibicuję autorce nie tylko w walce z chorobami ale też w tym by promowała zdrowy styl życia. Mi czegoś tu brakowało... może właśnie za dużo własnej historii a za mało konkretów

W dzisiejszych zabieganych czasach, często łapię się na szukaniu łatwych szybkich rozwiązań, fakt te poszukiwania zajmują masę czasu który mogłabym spożytkować na wdrażaniu tych wszystkich porad które już dostałam, i dzięki którym mam się poczuć lepiej. Ale mi się po prostu wydaje, że trzeba zwolnić tempo, zrozumieć własne ciało i jego potrzeby... I pokochać siebie tu i...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    11
  • Chcę przeczytać
    10
  • Zdrowie
    1
  • Posiadam
    1
  • 2020
    1
  • Literatura polska
    1
  • Z polecenia do kupienia ...
    1
  • Moja biblioteka
    1
  • 2019
    1
  • Zdrowie i odżywianie
    1

Cytaty

Podobne książki

Przeczytaj także