Rogue Moon

Okładka książki Rogue Moon Algis Budrys
Okładka książki Rogue Moon
Algis Budrys Wydawnictwo: Victor Gollancz Seria: SF Masterworks fantasy, science fiction
Kategoria:
fantasy, science fiction
Seria:
SF Masterworks
Tytuł oryginału:
Rogue Moon
Wydawnictwo:
Victor Gollancz
Data wydania:
2012-01-04
Data 1. wydania:
2012-01-04
Język:
angielski
ISBN:
9780575108004
Średnia ocen

5,0 5,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Złoty Wiek SF 10 Karen Anderson, Poul Anderson, James Blish, Algis Budrys, Frederik Pohl, Henry Slesar, F. L. Wallace
Ocena 6,3
Złoty Wiek SF 10 Karen Anderson, Pou...
Okładka książki Złoty wiek SF 8 Algis Budrys, Raphael A. Lafferty, C. C. MacApp, Alan E. Nourse, James H. Schmitz, Robert Sheckley, John Sladek, F. L. Wallace, Miriam Allen deFord
Ocena 6,3
Złoty wiek SF 8 Algis Budrys, Rapha...
Okładka książki Złoty Wiek SF 6 Jerome Bixby, Algis Budrys, Mark Clifton, Joe L. Hensley, Henry Kuttner, Fritz Leiber, Mack Reynolds, James H. Schmitz, Robert Sheckley
Ocena 5,5
Złoty Wiek SF 6 Jerome Bixby, Algis...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,0 / 10
1 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
157
87

Na półkach: ,

Niestety tego typu fantastyka naukowa nie przechodzi próby czasu. Niesamowicie przegadana i chaotyczna - wątki osobiste postaci grając pierwsze skrzypce zupełnie odwracają uwagę od części “science”. Do tego męskie postacie mają wszystkie macho-istyczne cechy, które obecnie odbiera się z zażenowaniem i irytacją.

To bardziej powieść psychologiczna i metafizyczna niż naukowa - tylko dla specyficznego czytelnika.

Niestety tego typu fantastyka naukowa nie przechodzi próby czasu. Niesamowicie przegadana i chaotyczna - wątki osobiste postaci grając pierwsze skrzypce zupełnie odwracają uwagę od części “science”. Do tego męskie postacie mają wszystkie macho-istyczne cechy, które obecnie odbiera się z zażenowaniem i irytacją.

To bardziej powieść psychologiczna i metafizyczna niż naukowa...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2303
2125

Na półkach: ,

Obowiązkowa lektura pomocnicza do wszystkich dzieł traktujących o uploadzie umysłu, teleportacji, ogólnie - jakimkolwiek transferze świadomości, zazwyczaj pomijając problematykę tożsamości.

Obowiązkowa lektura pomocnicza do wszystkich dzieł traktujących o uploadzie umysłu, teleportacji, ogólnie - jakimkolwiek transferze świadomości, zazwyczaj pomijając problematykę tożsamości.

Pokaż mimo to

avatar
169
67

Na półkach: , ,

Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że nigdy nie dowiem się, o czym jest ta książka. Jeżeli ma się jakiekolwiek założenia co do niej, to zostaną one rozwiane.
Całe to odkrycie, księżyc i wysyłanie tam ludzi są tylko tłem i równie dobrze mogłoby to być coś zupełnie innego. Wątek fantastyczny nie prowadzi do niczego konkretnego. Nie ma rozwiązania i poznania prawdy.
Głównym wątkiem są relacje międzyludzkie, które są niezwykle skomplikowane i również ciężkie do zrozumienia. Nie pomagają w tym dialogi, które są zlepiek niedopowiedzeń, sarkazmu i jakiejś formy gry. Nie odgadłem tego, czym się kierowali bohaterowie. Może potrzebne byłoby poznanie ich w innych sytuacjach, nie przestrzeni dłuższego okresu. Można gdybać.

Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że nigdy nie dowiem się, o czym jest ta książka. Jeżeli ma się jakiekolwiek założenia co do niej, to zostaną one rozwiane.
Całe to odkrycie, księżyc i wysyłanie tam ludzi są tylko tłem i równie dobrze mogłoby to być coś zupełnie innego. Wątek fantastyczny nie prowadzi do niczego konkretnego. Nie ma rozwiązania i poznania prawdy....

więcej Pokaż mimo to

avatar
1560
697

Na półkach:

Z zaciekawieniem sięgnąłem po książkę z gatunku science fiction zatytułowaną „Ten cholerny księżyc”, której autorem jest amerykański pisarz, Litwin z pochodzenia, Algis Budrys. Książka mimo, że nominalnie jest science fiction, i owszem jest mowa o specyficznych wędrówkach po księżycu, autor pisze o skomplikowanym mechanizmie, ładowany do komory jest jeden człowiek, który w niej umiera, a po księżycu w najlepsze biega jest identyczny zapis, klon, cholera wie jak to precyzyjnie nazwać. Kłopot jest w tym, że biologiczną śmierć odczuwa zarówno oryginał, jak i mózg kopii, i to tworzy problemy, bo dotychczas żaden z astronautów nie potrafił sobie z tym poradzić i kopia też była tracona, umierała. Ekipa doktora Edwarda Hawksa znalazła prawdziwego kozaka Ala Barkera, sportowca, podróżnika, celebrytę i jednocześnie intelektualistę, i ten miks zalet miał spowodować, że być może Al jest jedynym człowiekiem na globie, który da radę i podoła zadaniu. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Al. Barker i jego narzeczona Claire mieszkali w pobliżu Ośrodka Badań Kosmicznych, więc potencjalny kandydat był w zasięgu ekipy doktora Hawksa. No i cała zabawa się zaczyna, prawdziwe psychologiczne zamieszanie wokół kilku, może kilkunastu głównych i drugoplanowych bohaterów. Niewątpliwie jest ciekawie.

Oprócz niemożliwie skomplikowanych relacji psychologicznych niesamowicie mocno nakreślonych przez autora, głównie dotyczy to samego doktora Hawksa i Ala Barkera, obydwaj panowie są niezwykle inteligentni i mają jeszcze bardziej skomplikowane osobowości, a jednak mimo tych trudności niemal są skazani na siebie, na to, żeby się wzajemnie dogadywać, pisząc kolokwialnie i wykonać misję. Al. Wielokrotnie miota się sam ze sobą czy da radę, czy w chwili próby nie okaże się, że jest tchórzem i sobie nie poradzi, a przecież on zawsze wierzy, że ma naturę wojownika, i okazuje się, że nawet dla kogoś takiego są misje niemal niemożliwe do wykonania. Dlatego też wiele zależało od samego Hawksa jak ten problem rozwikłać i podejść typowo psychologicznie do zagadnienia. Niemal podobny stopień skomplikowania relacji wychodzi niemal ze wszystkimi relacjami z postaciami, w tym w samym Ośrodku Badań Kosmicznych te relacje pomiędzy różnymi osobami tam pracującymi są skomplikowane, a jednak cały projekt badania Księżyca pod kątem możliwości zaistnienia jakiś kosmicznych zagrożeń dla Ziemi musi trzymać się kupy, czyli wszystko musi działać doskonale i perfekcyjnie.

Ale oprócz tej całej psychologii autor idzie jeszcze głębiej wchodzi na teren typowej filozofii, pojawiają się niemal wszystkie możliwe pytania o śmierć, na wszelkie możliwe sposoby, a co za tym idzie, jak to jest z tym Bogiem?

Książka jest genialna, mocna, momentami nawet potworna, na pewno jak ktoś ma potrzebę poszukiwań ciekawej literatury science fiction warto, żeby na tej poznawczej, czytelniczej dróżce trafił na książkę zatytułowaną „Ten cholerny księżyc” Algisa Budrysa, bo niewątpliwie warto. W sumie ta książka jest troszkę dziwna, przez większość akcji czytelnik w ogóle zapomina, że czyta książkę sf, acz finał czytelnika nie zawiedzie w tym temacie. Świadczy to o geniuszu, bo napisanie książki w takiej prostocie literackiej zawierając wiele naprawdę mocnych motywów i niesamowicie skomplikowanych. To jest maestria twórcza pisarza. Fragmenty bardzo przystępne w odbiorze mieszają się ze skomplikowanymi naukowymi opisami, i wieloma zawiłościami w akcji książki. Zdecydowanie polecam.

Z zaciekawieniem sięgnąłem po książkę z gatunku science fiction zatytułowaną „Ten cholerny księżyc”, której autorem jest amerykański pisarz, Litwin z pochodzenia, Algis Budrys. Książka mimo, że nominalnie jest science fiction, i owszem jest mowa o specyficznych wędrówkach po księżycu, autor pisze o skomplikowanym mechanizmie, ładowany do komory jest jeden człowiek, który w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
108
15

Na półkach:

Jedno wielkie rozczarowanie. Zamiast solidnego science-fiction (potencjał jest nieziemski),otrzymałem opis konfrontacji między głównym bohaterem, jego znajomym i femme fatale.

Pełna recenzja:
https://nerdheim.pl/post/recenzja-ksiazki-ten-cholerny-ksiezyc/

Jedno wielkie rozczarowanie. Zamiast solidnego science-fiction (potencjał jest nieziemski),otrzymałem opis konfrontacji między głównym bohaterem, jego znajomym i femme fatale.

Pełna recenzja:
https://nerdheim.pl/post/recenzja-ksiazki-ten-cholerny-ksiezyc/

Pokaż mimo to

avatar
441
286

Na półkach: ,

Hawks ma łeb i szalony projekt do zrealizowania za militarne pieniądze - brakuje mu tylko kogoś, kto tenże projekt udźwignie psychicznie. Okazuje się, że bardzo mało ludzi jest w stanie przeżywać swoją śmierć na Księżycu i pozostać przy zdrowych zmysłach. Znajomy HR-owiec poleca swojego miłosnego rywala, Barkera - twardziela, któremu do wizerunku najmęskniejszego z facetów brakuje tylko żucia pszczół na śniadanie. Czy współpraca sztywnego mądrali i aroganckiego rajdowca przysłuży się postępowi w imię nauki? Jakikolwiek by był sens tego postępu?

Książka Budrysa może sobie mieć te wszystkie transmitery materii, kosmosy, i człowiecze duplikaty na szpuli z taśmą, ale największym science-fiction są tu relacje międzyludzkie. Moje pojęcie na temat tego, co się dzieje w toksycznym trójkącie (z Hawksem dorzuconym do kompletu tak, jakby plątał się między tymi tłumokami od miesięcy),jest bardzo blade - niby łapię te główne punkty rozwoju ich relacji, ale co do nich prowadzi? Dlaczego jest tyle monologów? Dlaczego ich lektura przypomina czytanie eseju filozoficznego w okładce harlequina? Te dialogi brzmią tak... nienaturalnie! Jakby bohaterowie odgrywali wyuczone role, w których bez ich wiedzy dokonano drobnych poprawek - sens został zachowany, ale rozmowy brzmią na takie, w których jedna strona nie słyszy tego, co mówi druga. Mechanizm działa, ale widzisz, że zębatki nie zostały dobrze dopasowane.

Wątek romansowy jest właściwie nieistniejący, bo i amantka jest bardziej rekwizytem niż bohaterką: cała jej aktywność sprowadza się do podwożenia głównego bohatera i wysłuchiwania w milczeniu jego niekończących się monologów o latach młodości. To jedna z dwóch żeńskich postaci. Ta druga jest rzucającą się na każdego samca modliszką, bo taka już jest/jest jej smutno, i właściwie o całej kreacji tej bohaterki niech powie wam ten jeden cytat: "Usiadła i spojrzała mu w oczy. Jej piersi poruszyły się pod kostiumem". Tyle obsada kobieca, męska jest siłą rzeczy o oczko wyżej, ale to w zasadzie niewiele znaczy, niespecjalnie mnie ziębili czy grzali.

Zaczynam od oceny części obyczajowej tylko dlatego, że ku mojemu zdumieniu dominuje objętościowo-ciężarowo nad znacznie ciekawszym aspektem science-fiction. Pomysł na funkcjonującą w więcej niż trzech wymiarach kosmiczną beczkę śmiechu mordującą cię za niezrobienie przysiadu w odpowiednim miejscu jest ciekawszy, niż wam się wydaje - zwłaszcza w połączeniu z konceptem wysyłania do niej przekaźnikowych klonów. Budrys zahacza o ciekawe kwestie, głównie świadomości (ostatnia scena na Księżycu jest rzeczywiście spokojnie upiorna) i przeżywania śmierci. No ale właśnie, tylko zahacza.

"Ten cholerny Księżyc" to krótka historia o świadomości i cenie, jaką są gotowe zapłacić jednostki dla ogólnego postępu (czy wręcz samej jego idei). Szkoda, że ciekawy pomysł przytłacza skołowana drama miłosna, dialogi pełne dziwnych reakcji i monologi głównego bohatera. Ale pewnie fani oldskulowych S-F będą zadowoleni, zwłaszcza, jeżeli lubią czytać o szczegółowych przygotowaniach do uruchomienia machiny.

Hawks ma łeb i szalony projekt do zrealizowania za militarne pieniądze - brakuje mu tylko kogoś, kto tenże projekt udźwignie psychicznie. Okazuje się, że bardzo mało ludzi jest w stanie przeżywać swoją śmierć na Księżycu i pozostać przy zdrowych zmysłach. Znajomy HR-owiec poleca swojego miłosnego rywala, Barkera - twardziela, któremu do wizerunku najmęskniejszego z facetów...

więcej Pokaż mimo to

avatar
166
93

Na półkach:

Wiesz, że nie jest to dobra książka, kiedy po jej skończeniu pierwszym pozytywem, o którym myślisz jest to, iż była krótka.

Sam wątek sci-fi jest tutaj bardzo ciekawy. Jego tło to standardowa dla literatury okresu Zimnej Wojny bitwa o dominację w kosmocie między Ameryką, a Rosją. Sposób w jaki on się rozwija – wielokrotna śmierć, klonowanie, odrealnienie itd. jest mocno wciągający. Gdyby tylko książka porzuciła (nieudaną) próbę stania się czymś więcej, niż angażująca powieścią fantastyczno-naukową... Niestety, ten wątek to może 10, góra 15% treści. Cała reszta to relacje między kilkoma postaciami, które autor obdarował umiejętnościami natychmiastowej psychoanalizy swojego rozmówcy po jego dwóch słowach, albo jednym krzywym geście. Te dialogi są tak dalekie od tego jak wygląda prawdziwa rozmowa dwojga ludzi, że postacie wydają się całkowicie nienaturalne. Gdyby te proporcje odwrócić, to nawet bym o tym nie wspomniał, bo byłaby to po prostu rysa na pięknym szkle. Tutaj natomiast w wielkim natłoku niedoskonałości chwilami jesteśmy w stanie dojrzeć przebłysk dużego talentu i niebanalnego pomysłu. Wielka szkoda.

Wiesz, że nie jest to dobra książka, kiedy po jej skończeniu pierwszym pozytywem, o którym myślisz jest to, iż była krótka.

Sam wątek sci-fi jest tutaj bardzo ciekawy. Jego tło to standardowa dla literatury okresu Zimnej Wojny bitwa o dominację w kosmocie między Ameryką, a Rosją. Sposób w jaki on się rozwija – wielokrotna śmierć, klonowanie, odrealnienie itd. jest mocno...

więcej Pokaż mimo to

avatar
322
122

Na półkach:

Zazwyczaj w powieściach i opowiadaniach SF chwali się pomysł, szybką akcję i narzeka na postacie - papierowe, jednowymiarowe, bez pogłębionej osobowości itp. Tutaj to właśnie postacie wybijają się na pierwszy plan, choć pomysłowi, zgrabnemu zakończeniu i również szybkości zmierzania do finału nie można nic zarzucić.
Protagoniści są jednostkami wybitnymi, a przynajmniej silnymi, ale ma to swoją cenę lub czymś jest napędzane. Autor bezlitośnie obnaża ich wszystkie słabości i motywy. Naukowiec, kadrowiec, człowiek uzależniony od adrenaliny, czy też jego partnerka, wszyscy żyją i zmagają się z życiem, a nie tylko prześlizgują się po kolejnych stronach ksiązki. To naprawdę niezbyt częste w tym gatunku literackim.
Bardzo dobrze wypada osadzenie akcji w kameralnych, wręcz teatralnych planach. Nic, dzięki temu, nie odciąga uwagi od tego co robią i mówią bohaterowie.
Mam nadzieję, że książka będzie miała wielu czytelników, bo wykracza poza utarte schematy literatury spod znaku kosmicznej rakiety i blastera.
A na koniec cytat, do którego pewnie każdemu uda się kogoś dopasować: "Mężczyzna, który pokazuje plecy, mężczyzna, który kryje się na obrzeżach bitwy i wysyła do walki innych... to nie mężczyzna, to jakaś pełzająca kreatura."

Zazwyczaj w powieściach i opowiadaniach SF chwali się pomysł, szybką akcję i narzeka na postacie - papierowe, jednowymiarowe, bez pogłębionej osobowości itp. Tutaj to właśnie postacie wybijają się na pierwszy plan, choć pomysłowi, zgrabnemu zakończeniu i również szybkości zmierzania do finału nie można nic zarzucić.
Protagoniści są jednostkami wybitnymi, a przynajmniej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
635
243

Na półkach:

Dałem się zwieść. Cóż, zdarza się... Klasyczna w każdym tego słowa rozumieniu powieść autora kojarzonego ze złotymi czasami fantastyki naukowej stała się pułapką, w jaką wdepnąłem i ugrzązłem na kilka godzin, których niestety nikt mi już nie zwróci. Całe szczęście, że liczba stron była "humanitarna" (około 230),bo inaczej nie uniknąłbym czytania tylko i wyłącznie początków i zakończeń kolejnych akapitów.

Krecią robotę odwalili też "polecacze" ze skrzydełek książki - Bester, Blish i Silverberg (niezłe pistolety, prawda?) piejąc z zachwytu, oznajmiają, że "o taką fantastykę walczyli". No nie bardzo, chłopaki, nie bardzo...

Całość zapowiadała się ciekawie. Czasy zimnej wojny, wyścig pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim o to, kto pierwszy zbuduje przyczółek na Księżycu. Typowe tło, na którym dziesiątki mniej lub bardziej ambitnych historyjek opowiedziano w latach 50 i 60. Cała sztuka polegała jednak na tym, by na tej szachownicy porozstawiać ciekawe figury i rozegrać przed oczami czytelnika niezłą partię. Teoretycznie to całkiem proste.

Budrys zaczyna od tajemnicy - to sprawdzony chwyt. Dowiadujemy się, że na powierzchni Księżyca istnieją niewiadomego pochodzenia "konstrukcje", które zabijają każdego, kto tylko zbliży się do tych "nieludzkich" struktur. Astronauci (przesyłani na Srebrny Glob drogą radiową - tak, to nie żart) umierają, gdy próbują pokonać przestrzeń najeżoną niewidzialnymi zabójczymi wnykami. Naukowcy postanawiają znaleźć śmiałka, który przesłany na Księżyc nie dość, że nie zwariuje ze strachu, to jeszcze przeżyje całą eskapadę. Śmiałkiem tym jest hiperodważny, silny, zdecydowany, umięśniony i męski niczym Hemingway z Bogartem razem wzięci Al Barker.

Zarys fabularny sporo obiecuje. Ale szczerze mówiąc, jeżeli o taką fantastykę walczyli, to ja się z tego klubu wypisuję. Cóż z tego, że tzw. czynnik fantastyczny zidentyfikujemy natychmiast (tajemnica na Księżycu, niezwykły wynalazek, dzięki któremu możliwa jest podróż na Srebrny Glob),skoro coś osobliwie ciężkiego przytłacza cały tekst. Coś, co można porównać do długiej nudnej rozmowy z pijanym znajomym, któremu zebrało się na szczerość i w chwili słabości wypłakuje się nam na ramieniu.

Jest w "Tym cholernym księżycu" coś w duchu noir (ale niestety nie jest to dobra wiadomość w przypadku tej książki) - twardziele padają pod ciężarem okoliczności, proszą o kolejną whiskey i przez zaciśnięte zęby zwierzają się ze wszystkich swoich słabości, upadków, wątpliwości... Przez 3/4 powieści bohaterowie (naukowiec, śmiałek i zabójczo piękna famme fatale) tkwią w dziwacznym klinczu. Fabuła nieruchomieje, gdy postacie obrzucają się inwektywami, mierzą się wzrokiem z pogardą, warczą, by w którymś momencie uzmysłowić sobie, że nie mogą bez siebie żyć. Zamiast przygody, melodramatyczne tony, które rozwadniają akcję. Zamiast dyskusji na temat księżycowych niebezpieczeństw, mamy psychoanalizę, którą zarażeni Freudem Amerykanie fundują sobie częściej niż flat white.

Nie polecam. Jedyne, co ratuje tę powieść, to scena przygotowywania kosmicznego skafandra, która kojarzyć się może z przymierzaniem zbroi przez rycerza mającego wjechać właśnie do zaczarowanego zamku, by znaleźć w nim świętego Graala.

Chyba nic więcej.

Dałem się zwieść. Cóż, zdarza się... Klasyczna w każdym tego słowa rozumieniu powieść autora kojarzonego ze złotymi czasami fantastyki naukowej stała się pułapką, w jaką wdepnąłem i ugrzązłem na kilka godzin, których niestety nikt mi już nie zwróci. Całe szczęście, że liczba stron była "humanitarna" (około 230),bo inaczej nie uniknąłbym czytania tylko i wyłącznie początków...

więcej Pokaż mimo to

avatar
163
42

Na półkach:

Dałbym wyższą ocenę ale postacie drugoplanowa
Do mnie nie przemówiły. Ciekawy i przynajmniej dla mnie, oryginalny wątek si-fi. Książka dobra ale chyba trochę za bardzo stara się w pewnych momentach filozofować.

Dałbym wyższą ocenę ale postacie drugoplanowa
Do mnie nie przemówiły. Ciekawy i przynajmniej dla mnie, oryginalny wątek si-fi. Książka dobra ale chyba trochę za bardzo stara się w pewnych momentach filozofować.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    104
  • Chcę przeczytać
    45
  • Posiadam
    28
  • 2019
    6
  • Legimi
    2
  • 2023
    2
  • Ebook
    2
  • 2020
    2
  • Sci-fi
    2
  • Sci-fi, fantastyka
    1

Cytaty

Więcej
Algis Budrys Ten cholerny Księżyc Zobacz więcej
Algis Budrys Ten cholerny Księżyc Zobacz więcej
Algis Budrys Ten cholerny Księżyc Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także