Wielkie solo Antona L.

Okładka książki Wielkie solo Antona L. Herbert Rosendorfer
Okładka książki Wielkie solo Antona L.
Herbert Rosendorfer Wydawnictwo: Czytelnik literatura piękna
224 str. 3 godz. 44 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
Grosses Solo für Anton
Wydawnictwo:
Czytelnik
Data wydania:
1989-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1989-01-01
Liczba stron:
224
Czas czytania
3 godz. 44 min.
Język:
polski
ISBN:
8307016460
Tłumacz:
Ryszard Turczyn
Tagi:
powieść niemiecka
Średnia ocen

7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
108 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1173
1149

Na półkach:

Chyba jednak najlepszy z kilku ostatnio przeczytanych (to także „Wydarzenie” Morsellego oraz „Za sprawą nocy” Glavinica) obrazów nienazwanej apokalipsy, która pozostawia przy życiu tylko jednego człowieka. Najlepszy, bo najbardziej pogłębiony psychologicznie.

Niby wszystkie te książki takie same, ale są między nimi i smakowite różnice. Nie byle jaką jest, że tylko tu bohater nie jest jednocześnie narratorem, co służy jak najbardziej właściwemu w tym przypadku „efektowi obcości”. W tej książce spośród ludzkości przeżywa bowiem wybitnie przeciętny przeciętniak i to zaburzony społecznie.

Jakimś dziwnym zrządzeniem we wszystkich tych książkach koniec świata (a raczej - 99,99999 proc. ludzi na nim) wypada w początkach lata, gdy trwają najdłuższe w roku dni.

Żaden z bohaterów na początku nie może pojąć rzeczywistości nie do pojęcia i ucieka w przeróżne racjonalizacje. Nasz Anton L. mówi sam sobie: „Umarłeś. (…) A to co widzisz, to jest życie po śmierci. Nikogo nie widzę i nikt nie widzi mnie. To nieprawda, że sobie tu chodzę. (….) Albo dostałem szmergla. Dziś w nocy zwariowałem. Szczególny rodzaj obłędu, polegający na niepostrzeganiu innych ludzi. Nie widzę nikogo, za to wszyscy widzą mnie”.

Potem oczywiście przychodzi oswojenie tego, co realne a zatem i racjonalne. Nadymają się wręcz poczuciem wszechmocy, nim wejdą w nieunikniony kryzys, czemu towarzyszy spora degeneracja. Każdy z bohaterów nabywa zrozumiałej tendencji nie tylko do czerpania pełną garścią ze wszystkich możliwych zapasów, ale także - co już jednak lekko dziwi - do destrukcji rzeczy i obiektów. Jakby chcieli przyśpieszyć czas ostatecznego rozpadu ich jednoosobowego świata - śmiecą, wybijają okna, rozbijają się kolejnymi samochodami, strzelają do rożnych nieruchomych celów, ale i do zwierząt, które wraz z zielskiem szybko biorą miasto w posiadanie. Natura zwycięża!

Już w kolejnej, po Moresllim, z tych postapo poważnym problemem staje się prozaiczny (?) ból zęba - tu akurat rozwiązany na zasadzie „deus ex machina”, nomen omen…..

Istotne jest, że nasz Anton to nie tylko zdziwaczały mizantrop, ale ktoś, kto chyba już wcześniej był w lekkim rozbracie z normą psychiczną, a zwłaszcza społeczną („Nie lubiłem ludzi, a nawet ich nienawidziłem, ale l u d z k o ś ć kochałem i to gorąco, całym sercem”). Z czasem bohater zaczyna długie rozmowy z pomnikiem Kurfürsta oraz z zającem, którzy mu mądrze odpowiadają. Z drugiej strony, czyja psychika byłaby niczym woda z górskiego stawu, gdyby się zostało samotnym we wszechświecie?

W każdym razie nie nudzimy się, wchodząc w jaźń naszego bohatera. I wspominamy wraz z nim „szczęśliwe lata udręki”, gdy osuwa się powoli w otmęty psychopatii.

Jednym z jego obsesyjnych lęków jest np. to, że „wszyscy ludzie nagle z powrotem się pojawią”. Z drugiej zaś strony: „- Żeby tak wrócili – pomyślał Anton L. – Nawet gdyby się mieli wściekać za ten bałagan w pokoju”.

Wśród retrospektywnie opisywanych drugoplanowych postaci świetna jest dawna narzeczona bohatera. Spore wrażenie wywierają straszni ludzie – koledzy z pracy czy kolejni właściciele mieszkań, u których Anton wynajmuje pokoik dla siebie. Nb. ta książka jest bardzo antymieszczańska w najlepszym tego słowa rozumieniu. Czyżby chodziło o wyrobienie w czytelniku poczucia braku żalu za utratą taaakiego świata? Skoro spośród wszystkich postaci najbardziej jednak przemówił do mnie pewien sympatyczny legwan – choć z nieznanych powodów akurat nie zabrał on głosu, w przeciwieństwie do zająca…

Komiczny jest czas spędzany przez Antona w mieszkaniu miejscowego kibola. „Nie rozmyślał wprawdzie nad zagadnieniami teologii, ale kiedy wygrywała jego drużyna, wiedział, że Bóg istnieje. Drużyna FC „Weiss –Blau” nigdy nie przegrywała, co najwyżej zdarzały się niekorzystne warunki pogodowe, źle przygotowana płyta boiska (świetnie pamiętam, jak Gmoch tłumaczył porażkę z Argentyna w 1978 tym, że „boisko było jak mech” – przyp. mój),stronniczy sędziowie, wrogo nastawiona publiczność czy wreszcie nieszczęśliwy zbieg okoliczności”.

Nie zapominamy przy okazji, gdzie jesteśmy: w mieszkaniu byłego szefa bohater odnajduje „oprawiony w ramki dokument, w którym gauleiter okręgu Warthe potwierdzał dzielne postępki pana Kuhlmana” (tu konieczny przypis: Warthe to okupowana Wielkopolska, której wielkorządcą był jeden z największych zbrodniarzy Arthur Greiser).

No i zakończenie, przez autorów niektórych opinii uznawane za sztuczne, nieprzekonujące, wydumane, świadczące o braku wyobraźni Autora. Uważam, że jest wręcz przeciwnie. Według mnie taki a nie inny finał świadczy po prostu o tym, że nasz Anton uległ już całkowitemu rozpadowi osobowości, skoro - dzięki pewnej Księdze - został….. Ale to już trzeba samemu sobie doczytać. Miłej lektury!

PS Znalazłem tu wspaniałą refleksję na temat czytania: „Nie przeczytana książka niejako wzdraga się przed byciem przeczytaną. Nie czytana treść broni się przed czytelnikiem od pierwszej strony. Trzeba dopiero złamać ten opór (bywają też inne, niejako sprzedajne i nachalne książki, które same wciągają czytelnika; nie jest powiedziane, że to są od razu te lepsze),trzeba zrobić wyłom, zdobyć zaufanie pierwszych stron, które później, kiedy już uspokojone i pogodzone z tym, że zostały przeczytane, znajdą się za czytelnikiem i wzmocnią jego tyły, polecają go jako niegroźnego dalej położonym stronicom. A kiedy człowiek przekroczy już połowę książki, czuje nawet ten lekki napór z tyłu. Ostatnie rozdziały, ostatnie stronice cofają się, rozstępują na boki, książka chce już przepuścić czytelnika przez siebie, przetrawić go i wydalić, aby w końcu mogła się zatrzasnąć i zaleczyć ranę. Czytać dalej inny egzemplarz tej samej książki, którą zaczęło się już czytać, jest prawie niemożliwością. Wówczas opór stawiają również przeczytane, ale w tym egzemplarzu nie czytane początkowe stronice, i te niemalże wszechmocne kleszcze dosłownie wypychają czytelnika z książki”.

Chyba jednak najlepszy z kilku ostatnio przeczytanych (to także „Wydarzenie” Morsellego oraz „Za sprawą nocy” Glavinica) obrazów nienazwanej apokalipsy, która pozostawia przy życiu tylko jednego człowieka. Najlepszy, bo najbardziej pogłębiony psychologicznie.

Niby wszystkie te książki takie same, ale są między nimi i smakowite różnice. Nie byle jaką jest, że tylko tu...

więcej Pokaż mimo to

avatar
104
28

Na półkach: , ,

Nie poddawać się, doczytać do końca!

Nie poddawać się, doczytać do końca!

Pokaż mimo to

avatar
10
6

Na półkach:

Wszyscy ludzie poza tobą nagle znikają i radź tu sobie sam w takim „solipsyzmie” w pustym i dziczejącym mieście. Książka kłopotliwa w ocenie – za pomysł i 2/3 tekstu co najmniej 8, niestety końcówka słabsza. Ogólnie: na pewno warto, daje sporo do przemyślenia, bywa zabawna i błyskotliwa. Jak zachowałbym się w takiej sytuacji? Co w moim życiu znaczą inni ludzie? Może się przypomnieć podczas spaceru po pustym mieście w czasie lockdownu.

Wszyscy ludzie poza tobą nagle znikają i radź tu sobie sam w takim „solipsyzmie” w pustym i dziczejącym mieście. Książka kłopotliwa w ocenie – za pomysł i 2/3 tekstu co najmniej 8, niestety końcówka słabsza. Ogólnie: na pewno warto, daje sporo do przemyślenia, bywa zabawna i błyskotliwa. Jak zachowałbym się w takiej sytuacji? Co w moim życiu znaczą inni ludzie? Może się...

więcej Pokaż mimo to

avatar
150
144

Na półkach:

Ciekawy pomysł na książkę. Jest ona napisana jednak w sposób "co by było gdyby". Tak na prawdę nic więcej nie można by tu było dodać, ponieważ tak na prawdę nic nie wiemy. Książka przedstawia dobitnie prawdę, jak beznadziejnym i zadufanym w sobie gatunkiem jest człowiek. Nawet w sytuacji, gdyby jeden osobnik został na Ziemi, jak nic się nie potrafi zmienić. A jak sam jeden potrafi niszczyć wszystko na swojej drodze.. spodobał mi się ten wreszcie prawdziwy opis człowieka, jednak jakże zasmucający mnie...
Książka jest dość stara, jednak sposób w jaki jest napisana, jest bardzo przystępny i dodaje dodatkowego uroku. Bardzo polecam lekturę, która zmusi każdego z nas do refleksji.

Ciekawy pomysł na książkę. Jest ona napisana jednak w sposób "co by było gdyby". Tak na prawdę nic więcej nie można by tu było dodać, ponieważ tak na prawdę nic nie wiemy. Książka przedstawia dobitnie prawdę, jak beznadziejnym i zadufanym w sobie gatunkiem jest człowiek. Nawet w sytuacji, gdyby jeden osobnik został na Ziemi, jak nic się nie potrafi zmienić. A jak sam jeden...

więcej Pokaż mimo to

avatar
169
156

Na półkach:

20/10. Tak z pamięci, bo nie czytałem kilkadziesiąt lat. Ale jak na wspomnienia, to mam rewelacyjne, jedne z lepszych.
Bardzo dobra, niesamowita książka, która mną mocno zawładnęła z, sam nie wiem, prawie kilkanaście lat temu.
Warto! Naprawdę warto!

20/10. Tak z pamięci, bo nie czytałem kilkadziesiąt lat. Ale jak na wspomnienia, to mam rewelacyjne, jedne z lepszych.
Bardzo dobra, niesamowita książka, która mną mocno zawładnęła z, sam nie wiem, prawie kilkanaście lat temu.
Warto! Naprawdę warto!

Pokaż mimo to

avatar
1148
407

Na półkach:

Książka ma niesamowity pomysł, a jego realizacja jest też fajna. Końcówka może trochę męcząca. Ale mnie na bardzo długo zapadła w pamięć. Na przykład: "Był ranek, tłok na drogach, bo ludzie z przedmieść jechali do pracy w mieście. A ci z miasta do pracy na przedmieściach. Czy ci ludzie nie mogliby się po prostu zamienić?"

Liczenie czasu sarnami, oczyszczająca się woda, trawa na autostradach itp. To niezwykłe pomysły. Książka nie jest rewelacyjna, ale oryginalna i interesująca.

Książka ma niesamowity pomysł, a jego realizacja jest też fajna. Końcówka może trochę męcząca. Ale mnie na bardzo długo zapadła w pamięć. Na przykład: "Był ranek, tłok na drogach, bo ludzie z przedmieść jechali do pracy w mieście. A ci z miasta do pracy na przedmieściach. Czy ci ludzie nie mogliby się po prostu zamienić?"

Liczenie czasu sarnami, oczyszczająca się woda,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
66
39

Na półkach: ,

Z opinią na temat tej książki trochę zwlekałam, ponieważ musiałam ją przetrawić i dobrze przemyśleć.
Jak widać po gwiazdkach- to kolejne arcydzieło na jakie miałam szczęście trafić.
Ta krótka powieść to kompilacja niedorzeczności, szaleństwa wykreowanego świata jak i głównego bohatera oraz dziwnych zbiegów okoliczności. Co więcej, również nasze wnioski zaczynają przybierać iście surrealistyczny kształt.
Dzięki tej powieści można zacząć myśleć bardzo nieszablonowo (w sumie powinnam przed tym ostrzec).
Można próbować ją zrozumieć i zagłębiać się w jej sens. Można, ale nie trzeba, bo zwala z nóg samą historią... ale jeżeli pokusimy się o rozważania, to nawet nadinterpretacja tutaj w niczym nie zaszkodzi.

Przeszkadzało mi trochę zakończenie, które pojawiło się zbyt szybko i na którym autor nie skupił się dostatecznie.
Niemniej, to właśnie zakończenie zgwałciło mnie intelektualnie.

Spodoba się osobom, które lubią być zaskakiwane przestrzenią jaką tworzą pisarze i osobom, dla których "bezsens" jest sensowny.

Z opinią na temat tej książki trochę zwlekałam, ponieważ musiałam ją przetrawić i dobrze przemyśleć.
Jak widać po gwiazdkach- to kolejne arcydzieło na jakie miałam szczęście trafić.
Ta krótka powieść to kompilacja niedorzeczności, szaleństwa wykreowanego świata jak i głównego bohatera oraz dziwnych zbiegów okoliczności. Co więcej, również nasze wnioski zaczynają przybierać...

więcej Pokaż mimo to

avatar
268
1

Na półkach:

Pozycja ciekawa, jednak w miarę czytania początkowy zachwyt powoli przechodzi w znużenie a nawet rozczarowanie. Rozwiązanie akcji jakby niedbałe. Nie chcąc powielać poprzednich opinii napiszę krótko, miało być 8/10 jest mocne 6.

Pozycja ciekawa, jednak w miarę czytania początkowy zachwyt powoli przechodzi w znużenie a nawet rozczarowanie. Rozwiązanie akcji jakby niedbałe. Nie chcąc powielać poprzednich opinii napiszę krótko, miało być 8/10 jest mocne 6.

Pokaż mimo to

avatar
343
242

Na półkach: ,

Rosendorfer to intrygujący pisarz. Zakręconym fabularnie "Budowniczym ruin" dał dowód swego kunsztu budowniczego książek, "Wielkie solo Antona F." to z kolei próba zmierzenia się z satyrą.
Tytułowy bohater budzi się pewnego czerwcowego dnia i ze zdumieniem (oraz nie bez pewnej satysfakcji) stwierdza, że wszyscy jego bliźni zniknęli. Motyw to popularny i chętnie eksploatowany przez literatów czy przemysł filmowy, ale autor wyzyskuje go niesztampowo. Oczywiście, takie zawiązanie akcji zawiera w sobie możliwości nieskończonych przygód i Rosendorfer faktycznie nie skąpi nam tajemniczych wydarzeń, większość energii poświęcając jednak na subtelne drwienie ze swojego bohatera, a za jego pośrednictwem, z całego gatunku ludzkiego. Człowiek, który samotnie przetrwał taką zagładę, jest w zamyśle autora reprezentatywny dla ludzkości i w osobie Antona L. rzeczywiście otrzymujemy swoistego everymana. Jest to niepozorny urzędnik skarbowy, który przy bliższym poznaniu ujawnia ułomności, słabości, dziwactwa. Co więcej, inne postaci, które poznajemy dzięki retrospekcji, również nie są takich dziwactw pozbawione, a beznamiętny sposób, w jaki autor je przybliża, z pewnością nie ujmuje im komizmu. Rosendorfer rozporządza bowiem talentem komicznym, którego wykwity niekiedy objawiają się wprost, innym zaś razem są zakamuflowane i wymagają klucza.
Wróćmy jednak do tajemniczej przygody, zarazem wartości dodanej oraz wady powieści. Wieńczy ją mianowicie dość niespodziewany, eschatologiczny finał, w którym Rosendorfer idzie niestety na skróty. Wygląda to trochę, jakby opowiadanie mające zasadzać się na puencie wymknęło mu się spod kontroli, a część epicka, mająca w zamierzeniu jedynie zmierzać do tej puenty, rozrosła się ponad miarę, przynosząc zasadniczą treść, której ta wydumana nie zdołała przyćmić. Albo też część fabularna miała być podstawową materią powieści, zakończenie zostało zaś dopisane na kolanie, by wyróżnić "Wielkie solo" spośród innych tekstów i nadać mu nieco metafizycznej wagi.
Powieść jest zatem niedoskonała na płaszczyźnie technicznej, bo warstwa alegoryczno-eschatologiczna nie jest odpowiednio głęboko osadzona w strukturze dzieła, sprawia wrażenie dodanej na siłę, gryzie się z warstwą podstawową; jest również niedoskonała w wymiarze koncepcyjnym, bo jeśli coś jest dobrą literaturą rozrywkową, powinno nią pozostać; ambicja twórcy, by przydać rozrywce pierwiastka "wyższego", potrafi całość rozsadzić i tak jest chyba w tym przypadku.
Mimo to nie żałuję lektury "Wielkiego sola", bo Rosendorfer potrafi nadać swym dziełom indywidualne piętno, wyryć pomiędzy wierszami znak firmowy, którego nie sposób wprawdzie dostrzec patrząc wprost, ale którego zarys, objawiający się gdzieś na granicy widzialnego, bez wątpienia nie zdobyłby aprobaty osób skromnych i przyzwoitych.

Rosendorfer to intrygujący pisarz. Zakręconym fabularnie "Budowniczym ruin" dał dowód swego kunsztu budowniczego książek, "Wielkie solo Antona F." to z kolei próba zmierzenia się z satyrą.
Tytułowy bohater budzi się pewnego czerwcowego dnia i ze zdumieniem (oraz nie bez pewnej satysfakcji) stwierdza, że wszyscy jego bliźni zniknęli. Motyw to popularny i chętnie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
79
8

Na półkach:

Tej książki nie da się opisać w kilku słowach. To farsa, tragikomedia, ukazująca degrengoladę miernoty, który nagle, zostając sam na świecie, awansuje do rangi boga. Przewspaniała podróż przez umysł, który w swym ograniczeniu popada stopniowo w manię wielkości. Mimo męczącej nieco dygresyjnej formuły i braku dialogów pochłonęłam dzielnie całość i nie żałuję.

Tej książki nie da się opisać w kilku słowach. To farsa, tragikomedia, ukazująca degrengoladę miernoty, który nagle, zostając sam na świecie, awansuje do rangi boga. Przewspaniała podróż przez umysł, który w swym ograniczeniu popada stopniowo w manię wielkości. Mimo męczącej nieco dygresyjnej formuły i braku dialogów pochłonęłam dzielnie całość i nie żałuję.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    155
  • Przeczytane
    136
  • Posiadam
    30
  • Postapokalipsa
    4
  • Ulubione
    4
  • Chcę w prezencie
    3
  • Fantastyka
    2
  • 2020
    2
  • Post-apo
    2
  • Teraz czytam
    2

Cytaty

Więcej
Herbert Rosendorfer Wielkie solo Antona L. Zobacz więcej
Herbert Rosendorfer Wielkie solo Antona L. Zobacz więcej
Herbert Rosendorfer Wielkie solo Antona L. Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także