rozwińzwiń

Praktyka psychoterapii. Przyczynki do problematyki psychoterapii do psychologii przeniesienia

Okładka książki Praktyka psychoterapii. Przyczynki do problematyki psychoterapii do psychologii przeniesienia Carl Gustav Jung
Okładka książki Praktyka psychoterapii. Przyczynki do problematyki psychoterapii do psychologii przeniesienia
Carl Gustav Jung Wydawnictwo: Wydawnictwo KR Cykl: Dzieła [Carl Gustav Jung] (tom 7) nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.)
380 str. 6 godz. 20 min.
Kategoria:
nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.)
Cykl:
Dzieła [Carl Gustav Jung] (tom 7)
Tytuł oryginału:
Praxis der Psychoterapie. Beiträge zum Problem der Psychotherapie und zur Psychologie der Übertragung
Wydawnictwo:
Wydawnictwo KR
Data wydania:
2016-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2007-01-01
Liczba stron:
380
Czas czytania
6 godz. 20 min.
Język:
polski
ISBN:
9788394350451
Tłumacz:
Robert Reszke
Tagi:
psychoterapia psychologia głębi psychologia analityczna analiza jungowska psychoanaliza nieświadomość nieświadomość zbiorowa archetyp archetypy kompleksy introwersja ekstrawersja
Średnia ocen

7,5 7,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,5 / 10
11 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
636
565

Na półkach: ,

Pierwsza połowa jest świetna – dotyczy samej psychoterapii, psychologii, Freuda, Adlera, autoanalizy i samowychowywania.
Druga już mniej porywająca, o zbiorze średniowiecznych rycin alchemicznych, nawiązuje do „Psychologia i alchemia” oraz „Mysterium coniunctionis”.
Mamy zatem do czynienia z tomem, który stoi w rozkroku. Zalecam przeczytać go w połowie „Gesammelte Werke”, kiedy zdążyliśmy nieco zaznajomić się z przystępniejszymi pracami Junga i zamierzamy zmierzyć się z tymi trudniejszymi.

I połowa 10/10
II połowa 6/10
Całość 8/10
---------------------------------------

„Ta antynomia to kryterium nie tylko filozoficzne, lecz również psychologiczne, istnieje bowiem niezliczona rzesza ludzi, którzy nie dość, że z zasady są zbiorowi, to jeszcze mają osobliwą ambicję, by takimi nie być. Odpowiada to powszechnie przyjętym tendencjom pedagogicznym, które lubią przedstawiać indywidualność i życie poza prawem jako synonimy. Na tym etapie to, co indywidualne, jest niedowartościowane i wypierane, dlatego pojawiające się tu nerwice mają charakter zaburzeń psychologicznych, wyrażając treści i skłonności indywidualne. Jak wiadomo, na podstawie antytezy: To, co ogóle, jest nic nieznaczące wobec tego, co indywidualne, dochodzi do przecenienia tego, co indywidualne. W ten sposób z psychologicznego (a więc nieklinicznego) punktu widzenia można podzielić psychonerwice na dwie duże grupy: jedna odnosi się do człowieka zbiorowego z jego niedorozwiniętą indywidualnością, druga zaś odnosi się do indywidualistów z atroficzną zdolnością przystosowywania się do zbiorowości. Według tego kryterium rozróżnia się także postawy terapeutyczne, gdyż, bez konieczności udzielania żadnych dalszych wyjaśnień, wydaje się oczywiste, że neurotyczny indywidualista nie może wyzdrowieć inaczej, jak tylko poprzez uznanie w sobie człowieka zbiorowego równoznacznego z uznaniem konieczności przystosowania się. Uzasadnione wydaje się zatem postępowanie polegające na tym, by zredukować prawdę o nim do prawdy obowiązującej w zbiorowości. Z drugiej jednak strony doświadczenie psychoterapeutyczne zna również człowieka przystosowanego do zbiorowości – człowieka, który robi wszystko, czego zdroworozsądkowo można by wymagać jako gwarancji zdrowia, który jest jednak chory. Normalizowanie takich ludzi, czyli redukowanie ich do tego co zbiorowe, byłoby błędem w sztuce, który – choć nader poważny – popełniany jest aż nadto często; w takim wypadku niszczy się bowiem w ludziach to wszystko, co jest w nich indywidualne i zdolne do rozwoju”.

„Łatwo zrozumieć, że wiedza o tym sprawia, iż zasadniczo przesuwa się perspektywa w stosunku do dawniejszych form psychoterapii. Gwoli zapobieżenia nieporozumieniom pragnę od razu dodać, że owo przesunięcie perspektywy w żaden sposób nie jest jednoznaczne z uznaniem już istniejących metod za niesłuszne, zbędne lub nie na czasie, albowiem im głębiej wnikamy w istotę tego, co psychiczne, tym silniejsze mamy przekonanie, że cała wielowarstwowa i różnorodna natura ludzka wymaga również zastosowania przy jej badani najróżniejszych metod i perspektyw – aby uczynić zadość różnorodności dyspozycji psychicznych. Nie miałoby więc żadnego sensu poddawanie systemu popędowego zwykłego pacjenta, któremu nie brak nic poza krztą zdrowego rozsądku, skomplikowanej analizie czy zgoła wystawianie go na przyprawiającą o konfuzję próbę subtelnej dialektyki psychologicznej. Jest jednak równie zrozumiałe, że w wypadku natur bardziej złożonych, stojących na wyższym poziomie rozwoju duchowego, przyjazne rady, sugestie i próby nawracania na ten czy inny system doprowadzą do niczego. W tym wypadku byłoby lepiej, gdyby lekarz odłożył cały swój ekwipunek, na który składają się metody i teorie, i gdyby spróbował wzmocnić własną osobowość na tyle, by mogła ona służyć pacjentowi za punkt orientacyjny. Jednocześnie lekarz musi poważnie liczyć się z możliwością, iż osobowość pacjenta będzie górować nad jego osobowością, jeśli chodzi o inteligencję, usposobienie, rozległość i głębię. W każdym jednak wypadku najważniejsza reguła postępowania dialektycznego polega na tym, by – ponieważ indywidualność chorega ma tę samą godność i rację bytu, co indywidualność lekarza – uznać wszystkie procesy rozwoju przebiegające w indywidualności chorego za prawomocne, o ile same się nie skorygują. O ile człowiek jest zbiorowy, o tyle może go zmienić sugestia, i to do tego stopnia, że stanie się on kimś całkiem innym; o ile człowiek jest indywidualny, o tyle może stać się tylko tym, kim jest i kim zawsze był. O ile jednak „leczenie” oznacza, że człowiek chory może ulec przemianie i wyzdrowieć, o tyle oznacza ono przemianę. Jeśli jest to możliwe, to znaczy, jeśli przemiana nie jest równoznaczne z koniecznością złożenia zbyt wielkiej ofiary z osobowości, to w trakcie terapii należy poddać chorego przemianie. Jeśli jednak pacjent wie, że leczenie przez przemianę jest równoznaczne z koniecznością złożenia zbyt wielkiej ofiary z osobowości, wówczas lekarz może czy też powinien zrezygnować z dążenia do przemiany lub chęci uleczenia. Lekarz musi oprzeć się na postępowaniu dialektycznym albo siebie, albo terapię. Ten ostatni przypadek ma miejsce częściej, niż zwykło się przypuszczać. W swej praktyce lekarskiej stale mam do czynienia z dużą liczbą dobrze wykształconych, inteligentnych ludzi o silnej indywidualności, którzy ze względów etycznych zdobyli się na najsilniejszy opór wobec każdej poważniejszej próby przemiany ich osobowości. We wszystkich tych przypadkach lekarz musi brać pod uwagę możliwość podjęcia indywidualnej formy leczenia. A wtedy terapia nie doprowadzi do zmiany osobowości, lecz będzie procesem, który można określić mianem «indywiduacji» – pacjent stanie się tym, kim naprawdę jest. W najgorszym wypadku pogodzi się z nerwicą, ponieważ zrozumie sens swej choroby. Niejeden chory wyznał mi, że nauczył się cenić swe symptomy neurotyczne, ponieważ niczym barometr pokazywały mu, gdzie i kiedy zboczył z drogi swego indywidualnego rozwoju, czy też gdzie i kiedy pozostawił nieuświadomione to, co ważne”.

„Terapia za pomocą sugestii (hipnozy itp.) nie została zlikwidowana dlatego, że ktoś miał takie widzimisię, ale dlatego, że osiągane prze nią rezultaty były doprawdy niezadowalające. Była ona wprawdzie łatwa i praktyczna, pozwalając zręcznym praktykom na równoczesne leczenie większej liczby pacjentów – wydawało się tym samym, iż zostały położone podwaliny pod obiecującą metodykę – ale wyniki, jakie faktycznie uzyskiwano za pomocą tej formy terapii, były tak mizerne, tak niestabilne, że sugestii nie mogła ocalić nawet mrzonka o możliwości leczenia mas. Gdyby było inaczej, praktycy i kasy chorych nalegaliby na zachowanie tej metody. Cóż, upadła ona ze względu na własne niedostatki”.

„Mniej więcej jedna trzecia leczonych przeze mnie pacjentów w ogóle nie cierpiała na nerwicę dającą się stwierdzić klinicznie – ich cierpienie spowodowane było poczuciem bezsensowności lub bezprzedmiotowości życia. Nie mam nic przeciwko temu, by ów rodzaj cierpienia określić mianem powszechnie występującej nerwicy naszych czasów. Z grubsza dwie trzecie moich pacjentów to ludzie znajdujący się w drugiej połowie życia”.

„W takich wypadkach zrazu koncentruję uwagę na marzeniach sennych. Czynię to bynajmniej nie dlatego, że z uporem maniaka obstaję przy twierdzeniu, iż muszą się pojawić odpowiednie marzenia senne, ani nie dlatego, że wymyśliłem jakąś tajemną teorię marzeń sennych, podług której ma się stać to a to, ale po prostu dlatego, że czuję się zakłopotany, nie wiem, skąd mógłbym wziąć jakiś pomysł, toteż próbuję go znaleźć w snach, ponieważ pojawiają się w nich wyobrażenia wskazujące na coś, co jest przynajmniej czymś więcej niż niczym. Nie mam żadnej teorii marzeń sennych, nie wiem, skąd się biorą sny. W ogóle nie jestem pewny, czy to, w jaki sposób radzę sobie z marzeniami sennymi, w ogóle zasługuje na miano metody. Podzielam zastrzeżenia wysuwane wobec objaśniania marzeń sennych jako kwintesencji wszelkiej niepewności i samowoli. Z drugiej jednak strony wiem, że jeśli długo, dostatecznie długo i gruntownie, medytuje się na temat danego snu – to znaczy, jeśli człowiek się z nim „obnosi” – to prawie zawsze coś się z tego wykluje. To „coś” nie jest, ma się rozumieć, jakimś rezultatem naukowym, dzięki któremu można by zabłysnąć, czy też który dałoby się zracjonalizować, lecz jest to ważna wskazówka praktyczna pokazująca pacjentowi, jaką drogą zmierza jego nieświadomość. Nie może mi zależeć na tym, by przedstawić naukowo, że rezultaty refleksji na temat tego czy innego snu dadzą się udowodnić lub że są one naukowe, w przeciwnym bowiem razie podążałbym za autoerotycznie określonym celem ubocznym. Muszę zadowolić się stwierdzeniem, że marzenie senne coś mówi pacjentowi i że nadaje kierunek jego życiu. Jedynym kryterium, jakie wolno mi uznać, jest to, że rezultat moich badań ma moc oddziaływania. Moje hobby naukowe polegające na tym, żeby zawsze wiedzieć, dlaczego coś działa, muszę odłożyć na czas wolny”.

„Jak pierwotny buddyzm nie znał bogów, ponieważ musiał się oderwać od panteonu zaludnionego przez prawie dwa miliony bóstw, tak również proces dalszego rozwoju psychologii siłą rzeczy powinien się zdystansować do sprawy tak negatywnej, jak nieświadomość w ujęciu Freudowskim. Pedagogiczne zamiary szkoły Adlera zaczynają się właśnie tam, gdzie skończył Freud, a tym samym udzielają odpowiedzi na zrozumiałą potrzebę chorego, który teraz, gdy już zdobył zrozumienie, chce znaleźć drogę wiodącą do normalnego życia. Choremu oczywiście nie wystarczy wiedzieć, jak i skąd przyszła jego choroba, albowiem jedynie rzadko zrozumienie przyczyn pozwala zlikwidować z korzeniami zło. Nie powinniśmy bowiem pomijać tego, że bezdroża, po których chadzają nerwice, prowadzą do równie wielu uporczywie utrzymujących się przyzwyczajeń, które – mimo całego zrozumienia – nie znikają wcześniej, nim zostaną zastąpione przez inne przyzwyczajenia, które można nabyć jedynie na drodze praktyki. Pacjenta należy zatem „ściągnąć” w pełnym tego słowa znaczeniu na inne tory – można to uczynić jedynie wówczas, gdy ma się wolę do wychowania. Rozumiemy więc, dlaczego idee Adlera spotkały się z tak wielkim odzewem akurat wśród pedagogów i duchownych, podczas gdy freudyzm spodobał się głównie lekarzom i intelektualistom, a zatem złym pielęgniarzom i kiepskim wychowawcom".

„Jak ongiś szkoła Freuda dzięki odkryciu nieświadomego aspektu cienia nagle znalazła się w sytuacji, w której musiała się zmierzyć nawet z kwestiami psychologii religii, tak teraz najnowszy zwrot spowodował, że w nieunikniony sposób stajemy w obliczu problemu związanego z postawą etyczną lekarza. Związana z tym problemem w nieodłączny sposób kwestia samokrytyki i autoanalizy sprawia, że niezbędne staje się całkiem inne ujęcie duszy – inne od znanego do dzisiaj ujęcia czysto biologicznego – albowiem dusza ludzka nie jest jedynie przedmiotem badań zorientowanej przyrodoznawczo medycyny; dusza to nie tylko chory, lecz również lekarz, nie tylko przedmiot, lecz również podmiot, nie tylko jakaś funkcja mózgu, lecz także absolutny warunek naszej świadomości".

„Jeśli jednak ktoś jest owładnięty kompleksami, to jako takie nie są one równoznaczne z nerwicą, ponieważ kompleksy tworzą normalne punkty rozwoju psychicznego, a chociaż przysparzają cierpienia, ich występowanie nie jest równoznaczne z zaburzeniem patologicznym. Cierpienie to nie choroba, lecz przeciwny biegun szczęścia – to coś, co pojawia się niezależnie od wszelkiej patologii. Kompleks przybiera formę patologiczną dopiero wtedy, gdy człowiek sądzi, że jest od niego wolny”.

„Dlatego nie istnieje coś takiego jak jednostronne uwolnienie popędu, podobnie jak duch, uwolniony ze sfery popędów, nie może być skazany na funkcjonowanie na jałowym biegu. Nie wyobrażajmy sobie jednak, że ów związek ducha ze sferą popędów jest siłą rzeczy harmonijny. Przeciwnie – związek ów tworzy zarzewie konfliktów, jest źródłem ludzkich cierpień. Dlatego najszczytniejszy cel psychoterapii nie polega na wprowadzaniu pacjenta w – tak czy owak niemożliwy do osiągnięcia – błogostan, lecz na tym, by nauczyć go stałości i wpoić mu postawę wytrwałości”.

„Profesor Henry Murray z Uniwersytetu Harvarda, potwierdzając moje już wcześniej wyrażone przekonanie, na podstawie obszernego materiału statystycznego dowiódł, że jeśli chodzi o kompleksy, to najbardziej podatni na nie są Żydzi. Na drugim miejscu znajdują się protestanci, a dopiero na trzecim katolicy”.

„Pestalozzi powiada: „Instytucje, reguły i środki pedagogiczne wynajdywane gwoli zaspokojenia potrzeb masy i rzeszy ludu, niezależnie od tego, w jakiej formie się one przejawiają […] bynajmniej nie należą do środków kształcenia ludzkości. W tysiącach wypadków wcale się do tego nie nadają i wręcz przeszkadzają temu. Rodzaj ludzki w sposób istotny kształtuje się w indywidualnym człowieku, od serca do serca. Rodzaj ludzki tworzy się więc w wąskich i małych kręgach, które jedynie z wolna się rozszerzają pod wpływem wdzięku i miłości, w bezpieczeństwie i pewności. Wychowanie do człowieczeństwa, kształtowanie człowieczeństwa i wszystkie służące temu środki są co do pochodzenia i natury wyłącznie sprawą indywiduum i takich instytucji, które są mu bliskie, które bliskie są jego sercu i duchowi. Nigdy nie były one sprawą rzeszy ludzi, nigdy nie było one sprawą cywilizacji”.

„Jeśli oświecony żyje w samotności i myśli o tym, co słuszne, jego głos słychać będzie na tysiąc mil”. (chińska maksyma)

„Na podstawie wielu takich doświadczeń wysnułem wniosek, że tym, co najbardziej indywidualne w człowieku, jest jego świadomość, jego zaś cień – czyli wierzchnia warstwa nieświadomości – jest znacznie mniej zindywidualizowany, człowiek odróżnia się bowiem od innych ludzi raczej swymi cnotami niż podłościami. Nieświadomość w swej najbardziej zasadniczej i najbardziej wpływowej formie może jednak uchodzić za zjawisko zbiorowe, które wszędzie jest tożsame z samym sobą, ponieważ zaś, jak się zdaje, zjawisko to nigdzie nie różni się od samego siebie, tworzy ono być może ową osobliwą jedność, której naturę ciągle jeszcze skrywają gęste mroki”.

„Nawet ludom pierwotnym i starożytnym, nader swobodnie operującym symbolami fallicznymi, nigdy nie przyszłoby do głowy, by Fallus – symbol rytualny – mylić z penisem. Fallus zawsze oznaczał twórczą mana – „nadzwyczajną skuteczność”, by posłużyć się określeniem Lehmanna – siłę uzdrawiającą i płodną, równocześnie wyrażaną w takich symbolach, jak byk, osioł, owoc granatu, joni, kozioł, błyskawica, podkowa, taniec, magiczne spółkowanie na polu, menstruum i wiele innych, podobnie jak we śnie. U podstaw wszystkich tych analogii – a zatem również seksualności – legł archetypowy obraz trudny do określenia, za to – z perspektywy psychologicznej – niewątpliwie najbliższy pierwotnemu symbolowi mana”.

Pierwsza połowa jest świetna – dotyczy samej psychoterapii, psychologii, Freuda, Adlera, autoanalizy i samowychowywania.
Druga już mniej porywająca, o zbiorze średniowiecznych rycin alchemicznych, nawiązuje do „Psychologia i alchemia” oraz „Mysterium coniunctionis”.
Mamy zatem do czynienia z tomem, który stoi w rozkroku. Zalecam przeczytać go w połowie „Gesammelte Werke”,...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    124
  • Przeczytane
    18
  • Posiadam
    7
  • Teraz czytam
    3
  • Psycho-logia
    2
  • 000 kupić zdobyć
    1
  • Liźnięte
    1
  • Psychologia
    1
  • Psychologia, psychiatria
    1
  • Studia kulturowe i nie tylko
    1

Cytaty

Więcej
Carl Gustav Jung Praktyka psychoterapii. Przyczynki do problematyki psychoterapii do psychologii przeniesienia Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także