Czarodzieje Hateway

Średnia ocen

                6,7 6,7 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Harry Potter ze Szczecina?



680 276 59

Oceny

Średnia ocen
6,7 / 10
29 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
101
6

Na półkach: ,

Recenzja Rudej – Czarodzieje Hateway #65


Jestem Ruda bez Zasad! A to jest recenzja Rudej, pisana bez zasad. Pisana jak czuję! „Czarodziei Hateway” przeczytałam wczoraj (zerwana cała noc), na dwóch wdechach. Śmignęłam przez tę książkę jak żużlowiec przez metę. Szybko. Bo i taka to powieść, że czyta się ją szybko. Dostarcza rozrywki, humoru i czegoś jeszcze, o czym później. A że jest to recenzja Rudej, nie ma mowy, aby nie marudzić i nie krytykować. Przecież to czyta się najlepiej! A i autor dostarcza kilka powodów, a jakże i wydawnictwo nie zawiodło!

Na książkę natrafiłam poprzez Ewę Pirce, która jest autorką tego samego wydawnictwa. I jest dobrą pisarką Young Adult. Przyciągnął mnie tytuł. Od dawna polowałam na polskie fantasy, ale nie na jakieś wiedźminy czy inne średniowieczne mamony, które nie wiadomo jak ugryźć, aby się nie odwinęły, ale na coś zwyczajniejszego. Okładka utwierdziła mnie w przekonaniu, że muszę mieć tę książkę. I tak się stało.

Bohaterowie. Jest ich sporo. Przynajmniej na początku. Bo na końcu, nie wielu z nich się ostało. Tych, co czytali „10 murzynków” Christie, uspokajam, aż tak źle nie jest. Ktoś jednak przeżył. Co nie zmienia faktu, że trup ścieli się gęsto. A okładka taka ładna i bajkowa. Nie dajcie się zmylić, to nie jest książka dla dzieci. To nie Harry Potter. Sceny w burdelu, rzeźni, szpitalu są mocne. Momentami jest wulgarnie, ale wszystko pisane z wyczuciem dobrego smaku.

Już w prologu otrzymujemy informację, że ta historia jest o Demku. I w rzeczywistości tak jest. Demek zarazem jest narratorem większości rozdziałów w książce. Mógłby być moim książkowym mężem, choć wolę brunetów. Lepiej pasują do mojej rudej czupryny. Przede wszystkim Demek da się lubić, bo jest taki ludzki. Równy gość, choć wiadomo, że w tego typu literaturze (i mi się to podoba, żeby nie było!) przypisany jest dla wielkich rzeczy – uratować świat, choć i to tu nie jest takie oczywiste, bo fabuła tak zakręca, że nic nie wiadomo. Polubiłam tą postać, bo kiedy trzeba, rzuca ostrymi ripostami, a i nie jest oszczędzana. Wielu autorów tworzy postacie idealne, co nie popełniają błędów. I jak mamy je polubić? Z Demkiem, powiedziałabym, że jest wprost przeciwnie. W dodatku coś ukrywa, na czym opiera się drugorzędny wątek, gdzieś w tle. Jednak ta tajemnica z czasem staje się coraz ważniejsza i wychodzi na pierwszy plan. Widzimy jak ten bohater się zmienia. Ja zżyłam się z nim. Do pierwszej śmierci znaczącej postaci, wątki były lżejsze niż później. Było sympatycznie i czytało się sielankowo. Potem zaczęłam bać się o Demka, bo fabuła wykręcała prawdziwe cuda na kiju. Jak przypomniałam sobie prolog, pojawił się dreszczyk.

W tej powieści występują tzw. bohaterowie widmo. Jest to moje własne pojęcie i już wyjaśniam, co oznacza. Są to tacy, którzy nigdy albo prawie nigdy nie pojawili się, a ciągle o nich coś. Mimo, że ich de facto nie ma, jakimś trafem, ciągle zawiązują akcję. Mnogość bohaterów widmo jest zaskakująca. To: Adelajda, Theodor, Connor, Wiwanna czy Kevin. I średnio mi to pasowało. Wolałabym, aby ich role były mniejsze.

Nie mogłabym nie wspomnieć o zabawnej Caroline, przemądrzałej Tarze czy lękliwej Mirze albo o zwariowanych detektywach Staroczeskich. Dziadek Ibrahim wielokrotnie rozwala system, mącąc przy tym niemiłosiernie. Są również wybranki Demka. Dwie. Jedna zimna brunetka, a druga eteryczna blondynka. Kolejno Lady Morgan i Ewa. Wątek miłosny toczy się na drugim planie. Tak naprawdę jest dosyć klasyczny, bo opiera się na zasadzie: jak on chce, to ona nie chce. Z początku, bo później tworzy się trójkąt. Z czasem, i trójkąt się rozpada, aby powstał nowy. Są zamiany partnerów. Szantaże, zdrady i wielkie pogubienie. Dopiero przedostatni rozdział cokolwiek porządkuje. I znowuż, to nie powieść dla dzieci!

Postacie magiczne stanowią osobną kategorię bohaterów. Goblin handlarz, maluch który ma problemy. Stary gnom, który cuchnie i gra na dwa fronty. Czternastoletni patyczak, mieszkający w domku na drzewie czy manfrik (coś na wzór skrzata) Rajan, którego poznajemy w postaci złośliwego kota. Każda postać jest po coś i czymś się wyróżnia. Nie ma wieszaków i klasycznych zapchaj dziur. Tych bohaterów jest naprawdę sporo. Lombardzista, siostry pyry, Głąb czy bednarz wraz z władcami Krainy Zagubionych Strapień. Od groma ich i jeszcze więcej. Plus dla autora, że są tak różni, że nie mieszają się w głowie. I nie, nie spamiętałam wszystkich.

Fabuła. Cuda i Dziwy, i wcale nie mistrza Haxerlina, Wróbla. Fabuła biegnie dwutorowo. Po pierwsze, uratować Adelajdę. Po drugie, rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci Theodora i Connora. A tak naprawdę, wszystko sprowadza się do wojny dobra ze złem. To tak, w uproszczeniu. Nie wiem, kto pisał opis na tył książki, ale naprawdę??? Opis jest tragiczny. Krzyczy: nie czytaj tej książki! Nie wiem, czy kogoś mocno pogrzało, ale no nie! Jedynie końcowa część opisu jest w miarę w porządku. Faktycznie, ta powieść jest pełna niespodziewanych zwrotów akcji i zaskakujących rozwiązań. Nie da się przewidzieć zakończenia, a nawet wydarzeń z rozdziału dalej. A wierzcie, Ruda niejeden kryminał pochłonęła w swoim życiu. No właśnie, czy „Czarodzieje Hateway” to kryminał? I tak, i nie! Wątek kryminalny dotyczy śmierci Theodora i Connora. A drugi wątek ( trochę przygodowy) skupia się wokół uratowania Adelajdy. I te dwa wątki się przenikają. Akcja ciągle goni do przodu, momentami na łeb i na szyję.

Świat przedstawiony. Rudą zawsze uczono, jeśli chcesz czytać piękne opisy, sięgaj po powieści fantasy. I tu Ruda ma kłopot. Przecież już na wstępie napisałam, że Tolkieny i inne Sandersono Brandersony… tak nie do końca. To o co chodzi? Bo nawet jak na Rudą opisów jest za mało. Czuję ogromny niedosyt. W szczególności chciałabym poznać więcej magicznych zdolności, jakimi dysponują bohaterowie. Ciekawiło mnie to. Te fragmenty chłonęłam dwukrotnie szybciej, a prawie na równi z tymi, w których było zagrożone życie głównego bohatera. Niestety, jest to powieść jednotomowa i nie poznamy dalszych losów bohaterów.

Styl. Jest na czwórkę z minusem. Po prostu jest dobry. Przez to rozumiem, że nie przysłania sobą fabuły, ani nie ściąga ją w mielizny. Momentami jest mało plastyczny, a nawet nieco drętwy, głównie w opisach. Dialogi są perfekcyjne i dostosowane do osób, które wypowiadają dane kwestie (babcia z Zakopanego była świetna). Nie występują płomienne monologi, a tym bardziej nazbyt częste wynaturzenia głównego bohatera, jakie to ryzyko niesie ze sobą narracja pierwszoosobowa. Autor zapoznał się ze słownikiem wyrazów bliskoznacznych, bo nie stosuje powtórzeń, chyba że celowych. Umówmy się, jest to literatura czysto rozrywkowa i styl ma tylko nie przeszkadzać. Tutaj nie przeszkadza, więc nie będę się dalej czepiała.

Ilustracje z dupy. Przepraszam, ale tak to widzę. Dobrze, że ktoś wzbogacił publikację o rysunki. I o nawet ładne rysunki, choć ubogie. Ale… czarodziejski patyczak jest kompletnie inaczej opisany niż wygląda na rysunku. Czytamy jedno, widzimy drugie! Czy naprawdę autor tego nie widział? Unosząca się na niebieskich obłokach, szkoła w centrum Szczecina, narysowana jest obok drzewka i płotka, na dalekich obrzeżach! „Gruba Ewka” na rysunku ma talię osy i jest laską na 102. No ludzie, litości! Bo w prawie każdym rysunku coś nie gra! I w dodatku „jakiś geniusz” wpadł na pomysł, aby podpisać postacie na rysunkach wewnątrz książki. Drogi wydawco, więcej zaufania do czytelnika! Czytelnik nie równa się debil, przynajmniej nie każdy.

Dość długo zastanawiałam się nad oceną końcową. Pewnie już wiecie, że wystawiłam 10 rudych gwiazdek, czyli najwyższą notę. I przyznam się szczerze, że ją zawyżyłam. Rozum mi podpowiadał, że 8, może 8,5 rudych gwiazdek byłyby notą sprawiedliwą. A że Ruda słucha serca, dała 10 rudych gwiazdek. Czasem pewne rzeczy dzieją się same, w oderwaniu od wszystkiego. I dla tych chwil i dla tej niemożności niezakochania się czytam książki. A Demek ląduje na mojej liście najulubieńszych bohaterów literackich.

Recenzja Rudej – Czarodzieje Hateway #65


Jestem Ruda bez Zasad! A to jest recenzja Rudej, pisana bez zasad. Pisana jak czuję! „Czarodziei Hateway” przeczytałam wczoraj (zerwana cała noc), na dwóch wdechach. Śmignęłam przez tę książkę jak żużlowiec przez metę. Szybko. Bo i taka to powieść, że czyta się ją szybko. Dostarcza rozrywki, humoru i czegoś jeszcze, o czym później....

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    50
  • Przeczytane
    33
  • Posiadam
    17
  • Ulubione
    5
  • Czytam fantastykę
    1
  • Na półce tbr
    1
  • Teraz czytam
    1
  • Serie - do zdobycia
    1
  • Do kolejki
    1
  • Mój patronat medialny
    1

Cytaty

Więcej
Marek Bartłomiej Cabak Czarodzieje Hateway Zobacz więcej
Marek Bartłomiej Cabak Czarodzieje Hateway Zobacz więcej
Marek Bartłomiej Cabak Czarodzieje Hateway Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także