Barry Lyndon

Okładka książki Barry Lyndon William Makepeace Thackeray
Okładka książki Barry Lyndon
William Makepeace Thackeray Wydawnictwo: Replika Ekranizacje: Barry Lyndon (1975) klasyka
432 str. 7 godz. 12 min.
Kategoria:
klasyka
Tytuł oryginału:
The Memories of Barry Lyndon, ESQ.
Wydawnictwo:
Replika
Data wydania:
2017-02-15
Data 1. wyd. pol.:
2017-02-15
Data 1. wydania:
2006-09-01
Liczba stron:
432
Czas czytania
7 godz. 12 min.
Język:
polski
ISBN:
9788376745756
Tłumacz:
Piotr Kuś
Ekranizacje:
Barry Lyndon (1975)
Średnia ocen

7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
55 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
100
100

Na półkach:

Klasyk z 1844 roku? Że nudny? Że przestarzały?
Nie w tym przypadku!

Redmond Barry urodził się w rodzinie szlacheckiej, która oprócz tytułu... nie ma nic więcej. Od dziecka jednak wpajana jest mu pewność siebie, żarliwość, znajomość dworskich manier oraz iście szlacheckie poczucie dumy.
W swoich rodzinnych stronach oczywiście wszyscy wiedzą, jaki z tego Redmonda jest "szlachcic". Chłopak więc po pierwszych rozczarowaniach wyrusza w świat, aby zdobyć należną mu sławę i bogactwa.

"Barry Lyndon" to powieść typowo łotrzykowska. Główny bohater swoją arogancją i przebiegłością nadaje całej książce świetny klimat. Aż chce się czytać!

Historia ciągnie się całkiem długo, na 430 stronach dość sporej książki poznajemy wieeeeele przygód Lyndona, a tempo mało kiedy zwalnia.
Akcji nie brakuje.
Za minusa mogłabym uznać dość częste nienaturalne jej zawieszenia i odpłynięcia w świat jakże głębokich monologów bohatera.
Zazwyczaj jednak było to zrekompensowane końcowymi wnioskami Lyndona, które często wywoływały u mnie śmiech.

Książkę z czystym sumieniem polecam fanom starszej literatury, przygodówek, klimatu łotrzykowskiego i wybitnej narracji pierwszosobowej.
Jednak jeśli ktoś ma inne upodobania to i tak myślę, że warto. Może akurat i Was uwiedzie osobisty urok Barrego Lyndona 🥰

Klasyk z 1844 roku? Że nudny? Że przestarzały?
Nie w tym przypadku!

Redmond Barry urodził się w rodzinie szlacheckiej, która oprócz tytułu... nie ma nic więcej. Od dziecka jednak wpajana jest mu pewność siebie, żarliwość, znajomość dworskich manier oraz iście szlacheckie poczucie dumy.
W swoich rodzinnych stronach oczywiście wszyscy wiedzą, jaki z tego Redmonda jest...

więcej Pokaż mimo to

avatar
356
356

Na półkach:

Film Stanleya Kubricka z 1975 roku jednak bardziej mi się podobał, ale książka też jest zdecydowanie warta uwagi. Opowiada ona o dziejach arystokratycznej rodziny, która żyje trochę jak Amisze, z tą różnicą, że są zmuszani czasami wyruszać na jakąś bitwę czy wojnę. Tytułowy bohater bardzo przypadł mi do gustu i uważam, że jest on najszlachetniejszy z wszystkich w całej książce. Nic dziwnego, że cała Irlandia, a później niektórzy na świecie pokochali jego tok rozumowania i działania oraz cele, jakie przyświecał sobie w życiu. No i nie do końca ma szczęście w miłości, bo okazuje się później, że jego życiowa partnerka staje się (za przeproszeniem pisząc) szmatą. Tym niemniej polecam wszystkim przeczytać i zrozumieć wreszcie, że nasze życie nie jest wcale usłane różami.

Film Stanleya Kubricka z 1975 roku jednak bardziej mi się podobał, ale książka też jest zdecydowanie warta uwagi. Opowiada ona o dziejach arystokratycznej rodziny, która żyje trochę jak Amisze, z tą różnicą, że są zmuszani czasami wyruszać na jakąś bitwę czy wojnę. Tytułowy bohater bardzo przypadł mi do gustu i uważam, że jest on najszlachetniejszy z wszystkich w całej...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
744
667

Na półkach:

Jeśli ktoś szuka oryginalnego bohatera, w dodatku złego głównego bohatera (a to jest dość rzadkie w literaturze, przynajmniej ja się rzadko z tym spotykałam) i dość ciekawej historii, troszkę łotrzykowskiej, troszkę zawadiackiej to myślę, że znajdzie tu coś dla siebie. Czyta się szybko i przyjemnie, bardzo spodobał mi się język i styl Thackeray'a - prosty, niewymuszony, okraszony ciętymi ripostami. Na początku klimatem książka przypominała mi "Trzech muszkieterów" (ale bardziej chodzi mi o film). Jednak sama postać głównego bohatera nie przypadła mi do gustu, no ale nie taki był chyba zamiar autora. Nie da się polubić kogoś, kto jest po prostu złym człowiekiem. Na początku historia bardzo mi się podobała, bo myślałam, że Lyndon jest takim kobieciarzem, zawadiaką, awanturnikiem. Sam mówił niejednokrotnie, że robi wszystko, aby być bogatym, aby dostać się do elity i być kimś. Do celu dąży po trupach, za wszelką cenę, nie bacząc na nic i na nikogo. I dopóki to opierało się na uwodzeniu bogatych panien i ogrywaniu w hazardzie, to było to ok. W pewnym momencie jednak dochodzi do głosu jego brutalność względem najbliższych i tutaj mój neutralny stosunek do Baryy'ego zmienił się o 180 st. Tak samo odbiór całej historii. Tutaj już czułam antypatię do mężczyzny. Nie można lubić kogoś takiego, a i nie dostaniemy tutaj dobrego przykładu. Morałem z tej historii może być jedynie fakt, że sprawiedliwość zawsze zwyciężą i na każdego cwaniaka znajdzie się inny cwaniak, mówiąc kolokwialnie. Poza tym, spodziewałam się lepszego zakończenia, trochę może z większymi fajerwerkami, z większymi emocjami, których w całej książce nie brak przecież, a na końcu właśnie zabrakło. Tak jakby autor skrócił końcówkę i musiał ją już teraz, nagle kończyć. Polecam sięgnąć, żeby poznać pióro autora, żeby poznać historię złego bohatera i wyciągnąć wnioski, jak nie postępować. Może to być ciekawa literacka odskocznia.

Jeśli ktoś szuka oryginalnego bohatera, w dodatku złego głównego bohatera (a to jest dość rzadkie w literaturze, przynajmniej ja się rzadko z tym spotykałam) i dość ciekawej historii, troszkę łotrzykowskiej, troszkę zawadiackiej to myślę, że znajdzie tu coś dla siebie. Czyta się szybko i przyjemnie, bardzo spodobał mi się język i styl Thackeray'a - prosty, niewymuszony,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
52
42

Na półkach:

Ciężka książka, szczególnie końcówka. Barry Redmond wydaje się początkowo niegroźnym mitomanem i jako narrator przypomina w swoich wynurzeniach i fantazjach wiele starszych osób, które mocno ubarwiają swoje życie. Jednak z czasem ten obraz staje się coraz bardziej mroczny i ponury, aż Barry zaczyna wzbudzać w czytelniku obrzydzenie. Przeczytałam tylko dlatego, że zapoznałam się wcześniej z końcem fabuły i wiedziałam, że ostatecznie zostanie ukarany. Inaczej nie dałabym rady znieść tego człowieka. Oszust, złodziej, morderca, stalker, porywacz i gwałciciel, który prezentuje siebie jako wspaniałego człowieka. Ciężko to się czyta, ale tym bardziej podkreśla zdolności autora.

Ciężka książka, szczególnie końcówka. Barry Redmond wydaje się początkowo niegroźnym mitomanem i jako narrator przypomina w swoich wynurzeniach i fantazjach wiele starszych osób, które mocno ubarwiają swoje życie. Jednak z czasem ten obraz staje się coraz bardziej mroczny i ponury, aż Barry zaczyna wzbudzać w czytelniku obrzydzenie. Przeczytałam tylko dlatego, że zapoznałam...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
367
24

Na półkach: , ,

Redmond Barry z Ballybarry to postać genialna, a jego niezwykłe przygody umilą czytelnikowi nie jestem wieczór. Książka do której się wraca i zawsze odkrywa się w niej coś nowego.

Redmond Barry z Ballybarry to postać genialna, a jego niezwykłe przygody umilą czytelnikowi nie jestem wieczór. Książka do której się wraca i zawsze odkrywa się w niej coś nowego.

Pokaż mimo to

avatar
206
177

Na półkach: ,

W najsłynniejszej powieści Thackeray'a czyli "Targowisku próżności" zakochałam się dokładnie 8 lat temu. Dla mnie jest to powieść wybitna, którą można cieszyć się i podczas dziesiątego jej czytania ❤️❤️❤️ Czy taką samą dozgonną miłością obdarzyłam także "Barry'ego Lyndona"?
Cóż, chyba moje serce aż tak pojemne nie jest 😄 Zabrakło mi tu jednak tej przysłowiowej wisienki na torcie, której tak na dobrą sprawę nie potrafię nawet określić 🤔 Aczkolwiek z dumą i radością znajduję dla niej miejsce na mojej półce z klasyką. Ale po kolei, jak powiedział Henryk VIII do swych sześciu żon 😎
"Barry Lyndon" to powieść łotrzykowska o życiu awanturnika Redmonda Barry'ego, napisana w formie pamiętnika. I jest to zaiste powieść łotrzykowska w swym najlepszym wydaniu. Czego tu nie ma: jest żołnierskie życie, bitwy i wojny, podróże, pościgi, porwania, honorowe pojedynki, hazard, zamki i rezydencje, jest uwodzenie dam, miłość i nienawiść, spiski i knowania, tragiczne śmierci, wystawne bale, bankructwo i upadek, a wszystko okraszone humorem i genialnymi obserwacjami społecznymi. Tytułowy bohater jest człowiekiem szalenie skupionym na sobie i na dążeniu do zdobycia majątku i osiągnięciu statusu społecznego, na jaki we własnym mniemaniu zasługuje. I nie waha się dosłownie przed niczym, by dotrzeć do umyślonego sobie celu. Z ogromną przyjemnością śledziłam jego losy, po raz kolejny przekonując się, że na klasyce nie można się zawieść.
Z czystym sercem polecam każdemu wielbicielowi eleganckiej prozy, jednocześnie będąc wdzięczną replika że po 173 latach można wreszcie cieszyć się jej polskim wydaniem.

W najsłynniejszej powieści Thackeray'a czyli "Targowisku próżności" zakochałam się dokładnie 8 lat temu. Dla mnie jest to powieść wybitna, którą można cieszyć się i podczas dziesiątego jej czytania ❤️❤️❤️ Czy taką samą dozgonną miłością obdarzyłam także "Barry'ego Lyndona"?
Cóż, chyba moje serce aż tak pojemne nie jest 😄 Zabrakło mi tu jednak tej przysłowiowej wisienki na...

więcej Pokaż mimo to

avatar
474
106

Na półkach: ,

Genialna podróż bohatera. Nieco niestandardowa. Świetne oddanie ducha czasu w jakim życie naszego bohatera sie toczy. Kultura. Język. Godne!
ps.
W tym przypadku sam film jest jeszcze lepszy. Przepiękne sceny. Porywająca muzyka.

Genialna podróż bohatera. Nieco niestandardowa. Świetne oddanie ducha czasu w jakim życie naszego bohatera sie toczy. Kultura. Język. Godne!
ps.
W tym przypadku sam film jest jeszcze lepszy. Przepiękne sceny. Porywająca muzyka.

Pokaż mimo to

avatar
890
226

Na półkach:

Zapowiedź polskiej premiery „Barry’ego Lyndona” (po 173 latach od ukazania się oryginału!) spotkała się z moją ekscytacją. Po pierwsze, lubię literaturę dziewiętnastowieczną. Po drugie, lubię powieści łotrzykowskie. A po trzecie, bardzo cenię sobie ekranizację autorstwa Kubricka (choć oglądając ją przed laty, nie miałem świadomości, ze powstała na podstawie powieści Thackeraya). To za sprawą amerykańskiego reżysera Barry Lyndon zawsze już będzie miał dla mnie twarz Ryana O’Neala, paniom kojarzącego się zapewne przede wszystkim z „Love Story”, a mnie (przynajmniej do rzeczonego seansu) ze znakomitym filmem sensacyjnym „The Driver” z 1978 roku. I za sprawą Kubricka Händel zyskał kolejny, po hymnie Ligi Mistrzów, bastion we współczesnej szeroko rozumianej kulturze, smyczki z jego „Sarabandy” wwiercają się bowiem w mózg i niespodziewanie przywołują co jakiś czas obrazy z filmu.

Portret łotrzyka wymalowany przez Thackeraya przy użyciu całej palety barw jest żywy i sugestywny. Redmond Barry, chudopachołek legitymujący się rzekomo szlacheckim pochodzeniem i uzbrojony przez wychowującą go samotnie matkę w niewyczerpane pokłady poczucia własnej wartości, rozpoczyna wędrówkę ku sławie i pieniądzom. Wędruje oczywiście po cudzych plecach, a nawet głowach, gruchocząc te bardziej delikatne. Egoista, egocentryk i egotyk, nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć zamierzony cel, szczególnie upodobawszy sobie kłamstwo, szantaż oraz przemoc fizyczną. Jeśli opis ten przywodzi Wam na myśl, skądinąd słusznie, współczesnych polityków, czuję się zobowiązany wskazać jedną istotną różnicę – bohater powieści jest przy tym wszystkim sympatyczny.

Bo sympatii do Barry’ego istotnie trudno się oprzeć, mimo że jest z niego małostkowy fanfaron, a zasady moralne i społeczne ma za nic, powodując się wyłącznie własnym interesem. Miewa jednak lepsze momenty i ukazuje niekiedy niespodziewanie wielkie serce. Nawet jego deklaracja szczerości wydaje się… szczera, bo on sam jest święcie przekonany o jej prawdziwości, tyle że konfabulacja i mitomania są już tak nieodłączną częścią jego istoty, ba! – jej opoką, że co chwila zbacza ze ścieżki prawdy, często bezwiednie przecząc samemu sobie.

Co nie mniej zabawne, mówiąc o sobie, używa niemal zawsze przymiotników w stopniu najwyższym. Stosowana tu nader ochoczo hiperbola nie jest jedynie zabiegiem literackim, a i mechanizmem psychologicznym, jednym z wielu, które pozwalają Barry’emu objaśniać świat i wszelkie zasługi przypisywać własnej szlachetnej osobie, wszelkie winy zaś innym i zdecydowanie mniej szlachetnym osobom.

„Barry Lyndon” kojarzy mi się również, przez analogię pomiędzy wojną siedmioletnią a trzydziestoletnią, z „Przygodami Simplicissimusa” Grimmelshausena. Powieść Thackeraya pozbawiona jest jednak elementów nadnaturalnych, a poza tym, choć opowiada o świecie osiemnastowiecznym, poprzetykana jest aluzjami do początku epoki wiktoriańskiej. Autor, piórem starego i umierającego już Barry’ego Lyndona, tęsknie przeciwstawia jej sztywności dawny przepych i swobodę. A skoro już mowa tu – jak i na ostatniej stronie powieści – o ostatecznym upadku jej bohatera, należy wspomnieć, że przyczyniła się do niego kobieta. Ta już w zamyśle mało subtelna i żartobliwa przestroga przed wstępowaniem w stan małżeński domyka klamrą całe dzieło, które rozpoczęły uwagi na temat intryg niewieścich jako źródła wszelkiego zła na świecie.

Na tym najchętniej zakończyłbym swoje komentarze. Niestety, nie mogę, bo wydawnictwo Replika zasługuje na kilka chwil pod pręgierzem.

Choć bowiem opowieść toczy się wartko, coś tu nie gra. Po namyśle doszedłem do wniosku, że źródłem tego uczucia jest warstwa językowa; nie chodzi nawet o niedostatecznie zaawansowaną stylizację, bo moda na uwspółcześnianie klasyki jest chyba nie do zatrzymania. Cała ta pokrętna chłopska sofistyka ubrana w piękne słówka powinna jednak brzmieć lepiej, tymczasem brzmi ledwie poprawnie. Tłumaczowi najwyraźniej brakuje znajomości właściwej terminologii, eleganckich zwrotów frazeologicznych, czasem w ogóle słownictwa – z braku synonimów, dochodzi na przestrzeni dwóch zdań do niepotrzebnych powtórzeń. Piotr Kuś nie czuje ducha klasyki, nie ma wystarczającego wyczucia językowego. Sprawdziłem – i istotnie, specjalizuje się w tłumaczeniu literatury gatunkowej. Najwyraźniej nie zaczytywał się w Dickensie, Fieldingu, Smolletcie czy Godwinie, nie podpatrzył wystarczająco warsztatu takich poprzedników jak Adam Szymanowski, Tadeusz Jan Dehnel, Anna Bidwell czy Włodzimierz Górski. Wielka to szkoda, bo oddać suchy i ledwo niekiedy wyczuwalny angielski dowcip to trudna sztuka; jestem pewien, że większość biegłości Thackeraya w tym zakresie zgubiła się w tłumaczeniu.

Co więcej, sporo jest w tekście dowodów zwykłej niechlujności albo lenistwa. Tajemniczy klasztor Minorite w Brukseli to przecież po prostu klasztor franciszkanów (lub – dla ładniejszego brzmienia – minorytów czy też Braci Mniejszych),tajemniczy pruski garnizon Neiss na Śląsku to po prostu Nysa, w Polsce – o czym wiedzą czytelnicy Woltera – przyjął się termin „matrona efeska”, nie „efezjańska”. W oczy kłuje też jedyny w książce (i krótki) wiersz, który z niewiadomych powodów zapomniano przetłumaczyć. Tym potknięciom współwinna jest już redaktorka Joanna Pawłowska, ale i tak głównym winowajcą pozostaje wydawnictwo, które poprzez nietrafione decyzje, warunkowane zapewne ekonomicznie, zaprzepaściło szansę na bezbłędną premierę nie tak znowu bagatelnego dla europejskiego dziedzictwa dzieła. Osobiście wolałbym otrzymać „Barry’ego Lyndona” w miękkiej okładce – ale w twardym tłumaczeniu.

Zapowiedź polskiej premiery „Barry’ego Lyndona” (po 173 latach od ukazania się oryginału!) spotkała się z moją ekscytacją. Po pierwsze, lubię literaturę dziewiętnastowieczną. Po drugie, lubię powieści łotrzykowskie. A po trzecie, bardzo cenię sobie ekranizację autorstwa Kubricka (choć oglądając ją przed laty, nie miałem świadomości, ze powstała na podstawie powieści...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2057
147

Na półkach:

Kapitalna powieść. Po raz pierwszy wydana w polskim tłumaczeniu. Całkiem niedawno obejrzałam film Kubricka będący jej ekranizacją, i jakkolwiek film jest świetny jako samodzielne dzieło, to w porównaniu z książką brakuje mu charakterystycznego klimatu. Mianowicie Thackeray był wnikliwym i raczej zjadliwym obserwatorem rzeczywistości, ale o dużym poczuciu humoru i braku litości dla swoich bohaterów – i tego humoru w filmie nie było widać, powiedziałabym, że jest on poważny i wreszcie tragiczny. Tymczasem książka aż się od niego skrzy. Narratorem jest bowiem sam Redmond Barry, upadły „dżentelmen” bez grosza przy duszy i żadnym wykształceniu, za to o ogromnym ego i wielkich aspiracjach; postać równie odstręczająca, co wdzięczna do pastwienia się. Cała historia opowiedziana jest z jego punktu widzenia, więc czytelnik dostaje obraz świata wypaczony przez napuszonego Barry’ego – zabieg wysoce komiczny i dający powieści mnóstwo energii i życia :) Gorąco polecam! Film zresztą też.

Kapitalna powieść. Po raz pierwszy wydana w polskim tłumaczeniu. Całkiem niedawno obejrzałam film Kubricka będący jej ekranizacją, i jakkolwiek film jest świetny jako samodzielne dzieło, to w porównaniu z książką brakuje mu charakterystycznego klimatu. Mianowicie Thackeray był wnikliwym i raczej zjadliwym obserwatorem rzeczywistości, ale o dużym poczuciu humoru i braku...

więcej Pokaż mimo to

avatar
499
489

Na półkach:

Ta książka jest świetnym przykładem na to, że nie należy się bać szeroko pojętej klasyki. Z początku się obawiałam, że język XVIII wiecznego pisarza będzie dla mnie zbyt trudny (jak w przypadku większości rodzimych autorów) jednak już pierwsze kilkanaście stron rozwiało moje obawy. Również nigdy wcześniej nie czytałam żadnej powieści łotrzykowskiej. Teraz tego żałuję i koniecznie muszę nadrobić zaległości. "Barry Lyndon" to jedna z najlepszych książek jakie przeczytałam w życiu, istny majstersztyk. Dziękuję wydawnictwu za przygotowanie pięknej okładki, gdyby nie ona to pewnie książka nigdy nie wpadła by w moje ręce. Jestem wprost zachwycona i polecam każdemu, nie tylko wymagającym czytelnikom.

Pełna recenzja na blogu : http://czytankanadobranoc.blogspot.ie/2017/05/barry-lyndon-william-makepeace-thackeray.html

Ta książka jest świetnym przykładem na to, że nie należy się bać szeroko pojętej klasyki. Z początku się obawiałam, że język XVIII wiecznego pisarza będzie dla mnie zbyt trudny (jak w przypadku większości rodzimych autorów) jednak już pierwsze kilkanaście stron rozwiało moje obawy. Również nigdy wcześniej nie czytałam żadnej powieści łotrzykowskiej. Teraz tego żałuję i...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    206
  • Przeczytane
    71
  • Posiadam
    52
  • Teraz czytam
    5
  • Klasyka
    4
  • Literatura angielska
    3
  • Do kupienia
    2
  • 2017
    2
  • 2020
    2
  • Ulubione
    2

Cytaty

Więcej
William Makepeace Thackeray Barry Lyndon Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także