Moienzi nzadi. U wrót Konga

Okładka książki Moienzi nzadi. U wrót Konga Tadeusz Dębicki
Okładka książki Moienzi nzadi. U wrót Konga
Tadeusz Dębicki Wydawnictwo: Dowody Seria: Faktyczny Dom Kultury reportaż
144 str. 2 godz. 24 min.
Kategoria:
reportaż
Seria:
Faktyczny Dom Kultury
Wydawnictwo:
Dowody
Data wydania:
2016-09-01
Data 1. wyd. pol.:
2016-09-01
Liczba stron:
144
Czas czytania
2 godz. 24 min.
Język:
polski
ISBN:
9788394311889
Tagi:
kongo kolonie podróż
Średnia ocen

6,6 6,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,6 / 10
45 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
343
210

Na półkach:

Zaskakująco uniwersalna, aktualna i poetycka opowieść Polaka o kolonizacji belgijskiej w Kongo.

Krótka klimatyczna opowieść potrafiąca przenieść człowieka w przepastne i dziewicze rejony afrykańskich bezbrzeżnych lądów zagarnianych przez europejskie mocarstwa.

Autor zajadliwie krytykuje europejski „postęp” przywożony przez białych i opisuje trudy zarządzania masami czarnych wykorzystywanych przy rozładunkach statków i budowie sieci kolejowych, w których wyzyskiwaniu ma swój niemały udział (pomimo tego książkę konstatuje radą, by ci nie ulegali złudzeniu wyższości cywilizacji białego człowieka).

„Miesięcznie umiera ich około czterdziestu procent. A na ich miejsce przybywają nowi i nowi. Czarnych przecież jeszcze przez długi czas w Afryce nie zbraknie. Wyginie może w ten sposób kilka plemion, ale inne będą za to mogły korzystać z dobrodziejstw portu”.

„Pochyleni nad pulpitami urzędnicy, w szarych fartuchach, z palcami powołanymi atramentem, wpisują do ksiąg, jednakowych na całym świecie i na takie same rubryki wszędzie podzielonych, dźwięczne nazwy miejscowości, których nigdy w życiu nie ujrzą i o których nic więcej prócz nazwy się nie dowiedzą”.

„Cóż z tego, że nie znają postępu? Czy dzikością jest to, że są u siebie szczęśliwi? Czy też może to, że nie znają nauki, gazów trujących, nitrogliceryny, karabinów maszynowych i bomb lotniczych?”

„Dzienniki zapisują całe kolumny o tym, że specjalna misja lekarska wyjeżdża na Czarny Ład, aby zwalczać śpiączkę i elephantasis. Ale nikt nie wspomni o tym, jaki procent krajowców został zarażony przez białych syfilisem i innymi chorobami wenerycznymi.”

„Zamiast grać na odwiecznych tam-tamach będą kupowali patentowane amerykańskie gramofony.”

„Biali nauczyli ich wiary, z której sami niewiele sobie robią. Biali mondela pembe i białe mami idą w niedzielę na whisky and soda do hotelu ABC. Czarni Bantu modlą się w kościele o dobro dla wszystkich ludzi, czarnych i białych, bo wszyscy są równi”.

Zaskakująco uniwersalna, aktualna i poetycka opowieść Polaka o kolonizacji belgijskiej w Kongo.

Krótka klimatyczna opowieść potrafiąca przenieść człowieka w przepastne i dziewicze rejony afrykańskich bezbrzeżnych lądów zagarnianych przez europejskie mocarstwa.

Autor zajadliwie krytykuje europejski „postęp” przywożony przez białych i opisuje trudy zarządzania masami...

więcej Pokaż mimo to

avatar
146
10

Na półkach: , ,

Reportaż sprzed niemal stu lat... przeniósł mnie do innego świata. Jak dla mnie wspaniały, krótki reportaż. Przejmująca relacja autora z portów afrykańskich, opowiada między innymi o ciężkiej pracy i warunkach ludności tubylczej, pięknie i sile natury.

Reportaż sprzed niemal stu lat... przeniósł mnie do innego świata. Jak dla mnie wspaniały, krótki reportaż. Przejmująca relacja autora z portów afrykańskich, opowiada między innymi o ciężkiej pracy i warunkach ludności tubylczej, pięknie i sile natury.

Pokaż mimo to

avatar
1506
469

Na półkach:

Książka perełka, napisana przez polskiego marynarza-reportera, który był w Kongu w roku 1927. Odgrzebana po latach przez nieocenione wydawnictwo Dowody na Istnienie.


W ideach antykolonialnych Dębicki wyprzedził epokę. Prawie sto lat temu pisał tak: „Zabroniono im dzikiego, barbarzyńskiego zabijania się oszczepami i zatrutymi strzałami, aby nauczyć ich cywilizowanego, godnego ludzi kulturalnego mordowania się karabinami maszynowymi, trującymi gazami, miotaczami ognia i bombami zrzuconymi z aeroplanów”.

więcej tu:
http://kawalekafryki.pl/debicki/

Książka perełka, napisana przez polskiego marynarza-reportera, który był w Kongu w roku 1927. Odgrzebana po latach przez nieocenione wydawnictwo Dowody na Istnienie.


W ideach antykolonialnych Dębicki wyprzedził epokę. Prawie sto lat temu pisał tak: „Zabroniono im dzikiego, barbarzyńskiego zabijania się oszczepami i zatrutymi strzałami, aby nauczyć ich cywilizowanego,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1757
883

Na półkach:

Jest rok 1927. Tadeusz Dębicki, młody polski marynarz zaciąga się na belgijski statek, który płynie do Konga. Wyprawa, która początkowo jest dlań wyzwaniem i wielką przygodą, z czasem staje się też lekcją człowieczeństwa, humanitaryzmu.
Obserwując tubylców, poznając ich zwyczaje, konfrontuje je z zachowaniem przybyszów z Europy. Goście nie wypadają w tym pojedynku korzystnie. Skupieni na zysku (a nade wszystko wyzysku),cywilizowaniu autochtonów, doskonale czujący się w rolach zarządców i władców, realizują zamorską politykę swoich państw.
Bolesny obraz niszczenia i deprecjonowania kultury która uważana była na niską, prymitywną i niewartą uwagi. Budynki, maszyny, tzw. udogodnienia są zupełną nowością, w poukładanym i dostosowanym do potrzeb tubylców świecie. Zachłanność Europejczyków nie ma granic - eksploatują (rękami autochtonów) kopalnie cennych metali, są okrutni, bezwzględni, destrukcyjni.
Jednocześnie, mimo przenikliwości i narodowowyzwoleńczych przekonań, Dębicki pełen jest wstecznych, ciasnych poglądów (wyznaje teorię ras, tubylców traktuje z przymrużeniem oka, jako naiwnych głupców, ponadto nie docenia kobiet, jest do nich uprzedzony, a może tylko widzi w nich fizyczność i przypisuje im służalczy charakter).
Relacja Dębickiego jest pogmatwana, z jednej strony konserwatyzm wspomniany wcześniej, z drugiej antykolonializm. Gdzie leży prawda o autorze?

Więcej na: https://buchbuchbicher.blogspot.com/2016/09/tadeusz-debicki-moienzi-nzadi-u-wrot.html

Jest rok 1927. Tadeusz Dębicki, młody polski marynarz zaciąga się na belgijski statek, który płynie do Konga. Wyprawa, która początkowo jest dlań wyzwaniem i wielką przygodą, z czasem staje się też lekcją człowieczeństwa, humanitaryzmu.
Obserwując tubylców, poznając ich zwyczaje, konfrontuje je z zachowaniem przybyszów z Europy. Goście nie wypadają w tym pojedynku...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1489
209

Na półkach:

Gdy niedawno buszowałem na stoisku Dowodów na Istnienie i przy różnych propozycjach mówiłem, że to już mam, dziwnie się na mnie patrzono. Ale ja naprawdę mam jakąś słabość do tych serii i tak jak ostatnimi czasy kupuję bardzo mało, to na ich tytuły zawsze znajdę miejsce. Również na półkach. Co prawda dopiero część jest przeczytana i zrecenzowana, ale powoli wszystkie doczekają się na swoją kolej.
Seria kolorowa, czyli klasyka reportażu to klasa sama w sobie. Od wielkich nazwisk jak Krall, aż po te troszkę bardziej zapomniane jak Morawska, Ambroziewicz, ale to zawsze okazja do kontaktu z literaturą na najwyższym poziomie. Jak zauważają twórcy serii: zmieniają się sposoby opisywania świata, ale emocje pozostają te same. A jeżeli nawet drażni styl, język, to przecież trudno odmówić temu wartości jeżeli chodzi o wartość dokumentalną np. reportaż choćby z Kambodży autorstwa Domarańczyka, czy spojrzenia na jakiś temat jak książka Łuki. W zakładce przeczytane (na górze) znajdziecie więcej recenzji książek z tego wydawnictwa.
Tym razem sięgnięto aż do do lat 20 XX wieku, jest to więc chyba jak dotąd w ramach cyklu reportaż sięgający najdalej w przeszłość.


Wyobraźcie sobie młodziutkiego Polaka, który szuka zajęcia w Belgii. Niewiele wiemy o nim samym, może jedynie to, że jest samotny, nie musi martwić się o to co zostawia za sobą. Łatwo zdecydować mu się więc na podjęcia pracy na statku handlowym praktycznie z dnia na dzień, zwłaszcza, że cel, był odpowiedzią na jego pragnienie przygód i egzotyki. Afryka. Znana mu być może z fotografii, rysunków, opowiadań, czy książek. Ale przecież zobaczyć ją naprawdę, to zupełnie coś innego. Dębicki relacjonuje rejs po oceanie, codzienność na statku, swoje obserwacje z czarnego lądu, który tak bardzo go zachwycił i podróż w górę rzeki Moienzi Nzadi, czyli Kongo. Nie ma w tym zbyt wielu detali, jakieś ciągłości, to raczej obrazy (chwilami bardzo poetyckie),wrażenia i emocje. Nie jest to więc kronika, ale dość osobisty pamiętnik, dzięki któremu możemy przenieść się o blisko 100 lat i zobaczyć jak oczami młodego chłopaka wyglądało Kongo i sytuacja Afrykańczyków w tamtych czasach. O ile bowiem opisy przyrody, pogody, zachwyty nad piękną i dziką, egzotyczną naturą, czyta się ciekawie, to jednak największe wrażenie robią wszystkie fragmenty, w których Dębicki opisuje traktowanie rdzennych mieszkańców czarnego lądu. Płynąc od jednego do drugiego miejsca w górę rzeki, to rozładowując towary dla kolonistów, to znów ładując dobra, które mają przywieść z powrotem, załoga statku jedynie nadzoruje wszystko, do wszystkich ciężkich prac zatrudniając za grosze (lub jedzenie) Afrykańczyków. Biali męczą się strasznie tym iż muszą w trakcie swojej wachty kilka godzin stać w słońcu i pilnować z batem, harujących do upadłego tubylców. Robi to też i autor, bo nie ma innego wyjścia: w końcu to jego praca, choć jak tylko może unika przemocy i raczej stara się pomagać robotnikom. Inni nie mają takich oporów. Dla nich to prostu siła robocza, nawet jak któryś umrze, na jego miejsce jest wielu chętnych. Są tani, nic nie rozumieją i pozwalają się traktować jak zwierzęta, więc czemu mamy tego nie wykorzystać. Oto myślenie "cywilizowanych" białych Europejczyków. Niesiemy postęp i zdobycze nauki, czy szukamy jedynie swojego zysku?

Dębicki jest bardzo krytyczny wobec tego jak w Afryce postępują biali i to właśnie dość mocne i gorzkie słowa na temat kolonializmu, czy polityki Europejczyków, są tu dla nas najciekawsze. Nazywa wszystko po imieniu: wyzyskiem, okrucieństwem i pogardą. Poglądy autora: że nie dajemy nic dobrego, a wręcz niszczymy to co naturalne, piękne i szczere, na pewno nie były zbyt powszechne w jego czasach. Dlatego właśnie te wspomnienia budzą naszą ciekawość. Nawet jeśli na pewne sprawy patrzy zbyt idealizując rodzimą ludność terenów na jakie dociera, to jego empatii wobec nich trudno zaprzeczyć.

Tekst tej niewielkiej książeczki (niecałe 150 stron) został poprzedzony ciekawym wstępem autorstwa reportażystki Olgi Stanisławskiej (czytam właśnie Rondo DeGaulle'a),która również podróżuje po Afryce, co pozwala mniej zorientowanym czytelnikom łatwiej zrozumieć miejsce i czas przedstawianych wydarzeń. Ten kontynent wciąż jest dla nas egzotyczny, tajemniczy i mimo tego, że biali tyle lat odgrywali tam ogromną rolę, w żaden sposób nie wpłynęło to na lepsze zrozumienie jego inności.

Gdy niedawno buszowałem na stoisku Dowodów na Istnienie i przy różnych propozycjach mówiłem, że to już mam, dziwnie się na mnie patrzono. Ale ja naprawdę mam jakąś słabość do tych serii i tak jak ostatnimi czasy kupuję bardzo mało, to na ich tytuły zawsze znajdę miejsce. Również na półkach. Co prawda dopiero część jest przeczytana i zrecenzowana, ale powoli wszystkie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1319
1033

Na półkach: ,

Kongo oczami Polaka – antyimperialisty

W 1928 r. Tadeusz Dębicki popłynął do Afryki Środkowej, aby zobaczyć na własne oczy jak nasza cywilizacja się rozrasta. Powiedzmy to od razu, nie jest to obraz miły dla oka. Fakt, że tak stara książka pełna jest krytycznego namysłu nad losem Czarnego Lądu oraz pełna obrazów wyzysku ludzi, jest ciągle aktualna, budzi smutek. Zaskakujące są spostrzeżenia naszego rodaka odnośnie bezwzględności „białych panów” wobec czarnoskórej ludności. Idei humanizmu trudno tu szukać. Celność złośliwych komentarzy, czy smutno – bezradnych dociekań jest przygnębiająca. To przygnębienie spowodowane jest tym, że i dziś o takim „rozwoju postępu” możemy słyszeć. Jak widać ludzkość się nie zmienia pomimo upływu tylu lat.

Kongo oczami Polaka – antyimperialisty

W 1928 r. Tadeusz Dębicki popłynął do Afryki Środkowej, aby zobaczyć na własne oczy jak nasza cywilizacja się rozrasta. Powiedzmy to od razu, nie jest to obraz miły dla oka. Fakt, że tak stara książka pełna jest krytycznego namysłu nad losem Czarnego Lądu oraz pełna obrazów wyzysku ludzi, jest ciągle aktualna, budzi smutek....

więcej Pokaż mimo to

avatar
303
208

Na półkach:

Największą wartością książki jest jej zastanawiająco współczesny krytyczny ogląd cywilizacji Zachodu - tak bliski alterglobalistycznemu spojrzeniu na winy nasze powszednie. Drugą wartością jest fakt, że książka ma 90 lat i pokazuje jak NIE zmieniła się właściwie perspektywa ludzka, jak potrafi być wspólczesna. Trzecią wartością jest świadomość, że oto Polak znajduje się w międzynarodowym towarzystwie, co abstrakcyjnie zestawia mój pobliski warzywniak z czarną kobietą sprzedającą kilka naleśników gdzieś nad rzeką Kongo. Gdyby jednak autor skierował swoją uwagę na ludzi i ich emocje ta książka mogłaby być arcyciekawa. Niestety tak jak ucieka z Europy tak ucieka od ludzi, co każe podejrzewać, że jego "nielubienie" Europy i jej cywilizacji ma też jakiś osobisty, prywatny, jeśli nawet nie aspergerowski wymiar kogoś kogo bardziej interesują liny ładownicze i ładowność statku niż relacje międzyludzkie, które opisuje płytko, pobieżnie i pospiesznie. Dlatego czytanie męczące jak słońce Konga, mimo że książkę powinienem zjeść w jeden/dwa dni, jadłem ją z tydzień.

Największą wartością książki jest jej zastanawiająco współczesny krytyczny ogląd cywilizacji Zachodu - tak bliski alterglobalistycznemu spojrzeniu na winy nasze powszednie. Drugą wartością jest fakt, że książka ma 90 lat i pokazuje jak NIE zmieniła się właściwie perspektywa ludzka, jak potrafi być wspólczesna. Trzecią wartością jest świadomość, że oto Polak znajduje się w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1601
66

Na półkach: ,

Pamiętajmy, że Belgia to nie tylko pyszne pralinki, chrupiące frytki i wyśmienite piwo. To również kolonialny podbój Konga skąpanego w hektolitrach krwi. Krótkie ale dobitne, choc minął już wiek.

Pamiętajmy, że Belgia to nie tylko pyszne pralinki, chrupiące frytki i wyśmienite piwo. To również kolonialny podbój Konga skąpanego w hektolitrach krwi. Krótkie ale dobitne, choc minął już wiek.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    102
  • Przeczytane
    52
  • Posiadam
    22
  • Literatura faktu
    3
  • 2022
    2
  • Reportaz
    2
  • Reportaż
    2
  • Mam
    2
  • 2018
    2
  • Reportaże
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Moienzi nzadi. U wrót Konga


Podobne książki

Przeczytaj także