Wieki światła

Okładka książki Wieki światła Ian R. MacLeod
Okładka książki Wieki światła
Ian R. MacLeod Wydawnictwo: Mag Cykl: Wieki Światła (tom 1) Seria: Uczta Wyobraźni fantasy, science fiction
400 str. 6 godz. 40 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Wieki Światła (tom 1)
Seria:
Uczta Wyobraźni
Tytuł oryginału:
The Light Ages
Wydawnictwo:
Mag
Data wydania:
2006-06-20
Data 1. wyd. pol.:
2006-06-20
Data 1. wydania:
2013-06-25
Liczba stron:
400
Czas czytania
6 godz. 40 min.
Język:
polski
ISBN:
8374800232
Tłumacz:
Wojciech Próchniewicz
Tagi:
powieść fantasy Uczta Wyobraźni steampunk
Średnia ocen

7,0 7,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Made To Order: Robots and Revolution Brooke Bolander, John Chu, Daryl Gregory, Peter F. Hamilton, Rich Larson, Ken Liu, Ian R. MacLeod, Annalee Newitz, Tochi Onyebuchi, Suzanne Palmer, Sarah Pinsker, Vina Jie-Min Prasad, Alastair Reynolds, Kelly Robson, Sofia Samatar, Peter Watts
Ocena 3,0
Made To Order:... Brooke Bolander, Jo...
Okładka książki Clarkesworld Magazine, Issue 126, March 2017 Octavia Cade, Neil Clarke, Alexander Jablokov, Xia Jia, Naomi Kritzer, Ian R. MacLeod, J. B. Park, Cat Rambo, Robert Reed, Feng Zhang
Ocena 0,0
Clarkesworld M... Octavia Cade, Neil ...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,0 / 10
415 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
657
360

Na półkach:

Dotrwałam do 11% historii i nadal nic mnie w niej nie porwało. Morał wydaje się bić czytelnika po gębie. Widzimy, że jest to krytyka przemysłu i tego, w jaki sposób człowiek doprowadził do zanieczyszczenia środowiska za pomocą eteru, który jest u MacLeoda czymś w rodzaju naszych węgla czy ropy tylko z właściwościami magicznymi. Mało tutaj subtelności, co chwila autor sypie komentarzami, które mają nas utrwalić w przekonaniu, że świat, jaki nam pokazuje jest pełen smutku, cierpienia i społecznych nierówności. Wolałabym jednak, żeby nie było mi to wbijane łopatą do głowy.

Nie przypadł mi też do gustu sposób pisania MacLeoda – kwiecisty, ale brakuje mu jednak jakiegoś polotu. Wymienia dużo szczegółów, a przy tym historia nie posuwa się za bardzo do przodu. Nie widzę też, by za wszystkim kryła się jakaś nieodgadniona tajemnica sprawiająca, że chce się tę opowieść zgłębiać. Słowotwórstwo autora, jakkolwiek wyszukane, pełni bardziej funkcję synonimów (odmieniec, to po prostu społeczny wyrzutek, a wspomniany już eter to surowiec zatruwający środowisko itd.) niż kreuje ciekawy, niepowtarzalny świat.

Trochę liczyłam na coś z nurtu new weird, a dostałam moralizatorskie sci-fi wymieszane z fantasy, w którym brakuje czegoś błyskotliwego.

Dotrwałam do 11% historii i nadal nic mnie w niej nie porwało. Morał wydaje się bić czytelnika po gębie. Widzimy, że jest to krytyka przemysłu i tego, w jaki sposób człowiek doprowadził do zanieczyszczenia środowiska za pomocą eteru, który jest u MacLeoda czymś w rodzaju naszych węgla czy ropy tylko z właściwościami magicznymi. Mało tutaj subtelności, co chwila autor sypie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1601
374

Na półkach: ,

Wiktoriańska Anglia stojąca przemysłem wielkim i wszechobecnym, a przemysł Eterem stojący – substancją tajemniczą i groźną, choć powszechnie wykorzystywaną. Stanowi on rolę niezbyt subtelnej metafory paliw kopalnych. Samo społeczeństwo jest kastowe, a właściwie Cechowe. Każdy z Cechów odpowiada za inną gałąź życia, a sposób w jaki za nią odpowiada jest pilnie strzeżonym sekretem, jak i magia, której Cech używa. Są i dwie klasy wyrzutków społecznych: pierwszym są „beztalencia”, które do żadnego z Cechów nie należą, drugim: mutanci, trolle, wiedźmy (określeń cała gama),to ludzie, u których Eter spowodował mutacje najróżniejszej maści. Główny bohater jest takim właśnie outsiderem „bezcechowcem”, na domiar złego zakochanym w mutantce.
Śledzimy jego życie od lat dziecięcych do już „zaawansowanej” dojrzałości, a w tle zmiany społeczne, oszustwa, nieudane bunty.
MacLeod'owi odmówić nie można lekkości pióra i niezwykłej plastyczności z jaką kreuje swoje światy. Opisy są barwne, fabuła spójna, dobrze napisane dialogi tylko... Po przeczytaniu brakło mi świadomości o czym właściwie traktowała ta powieść, albo lepiej: czy aby na pewno to jest całość. Sam „Eter i Magia” w tej opowieści jest jakąś iluzją, właściwie nic się o niej nie dowiadujemy, zmiany społeczne następują też w jakiś sposób niedokończony, problem w literaturze – lepszej – podnoszony pewnie tysiące razy. Najlepiej charakteryzuje tę powieść ostatnia konkluzja bohatera: „I wciąż nie wiem, co to za prawda...”

Wiktoriańska Anglia stojąca przemysłem wielkim i wszechobecnym, a przemysł Eterem stojący – substancją tajemniczą i groźną, choć powszechnie wykorzystywaną. Stanowi on rolę niezbyt subtelnej metafory paliw kopalnych. Samo społeczeństwo jest kastowe, a właściwie Cechowe. Każdy z Cechów odpowiada za inną gałąź życia, a sposób w jaki za nią odpowiada jest pilnie strzeżonym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
30
30

Na półkach:

Pozycje z serii "Uczta wyobraźni" zawsze stanowiły dla mnie wyzwanie i podchodzę do nich z pewną dozą nieśmiałości, ale kiedy już udaje mi się trafić na książkę zgodną z moim gustem, to czytanie jej daje mi ogromną satysfakcję. "Wieki światła" z pewnością należą do tych udanych spotkań z serią, bo choć pierwsze podejście zakończyło się niepowodzeniem, to już wtedy wiedziałem, że nie był to po prostu odpowiedni czas na tę lekturę i w przyszłości na pewno do niej wrócę. Ten dzień w końcu nadszedł.
Anglia w czasie Trzeciego Wieku Przemysłowego, zniszczona ciągłym wydobyciem eteru i zatruta jego magicznymi właściwościami, podzielona na klasy i skłócona wewnętrznie, zastygła w oczekiwaniu na nadchodzące zmiany. Blurb na tyle książki pisany był przez Jacka Dukaja i trudno tu nie dostrzec licznych podobieństw między “Wiekami światła” a “Lodem”. I tu i tu technologia doprowadziła ludzkość na pewien poziom i tam porzuciła, w obu przypadkach ludzkość zastygła w bezruchu ściśnięta lodem i beznadzieją, a nadziei upatruje w znakach zwiastujących nadchodzącą zmianę, choć nikt nie wie, skąd takowa miałaby nadejść. McLeod niezwykle obrazowo przedstawia nam świat, którym rządzi eter i cechy rzemieślnicze, gdzie egzystencja człowieka sprowadza się do produkcji i ciągłego konsumowania tajemniczego pierwiastka, a wszystko dookoła przesycone jest jego magicznym działaniem. Ta siła napędowa każdego procesu technologicznego ma jednak swoje drugie oblicze – wnika w człowieka, dokonuje przemian zarówno na ciele jak i umyśle, a zmiany te są nieodwracalne i prowadzą do stadium ostatecznego, jakim jest przemiana w trolla. Wtedy jest już tylko kwestią czasu, kiedy mistrz trollowy dowie się istnieniu kolejnego wyrzutka i przybędzie swoim pojazdem na wskazany adres, by zabrać nieszczęśnika ze sobą i zamknąć go w odosobnieniu. Taki los spotkał matki obojga z naszych głównych bohaterów i to właśnie to zdarzenie związało ich losy ze sobą, skazując oboje na życie w dziwnej symbiozie.
Robert i Annalise – on niesiony przez życie jak liść na wietrze, ciągle w poszukiwaniu samego siebie, ciągle daleki od odkrycia własnej tożsamości. Ona skrywająca tajemnicę, będąca każdym z wyjątkiem samej siebie, posiadająca wyjątkowe zdolności adaptacyjne, nieuchwytna w swojej zmienności. Los stawia ich na swojej drodze zawsze w najmniej oczekiwanych chwilach, jednak każde takie spotkanie jest kluczowe, wprowadza w ich życia zmiany i chaos, od których nie ma ucieczki. Relacja między tą dwójką jest skomplikowana i często niezrozumiała, stoją za nią koszmary z dzieciństwa, wspólne poczucie krzywdy i bunt wobec prawideł rządzących światem. Te emocje kierują ich działaniami do tego stopnia, że czasami wydają się wręcz determinować wydarzenia, w jakich ostatecznie biorą udział.
Miejsca akcji mamy zasadniczo dwa – ponure miasteczko Bracebridge będące domem Roberta oraz Londyn, do którego ucieka on po śmierci swojej matki. Bracebridge ma w sobie surowość i chłód kolonii wydobywczej, jego istnienia skupione jest wokół największej w Anglii kopalni eteru, a ciągły huk maszyn wydobywczych towarzyszy mieszkańcom od urodzenia aż do śmierci. Wszystko jest nim przesycone, ziemia drży przez całą dobę narzucając życiu niemożliwy do przeoczenia rytm, a eteryczny lód – produkt uboczny każdego wydatku energetycznego – zalega na potężnych dźwigarach i jarzmach podziemnej maszyny. Piękny jest ten opis Bracebridge, autor dołożył wszelkich starań, by w niemal poetycki sposób odmalować nam jego surowość i niedostępność, a opisy te – choć nieco rozwleczone – działają na wyobraźnię.
Londyn przedstawiony jest jako źródło całego zła i niesprawiedliwości, z jakim zmagają się uczciwi obywatele Anglii. Mamy klasyczny podział na kapitalistów ze związków cechowych i socjalistów klasy pracującej, a do tej drugiej grupy dołącza właśnie Robert. W podziemiu walczy z systemem, bierze udział w spotkaniach robotniczych i pisze artykuły do gazety bojkotującej obecny stan rzeczy i nawołującą do buntu przeciw bogaczom. Przekonanie o cudownym działaniu eteru nie we wszystkich kręgach znajduje bowiem poparcie – praca z nim jest niebezpieczna, może przemienić robotnika w trolla, a odstępstwo od unikalnych, tradycyjnych wyrobów rzemieślniczych traktowane jest jako barbarzyństwo. Takie postulaty nie trafiają jednak do rządzących angielskim przemysłem, za nic mają odejście od tradycji i wiedzy przekazywanej przez pokolenia rzemieślników, upatrując klucza do dalszego rozwoju tylko w sile płynącej z eteru. Rodzi się konflikt, w którym nie ma miejsca na kompromis i wiedzą to obie jego strony. W efekcie dziwnych zbiegów okoliczności Robert bywa jednak na salonach arystokracji, przygląda się życiu śmietanki od środka i stara pojąć ten obcy świat, choć często z mizernymi skutkami. W niektórych osobach z towarzystwa wzbudza jednak zainteresowaniu, udaje mu się nawiązać wartościowe znajomości, a także trafia na ślad kłamstwa, które wkrótce ma zatrząść całym światem u samych jego podstaw. Rewolucja jest już w swojej ostatniej fazie, Nowy Wiek zdaje się czaić tuż za rogiem, a wraz z nim nadzieja na nowy porządek i oddanie władzy w ręce proletariatu. Czy Robertowi uda się odmienić bieg historii? I czy Annalise postanowi zrzucić maskę, wyjść z ukrycia i pomóc w tym wielkim dziele?
Wzruszająca historia o niesprawiedliwości, wykluczeniu i poszukiwaniu samego siebie. Nie jest to zdecydowanie lektura łatwa, czytana z doskoku – wymaga skupienia i pełnego zanurzenia w świecie stworzonym przez McLeoda. To poświęcenie wynagradza jednak z nawiązką, a zapach dymu i dudnienie podziemnej maszynerii wydaje się nam towarzyszyć jeszcze długo po przewróceniu ostatniej strony. Gorąco polecam.

Pozycje z serii "Uczta wyobraźni" zawsze stanowiły dla mnie wyzwanie i podchodzę do nich z pewną dozą nieśmiałości, ale kiedy już udaje mi się trafić na książkę zgodną z moim gustem, to czytanie jej daje mi ogromną satysfakcję. "Wieki światła" z pewnością należą do tych udanych spotkań z serią, bo choć pierwsze podejście zakończyło się niepowodzeniem, to już wtedy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
705
680

Na półkach:

Książka tej samej dla mnie klasy co "Baśń o wężowym sercu" Raka i "Lód" Dukaja (z którym zresztą łączy ją wiele podobieństw i nie dziwię się, że z tyłu okładki "Wieków światła" mamy właśnie pochwałę Dukaja) - niby dobra, a przede wszystkim bardzo dobrze napisana pod względem językowym, ale z jakiegoś powodu do mnie nieprzemawiająca.

Największym chyba moim zarzutem jest wrażenie, że fantastyka jest tu tylko cienką powłoczką nałożoną na schematy dickensowsko-zolowskie. Najbardziej podobały mi się o MacLeoda te fragmenty, w których daje upust swojej osobliwej wyobraźni: wszystkie opisy ludzi odmienionych przez eter, a przede wszystkim wątek powolnej transformacji matki bohatera, scena z walącą się kaplicą, magiczne interwencje Anny, nawet scenerie skute maszynowym lodem. Tam właśnie książka dla mnie błyszczała fascynującą, wstrząsającą odmiennością.

Wszędzie indziej natomiast nie mogłam się pozbyć poczucia, że mogłabym zamiast tego czytać Dickensa albo Zolę, bo jedyna różnica to eter, który jest dość przejrzystą metaforą węgla, pieniędzy i władzy. Wątek rewolucji nie jest szczególnie przejmujący, może ze względu na mało interesującego narratora-głównego bohatera. Ani nie żal mi było bogaczy, ani nie kibicowałam ubogim; może zresztą o to w sumie chodziło, zważywszy na pesymistyczne zakończenie w stylu "The more things change, the more they stay the same".

Wątek miłosny też nieprzekonujący, też trochę dickensowski, a trochę kojarzący mi się ze "Szczygłem" Donny Tartt. Sama końcówka, w której Anna znajduje własną drogę, trochę ratuje sytuację.

Mimo wszystko książka dobra, a dla fanów klimatów steampunkowych na pewno godna polecenia, spójniejsza niż "Baśń o wężowym sercu" i krótsza niż "Lód". Chwilami tylko wyczuwalny jest przerost formy nad treścią, jak hałdy maszynowego lodu świadczące o tym, że eteru jest coraz mniej.

Książka tej samej dla mnie klasy co "Baśń o wężowym sercu" Raka i "Lód" Dukaja (z którym zresztą łączy ją wiele podobieństw i nie dziwię się, że z tyłu okładki "Wieków światła" mamy właśnie pochwałę Dukaja) - niby dobra, a przede wszystkim bardzo dobrze napisana pod względem językowym, ale z jakiegoś powodu do mnie nieprzemawiająca.

Największym chyba moim zarzutem jest...

więcej Pokaż mimo to

avatar
408
44

Na półkach:

Gdy pierwszy raz kupiłam te książkę, odłożyłam ja czym prędzej na półkę... Nie dało się... Sięgnęłam ponownie kilka lat temu i nie mogłam przestać czytać...
To jest bardzo mistyczno- realistyczna opowieść o alternatywnym świecie gdzie rządzi magia a nie papierowy, czy wirtualny pieniądz.
Dzieje się w Anglii i ukazuje brudy i korupcję, marzenia i wspomnienia, w doskonały sposób utrzymując formę obyczajową raczej, niż opiniodawczą.
Dla mnie, rewelacja.

Gdy pierwszy raz kupiłam te książkę, odłożyłam ja czym prędzej na półkę... Nie dało się... Sięgnęłam ponownie kilka lat temu i nie mogłam przestać czytać...
To jest bardzo mistyczno- realistyczna opowieść o alternatywnym świecie gdzie rządzi magia a nie papierowy, czy wirtualny pieniądz.
Dzieje się w Anglii i ukazuje brudy i korupcję, marzenia i wspomnienia, w doskonały...

więcej Pokaż mimo to

avatar
964
648

Na półkach: ,

Kolejna pozycja przy której odpadłam w połowie. Zgadzam się, że jest to "weird", nieważne "new" czy nie. Straciłam zainteresowanie kiedy doszłam do wniosku, że właściwie fabuła do niczego nie prowadzi. Brnęłam przez kolejne strony z wysiłkiem, który nie został aż do połowy książki niczym nagrodzony, poza momentami fantastycznie plastycznego języka. Ale to za mało. Pomysł tez mnie nie przekonał, za bardzo rozmył się w nostalgicznej podróży głównego bohatera. Najwyraźniej nie jestem targetem.

Kolejna pozycja przy której odpadłam w połowie. Zgadzam się, że jest to "weird", nieważne "new" czy nie. Straciłam zainteresowanie kiedy doszłam do wniosku, że właściwie fabuła do niczego nie prowadzi. Brnęłam przez kolejne strony z wysiłkiem, który nie został aż do połowy książki niczym nagrodzony, poza momentami fantastycznie plastycznego języka. Ale to za mało. Pomysł...

więcej Pokaż mimo to

avatar
150
149

Na półkach:

Nie wiem, jak tę książkę ocenić. W zasadzie jest ciekawa. Jest też ucztą dla wyobraźni. Jednocześnie - moim zdaniem - ma zbyt polityczną wymowę. Zbyt nachalną polityczną wymowę.

Wątek skorumpowanego starego i wszechwładnego systemu oraz rozterki związane z wywołaniem rewolucji. Wszystko to wydało mi się wtórne i wiele już razy przerobione. Tutaj jedynym novum jest fantastyczny świat oraz podział na dość nietypowe "klasy" społeczne.

Jak kończą się rewolucje, lub przynajmniej jak skończyła się większość z nich, każdy chyba dobrze wie. Hasło mówiące, że rewolucja pożera własne dzieci także jest powszechnie znane. Zmienia się wszystko, a jednocześnie nie zmienia się nic.
a
Chociaż właśnie w tym miejscu można by dopatrywać się iskierki nadziei, bo może jednak, mimo tego, że nowe zamieniło się w stare i przyjęło jego formę, może mimo tego coś się jednak zmieniło. Może ta wielka rewolucja znosząca w pył stary porządek, wywołała choć jedną małą pozytywną zmianę. Być może to właśnie dla tej jednej małej pozytywnej zmiany warto było robić ogólnokrajową rozpierduchę. Pytanie: czy zysk przewyższył koszty? Drugie odwieczne pytanie: czy dążenie do osiągnięcia dobra sankcjonuje przypadkowe nawet czynienie zła?

Nie wiem, jak tę książkę ocenić. W zasadzie jest ciekawa. Jest też ucztą dla wyobraźni. Jednocześnie - moim zdaniem - ma zbyt polityczną wymowę. Zbyt nachalną polityczną wymowę.

Wątek skorumpowanego starego i wszechwładnego systemu oraz rozterki związane z wywołaniem rewolucji. Wszystko to wydało mi się wtórne i wiele już razy przerobione. Tutaj jedynym novum jest...

więcej Pokaż mimo to

avatar
484
327

Na półkach:

"Nieważne, czy pójdzie się w dobrą, czy złą stronę, do wymarzonego miejsca nigdy nie jest zbyt daleko."

➡️Bieda, nędza, i zaniedbanie. Bród, smród i ubóstwo. Parchy na twarzach dzieci, łyse placki na głowach, domy z tektury, rozpadające się łachmany, dziwne, zmutowane stworzenia, nowo-słowa, dymy i smog slumsów w wiktoriańskim Londynie. Wiek Przemysłu. Bieda, bieda, bieda...
Tak się zaczyna, w kontrze do swojego tytułu, powieść MacLeoda "Wieki Światła" i ja od początku już wiedziałem, że to nie będzie ładne, kolorowe fantasy z przyjaznymi elfami.
➡️Dawno, dawno temu, w odległych czasach recenzowałem powieść "Czerwony śnieg" tegoż autora. Powieść dla mnie znakomitą, oryginalną, która pozwoliła mi spojrzeć na wampiryzm z zupełnie innego punktu widzenia. Od tej pory cały czas miałem za skórą nazwisko pisarza i wielki apetyt na inne jego książki. Cóż, dylogia "Wieki światła" była do kupienia na rynku wtórnym za koszmarne pieniądze. Pomyślałem - poczekam, mam co czytać, chociaż łatwo nie było, bo to łaskotanie na karku i cichutki szept "MacLeod, MacLeod" towarzyszyły mi przy wstawaniu, zasypianiu i tak w kółko, jak uwierająca drzazga, której nie można wydłubać. I nagle - bach! #MAG wznowił. A to ci dopiero, po cichu, bez szumu, od razu całość. I właśnie dostajecie ode mnie recenzję tomu pierwszego tej dylogii. Ale MacLeod nie byłby sobą, gdyby to było zwykłe, standardowe, proste fantasy (mówię fantasy bo przecież mamy tu magię, ale osobiście i tak mi bardziej pasuje tu fantastyka czy nawet jeszcze lepiej fantastyczna powieść społeczno-obyczajowa). Ja już to wiedziałem po "Czerwonym śniegu".
➡️Powiem Wam na początku, czego nie powinniście oczekiwać po tej książce - dużej ilości dialogów, galopującej akcji, tryskającej radości i optymizmu, superbohaterów, postaci kryształowych i tego, że dobro zwycięży. Tak, tak, to nie jest taka książka. Dostaniecie w zamian za to mrok i nędzę osnutego mgłami Londynu, nędzarzy na każdym kroku, ludzi gotowych na wszystko za pensa, dzieci żebrające w strachu. O tak, to dostaniecie na pewno.
➡️Opisy wiktoriańskiego molocha to absolutna rewelacja. Czułem wręcz smród ścieków wpadających do Tamizy, czułem gnijące rany żebraków, czułem chłodny, porywisty wiatr smagający mnie po krzyżu. Wieki światła... Dziwożar, cechmistrzowie i zaklęcia cechowe, partacze, pieski pokojowe "omszone tęczowym futerkiem, z nielotnymi skrzydełkami", ziemiostwory, odmieńcy, smoczowszy...
"Most wciąż unosi się nad zwałami miejskich śmieci niczym przekrzywiona korona. Urywa się w miejscu, gdzie drugie przęsło kotwiczy w rzece, wymachując belkami jak tonący owad."
Te opisy i metafory są wspaniałe.
➡️Nie kłamały pogłoski o lewicujących poglądach autora, o jego proletariackich fascynacjach. Niesprawiedliwość społeczna aż bije tu po oczach, przedstawiona przez pisarza w sposób niezwykle dogłębny i plastyczny. Różnice klasowe w społeczeństwie nierównym, niesprawiedliwym i okrutnym dla nędzarzy i słabych, nie mających dostępu do magii. Bohater wywodzi się z proletariatu, co nie znaczy, że chce w tymże proletariacie pozostać aż do zdechu.
"Oddychałem powoli w gorącym, dudniącym skwarze, ze wszystkich sił starając się nie wierzyć w to życie, które mnie wciągało bezpowrotnie."
➡️Świat oferujący wszystko dla tych na świeczniku, czerpiących z magii to, co dla nich najlepsze, dla nich, dla nich, tylko dla nich, bogactwo, wspaniałe budowle, bankiety i przyjęcia, służących i ogromne rezydencje, "brzęk kryształów, potężne przypływy i odpływy władzy, pieniędzy, gdy czyjeś zaufanie idzie o lepsze z czyjąś zdradą."
➡️Ale nie obawiajcie się - to wszystko tworzy niesamowicie przejmujący, wyrazisty, mroczny i ponury klimat, w którym, o czym jestem przekonany - pogrążycie się bez reszty. To właśnie jest siła tej książki. Ach, nie mógłbym tutaj nie napomknąć o prześwietnej grafice na okładce, idealnie współgrającej z treścią powieści. Wiek maszyn i magii. Wiek Przemysłu.
➡️Jest tu nieco odniesień do religii, na wprost jak i metaforycznych, raczej nieprzesadnie pozytywnych (ale też i nie wrogich),gdyż jak mówili komuniści - religia opium narodu.
"Ujrzałem niebo, gdzie istnieje tylko jeden wielki cech i nie trzeba pracować, gdzie pociągi z czystego srebra pędzą przez nieskończone łany zbóż, a wśród chmur żeglują uskrzydlone statki."
Definicja nieba dobra jak każda inna, gdyż jak na razie brak informacji z pierwszej ręki 😉
W każdym razie nie o religię tu chodzi.
➡️Czyli co, mamy społeczeństwo klasowe, biedaków bez dostępu do eteru (a właściwie z dostępem do niego na najniższym, najprostszym poziomie),a więc bez dostępu do wyrafinowanych dóbr najwyższej klasy – stworzonych przez cechmistrzów czyli kastę uprzywilejowaną (również podzieloną na wiele warstw) - gdzie w tym wszystkim fantasy? Fantastyka? Mówiłem Wam, to dziwna książka i dziwny pisarz 🙂
Otóż tu jest - ETER. Wiek eteru.
"Naszym przeznaczeniem była fabryka. Eter był naszym bogiem."
➡️"...trzy stalowo-granitowe tłoki z dudnieniem poruszały się w te i wewte - szum, bum, szum, bum... - ekstrahując ze skały eter."
Magia pochodziła z eteru. Eter był magią. Można ją było wydobyć, przewieźć, dostarczyć do cechmistrzów i wtedy użyć "na dziesięć tysięcy możliwych sposobów".
"Co najdziwniejsze i jednocześnie najważniejsze dla wszystkich gałęzi przemysłu i bytów ludzkich, które pomaga utrzymać, eter reaguje na ludzką wolę."
➡️Eter jest podstawą klasowego społeczeństwa przedstawionej nam wiktoriańskiej Anglii.
"Dzięki eterowi Anglia się bogaci, cechy rozkwitają, wyją zmianowe syreny, kominy plują dymem, bogacze żyją w niewyobrażalnie wyuzdanym luksusie, a reszta nas pracuje, kłóci się i walczy o okruchy, które zostały."
Nawet magia eteru jest tu zaplątana w klasowe zależności i społeczną niesprawiedliwość. Gdyż jest to, że się tak wyrażę - magia przemysłowa.
➡️Dostaniecie niesamowite, monumentalne opisy maszyn napędzanych eterem, ogromnych, pokrytych błyszczącym lodem, będącym pozostałością po procesach technologicznych opartych na przeróbce czy wytwarzaniu eteru lub też sygnalizującym wyczerpywanie się złóż. Zdecydowanie bliżej jest tej książce do steampunka niż fantasy, tylko że steampunka bez pary a z eterem. Chociaż para też jest 😊
➡️Dzięki opowieści głównego bohatera to jest także bardzo nostalgiczna, uczuciowa, przepełniona smutkiem książka. Poznajemy historię opowiadaną przez Roberta Borrowsa, syna młodszego cechmistrza (niewiele więcej niż partacza) w Trzecim Niższym Oddziale Niższego Cechu Ślusarzy. Tak, tak, podziały klasowe są tu bardzo skomplikowane 🙂 Posłuchamy opowieści o jego młodości (nie do pozazdroszczenia),a następnie będziemy mu towarzyszyć w jego drodze, w jego wspinaczce w oparach eteru, poznamy koleje jego przedziwnych, smutnych losów, rozjaśnianych momentami przez krótkie chwile radości. Poznamy wspomnienia o ojcu, gwałtownym i niestałym, o matce – chorej i przedwcześnie postarzałej, o starszej siostrze, o Annie - Annalise, o robotniczym miasteczku spowitym płaszczem eteru, szum, bum, szum, bum... i o Londynie. Smutek i żal. Wspomnienia bolesne i życie na krawędzi. Poznamy jego niesprecyzowane marzenia, zalążki dążeń, błyski przyszłości i smutną przeszłość.
➡️Moi Drodzy, to tylko początek tej niesamowitej, skomplikowanej, metaforycznej historii, której ciąg dalszy, kolejne "drugie dna" pozwolę Wam odkryć samodzielnie 🙂 Dostaniecie tu piękne chwile, chwile podniosłe i chwile tragiczne. W towarzystwie bohatera poznacie schyłek Wieku Przemysłu opartego na magii eteru i wykorzystywaniu maluczkich. Nadciąga rewolucja...
➡️"Bum, klap, bum, klap..." A co mogę złego powiedzieć o tej książce? Ano to, że pod przykrywką magii, eteru, przepięknych opisów paskudnego świata i świetnie, ba, rewelacyjnie wykreowanego głównego bohatera dostajemy moralizatorską rozprawkę o niesprawiedliwości społecznej kapitalizmu i potrzebie rewolucji ("Nowy Wiek już czeka..."),która czasem jednak za mocno dochodzi do głosu i staje się zanadto natrętna i jednostronna. Zbyt świeże są czasy wszechobecnej nacjonalizacji i tzw. "równości", abym miał się tym ekscytować a co gorsza uznać to za panaceum na bolączki tego świata...
"Bogaci. Spotkania izb, gdzie przychodzą i nad kielichami świetnego wina, za któego cenę można by utrzymać piętnaście głodujących rodzin, burczą, jaki to przeciętny cechowy jest z natury leniwy..."
Ale mimo tego moralizatorskiego tonu jestem gotów to wybaczyć, gdyż powieść jako całość robi ogromne wrażenie. A wizyta w Northover (placówce dla tych, co wypadli z systemu),mimo, że krótka - wstrząsająca.
➡️Szum, bum, szum, bum... Moja ocena to 7,5/10, MacLeod nie zawiódł, dając mi lekturę wielce wymagającą, chwilami bardzo liryczną (co uwielbiam),metaforyczną (co kocham),poruszającą ważne społeczne kwestie (za czym aż tak nie szaleję, gdy jest to czynione zanadto jednostronnie),tudzież prezentującą obyczajowe rozważania (snute z punktu widzenia gościa zafascynowanego nierealną równością społeczną),do tego z niesamowitym klimatem i arcyciekawą historią życia jednostki. Przygotujcie się jednak na to, że głównym bohaterem tej powieści nie jest człowiek, tylko społeczeństwo w obliczu zmian. Polecam ale i solennie uprzedzam, że nie jest to lektura dla wszystkich.
"Eter jest wszystkim, Robercie. Eter jest niczym..."
"Szum, bum, szum, bum..."

"Nieważne, czy pójdzie się w dobrą, czy złą stronę, do wymarzonego miejsca nigdy nie jest zbyt daleko."

➡️Bieda, nędza, i zaniedbanie. Bród, smród i ubóstwo. Parchy na twarzach dzieci, łyse placki na głowach, domy z tektury, rozpadające się łachmany, dziwne, zmutowane stworzenia, nowo-słowa, dymy i smog slumsów w wiktoriańskim Londynie. Wiek Przemysłu. Bieda, bieda,...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
421
135

Na półkach:

„-Powąchaj, Robbie. Tak pachnie bogactwo. To jest władza. To są pieniądze…
Ująłem obszyty cekinami rękaw i powąchałem. Najwyraźniej źle wybrałem, bo poczułem tylko skwaśniałe wino, pot, stare perfumy i tytoń”

Po 10-latach od lektury „Wieków Światła” postanowiłem ponownie przeczytać tą powieść, w konsekwencji aktualizując moją pierwotną ocenę z 6 na 10. Co się zmieniło? Co sprawiło, że tak diametralnie zmieniłem swoją opinię na temat tej książkę i co jest potrzebne, aby móc w pełni docenić walory tej niesamowitej opowieści?
Myślę, że przede wszystkim ważna jest wysoka wrażliwość emocjonalna i literacka. Macleod posługuję się pięknym, momentami niemal ocierającym się o poezję językiem, jednocześnie posiadając nieprawdopodobny dar opisywania emocji i uczuć bez ich bezpośredniego nazywania. Wraz z głównym bohaterem przeżywałem smutek, rozgoryczenie, złość, zauroczenie, radość, desperacje, zachwyt, obrzydzenie, ciekawość, rozczarowanie, fascynację i niepowstrzymaną chęć dokonania zmian. Utożsamiałem się z nim, potrafiłem odnaleźć się w jego położeniu i śledzić losy jego przeistaczania się z chłopca w mężczyznę z niesłabnącym zainteresowaniem.

W literaturze fantastycznej istnieją światy, które budzą zachwyt, istnieją światy, które pobudzają wyobraźnie, istnieją światy, w których przebywamy i w nim doświadczamy wzlotów i upadków, które spotykają naszych bohaterów, istnieją światy, o którym marzymy we śnie, istnieją światy, które podziwiamy za niebywałą estetykę i wysublimowaną esencję (klimat). Świat w powieści Macleoda ma dodatkową cechę, której bardzo rzadko doświadczam w tego typu literaturze – ja tam żyłem. Żyłem życiem głównego bohatera, Roberta Borrowsa, w epoce XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej napędzanej mocą eterycznej magii. Czytając „Wieki Światła” doświadczyłem młodości w rodzinnym miasteczku Bracebridge, zwiedzałem kopalnię eteru i wsłuchiwałem się w przenikający okolicę łomot tamtejszych maszyn, odwiedzałem tajemniczą posiadłość Redhouse, przeżywałem chorobę matki, podróżowałem pociągiem ku nieznanemu, wchłaniałem odór Londyńskich uliczek i Tamizy, popijałem piwo w tamtejszych tawernach, spałem w slumsach na Easterlies, kradłem na targowiskach, pracowałem w dokach Tidesmeet, przeżywałem choroby i miłosne uniesienia, wskakiwałem na tramwaje, uczestniczyłem w festynach na obrzeżach parku Westminsterskiego, tańczyłem w majestatycznych salach balowych pogrążonych we wszechogarniającym, eterycznym blasku, jadłem wykwintne potrawy, ubierałem się z jedwabne stroje, zażywałem relaksacyjnych kąpieli solnych, spoglądałem na skąpaną we mgle stolicę z najwyższej wieży, podziwiałem sztukmistrzów, odmieńców, a w mym sercu płonął żarliwy płomień uczucia do pewnej osobliwej kobiety o włosach zapachu pszenicy i niegasnący zapał do rewolucji. To nie jest typowa powieść, która zabierze Cię z punktu A do B poprzez morze innych podpunktów, każdy popychający fabułę wyłącznie w jednym kierunku. „Wieki Światła” przypominają prawdziwe życie, w swojej powolnej, melancholijnej narracji autor ukazuje nam świat w formie mozaiki zdarzeń, doświadczeń oraz ludzi których spotykamy na swojej drodze. Te wszystkie elementy kształtują naszą osobowość i system wartości, tak jak w tej powieści poszczególne sceny składają się na portret Roberta Borrowsa – od jego dzieciństwa w Bracebridge, poprzez życie na granicy marginesu społecznego w Londynie, aż po wizyty na salonach – ukazują one ewolucję w jego sposobie rozumienia świata (patrz: cytat wyjściowy),istoty rewolucji i tego, co należy zrobić, aby wprowadzić świat w ramiona Nowego Wieku. Z czasem zdaje sobie sprawę, że system cechowy jest większy i silniejszy niż jego możnowładcy. Nie wystarczy pozbyć się kilku ludzi, gdyż po chwili ich miejsce zajmą następcy. To nie z burżuazją musi walczyć, a z systemem cechowym opartym na eterze i pieniądzu, systemem, który jednych wyklucza ze społeczeństwa (odmieńcy, partacze),a innych zmusza do pracy za marne grosze, napełniających kabzy bogatej arystokracji. Macleod w swojej powieści pięknie przedstawił konsekwencje płynące z rewolucji, jej nieprzewidywalność skutków i fakt, że o ile wiele rzeczy się zmienia, to jednak wiele rzeczy wydaje się pozostawiać bez zmian.

Ostatnią rzeczy z serii „co przyczyniło się do pełnego odbioru tej książki?” jest pewnego rodzaju świadomość społeczna. Cóż mógł wiedzieć 15-latek o niepokojach społecznych, rewolucji, walce o prawa pracownicze, nie interesujący się nigdy przeszłością czy polityką? Ot zwykłe hasełka w książce od historii – zrozumiałe, ale pozbawione szerszego kontekstu, materii. Wraz z nabytym doświadczeniem, wiedzą i lepszym poznaniem świata dostrzeganie pewnych paraleli względem rzeczywistości, tematów które podejmuje książka, nadają opowieści pewien uniwersalny charakter, a wydarzenia opisywane na kartach powieści oddziaływają emocjonalnie na poziomie „jest to historia o nas, o ludzkości, opowiedziana w fantastycznym świecie, a eter jest symbolem polityczno-gospodarczego uzależnienia”.

Te trzy punkty są powodem, dla których uważam tą książkę za arcydzieło. Fabularnie, językowo, realizatorsko, książka wysłała mnie w świat, którego nie chciałem porzucić. Egzystowałem w nim tak głęboko jak eter wypełniał wszelki gałęzie przemysłu. Nie bez powodu na odwrocie okładki nie jest napisane nic konkretnego, ponieważ tą książkę się odczuwa wszystkimi zmysłami, a jednym sposobem na opowiedzenie o niej jest po prostu jej przeczytanie, wejście w skórę głównego bohatera, który stał mi się tak bliski, a język powieści zrobi resztę. Polecam ludziom spragnionym pięknej prozy i ezoterycznego, wiktoriańskiego klimatu.

„Fantastyka nie służy tu ucieczce od rzeczywistości, to forma nadrealizmu” – Jacek Dukaj.

„-Powąchaj, Robbie. Tak pachnie bogactwo. To jest władza. To są pieniądze…
Ująłem obszyty cekinami rękaw i powąchałem. Najwyraźniej źle wybrałem, bo poczułem tylko skwaśniałe wino, pot, stare perfumy i tytoń”

Po 10-latach od lektury „Wieków Światła” postanowiłem ponownie przeczytać tą powieść, w konsekwencji aktualizując moją pierwotną ocenę z 6 na 10. Co się zmieniło? Co...

więcej Pokaż mimo to

avatar
544
262

Na półkach: , , ,

"Bywają jednak w życiu takie rzadkie chwile, kiedy szczęście przepływa koło ciebie tak gładko, że niemal go nie zauważasz i nie myślisz, że się kiedyś skończy."

"Bywają jednak w życiu takie rzadkie chwile, kiedy szczęście przepływa koło ciebie tak gładko, że niemal go nie zauważasz i nie myślisz, że się kiedyś skończy."

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    1 081
  • Przeczytane
    540
  • Posiadam
    254
  • Uczta Wyobraźni
    67
  • Fantastyka
    46
  • Ulubione
    32
  • Teraz czytam
    19
  • Uczta wyobraźni
    11
  • Fantasy
    11
  • Steampunk
    9

Cytaty

Więcej
Ian R. MacLeod Wieki światła Zobacz więcej
Ian R. MacLeod Wieki światła Zobacz więcej
Ian R. MacLeod Wieki światła Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także