Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater

Okładka książki Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater Kurt Vonnegut
Okładka książki Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater
Kurt Vonnegut Wydawnictwo: Da Capo Seria: Dzieła Wybrane (Kurt Vonnegut) literatura piękna
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Dzieła Wybrane (Kurt Vonnegut)
Tytuł oryginału:
God Bless You, Mr. Rosewater
Wydawnictwo:
Da Capo
Data wydania:
1999-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1999-01-01
Język:
polski
ISBN:
8371572948
Tłumacz:
Lech Jęczmyk
Średnia ocen

6,9 6,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Zlituj się nad czytelnikiem. Zasady twórczego pisania Suzanne McConnell, Kurt Vonnegut
Ocena 6,6
Zlituj się nad... Suzanne McConnell, ...
Okładka książki Rzeźnia numer pięć, czyli krucjata dziecięca Albert Monteys, Ryan North, Kurt Vonnegut
Ocena 7,7
Rzeźnia numer ... Albert Monteys, Rya...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,9 / 10
8 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
85
85

Na półkach: ,

Jeden z tych bardziej smutnych niż śmiesznych "Vonnegutów". Niezwykle przenikliwa opowieść o porządkach tego świata. Świata podzielonego na biednych i bogatych. Świata, w którym już dawno nie ma dobrych i złych. Świata, który trzeba byłoby jakoś naprawić, ale czy ktoś wie jak?

Jeden z tych bardziej smutnych niż śmiesznych "Vonnegutów". Niezwykle przenikliwa opowieść o porządkach tego świata. Świata podzielonego na biednych i bogatych. Świata, w którym już dawno nie ma dobrych i złych. Świata, który trzeba byłoby jakoś naprawić, ale czy ktoś wie jak?

Pokaż mimo to

avatar
389
185

Na półkach:

Lubię Vonneguta, ale ta pozycja całkowicie mi nie podeszła - miałem wrażenie, że pisana bez ładu i składu, dużo przemyśleń filozoficznych, ale brak jakiejś konkretnej fabuły, skakanie ciągle między postaciami, niejasne powiązania itp. Generalnie krytyka kapitalizmu, ale też jak na Vonneguta to mało zabawna powieść.

Lubię Vonneguta, ale ta pozycja całkowicie mi nie podeszła - miałem wrażenie, że pisana bez ładu i składu, dużo przemyśleń filozoficznych, ale brak jakiejś konkretnej fabuły, skakanie ciągle między postaciami, niejasne powiązania itp. Generalnie krytyka kapitalizmu, ale też jak na Vonneguta to mało zabawna powieść.

Pokaż mimo to

avatar
2339
2336

Na półkach: ,

Dziwna książka. Zdaniem recenzentów miała być najzabawniejszą z plejady napisanych przez Kurta Vonneguta, jednak mnie jakoś specjalnie nie rozbawiła. A przecież znamy się z autorem nie od dziś. I cenię sobie jego powieści. Może nie miałam właściwego nastroju. A może upływ czasu sprawił, że nie wszystkie aluzje były dla mnie czytelne. Może problemy mamy ciut inne. Bo czyż milioner filantrop jest naprawdę takim dziwadłem? I czy rzeczywiście można nabawić się choroby psychicznej, jeżeli przebywamy w towarzystwie hojnego, przejmującego się dolą bliźnich człowieka? Nie wiem. Przeczytałam, a właściwie przerzuciłam, przychylnym okiem spoglądając na niektóre kartki. Raczej nie odważę się polecać.

Dziwna książka. Zdaniem recenzentów miała być najzabawniejszą z plejady napisanych przez Kurta Vonneguta, jednak mnie jakoś specjalnie nie rozbawiła. A przecież znamy się z autorem nie od dziś. I cenię sobie jego powieści. Może nie miałam właściwego nastroju. A może upływ czasu sprawił, że nie wszystkie aluzje były dla mnie czytelne. Może problemy mamy ciut inne. Bo czyż...

więcej Pokaż mimo to

avatar
465
380

Na półkach:

Niech Pana Bóg błogosławi, Panie Rosewater! Przypomniał Pan, że pieniądze szczęścia nie dają, w co nadal trudno uwierzyć, bo wciąż przesiąka Nas pęd za kasą. W końcu „hajs musi się zgadzać” lub „szmalem należy obracać”. Jak Cię widzą, tak Cię piszą albo mówią, a nawet złorzeczą, czym raczej się nie przejmujemy, bo opinia innych nie ma znaczenia. O tym, co myślą i dlaczego Kurt Vonnegut przyjrzał się w swojej kolejnej książce, w której zaproponował czytelnikowi uniwersalną w przesłaniu, choć utrzymaną w formie gatunkowego twista, opowieść o zepsuciu pieniędzmi, gdzie bycie bez grosza bywa o wiele większym skandalem niż zdrady małżeńskie lub polityczne rozłamy. Eliot Rosewater jako prezes hermetycznej Fundacji Rosewatera wywraca do góry nogami świat własnej rodziny, co okaże się dla niego brzemienne w skutkach. Kurt Vonnegut po mistrzowsku żongluje zwrotami akcji, utrzymuje całość powieści na granicy nonsensu i niedowierzania, bo jak inaczej uzmysłowić odbiorcy, że w majątku tkwi słabość człowieka. Szelest banknotu lub brzdęk monety uruchamiają w nim najbardziej plugawe cechy charakteru, nie wyłączając pazerności, rozrzutności, poczucia wyższości, czy w końcu żądzy nieograniczonej władzy. W pewnym sensie nosicielem tych wszystkich niegodziwości staje się Eliot, który w nadziei na zerwanie z wizerunkiem marnotrawcy albo, jak kto woli, homo ludens, przeobraża się w samozwańczego cudotwórcę, magicznego lekarza, przedsiębiorcę z nieznanym zapleczem gospodarczym albo irytującego coacha. Do tego wszystkiego dochodzi wścibski prawnik i jego staranny plan zawłaszczenia fortuny rodziny Rosewater, co w kapitalnej powieści Kurta Vonneguta urasta do rangi absurdu, bo zamiast szpiegowskiej intrygi, otrzymujemy zabawę w kotka i myszkę, tyle że do samego końca nie wiadomo, kto jako pierwszy rzucił hasłem: catch me if you can!

Niech Pana Bóg błogosławi, Panie Rosewater! Przypomniał Pan, że pieniądze szczęścia nie dają, w co nadal trudno uwierzyć, bo wciąż przesiąka Nas pęd za kasą. W końcu „hajs musi się zgadzać” lub „szmalem należy obracać”. Jak Cię widzą, tak Cię piszą albo mówią, a nawet złorzeczą, czym raczej się nie przejmujemy, bo opinia innych nie ma znaczenia. O tym, co myślą i dlaczego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1428
1039

Na półkach:

https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/03/niech-pana-bog-bogosawi-panie-rosewater.html


NIEDZIELA,
6
MARCA
„NIECH PANA BÓG BŁOGOSŁAWI, PANIE ROSEWATER” - KURT VONNEGUT


Jest forma.

Kolejna książka Kurta Vonneguta od wydawnictwa Zysk i s-ka. Kolejna pozycja, która opowiada o świecie rządzonym przez mamonę. Kolejna lektura, która jest tak prawdziwa, że aż boli. O czym jest „Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater”?

Eliot Rosewater jest prezesem Fundacji Rosewater, która każdego roku zarabia krocie. Mężczyzna nawet topiąc swoje wątpliwości w alkoholu, nie jest w stanie unieść ciężaru fortuny, którą posiada dzięki fundacji. Pewnego dnia Eliot wpada w obłęd i postanawia wyruszyć na pijacką pielgrzymkę po całym kraju, aby na sam jej koniec wrócić do rodzinnego miasteczka i tam zacząć pomagać ludziom w ich codziennych obowiązkach. Ale jak to zwykle bywa, jak są pieniądze, a szczególnie duże, pojawiają się też ludzie, którzy chcą z nich ograbić. Prawnik Norman Mushari postanawia ograbić Eliota z fortuny, którą ten posiada. Mężczyzna chce pieniądze, aby dostać się na listę najbogatszych ludzi Ameryki.
Eliot zaczyna zauważać zależność. Ci ludzie, którzy mają pieniądze, wolą poznać życie bez nich, a ci, którym ich brakuje pragną dostać je za każdą cenę.
Jedno jest pewne, pieniądze rządzą tym światem.

Kurt Vonnegut nie wychodzi z mody. Tak samo jak jego książki. „Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater” to kolejna pozycja, która dalej jest prawdziwa, nawet tyle lat po jej napisaniu.
I ta ponadczasowość to chyba jedna z najlepszych rzeczy, jakie można otrzymać w książkach.

Eliot Rosewater postanawia rzucić życie w bogactwie i udać się na wycieczkę po świecie, aby zobaczyć, jak inni, nie mający takiej fortuny na koncie dają sobie radę w codziennym życiu. Szybko okazuje się, że pieniądze są bardzo ważnym aspektem ludzkiej natury, a co gorsza rządzą nami, jak im się żywnie podoba. Rosewater wpada na pomysł bycia Robin Hoodem, jednak jego pomoc, nie jest nagła i nieprzemyślana. Mężczyzna ma plan na pomoc tym najbardziej potrzebującym. Kiedy pieniądze przestają docierać rozpoczyna się nienawiść i zazdrość. Szybko okazuje się, że ludzie udają, że cię lubią, jeżeli widzą sens przyjaźni z tobą i mają w tym prywatny interes.

Nie da się ukryć, że przez „Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater” Vonnegut pokazuje zepsucie świata i ludzi. Ponownie zderzamy się ze ścianą, tym razem zbudowaną z pieniędzy. Autor świadomie porusza temat wartości papierków, którymi posługujemy się na co dzień i ukazuje, że światem rządzi pieniądz.
Masz miliony na koncie? Możesz wszystko. Nie masz nic na koncie? Jesteś nikim. Ot, taka prosta zależność.

Muszę przyznać, że czytanie tej pozycji, choć było brutalnie prawdziwe, było też przyjemnością. Vonnegut od dawna jest na liście autorów, których książki chce nadrobić, zatem kiedy wydawnictwo Zysk i s-ka w zapowiedziach umieszcza kolejne pozycje autora wiem, że będę miała co czytać.

Po raz kolejny nie zwiodłam się. Kurt Vonnegut zabrał mnie w podróż do świata, który jest aż za bardzo podobny do tego rzeczywistego. „Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater” to pozycja, która skłania do refleksji i pokazuje, jak wyglądał świat, kiedy Vonnegut pisał tę książkę i... co gorsza, że nic się w nim nie zmieniło. Ta pozycja, chyba jeszcze nigdy nie była tak aktualna, jak jest teraz. I chyba ta ponadczasowość jest zarówno jej wielkim plusem, jak i minusem.

https://podrugiejstronieokladki6.blogspot.com/2022/03/niech-pana-bog-bogosawi-panie-rosewater.html


NIEDZIELA,
6
MARCA
„NIECH PANA BÓG BŁOGOSŁAWI, PANIE ROSEWATER” - KURT VONNEGUT


Jest forma.

Kolejna książka Kurta Vonneguta od wydawnictwa Zysk i s-ka. Kolejna pozycja, która opowiada o świecie rządzonym przez mamonę. Kolejna lektura, która jest tak prawdziwa, że aż boli....

więcej Pokaż mimo to

avatar
148
148

Na półkach: , , , ,

Byłbym za tym, aby kilka Vonnegutowskich pozycji znalazło się w kanonie lektur szkolnych, gdyby nie pewien paradoks wynikły z tegoż przedsięwzięcia. Mianowicie, Kurt Vonnegut to jeden z tych autorów, u których ukazywanie nagiej ludzkiej głupoty w świetle dziennym przy olbrzymiej publiczności stało się i przyjemnością i pośrednim sposobem na zarobek. Gdyby nie ludzka głupota, ów pisarz posiadając niewątpliwie odpowiednie pisarskie narzędzia, nie miałby czego siać w literaturze, a co za tym idzie – zbierać pysznych, soczystych owoców swojej pracy. Na powiększenie kanonu lektur omawianych w szkolnych ławkach o dzieła Kurta jest już niestety za późno. Społeczeństwo jest za głupie, aby autorskie treści dotarły do mózgownic, a zupełnie już nie ma żadnych szans na to, aby były zrozumiane. Wobec tego, gdyby głupota ludzka nigdy nie istniała, Vonnegut nie miałby czego w błyskotliwy sposób wyśmiewać. Musiała zatem istnieć i bardzo dobrze się rozwijać, na niekorzyść świata, ale z korzyścią dla samego autora. Gdyby więc przenieść się troszkę w czasie we wstecznym kierunku i dać ludziom do poczytania kilka jego pozycji, w obecnych czasach moglibyśmy liczyć na ciut mądrzejszą cywilizację, ale… treść owych książek stałaby się bezsensowna, ponieważ wyśmiewałaby zjawiska, których albo nie ma, albo nie są jakoś bardzo powszechne. Dochodzę więc do zupełnie absurdalnego wniosku i nie sądziłem nigdy, że kiedykolwiek wypowiem, bądź napiszę następujące zdanie… ale, głupoto ludzka! Niech Cię Bóg błogosławi. (tylko w tym jednym maluczkim przypadku).

Kocham twórczość Vonneguta za to, że z idealnie gładkiej powierzchni potrafi ironią, groteską, kunsztem literackim oraz precyzją wyfałdować doliny i góry. I to praktycznie z każdej płaszczyzny. Fakt rzeźbienia w procesie twórczym z masy wspomnianej przeze mnie kilkukrotnie ludzkiej głupoty może stać się nudny, kiedy zdamy sobie sprawę, że przewija się to w praktycznie każdej jego powieści, lecz nie dla mnie.

Niech Pana Bóg błogosławi, Panie Rosewater to pozycja dość krótka, w myśl objętości i niezbyt rozległa wątkowo, choć stanowi punkt wyjścia do dywagacji na temat pieniądza. Pieniądz gra tu pierwsze skrzypce. Za pieniądzem ludzie gonili odkąd go sami wynaleźli, gonią i gonić będą. Pieniądze kryły się za wieloma morderstwami i doprowadzały do upadku wielkich mocarstw. Kiedyś ludzie potrafili wymieniać się umiejętnościami. Ja Ci zrobię ogień, ale Ty mi dasz jaskinię. Dziś ludzie za pieniądze kupują… pieniądze. Za pieniądze można kupić wolność, albo pozbawić jej kogoś innego. Kult pieniądza stał się bardziej powszechny niż jakakolwiek religia. Znam wielu ludzi, którzy uważają, że Bóg do życia nie jest im potrzebny, ale nie znam nikogo, kto to samo myśli o pieniądzu. Skoro zatem pieniądz łączy ponad 8 miliardów ludzi na świecie, dlaczego tak bardzo ich przy tym jednocześnie dzieli?

Elliot Rosewater jest na tyle bogaty, że gdyby miał w planach konsekwentne powiększanie swojego majątku, na przestrzeni kilkunastu/kilkudziesięciu lat mógłby śmiało kupczyć planetami. Jedną bowiem – Ziemię miałby już na własność. Nasz bohater ma natomiast plany z goła inne… chce ów majątek rozdać! Ot tak! Pod wpływem zwykłego kaprysu. Postać Elliota to czysta fikcja literacka. Nie ma na świecie nikogo, kto przy tak potężnym bogactwie powiększanym od kilku pokoleń, nie starałby się zachować ciągłości tego procesu. Tak to już działa, że dopóki masz mało, starasz się gospodarnie tym zarządzać, aby nie mieć mniej. Kiedy jednak zaczynasz się wzbogacać, przekładasz non stop poprzeczkę wyżej i wyżej, ponieważ chcesz ciągle więcej i więcej. To naturalne, choć od pewnego momentu może się stać niebezpieczne. Chcesz najpierw zapewnić dobrobyt sobie, potem swoim potomkom i liczysz na to, że Twoi następcy przejmując pałeczkę będą kierować się tym samym. Wyobraźcie sobie zatem jak wielkie zdziwienie wywołuje taki Elliot, który życiu w luksusie nagle mówi stop! Wyrusza na ostatni trip dookoła świata wraz ze swoim jedynym ukochanym przyjacielem – alkoholem, następnie osiada w małej klitce w rodzinnym mieście i trwoni dziadowską i ojcowską „krwawicę” z Fundacji Rosewaterów na potrzeby lokalnych mieszkańców. Wydawałoby się, że Elliot Rosewater to taki podrasowany Robin Hood, który rozdaje biednym, a zabiera sobie.

Wstrzymajmy się jednak z osądami. Trudno się nie zgodzić z faktem, iż taka postawa jest niewątpliwie szlachetna. Innego jednak zdania jest rodzina i znajomi naszego bogacza. Posiadacz serca, które być może nie było takie od początku, a stało się dobre dopiero pod wpływem nerwowego załamania jest coraz bardziej wykorzystywany przez lokalną swołocz. Pojawia się więc w głowie czytelnika pytanie: czy Elliot Rosewater jest głupi, ponieważ rozdaje majątek pod wpływem kaprysu? Czy jest głupi, ponieważ daje się wykorzystywać społeczeństwu liczącemu na darmową pomoc materialną? Wydaje mi się, że głównym zamysłem milionera było wyposażenie ludzi w wędki. Znalazła się natomiast rzesza ludzi, którzy leniwie pragną ryb. I przypomina mi to poniekąd obecne rządy państwa, w którym się urodziłem… Po co się starać i tyrać w robocie, skoro państwo da nam wszystko, czego potrzebujemy? Omamieni głupotą nie widzimy jednak tego, że utrzymujemy się w ten sposób sami, a pieniądze, które pchamy do swojej lewej kieszeni to te same pieniądze, które wspaniałomyślni rządziciele wyciągnęli nam przed chwilą z prawej.

Niech Cię Bóg błogosławi, Panie Vonnegut!

Byłbym za tym, aby kilka Vonnegutowskich pozycji znalazło się w kanonie lektur szkolnych, gdyby nie pewien paradoks wynikły z tegoż przedsięwzięcia. Mianowicie, Kurt Vonnegut to jeden z tych autorów, u których ukazywanie nagiej ludzkiej głupoty w świetle dziennym przy olbrzymiej publiczności stało się i przyjemnością i pośrednim sposobem na zarobek. Gdyby nie ludzka...

więcej Pokaż mimo to

avatar
43
15

Na półkach:

Trafiła do mnie w mniejszym stopniu niż inne od KV ale nadal jest to książka pełna treści. Czy można być całkowicie wolnym w świecie uzależnionym od pieniądza, oraz w jakim stopniu pieniądze są w stanie rzeczywiście pomagać tym którzy ich nie mają? Do zadawania sobie takich pytań sprowokowała mnie lektura, oraz oczywiście krytyka materializmu ubrana w satyrę typową dla KV.

Trafiła do mnie w mniejszym stopniu niż inne od KV ale nadal jest to książka pełna treści. Czy można być całkowicie wolnym w świecie uzależnionym od pieniądza, oraz w jakim stopniu pieniądze są w stanie rzeczywiście pomagać tym którzy ich nie mają? Do zadawania sobie takich pytań sprowokowała mnie lektura, oraz oczywiście krytyka materializmu ubrana w satyrę typową dla KV.

Pokaż mimo to

avatar
836
734

Na półkach:

Bogacze często zakładają fundacje mające pomagać. Czy wynika to faktycznej chęci pomocy, a może tylko PR'u, albo okazji do uzyskania większych profitów pieniężnych np. ulg podatkowych. Eliot Rosewater chciał pomagać. Chciał przekształcić odziedziczony majątek w coś dobrego.

„Zrezygnował pan ze wszystkiego, za czym inni gonią, po to tylko, aby pomagać maluczkim, i ci maluczcy wiedzą o tym. Niech pana Bóg błogosławi panie Rosewater.”[1] Ci, którzy uzyskali wsparcie są wniebowzięci, jednak postawa Eliota nie spotyka się z akceptacją rodziny i bogatych środowisk. Czy mężczyzna jest szalony ponieważ zrezygnował z pieniędzy ?

Kurt Vonnegut w satyrycznej odsłonie. Czytelnicy lubią kiedy satyra jest śmieszna. Kiedy autor przekształca gorzkie sprawy w żart, bawi ich słowem i sytuacją. Ta książka taka nie jest. Tym razem pisarz zamiast „nabijać się” z przywar tego świata, próbuje zamydlić czytelnikowi oczy, aby zastanowił się nad tym co społecznie akceptowalne.

Ogólne założenie powieści już znacie. Dziedzic wielkiej fortuny postanawia z niej zrezygnować i poświęcić się działalności charytatywnej. Eliot zostaje przedstawiony jako alkoholik, wariat, człowiek niespełna rozumu. Pieniądz ma się pomnażać, a nie rozdawać. Osoby walczące o uczciwą płacę nazywane są wyzyskiwaczami i trudno im coś zdziałać bo bezrobocie szaleje. To pracodawca dyktuje warunki. I tak sobie czytelniku wędrujesz przez tę powieść akceptując wartości, którymi kierują się jej bohaterowie. Dopiero po X stronach dociera do ciebie, że coś tu jest nie tak, że moralność i niemoralność została odwrócona do góry nogami.

Kurt Vonnegut jak zawsze wyjątkowo przenikliwie analizuje świat i rządzące nim mechanizmy. Czy faktycznie tajemnicą poliszynela jest, że biedacy to też ludzie?[2] Czy pieniądz i hipokryzja zdominowały świat? Wreszcie, czy ty – drogi czytelniku – masz otwarte czy zamknięte oczy? Czy nie „zachorowałeś” na znieczulicę?

[1] Kurt Vonnegut, "Niech pana Bóg błogosławi panie Rosewater", przeł. Lech Jęczmyk, wyd. Zysk i s-ka, Poznań 2021, s. 81.
[2] Nawiązanie do słów jednej z bohaterek: Tamże, s. 72.

Bogacze często zakładają fundacje mające pomagać. Czy wynika to faktycznej chęci pomocy, a może tylko PR'u, albo okazji do uzyskania większych profitów pieniężnych np. ulg podatkowych. Eliot Rosewater chciał pomagać. Chciał przekształcić odziedziczony majątek w coś dobrego.

„Zrezygnował pan ze wszystkiego, za czym inni gonią, po to tylko, aby pomagać maluczkim, i ci...

więcej Pokaż mimo to

avatar
690
430

Na półkach: ,

Piszą o tej książce, że to satyra na kapitalizm... A to nieprawda, w książce o przydługim tytule mamy opisany kapitalizm po prostu. W Polsce może trochę inaczej to działa, mieliśmy przez 50 lat najlepszy możliwy ustrój, więc niewiele jest "starych pieniędzy", ale takich senatorów Rosewaterów mamy i dziś, nie tylko w Stanach.

Z tzw. kultowych tekstów, mamy słowa wypowiedziane przez Eliota, podczas chrztu pewnych bliźniaków. Przeklejam po angielsku, bo nie chce mi się przepisywać.

"Hello, babies. Welcome to Earth. It’s hot in the summer and cold in the winter. It’s round and wet and crowded. At the outside, babies, you’ve got about a hundred years here. There’s only one rule that I know of, babies — God damn it, you’ve got to be kind."

Ale warto przeczytać, po polsku, Lech Jęczmyk, wiadomo.

Piszą o tej książce, że to satyra na kapitalizm... A to nieprawda, w książce o przydługim tytule mamy opisany kapitalizm po prostu. W Polsce może trochę inaczej to działa, mieliśmy przez 50 lat najlepszy możliwy ustrój, więc niewiele jest "starych pieniędzy", ale takich senatorów Rosewaterów mamy i dziś, nie tylko w Stanach.

Z tzw. kultowych tekstów, mamy słowa...

więcej Pokaż mimo to

avatar
497
258

Na półkach:

Przepyszny absurd i satyra na wszystko. "Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater" to książka, którą można by wałkować godzinami i dalej byłoby mało.

Satyry tego typu mają to do siebie, że można je rozpatrywać dwojako - z jednej strony to mocno abstrakcyjna rozrywka, szalona historia o wielkich pieniądzach i podniosłych ideach w zestawieniu z brutalną rzeczywistością. Z drugiej jest tu mnóstwo treści, nad którą można łamać sobie głowę i doszukiwać się mniej lub bardziej ukrytych znaczeń. Omawiając "Niech pana Bóg błogosławi" trochę korci, by doszukiwać się wszędzie drugiego dna, dywagować nad ogólnym wydźwiękiem powieści i próbować rozparcelować każdą scenę. Tylko… wydaje się to nie na miejscu. Jasne, gdyby omawiać książkę Vonneguta w szkole czy na studiach to pewnie katowalibyśmy ją przez dobry miesiąc, ale po co? Doszukiwanie się na siłę znaczeń, nawet jeśli wielce prawdopodobnych i zapewne dobrze odczytanych w powieści, która tak fantastycznie operuje absurdem zakrawa na świętokradztwo. Sens i wnioski płynące z lektury dla każdego będą uzależnione od jego aktualnego miejsca w życiu, poglądów i przeszłych doświadczeń - wydaje mi się, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.

"Niech pana Bóg błogosławi" to powieść krótka, niespełna dwieście pięćdziesiąt stron, a z racji dynamicznej, nieco poszatkowanej akcji kartki płyną między palcami jak woda. Rozwodzenie się nad budową postaci czy rytmem dialogów jest nonsensowne - pełnią one tutaj bardzo konkretną rolę nośników konceptu i nie wychodzą poza te ramy. Oczywiście warto zwrócić uwagę na aspekt komediowy - humor jest wszechobecny, chociaż dość specyficzny i raczej nie zawsze przystępny. Zabawne są zwłaszcza nawiązania do innych powieści autora i do jego osoby.

Książka Vonneguta nie jest może literaturą, która przypadnie do gustu wszystkim, ale definitywnie jest czymś, co warto znać. Osobiście bawiłem się świetnie i sporo z treści "Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater" zostanie ze mną na jakiś czas.

https://www.facebook.com/gniazdoszeptunow

Przepyszny absurd i satyra na wszystko. "Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater" to książka, którą można by wałkować godzinami i dalej byłoby mało.

Satyry tego typu mają to do siebie, że można je rozpatrywać dwojako - z jednej strony to mocno abstrakcyjna rozrywka, szalona historia o wielkich pieniądzach i podniosłych ideach w zestawieniu z brutalną rzeczywistością. Z...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    860
  • Chcę przeczytać
    454
  • Posiadam
    157
  • Ulubione
    22
  • Chcę w prezencie
    10
  • 2013
    5
  • 2011
    5
  • 2021
    5
  • 2022
    5
  • Literatura amerykańska
    5

Cytaty

Więcej
Kurt Vonnegut Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater Zobacz więcej
Kurt Vonnegut Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater Zobacz więcej
Kurt Vonnegut Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także