Równoleżnik zero

Okładka książki Równoleżnik zero Olgierd Budrewicz
Okładka książki Równoleżnik zero
Olgierd Budrewicz Wydawnictwo: Wydawnictwo Iskry reportaż
248 str. 4 godz. 8 min.
Kategoria:
reportaż
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Iskry
Data wydania:
1967-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1967-01-01
Liczba stron:
248
Czas czytania
4 godz. 8 min.
Język:
polski
Tagi:
Afryka reportaż Równik
Średnia ocen

8,5 8,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,5 / 10
2 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1353
553

Na półkach:

Olgierd Budrewicz to absolwent V LO w Warszawie, dziennikarz, reportażysta, varsavianista i podróżnik. Uczestniczył w Powstaniu Warszawskim, po wojnie zaś pracował m.in. w Słowie Powszechnym, Przekroju, Stolicy czy Przeglądzie Kulturalnym. Sporo podróżował – i to nie tylko po Europie. Odwiedził obie Ameryki, Afrykę, Azję, napisał ciekawą książkę o Tokio i zaskakującą o mieszkających w Australii Polakach. W Równoleżniku zero zajął się Kongami: Brazzaville i Leopoldville, zaglądając też na chwilę do Rwandy-Burundi.

Posługuję się tu starymi nazwami, bo też Budrewicz odwiedził te miejsca na początku lat 60. Bardzo dawno temu. Stąd zobaczył świat inny niż ten, który dziś możemy zobaczyć. Postkolonialny. Mocno podzielony pomiędzy czarnych i białych. Obie społeczności niby próbują ze sobą współpracować, a jednocześnie są sobie niechętne. Chwilami nieufne wobec siebie. Biali z reguły przyjeżdżali do Afryki w interesach. Widzieli tu możliwość łatwego i szybkiego zarobku. Wywozili surowce naturalne, ale też skóry zwierząt w ilościach hurtowych. Czarni często wiedli nudne i puste życie, choć jednocześnie w dżungli to oni królowali. Wyprawa z grupką pigmejów-babingów unaoczniła Budrewiczowi, jak bardzo są bezradni biali ludzie w kontakcie z naturą. Jak słabi i nieprzygotowani w porównaniu do miejscowych.

W książce jest trochę ówczesnej polityki, próby naświetlenia sposobu myślenia ówczesnych władz, modelu gospodarczego, który próbowano usankcjonować. Znacznie więcej tu Stanisława Hempla, wybitnego polskiego myśliwego, któremu autor towarzyszył w jednej z wypraw i zdołał się nawet z nim zaprzyjaźnić. Sporo też obrazów, których już nie ma w turystycznej części Afryki, prowizorycznych lotnisk, rozpadających się lepianek, starych metod funkcjonowania, zagrożeń czyhających w dżunglii. Budrewicz sprawnie je opisuje, ale niewiele miejsca poświęca czarnym. Bohaterami Równoleżnika zero wydają się głównie ludzie biali, a rdzenni mieszkańcy pełnią rolę atrakcji. Kogoś, kogo podgląda się z zachwytem, ale się z nim nie rozmawia.

I jeszcze jedno. To nie jest porywająca książka pełna zwrotów akcji, niesamowitych przygód i zaskakujących opisów. Budrewicz już na wstępie zaznacza, że byłoby to zafałszowanie. I że owszem, wydawane wówczas książki podróżnicze prześcigały się w prezentowaniu atrakcji, tymczasem codzienność w Afryce była… nudna. Upał i wilgotność robiły swoje; ludzie często ruszali się jak muchy w smole, nigdzie się nie spieszyli. I ta książka też nigdzie się nie spieszy. Niektórych czytelników może to rozczarować…

Więcej recenzji:
https://zdalaodpolityki.pl/category/ksiazka/
Zapraszam do współpracy autorów i wydawców!

Olgierd Budrewicz to absolwent V LO w Warszawie, dziennikarz, reportażysta, varsavianista i podróżnik. Uczestniczył w Powstaniu Warszawskim, po wojnie zaś pracował m.in. w Słowie Powszechnym, Przekroju, Stolicy czy Przeglądzie Kulturalnym. Sporo podróżował – i to nie tylko po Europie. Odwiedził obie Ameryki, Afrykę, Azję, napisał ciekawą książkę o Tokio i zaskakującą o...

więcej Pokaż mimo to

avatar
115
15

Na półkach:

Historia z odwiedzin Afryki w czasach kiedy była ona dużo dziksza niż jest dziś. Fajnie się czyta z perspektywy lat które minęły od czasu kiedy autor tam był.

Historia z odwiedzin Afryki w czasach kiedy była ona dużo dziksza niż jest dziś. Fajnie się czyta z perspektywy lat które minęły od czasu kiedy autor tam był.

Pokaż mimo to

avatar
1753
1752

Na półkach:

Lecąc samolotem z Mombasy do Dar es Salaam, zauważyłam w dłoniach jednego z pasażerów "Heban" Ryszarda Kapuścińskiego w wydaniu obcojęzycznym, sądząc po braku polskich znaków diakrytycznych w nazwisku. Poczułam dumę, tym uczuciem patriotyzmu pojawiającym się na obczyźnie. Chciało mi się krzyczeć, że to mój rodak i że ja również przed podróżą na afrykański kontynent jestem świeżo po jej lekturze. Wówczas, w moim odczuciu, byłam solidnie do wyjazdu przygotowana.
Z perspektywy czasu wiem, że opieranie wiedzy tylko na najnowszej literaturze podróżniczej, przewodnikowej czy reporterskiej było błędem. To tak, jakbym chciała cudzoziemcowi wytłumaczyć zjawisko polskiej fantazji ułańskiej, polecając książkę "Co z tą Polską?" Tomasza Lisa. Teraz już wiem, że aby spróbować zrozumieć (podobno do końca nie można nigdy – to opinia obcokrajowców mieszkających tam od kilkunastu i więcej lat) obcą kulturę i ludzi ją tworzących, diametralnie różniącą się od tej, w której wyrosłam, muszę sięgnąć również po tytuły wydane dziesięć, trzydzieści, a nawet pięćdziesiąt lat temu. Zwłaszcza, że wydawnictwa wznawiają pierwsze wydania książek podróżniczych i nie muszę poszukiwać ich w bibliotekach ze skutkiem trudnym do przewidzenia. Niedawno czytałam "Wyprawę do Chiwy" Fredericka Burnaby’ego w serii "Podróże Retro", a teraz otrzymałam wznowienie książki wydanej po raz pierwszy w latach sześćdziesiątych w nowej serii.
I co ważne, książka pomimo upływu kilkudziesięciu lat, poza opisami sytuacji polityczno-gospodarczej, zachowała wiele nadal aktualnych informacji. Zwłaszcza tych z zakresu ludzkiej mentalności, która transformacjom poddaje się najwolniej. Autor zanim wprowadził mnie w świat dwóch krajów kongijskich (dawniej Brazzaville i Leopoldville) oraz Rwandy i Burundi, których położenie geograficzne na mapie umieszczono, dla mojej wygody orientacji, na wyklejce, przestrzegł – "Książki podróżnicze z tak zwanych krajów egzotycznych kłamią często nie dlatego, że podają rzeczy nieprawdziwe, lecz że koncentrują na swych kartach fakty i obrazy sensacyjne, kolorowe, atrakcyjne, podczas gdy codzienność tych rejonów świata wywatowana jest monotonią, nudą, pustką, niejako jedną i tą samą melodią." Nakazał wyrzucić europejski pryzmat postrzegania, pozbyć się „matowej szyby cywilizacji” i przyjąć afrykańską miarę rzeczy i problemów. Od siebie dodałabym wykreślenie ze słownika pojęcia „dziwny”, świadczący tylko o niedoinformowaniu oceniającego i zastąpienie go słowami: inny, specyficzny, charakterystyczny.
Tak wyposażona weszłam w przeszłość, której echa i następstwa ówczesnej polityki, obserwuję do dzisiaj w doniesieniach informacyjnych. Nadal trwają walki plemienne między Hutu i Tutsi. Nadal korupcja i łapownictwo, mające swoje źródło w tradycji Afrykańczyków, o których czytałam w tegorocznym wydaniu angolańskiej powieści "Tajny agent Jaime Bunda", "są klęską kraju, kłodą na drodze jego stabilizacji i rozwoju". Nadal trwa współzawodnictwo o wpływy. Dawniej ideologiczne między blokami państw komunistycznych i kapitalistycznych, a teraz o bogate i rzadkie zasoby naturalne między najzamożniejszymi i wpływowymi państwami świata. I nadal (na szczęście) płynie rzeka Kongo wśród kongijskiej dżungli, której szlak, a właściwie jej dopływ tak sugestywnie opisał Joseph Conrad, a potem, łowiąc krokodyle, pokonał autor (słowo przepłynął zupełnie nie pasuje) statkiem.
Również nadal rośnie dżungla. W zakresie witalności istnienia jest niezmienna, a opisy pokonywania potęgi jej natury czy to w "Jądrze ciemności", czy w "Równoleżniku zero", czy we współczesnych opowieściach podróżniczych Wojciecha Cejrowskiego, nie różnią się niczym. Tropikalna dżungla nadal jest "ponura, upalna, wilgotna, śmierdząca, swędząca, podszyta lękiem, a słowa, które odczytujecie w tej chwili są mokre od deszczu, pary i potu", a czasami od łez kresu wytrzymałości porywających się z maczetą na to zielone piekło.
To co zmieniło się na pewno, to ludzie. Nie ma już takich postaci jak Paul Dussand, który połowę życia poświecił Pigmejom zwanych również Babingami mówiąc: "Szkoda, że jestem już za stary i nie mogę cywilizowanym dzikusom pokazać, jak wyglądają i żyją niecywilizowani kulturalni ludzie".
Nie ma również pasjonata Amerykanina Tony’ego, który mówił: "mam już dwadzieścia trzy lata, szkoda czasu na życie w kraju, w którym wszystko jest ogłoszeniem". Ciekawe jak dzisiaj oceniłby USA XXI wieku? Nie ma Polaka Stanisława Hempla, któremu swoje wspomnienia zadedykował autor.
Wielkiego myśliwego z zamiłowania, który do życia wybrał najbardziej dziką część kontynentu, o zabójczym klimacie, przyjmując go "takim, jakim on jest naprawdę, z całym jego prymitywizmem, okrucieństwem i surowością". I wielu, wielu innych zauroczonych Afryką, jej kulturą, ludźmi, a nie korzyściami materialnymi, w której życie wybrali świadomie, działając dla jej dobra. Zapisanych w pamięci już tylko na kartach takich właśnie książek, jak ta.
http://naostrzuksiazki.pl/

Lecąc samolotem z Mombasy do Dar es Salaam, zauważyłam w dłoniach jednego z pasażerów "Heban" Ryszarda Kapuścińskiego w wydaniu obcojęzycznym, sądząc po braku polskich znaków diakrytycznych w nazwisku. Poczułam dumę, tym uczuciem patriotyzmu pojawiającym się na obczyźnie. Chciało mi się krzyczeć, że to mój rodak i że ja również przed podróżą na afrykański kontynent jestem...

więcej Pokaż mimo to

avatar
57
52

Na półkach:

Nie rozumiem tak niskich ocen - ksiazka jest naprawde dobra. Jest to 6 juz wydanie relacji z pobytu autora w obu Kongach w latach 60 ubieglego wieku. Ksiazka doskonale opisuje fakty hidstoryczne i polityczne z tego regionu Afryki. Na prawde polecam!

Nie rozumiem tak niskich ocen - ksiazka jest naprawde dobra. Jest to 6 juz wydanie relacji z pobytu autora w obu Kongach w latach 60 ubieglego wieku. Ksiazka doskonale opisuje fakty hidstoryczne i polityczne z tego regionu Afryki. Na prawde polecam!

Pokaż mimo to

avatar
160
100

Na półkach: ,

Jedna z nudniejszych książek jakie czytałam o Afryce.

Jedna z nudniejszych książek jakie czytałam o Afryce.

Pokaż mimo to

avatar
572
457

Na półkach: , ,

książka opisująca wyprawę do Afryki

książka opisująca wyprawę do Afryki

Pokaż mimo to

avatar
787
183

Na półkach:

Afryka to dla mnie chyba najbardziej tajemniczy kontynent, moja wiedza na jej temat pełna jest dziur i białych plam. Nie jestem specjalnie zafascynowana tym obszarem (co morze się brać z mojej niewiedzy),czuję jednak potrzebę dowiedzenia się czegoś więcej o krajach i ludziach się tam znajdujących. Dlatego też co jakiś czas sięgam po książki na temat Afryki, w planach mam poznanie także literatury afrykańskiej. Ostatnio zaproponowano mi do recenzji „Równoleżnik zero” Olgierda Budrewicza i choć nie jest to najnowsza książka (opisuje wyprawę z lat 60., wtedy też została napisana),miałam nadzieję, że pomoże mi uporządkować pewne wiadomości w głowie i przedstawi fascynującą podróż w czasach różniących się od teraźniejszości nie tylko postępem technologicznym, ale i mentalnością. Nie przeczę, że Budrewicz jest ciekawą osobą i przecierał wiele ścieżek jako pierwszy polski podróżnik. Jednak jego wyprawa do Konga, a potem do Burundi i Rwandy pozostawiła mnie z uczuciem niedosytu.

Autor odwiedził kolejno Kongo Léopoldville, Kongo Brazzaville, Burundi, a wreszcie Rwandę. Szlak to ambitny, zwłaszcza biorąc pod uwagę niespokojną i zmienną sytuację regionu, gdzie Europejczycy niekoniecznie cieszą się dobrą sławą i może ich spotkać nieprzychylne przyjęcie ze strony rdzennych mieszkańców. Budrewicz z wdziękiem opisuje swoje przygody, nie szczędząc sobie auto-ironii. Niestety, to, co interesuje polskiego podróżnika niekoniecznie pokrywa się z moimi oczekiwaniami. Przede wszystkim Budrewicz ani na chwilę nie pozwala nam zapomnieć, że w Afryce znalazł się wykonując swoją reporterską pracę. Dostał zlecenie, postanowił je podjąć i tyle. Wydawać by się mogło, że nie przygotował się nawet solidnie do tej podróży. Na miejscu czuje się niepewnie i choć krytykuje działalność białej społeczności, to właśnie ich towarzystwa szuka. Głównym obiektem jego fascynacji jest oczywiście polski myśliwy, Stanisław Hempel, któremu książka jest zresztą dedykowana. Hempel staje się niejako mentorem Budrewicza i wprowadza go w arkana życia w tropikalnej puszczy. Ta ekspedycja jest jednym z ciekawszych fragmentów książki, z drugiej jednak strony – stanowi esencję tego, co mnie w „Równoleżniku zero” niesamowicie irytowało. Choć autor naśmiewa się z siebie i innych białych podróżników (poza Hemplem ma się rozumieć, chwali także jego ukochaną, choć pojawia się ona w tle, nietrudno w ogóle zapomnieć o jej obecności w ekspedycji),a chwali czarnoskórych, zwłaszcza „duchy puszczy”, czyli Pigmejów, robi to wszystko z pozycji osoby stojącej wyżej w hierarchii, traktując chwalonych jak dzieci, które zaskakująco dobrze się spisały. O ile można założyć, że jest to spojrzenie na sprawę z perspektywy dzisiejszego czytelnika, a sam autor miał jak najszczersze, życzliwe intencje, o tyle zastanawia mnie jeszcze jedna kwestia. Budrewicz, choć ma wiele możliwości kontaktu z rdzennymi mieszkańcami, o których jak sam przyznaje, ówczesny świat wiedział bardzo niewiele, nie wykorzystuje swojej sytuacji do zgłębienia tajemnic ich życia. W książce nie ma ani jednego dialogu, z którego można byłoby poznać zdanie dotyczące codzienności Afrykańczyków z ich własnych ust. Choć Hempel świetnie posługuje się językami miejscowej ludności, Budrewicz nie prosi go o tłumaczenie, nie dąży do kontaktu z mieszkańcami wiosek. Interesują go jedynie biali mieszkańcy, to ich poszukuje i najwyżej od nich zyskuje informacje o życiu „zwykłych” mieszkańców Afryki. Wielka to szkoda, a mnie to jednostronne spojrzenie irytowało. Podejrzewam, że ciekawsze mogłyby być dla mnie wspomnienia samego Hempla, choć nie imponował mi jako myśliwy, do czego bardzo chce przekonać czytelnika Budrewicz. Myślistwo, choć nie jest dla mnie tematem jednoznacznym, absolutnie mnie nie pociąga, a wręcz przeciwnie, odrzuca. Było mi bardzo żal krokodyli, w polowaniu na które autor wziął udział. Tak samo anegdotę ze słoniem, czy raczej jego nogą, uważam za zwyczajnie niesmaczną. Tym bardziej, że na koniec sam Budrewicz stwierdza, że taki gadżet do niczego mu się raczej nie przydaje, a słoń mógłby dalej biegać po puszczy… Szkoda tylko, że takie refleksje nachodzą Budrewicza po faktach, przynajmniej tak układa narrację swojej książki… Oczywiście, niepozbawione uroku są rozmaite anegdoty o Polakach zamieszkujących Afrykę. W moim odczuciu powinny być jednak dodatkiem, nie główną treścią. Chyba, że taki był zamysł od początku i książka powinna nazywać się „Polski równoleżnik zero”.

Jednym słowem – choć autor odwiedził miejsca ciekawe, pokusił się o przedstawienie zarysu ich historii i sytuacji społecznej, książka nie zdobyła w moich oczach uznania. Brakuje jej czegoś, co dość górnolotnie i trochę na wyrost nazwałabym „humanizmem”. Nie ma tu wiele miejsca dla zwykłych ludzi, ich życia i problemów. Obecni są biali władcy, biali przegrani, historie ich życia… Ale chyba nie po to Budrewicz pojechał do Afryki. Książkę czyta się jednak szybko, a pewne fragmenty zachęcają do refleksji, choć autor nie służy w niej pomocą – zarysowuje jednak temat, z którym można się zmierzyć samodzielnie lub w oparciu o inne lektury. Dodatkowo, „Równoleżnik zero” jest książką przepięknie wydaną, z dobrymi zdjęciami. Nie jest to więc pomyłka wydawnicza, a jedynie (w moim osobistym odczuciu oczywiście) pozycja, która mocno się zestarzała…

Afryka to dla mnie chyba najbardziej tajemniczy kontynent, moja wiedza na jej temat pełna jest dziur i białych plam. Nie jestem specjalnie zafascynowana tym obszarem (co morze się brać z mojej niewiedzy),czuję jednak potrzebę dowiedzenia się czegoś więcej o krajach i ludziach się tam znajdujących. Dlatego też co jakiś czas sięgam po książki na temat Afryki, w planach mam...

więcej Pokaż mimo to

avatar
91
28

Na półkach:

stara dobra szkoła:)

stara dobra szkoła:)

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    65
  • Chcę przeczytać
    54
  • Posiadam
    32
  • Podróżnicze
    3
  • Podróże
    3
  • Afryka
    3
  • Afrika
    2
  • XX wiek
    1
  • Absolutnie
    1
  • Kongo
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Równoleżnik zero


Podobne książki

Przeczytaj także