Jezus z Nazarethu. Tom III: Czas chleba i światła

Okładka książki Jezus z Nazarethu. Tom III: Czas chleba i światła Roman Brandstaetter
Okładka książki Jezus z Nazarethu. Tom III: Czas chleba i światła
Roman Brandstaetter Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX religia
320 str. 5 godz. 20 min.
Kategoria:
religia
Wydawnictwo:
Instytut Wydawniczy PAX
Data wydania:
1973-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1973-01-01
Liczba stron:
320
Czas czytania
5 godz. 20 min.
Język:
polski
Średnia ocen

8,8 8,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,8 / 10
6 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
475
127

Na półkach:

W Wielki Post wchodzę z tą lekturą. Jaka jestem wdzięczna za ten książkowy prezent.
Arcydzieło. Sfabularyzowana opowieść o Jezusie.
Epopeja, którą się czyta jak powieść sensacyiną.
Wciąga mimo rzekomo znanej fabuły. Przeczytatam,
wiec mogę umierać;)

W Wielki Post wchodzę z tą lekturą. Jaka jestem wdzięczna za ten książkowy prezent.
Arcydzieło. Sfabularyzowana opowieść o Jezusie.
Epopeja, którą się czyta jak powieść sensacyiną.
Wciąga mimo rzekomo znanej fabuły. Przeczytatam,
wiec mogę umierać;)

Pokaż mimo to

avatar
24
15

Na półkach:

Roman Brandstaetter to dla mnie mistrz duchowości chrześcijańskiej.
Powieść trochę ciężko się czyta ze względu na długie opisy. Bardziej polecam audiobook

Roman Brandstaetter to dla mnie mistrz duchowości chrześcijańskiej.
Powieść trochę ciężko się czyta ze względu na długie opisy. Bardziej polecam audiobook

Pokaż mimo to

avatar
304
231

Na półkach: ,

Po „Ostatnim kuszeniu Chrystusa” Kazantzakisa i „Ewangelii według Jezusa Chrystusa” Saramago przyszedł czas na bardziej klasyczne, polecane mi już podejście do nowotestamentowej historii. Tym razem w wykonaniu Brandstaettera, którego czterotomowa powieść zachwyciła mnie stylem oraz zrozumieniem materiału źródłowego i kontekstu kulturowego. Semicki temperament, tradycje i skłonności autor rozumie w sposób właściwie wybitny – intuicyjnie i lekko kreśląc uzupełnienie dla ewangelicznych historii, a bez tych przedstawione na jej kartach zdarzenia nie są wstanie wybrzmieć w sposób całkowity. Zrozumienie dla żydowskich korzeni Pisma Świętego zanikło. Brandstaetter pozwala ponownie je przyswoić, a jako konwertowany na katolicyzm żyd jest ku temu predysponowany w sposób idealny.

Pierwszy w oczy rzuca się język. Stylizowany, a w zasadzie przestylizowany, pozostaje z czytelnikiem od początku do końca powieści. Nadaje koloryt, oddaje sposób myślenia i specyficzną dynamikę, rytm żydowskiego myślenia. I męczy: poświęcić pół strony na kolejną metaforę skaczącą między aksjologicznymi skrajnościami to dla autora jak rzucić kamieniem przez stereotypowego farazeusza, czyli wyjątkowo łatwo. Jeśli umie się płynąć się wartko z nurtem tej pisanej rzeki jest przyjemnie, szczególnie, że żydowski temperament przyswaja się intuicyjnie. Trzeba jednak to umieć lub czuć. Dlatego nie zdziwi mnie opór niektórych wobec pióra jakim uraczono nas w „Jezusie z Nazarethu”, bo to nie jest lektura dla każdego. Nie kryje się zresztą za tymi kolejnymi powtórzeniami specjalna mądrość, co do której autor z pewnością jest pewien, ale jako środek artystyczny zabiegi autora są jak najbardziej zrozumiałe. O wiele lepiej całości z pewnością przysługują się oryginalne imiona, do których nie mam żadnych zarzutów, bo tworzą idealnie klimat przedstawionej historii.

Bezsprzecznie udane są z pewnością kreacje bohaterów, a niektóre oddane są w rewelacyjny sposób. Pracowitość i skromna prostota Józefa, zdeterminowany Jan Chrzciciel, sposób myślenia „antagonistów” (sadyceusze i faryzeusze, Piłat, Herod Antypas),Judasz jako tragiczna postać i interpretująca zdarzenia wokół siebie w zupełnie inny sposób – wszystko to składa się na obraz bardzo udanego pisarstwa, z ręką do pisania postaci.*

Wszystko powyższe jednak to jedynie wprawka względem czwartej księgi – zakończenia, do którego „Jezus z Nazarethu” dąży od samego początku I tomu. To stanowi wisienkę na torcie, bez której „Jezus...” byłby jedynie załącznikiem do ewangelii lub kolejną, tym razem ściśle katolicką interpretacją. Zwieńczenie wychodzi poza religijne ramy, bez których – dla mnie jako ateisty – ta rozwlekła powieść byłaby jedynie jedną z wielu udanych literackich prób zmierzenia się z materiałem źródłowych. Ostatni tom to danie główne, będące dobrą historią samą w sobie bez żadnego religijnego powiązania i kontekstu, zaś nimi jeszcze tylko lepszą. Proces Jezusa łączący ujęcie prawne, skrajnie odmienne postawy sądzących i oskarżycieli między którymi odbijanymi jest Chrystus, kontekst historyczny w jaki to wszystko się wplata – narracyjna petarda, wciągająca i satysfakcjonująca tym jak finalnie poskładano puzzelki ze wszystkich tomów. Udanie przedstawiona droga krzyżowa jest aż rozczarowująca w kontekście mistrzowskiego procesu. To tylko dowodzi jaki literacki szczyt udało się przez moment osiągnąć i choćby dla niego (oraz charakterystycznego stylu, zrozumienia judaizmu) warto przebrnąć przez co skrajniejsze stylistycznie uniesienia.

* Ocenę Jezusa pomijam.

Po „Ostatnim kuszeniu Chrystusa” Kazantzakisa i „Ewangelii według Jezusa Chrystusa” Saramago przyszedł czas na bardziej klasyczne, polecane mi już podejście do nowotestamentowej historii. Tym razem w wykonaniu Brandstaettera, którego czterotomowa powieść zachwyciła mnie stylem oraz zrozumieniem materiału źródłowego i kontekstu kulturowego. Semicki temperament, tradycje i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
22
22

Na półkach:

"Jezus z Nazarethu" nie należy do lekkich książek. Powodem nie jest bynajmniej styl pisania Romana Bradstaettera, a raczej sama tematyka, często skłaniająca do refleksji.

Autor przedstawia w powieści zarówno sytuację polityczną w Ziemi Świętej, jak i życie i zwyczaje Żydów w okresie działania Jezusa. Pozwala to sobie lepiej wyobrazić i zrozumieć wydarzenia, które opisuje Pismo Święto, choćby wagę niektórych świąt żydowskich czy relacje między saduceuszami, faryzeuszami i Rzymianami. Roman Brandstaetter przedstawił dzieje nie tylko Jezusa i apostołów, ale również m.in. Marii, Józefa, Jana Chrzciciela, Elżbiety i Zachariasza, uzupełniając fakty z Pisma Świętego o opisy ich codziennych zajęć. Choć nie możemy być pewni, czy niektóre opisane sytuacje i wydarzenia faktycznie miały miejsce, autor przedstawia je w sposób wiarygodny i przekonujący.

Miałem pewne problemy z relacjami cudownych wydarzeń, których, jak wiemy, było wiele w życiu Jezusa. Wyrażenia w stylu 'słyszał nie-słysząc, widzący nie-widzący itp.', brzmią nieco dziwnie i zakłócały mi odbiór powieści.

Podsumowując, "Jezus z Nazarethu" to książka godna polecenia, zwłaszcza dla osób zainteresowanych Pismem Świętym i chcących je lepiej rozumieć.

"Jezus z Nazarethu" nie należy do lekkich książek. Powodem nie jest bynajmniej styl pisania Romana Bradstaettera, a raczej sama tematyka, często skłaniająca do refleksji.

Autor przedstawia w powieści zarówno sytuację polityczną w Ziemi Świętej, jak i życie i zwyczaje Żydów w okresie działania Jezusa. Pozwala to sobie lepiej wyobrazić i zrozumieć wydarzenia, które opisuje...

więcej Pokaż mimo to

avatar
610
567

Na półkach:

Powieść inna od „Ben Hura” i „Szaty”, można by porównywać z „Tajemnicą Królestwa”, lecz podobieństwo odległe.

dantexdan „7,5 – trudno mi to ocenić jednoznacznie. Książka ma w sobie to coś, co pomimo znajomości zakończenia historii, pcha dalej po kolejnych stronach. Bardzo męczy styl autora i ilość ozdobników, ale ostatecznie chyba można się przyzwyczaić.”
MòlkaKsiążkowa „Poległam w drugiej połowie pierwszego tomu. Lektura zupełnie nie w moim stylu, ale na pewno warto było spróbować.”
Keiko200 „Wspaniały język, cudowne metafory i rozbudowane opisy. Lektura nie dla każdego. Momentami męcząca, jednak od razu sięgam po koleje tomy.”

Rzeczywiście sposób przedstawiania niekoniecznie zrozumiały dla wszystkich.

„Czy można pogłębić głębiny, które Pan stworzył? Wywyższyć góry, które utwierdził na całą wieczność? Rozszerzyć szerokości, których granice raz na zawsze ustalił?” (t. 1 s. 360 wydania z 1992)
„Wstąpi na literę TAW w kształcie krzyża – żadna moc ludzka nie może Go powstrzymać od tego wstąpienia – figury czteroramiennej, której czteroramienność jest odbiciem ruchomego tronu Jahwe, Merkabah, odbiciem podobieństwa do czterech istot o czterech twarzach i czterech skrzydłach, na czterech kołach, toczących się równocześnie w czterech kierunkach, zaprawdę, odbiciem krzyża, świętej litery TAW, najdostojniejszego, czteroramiennego tronu Pana. Będzie cierpiał cierpieniem odkupującym i oczyszczającym, ukrzyżowany ku wschodowi i zachodowi, północy i południowi, rozdarty w cztery strony świata na ruchomym tronie Jahwe, na Merkabah, wprawdzie głęboko wbitym w ziemię, ale mimo to pędzącym z łoskotem przez świat – nieruchomość Pana jest w wiecznym ruchu …” (t. 2 s. 78)
„Idzie ku Niemu Światło, utkane z najdoskonalszych i najczystszych dźwięków, zrodzonych z łagodnych drgań nieskończoności i bezczasu, i otacza Go ze wszystkich stron, i promieniuje siedmiobarwną harmonią chórów, harf, cytr, bębnów, fletów i cymbałów, i przepala Go swoją niewidzialnością, cierpieniem radośniejszym od najdoskonalszej radości, przepala Go i wciąga, i wchłania, a On wstępując w nie, wstępuje w siebie, we własny nieprzebrany Bezmiar, w swoją radosno-cierpiącą Obecność, w oślepiający kryształ Mądrości, w sam środek skrzyżowania wszystkich promieni, w złoto-mleczną Pełnię, w Dawar, w SŁOWO, którym zawsze był, jest i będzie, i którego nigdy nie opuszczał, chociaż teraz do niego powraca.” (t. 2 s. 402)

O „małej Miriam [z Nazaretu], dwunastoletniej dziewczynce, żywej, wesołej i uśmiechniętej” (t. 1 s. 16) autor pisze tak miło, jak potrafi, unikając popadania w naiwność, pomija słusznie legandy jakoby służyła w Świątyni, a jej rodzice byli bogaci.

Na końcu zamieszczony został słowniczek, lecz powieść jeszcze zyskałaby, gdyby autor zechciał zaznaczyć (może w przypisach albo/oraz w przedmowie czy posłowiu) co wie, a co sobie wyobraził.
Wizerunek Heroda Wielkiego zaczerpnął z pewnością ze „Starożytności” Flawiusza, cesarza Oktawiana z „Żywotów” Swetoniusza, Piłata głównie z „Poselstwa do Gajusza” Filona z Aleksandrii. To oczywiste, gdzie wiadomości o tym szukać, a odszukać było łatwo, przynajmniej Piratce tak znającej starozytność jak ja. Mądrości dawnych uczonych w Piśmie przytacza na ogół bez źródeł np. „Rybacy podnieśli głowy znad sieci, ponuro spojrzeli po sobie i już chcieli głośno przemówić, obrzucić się gorzkimi wyrzutami i obciążyć się nawzajem odpowiedzialnością za opieszałość, ospałą bierność i leniwe ociąganie się, ale na szczęście w porę przypomnieli sobie upomnienie mędrców, że Bóg nie uczestniczy w zgromadzeniu niegodnych i kłótliwych. Uspokoili więc swoją żarliwość i zgasili w sobie opryskliwe rozgoryczenie.” (t. 1 s. 335) a na tym znam się słabiej i muszę zaufać na słowo.

W rozdziale o Magach ze Wschodu wykorzystał obliczenia Keplera (o czym była mowa także przy „Ben Hurze”),iż w 7 roku „przed Chrystusem” (Dionizy Mały w VI wieku wprowadził liczenie „od narodzenia Chrystusa” przyjmując początek dowolnie na 754 rok „od założenia Rzymu”) miało miejsce połączenie Jowisza i Saturna w znaku Ryb, co dla astrologów oznaczało nadejście Wysłannika „albowiem Jowisz jest planetą radości i szczęścia, Saturn tarczą i obroną Izraela, a Ryby są znakiem Wysłannika” (t. 1 s. 53). Połączenie to zachodzi co około 20 lat (od odwrotności okresu obiegu Jowisza odjąć odwrotność Saturna a wynik odwrócić),lecz wówczas dołączył do nich Mars, co zachodzi rzadziej.

Magom poświęcił też dłuższy wiersz poza powieścią, zakończony:
Drżymy z trwogi, chociaż jesteśmy szczęśliwi.
Niepokoi nas bowiem myśl, że wracając od Ciebie,
Będziemy musieli iść inną drogą
Niż ta, którą tutaj przyszliśmy.
Czy nie możemy wrócić, Boże, tą samą drogą?

Na zarzut faryzeuszy ucztowania z celnikami pada odpowiedź „nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzesznych” (t. 1 s. 372). Z przeciwstawienia wynikałoby, że faryzeusze są „zdrowi” i „sprawiedliwi”. Oczywiście nie wszyscy byli jednacy. „Ilekroć więc czytamy lub słyszymy o faryzeuszach, zawsze musimy spytać: Dobrze, ale o jakich faryzeuszach jest mowa?” (t. 2 s. 122)

Nikodem (Νῑκόδημος Zwycięski Lud) występuje tylko trzykrotnie w nocnej rozmowie (J 3, 1),na posiedzeniu Wysokiej Rady (7, 50) i pogrzebie Jezusa (19, 39),autor domyśla się jego obecności w innych miejscach:

„Do uszu Jezusa docierały właśnie słowa wypowiadane ze swadą przez jednego z uczonych, męża o krótko strzyżonej czarnej brodzie, mądrych oczach i dobrotliwie smutnym uśmiechu – współuczestnicy rozmowy nazywali go rabbim Nikodemem – a mąż ów mówił:
– Nie chełp się, że dajesz ubogim jałmużnę. Cóż im dajesz? Wszystko, co posiadasz, pochodzi od Pana, więc właściwie nie należy do ciebie, lecz jest Jego własnością. Więc chcesz chełpić się tym, co dajesz, a co jest własnością Pana? Wierzcie mi, że ubogi, przyjmując jałmużnę, więcej czyni dla bogacza niż bogacz, gdy ją wręcza ubogiemu, albowiem człowiek, który nie wspomaga nędzarzy, jest bałwochwalcą – tak mówił ów uczony, zwany Nikodemem, a Jezus, stojąc w słusznym oddaleniu od mężów, rozważał posłyszane słowa i zdawało Mu się, że wyszły z Jego własnych ust.” (t. 1 s. 131)
„Po raz pierwszy spotkaliśmy Nikodema przed wielu laty pod Portykiem Salomona wśród uczonych mężów, rozprawiających z dwunastoletnim Jezusem, który dobrze zapamiętał jego mądre słowa o ludziach biednych i jałmużnie. Podczas dyskusji Nikodem jednak milczał – Jezus gromił wówczas uprawianie handlu na dziedzińcu świątynnym – i do końca nie ujawniał swojego zdania, co powinno zdumieć bacznego czytelnika i naprowadzić go na myśl, że ten dostojny członek Wysokiej Rady zgadzał się wprawdzie ze zdaniem młodego Rozmówcy, ale nie grzesząc zbytnią odwagą, wolał głośno nie ujawniać swojego przekonania, które mogło go narazić na zatarg z potężnym Annaszem, właścicielem przedsiębiorstw handlowych na Dziedzińcu Pogan. Po raz drugi widzieliśmy Nikodema przed kilkoma laty podczas święta Jom Kippur wśród siedemdziesięciu i jeden dostojnych członków Rady, którzy stali u stóp Świętego Świętych. Który z nich był Nikodemem? Nie... nie ten... i także nie ten... Ten tutaj to wielki Gamaliel, a ten Józef z Arymatei, tych dwóch już teraz powinien czytelnik zapamiętać, bo wkrótce powrócą oni na karty naszej opowieści. Stojący między nimi mąż w sile wieku, szpakowaty, o krótko strzyżonej brodzie i głębokich, mądrych oczach – zasłania go nieco rabbi Sadok Poszczący, ten sam, który rozpoczął post przebłagalny dla ratowania Świętego Miasta od zagłady – to właśnie Nikodem. (…) Był mężem chłodnej rozwagi, ale niestety wskutek jej nadmiaru nie grzeszył zbytnią odwagą.” (t. 1 s. 391n)
Spolszczam w celu lepszego zrozumienia, Jan zamiast Johanan itd.

Co przypomniało mi wiersz Jana Twardowskiego:
Wiele to nocy gorzkich jak dno Tyberiady,
woniejących sitowiem, sandałowym drzewem
otulało was ciszą przy tajnych rozmowach
ciszą przed burzą, smutny Nikodemie
Ileż iskier od słońca. Starcze ukochany,
zadumany nad sławą Starego Zakonu
a przecież wiem na pewno, że zmieniło ciebie
już pierwsze usłyszane Chrystusowe słowo

Krzywdząco brzmi nazwanie Tomasza „Niedowiarkiem” (t. 2 s. 448) tymczasem „Jezus nie ma pretensji do Tomasza. Mówi wprawdzie słowa, które w Biblii Tysiąclecia brzmią: "nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym" (μη γινου απιστος αλλα πιστος). Przymiotniki greckie, użyte w oryginalnym tekście, mają, jak to często bywa, nie jedno tylko znaczenie. Zamiast „niedowiarek" lepiej byłoby przetłumaczyć: "nieufny", "wątpiący". "Wierzący" zaś za bardzo się nam chyba kojarzy z podziałem na "wierzących" i "niewierzących", tu chodzi natomiast o takiego człowieka, który potrafi zaufać, zawierzyć. Może lepiej byłoby przetłumaczyć: "Przestań wątpić i uwierz!" Wtedy zachowają też całą swoją moc ostatnie słowa Jezusa: "Uwierzyłeś dlatego, że Mnie zobaczyłeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli". (…) Jezus nie gani Tomasza, nie wzywa też nikogo do zbytniej łatwowierności. Mamy prawo, a nawet nieraz obowiązek upewnić się, czy możemy zaufać.” (Anna Świderkówna „Rozmowy o Biblii. Nowy Testament” Warszawa 2000, s. 237)

Maria Magdalena na szczęście nie jest „grzesznicą”, jej wątek wypadł bardzo skrótowo, może i dobrze. Dopiero gdy przychodzi ona do grobu Jezusa, pisarz poświęca jej więcej uwagi.
„Szła powoli, rozważając trudności, które napotka podczas opowiadania opornym i wątpiącym uczniom o spotkaniu ze Zmartwychwstałym, i nie rozumiała, dlaczego On uczynił posłańcem swoich poleceń bezbronną i słabą niewiastę, której świadectwo nie ma żadnej wartości. Po kolei odrzucała różne przypuszczenia, inne zachowywała w pamięci, potem spośród zachowanych odrzucała mniej prawdopodobne, aż wreszcie z wielkiej ilości domysłów pozostał jeden domysł, który wydał się jej najbardziej przekonujący: uczynił niewiarygodną niewiastę swoim posłańcem, aby podnieść ją z poniżenia, a wartość jej świadectwa zrównać z wartością prawych mężów Izraela. Twarz jej rozjaśniła się, a radość wstąpiła w serce. (…) Szła przez rojne miasto, śpiewała i pląsała, a przechodnie przystawali i litowali się nad szaleństwem nieszczęśliwej dziewczyny, albowiem nie wiedzieli, że jest ona najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.” (t. 2 s. 429)

O postaciach pozornie drugorzędnych:

Wedle J 1, 19 – 24 „kapłani i lewici” z „faryzeuszów” wypytywali Jana Chrzciciela, kim jest i czemu chrzci.
Brandstaetter opisuje, iż jednym z nich był Beniamin ben Dawid, zwany „Krótkowzrocznym”, gdyż „mrużył wodząc spojrzeniem po Niestrzyżonym i uczniach, co świadczyło o słabości jego wzroku” (t 1 s. 248). Przydomek nie brzmi zbyt zręcznie. Dość przychylnym sprawozdaniem o Chrzcicielu ściągnął na siebie niechęć arcykapłana (t. 1 s. 355),co było wielką choć niezamierzoną pochwałą.
W Łk 13, 31 jacyś faryzeusze ostrzegają Jezusa przed Herodem Antypasem, w powieści są nimi „Krótkowzroczny” wraz z jednym z lewitów ze straży świątynnej, którzy odmówili wykonania rozkazu zatrzymania Jezusa (J 7, 45n),wysyła ich zaś Nikodem (t. 2 s. 167).
W końcu, gdy przed Radą świadkowie dają sprzeczne zeznania (Mk 14, 59; Mt 26, 60) „Krótkowzroczny” zadaje im kłam (s. 328). Wątek tej postaci za słabo rozwinięty, a szkoda.

Dwaj inni, bardziej gorliwi wywiadowcy Menahem ben Noah i Nehemia ben Gedalia, zadający podchwytliwe pytania a przy tym wzajemnie siebie uzupełniający, pierwszy rozpoczynał ocenę przechodząc od ogółu do szczegółów, a drugi na odwrót (t. 1 s. 360) też występują z rzadka. Bezimiennych donosicieli było oczywiscie więcej.

Sługa kapłana bijący Jezusa (J 18, 22) w powieści nosi imię Nahum (Bóg pociesza),opisany dość szczegółowo, okresowo na podstawie donosów powiadamia swego zwierzchnika o naukach Jezusa, a za swoje wysiłki zwykle zbiera cięgi, bowiem Kajfasz na ogół jest zawiedziony.

Kajfasz nie przypuszczał, że Nikodem i Józef z Arymatei spróbują bronić Jezusa „w imię jakiejś mglistej praworządności, jakby chodziło tu tylko o oderwaną od rzeczywistości sprawiedliwość, a nie o los całego ludu Izraela! Powinni wiedzieć, że niekiedy należy sprawiedliwość poświęcić dla ratowania wartości większych niż sprawiedliwość! Zapomnieli o tym w szaleństwie gonitwy za urojoną prawdą! Prawda! Co to jest prawda?!” (t. 2 s. 330)

Zarzut „mglistej praworządności” brzmiał jak z przemówienia jakiegoś działacza.

Judasz jest tu sprzedawcą pachnideł, stąd na oko potrafi ocenić ile wart był olejek „spojrzeniem wytrawnego znawcy spojrzał na skorupy rozbitego słoika, ocenił jego pojemność, po zapachu oszacował jego gatunek i po krótkim wahaniu ustalił jego cenę na trzysta denarów, a była to cena odpowiadająca dziesięciomiesięcznemu wynagrodzeniu pracownika rolnego, cena wysoka, bardzo wysoka!” (t. 2 s. 196) Powód zdrady sprowadzony do chciwości, ozdobionej „pobożnymi” frazesami w rodzaju „nie chcę duszy mojej rzucać na żer synowi zatracenia ani wtórować głosowi bezbożnemu” (t. 2 s. 256)
Nagzymsie „Autor tego tak nie przedstawia, ale ja mam wrażenie jakby Judasz był kimś w rodzaju nacjonalisty.”
Zapewne i tak można na niego patrzeć, o czym była mowa w „Świadkach Jezusa”.
„Autor pominął postać świętej Weroniki. A może to ja ją przeoczyłem.” Pominął, gdyż jest ona późniejszą legendą.

Powieść unika jednoznacznej odpowiedzi czy zdrada zostaje wybaczona. Judasz postanawia złożyć ofiarę przebłagalną z własnego życia, rozumiejąc przy tym, iż ofiara taka warta jest tyle co dziurawe buty, dusza jego „była już obojętna na los swojej cielesnej powłoki, albowiem idąc przez wielką samotność, szukała Elohim, który ukrył się i zaszył w niedościgłym czasie” (t. 2 s. 386) Można mieć taką nadzieję, gdyż umęczony Jezus odmawiając modlitwę za swych prześladowców, wymienia również jego (s. 396).

Sprawa kohorty, jaką „otrzymał Judasz” (J 18, 3),co było niemożliwe bez wiedzy i zgody Piłata, rozwiązana w ten sposób, że pominięta, co mym zdaniem nie wygląda zadowalająco.

Piłat odmalowany został jako mało rozgarnięty żołdak, wyobrażający sobie, że jest chytrym.
„– Czy jesteś królem Judei?! – krzyknął. (…)
– Królestwo moje nie jest z tego świata… Królestwo moje nie jest stąd...
– Stąd czy nie stąd, to mnie nic nie obchodzi! Chcę wiedzieć, czy jesteś królem?! – wrzasnął, a wdzięczna mowa grecka była w jego ustach jak szczekanie psa.
– Tak, jestem królem... Na to urodziłem się i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha głosu mego...
Poncjusz pomyślał: "Jeszcze jeden obłąkaniec, któremu się zdaje, że znalazł prawdę".
Uśmiechnął się szyderczo, podniósł się z fotela, lekkim muśnięciem dłoni wyrównał fałdy tuniki i powiedział z niedbałym lekceważeniem:
– Prawda... prawda... Co to jest prawda?” (t. 2 s. 357n)
Odmawia początkowo skazania Jezusa wyłącznie w trosce o swoją głowę „Wydam wyrok śmierci, a ta chytra hołota oskarży mnie przed Tyberiuszem o okrucieństwo” (tamże s. 359)
I chyba najlepsze zdanie „jak każdy prostak, ułatwiający sobie myślenie i ocenę zjawisk, zawsz bezkrytycznie uogólniał każdą wartość, właściwości jednostki przypisując całemu ogółowi” (tamże s. 356)
Jakby powiedział Dickens w „Klubie Pickwicka”: całe tomy nie wyraziłyby więcej.

Ukrzyżowanie pokazane przejmująco okrutnie przy wykorzystaniu wiedzy wynikłej z badań Pierre Barbeta (szczegóły np. Ian Wilson „Całun Turyński” rozdział 3 „W świetle medycyny”) by przebijać przeguby zamiast dłoni (t. 2 s. 395).
Natomiast przy pogrzebie Brandstaetter niepotrzebnie powielił „tradycję” o obmyciu ciała (t. 2 s. 408),choć ewangeliści mówią tylko o zawinięciu ciała w całun, zaś przekonania faryzeuszy (jakimi byli Józef i Nikodem) o zmartwychwstaniu zabraniały obmywania ciała z krwi, gdyż „życie jest we krwi” (Rdz 9,4; Kpł 17, 11; Pwt 12,23).

Keiko200 „Po IV tomie pozostał mi niedosyt. Jakby autor znaczył się pisaniem i chciał jak najszybciej skończyć.”
dantexdan „obrazowy sposób w jakim autor przedstawił życie Jezusa, na pewno bardziej trafia do człowieka niż niejedne jałowe wypociny z ambony. Osobiście brakowało mi czegoś w zakończeniu. Czas przed męką był jakby rozłożony na czynniki pierwsze, dokładny i obrazowy aż do bólu. Natomiast po zmartwychwstaniu, odniosłem wrażenie, że autor poprowadził historię tak, jakby sam był już zmęczony ilością materiału.”
Też mam takie wrażenie.

Powieść kończy spotkanie uczniów ze starszym faryzeuszem, który zapytał:
– O czym tak żywo rozprawiają moi bracia?
– O Mesjaszu, panie.
– Módlcie się, aby przyszedł.
– Już przyszedł!
– Przyszedł?
– Jeszua z Nazarethu jest Mesjaszem! Czy o Nim nie słyszałeś, o czcigodny?
Staruszek zamyślił się.
A był on praojcem tego, który tę opowieść o Jezusie z Nazarethu napisał. (s. 449)

Powieść inna od „Ben Hura” i „Szaty”, można by porównywać z „Tajemnicą Królestwa”, lecz podobieństwo odległe.

dantexdan „7,5 – trudno mi to ocenić jednoznacznie. Książka ma w sobie to coś, co pomimo znajomości zakończenia historii, pcha dalej po kolejnych stronach. Bardzo męczy styl autora i ilość ozdobników, ale ostatecznie chyba można się przyzwyczaić.”
MòlkaKsiążkowa...

więcej Pokaż mimo to

avatar
193
193

Na półkach: ,

Świetna książka, którą poznałem poprzez audiobooka. Kurczę, prawie 60 godzin słuchania, ale mimo wszystko warto! Świetny język lektora (Ksawery Jasieński) no i oczywiście fantastyczna treść.

Dla osób niewierzących czy odchodzących od kościoła będzie to świetna lektura ze względu na styl pisarski i bardzo ciekawe, plastyczne opisy postaci. Duże wrażenie robi też używanie oryginalnych imion, nazw geograficznych oraz rytualnych przedmiotów. Zwięzła akcja, którą na dobrą sprawę wszyscy znamy, lecz przedstawiona w barwny i szczegółowy sposób. Postacie są takie soczyste, pełne, mają dusze i są jakby żywe w przeciwieństwie do biblijnych opisów. Mały minus to hagiograficzne przedstawienie Jezusa, Maryi i Józefa - trochę przejaskrawione i zbyt wyidealizowane. W drugą stronę tak samo przedstawienie też złych charakterów.

Wyjątkowo obszerna treść, lecz książka warta swojej objętości, a audiobook czasu trwania.

Świetna książka, którą poznałem poprzez audiobooka. Kurczę, prawie 60 godzin słuchania, ale mimo wszystko warto! Świetny język lektora (Ksawery Jasieński) no i oczywiście fantastyczna treść.

Dla osób niewierzących czy odchodzących od kościoła będzie to świetna lektura ze względu na styl pisarski i bardzo ciekawe, plastyczne opisy postaci. Duże wrażenie robi też używanie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
91
61

Na półkach:

Wydaje mi się, że druga część jest zauważalnie lepsza, ale może to wynikać z tego, że obyłem się już ze stylem autora. Być może sama ta część historii jest już bardziej atrakcyjna? Ten obrazowy sposób w jakim autor przedstawił życie Jezusa, na pewno bardziej trafia do człowieka niż niejedne jałowe wypociny z ambony. Osobiście brakowało mi czegoś w zakończeniu. Czas przed męką był jakby rozłożony na czynniki pierwsze, dokładny i obrazowy aż do bólu. Natomiast po zmartwychwstaniu, odniosłem wrażenie, że autor poprowadził historię tak, jakby sam był już zmęczony ilością materiału. Mam jeszcze jedno zastrzeżenie do wersji na czytniki: słowniczek terminów, powinien być umieszczony na samym początku.
Niemniej, książka robi duże wrażenie, a część tej oceny to pokłon w stronę autora za ogrom pracy i lekcję dla pokoleń.

Wydaje mi się, że druga część jest zauważalnie lepsza, ale może to wynikać z tego, że obyłem się już ze stylem autora. Być może sama ta część historii jest już bardziej atrakcyjna? Ten obrazowy sposób w jakim autor przedstawił życie Jezusa, na pewno bardziej trafia do człowieka niż niejedne jałowe wypociny z ambony. Osobiście brakowało mi czegoś w zakończeniu. Czas przed...

więcej Pokaż mimo to

avatar
91
61

Na półkach:

7,5 - trudno mi to ocenić jednoznacznie. Książka ma w sobie to coś, co pomimo znajomości zakończenia historii, pcha dalej po kolejnych stronach. Bardzo męczy styl autora i ilość ozdobników, ale ostatecznie chyba można się przyzwyczaić.

7,5 - trudno mi to ocenić jednoznacznie. Książka ma w sobie to coś, co pomimo znajomości zakończenia historii, pcha dalej po kolejnych stronach. Bardzo męczy styl autora i ilość ozdobników, ale ostatecznie chyba można się przyzwyczaić.

Pokaż mimo to

avatar
405
313

Na półkach: , ,

Poległam w drugiej połowie pierwszego tomu. Lektura zupełnie nie w moim stylu, ale na pewno warto było spróbować.

Poległam w drugiej połowie pierwszego tomu. Lektura zupełnie nie w moim stylu, ale na pewno warto było spróbować.

Pokaż mimo to

avatar
780
774

Na półkach:

Najulubieńsze moje książki o Jezusie i czasach,w których przyszło Mu żyć. Język i styl autora idealnie współgra,więc czułam się zanurzona w ówczesny klimat. Kiedyś czytając książki ,teraz słuchając audiobooka. Obydwie formy serdecznie polecam.
P.S.
W 1977 roku F.Zeffirelli nakręcił miniserial "Jezus z Nazaretu".
Analogicznie.

Najulubieńsze moje książki o Jezusie i czasach,w których przyszło Mu żyć. Język i styl autora idealnie współgra,więc czułam się zanurzona w ówczesny klimat. Kiedyś czytając książki ,teraz słuchając audiobooka. Obydwie formy serdecznie polecam.
P.S.
W 1977 roku F.Zeffirelli nakręcił miniserial "Jezus z Nazaretu".
Analogicznie.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    644
  • Przeczytane
    426
  • Posiadam
    165
  • Teraz czytam
    64
  • Ulubione
    24
  • Religia
    18
  • Religijne
    10
  • Do kupienia
    6
  • Chcę w prezencie
    6
  • Religia, filozofia
    5

Cytaty

Więcej
Roman Brandstaetter Jezus z Nazarethu. Tom I-II Zobacz więcej
Roman Brandstaetter Jezus z Nazarethu. Tom I-II Zobacz więcej
Roman Brandstaetter Jezus z Nazarethu. Tom I-II Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także