Jestem zawiedziona. W poradniku o produktach zastępczych szukałabym czegoś bardziej odkrywczego niż "gotowego sklepowego roślinnego sera/mięsa/mleka/jogurtu itd." Tego raczej każdy się domyśla. W dodatku większość sugerowanych marek jest niedostępna w Polsce. Przepisy wieloskładnikowe i dość skomplikowane szczególnie dla osoby początkującej w diecie wegańskiej jak ja. Nie polecam.

Jestem zawiedziona. W poradniku o produktach zastępczych szukałabym czegoś bardziej odkrywczego niż "gotowego sklepowego roślinnego sera/mięsa/mleka/jogurtu itd." Tego raczej każdy się domyśla. W dodatku większość sugerowanych marek jest niedostępna w Polsce. Przepisy wieloskładnikowe i dość skomplikowane szczególnie dla osoby początkującej w diecie wegańskiej jak ja. Nie...

Proszę nie kupujcie. Szkoda pieniędzy. No chyba ze chcesz się przekonać na własnej skórze, to z chęcią odsprzedam. Bardzo mało zdjęć, przepisy bardzo chaotycznie rozmieszczone, ciężko w ogóle się połapać gdzie jakie są przepisy i zero inspiracji. A no i w przepisach składniki naprawdę tak bardzo urozmaicone, że nawet niektórych rzeczy nie mogłam znaleźć w specjalnych sklepach.

Proszę nie kupujcie. Szkoda pieniędzy. No chyba ze chcesz się przekonać na własnej skórze, to z chęcią odsprzedam. Bardzo mało zdjęć, przepisy bardzo chaotycznie rozmieszczone, ciężko w ogóle się połapać gdzie jakie są przepisy i zero inspiracji. A no i w przepisach składniki naprawdę tak bardzo urozmaicone, że nawet niektórych rzeczy nie mogłam znaleźć w specjalnych sklepach.

Jeśli ktoś z was przymierza się do weganizmu dlatego, że ma dość swojej zwyczajnej kuchni albo chce ograniczyć ilość "chemii" na rzecz zdrowego i nieprzetworzonego jedzenia, to niech da sobie spokój z tą książką i rozejrzy się za książkami Marty Dymek albo Eryka Wałkowicza.

Pomysł na tę książkę jest taki: możesz nadal jeść te same potrawy, co do tej pory, tylko zastąp cukier syropem z agawy (serio?),masło margaryną (uwodornione tłuszcze roślinne, serio?),a wędlinę soją w każdej postaci z aromatem dymu wędzarniczego (serio?). Argumentacja stosowana przez autorki jest przy tym na tak infantylnym poziomie, że w zasadzie szkoda słów na komentarze.
Przepisy też nie powalają - oprócz zwyczajnych, znanych rzeczy (jajecznica na tofucznicę, sernik na tofurnik i tak dalej) wariacje na temat klasycznych rzeczy wege. Można ciekawiej.

Zastanawiam się, po co wydawać książkę, z której polski użytkownik ma relatywnie niewiele korzyści (większość zamienników proponowanych przez dziewczyny jest niedostępnych w polskich sklepach, a te, które dostać można, nie zawsze chcielibyśmy jeść),skoro sieć pęka w szwach od świetnych wegańskich blogów - nic tylko dogadać się z autorami odnośnie książki.

Jeśli ktoś z was przymierza się do weganizmu dlatego, że ma dość swojej zwyczajnej kuchni albo chce ograniczyć ilość "chemii" na rzecz zdrowego i nieprzetworzonego jedzenia, to niech da sobie spokój z tą książką i rozejrzy się za książkami Marty Dymek albo Eryka Wałkowicza.

Pomysł na tę książkę jest taki: możesz nadal jeść te same potrawy, co do tej pory, tylko zastąp...