Matka Makryna

Okładka książki Matka Makryna Jacek Dehnel
Okładka książki Matka Makryna
Jacek Dehnel Wydawnictwo: W.A.B. Seria: ...archipelagi... literatura piękna
400 str. 6 godz. 40 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
...archipelagi...
Wydawnictwo:
W.A.B.
Data wydania:
2014-10-22
Data 1. wyd. pol.:
2014-10-22
Liczba stron:
400
Czas czytania
6 godz. 40 min.
Język:
polski
ISBN:
9788328009288
Tagi:
cud emigracja Juliusz Słowacki klasztor literatura polska mistyfikacja papież Rzym uzdrowienie zakonnica
Inne
Średnia ocen

6,7 6,7 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,7 / 10
384 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
259
255

Na półkach:

Okładka jest w punkt! To pyszna historia kobiety, która potrafiła omamić elity - no, głównie towarzyskie, ale nie tylko - w XIX w. i to tak, że do dzisiaj na dobrą sprawę nie wiadomo, kim naprawdę była.
Nie do końca przekonała mnie metoda autora, by tę historię opowiedzieć dwugłosem. Zwłaszcza, że żadna opowieść nie jest prawdziwa.
Czyta się nieco żmudnie, bo Makryna mówi prostym, a także archaicznym językiem. Ale warto, bo to przykład, jak trafiwszy na czas i miejsce można porwać tłumy. Trzeba uczciwie przyznać, że największą furorę Makryna zrobiła wśród Polaków na emigracji, w czasach, gdy Polska zniknęła z map europejskich, nie wiadomo było co zrobić, by wróciła. A choć wszyscy w Europie byli za, nikt nic nie robił.
Świetne jest zakończenie perypetii tej sprytnej, choć słabiutko wykształconej kobiety. Oto ta, która wywoływała spazmy słuchaczy opowieściami o męczeństwie, biciu i poniżaniu - sama zostawszy na krótko szefową klasztoru stosowała podobne metody. Rózeczki uznała za najlepszy sposób dyscyplinowania mniszek.
Makrynie jej "karierę" wybaczam. W końcu nikt nikogo do jej adoracji i wspierania nie przymuszał. Ale postać księdza Jelowickiego jest obrzydliwa. To on był cynikiem, to on dobrze żył w świetle "mateczki", a gdy światło przygasło - porzucił ją.
W obliczu ostatnich wydarzeń w Polsce - powieść o Makrynie jest niepokojąco aktualna.

Okładka jest w punkt! To pyszna historia kobiety, która potrafiła omamić elity - no, głównie towarzyskie, ale nie tylko - w XIX w. i to tak, że do dzisiaj na dobrą sprawę nie wiadomo, kim naprawdę była.
Nie do końca przekonała mnie metoda autora, by tę historię opowiedzieć dwugłosem. Zwłaszcza, że żadna opowieść nie jest prawdziwa.
Czyta się nieco żmudnie, bo Makryna mówi...

więcej Pokaż mimo to

avatar
489
246

Na półkach: , ,

Trudno mi ocenić tę książkę. Urzekła mnie ona językiem stylizowanym na mowę dziewiętnastowieczną. Oprócz tego podoba mi się opis procesu "powstawania" świętej, do którego wystarczyła umiejętność odpowiedniego wyłożenia swojej historii przez tytułową Makrynę przed ludźmi, którzy łakneli takich opowieści i możliwości obcowania z żywą męczennicą.
Fabuła powieści początkowo jest ciekawa i wciągająca, jednak im dalej, tym bardziej nużąca się staje, bo kłamstwa i intrygi "przełożonej bazylianek mińskich" robią się zbyt rozwlekłe. Podobnie jest z kwestią "politykowania" się Polaków za granicą w pierwszej połowie XIX wieku. Sam wątek jest ciekawy, ale zbyt rozciągnięty na kartach powieści.

Trudno mi ocenić tę książkę. Urzekła mnie ona językiem stylizowanym na mowę dziewiętnastowieczną. Oprócz tego podoba mi się opis procesu "powstawania" świętej, do którego wystarczyła umiejętność odpowiedniego wyłożenia swojej historii przez tytułową Makrynę przed ludźmi, którzy łakneli takich opowieści i możliwości obcowania z żywą męczennicą.
Fabuła powieści początkowo...

więcej Pokaż mimo to

avatar
134
15

Na półkach:

Źle napisane i bardzo męczące w lekturze.

Źle napisane i bardzo męczące w lekturze.

Pokaż mimo to

avatar
1169
875

Na półkach: , ,

Ufff.... wreszcie to zmęczyłam. Książka, która zapowiadała się nieźle, z każdą kolejną stroną gasiła mój entuzjazm. Pierwsze moje wrażenie: o, język stylizowany na stary - czy ja dam radę? Dałam. Byłam zaskoczona, jak dobrze to się czyta, jak gładko. Dehnel zrobił dobrą robotę i tu ukłon w stronę jego talentu (jak widać talent ma - to moje pierwsze z nim spotkanie) i te trzy gwiazdki są właśnie za to. No i tyle, jeśli chodzi o dobre strony tej książki jak dla mnie. Opowieść na początku była całkiem ciekawa, przez kilkanaście, kilkadziesiąt stron. Potem zaczęła mi się dłużyć, miałam wrażenie, że jest niepotrzebnie rozwleczona i przegadana. I nudna... jak flaki z olejem. I osoba samej Makryny. Ot, zwykła cwana oszustka. Po co się o takich rozpisywać? Jeśli w świecie ludzi kulturalnych takie osoby zasługują na książki, to ja dziękuję bardzo, mogę pozostać niekulturalna. Przeczytałam też w Wikipedii o Makrynie, tam też było, jak dla mnie za długo, ale znacznie ciekawiej. Nie rozumiem zachwytów nad tą książką, nie rozumiem jej racji bytu i jej celu.

Ufff.... wreszcie to zmęczyłam. Książka, która zapowiadała się nieźle, z każdą kolejną stroną gasiła mój entuzjazm. Pierwsze moje wrażenie: o, język stylizowany na stary - czy ja dam radę? Dałam. Byłam zaskoczona, jak dobrze to się czyta, jak gładko. Dehnel zrobił dobrą robotę i tu ukłon w stronę jego talentu (jak widać talent ma - to moje pierwsze z nim spotkanie) i te...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1166
721

Na półkach:

Dehnel nie jest pisarzem jednego tematu, kompozytorem jednej symfonii rozłożonej na wiele tytułów. Wypuszcza się na wyprawy w różne miejsca rzeczywistości, szuka tematów za każdym razem gdzie indziej. Być może, choć w różnych miejsca i w różnych sposób, pytania zadaje wciąż to samo: dlaczego robimy to, co robimy? Co nami powoduje? I, jak każdy dobry pisarz, pytanie zadaje po mistrzowsku, a trud odpowiedzenia na nie zostawia nam.
W Matce Makrynie możemy się z bliska poprzyglądać podszewce naszego romantycznego patriotyzmu, naszej religijności, postawić przeciwko sobie narodowe (i osobiste) cierpienia versus instynkt przetrwania, a nawet wtargnięcia na szczyt, jaki by on nie był.
Bardzo ciekawe i bardzo otrzeźwiające. Szkoda, że ci, którzy otrzeźwienia potrzebują najbardziej, takiej literatury (albo i żadnej) nie dotkną.

Dehnel nie jest pisarzem jednego tematu, kompozytorem jednej symfonii rozłożonej na wiele tytułów. Wypuszcza się na wyprawy w różne miejsca rzeczywistości, szuka tematów za każdym razem gdzie indziej. Być może, choć w różnych miejsca i w różnych sposób, pytania zadaje wciąż to samo: dlaczego robimy to, co robimy? Co nami powoduje? I, jak każdy dobry pisarz, pytanie zadaje...

więcej Pokaż mimo to

avatar
412
357

Na półkach: ,

Enigmatyczna postać Makryny Mieczysławskiej swego czasu budziła wielkie zainteresowanie. Nie bez przyczyny doczekała się nawet poematu od samego Słowackiego. A że manipulacja zawsze karmi się naiwnością i łatwiej wierzyć w informacje, które pasują do naszego światopoglądu, więc „kto w powstaniu szablą nie zwojował, ten teraz pióro do walki sposobił". Tak oto broniono przechery.
Po latach dla przeciwwagi swoje 3 grosze dorzuca do tej historii Jacek Dehnel, który doskonale rozumie jak opowieść poprowadzić, aby posłuch miała. Jego Makryna w pierwszym wątku dokonuje więc hagiograficznej spowiedzi, w drugim zaś wchodzi w rolę posępnej Szeherezady, która gubi się w zeznaniach. Żywy XIX-wieczny język dodaje tylko jej słowom autentyzmu.
Dehnel stosuje przy okazji dyskretną krytykę na ślepy polski mesjanizm emigracyjny za „kudłatym rymopisem” promowany. Wychodzi mu ten rozrachunek z wiarą i mitami całkiem nieźle. Powinien pamiętać jedynie, że powtarzające się relacje z tortur i katorgi powszednieją niestety postronnym. I zapętlona opowieść Mateczki też w końcu wpada w tę pułapkę.

Enigmatyczna postać Makryny Mieczysławskiej swego czasu budziła wielkie zainteresowanie. Nie bez przyczyny doczekała się nawet poematu od samego Słowackiego. A że manipulacja zawsze karmi się naiwnością i łatwiej wierzyć w informacje, które pasują do naszego światopoglądu, więc „kto w powstaniu szablą nie zwojował, ten teraz pióro do walki sposobił". Tak oto broniono...

więcej Pokaż mimo to

avatar
43
40

Na półkach:

Dehnel udowadnia, że nie ma sobie równych na rynku literackim. No więc jaki atut tkwi w powieści „Matka Makryna” ; czy konwencja fabuły, dwie bilateralne narracje, treść; głośna mistyfikacja w połowie XIX wieku, otóż nie, to niezwykła stylizacja i specyfika języka.
Spod jego pióra sypie się język tak lekki, śmigły, zaskakujący swoimi możliwościami, wrażenie czytania jakby zassano przez nurt, i płynęło się niezakłóconym jego rozpędem. Czy to stylistyka tamtych lat, absolutnie nie, wprawdzie dużo wtrętów i przekształceń semantycznych dla oddania tamtego klimatu, to jest dehnelowska gra słowem, niczym wirtuozeria, niezwykła językowa wyobraźnia i finezja. Wokalista ma głos, jako ten dar natury, ale ten glos niekiedy nie ma barwy, Dehnel posiada zacięcie pisarskie i barwę języka, co wybija go wyżej w hierarchii pisarskiej. Koloryzuje językiem (to nie liryka Żeromskiego, krytykowana),wydobywa z lingwistycznej palety barw wszystkie odcienie, aby wyostrzyć i urealnić opis czegokolwiek, opisy wylatują jak z rękawa, słowem tak celnie przywołanym, aczkolwiek nie z postawionego za cel pietyzmu. To jego oręż jako pisarza, który się ma we krwi albo nie.
Powieść na kanwie pewnej historii kontrowersyjnej mitomanki, Ireny Wińczowej, nagłośnionej za sprawą naszych wieszczy epoki romantyzmu. Historycznie to czasy martyrologii narodu pod rosyjską okupacją, mesjanizmu wyrażanego w dziełach romantyzmu, czasy gdzie każdy przejaw awersji do rusofilizmu w jakiejkolwiek postaci był aktem heroizmu i rozgłosem. Na dodatek gdy to ziarno antyrusofilizmu padło na grunt sacrum, wtedy wszystko obrastało siłą legendy.
Irena Wińczowa to typowa żydowska plebejuszka, której udało się wyrwać ze statusu ubóstwa. Wzięta w opiekę przez zakonnicę z Towarzystwa Ratowania Żydów, i znalazła się w środowisku skąd, jako pierwszego źródła czerpała treści do swojej przyszłej mistyfikacji. Za przyczyną mezaliansu weszła na salony. Ani mariaż nieudany, z racji braku potomstwa, ani przemoc ze strony męża –pijaka, nie rozwiązały związku, trwał 20-ścia lat. Śmierć męża to z automatu jej degradacja społeczna, i powrót do punktu wyjścia, bez kapitału pozostało jej tułacze życie, i ciągle co dalej.
Póki co z zakonem miała tyle wspólnego, co we wczesnej młodości, ale jej zapędy bigotki były wątpliwe, przypadkiem zaczęło się kiedy znalazła posadę u sióstr bernardynek jako szafarka. Pewnie w tym miejscu błysnęła jej wyobraźnia, zarzewie rojenia, aby uknuć historię.
I uknuła, o czym Dehnel z takim rozmachem pisze. Ale ile w niej było bystrości, znajomości rzeczy, nazwisk, logiki, skąd to wyszło, jak na to wpadła, dzisiaj byłaby nie celebrytką, ale autorką wielu scenariuszy.
Niewątpliwie jej zdolności do konfabulacji, klasycznej mitomanki, spryt grania emocjami, wzbudzał posłuch empatii ludzkiej ( przeoryszy Makryny Łopuszewskiej, szlachcica Hałko, biskupa Łopuskiego…),gdy jeszcze wymyśla perypetia- treści o religijnym prześladowaniu i uwierzytelnia je niejako stygmatami cielesnymi, efekt był jednoznaczny.
Nic nie rodzi się w świecie publiki bez marketingu. Nie byłoby Makryny Mieczysławskiej, bez jej popularyzatora księdza Jełowieckiego, zakonnika zmartwychwstańców, erudyty i demagoga. To on dał zaszczep jej sławie, do stopnia, kiedy strzęp jej szaty był odczytywany jako relikwie. Tylko dlaczego jej bezgranicznie wierzył i ufał?. W przestrzeni był popyt na taki wizerunek?. Paryż potrzebował męczennicy; jeszcze zakonnicy, bazylianki, i jeszcze prześladowanej przez Rosję. Znakomicie uosabia ten wizerunek, a ludzie pióra emigracji polskiej, w poczuciu swojej misji, niejako sami byli męczennikami, tułaczami, którym skradziono gniazdo, i pędem lgnęli wszędzie tam, gdzie odnajdywali swoją tożsamość.


W Rzymie otrzymała kuratelę, najpierw w klasztorze sakrekerek na Troickiej Górze, po audiencji u Papieża Piusa IX - tego, przy wsparciu księżnej Odeskalkowej zyskuje klasztor. Jej pokazowa gra dewocji przed freskiem Mater Admirabilis, incydenty: z Żydem i jego córką w połogu, z księdzem Blankpe, któremu mija chronizm głuchoty, przypisują jej miano cudotwórczyni, ona sam ma niby prorocze sny: wszystko to jeszcze bardzie stylizuje ją na obiekt kultu.
Wobec takiego stanu rzeczy, adoracji kultu, nie mogły się oprzeć światłe polskie umysły; Norwid zetknąwszy się z nią tworzy o niej wiersz, Mickiewicz pod jej wpływem lekko zbacza z towianizmu, zakłada rachityczne Legiony Polskie, ze sztandarem poświęconym przez papieża, za wstawiennictwem Makryny.
Odwróciła się passa, zajęto klasztor, wizerunek Makryny przybladł, nie potrzebowano jej rady, opowieści, proroctw, cudów.
Dehnel pisze dwie narracje, i w tym nie łatwo się połapać. Ale konfabulacje Makryny pisze innym krojem tekstowym i kursywą, co jest sugestywne, i sygnałem dla zdezorientowanego czytelnika, że w tym jest pewien zamysł. Normalny krój tekstu, to narracja Ireny Wińcz. Co sprytniejszy czytelnik , zaglądnie na blurb z tyłu książki, i połapie się w układzie fabuły.
Wpada mi na myśl historia sekty frankowiczów opisanej w powieści „Księgi Jakubowe” noblistki Tokarczuk, (niestety z premedytacją posunę się do śmiałości: szkoda, że nie wyszło to spod pióra Jacka Dehnela),bo obie historie jako sensacje tamtych lat bardzo podobne, obie osadzone na gruncie ideologii religijnych, obie dotyczą charyzmatycznych indywidualności i ich mistyfikacji, obie wyniosłe na szczyt metodą lansu i reklamy przez erudytów doktryn religijnych.
Paradoksem jest, że obydwie powieści, obydwie pisane na przestrzeni kilku lat, podobne tematycznie, z fabułami o wartości historycznej, starły się w rywalizacji o pierwszą nagrodę Nike w 2015 roku. Wygrała niedoszła noblistka. 900-ćset stron przeciw 400-stu,czy Jacek Dehnel miał szanse?

Dehnel udowadnia, że nie ma sobie równych na rynku literackim. No więc jaki atut tkwi w powieści „Matka Makryna” ; czy konwencja fabuły, dwie bilateralne narracje, treść; głośna mistyfikacja w połowie XIX wieku, otóż nie, to niezwykła stylizacja i specyfika języka.
Spod jego pióra sypie się język tak lekki, śmigły, zaskakujący swoimi możliwościami, wrażenie czytania ...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1173
1149

Na półkach:

O jednym z najsłynniejszych fake newsie w naszej historii to rzecz. Na pośmiewisko nas Polaków i sromotę matki naszej Kościoła rzymskiego obmyślona.

A o wiele lekcej byłoby sercu Polaka umęczonemu, gdyby to przynajmniej sekretne zaborców służby z właściwą im podłą przebiegłością misternie ją ułożyły. Gdybyż to choć grafa Benckendorffa, żandarmów Mikołaja I przełożonego, lubo jakiegoś schizmatyckiego popa wiarę naszą zachwiać pragnącego, dzieło było….

Ale nie. Ona to sama z siebie. A dla pohańbienia nas większego - kto ona była? Prostaczka z Kresów jakaś. By już wstydu naszego większym jeszcze nie czynić, jej pochodzenie nieczyste, kondycję społeczną niewysoką i przeszłość pospolitą zmilczeć lepiej.

Aby spokojności narodowej po wsze czasy nie turbowała, najsłuszniej byłoby pod korcem przed potomnością skryć całe to szalbierstwo – któremu i Wieszcz narodowy największy i nasz rzymski papież (choć po prawdzie nie całkiem on nasz, boć zaborcom posłuszeństwo nam nakazał, ale zawszeć to Prześwięty Namiestnik Piotrowy) wiarę wszak dali.

Ale nie. Znalazł się pismak, co niecną popularność piórem wywalczyć śród innych sobie równych poruszycieli podstaw samych bytu naszego zamierzył. Gdybyż choć dla jurgieltu był to uczynił!

Ale nie, bo na szczęście lud nasz w coraz to większym ociemnieniu się kryje i – Bogu dzięki! – książek nijak się nie ima. Skutkiem owego drukarze marne srebrniki jeno autorom dostarczającym im dzieł swych plugawych wypłacają. Krom tego za sposobność druku nawet płacić słono sami sobie im każą.

Przeto Rodacy Najmilsi, nie tylko za lekturę ową szkaradną się nie bierzcie – na klęczkach upraszam was na świętości nasze drukiem pohańbione! Nadto i białogłów waszych umysły przeczyste, a zwłaszcza dziateczek duszyczki niewinne, przed zepsuciem pilnujcie. Dziełu temu wszetecznemu miejsce należne najdźcie – w wychodku jeno!

Zawżdy pomnijcie, iż ów, co ten płód poroniony z trzewi zaśmierdłych na świat bez pożytku wydalił, Dehnelem Jacentym się zwać każe. To zaś dla świadomych obywatelów znakiem widomym samo w sobie się czyni. Pewnikiem szpieg on pruski lubo austryjacki, boć w krajach onych podobnież czas cały przepędza, swojskością pradawną naszą gardząc, jak na odstępcę przystało.

Patryjotą realnym zaś ten z Was się zwać tylko mógł będzie, kto pisaniu temu mojemu krzyżyk poniżej nakreśli – nawet jak gramotnym nie jest, co videlicet zdrowszym się zdawa, w tych czasach smętkiem okrytych…

O jednym z najsłynniejszych fake newsie w naszej historii to rzecz. Na pośmiewisko nas Polaków i sromotę matki naszej Kościoła rzymskiego obmyślona.

A o wiele lekcej byłoby sercu Polaka umęczonemu, gdyby to przynajmniej sekretne zaborców służby z właściwą im podłą przebiegłością misternie ją ułożyły. Gdybyż to choć grafa Benckendorffa, żandarmów Mikołaja I...

więcej Pokaż mimo to

avatar
300
300

Na półkach:

Pięknie wydana książka.
Potężna w swojej sławie Makryna opowiada…
Tu biega Mickiewicz, tam skupiony i blady Słowacki, a Norwid pogwizduje…
Wiem, że wybór mam niewielki. Po lewej stronie pochód Wojowników Maryi, po prawej stronie marsz Źołnierzy Chrystusa. Pośrodku Szatan w kraciastej marynarce, macha ręką, abstynenta zaprasza na piwo.

Pięknie wydana książka.
Potężna w swojej sławie Makryna opowiada…
Tu biega Mickiewicz, tam skupiony i blady Słowacki, a Norwid pogwizduje…
Wiem, że wybór mam niewielki. Po lewej stronie pochód Wojowników Maryi, po prawej stronie marsz Źołnierzy Chrystusa. Pośrodku Szatan w kraciastej marynarce, macha ręką, abstynenta zaprasza na piwo.

Pokaż mimo to

avatar
629
628

Na półkach:

Kłam
Ja lubie słuchać twych słodkich kłamstw
Tak , uśmiechaj się i z wdziękiem kłam
Kłam
Szepcz mi do ucha sto miłych słów
Tak , nawet gdy nie chce ty do mnie mów
Stop
Czekamy w tłumie do piekła bram
Tak, uśmiechaj się i z wdziękiem kłam
Stop
Powstrzymaj ten ich szyderczy śmiech
Kłam
Apokalipsy nie nadszedł dzień

Ło matko!!...chciało by się zawołać podczas lektury...Jak łatwo nam wierzyć swoją wiarą..Kiedy mamy własne zdanie i się z nim zgadzamy.Kiedy pasuje do układanki,kiedy chcemy i kiedy nam to odpowiada...
Jak zawsze u tego autora pełen elegancji język,jak nie zawsze pełen ciepła humor,jak dotąd chyba nigdy..szarganie..może niezbyt mocne,nie spadają ze ścian chorągwie,krzyżyki,obrazki i proporce..ale troszkę zaczynają dyndać...
Dla mnie to plus..W szarganiu muszą być zachowane proporcje,musi być wdzięk i błyskotliwość, i co najważniejsze odpowiednia doza złośliwości...moim skromnym zdaniem to się panu J. udało..Zachęcam,bo ta książka przypomina pokryty kurzem czasu niby drobny,ale bardzo polski epizod historyczny...

Kłam
Ja lubie słuchać twych słodkich kłamstw
Tak , uśmiechaj się i z wdziękiem kłam
Kłam
Szepcz mi do ucha sto miłych słów
Tak , nawet gdy nie chce ty do mnie mów
Stop
Czekamy w tłumie do piekła bram
Tak, uśmiechaj się i z wdziękiem kłam
Stop
Powstrzymaj ten ich szyderczy śmiech
Kłam
Apokalipsy nie nadszedł dzień

Ło matko!!...chciało by się zawołać podczas lektury...Jak...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    652
  • Przeczytane
    495
  • Posiadam
    138
  • Teraz czytam
    29
  • Chcę w prezencie
    11
  • Literatura polska
    10
  • Literatura polska
    10
  • 2015
    9
  • 2015
    7
  • Polska
    6

Cytaty

Więcej
Jacek Dehnel Matka Makryna Zobacz więcej
Jacek Dehnel Matka Makryna Zobacz więcej
Jacek Dehnel Matka Makryna Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także