Narodziny i upadek rewolucji komunistycznej

Okładka książki Narodziny i upadek rewolucji komunistycznej Warren H. Carroll
Okładka książki Narodziny i upadek rewolucji komunistycznej
Warren H. Carroll Wydawnictwo: Wektory powieść historyczna
748 str. 12 godz. 28 min.
Kategoria:
powieść historyczna
Wydawnictwo:
Wektory
Data wydania:
2008-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2008-01-01
Liczba stron:
748
Czas czytania
12 godz. 28 min.
Język:
polski
ISBN:
9788360562277
Średnia ocen

6,3 6,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,3 / 10
8 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
74
13

Na półkach:

Daję 1 gwiazdkę co znaczy, że książka jest wybitnie propagandowa.

Daję 1 gwiazdkę co znaczy, że książka jest wybitnie propagandowa.

Pokaż mimo to

avatar
421
26

Na półkach: ,

Dzieło bardzo wartościowe, wbrew nienawistnym i ewidentnie nieobiektywnym komentarzom. Książka nie jest jednak (niestety) pozbawiona rażących błędów, a te związane są przede wszystkim z pewnymi uproszczeniami w kontekście Europy Środkowo-Wschodniej.

Szczególnie kłuje w oczy powielanie oczywistych bzdur nt. przeskakiwania przez rzekomy mur pewnego ubeckiego donosiciela i kreowanie fałszywego obrazu tej postaci (naiwna idealizacja) oraz bezrefleksyjna gloryfikacja ukraińskich nacjonalistów. Ewidentnie błędy te wskazują na to, że autor niewystarczająco zgłębił temat lub korzystał ze zbyt ograniczonej ilości źródeł, prezentujących ponadto zmanipulowaną propagandowo wersję historii.

Dzieło bardzo wartościowe, wbrew nienawistnym i ewidentnie nieobiektywnym komentarzom. Książka nie jest jednak (niestety) pozbawiona rażących błędów, a te związane są przede wszystkim z pewnymi uproszczeniami w kontekście Europy Środkowo-Wschodniej.

Szczególnie kłuje w oczy powielanie oczywistych bzdur nt. przeskakiwania przez rzekomy mur pewnego ubeckiego donosiciela i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
610
567

Na półkach:

Dzieło nie sprawia najlepszego wrażenia.

„Studenci, którzy 23 marca 1819 r. na Uniwersytecie w Jenie zamordowali z zimną krwią profesora Augusta von Kotzebue za jego nauki na temat natury zła tkwiącego w rewolucji, działali pod przemożnym wpływem Buonarrotiego.” (s. 16) Po cóż liczba mnoga? O ile wiadomo, zabójca był tylko jeden, a pobudki jakie mu przyświecały, wyglądały inaczej. „Po zabójstwie agenta rosyjskiego Kotzebuego przez studenta teologii Karola Fryderyka Sanda 23 marca 1819 r. rozpoczęła się pod egidą Metternicha, Gentza, Adama Mullera, krucjata przeciwko uniwersytetom niemieckim. Uchwały Karlsbadzkie z 20 kwietnia 1819 r. stanowiły wzór dla władz edukacyjnych i policyjnych Królestwa Polskiego i Rosji.” (Jan Kucharzewski „Epoka Paskiewiczowska: losy oświaty” Warszawa Kraków 1914 s. 26)

O dekabrystach Carroll wie, że gdzieś dzwonią.

Wprawdzie podejście Carrolla do caratu wygląda raczej ujemnie („autokracja faktycznie osłabiła Rosję zamiast ją wzmocnić. Kiedy jeden człowiek staje się w praktyce państwem, wówczas jego osobiste słabości, nieszczęścia i niepowodzenia mogą zniszczyć państwo. Właśnie to stało się z Rosją za panowania cara Mikołaja II, które zakończyło się w roku 1917.” s. 37),nawet bardziej niż potrzeba, nie wiadomo skąd wytrzasnął wieść, jakoby w Rosji „nie rozwinęły się tradycyjne instytucje służących ludziom do wyrażania swojej woli. Parlamenty narodowe, które powstały w każdym innym europejskim kraju, nigdy się tam nie pojawiły.” (s. 36) Bez urazy, jakieś „ziemskie sobory” bądź co bądź były, zwane tak dla odróżnienia od cerkiewnych, założyciel dynastii Romanowych został wybrany przez taki „sobór” w 1613, dziełem „soboru” 1649 była kodyfikacja prawa zwana „Соборное уложение”, po raz ostatni „sobór” zwołany został w 1684 dla zawarcia pokoju z Rzeczypospolitą. Na przesadę wygląda też dalszy ciąg wywodu „Nie było tam nigdy żadnych samorządnych miast. Rosja miała dwie stolice – Sankt Petersburg i Moskwę – ale żadnego innego miasta aż do XX stulecia” jakby nie było Pskowa czy Nowogrodu Wielkiego (oczywiście zgnębionych później przez carat).

Wyjaśnienia wymaga twierdzenie jakoby „generał Loris-Melikow, mianowany przez cara Aleksandra II szefem specjalnego komitetu do spraw opracowania metod zarówno wyeliminowania terroryzmu, jak i zadośćuczynienia autentycznym skargom ludu, przygotowywał plan utworzenia pierwszego w historii Rosji zgromadzenia narodowego, choć na razie mającego pełnić jedynie funkcje doradcze, mającego zaproponować projekt ustawy dla Ministerstwa Wewnętrznego, które Loris-Melikow miał objąć. Zgromadzenie to byłoby pierwszym realnym, choć stosunkowo niewielkim krokiem zmierzającym do ograniczenia totalnej autokracji cara. (…) car podpisał historyczny dokument przygotowany przez generała Loris-Melikowa, ustanawiający pierwsze rosyjskie zgromadzenie narodowe.” (s. 41, skracam wywód, ale nie zmieniam sensu). Projekty „zgromadzenia” były wysuwane wcześniej i omawiane w tajemnicy, jeden na początku lat 60 opracował minister spraw wewnętrznych Piotr Wałujew, później bardziej ograniczony, wzorowany na poprzednim, zgłosił brat carski wielki książę Konstanty. Aleksander II odrzucał je kolejno jako zbyt „wywrotowe”. Pomysł Melikowa mówił już nie o „zgromadzeniu”, a zaledwie o „komisji”, częściowo mianowanej, a częściowo wybranej przez samorządy zwane „ziemstwami” wybieranymi w sposób podobny do Sejmu Galicyjskiego (znaczna część ludności pozbawiona była praw wyborczych, do tego osobno przedstawicieli wybierali właściciele ziemscy, osobno kupcy i przemysłowcy, osobno reszta, były to „kurie”),lecz mającymi jeszcze mniejsze uprawnienia. „Komisja” ta miała jedynie doradzać i tylko w sprawach, o które car by ją zapytał, jeśli zechciał. Uchwały czy też porady rozpatrywałaby następnie Rada Państwa z udziałem zaproszonych przedstawicieli samorządów, przy tym uprawnienia Rady Państwa też były doradcze, a jej znaczenie znikome, car bowiem mógł jeśli chciał zlecić opracowanie nowego prawa także innym urzędom lub poszczególnym czynownikom, a wynik prac zatwierdzić, odrzucić bądź kazać przerobić. Zatem „reforma” ta, gdyby została urzeczywistnioną, więcej zapowiadała, jak przynosiła. Szczegółowo opisuje to Kucharzewski „ta warunkowo rzucona myśl wprowadzenia do Rady Państwa w skromnych rozmiarach żywiołu obywatelskiego, nie z wyborów, lecz z powołania cesarskiego, nie stanowiła innowacji, była przewidziana przez prawo i miała swe precedensy” („Terroryści” Warszawa Wydawnictwo Kasy im. Mianowskiego 1931 s. 396),chyba zbyt wysoko oceniając „Aleksander II przyjmując i zatwierdzając którykolwiek z tych projektów, stawiał de facto krok pierwszy na drodze do likwidacji samowładztwa biurokratycznego …” (tamże, s. 367).

Jeszcze tego samego dnia zatwierdziwszy projekt (1/13 marca 1881) car zginął w zamachu, a jego następca niedoszłą „reformę” wkrótce odwołał (rozmyślnie piszę w cudzysłowie). Carroll nie wiadomo czemu przywiązuje wagę do pochodzenia zamachowca, który wysadził cara bombą, sam przy tym ginąc, „Ignacego Hryniewieckiego, Polaka pałającego żądzą zemsty za pacyfikację swojej ojczyzny przez wojska carskie w 1863 roku.” (s. 42) Hryniewiecki był zruszczonym Polakiem (jego ostatnie zapiski świadczą o walce z caratem, milczą o tym, by utożsamiał to ze sprawą niepodległości Polski),pozostali zamachowcy (jednego ujęto, inny zbiegł) nie byli tego pochodzenia, zamachem zaś kierowała „Wola Ludu” (Народная воля),a nie na przykład założona w 1876 Konfederacja Narodu Polskiego.

Diabeł Morski swym zwyczajem czai się w szczegółach.

„W marcu 1903 r. Siergiej Witte, prezes rady ministrów, zaaprobował statut Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Robotników w przemyśle maszynowym zaproponowany przez o. Gapona.” (s. 52) Witte zajmował wówczas stanowisko ministra finansów, premierem (do tego pierwszym w dziejach caratu) został i to przejściowo 2 lata później.

„Pełen optymizmu z powodu wydarzeń roku 1905, Lenin, jedyny raz po rozłamie w 1903 r. wyrażał gotowość zawarcia pokoju z mienszewikami na IV kongresie Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji w Sztokholmie w kwietniu 1906 r., tym bardziej, że miał teraz większość delegatów: 62 głosy przeciw 42. Po pewnym wahaniu wyraził swoje poparcie dla rad jako agend przyszłej rewolucji i dla uczestnictwa socjaldemokratów w Dumie, do której właśnie trwały wybory (obie strategie były silnie popierane przez mienszewików).” (s. 58/59, chodzi o Dumę pierwszej kadencji, rychło rozwiązaną, podobnie jak drugą, wybieraną podobnie mało demokratycznie jak „ziemstwa”, czego Carroll wyraźnie nie zaznacza, a szkoda).

Leszek Kołakowski przedstawia to dokładnie na odwrót :
„Jednym z wyników rewolucji był sławny manifest cara z października 1905 roku, obiecujący konstytucję, swobody obywatelskie, wolność słowa i zgromadzeń, parlament (Dumę). Wszystkie frakcje socjaldemokratyczne, a także SR-zy, ogłosiły bojkot wyborów i piętnowały carskie obietnice jako oszustwo. Ostatnie dwa miesiące 1905 roku były szczytowym punktem rewolucji; zakończyły się zdławieniem powstania robotników moskiewskich w grudniu. (…) Długo jeszcze, po zdławieniu masowych buntów, ogniska walk i gwałtu rozpalały się tu i ówdzie, niszczone represjami. Lenin jednak przez długi czas, w okresie tak zwanego odpływu fali rewolucyjnej, spodziewał się rychłego wznowienia walk. W końcu jednak uznał, że należy nastawić się na pracę w warunkach reakcji i stanowczo obstawał za udziałem socjaldemokracji w wyborach do trzeciej Dumy (1907, dop. Piratki) – tym razem w zgodzie z mienszewikami, a przeciwko większości własnej frakcji. Rewolucyjna eksplozja doprowadziła do ponownego formalnego zjednoczenia partii. Na zjeździe w Sztokholmie w kwietniu 1906 roku obie frakcje przywróciły jedność organizacyjną (mienszewicy mieli tym razem znaczącą większość, lecz dawne nazwy utrzymały się nadal),która miał przetrwać następne sześć lat, do kolejnego i ostatecznego rozłamu, jaki Lenin zarządził w 1912 roku.” („Główne nurty marksizmu” Warszawa 2009 t. 2 s. 426)

O Krwawej Niedzieli prawidłowo „Mikołaj II dał niechlubny przykład, uciekając do swojej rezydencji zwanej Carskie Sioło, zapewne w ogóle nie biorąc pod uwagę wyjścia naprzeciw o. Gaponowi czy jakiejkolwiek delegacji demonstrantów lub choćby wysłania na spotkanie któregoś ze swoich ministrów. (…) Oficjalna liczba 130 zabitych jest po prostu niewiarygodna. Przynajmniej sześć kompanii (ponad tysiąc ludzi) wystrzeliwujących dziewiętnaście serii amunicji do ludzi stojących w odległości metra na pewno zabije więcej ludzi. (…) Kiedy dowiadujemy się, że przez następne dwie noce wszystkie ciała ofiar Krwawej Niedzieli zostały zabrane pociągiem pod silną eskortą policyjną i pochowane we wspólnych mogiłach, by zapobiec identyfikacji i liczeniu, podejrzenie staje się bliskie pewności. Późniejsze szacunki mówią o tysiącu zabitych oraz pięciu tysiącach rannych i choć obecnie kwestionowane są przez historyków, wydają się bliskie prawdy.” (s. 53/54)

Lecz przy reformie rolnej Stołypina (spóźnionej i w porównaniu z projektami Wittego ograniczonej) Carrol powiela komunistyczne slogany:
„Jej celem bowiem było doprowadzenie do powstania, po raz pierwszy w rosyjskiej historii, olbrzymiej ilości znajdujących się w indywidualnym posiadaniu gospodarstw rodzinnych, które stanowiłyby stabilną bazę dla rządu i społeczeństwa przeciw rewolucjonistom (beneficjentami tej reformy byli tzw. kułacy, których Stalin później "zlikwidował", wysyłając miliony z nich na śmierć).” (s. 60, podobnie na s. 216)
Słowo „kułak” początkowo oznaczało lichwiarza czy nieuczciwego sklepikarza, bolszewicy rozmyślnie przekręcając znaczenie nazywali tak gospodarzy, zatrudniających najemną siłę roboczą, wkrótce „kułakami okazali się wszyscy chłopi, którzy jeszcze nie żyli w nędzy” (Andrzej Józef Kamiński „Koszmar niewolnictwa” Warszawa 1990).
„Jednym z mylących banałów w historiografii Rosji, krzewionych przez komunistycznych historyków, jest utrzymywanie, jakoby stołypinowskie reformy agrarne były obliczone na faworyzowanie kułaków, określanych jako wiejscy lichwiarze i wyzyskiwacze. W rzeczywistości ich cel był wręcz przeciwny, dać przedsiębiorczym chłopom sposobność wzbogacenia się dzięki wydajnej pracy, a nie przez lichwę i wyzysk.” (Richard Pipes „Rewolucja rosyjska” Warszawa 2006 przypis na s. 183)
Podobnie wcześniej pisał Robert Conquest w „The Harvest of Sorrow”. Carrol, co tym bardziej dziwne, kilkakrotnie powołuje się na prace Conquesta i Pipesa, zatem chyba je przynajmniej przejrzał.
Również nie wiadomo na czym oparł twierdzenie, iż dom Stołypina „był obiektem ataku terrorystycznego przy użyciu środków wybuchowych wyprodukowanych przez bolszewików” (s. 59),bolszewicy do 1917 nie byli terrorystami.
„Stołypin stopniowo tracił łaski cara, który tak naprawdę nigdy nie rozumiał ani jego, ani motywów nim kierujących i był coraz bardziej naciskany przez doradców przeciwnych wszystkim reformom” (s. 61) Owe „reformy” i tak nie były godne tego miana, co Carroll zręcznie pomija. Jedną z nich było rozszerzenie „ziemstw” na ziemie ukraińskie i białoruskie. Ponieważ dzięki wyborom „kurialnym” znaczna część miejsc przypadała wielkim właścicielom ziemskim, w tym wypadku polskim bądź spolonizowanym, dla uniknięcia tego, zamiast spróbować demokratyzacji prawa wyborczego, Stołypin nie był wstanie wydumać nic durniejszego niż „kurie” narodowościowe.

Wybuch I Wojny Światowej wygląda tak pokrętnie, że ciężko czytać.
„28 czerwca 1914 r. następca tronu Cesarstwa Austriackiego, arcyksiążę Franciszek Ferdynand, został zastrzelony w Sarajewie. Jego wuj (stryj, zapewne wina tłumaczenia, uwaga Piratki),wiekowy cesarz Franciszek Józef, stracił już brata, syna i żonę z rąk rewolucjonistów i wskutek ich wpływów, w różnych miejscach i okolicznościach. Kiedy więc usłyszał wiadomość o zamordowaniu arcyksięcia zawołał: "Czy nic nie zostanie mi oszczędzone?". Wiedział, że rząd sąsiedniej Serbii zachęcał, zaopatrywał i wspierał zabójców jego bratanka. Kierowany własnym gniewem, jak również pragnieniem sprawiedliwości, postawił ultimatum, żądając od Serbii otwarcia granic dla jego armii i policji w celu znalezienia zabójców. Serbia odmówiła, apelując do swojego sojusznika – Rosji. Rosja była sprzymierzona z Wielką Brytanią i Francją, Austria zaś z Niemcami i Turcją.” (s. 63) Cesarz powiedział to kiedy indziej i w zupełnie innych okolicznościach, tu zaś wątpliwe, by aż tak się przejął. Franciszek Ferdynand nie cieszył się przychylnością dworu z powodu małżeństwa z „zaledwie” hrabianką, a także sprzyjania planom zmiany podwójnej monarchii na potrójną (z częścią słowiańską). Pogrzeb odbył się bardzo skromnie, bez wojskowej asysty i nie w krypcie rodowej Habsburgów. Układ sojuszy wyglądał inaczej (Wielka Brytania unikała zobowiązania do wystąpienia po stronie Francji czy Rosji, Turcja przyłączyła się do państw centralnych już po wybuchu wojny),treść ultimatum inna, ani słowa o „wpuszczeniu wojska”, odpowiedź na tyle ustępliwa, że kajzer Wilhelm uznał to „brak powodu do wojny”. Zamiar postawienia ultimatum zaistniał jeszcze przed zamachem, będącym jednie dogodnym pretekstem, gubernator wojskowy (Chef der Landesregierung) Bośni Oskar Potiorek zlekceważył środki ostrożności podczas wizyty arcyksięcia umożliwiając, a przynajmniej ułatwiając zamach (vide Janusz Pajewski „Pierwsza wojna światowa”).

Umowa warszawska 1920 wygląda trochę jak w „Naszej wojnie” Borodzieja, chociaż niby przychylnie:
„Piłsudski zawarł sojusz z Semenem Petlurą i jego pobitymi nacjonalistami. Zachodnia Ukraina przechodziła od wieków z rąk do rąk, między Polską a Rosją, aż Polska została wymazana z map w wyniku rozbiorów pod koniec XVIII w. Odzyskanie jej w celu utworzenia małego ukraińskiego państwa narodowego zależnego od Polski pomogłoby chronić aż nadto narażoną na niebezpieczeństwo odrodzoną państwowość. 25 kwietnia Piłsudski przekroczył ze swoimi wojskami źle oznaczoną nową granicę.” (s. 141)

Kilkanaście cytatów z „Utopii u władzy” Hellera i Niekricza coś wnosi (prościej jednak poczytać ją niż marne powielanie niektórych urywków, dobranych przy tym bez uzasadnienia),z resztą bywa różnie.

Omawiając schyłek rządów Lenina, Carroll naiwnie utrzymuje jakoby:
„Lenin cierpiał katusze, ale jego potężny umysł nigdy nie był bardziej sprawny. Wiedział, że grozi mu niebezpieczeństwo większe, niż kiedykolwiek uważał za możliwe. Nie tylko jednak nie zamierzał się poddać, lecz był nadal przekonany, że może zwyciężyć. W tym, co podyktował poprzedniego wieczora, znajdował się początek oświadczenia na XII zjazd Rosyjskiej Partii Komunistycznej planowany na marzec przyszłego roku. Oświadczenie rekomendowało znaczne powiększenie Komitetu Centralnego poprzez przyjęcie 50 do 100 "przedstawicieli klasy robotniczej". Rozbudowa Komitetu Centralnego miałaby zneutralizować wpływy Stalina do czasu, w którym uda się go skutecznie zdemaskować. Teraz, gdy w Wigilię dyktował tekst Marii Wołodiczewej, każdy atom jego woli ogniskował się na pokonaniu i zniszczeniu człowieka, który go osaczał. Płynące z jego ust słowa brzmiały wyraźnie, zniekształcenia zniknęły. Wiedział dokładnie, co chciał powiedzieć. Było oczywiste, że leżąc bezradnie przez długie, pełne cierpienia godziny, nauczył się swojego oświadczenia na pamięć, od początku do końca. Zapalny temat należy traktować ostrożnie. Nie ma sensu mówić partii zbyt wiele. Ale nadszedł czas, by ujawnić nazwiska. "Kluczowym czynnikiem dla problemu stabilności jest istnienie w Komitecie Centralnym takich członków, jak Stalin i Trocki. (…) Towarzysz Stalin, obejmując funkcję sekretarza generalnego, skoncentrował ogromną władzę w swoich rękach i nie jestem pewien, czy zawsze wie, jak używać jej z należytą rozwagą. Natomiast towarzysz Trocki, co zostało udowodnione przez jego walkę z Komitetem Centralnym w związku z kwestią Ludowego Komisariatu Kolejnictwa, wyróżnia się nie tylko wyjątkowymi zdolnościami – osobiście uważam, że niewątpliwie jest bodaj najzdolniejszym człowiekiem w obecnym Komitecie Centralnym – ale także odznacza się wyjątkową pewnością siebie i nadzwyczajnym entuzjazmem dla czysto administracyjnego aspektu zagadnienia. Te dwie indywidualności, dwaj najwybitniejsi przywódcy obecnego Komitetu Centralnego, mogą w sposób zupełnie niezamierzony doprowadzić do rozłamu i jeżeli nasza partia nie podejmie kroków, by temu zapobiec, rozłam może nastąpić nieoczekiwanie".” (s. 165, skracam nie zmieniając sensu)
„30 i 31 grudnia [1922] Lenin podyktował obszerne memorandum w kwestiach narodowościowych, nalegając na federacyjną strukturę Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, domagając się przykładnego ukarania Ordżonikidze oraz uznania Stalina i Dzierżyńskiego politycznie odpowiedzialnymi za ich nadużycia i błędną ocenę sytuacji w Gruzji. 4 stycznia 1923 r. podyktował innej sekretarce, Lidii Fotiewej post scriptum do swojego testamentu z Wigilii, który nazywano później "jego bombą": "Stalin jest zbyt nieokrzesany [grub] i wada ta, w pełni do zaakceptowania wśród swoich i w naszych relacjach jako komunistów; staje się nie do zniesienia na stanowisku sekretarza generalnego. Z tego powodu sugeruję, żeby towarzysze rozważyli, jak przenieść Stalina z tego stanowiska i zastąpić go kimś, kto pod wszystkimi możliwymi względami góruje nad Stalinem pod tym względem, ma większą cierpliwość, jest bardziej lojalny, ma lepsze maniery i wykazuje większą dbałość o towarzyszy".” (s. 166)
List brzmiał ostrożnie, zamiast żądać odwołania genseka, „sugerował”, by to „rozważyć”, w dodatku zarzuty stawiane Stalinowi trudno określić jako poważne z partyjnego punktu widzenia, co widać w porównaniu z resztą owego „testamentu”, którą Carroll pominął, Lenin bowiem uznał za stosowne poświęcić uwagę jeszcze 4 innym członkom KC, każdemu z nich przypinając łatę: przypomniał jak Kamieniew i Zinowiew w 1917 byli przeciwni przejęciu władzy, „epizod” ten „nie był oczywiście przypadkiem”, Bucharin uchodzi za wybitnego teoretyka partyjnego, jednak jego poglądy „mogą być tylko z bardzo dużymi zastrzeżeniami zaliczane do poglądów całkowicie marksistowskich”, Piatakow wprawdzie bardzo zdolny, lecz „w poważnej sprawie politycznej” nie sposób na nim polegać. (Lenin „Dzieła” I wydanie, Warszawa 1950 – 1975, t. 36, s. 621 – 624)
Trzeba by też wyjaśnić, na czym polegało zamiłowanie do zarządzania u Trockiego, chodziło o jego skłonność do dyktatorskich metod, co Lenin dotąd pochwalał, a teraz obrócił w zarzut.
Co do „spraw narodowościowych” i „powiększenia KC” (co wedle Carrolla „miałoby zneutralizować wpływy Stalina”) to „Lenin żądał obrony mniejszości narodowych i respektowania prawa do samookreślenia nazajutrz potem, kiedy Armia Czerwona, z jego błogosławieństwem, przeprowadziła najazd na Gruzję [w 1921], która miała własny, w demokratycznych wyborach powołany, rząd socjalistyczny (mienszewicki). Zamierzał zapobiec walce frakcyjnej przez zwiększenie ilości członków Komitetu Centralnego – jak gdyby w warunkach, w których z demokracji wewnątrzpartyjnej, w wyniku jego własnych zabiegów, ocalały tylko szczątki, sama ilość członków KC mogła mieć jakiekolwiek znaczenie.” (Kołakowski „Główne nurty marksizmu” t. 2, s. 502)
Co do „przedstawicieli klasy robotniczej” w KC, Lenin zgodnie z zasadami dwójmyślenia wcześniej był zauważył „Czyż każdy robotnik wie, jak rządzić państwem? Ludzie praktyki wiedzą, że to bajki.” („Przemówienie na zjeździe górników 23 stycznia 1921”, „Dzieła” t. 32, s. 47)

Zatem wiele hałasu o nic.
Rozważania o „potężnym umyśle Lenina” są bezprzedmiotowe, to jak co chwila sam sobie przeczył, a od dawna to robił, świadczy o chorobie umysłowej. „Amerykański dziennikarz Harrison Salisbury uważa, że Lenin w tym okresie znajdował się w stanie podniecenia właściwego osobnikom cierpiącym na psychozę maniakalno-depresyjną” pisze Heller w „Utopii”, chodzi o rok 1917, trudno jednak by później się polepszyło.

Zamach na Kirowa 1 grudnia 1934:
„Kirow poszedł sam korytarzem w kierunku swojego biura. W miejscu, gdzie korytarz skręcał w lewo, była ubikacja. Gdy Kirow doszedł tam, drzwi ubikacji się otworzyły i wyskoczył z nich nieduży, pokraczny mężczyzna z dużą głową, odstającymi uszami, długimi, zwisającymi rękami i zniekształconą stopą. Nazywał się Leonid Nikołajew, miał trzydzieści lat, choć wyglądał na znacznie starszego. Był rewolucjonistą od szesnastego roku życia, ale ze względu na słabe zdrowie, nieatrakcyjny wygląd i częsty brak dyscypliny nie awansował w partii i z czasem nabrał gorzkiej urazy do jej przywódców. W ręku miał pistolet. Nikołajew strzelił Kirowowi w tył głowy i natychmiast zemdlał. (…) Podstawowe fakty dotyczące zabójstwa Kirowa nie zostały ujawnione przez 22 lata, do czasu tajnego referatu Chruszczowa, gdy Stalin nie żył już od trzech lat. Dalsze szczegóły wyszły na jaw po otwarciu sowieckich archiwów po upadku ZSRR, ale i tak pozostaje wiele pytań. Mimo rozmaitych wątpliwości istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że Stalin zlecił to morderstwo. Nikołajew był dobrze znany NKWD jako osobnik niezrównoważony, o morderczych skłonnościach i pełen nienawiści do partyjnych przywódców.” (s. 243n) Podany przebieg zamachu jest hipotetyczny, gdyż nastąpił bez świadków, chyba że … Praca Conquesta „Stalin i zabójstwo Kirowa”, na którą Carroll powołuje się w przypisie, zawiera jeszcze jedną, pominiętą tu okoliczność, Nikołajewa znaleziono nieprzytomnego, gdyż był zupełnie pijany, zatem możliwe (Conquest napomknął o tym dla porządku, bowiem nie był przekonany),a nawet pewne, iż strzelał kto inny, funkcjonariusz NKWD Gorlikow, zaś Nikołajew został tam podrzucony …

Bez potrzeby nazywa Tuchaczewskiego „najbardziej prestiżowym i utalentowanym radzieckim przywódcą wojskowym” (s. 283),jego udział w zakładaniu GUŁagu z niezrozumiałych powodów pomija, napomyka tylko o tłumieniu powstań w Kronsztadzie i Tambowie w 1921, anachronicznie mianując go już wtedy „marszałkiem” (s. 151).

„Pod nieudolnymi rządami wnuka i prawnuka Marii Krystyny, Alfonsa XII i Alfonsa XIII, Hiszpania utraciła resztki swojego imperium w 1898 r.” (s. 266) Zabrakło choć z pół zdania o obozach koncentracyjnych, jakie wtedy pod tą właśnie nazwą założył na Kubie hiszpański gubernator Valeriano Weyler.

Pakt Ribbentrop - Mołotow przedstawiony dość niezręcznie:
„jest więcej niż pewne, że Stalin nigdy nie zamierzał wiązać się sojuszami z Anglią i Francją, ponieważ były daleko i nie stanowiły dla niego żadnego zagrożenia, podczas gdy Hitler był blisko i stanowił poważne niebezpieczeństwo” (s. 289n) jakby istniała konieczność ustalania wspólnej granicy z Hitlerem, by mógł uderzyć pierwszy. Chyba, że Stalin zamierzał uderzyć pierwszy, wówczas wspólna granica znajduje wytłumaczenie. Istnieje sporo poszlak, przed „Lodołamaczem” Suworowa pisał o tym Władysław Anders w „Klęsce Hitlera w Rosji” (1952) czy Narcyz Łopianowski w „Rozmowach z NKWD” (wydanych w 1992, pisanych wcześniej),jednak Carroll ogranicza się do „Brzmi to niewiarygodnie, ale chyba rzeczywiście [Stalin] wierzył, że Hitler dotrzyma obietnicy o nieagresji; później, w tym samym roku w listopadzie powiedział szczerze przyjacielowi Roosevelta Harry Hopkinsowi, że do końca ufał Hitlerowi.” (s. 300). A niby skąd wie, czy Stalin mówił coś „szczerze” ?

Można podać inny cytat, świadczący o czymś dokładnie przeciwnym, z rozmowy Stalina z brytyjskim ambasadorem:
„Związek Sowiecki chciał zburzyć dawną równowagę (…) Anglia i Francja chciały ją utrzymać. Niemcy też chciały zakłócić tę równowagę, a ten wspólny cel jej zakłócenia
stworzył podstawy do zbliżenia z Niemcami”
Sir Stafford Cripps do Foreign Office, 16 VII 1940, National Archives, Londyn, FO371/24846, f.10 N6526/30/38.
(Roger Moorhouse „Pakt diabłów. Sojusz Hitlera i Stalina” Kraków 2015, s. 43)

Bez tradycyjnych bredni o „szarżach ułanów na czołgi” się nie obeszło. A przynajmniej czegoś zbliżonego: „Rozległe równiny i górzyste tereny Polski skąpane w słońcu późnego lata stały się drogami szybkiego ruchu dla znakomitych niemieckich czołgów (którym na wielu polach bitew stawiała czoła polska konnica)” (s. 291),w oryginale „The broad plains and rolling hills of Poland, baked by the late summer sun, became freeways for the excellent German tanks (which, on many of the battlefields, were opposed by Polish horses)” (s. 309 wydania z 1995).

„Pod koniec stycznia 1945 r. sowieckie wojska dokonujące przemarszu przez południową Polskę dotarły do Auschwitz, najstraszliwszego ze wszystkich nazistowskich obozów śmierci (…) Rok później” w istocie dwa lata „Rosjanie” NTN o ile wiadomo nie składał się z Rosjan „sądzili komendanta obozu Rudolfa Hössa. Skazali go na śmierć i powiesili na ogromnym haku.” (s. 321 „Late in January 1945 , Soviet troops advancing through southern Poland came to Auschwitz , worst of all the Nazi death camps … A year later they tried the commandant, Höss, sentenced him to death, and hanged him from a large hook”) o tym haku pierwsze słyszę, a raczej czytam, chyba pomylił Hössa z Canarisem.

Tłumacz czasem prostuje:

„Jedna trzecia jej wschodnich ziem miała trafić do Związku Radzieckiego, a dwie trzecie zachodnich do hitlerowskich Niemiec” (s. 291) Przypis „Faktycznie proporcje, przewidziane w układzie, były odwrotne - granica miała przebiegać wzdłuż Wisły i Sanu, dwie trzecie Polski mieli otrzymać Sowieci. Zmieniono to później, na mocy układu moskiewskiego z 29 września 1939 r. Obaj zaborcy podzielili się Polską mniej więcej po równo.”

A czasem zostawia bez komentarzy.

„Powstanie przygotowane i przeprowadzone przez Armię Krajową, dowodzone przez generała Tadeusza Komorowskiego, bardziej znanego pod jego podziemnym pseudonimem Bór, było dla Rosjan kompletnym zaskoczeniem. Decyzja, aby nie powiadamiać ich zawczasu, była ewidentnie celowa i wydaje się, że podjął ją osobiście generał Bór. Sowieci w tym czasie już aresztowali i zabijali żołnierzy Armii Krajowej.” (s. 317)

Jakby przepisane z hagiografa Stalina, Izaaka Deustchera (którego Carroll chyba uważał za autorytet „uczeń Trockiego, Izaak Deutscher nazywał swojego mistrza "prorokiem" we wszystkich trzech tomach swojej znakomitej biografii Trockiego” s. 19, swoją drogą, co w tym znakomitego). Otóż
„O bezwzględnej postawie Stalina wobec Powstania Warszawskiego w 1944 r. nie sposób dowiedzieć się z deutscherowskiej biografii. Podany przez niego opis tego zdarzenia historycznego rozmyty jest we wszelkiego rodzaju omówieniach i zastrzeżeniach, łącznie z tezą, że powstanie było "nieoczekiwane". Tymczasem jest faktem historycznym, że kontrolowane przez Sowietów radio w języku polskim wielokrotnie apelowało do mieszkańców Warszawy , by wywołali powstanie.” (Leopold Łabędź „Bez złudzeń” Londyn 1989 s. 99)

Obniżam początkową ocenę. Są bez porównania lepsze prace, w tym wyżej wymienione Conquesta, Hellera czy Łabędzia.

Dzieło nie sprawia najlepszego wrażenia.

„Studenci, którzy 23 marca 1819 r. na Uniwersytecie w Jenie zamordowali z zimną krwią profesora Augusta von Kotzebue za jego nauki na temat natury zła tkwiącego w rewolucji, działali pod przemożnym wpływem Buonarrotiego.” (s. 16) Po cóż liczba mnoga? O ile wiadomo, zabójca był tylko jeden, a pobudki jakie mu przyświecały, wyglądały...

więcej Pokaż mimo to

avatar
772
50

Na półkach: , ,

Tytuł książki powinien brzmieć: "Bajka o tym jak Bóg pokonał komunizm". Co autor wyczynia w tej publikacji to po prostu w głowie się nie mieści. Dobitnie o tym świadczy cytat z ostatniej strony, będący podsumowaniem całej treści: "Pokonał go [komunizm - R. S.] Bóg i ludzie, którzy go kochali i którzy mu służyli". Litości. Nie mam nic do wiary i religii, ale to jest podobno książka HISTORYCZNA, a tu dostaję opisy objawień fatimskich ze słońcem "tańczącym" na niebie, cudownych modlitw powstrzymujących komunistów przed użyciem siły itp. Idąc tokiem rozumowania autora, jeśli Bóg obalił komunizm, to musiał również pozwolić na jego zaistnienie i cierpienia ponad 100 milionów niewinnych osób. Przecież jako Wszechmogący mógł w łatwy sposób powstrzymać Lenina i jego towarzyszy (choć zdaniem autora Lenina jednak powstrzymał, sprowadzając na niego udary - szkoda, że nie zrobił tego wcześniej). Nie chcę tu jednak "płytko" filozofować na temat istnienia Boga i jego ingerencji w życie ludzkie. Moim zarzutem jest przede wszystkim ahistoryczność autora i dlatego taka niska ocena. Książkę ratuje jedynie dobra narracja i dlatego te 700 stron, zapisanych małym druczkiem, pochłania się sprawnie i szybko.

Tytuł książki powinien brzmieć: "Bajka o tym jak Bóg pokonał komunizm". Co autor wyczynia w tej publikacji to po prostu w głowie się nie mieści. Dobitnie o tym świadczy cytat z ostatniej strony, będący podsumowaniem całej treści: "Pokonał go [komunizm - R. S.] Bóg i ludzie, którzy go kochali i którzy mu służyli". Litości. Nie mam nic do wiary i religii, ale to jest podobno...

więcej Pokaż mimo to

avatar
79
35

Na półkach:

Świetna praca, można ją postawić na równi z Czarną Księgą Komunizmu. Autor jest Katolikiem i dlatego często skupia się na prześladowaniu Kościoła, co akurat mi bardzo odpowiada. Warto przeczytać

Świetna praca, można ją postawić na równi z Czarną Księgą Komunizmu. Autor jest Katolikiem i dlatego często skupia się na prześladowaniu Kościoła, co akurat mi bardzo odpowiada. Warto przeczytać

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    51
  • Przeczytane
    11
  • Posiadam
    10
  • Historia
    5
  • Zimna Wojna / Komunizm / ZSRR
    1
  • E-book niekomerc. PDF, rtf, doc. txt
    1
  • History
    1
  • Polityka
    1
  • Historia/Publicystyka
    1
  • Chcę kupić
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Narodziny i upadek rewolucji komunistycznej


Podobne książki

Przeczytaj także