rozwińzwiń

Moje Bronowice mój Kraków

Okładka książki Moje Bronowice mój Kraków Maria Rydlowa
Okładka książki Moje Bronowice mój Kraków
Maria Rydlowa Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie biografia, autobiografia, pamiętnik
216 str. 3 godz. 36 min.
Kategoria:
biografia, autobiografia, pamiętnik
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Literackie
Data wydania:
2013-11-01
Data 1. wyd. pol.:
2013-11-01
Liczba stron:
216
Czas czytania
3 godz. 36 min.
Język:
polski
ISBN:
9788308052372
Średnia ocen

7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
60 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
462
114

Na półkach: , , , , ,

Niestety - rozczarowanie. Głównie ubogością formy - miałam wrażenie, że wspomnienia te napisała druga Danuta Wałęsowa. Ubogo, nudno, naiwnie.

Niestety - rozczarowanie. Głównie ubogością formy - miałam wrażenie, że wspomnienia te napisała druga Danuta Wałęsowa. Ubogo, nudno, naiwnie.

Pokaż mimo to

avatar
42
42

Na półkach: , , ,

Na samym wstępie serdecznie dziękuję Ani za tę pożyczoną mi, piękną książkę, a także wciągającą wymianę refleksji nad jej treścią :)

Historia danego miejsca - wsi, miasta, czy regionu - powstaje w dwoistym procesie. Z jednej strony ukształtowana zostaje przez wielkie wydarzenia, determinujące losy szerokich zbiorowości, czy grup społecznych, z drugiej zaś - wpływają nań przeżycia i doświadczenia jednostek, osadzone głęboko w klimacie ich rdzennego środowiska. Te fakty, ujęte w porywające opowieści, konstytuują znakomitą perspektywę poznawczą zarówno w aspekcie historiograficznym, jak też na płaszczyźnie etnograficznej, ze względu na szczegółowy i precyzyjny opis danego mikrokosmosu zjawisk politycznych, społecznych, egzystencjalnych, bądź obyczajowych o unikalnej specyfice.
Relacja Marii Rydlowej jest wyjątkowa i niepowtarzalna, na skutek bardzo osobistej, gawędziarskiej, bogatej w anegdoty narracji. Opiewa dzieje Krakowa oraz wsi Bronowice Małe przez pryzmat losów autochtonicznej mieszkanki tego regionu na tle wielkiej, choć dramatycznej, bolesnej historii naszej Ojczyzny i całego narodu polskiego.
Tę autentyczną i swobodną retrospekcję zróżnicowałbym na trzy zasadnicze poziomy: deskrypcję personalnych dziejów autorki, a równocześnie głównej bohaterki opowieści, komemoracje rodziny, bliskich, przyjaciół i znajomych Marii Rydlowej z czasów dzieciństwa, młodości, a także dojrzałego życia, wreszcie rekonstrukcję obrazów Krakowa i Bronowic Małych z minionego świata.
Temat główny tej niezwykłej publikacji stanowią naturalnie fascynujące i wielokrotnie zaskakujące wątki biograficzne Marii Rydlowej, jednakże dużo uwagi, zwłaszcza w początkowych rozdziałach, poświęca autorka również wspomnieniom Bronowic Małych, które wzbudziły u mnie szczególne zainteresowanie. Wieś ta, jeszcze z lat 20. i 30. ubiegłego stulecia, zapamiętana została przez Marię Rydlową, jako rodzina i bezpieczny dom. Tak bliski stosunek do tegoż miejsca, lokalnych mieszkańców, wyrażony w powyższych określeniach, znamionuje bardzo silną identyfikację autorki ze rdzennym środowiskiem. Komemoracje Marii Rydlowej z rzeczonego okresu, bardzo detaliczne, zróżnicowane, zaprezentowane niejako obrazowo, kreują fascynującą opowieść, w której każdy szczegół i epizod wykazują odrębny urok.
Zasadniczne filary mikrostruktury społecznej Bronowic Małych stanowiły kościół i karczma. Ogniskowały one najsilniej zajęcia ludzi, stąd każde z tychże miejsc wzbudza mnóstwo wspomnień w pamięci autorki. Jakkolwiek mieszkańcy jej rodzinnych stron uczęszczali na nabożeństwa do oo. Reformatów w Bronowicach Wielkich i oo. Misjonarzy na Czarnej Wsi, ze względu na brak świątyni w Bronowicach Małych, wpływ kościoła na autochtoniczną społeczność pozostawał bardzo wyrazisty, zaś polegał przede wszystkim na religijnym wychowaniu, zarówno w domu, jak też w szkole. W dobie barbaryzacji systemu oświaty, prymitywnej, laickiej seks-edukacji jakże wielką tęsknotę za dawnymi obyczajami wzbudzają te komemoracje.
W 1867 roku na terenie rodzinnej wsi Marii Rydlowej wzniósł niejaki Jakub Susuł, wyorawszy w polu garnek dukatów, skromną kapliczkę, jakkolwiek ilość pieniędzy wystarczała na budowę okazałego kościółka. Być może taki czyn Susuła zapobiegłby uciążliwej, z racji rozluźnionej relacji do wiary, laicyzacji wsi, determinowanej brakiem miejscowej świątyni, nie mniej przywołuje autorka bardzo piękne obrazy młodzieży dekorującej tę kapliczkę, a także dzieci z kromkami chleba, zdążających na wieczorne nabożeństwa w tym przybytku, spędziwszy bydło i gęsi do obór.
Sporą dozę humoru zawierają barwne i ciekawe retrospekcje Marii Rydlowej związane z karczmą. Ponieważ na terenie Bronowic Małych nie istniał dawniej żaden kościół, znacznie częściej zaglądali mężczyźni właśnie do owej gospody. Tutaj balował kulawy Błażej, stąd Marszałek Polski i Francji, Field Marshall Wielkiej Brytanii Ferdinand Foch zajumał solniczkę ku ogromnemu bulwersowi karczmarza Stanisława Konarskiego. Wspomnienia te czytałem z uśmiechem i szczerym ubawem, jakkolwiek podobnych, pełnych humoru anegdot, np. o komentarzu francuskiego oficera do sukni Jadwigi Rydlowej: "O la la, piękna sunia", czy też o "bosym urzędniku" Antonim o wyjątkowo urzękającej optyce biurokracji, który spał z roboczą teczką na przykopie, znajdzie czytelnik w tej wciągającej książeczce znacznie więcej.
Na nieco niższym poziomie społecznej struktury Bronowic z dzieciństwa i młodości Marii Rydlowej stały dom i szkoła. Rodzinne ognisko domowe zapamiętała Autorka, jako dobrze zagospodarowane, podporządkowane ścisłym regułom oraz ustalonej hierarchii wartości. Bardzo istotny aspekt reminiscencji Rydlowej w tej sferze stanowią relacje z bliskimi, osobliwie z babcią, matką i ojcem. Szczególnie wspomnienia babci są, w mojej opinii, wzruszające. Babcia nauczyła małą Marię miłości do ludzi oraz zwierząt, zawsze stawała w obronie wnuczków, mimo powikłanych stosunków z matką Rydlowej. Bez wątpienia osoby babci dotyczą najczulsze wspomnienia autorki.
Od wczesnego dzieciństwa Maria i reszta rodzeństwa uczone były dojrzałej i odpowiedzialnej samodzielności, tak bardzo zaniedbywanej w dzisiejszych czasach, gdy młodzi "wychowują się sami" na bezmyślnych grach komputerowych i plotkarskich portalach internetowych. Ojciec, wykształcony, zaangażowany w politykę i działalność samorządową, rzadko bywał w domu. W konsekwencji dzieci przejmowały dużą frakcję obowiązków domowych, pomagały też w zagrodzie. Dyscypliny wśród potomstwa pilnowała matka, bardzo zapracowana, lecz kochająca, która często miewała pretensje do męża o jego nieobecność. Ich osobowości były zupełnie przeciwstawne - on wyrozumiały, ona - stanowcza. On pochodził z uboższej rodziny, ona była córką bogatych gospodarzy. Mimo ich sporów, Rydlowa uważa rodzinny dom za ciepły, przyjazny, mily i zadbany. W bardzo ciekawych retrospekcjach przedstawia ojca szyjącego dzieciom buty, bądź wyłączonego przy lekturze "Chłopów", niby nastolatek przed konsolą, standardowe metody wychowawcze matki - tzw. kandziarkę, a także rodzinne zwierzę - konia Dorkę, bardzo mądrą, pracowitą, przywiązaną do ludzi oraz ziemi, którą orała długimi godzinami. W refleksji autorki nad domem zachwyca i wzrusza najbardziej jedność między ludźmi, a ich małą Ojczyzną. Maria Rydlowa należy do autochtonicznej społeczności regionu obejmującego Bronowice i Kraków, toteż jej relacja jest znacznie ciekawsza od opisu badacza zewnętrznego, podejmującego próbę rozumienia tego mikrokosmosu.
O edukacji dzieci decydował ojciec, przeto w rodzinie panowała większa troska o wykształcenie chłopców. Dziewczęta utrzymywali, natomiast ich mężowie. Dziś również występuje podobny model nauki, przy czym decydują o nim dzieci, a nie rodzice. Przypadek Rydlowej był nieco odmienny, dlatego obdarza ona czytelnika wieloma interesującymi, a niejednokrotnie bardzo zabawnymi retrospekcjami z czasów uczniowsko-studenckich. Barwne i wciągające są wspomnienia szkoły powszechnej w Bronowicach Małych oraz gimnazjum i liceum im. Józefa Joteyko przy ul. Podwale 6 w Krakowie.
Dywagacje Marii Rydlowej w tym temacie są bardzo ciekawe, ze względu na niezwykły opis placówki dydaktycznej w jej rodzinnej wsi, która znacząco odbiega od dzisiejszej koncepcji tej instytucji. Szkoła powszechna w Bronowicach Małych usytuowana była w kamiennym budyneczku, jakże różnym od współczesnych, betonowych molochów oświatowych z kratami w oknach, kamerami CCTV i żelaznymi płotami, jeszcze chwilowo bez elektronicznych zamków, niby małe więzienia. Była ona dostępna literalnie dla wszystkich, wszak w pustych izbach sypiali regularnie rozmaici włóczędzy, budzeni znienacka przez młodzież. Szkolne przygody, uczniowskie wygłupy odtwarza autorka z niezwykłą dynamiką, nieskrępowanie wzmiankuje również temat kontrowersyjny w obecnych czasach pedagogiki bezstresowej, wdrażanej w poprawnych politycznie instytucjach oświatowych, a mianowicie kary fizyczne stosowane przez nauczycieli, wymierzane m.in. linijką, czy też piórnikiem. Bardzo istotny aspekt programu edukacyjnego stanowiła także nauka Kościoła. Reminiscencje takich imponderabiliów, pozornych drobiazgów dobitnie uzmysławiają czytelnikowi rozmach różnic między współczesnością, a okresem młodości Rydlowej.
Retrospekcja autorki dotyczy w największej części czasów II Rzeczypospolitej, zaprezentowanych niezwykle urzekająco. Styl narracji Rydlowej rozbudza fascynację i podziw dla tejże epoki naszej historii, jest wyjątkowy, z racji silnego oddziaływania na wyobraźnię czytelnika poprzez obrazy literackie, tak mnogo wprowadzane przez autorkę. Widzi ona chłopów w niebieskich kaftanach i obdartych sukmanach, pracujących na dawnych polach, słyszy ich gwarę, spory, które rozstrzygał jej ojciec - przewodniczący Komisji Rozjemczej, dostrzega kobiety w kolorowych chustach siedzące przed chatami. Uniwersum dziecięcych reminiscencji, chwilowych impresji, drobnych zdarzeń, malowniczych pejzaży, zabaw i obowiązków, radości oraz smutków uchwyconych na zawsze w pamięci odtwarza Rydlowa z werystyczną precyzją, a równolegle zestawia z teraźniejszością - chwastami porastającymi niegdysiejsze uprawy, jeśli nie trwają nań inwestycje deweloperskie. W sercu zachowała ona Bronowice i Kraków doby II Rzeczypospolitej, lecz dookoła dostrzega już współczesność. Już na wstępie poddaje krytyce wpływ nowoczesnych technologii na rozpad interpersonalnych relacji. Ich dezintegracja poprzedza dyspersję klimatu międzyludzkich więzi właściwego dawnym Bronowicom.
Najdłuższy rozdział tej poruszającej opowieści poświęcony został rodzinie autorki. Opisuje ona szczegółowo losy bliskich, rodziców i rodzeństwa, także na tle ważnych wydarzeń historycznych, które znacząco ukierunkowały przyszłość każdej z przywoływanych osób. Jej reminiscencje znakomicie oddają nastroje oraz klimat psychologiczny ludzi w powikłanych momentach dziejowych Polski, m.in. w początkowym okresie komuny. Mimo bardzo osobistych wspomnień stanowiących największą część treści książki, niejednokrotnie poszerza Rydlowa perspektywę narracji na deskrypcje makrospołecznych zjawisk, istotnych zdarzeń, czy generalnych charakterystyk danych epok.
Swoistą cezurą, wyznaczającą granicę między światami dzieciństwa i dojrzałości Marii Rydlowej jest wrzesień 1939 roku. Tragiczne i bolesne wydarzenia związane z tą przełomową datą relacjonuje autorka przez pryzmat personalnych doświadczeń, podawanych w prostej, dosłownej manierze narracyjnej - dramatycznej, lecz pozbawionej patetycznych ozdobników i górnolotnych zwrotów. Te przeżycia, wyświetlone w pierwszoosobowej perspektywie, bardzo mocno uzmysławiają ogrom rozpaczy, bólu, trudu i okrucieństwa owych czasów.
Z tego okresu pochodzi jedno z najpiękniejszych, moim zdaniem, wspomnień Rydlowej, a mianowicie dzień przysięgi w Armii Krajowej, zapamiętany zresztą przez autorkę, jako jeden z najpiękniejszych w jej życiu. Wstąpiwszy do AK została wcielona do zgrupowania "Żelbet", w którym służyła jako łączniczka. Mimo ponurego pesymizmu spowijającego lata 1939-1945 nie utraciła Rydlowa młodzieńczych fantazji oraz energii. Dla niej ów czas stanowił okres walki, odwagi oraz nadziei. Wszystkie zadania Rydlowej w AK zostały opisane wartko i dokładnie, zaś działalność wojskowa autorki dobiegła końca z dekonspiracją we wczesnym PRL.
Osobiste dzieje Rydlowej są dramatem w miniaturze skomplikowanego i niejednoznacznego procesu przejścia przemijającego świata do zupełnie nowej, niezrozumiałej i obcej rzeczywistości komuny - ubeckich prześladowań, aresztów i zsyłek. Pomimo tak poważnych niebezpieczeństw nie ustało zaangażowanie autorki w obronę żołnierzy Armii Krajowej już na płaszczyźnie zawodowej, przed paszkwilami czerwonych.
Jakkolwiek zbiór wspomnień autorki zatytułowany został "Moje Bronowice Mój Kraków" opisy tychże miejsc stanowią zaledwie tło dla biograficznych komemoracji Rydlowej, które zdecydowanie dominują w treści książki. Mimo takich proporcji dzieje Bronowic Małych i Krakowa nie zostały wcale zaniedbane, zaś są świetnie skorelowane z historią nakreśloną przez autorkę. Równocześnie jej retrospekcje nie podlegają porządkowi chronologicznemu. Wydarzenia z lat 20. i 30. minionego wieku przeplata epizodami z epoki PRL, unikając równocześnie pułapki monografii historycznej. W bardzo wzruszającej opowieści Marii Rydlowej występują też liczni bohaterowie, których wspomina zawsze od najbardziej ludzkiej strony - ich przeżyć, postaw, wzajemnych relacji z nimi w różnych momentach życia.
Wśród tychże osób na szczególne wzmianki zasługują panie Helena Rydlowa i Teresa Kulczyńska. Pierwsza z tych kobiet, teściowa autorki o bardzo wysokim autorytecie pomiędzy żołnierzami Armii Krajowej oraz członkami mikołajczykowskiego PSL, wzruszyła mnie niezwykłą syntezą weredycznego charakteru i dobrego serca, ofiarności oraz wrażliwości, litością dla potrzebujących i predylekcją do bezkompromisowej artykulacji nawet bolesnej prawdy. Jej mąż, Zdzisław Rydel, wierny bonapartysta, biegły w Kodeksie Napoleona oraz monografiach persony oraz epoki cesarza Francuzów, bardzo przypomina mi wspaniałego Ignacego Rzeckiego, bohatera noweli "Lalka" Bolesława Prusa.
Druga z wymienionych kobiet, Teresa Kulczyńska, wybitna pielęgniarka, współtwórczyni nowoczesnego pielęgniarstwa wraz z Hanną Chrzanowską, była dla Marii Rydlowej niejako "przyszywaną" babcią. O ich silnej więzi świadczą przede wszystkim tęsknota autorki za jej radą, obecnością i aprobatą, a także komemoracje licznych drobnych, a istotnych chwil. W Teresie Kulczyńskiej podziwia Rydlowa skromność, empatię, uczciwość, a także religijność, która dziś stanowiłaby bardzo użyteczny wzorzec. Broniła ona prawdy i niosła pomoc pokrzywdzonym, nawet wśród wrogów, ze zjawiskową tolerancją. Niezmiernie inteligentna władała biegle językami angielskim, niemieckim i francuskim, imponowała znajomością dzieł polskich pisarzy oraz literatury zagranicznej. Dyskusje z Teresą Kulczyńską kojarzy Rydlowa ze znakomitymi ćwiczeniami intelektualnymi. W dzisiejszych czasach bardzo potrzebujemy takich osobowości, jak panie Helena Rydlowa i Teresa Kulczyńska.
Na kartach książki Marii Rydlowej wielokrotnie występują dygresje do "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Wynikają one z personalnej fascynacji Młodą Polską po stronie autorki, wyrażoną również w wyborze pseudonimu "Maja" (od hinduskiej bogini ułudy) na czas służby w Armii Krajowej, jak też z bliskiego związku z rodziną Rydlów, przede wszystkim małżeństwa z Jackiem Rydlem, wnukiem Lucjana Rydla, czyli słynnego Poety z dramatu wielkiego twórcy polskiego. Bardzo atrakcyjne są reminiscencje "piątków u Rydlów", polegających na debatach kulturalnych, społecznych i politycznych, które wspominał z sentymentem Stanisław Wyspiański. Mi nasunęły asocjacje z obiadkami czwartkowymi w warszawskim Pałacu na Wodzie w Łazienkach Królewskich.
Udana twórczość biograficzna, retrospekcyjna stanowi duże wyzwanie, które wymaga określonych predyspozycji psychologicznych autora. Zbiór wspomnień Marii Rydlowej, znakomicie dopełniony ciekawym posłowiem autorstwa jej syna, Jana Rydla, przypomina bardziej swobodną opowieść o wartkiej akcji, licznych punktach zwrotnych, wątkach zarówno wzruszających i dramatycznych, jak też rozbrajających i humorystycznych. Styl narracji Marii Rydlowej oddziałuje na czytelnika w całej gamie emocji. Niektóre retrospekcje autorki, zwłaszcza z czasów młodości, czytałem z nostalgią i śmiechem, inne z powagą i drżącymi dłońmi.
Najistotniejsze w jej historii są drobiazgi, subtelności egzystencji Bronowiczan i Krakusów, przykładowo piękne wspomnienia wspólnych świąt. Te detale - nazwiska ludzi, nazwy miejsc, obyczaje i pejzaże z rodzinnych stron odtwarza autorka z niezwykłą starannością i dokładnością, a przecież dotyczą one bardzo odległej przeszłości. Równocześnie jej narracja jest niezmiernie impresyjna - bogata w iście liryczne obrazy, jak wiejski gwar i zabawy dzieci w Bronowicach Małych, rechot żab wśród nieistniejących już stawów, widoki chat porozrzucanych po pagórkach.
Przyznam szczerze - przed lekturą tej książki wiedziałem o Bronowicach Małych tyle, co o wiosce kanibali w głębokim Paragwaju, nie znałem nawet lokalizacji tej wsi na mapie, lecz opowieść Marii Rydlowej wzbudziła we mnie niezwykłe wrażenie afiliacji do fantastycznej i czarującej społeczności Bronowiczan, a także ochoczy zamiar wizyty w tym miejscu. Poprzez tak osobistą i barwną manierę literacką Marii Rydlowej nie tylko czytelnik obserwuje jej prywatny świat "przez dziurkę od klucza", lecz otwiera ona drzwi na oścież i radośnie zaprasza wszystkich do środka.

Na samym wstępie serdecznie dziękuję Ani za tę pożyczoną mi, piękną książkę, a także wciągającą wymianę refleksji nad jej treścią :)

Historia danego miejsca - wsi, miasta, czy regionu - powstaje w dwoistym procesie. Z jednej strony ukształtowana zostaje przez wielkie wydarzenia, determinujące losy szerokich zbiorowości, czy grup społecznych, z drugiej zaś - wpływają nań...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1204
141

Na półkach: , ,

Kiedy brałam się do czytania tej niepozornie wyglądającej książki nie spodziewałam się,że w moich rekach spoczywa taki skarb!Uczucia jakie mnie ogarniały podczas delektowania się tą lekturą to spokój i ciepło(takie jak bije od dobrego przyjaciela).Autorka wywodząca się z zwykłej chłopskiej rodziny z wielką prostotą wspomina swoje lata młodzieńcze,relacje panujące w wielopokoleniowej rodzinie(niejednokrotnie bardzo trudne),z miłością i szacunkiem opisuje ważnych dla niej ludzi,których los postawił na jej drodze.Ta książka to prawdziwa perełka!Serdecznie polecam!

Kiedy brałam się do czytania tej niepozornie wyglądającej książki nie spodziewałam się,że w moich rekach spoczywa taki skarb!Uczucia jakie mnie ogarniały podczas delektowania się tą lekturą to spokój i ciepło(takie jak bije od dobrego przyjaciela).Autorka wywodząca się z zwykłej chłopskiej rodziny z wielką prostotą wspomina swoje lata młodzieńcze,relacje panujące w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
667
325

Na półkach:

Bardzo ciekawie napisane wspomnienia o miejscu, którego już nie ma.
Po książkę Marii Rydlowej sięgnęłam, gdyż dotyczy ona dzielnicy, w której obecnie mieszkam. Byłam ciekawa jak wyglądały Bronowice przed laty i jak to się zmieniało w czasie.

Odpowiedź otrzymałam jedynie na pierwsze pytanie. Maria Rydlowa sporo opowiada o Bronowicach przedwojennych - konkretnie o miejscach, które kojarzą jej się z dzieciństwem. Znacznie mniej miejsca poświęca latom powojennym, o pewnych rzeczach (jak choćby powstanie Muzeum Wyspiańskiego w Rydlówce) wspomina bardzo skąpo.

Jest trochę historii z życia samej autorki, jej rodziny i przyjaciół. Szczególny nacisk kładzie na okres okupacji i późniejszą działalność w AK. Pierwszy rozdział stanowi historia rodziny, kolejne to krótkie charakterystyki poszczególnych osób lub okresów szczególnie ważnych w jej życiu.

Bronowice zaś są tylko tłem do tego, ale za to tłem bardzo ważnym. Autorka z nostalgią wspomina czasy, kiedy wieś ta była odłączona od Krakowa i jej zabudowa w żadnym aspekcie nie przypominała tego, co możemy zobaczyć dzisiaj.

Książka jest dość krótka (niewiele ponad 200 stron) i czyta ją się całkiem szybko. Na pewno stanowi ciekawe urozmaicenie wiadomości o tej dzielnicy Krakowa. Nie są to jednak informacje stricte historyczne, stąd jeśli ktoś takowych szuka - niech sięgnie po inne publikacje, a "Moje Bronowice. Mój Kraków." zostawi sobie na deser, bo to opowieść o tym jak tam się żyło, nie zaś odpowiedź na pytania: co, kiedy i gdzie.

Bardzo ciekawie napisane wspomnienia o miejscu, którego już nie ma.
Po książkę Marii Rydlowej sięgnęłam, gdyż dotyczy ona dzielnicy, w której obecnie mieszkam. Byłam ciekawa jak wyglądały Bronowice przed laty i jak to się zmieniało w czasie.

Odpowiedź otrzymałam jedynie na pierwsze pytanie. Maria Rydlowa sporo opowiada o Bronowicach przedwojennych - konkretnie o miejscach,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
443
397

Na półkach: , ,

Kilkanaście lat temu,miałem dłuższą przerwę w szkoleniu i pojechałem na kilka godzin do Bronowic.Cisza,spokój,leniwie płynący czas,a obok wielkie,tętniące ruchem i hałasem miasto.Przeniosłem się w początek XX wieku.Przestrzeń zapełniła się postaciami z "Wesela".Takie chwile zostają na zawsze w pamięci.Tamten klimat odnalazłem w tej książce.Napisana pięknym,oszczędnym językiem tchnie autentycznością i wielką miłością do małej ojczyzny.Jeszcze nie raz do niej wrócę.

Kilkanaście lat temu,miałem dłuższą przerwę w szkoleniu i pojechałem na kilka godzin do Bronowic.Cisza,spokój,leniwie płynący czas,a obok wielkie,tętniące ruchem i hałasem miasto.Przeniosłem się w początek XX wieku.Przestrzeń zapełniła się postaciami z "Wesela".Takie chwile zostają na zawsze w pamięci.Tamten klimat odnalazłem w tej książce.Napisana pięknym,oszczędnym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1725
1708

Na półkach: ,

Przesympatyczna, ba urocza opowieść, którą czyta się z prawdziwą przyjemnością, a od której nie mogłam się oderwać. W trakcie lektury ma się wrażenie, iż ot na chwilę przysiadło się, a tu już koniec książki. I z żalem książkę ową się odkłada na półkę. Jest to jednak lektura z typu tych, do których z pewnością będę wracać. Chociażby dlatego, żeby poczuć wszystkie smaki przedwojennych Bronowic i młodopolskiego Krakowa, które autorka tak cudownie serwuje swoim czytelnikom. W niezwykle barwny sposób ukazuje nam wieś, jakiej niestety już nie ma, a do jakiej wielu z nas (mających kiedyś np. dziadków na wsi) często tęskni. Ja tęsknię do takiej prawie sielskiej wsi. Tym bardziej, iż we wspomnieniach na ogół pozostają te dobre fragmenty wiejskiego życia, te złe wypiera się z podświadomości. To co pamiętamy z okresu dzieciństwa, na ogół jest sielskie i do tego się tęskni. I taką zapamiętaną z dzieciństwa wieś, takie Bronowice ukazuje nam Maria Rydlowa. Po okresie bronowickim, następuje w jej życiu okres krakowski, którego magię niestety, ale naznaczyły II wojna światowa, głód, strach, terror i okres stalinowskich prześladowań. Ale nie tylko o tym, co złe było w Krakowie (co związane z historią) czytamy. Śledzimy także losy nastoletniej Marysi, która kupuje mundurki do szkoły, która zawiera pierwsze przyjażnie, która przechadza się krakowskim Podwalem, o rodzeństwie autorki, które podobnie jak ona sama skończyło dzięki rodzicom dobre studia.
Sporo w książce osób znanych z książek, historii, sporo przyjaciół i to zarówno ludzkich, jak i zwierzęcych. Tu ogromny mój szacunek dla autorki za wspaniały, poruszający opis Dorki, ukochanego konia. Przyjaźnie ze zwierzętami także wg. mnie wiele mówią o Marii Rydlowej. Dorka była pierwsza w szeregu domowników,z wieku i z urzędu ten zaszczyt jej się należał.(...)
Jest to książka niezwykła, barwna, ciepła, sympatyczna, pełna wspomnień i dobrych oraz tych gorszych duchów przeszłości. Przede wszystkim jest to jednak książka niezwykle osobista i wspaniałe, bezcenne świadectwo przeszłości.
Autorka nie stroni od anegdot, humoru, wspaniałych dygresji i wspomnień. Prawdziwą wisienka na tym bronowicko-krakowskim torcie są jednak liczne fotografie pochodzące z prywatnego archiwum autorki.
Książka cudowna, ciepła, magiczna, ponadczasowa. Ot taki (jak ja to mówię) plasterek na duszę.
O książce, jej treści i klimacie można by pisać i pisać. Nie ma to jednak większego sensu, ponieważ żaden opis nie odda treści, ciepła i wagi wspomnień Marii Rydlowej. Gorąco zachęcam do lektury. Po raz kolejny potwierdziło się, że nie ilość stron, a ich zawartość ma znaczenie.

pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com

Przesympatyczna, ba urocza opowieść, którą czyta się z prawdziwą przyjemnością, a od której nie mogłam się oderwać. W trakcie lektury ma się wrażenie, iż ot na chwilę przysiadło się, a tu już koniec książki. I z żalem książkę ową się odkłada na półkę. Jest to jednak lektura z typu tych, do których z pewnością będę wracać. Chociażby dlatego, żeby poczuć wszystkie smaki...

więcej Pokaż mimo to

avatar
935
933

Na półkach:

Bardzo barwna opowieść o przedwojennym Krakowie i chyba najsłynniejszej polskiej wsi, czyli o Bronowicach Małych. Autorka bardzo szczegółowo wspomina zamieszkujących wieś chłopów, którzy w większości posłużyły mistrzowi Wyspiańskiemu jako postaci w "Weselu". Jest tam opowieść o rodzinie Rydlów i Mikołajczyków, historia losów Józefy Singer, czyli Racheli z dramatu "Wesele". Ta książka - wspomnienia świetnie oddaje klimat przedwojennego czasu, ale i lat powojennych.

Bardzo barwna opowieść o przedwojennym Krakowie i chyba najsłynniejszej polskiej wsi, czyli o Bronowicach Małych. Autorka bardzo szczegółowo wspomina zamieszkujących wieś chłopów, którzy w większości posłużyły mistrzowi Wyspiańskiemu jako postaci w "Weselu". Jest tam opowieść o rodzinie Rydlów i Mikołajczyków, historia losów Józefy Singer, czyli Racheli z dramatu "Wesele"....

więcej Pokaż mimo to

avatar
898
195

Na półkach: , ,

Wzruszyła mnie ta książka. Czyta się ją szybko, to naprawdę przyjemna lektura. Polecam z całego serca.

Wzruszyła mnie ta książka. Czyta się ją szybko, to naprawdę przyjemna lektura. Polecam z całego serca.

Pokaż mimo to

avatar
30
30

Na półkach: ,

Ciekawa pozycja, zwłaszcza dla osób zainteresowanych Krakowem. Najbardziej wciągają pierwsze rozdziały opisujące dzieciństwo i wczesne lata młodości Autorki oraz wszelkie historie prezentujące przedwojenne Bronowice. Niezbyt zrozumiała jest dla mnie konstrukcja książki: początkowo ma ona formę chronologicznie przedstawianej biografii, a potem zmienia się w hasłowy opis wybranych tematów, co powoduje, że niektóre historie powtarzają się. Nieco rozczarowuje też brak rozdziału prezentującego wkład pani Rydlowej w powstawanie muzeum Rydlówki. Mimo tych uwag książka godna polecenia.

Ciekawa pozycja, zwłaszcza dla osób zainteresowanych Krakowem. Najbardziej wciągają pierwsze rozdziały opisujące dzieciństwo i wczesne lata młodości Autorki oraz wszelkie historie prezentujące przedwojenne Bronowice. Niezbyt zrozumiała jest dla mnie konstrukcja książki: początkowo ma ona formę chronologicznie przedstawianej biografii, a potem zmienia się w hasłowy opis...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    104
  • Przeczytane
    74
  • Posiadam
    16
  • Ulubione
    3
  • Wspomnienia
    2
  • Teraz czytam
    2
  • Biografie
    2
  • Chcę w prezencie
    2
  • 2021
    2
  • 2014
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Moje Bronowice mój Kraków


Podobne książki

Przeczytaj także