rozwińzwiń

Ludzie Julya

Okładka książki Ludzie Julya Nadine Gordimer
Okładka książki Ludzie Julya
Nadine Gordimer Wydawnictwo: Wydawnictwo M literatura piękna
208 str. 3 godz. 28 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
July's People
Wydawnictwo:
Wydawnictwo M
Data wydania:
2013-03-01
Data 1. wyd. pol.:
2013-03-01
Liczba stron:
208
Czas czytania
3 godz. 28 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375955255
Tłumacz:
Dariusz Żukowski
Tagi:
zamieszki psychologia Afryka
Średnia ocen

5,7 5,7 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,7 / 10
57 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
176
116

Na półkach:

Po powieść "Ludzie Julya" sięgnęłam ponieważ zaciekawiła mnie jej fabuła - RPA, czasy apartheidu, z powodu zbrojnych zamieszek, biała rodzina z trójką dzieci ucieka z Soweto wraz ze swoim wieloletnim służącym do jego rodzinnej wioski położonej w głębi afrykańskiego buszu. Spodziewałam się także odnaleźć w niej jakąś szczególną egzotykę albo wyjątkowy klimat.

Dawno nie czułam się tak rozczarowana lekturą. Dawno nie czytałam tak płaskiej książki z jednostajną akcją, liniową fabułą i manekinami w miejsce bohaterów.

Wojna? Coś tam o niej słyszymy, ale nie wiem dokładnie co, bo albo nie można złapać stacji, albo coś trzeszczy w radiu. Do wioski jeszcze nie dotarła, więc wszyscy śpią spokojnie.

Głód? Niekoniecznie, raczej zmiana diety ze "sklepowej" przetworzonej na swojską i naturalną. O dziwo, dzieci nie marudzą, nie dopada ich niestrawność ani inne sensacje, a biały człowiek bierze strzelbę i idzie (sam!) upolować guźca, a nawet dwa. Czarny człowiek jedzie jego samochodem kilkadziesiąt kilometrów po zakupy do hindusa i wraca z prawie pełnymi siatami.

Dzieci? Po dwóch tygodniach w buszu rodzice już ich nie pilnują, bo świetnie zintegrowały się z miejscowymi małolatami, które nie mówią ani słowa po angielsku, a najmłodsze już samodzielnie podciera sobie pupę kamieniem.

Małżonkowie? Nie mają niczego oprócz samochodu. Dają radę w lepiance z gliny i gówna, z przeciekającą strzechą, bez łazienki, ubrań na zmianę i podpasek. Prawie ze sobą nie rozmawiają, stają się sobie niemal obcy i obojętni - nie wierzę w to, że dorośli ludzie w podobnej sytuacji tak się zachowują! Można mieć napady lęku, agresji, histerii, 'doła' , załamanie, ale nie takie zobojętnienie! Ktoś ukradł strzelbę? O cholera, to może pójdę z dzieciakami na ryby?

Zakończenia nie zrozumiałam, więc je powtórnie przeczytałam. Wciąż chyba nie do końca rozumiem, ale go nie przyjmuję. Nie! Kobiety tak nie robią.

Pomyślałam sobie, że skoro taka ze mnie 'cienka w barach' czytelniczka, to może chociaż Wikipedia rozjaśni mi co nieco twórczość noblistki i wskaże coś, czego ja nie dostrzegam. I dowiedziałam się, że Gordimer jest twórczynią nowoczesnej powieści tendencyjnej, dla której charakterystyczne jest schematyczne przedstawianie postaci kontrastowych, dobrych i złych, przy czym narrator, zawsze pozytywny, kieruje się  filantropią i etycznym nastawieniem wobec społeczeństwa. Z tego powodu w powieści tendencyjnej rezygnowano z pogłębionych portretów psychologicznych bohaterów, którzy " byli nieskomplikowani, sprowadzani do właściwie jednej cechy (tzw. „papierowi bohaterowie”). Tendencyjny charakter sprowadzający funkcję literatury do realizacji celów propagandowych obniżał jednak wartość artystyczną utworów." To by się nawet zgadzało, ale.
Jeśli "Ludzie Julya" to powieść tendencyjna z fabułą opartą na walce dobra ze złem, to tej walki tu nie ma, a przynajmniej nie na pierwszym planie. Mamy dobrych białych i dobrego czarnego bohatera. Z czasem okazuje się, że może nie do końca wszyscy są tacy wspaniali jak by się wydawało, ale to ich powolne obnażanie też napisane jest płasko i z grubsza, i zamiast pokazu fajerwerków, na który liczymy dostajemy niewypał.

Po powieść "Ludzie Julya" sięgnęłam ponieważ zaciekawiła mnie jej fabuła - RPA, czasy apartheidu, z powodu zbrojnych zamieszek, biała rodzina z trójką dzieci ucieka z Soweto wraz ze swoim wieloletnim służącym do jego rodzinnej wioski położonej w głębi afrykańskiego buszu. Spodziewałam się także odnaleźć w niej jakąś szczególną egzotykę albo wyjątkowy klimat.

Dawno...

więcej Pokaż mimo to

avatar
775
775

Na półkach:

Literatura piękna nie należy do moich mocnych stron. Cokolwiek przeczytam zawsze czuje jakiś niedosyt. Za każdym razem czegoś mi brakuje.

Tym razem przenosimy się do Afryki Południowej. Poznajemy rodzinę Smalesów, białych, którzy zamieszkują RPA. Podczas zamieszek w Soweto muszą stawić czoła rzeczywistości i uciekają do wioski ich wieloletniego służącego, czarnoskórego Julya.
Autorka znaną była z zaangażowania w zwalczanie segregacji rasowej. Trochę poczytałam o Soweto, żeby trochę przybliżyć sobie książkę.
Akcja toczy się w drugiej połowie XX wieku. W Soweto - dzisiaj to dzielnica Johannesburga, obowiązywał system apertheid. Jest to przekonanie o wyższości rasy białej oraz dyskryminacja rdzennej ludności czarnoskórej i kolorowej.

Faktycznie to trochę przybliżyło mi fabułę. Już od początku dziwiłam się dlaczego biali trochę "rządzą" ludnością afrykańską w Afryce.

Książka na pewno trudna, dająca do myślenia. Możemy ty zobaczyć jedną ważna rzecz. Dostrzeżemy jak zmienia się charakter relacji z "państwa" na "służącego". Biali ludzie, którzy kiedyś mieli wszystko muszą uciekać i są zdani na łaskę czarnoskórych.

Polecam, warto przeczytać, chociażby dlatego, że autorka zdobyła nagrodę Nobla z dziedziny literatury, w 1991 roku.

Literatura piękna nie należy do moich mocnych stron. Cokolwiek przeczytam zawsze czuje jakiś niedosyt. Za każdym razem czegoś mi brakuje.

Tym razem przenosimy się do Afryki Południowej. Poznajemy rodzinę Smalesów, białych, którzy zamieszkują RPA. Podczas zamieszek w Soweto muszą stawić czoła rzeczywistości i uciekają do wioski ich wieloletniego służącego, czarnoskórego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1745
1744

Na półkach:

Tak dobrze znany rytuał.Codzienny. Wyznaczający początek i rytm dnia. Niemalże odwieczny. Zwyczaj podawania herbaty "na tacy w czarnych rękach pachnących mydłem Lifebuoy", prosto w białe ręce, nagle przeniósł się z rezydencji w Johannesburgu państwa Maureen i Bama Smilesów z trojgiem dzieci, pod strzechę chaty Julya.
Ich długoletniego służącego.
Wybrańca, którego nagłe przemiany nastałe w mieście, zamieniły w zbawiciela. W czasie, który ich zaskoczył, a który tak trafnie oddało motto poprzedzające tę powieść: „To, co stare, umiera, gdy nowe jeszcze się nie narodziło; w takim interregnum pojawia się wiele patologicznych symptomów” - Antonio Gramsci.
Ten okres niepewności, destabilizacji i niepokoju małżeństwo chciało przeczekać w rodzinnej wiosce Julya. W końcu to nie pierwsze i nie ostatnie zamieszki wywołane przez czarnych – myśleli. Świadomość, że tym razem "fala strajków, która nadeszła w 1980 roku, przeciągała się", wywołując powstanie w całym kraju i niszcząc odwieczny porządek stosunków między białą a czarną ludnością na zawsze, docierała do nich bardzo, bardzo powoli. Dostrzegane symptomy, jak bardzo kruche były ich wzajemne relacje, jak sztuczną warstwą cywilizacji białych pokryte, początkowo próbowali racjonalizować. Najpierw odkrywane w wiosce, a należące wcześniej do nich, przedmioty, których zaginięcia w ich domu nigdy by nie zauważyli. Potem kluczyki do samochodu, którym uciekali z miasta. W ich życie zaczął powoli wkradać się lęk przed Julyem, który okazał się zupełnie nieznaną im osobą, jaką znali od piętnastu lat, i jedna myśl – "To, czy ktoś jest uczciwy, zależy po prostu od tego, ile o nim wiemy".
Zaczęło okazywać się, że nie wiedzieli o nim tak naprawdę nic.
Nie znali jego prawdziwego imienia. Jego układów rodzinnych i stosunków zależności w jego wioskowej społeczności. Nawet język, którym się do tej pory porozumiewali, okazał się bezużyteczny w nowych warunkach. Oparty dotychczas na rozkazach i reakcjach, nie zawierał pojęć abstrakcyjnych, uniemożliwiając wymianę idei i uczuć, które nagle się pojawiły. Utrudniał im tak potrzebny dialog, wymianę myśli i, w ostateczności, zrozumienie oraz porozumienie. Napięcie osiągnęło apogeum, kiedy ukradziono im strzelbę. Wtedy pojawił się lęk najsilniejszy.
Strach o życie i groza przekonania, że "byli stworzeniami tych ludzi tak jak bydło i świnie".
Czytałam z rosnącym zaciekawieniem i fascynacją, jak autorka przewartościowuje świat białych zbudowany na nierówności rasowej, nie dopuszczając przez większość opowieści do otwartej konfrontacji między stronami. Jak nowe stosunki między bohaterami tworzy w otoczce dyplomacji narzuconej przez Julya, szokując takim obrotem wydarzeń małżeństwo. Jak normy, zasady i wartości moralne „starego świata” zastępuje logiką rozumowania i postępowania czarnych gospodarzy. Jak na ich i moich oczach zamienia służącego w pana teraźniejszości, zmieniającego przeszłość na były czas widziany jego oczami, a którego takiej odmiennej wersji, Maureen i Bam, nawet nie podejrzewali. Jak buduje im świat od podstaw, dla nich nowy, ale który tak naprawdę istniał od zawsze, głęboko ukryty pod warstwą cywilizacji białych, przypisujących "sobie boskie prawo określania moralności po stopniu skręcenia włosów, a zdolności myślenia abstrakcyjnego po relatywnej grubości warg".
Jak nieubłaganie cofa ich do początków ludzkości nie tylko w wymiarze społeczno-politycznym, ale również czysto ludzkim.
Maureen odkrywa prawdziwą fizjologię swojego ciała. Intymny zapach i naturalny wygląd, dotychczas likwidowany, korygowany lub ukrywany przez zabiegi higieniczne, z których w wiosce musiała zrezygnować lub ograniczyć do minimum. Bam natomiast poznaje silną więź człowieka z naturą. Kruchość człowieczego losu w przyrodzie i jednocześnie zależność od niej. I wreszcie oboje uzmysławiają sobie siebie na nowo, dostrzegając pojawienie się między nimi obcości wywołanej odmiennymi warunkami bytu na poziomie fizjologicznym, psychologicznym i społecznym. A wszystko to na tle powtarzalnej codzienności w wiosce ukazanej niemal z detaliczną drobiazgowością. Jej mieszkańców, niemających problemu z akceptacją rzeczywistości, która budzi "lęk w ludziach nienawykłych do życia tak blisko cyklu natury, a przyzwyczajonych do wielkich wstrząsów i stanów przejściowych, takich jak „nowe życie”, na które każdy pracuje, czy zmiany polityczne".
Wybierając czas radykalnych przemian i umieszczając ludzi białych w środowisku czarnych, autorka doprowadza do konfrontacji dwóch, obcych sobie rzeczywistości. Poddaje ocenie sztuczność funkcjonowania apartheidu w RPA, opartym na zniewoleniu. Obnaża pozorność myślenia przeciętnego białego zadowolonego z bycia „dobrym” wobec czarnych, które nie ma nic wspólnego z obiektywnymi realiami. Burzy bariery między nimi, ukazując prawdziwy świat rdzennych mieszkańców Afryki, do którego nigdy nie zaglądali, a którego niedoceniana siła zmieniła oblicze RPA.
Świat, dla którego Nelson Mandela spędził w więzieniu 27 lat.
naostrzuksiazki.pl

Tak dobrze znany rytuał.Codzienny. Wyznaczający początek i rytm dnia. Niemalże odwieczny. Zwyczaj podawania herbaty "na tacy w czarnych rękach pachnących mydłem Lifebuoy", prosto w białe ręce, nagle przeniósł się z rezydencji w Johannesburgu państwa Maureen i Bama Smilesów z trojgiem dzieci, pod strzechę chaty Julya.
Ich długoletniego służącego.
Wybrańca, którego nagłe...

więcej Pokaż mimo to

avatar
935
935

Na półkach: , ,

Ta powieść miała wszelkie zadatki na to, żeby mi się spodobać. Ale niestety, uczucia wywołała ledwie letnie. I nie czepiam się tu fabuły czy ogólnego zamysłu, tu bowiem nic do zarzucenia nie mam, tak jednak nie rzuciło mnie na kolana wykonanie.

Rodzinie Smalesów dosłownie runął w gruzy dotychczasowy świat i ich wygodne, bezpieczne życie. W kilka chwil stracili wszystko, zwłaszcza komfortową pozycję uprzywilejowanej, bogatej, białej – to akurat ma w tym przypadku istotne znaczenie – rodziny. W wyniku zaistniałych okoliczności muszą porzucić całe swoje dotychczasowe jestestwo i uciec a schronienie znajdują w wiosce swojego czarnoskórego służącego i jego rodziny. Sytuacja do tej pory dla nich nie do pomyślenia nagle stała się czymś oczywistym i koniecznym. Kontrast jakiego doświadczają początkowo zwala ich z nóg, bycie zależnym od dotychczasowego służącego nie ułatwia im tego. Pokornie muszą znosić niewygody z którymi z czasem apatycznie zaczynają się godzić. Apatycznie i z oporami ale powoli godzą się z warunkami jakie ich otaczają i jakim muszą sprostać wierząc w to, że może jednak będzie lepiej, może radio przyniesie jakieś lepsze wieści, może ktoś o nich sobie przypomni, przybędzie z ratunkiem. Są zdani na łaskę i niełaskę ludzi niekoniecznie im sprzyjającym i niekoniecznie chętnie widzących ich obecność. Są persona non grata, zapowiedzią pecha i nieszczęść jakie ściągną na wioskę Julya.

A mimo to nie „zaiskrzyło” bo jak dla mnie ta książka jest pozbawiona dramaturgii, napięcia. Postaci są dość płaskie, jednowymiarowe, nie do końca wiarygodne. Maureen jest zbyt enigmatyczna, Bam dość powierzchowny, July zaś przewidywalny. Miałem nadzieję, że może relacja między Maureen a Julym okaże się ciekawym, pełnym napięcia psychologicznym pojedynkiem ale tak niestety nie było. Zabrakło mi w tym wszystkim zarówno głębi jak i dynamiki. Nie pomogła też narracja – zbyt chłodna, oszczędna, chwilami monotonna.

Podsumowując – jestem rozczarowany.

Ta powieść miała wszelkie zadatki na to, żeby mi się spodobać. Ale niestety, uczucia wywołała ledwie letnie. I nie czepiam się tu fabuły czy ogólnego zamysłu, tu bowiem nic do zarzucenia nie mam, tak jednak nie rzuciło mnie na kolana wykonanie.

Rodzinie Smalesów dosłownie runął w gruzy dotychczasowy świat i ich wygodne, bezpieczne życie. W kilka chwil stracili wszystko,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
245
66

Na półkach: ,

Przeglądając parę tygodni temu propozycje wydawnicze wydawnictwa M trafiłam na książkę, która mnie zafascynowała. I to z paru powodów. Po pierwsze nie jest już tajemnicą, że zwracam dużą uwagę na okładki. A z tej patrzyły na mnie dwie pary oczu – tajemnicze, groźne oczy ciemnoskórego mężczyzny oraz łagodne, wpatrzone w dal oczy białej kobiety. I od razu pojawiło się pytanie – co kryje się tak naprawdę w tych oczach? Jakie uczucia, jakie myśli, jakie wspomnienia? Drugim powodem było nazwisko autorki, a właściwie informacja na okładce, że jest laureatką Nagrody Nobla. Uważam, że wypada poznawać twórczość noblistów, nawet zdając sobie sprawę, że nie wszystkie utwory są pisane „ku pokrzepieniu serc” i że możemy trafić na naprawdę trudną lekturę. Dopełnieniem mojego wyboru był opis tej powieści na stronie wydawnictwa, a przede wszystkim zdanie, że książka ta
to znakomite, trzymające w napięciu studium psychologiczne – jak zmiana otoczenia i relacji zmienia charaktery „państwa” i „służącego” ¹.
Zatrzymajmy się chwilę przy tle historycznym powieści. Akcja rozgrywa się w czasach, gdy systemem politycznym panującym w Republice Południowej Afryki jest apartheid. Jest to system bazujący na teorii głoszącej konieczność osobnego rozwoju społeczności różnych ras, a więc oparty na segregacji rasowej. Apartheid narzucał klasyfikację wszystkich mieszkańców na „białych”, „czarnych” i „kolorowych”. Kryteria klasyfikacji uwzględniały m.in. pochodzenie, wygląd i zwyczaje. Ustawy przypisały poszczególnym rasom oddzielne strefy mieszkaniowe i komercyjne, zabroniły przebywania poszczególnym rasom w określonych strefach. Wprowadzono segregację rasową w instytucjach publicznych oraz różne standardy edukacyjne, stworzono zdefiniowane rasowo kategorie zawodowe. Oddzielono też władze polityczne, jedynie „biali” mieli prawo głosu w wyborach do białych władz krajowych. Regiony zamieszkane przez „czarnych” zostały wydzielone wyłącznie dla „czarnych” jako bantustany. Zajmowały one ok. 1/8 obszaru RPA i miały w zasadzie charakter „rezerwatów”, mimo iż formalnie miały być niepodległymi państwami.
Nic dziwnego, że Nadine Gordimer tak sugestywnie potrafiła nam przedstawić ten okres w swojej twórczości. Urodziła się bowiem 20 listopada 1923 roku w Springs, mieście znajdującym się na wschód od Johannesburga. Dużą cześć swojego dorosłego życia przeżyła w RPA czasu apartheidu. Była czynnie zaangażowana w zwalczanie apartheidu jako członkini Afrykańskiego Kongresu Narodowego. I właśnie w swojej twórczości, za którą otrzymała w 1991 roku literacką Nagrodę Nobla, poruszała sprawy konfliktów społecznych na tle rasowym i psychologicznych następstw systemu apartheidu w RPA, a także inne tematy społeczno-polityczne swojego kraju i innych państw afrykańskich.
Doskonale na pewno znała również historię krwawych zamieszek w Soweto, które stanowią tło jej powieści „Ludzie Julya”. Od tego konfliktu bowiem wszystko się zaczęło To przez walki na ulicach Soweto Bam i Maureen Smales wraz z trójką dzieci musieli opuścić swoje dobra w mieście i schronić się w kilkaset kilometrów oddalonej osadzie, skąd pochodził ich czarny służący July. Przebywanie w ogarniętym walkami mieście zagrażało ich życiu, a July, który służył u nich od piętnastu lat, zaproponował pomoc. Jak z niej nie skorzystać? Tym bardziej, że July zawsze spełniał swoje obowiązki wzorowo i wydawał się z rodziną bardzo związany emocjonalnie. Na początku pobytu Smalesów w osadzie odstąpił im dom swojej matki, dbał o nich i dzieci, usługiwał im i spełniał wszystkie możliwe zachcianki. Zmieniły się jedynie warunki ich życia i to diametralnie. Z luksusu i bogactw znaleźli się nagle w biednej, brudnej, prymitywnej murzyńskiej chacie pełnej pcheł, szczurów i innego „robactwa”. Nagle zostali przeniesieni do życia, jakiego zupełnie nie znali. Życia, gdzie podstawowe zasady higieny nie mają zupełnie racji bytu; życia, gdzie czyhają miliony różnorakich zarazków; życia, gdzie smród i brud jest standardem. Do tego wszystkiego z dnia na dzień zmienia się również stosunek i zachowanie Julya. Z opiekuńczego, usłużnego, chwilami wręcz poddańczego staje się butny, wymagający, patrzący z góry. Chwilami musimy się zastanawiać, czy jest on nadal sługą, czy może relacje się odwróciły i stał się „Panem”? „Panem sytuacji” jest na pewno, bo przecież powoli przywłaszczył sobie wszystkie „atrybuty władzy” – pieniądze, kluczyki do samochodu, broń. Uzależnił od siebie całkowicie swoich białych byłych pracodawców – bez samochodu i pieniędzy nie będą w stanie opuścić osady, a bez broni… stali się po prostu nikim. Czy w tej – jakże trudnej – sytuacji Bam i Maureen pomogą sobie wzajemnie? Jak zachowa się July? Czy małżeństwu uda się od niego uwolnić? Wiele pytań można by jeszcze postawić, ale odpowiedzi na nie poznają tylko Ci, co przeczytają tę książkę.
Kto spodziewał się po tej powieści wartkiej fabuły, nagłych zwrotów akcji, dynamizmu i sensacyjnych wydarzeń, ten na pewno odłoży książkę po paru przeczytanych stronach., bowiem tego tu nie znajdzie. Pisarka buduje napięcie bardzo powoli, krok po kroku, przez tyle dni, ile trwa przejście księżyca z pełni w fazę nowiu. Fazy księżyca bowiem wg mnie symbolizują koła na początku każdego kolejnego rozdziału książki. I tak jak w tej drodze każdej nocy „ubywało” księżyca, tak samo każdego dnia zmniejszało się zaufanie „białych” do byłego służącego, aż do finału, dziwnego, otwartego, niespodziewanego, budzącego niepokój, ale jednocześnie dającego pewną, niesprecyzowaną nadzieję.
Gordimer zdecydowanie nie jest „mistrzynią akcji”, ale i nie tego wymaga się od laureatki Nagrody Nobla. Od noblistki oczekujemy rzetelności, barwnych i plastycznych opisów, porównań poruszających wyobraźnię czytelnika, wielowymiarowości portretów psychologicznych bohaterów, czyli wszystkiego tego, co kryje się pod sformułowaniem „mistrzostwo słowa” . I właśnie taką „mistrzynią słowa” Nadine Gordimer zdecydowanie jest. Jej obraz afrykańskiego buszu jest bardzo rzetelny, opisy warunków życia w prymitywnych osadach brzmią wręcz naturalistycznie – poruszają czytelnika, powodują to, że w pewnej chwili zaczynamy sami odczuwać smród panujący w chacie Smalesów, swędzenie po ukąszeniach pcheł, słyszymy i widzimy biegające wokół murzyńskie dzieci – umorusane, krzykliwe, ciekawskie.
Książka nie należy na pewno do „lekkich” – jej styl nie jest najłatwiejszy w odbiorze. Powoduje to, że często – przy jakimkolwiek odwróceniu uwagi – musimy wrócić do poprzednich kartek, przeczytać je ponownie, bo inaczej mielibyśmy problemy ze zrozumieniem całości. Każde słowo napisane przez autorkę jest bowiem bardzo ważne. Narracja, jaką się posługuje jest bardzo oszczędna, wręcz czasami skąpa w słowa – dlatego trzeba aż tak docenić tu każde jest słowo, bo ma ono niesamowitą wagę.
Taki sposób narracji powoduje również, że my czytelnicy patrzymy na wszystkie wydarzenia, na bohaterów powieści z boku, z pozycji obserwatora. Nie jesteśmy w stanie poczuć sympatii do jakiegokolwiek bohatera, nie utożsamiamy się z nim. Nie potrafimy również ich jednoznacznie ocenić, bo też żaden z nich nie zachowuje się jednoznacznie. Każda postać z książki jest niesamowicie dynamiczna, wielobarwna, każda scena pokazuje jej inną cechę charakteru.
Dodatkowym aspektem utrudniającym odbiór powieści są dialogi, szczególnie te, których uczestnikiem jest July. Tłumacz posłużył się w tym wypadku „łamaną polszczyzną”, żeby zaakcentować fakt, że July mimo piętnastoletniej pracy w domu białych pracodawców nie nauczył się języka angielskiego w stopniu wystarczającym do wyrażenia swoich myśli czy uczuć. Jego znajomość języka koncentrowała się jedynie na poziomie potrzebnym do wykonywania poleceń. Pokazuje to też w sposób bardzo dosadny stosunek białych pracodawców do czarnej służby, ich brak jakiegokolwiek zaangażowania w rozwój emocjonalny i intelektualny murzyńskiej ludności. Byli zawsze dwoma przeciwległymi biegunami – czarnym i białym, dwiema warstwami, którym nie wolno było pomieszać się ze sobą – kolor szary w tym społeczeństwie nie miał prawa wystąpić.
Wielkie brawa należą się również wydawcy powieści. Czcionka, choć niezbyt duża, to jednak nie męcząca oczu, odpowiednia interlinia, a przede wszystkim brak błędów, nawet zwykłych literówek, to już zalety leżące po polskiej stronie. Bardzo lubię takie staranne wydania, gdzie daje się zauważyć fakt, że korekta przyłożyła się do swojej pracy, co przyniosło widoczny, jakże pozytywny efekt.
Na temat okładki pisałam już na samym wstępie. Tu chciałabym jeszcze dodać jedno – tak pięknej, hipnotyzującej okładki nie miało żadne wydanie na świecie. Zresztą oceńcie to sami.
Na koniec chciałabym stwierdzić, że wg mnie Nadine Gordimer zafundowała nam wspaniałą, niepowtarzalną, bardzo intrygującą i wyjątkową ucztę czytelniczą. We mnie potrafiła rozbudzić ciekawość i spowodować, że zapragnęłam poznać jej pozostałą twórczość. I choć zdaję sobie sprawę, że nie jest to lektura łatwa, lekka i przyjemna, to jednak polecam ją wszystkim z całego serca. Tak jak powinno się poznać filmy nagrodzone statuetką Oscara, tak samo powinno się poznać twórczość pisarzy nagrodzonych Nagrodą Nobla.
¹ Nadine Gordimer –„Ludzie Julya”, Wydawnictwo M; 2013, okładka
moja ocena: 7/10

Przeglądając parę tygodni temu propozycje wydawnicze wydawnictwa M trafiłam na książkę, która mnie zafascynowała. I to z paru powodów. Po pierwsze nie jest już tajemnicą, że zwracam dużą uwagę na okładki. A z tej patrzyły na mnie dwie pary oczu – tajemnicze, groźne oczy ciemnoskórego mężczyzny oraz łagodne, wpatrzone w dal oczy białej kobiety. I od razu pojawiło się pytanie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
246
227

Na półkach: ,

Czytając książkę laureata Nagrody Nobla ma się pewność, że nie będzie to zwykła opowieść, ale opowieść, która zabierze w nas w prawdziwą ucztę czytelniczą, podczas której będziemy poznawać niezwykły świat. Tak też jest i z książką Nadine Gordimer "Ludzie Julya". Ale czy do końca jest to prawda? Hmmm...

W wyniku konfliktu między czarną a białą ludnością, rodzina Smalesów przenosi się z Soweto w RPA do wioski swojego służącego Julya. Pobyt w wiosce jest dla rodziny nowym i z początku koszmarnym doświadczeniem. Udało im się, co prawda uciec z miasta, gdzie na pewno zostali by zaatakowani, lecz w nowym miejscu czują się zagubieni. Tu w wiosce nie czują się Panami, lecz zwykłymi ludźmi, którzy muszą przeżyć. W wiosce nie dość, że nie są Panami, to stają się na równi ze swoim służącym, a z czasem są coraz bardziej uzależnieni od Julya, co powoduje, że są coraz bardziej zagubieni, coraz bardziej się wycofują, a na to wpływa dodatkowo zabranie im samochodu przez Julya oraz broni należącej do Bama Smalesa przez Daniela, będący najlepszym przyjacielem Julya w wiosce. Czy Smalesowie znajdą jeszcze siłę na to by powalczyć o swoją pozycję, czy będą potrafić przeciwstawić się sytuacji w jakiej się znaleźli?

Nadine Gordimer w swojej książce przedstawiła nie tylko jakąś cząstkę swojego kraju, gdzie biali walczą z czarnymi, ale również jak w sytuacji zagrożenia, niemocy potrafią zachowywać się ci, co myślą, że stali się już Panami swojej sytuacji, swojej ziemi oraz ludzi, których uważa się za słabych, uległych, bez inteligencji i są tylko po to, aby im służyli. Lecz w sytuacji gdy muszą się znaleźć na takiej samej pozycji, czują się bardziej bezradni niż ich słudzy. Nie potrafią się z nimi porozumieć, a nawet to oni czują się bardziej sługami niż ci, którzy byli dotychczas owymi sługami.

Zauważyć można też, że podział na Pana i Sługę kończy się tam, gdzie dzieci zarówno osadników jak i przybyłych, nie zauważają między sobą różnicy na kolor skóry, język, kulturę, itp., lecz z ciekawością przebywają między sobą, uczą się siebie, języka, swoich zabaw, czyli takich zachowań, dzięki którym każdy człowiek bez względu na kolor skóry, pochodzenie, religię może żyć zarówno razem jak i obok siebie. I to właśnie od dzieci, powinniśmy brać przykład, by z radością i ufnością przyjmować inność i to co nowe. Czy to słuszne założenie? Sami powinniście to osądzić i mam nadzieję, że ta książka Wam w tym pomoże.

A co do książki? Z jednej strony autorka prezentuje nam dość dobrą historię, godną laureatki Nagrody Nobla, która jest dobrze opisana, z mocnymi i dość interesującymi scenami i dialogami. Książka z początku zapowiada się właśnie na taką powieść, lecz z czasem czytelnik zaczyna się nudzić i zastanawia się czemu tak naprawdę czyta ową książkę i czy naprawdę ma się chęć ukończyć czytanie jej? Gdyby nie to, że w miarę szybko się ją czyta, ja dawno bym ją porzuciła i o niej zapomniała.

A sami bohaterowie? Ci dorośli sprawiają wrażenie nieobecnych, jakby w ogóle to nie o nich była to powieść. Zagubieni między byciem a nie byciem, w powieści sprawia to wrażenie, jakby w ogóle mogło ich nie być w tej książce. Największy "szum robią" dzieci i gdy pojawiają się sceny z nimi to widać wtedy ożywienie w akcji i to bohaterowie dziecięcy skupiają na sobie uwagę. Dorośli są dla nich tłem - mało wyrazistym.

Niestety coraz bardzie wątpię w Noblistów, a czytałam już paru i niestety większość z nich mnie rozczarowało i zniechęcili mnie do siebie. Do tego grona mogę dołączyć Nadine Gordimer i mam nadzieję, że kiedyś będę mieć okazję przeczytać inną jej książkę i zmienić o niej zdanie, ale chyba to będzie dalej niż później.

Czy książkę polecam? Z jednej strony chciałabym, ale trudno jest polecić książkę, która z każdą stroną coraz bardziej nudzi, mimo iż zapowiadała się na całkiem fajną. Czy przeczytacie, pozostawiam już Wam tę decyzję.

http://swiatwidzianyksiazkami.blogspot.com

Czytając książkę laureata Nagrody Nobla ma się pewność, że nie będzie to zwykła opowieść, ale opowieść, która zabierze w nas w prawdziwą ucztę czytelniczą, podczas której będziemy poznawać niezwykły świat. Tak też jest i z książką Nadine Gordimer "Ludzie Julya". Ale czy do końca jest to prawda? Hmmm...

W wyniku konfliktu między czarną a białą ludnością, rodzina Smalesów...

więcej Pokaż mimo to

avatar
368
364

Na półkach: ,

"Ludzie Julya" to trudna powieść psychologiczna Nadine Gordimer, południowoafrykańskiej pisarki. Jest to laureatka nagrody Nobla, członkini Afrykańskiego Kongresu Narodowego. W swoich książkach opisuje różnice kulturowe i rasowe, trudną sytuację w Afryce oraz problemy polityczne. Jej twórczość na pewno nie należy do gatunku lektur łatwych i przyjemnych. Tak też było i tym razem.
Bohaterami powieści jest bogata rodzina Smalesów. To rodzina na pozór zgrana, szczęśliwa. Posiadają piękny dom i służących, w tym jednego bardzo zaufanego, wręcz przyjaciela rodziny, Julya. Kiedy w Soweto gdzie mieszkają, dochodzi do krwawych zamieszek, rodzina korzysta z pomocy służącego i decyduje się schronić w jego wiosce. Nie są to warunki w jakich nauczeni byli żyć do tej pory, dom okazuje się chatką, a wioska daleka jest od luksusowych kurortów. Do tego podejrzliwi i obcy mieszkańcy, wszechobecny smród, brud i bieda. Smalesowie początkowo zachowują się jak zawsze, wciąż traktują Julya jak swego pracownika, jednak z czasem widzą swoje położenie, zdają sobie sprawę z tego, że role się odwróciły i to ich służący ma większą władzę w swej rodzinnej wiosce. Starają się pomagać w codziennych obowiązkach, są wdzięczni za okazaną im pomoc. Jednak poczucie władzy i satysfakcja, powodują, że Julya odkrywa w sobie uczucia, o jakich nie miał pojęcia. Stopniowo zatraca się w poczuciu władzy i kontroli, podżegany również w pewnym stopniu przez mieszkańców osady, zaczyna wychodzić z roli oddanego pracownika i staje się zuchwałym i nader pewnym siebie.Smalesowie zauważają to, jednak ich sytuacja na niewiele im pozwala, są skazani na takie położenie. Jednak również i oni zaczynają doświadczać nowych uczuć. Do tej pory zgodni, zaczynają oddalać się od siebie. Małżeństwo Bam i Maureen zaczyna się psuć, narasta poczucie żalu, gniewu i strachu.
"Ludzie Julya" to powieść bardzo złożona. To trochę sensacji, dramatu i na pewno dużo wątków psychologicznych, ale przede wszystkim jest to lektura do przemyśleń i analizowania. Główna akcja skupia się na uczuciach bohaterów, które zmieniają się i stają niebezpieczne w obliczu trudnej sytuacji. Jeśli więc nie lubicie inteligentnych książek, przy których trzeba cały czas trzeźwo i dużo myśleć, to nie jest to lektura dla Was. Polecam ją raczej tym, którzy mają ochotę na coś ambitniejszego, na coś skupionego raczej na to co pomiędzy wersami, niż na samej akcji.
Książka była momentami trudna, język autorki także nie jest lekki, ale na pewno to lektura wartościowa. Czasami nie rozumiałam przekazu i konkretnych fragmentów, ale rekompensowały to opisy krajobrazu i ludzi, bardzo ciekawe i wciągające. Na pewno zaskoczyły mnie też metamorfozy bohaterów.
Podsumowując, nie żałuję przeczytania tej pozycji, jednak jest to przykład książki, na którą trzeba poświęcić więcej czasu, mimo że nie jest bardzo objętościowa, skupić się i lubić taki gatunek. Myślę, że raz na jakiś czas warto jednak sięgnąć po coś w tym stylu.

"Ludzie Julya" to trudna powieść psychologiczna Nadine Gordimer, południowoafrykańskiej pisarki. Jest to laureatka nagrody Nobla, członkini Afrykańskiego Kongresu Narodowego. W swoich książkach opisuje różnice kulturowe i rasowe, trudną sytuację w Afryce oraz problemy polityczne. Jej twórczość na pewno nie należy do gatunku lektur łatwych i przyjemnych. Tak też było i tym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
172
95

Na półkach: ,

Książka południowoafrykańskiej noblistki Nadine Gordimer to znakomite, trzymające w napięciu studium psychologiczne o tym jak zmiana otoczenia i relacji, zmienia charaktery „państwa” i „służącego”.

Podczas krwawych zamieszek w Soweto rodzina Smalesów decyduje się uciekać do wioski ich wieloletniego służącego, Julya. Biali Smalesowie stopniowo tracą na rzecz July’a atrybuty władzy: kluczyki do samochodu, pieniądze, wreszcie broń, bez której są nikim. I w końcu nie wiadomo, czy ucieczka do buszu była sposobem na ocalenie białej rodziny, czy wręcz przeciwnie…*

Nadine Gordimer (1923-) południowoafrykańska pisarka, laureatka Nagrody Nobla z

literatury w 1991 roku. W swojej twórczości porusza sprawy konfliktów społecznych i psychologicznych następstw apartheidu w RPA, a także inne tematy społeczno-polityczne swojego kraju i innych krajów afrykańskich. Zaangażowana w zwalczanie segregacji rasowej, została członkinią Afrykańskiego Kongresu Narodowego. **

O Nadine Gordimer nic nie wiedziałam, aż do tej pory. Chociaż jest laureatką Nagrody Nobla, słyszę o niej pierwszy raz. W książce pt. 'Ludzie Julya' zdecydowała się poruszy dość ciekawą kwestie. Pokazała jak żyją czarnoskórzy ludzie wśród białych, a także jak otoczenie potrafi zmieni człowieka. Rodzinie Smalesów szczęście dopisało, ponieważ gdyby nie July dawno mogliby już nie żyć. Zawdzięczają mu bardzo dużo i obie strony zdają sobie z tego sprawę. Choć July z roli służącego wywiązywał się doskonale, to jednak otoczenie zmienia wybawce rodziny Smalesów i powoli zaczyna zdawać sobie sprawę, że są na jego ziemi i on jest tu panem. Choć nie mówi tego wprost to jego zachowanie zdradza go w oczach Maureen, która zna swojego służącego jak mało kto.

Autorka świetnie wyrysowała czytelnikowi obraz osady, w której przyszło mieszka rodzinie Smalesów. Podczas czytania dowiadujemy się jak dość bogata rodzina przystosowuje się do życia w spartańskich warunkach. Początkowo mieszkańcy osady wrogo odnoszą się do przybyszów, a oni sami chcą zostać w ukryciu. Wielki plus dla autorki za utworzenie odpowiedniego klimatu. Historia napisana przez Nadine Gordimer potrafi aż tak wciągną, że czytelnik czuje się uczestnikiem danych wydarzeń. Warto wspomnie o relacjach pomiędzy ludźmi, które były genialnie wykreowane. Z pozoru kochająca się rodzina w opresji oddala się od siebie, tyczy się to głownie Bama i Maureen. Jednak relacja między nimi, a Julym w tej książce zdecydowanie dominuje. Maureen podczas pobytu w osadzie przekonuje się, że pozory mylą i zaczyna bać się człowieka, który służył im wiele lat. Książkę wyróżniają dialogi, które prowadzone są z lekkością i odpowiednio do danej sytuacji. Słowa bohaterów niosą ze sobą różne skrajne emocje.
Co do stylu pisania autorki to trzeba przyznać, że nie należy on do najłatwiejszych w odbiorze. Dla wielu z nas utrudnieniem może by łamana polszczyzna użyta na potrzebę pokazania braków w znajomości języka przez Julya. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że tą książkę powinno się czytać z opracowaniem. Nie dziwie się takiej opinii. Książka Nadine Gordimer może okazać się dla Was wyzwaniem i każdy z Was sam musi zdecydować czy jest gotowy się go podjąć. Chciałam zaznaczyć, że pomimo tych utrudnień językowych potrafiłam oddać się tej książce bez reszty. Pragnęłam poznawać, jak dalej potoczy się walka psychologiczna pomiędzy Maureen a Julym.

Kluczowymi postaciami są Maureen i July. Maureen to kobieta silna i gotowa do wali, która potrafi upomnieć się o swoje. July to małomówny, czarnoskóry mężczyzna, który dla dobra swoich bliskich jest w w stanie zrobić na prawd wiele. Od przyjazdu Smalesów nie traktuje ich już jak 'białych panów'.
Postać Maureen bardzo polubiłam i myślę, że w sytuacji w jakiej ona się znalazła postępowałabym podobnie. Co do Julya moje odczucia w stosunku do niego były różne. Raz mu współczułam, a zaraz nienawidziłam. Bam według mnie zachował się nie fair w stosunku do swojej żony. Ich dzieci bardzo szybko się za klimatyzowały i nawiązały nowe wiadomości.

Napisanie recenzji tej książki nie należało do najłatwiejszych rzeczy. Historia opisana w książce z pewnością zostanie ze mną na bardzo długo. Nie jest to książka, gdzie akcja jest dynamiczna. 'Ludzie Julya' to obraz psychologiczny danej postaci. Polecam osobom, które są ciekawe tej historii i są gotowe spędzi kilka, czasami trudnych chwil z tą pozycją.

OCENA: 9/10

Książka południowoafrykańskiej noblistki Nadine Gordimer to znakomite, trzymające w napięciu studium psychologiczne o tym jak zmiana otoczenia i relacji, zmienia charaktery „państwa” i „służącego”.

Podczas krwawych zamieszek w Soweto rodzina Smalesów decyduje się uciekać do wioski ich wieloletniego służącego, Julya. Biali Smalesowie stopniowo tracą na rzecz July’a...

więcej Pokaż mimo to

avatar
33
6

Na półkach: ,

Pomyślałam, że książka z przykuwającą wzrok okładką, intrygującym opisem i trochę odmienną tematyką będzie idealna na weekend. Okazało się, że kompletnie nie trafiła w mój gust, a czas który chciałam przeznaczyć na jej przeczytanie ciągnął się w nieskończoność.
Bohaterami jest rodzina Smalesów i ich wieloletni służący July. Akcja dzieje się w Soweto, gdzie dochodzi do walk ulicznych i ataków na "białych". Bam i Maureen zmuszeni są pozostawić swój dobytek i uciekać, aby uchronić siebie i swoje dzieci od niebezpieczeństwa. Ich wybawcą jest July - służący pracujący u nich już od 15 lat. Daje swoim "Panom" schronienie i opiekuje się nimi. Rdzenni mieszkańcy wioski różnie reagują na przybyszów i nie potrafią zrozumieć dlaczego akurat u nich muszą się ukrywać i co ich do tego zmusiło. Smalesowie zmuszeni są do całkowitej zmiany dotychczasowych przyzwyczajeń. Zwłaszcza dzieciom jest trudno przyzwyczaić się do nowej sytuacji.
Ogólnie fabuła jest dosyć nudna i brakuje porywających zdarzeń.. "Kulminacyjnym momentem powieści jest zniknięcie z ich chaty broni - bez niej Bam nie jest już "białym panem", jest nikim" - akurat z tym zdaniem z opisu zgodzić się nie mogę. Wspomniany przełomowy moment wydał mi się jedynie kolejnym wydarzeniem, które nie wpłynęło zbytnio na los bohaterów. Opis informuje nas, że książka jest "znakomitym, trzymającym w napięciu studium psychologicznym" i wydawałoby się, że powinna zainteresować nawet bardzo wymagającego czytelnika. Czytając, próbowałam skupić się na aspekcie psychologicznym i zrozumieć postępowanie bohaterów. Mimo moich starań, fabuła powieści wydała mi się kłębkiem myśli bohaterów, których chwilami nie potrafiłam zrozumieć. Muszę przyznać, że najbardziej zaskakujące (niekoniecznie pozytywne) okazało się zakończenie. Nagle zaczyna się coś dziać, a tu... koniec

Pomyślałam, że książka z przykuwającą wzrok okładką, intrygującym opisem i trochę odmienną tematyką będzie idealna na weekend. Okazało się, że kompletnie nie trafiła w mój gust, a czas który chciałam przeznaczyć na jej przeczytanie ciągnął się w nieskończoność.
Bohaterami jest rodzina Smalesów i ich wieloletni służący July. Akcja dzieje się w Soweto, gdzie dochodzi do walk...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1553
296

Na półkach: , ,

Jezu, tego się nie da czytać!

Jezu, tego się nie da czytać!

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    71
  • Chcę przeczytać
    66
  • Posiadam
    27
  • 2013
    4
  • Literatura afrykańska
    3
  • Afryka
    2
  • 2018
    2
  • 2014
    2
  • Eboomoje:)
    1
  • Posiadam_ebook
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Ludzie Julya


Podobne książki

Przeczytaj także