Próba inwazji

Okładka książki Próba inwazji Czesław Białczyński
Okładka książki Próba inwazji
Czesław Białczyński Wydawnictwo: Solaris Seria: Archiwum Polskiej Fantastyki fantasy, science fiction
250 str. 4 godz. 10 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Seria:
Archiwum Polskiej Fantastyki
Wydawnictwo:
Solaris
Data wydania:
2013-02-26
Data 1. wyd. pol.:
1979-01-01
Liczba stron:
250
Czas czytania
4 godz. 10 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375901214
Tagi:
fantastyka fantasy science fiction
Średnia ocen

5,9 5,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,9 / 10
48 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
2047
1876

Na półkach: , ,

Nieszczególnie porywająco napisane. Jest tam jakiś ciekawy motyw, nawiązujący zapewne do zimnowojennych strategii, ale realizacyjnie średniawka.

Nieszczególnie porywająco napisane. Jest tam jakiś ciekawy motyw, nawiązujący zapewne do zimnowojennych strategii, ale realizacyjnie średniawka.

Pokaż mimo to

avatar
1232
1218

Na półkach: , , ,

7/10

7/10

Pokaż mimo to

avatar
2732
613

Na półkach: ,

Całkiem zgrabnie napisana powieść, oparta na dobrym pomyśle, w dodatku zbudowana według oryginalnego, szeroko zakrojonego konceptu. Autorowi chyba jednak zabrakło cierpliwości i ogólny efekt psuje kilka poważnych niedogodności, które ostatecznie nie pozwalają uważać książki za rzecz udaną i wartą polecenia.

Fabuła opowieści została udrapowana na rozgrywający się na obcym globie kryminał. Nieznany sprawca wykrada supertajne plany z instytutu zajmującego się lotami kosmicznymi, posługując się bronią, która formalnie nie powinna istnieć. Dochodzenie zostaje zlecone inspektorowi Insowi Offowi ze Straporu, czyli swego rodzaju policji. Nie będzie to jednak łatwa robota, bo część informacji instytut zachowuje wyłącznie dla siebie i dla śledczych z Oddziałów Specjalnych. Ambitny Off nie zamierza się poddawać, aczkolwiek coraz mocniej podejrzewa, że stawką są nie tylko skradzione tajemnice, ale także jego własne życie.

Żeby czytelnik nie zapomniał, że rzecz nie dzieje się na Ziemi, Białczyński wprowadził odpowiednio obce nazewnictwo nie tylko dla miast, dzielnic i ulic, ale również dla roślin, zwierząt, pojazdów i części przedmiotów codziennego użytku, co jakiś czas sprytnie dodając mimochodem różne niepasujące do ziemskich detale, jak choćby niebieski odcień skóry jednej z ras czy praktycznie kobiece obcasy u policjantów (nazywane wysokimi, wąskimi koturnami). Przy tym nazwy są nietuzinkowe, zdarza się, że komiczne (pojazdy to strad, ale i bobons, pistolet to kufa),niekiedy zaś stanowią wyraźną parelelę z naszym słownictwem (zabawa w kotka i myszkę to zabawa w "ousę i ontellę", teatr to rtaet, etc). W tej sytuacji jak najbardziej na miejscu są krótkie, dziwaczne imiona bohaterów – jak choćby Ins, Agis, Era czy Foy – normalnie będące zmorą PRL-owskiej fantastyki.

Opowieść czyta się w miarę szybko i z zaciekawieniem, powodowanym głównie przez sprytne opisywanie odmiennego świata, wymuszające swego rodzaju zabawę w odgadywanie kształtu i przeznaczenia niektórych rzeczy. To niewątpliwy atut „Próby inwazji”. Białczyńskiemu wyjątkowo też udały się sekwencje przeprawy łodzią do izolowanego miasta, funkcjonującego trochę na zasadzie komunistycznej enklawy rządzonej przez bezwzględne gangi, pościgu w tymże mieście, a także obławy w rodzimej metropolii inspektora. Bez problemu można wówczas wsiąknąć w przedstawioną sytuację i niemal poczuć ów obcy świat, odmalowany w pełnej palecie barw. Co nie jest znowuż aż tak częstym zjawiskiem w SF, nawet tej importowanej.

Na tym jednak kończą się plusy. Przede wszystkim zgrzyta tutaj psychologia postaci, powodująca, że w narracji trafiają się przykre, wybijające z rytmu wyboje. Przykładowo – śledztwo się rozkręca, pojawiają się nowe wątki, Off zabiera się za przesłuchiwanie ludzi i nagle… Trach! Jego rudowłosa sekretarka ni z tego, ni z owego, rzuca mu się w ramiona. Uczucie płonie ogniem. Bo w końcu seksowne dzierlatki mają – przynajmniej według krajowych autorów – zakodowane w genach parcie na podstarzałych, oschłych, czy wręcz chamskich, facetów. Co więcej, sekretarka – słodka, piękna i delikatna – okazuje się być szmatą (to jej własne słowa),bo przez rok robiła za niewolnicę szefa służb specjalnych (jaką, to się autor nie zająknął, ale domyślić się można). I dosłownie wszyscy o tym wiedzą. Poza nadprzeciętnie bystrym inspektorem, który zatrudnił ją u siebie jako sekretarkę.

Zaraz potem śledztwo wraca na wartkie tory. Inspektor wydaje polecenia, rozmyśla, a w końcu krąży po mieście, by w pewnej chwili… porwać z ulicy sekretarkę okradzionego instytutu. Wrzeszczy na nią, łapie za kołnierz, ściska ręce i rzuca: "Musi pani powiedzieć wszystko i najlepiej, żeby pani przełożeni nie dowiedzieli się o naszym spotkaniu!" Po czym zadaje jedno pytanie, i puszcza. Gdy zaś wraca do biura, wybucha jakaś kuriozalna awantura z szefem, który żegna inspektora frazą "(...) pamiętaj, że nie masz we mnie przyjaciela, ale nigdy nie będę twoim wrogiem."

Inne problemy to sporadycznie wypływające na wierzch niezbyt dobre dialogi, nadmierne zamiłowanie do wykrzykników, a także stosowanie nie do końca adekwatnych do sytuacji określeń ("Technicy zajęli się odciskami, zbieraniem próbek i tym podobnych bzdurek"). Szczęśliwie z czasem albo narracja trochę się wygładza, albo przestaje się zwracać uwagę na takie wyskoki, w związku z czym lektura płynie z większą swobodą.

Do pewnego momentu, kiedy dopada czytelnika silne wrażenie, że sednem „Próby inwazji” tak naprawdę wcale nie miał być kryminał. Pierwotny zamysł zdawał się obejmować bowiem głównie to, co figuruje w tytule – kwestię inwazji. To ona miała stanowić rdzeń opowieści. Białczyńskiemu chyba jednak za dobrze się pisało wątek kryminalny, bo nim się pohamował w twórczej gorączce, inwazja zeszła w dalekie tło. To prawda, w jakimś stopniu wciąż stanowi ona oś intrygi, ale ze strony na stronę ma coraz mniejsze znaczenie dla samej fabuły. I gdy kryminał zyskiwał ostatni szlif, autor niespodziewanie przypomniał sobie, że przecież miał pisać o czym innym, i pospiesznie naskrobał 15 stron ni to wyjaśnienia, ni to domknięcia wątków. Że pospiesznie, to widać po chaotycznej, niejasnej narracji, z której praktycznie nie sposób nic konkretnego wyłowić. Z grubsza wiadomo, co się dzieje, ale dlaczego – już nie. Kto czym steruje, co skąd się wzięło i czemu wyszło tak, a nie inaczej – tego nam finał nie wyjawi. Możemy się pewnych rzeczy domyślać, ale tylko mgliście. I to nie w ten pozytywny mglisty sposób, gdy dostajemy pożywkę dla umysłu i przez kolejne godziny próbujemy rozgryźć zawiłą zagadkę. Ta mglistość jest bliższa bełkotowi, który męczy plątaniną wrzuconych byle jak zdarzeń, nie dających się z niczym powiązać. Bo oczywiście autor nie zdążył podzielić się z czytelnikiem połową istotnych informacji, które w teorii powinny zostać rozsiane po wątku kryminalnym. Trudno więc w ostatecznym rozrachunku uznać „Próbę inwazji” za dzieło szczególnie udane i warte polecenia.

(Esensja.pl)

Całkiem zgrabnie napisana powieść, oparta na dobrym pomyśle, w dodatku zbudowana według oryginalnego, szeroko zakrojonego konceptu. Autorowi chyba jednak zabrakło cierpliwości i ogólny efekt psuje kilka poważnych niedogodności, które ostatecznie nie pozwalają uważać książki za rzecz udaną i wartą polecenia.

Fabuła opowieści została udrapowana na rozgrywający się na obcym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
19
19

Na półkach: , ,

Klasyka gatunku hard science-fiction. Dużo bardziej podobała mi się powieść tego autora " Miliardy białych płatków ", ale to oczywiście kwestia gustu.

Klasyka gatunku hard science-fiction. Dużo bardziej podobała mi się powieść tego autora " Miliardy białych płatków ", ale to oczywiście kwestia gustu.

Pokaż mimo to

avatar
473
224

Na półkach:

Myślałam, że "hard SF" to znaczy: kosmos, statki kosmiczne, podróże w hiperprzestrzeni, albo i w czasie. No ale może w 1976r. to miało inną definicję.
Książka bardziej kojarzy mi się z kryminałem, niż "hard SF", ale czyta się szybko i przyjemnie. W sumie to było na jeden raz ;)

Myślałam, że "hard SF" to znaczy: kosmos, statki kosmiczne, podróże w hiperprzestrzeni, albo i w czasie. No ale może w 1976r. to miało inną definicję.
Książka bardziej kojarzy mi się z kryminałem, niż "hard SF", ale czyta się szybko i przyjemnie. W sumie to było na jeden raz ;)

Pokaż mimo to

avatar
1292
952

Na półkach:

Miałem jakieś tam oczekiwania wobec tej książki, bo w końcu hard s-f to moja miłość. Rozczarowanie bękartem Białczyńskiego jest ogromne niczym ego Krzysztofa Ibisza, dlatego będę bezlitosny.
"Próba inwazji" to syf, kiła, mogiła i ponury żart. Reklamowane jako hard sf nie ma nic wspólnego z sf, a z fantastyki ma jeno otoczkę fabularną. Reszta to tylko dziwne słowa i nazwy własne. Kuleje tutaj wszystko, bohaterowie są nudni, niewiarygodni, jednowymiarowi i różnią się od siebie tylko nazwiskami. Relacje między nimi to jakiś szkolny dramat, miłość głównego bohatera z sekretarką wygląda jak pilot wenezuelskiego serialu, który się nie przyjął. Świat przedstawiony toporny, płaski, naszkicowany, niewciągający zupełnie.
Fabuły i akcji nie ogarnąłem, chociaż zasadniczo jest jednowątkowa, a autor często wtrąca jakieś górnolotne przemyślenia na poziomie pana Zdzisia brygadzisty. Niemniej panuje w tym aspekcie taki chaos, że zgubiłem się gdzieś na pięćdziesiątej stronie.
Nie mam pojęcia po co autor stworzył tego kupsztala, ale sam się chyba przy tym dobrze nie bawił. Nie spodziewałem się, że dane mi będzie przeczytać jeszcze gorszą książkę niż "Herrenvolk", a tu proszę jaka niespodzianka. Męczyłem te niecałe 250 stron przez ponad miesiąc, w nadziei, że w końcu dowiem się, o co chodzi. Nie dowiedziałem się.
Odradzam wszystkim, którzy cenią swój czas, mózg i fantastykę.

Miałem jakieś tam oczekiwania wobec tej książki, bo w końcu hard s-f to moja miłość. Rozczarowanie bękartem Białczyńskiego jest ogromne niczym ego Krzysztofa Ibisza, dlatego będę bezlitosny.
"Próba inwazji" to syf, kiła, mogiła i ponury żart. Reklamowane jako hard sf nie ma nic wspólnego z sf, a z fantastyki ma jeno otoczkę fabularną. Reszta to tylko dziwne słowa i nazwy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1662
1653

Na półkach: ,

Niezależnie od gatunku, każda książka posiada w swojej całości elementy nurtów odmiennych. Trudno napisać kryminał który nie posiada cech akcji. Tak samo trudno stworzyć romans który nie dotknie dramaturgii. Współistnienie gatunków literackich jest odwiecznie nierozerwalne. Przyczyny można upatrywać w naszym własnym życiu, które jest przecież pełne wszystkich emocji. Trudno napisać coś dobrego, jeśli skupimy się tylko na miłości. Niemożliwym wyczynem jest napisanie książki która będzie bazować tylko na jednym kanonie. „Próba Inwazji”, Czesława Białczyńskiego, jest świetnym przykładem tego, jak działa wspomniana współzależność gatunków.

Całość fabuły opiera się na głównej postaci inspektora Offa. Wiernie wykonuje swoje obowiązki jako członek Straporu, policji, można by rzec. Ku jego nieszczęściu, trafia mu się wyjątkowo trudna sprawa, nie tylko z punktu widzenia śledczego, ale także ze względu na wyjątkowo polityczny wydźwięk tejże sprawy. Offowi przychodzi zmierzyć się z przeciwnikiem, który swoim sprytem i umiejętnościami wzbudza w nim wątpliwości. co do stosowanych przez niego metod. Z czasem Off zaczyna czytać między wierszami, rozumiejąc jak głębokie dno ma cała sprawa. Nachodzą go skojarzenia, które zmieniają wszystko w co wierzył.

Pełna recenzja na:
http://moznaprzeczytac.pl/proba-inwazji-czeslaw-bialczynski/

Niezależnie od gatunku, każda książka posiada w swojej całości elementy nurtów odmiennych. Trudno napisać kryminał który nie posiada cech akcji. Tak samo trudno stworzyć romans który nie dotknie dramaturgii. Współistnienie gatunków literackich jest odwiecznie nierozerwalne. Przyczyny można upatrywać w naszym własnym życiu, które jest przecież pełne wszystkich emocji. Trudno...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1662
1653

Na półkach: ,

Niezależnie od gatunku, każda książka posiada w swojej całości elementy nurtów odmiennych. Trudno napisać kryminał który nie posiada cech akcji. Tak samo trudno stworzyć romans który nie dotknie dramaturgii. Współistnienie gatunków literackich jest odwiecznie nierozerwalne. Przyczyny można upatrywać w naszym własnym życiu, które jest przecież pełne wszystkich emocji. Trudno napisać coś dobrego, jeśli skupimy się tylko na miłości. Niemożliwym wyczynem jest napisanie książki która będzie bazować tylko na jednym kanonie. „Próba Inwazji”, Czesława Białczyńskiego, jest świetnym przykładem tego, jak działa wspomniana współzależność gatunków.

Całość fabuły opiera się na głównej postaci inspektora Offa. Wiernie wykonuje swoje obowiązki jako członek Straporu, policji, można by rzec. Ku jego nieszczęściu, trafia mu się wyjątkowo trudna sprawa, nie tylko z punktu widzenia śledczego, ale także ze względu na wyjątkowo polityczny wydźwięk tejże sprawy. Offowi przychodzi zmierzyć się z przeciwnikiem, który swoim sprytem i umiejętnościami wzbudza w nim wątpliwości. co do stosowanych przez niego metod. Z czasem Off zaczyna czytać między wierszami, rozumiejąc jak głębokie dno ma cała sprawa. Nachodzą go skojarzenia, które zmieniają wszystko w co wierzył.

Pełna recenzja na:
http://moznaprzeczytac.pl/proba-inwazji-czeslaw-bialczynski/

Niezależnie od gatunku, każda książka posiada w swojej całości elementy nurtów odmiennych. Trudno napisać kryminał który nie posiada cech akcji. Tak samo trudno stworzyć romans który nie dotknie dramaturgii. Współistnienie gatunków literackich jest odwiecznie nierozerwalne. Przyczyny można upatrywać w naszym własnym życiu, które jest przecież pełne wszystkich emocji. Trudno...

więcej Pokaż mimo to

avatar
23
18

Na półkach:

Dla mnie powieść kultowa. Od pierwszej strony. Uwielbiam w niej opisy miasta, są jak żywe, jakby autor opisywał coś co widział na własne oczy.
Ma klimat

Dla mnie powieść kultowa. Od pierwszej strony. Uwielbiam w niej opisy miasta, są jak żywe, jakby autor opisywał coś co widział na własne oczy.
Ma klimat

Pokaż mimo to

avatar
635
243

Na półkach: ,

Nie ma niczego łatwiejszego i przyjemniejszego niż pisanie omówień książek nieudanych, słabych, wadliwych. Kulawych i ślepych. Wystarczy odrobina koncentracji, odpowiednia dawka złośliwości i szlachetna umiejętność tworzenia piętrowych porównań, za pomocą których ośmieszymy ofiarę błyskotliwym konceptem.

Cóż, z pisaniem o „Próbie inwazji” Białczyńskiego szło mi nieziemsko trudno, gdyż jest to powieść znakomita, najlepsza chyba spośród tych, które do tej pory zdarzyło mi się znaleźć na półce pod tytułem „Stara polska fantastyka.”

Książka napisana 40 lat temu (!) wciąż brzmi świeżo. A świadomość, jaką Autor obdarzył swój projekt, literacka żonglerka konwencjami, ożywcza onomastyka, przebłyski niewymuszonego humoru, a nawet dość poważnie i wciąż aktualnie brzmiące problemy, sprawiają, że powieść czyta się znakomicie.

Planeta Phasang. Odległa (dosłownie) cywilizacja przyszłości, która jako żywo przypomina naszą starą dobrą Ziemię z jej wszystkimi anomaliami, patologiami, ze społeczeństwem pozornego dobrobytu, zbiorowością otoczoną nienachalną ale zaawansowaną technologią. To obca planeta Ziemia. Taki paradoks serwuje nam Białczyński na „dzień dobry” i tym samym anuluje konieczność tworzenia dziwacznych wizji „inności”, mnożenia karkołomnych obrazów świata zaludnionego przez kreatury mające po 18 rąk, czułki i zdolność czytania w myślach. Chwała mu za to, myślę sobie i dodaję: „Obcy to my.”

Osią fabuły jest prowadzone przez inspektora Offa śledztwo w sprawie kradzieży arcytajnych dokumentów – dowodów istnienia w Kosmosie innej cywilizacji. Śledztwo to niebezpieczne, gdyż na życie policjanta zaczynają czyhać coraz to groźniejsze siły, a on sam zbyt często pcha się w łapy prześladowców. Szuka prawdy, więc jest okłamywany. Grozi mu się śmiercią, więc on sam nie pozostaje dłużny swoim prześladowcom. Kłania się nisko konwencja noir. Czarny kryminał na obcej planecie. Robi się podwójnie miło. Zwłaszcza, gdy pojawia się ładna, roznegliżowana kobieta i wanna pełna ciepłej wody…

Dorzućmy „realia” – świat opisany jest precyzyjnie, niezwykle plastycznie, niemal trójwymiarowo. Detale architektury, pojazdów, ubrań. Kolory i faktury. Nazwy własne. Tu padam do nóg Autorowi, który z niesamowitym wyczuciem języka ponazywał to, czym posługują się, czym przemieszczają i co na siebie zakładają mieszkańcy planety Phasang.

Nawet skłonny do lingwistycznych igraszek Stanisław Lem moim skromnym zdaniem oddaje pola Białczyńskiemu. Lem nazywa po swojemu (choćby w „Bajkach robotów” lub w „Cyberiadzie”),by uruchomić mniej lub bardziej groteskowy gejzer skojarzeń, odwołań do głównego nurtu języka, stara się bawić formą, rozbijać ją lub żenić z najdziwniejszymi stylistykami. Natomiast Białczyński jest poważny – neologizmy NIGDY nie są w „Próbie inwazji” igraszką, celem samym w sobie. Autor traktuje mnie poważnie i za to mu jestem wdzięczny.

Czy coś jeszcze? Tak. Niewymuszone rozważania głównego bohatera, który analizuje system społeczny swojej ojczyzny, zagubienie w meandrach technologii, wpływ wszechwładnych służb na delikatną tkankę wolności obywatelskiej. Wszystko to pojawia się jakby obok fabuły, w rzadkich momentach zawieszenia gorączkowej, nerwowej szarpaniny z rozpędzoną intrygą.

Całość delikatnie komplikuje zakończenie. Cóż, trudno się nie zgubić, gdy w finale pojawia się bodajże pięciu (!!!) sobowtórów głównego bohatera. Jednak nawet ta delikatna wpadka Autora, który być może chciał napisać zbyt wiele na zbyt małej powierzchni, nie razi. Tym bardziej, że po kilkustronicowej enigmatycznej galopadzie i kotłowaninie całość udaje się doprowadzić do porządku.

Zagadki zostają rozwiązane, wątki wiążą się w jedną całość. Fabuła dogasa. Czytelnik łapie oddech, mając wrażenie, że wrócił ze zbyt krótkiej podróży…

Nie ma niczego łatwiejszego i przyjemniejszego niż pisanie omówień książek nieudanych, słabych, wadliwych. Kulawych i ślepych. Wystarczy odrobina koncentracji, odpowiednia dawka złośliwości i szlachetna umiejętność tworzenia piętrowych porównań, za pomocą których ośmieszymy ofiarę błyskotliwym konceptem.

Cóż, z pisaniem o „Próbie inwazji” Białczyńskiego szło mi nieziemsko...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    65
  • Chcę przeczytać
    57
  • Posiadam
    32
  • Fantastyka
    11
  • Science Fiction
    3
  • Stare polskie science-fiction
    2
  • Książki
    2
  • Sci-fi
    2
  • Ulubione
    2
  • Sci-Fi
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Próba inwazji


Podobne książki

Przeczytaj także