rozwińzwiń

Fionavarski gobelin

Okładka książki Fionavarski gobelin Guy Gavriel Kay
Okładka książki Fionavarski gobelin
Guy Gavriel Kay Wydawnictwo: Zysk i S-ka Cykl: Fionavarski gobelin (tom 1-3) fantasy, science fiction
1308 str. 21 godz. 48 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Fionavarski gobelin (tom 1-3)
Tytuł oryginału:
The Fionavar Tapestry (1995)
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Data wydania:
2012-05-17
Data 1. wyd. pol.:
2012-05-17
Liczba stron:
1308
Czas czytania
21 godz. 48 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375067255
Tłumacz:
Michał Jakuszewski, Dorota Żywno
Średnia ocen

7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Jasno utkane



1711 52 39

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
274 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
794
383

Na półkach:

Klasyka w trzech częściach. Postaci cała grupa - kazdy charakter inny. Nie można się nudzić ale jednocześnie niektóre schematy pojawiają się zbyt wyraźnie. Oczywiście wiadomo, że jeden z bohaterów sprowadzonych do magicznego świata musi permanentnie umrzeć a reszta przejdzie istne przenicowanie duszy. Taki już ich los. Bo każdy z nich musi być wyjątkowy i posiadać niesamowitą siłę charakteru. A charakter, jak wiemy, buduje się w cierpieniu, więc przechodzą nasi biedni "urlopowicze" niesamowicie zagmatwane przygody i tworzą swoją legendę.

Klasyka w trzech częściach. Postaci cała grupa - kazdy charakter inny. Nie można się nudzić ale jednocześnie niektóre schematy pojawiają się zbyt wyraźnie. Oczywiście wiadomo, że jeden z bohaterów sprowadzonych do magicznego świata musi permanentnie umrzeć a reszta przejdzie istne przenicowanie duszy. Taki już ich los. Bo każdy z nich musi być wyjątkowy i posiadać...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
272
2

Na półkach: ,

Mocno inspirowana Tolkienem opowieść o przeznaczeniu.

Mag Loren Srebrny Płaszcz przenosi grupkę studentów ze współczesnej Ameryki do Fionavaru – serca wszystkich światów, gdzie mają spędzić zaledwie dwa tygodnie i wziąć udział w dworskiej ceremonii. Wyprawa ta nieodwracalnie zmieni jednak bieg życia Kimberly, Dave’a, Jennifer, Kevina i Paula, których przeznaczenie zostaje wplecione w fionavarski gobelin, a sami będą musieli zmierzyć się z odrodzonym Rakothem Maugrimem – uosobieniem zła.

Debiutancka powieść Guya Gavriela Kaya niestety rozczarowuje – szczególnie z perspektywy czytelnika znającego późniejsze książki tego autora. W "Fionavarskim gobelinie" łatwo zauważyć motywy, które Kay lubi wykorzystywać w swoich powieściach. Mamy więc nieuchronne fatum, mamy opowieść, która ożywa i przejmuje kontrolę nad czyimś życiem, mamy wyłamujących się ze schematów bohaterów – i bohaterów, którzy schemat realizują, ale z własnego wyboru. Jednocześnie widać, że autor nie rozwinął jeszcze warsztatu i nie potrafi utkać opowieści, w której to wszystko tworzyłoby spójny i doskonały gobelin. Zbyt wiele nici się pruje, zbyt wiele biegnie na manowce, nie dostarczając satysfakcjonującego zakończenia, zbyt wiele tworzy niemiłe wrażenie powtarzalności. Świat Fionavaru na pozór stworzony jest z rozmachem godnym homeryckiego eposu, ale daleko mu do mistrzowskiego światotwórstwa innych powieści Kaya. Wręcz przeciwnie, wymyślony na potrzeby powieści świat jest tak mocno inspirowany Tolkienowskim Śródziemiem, że wydaje się wręcz pretekstowy.

Trzy tomy "Fionavarskiego gobelinu" są bardzo nierówne. Najgorzej zdecydowanie wypada pierwsza część. Autor zbyt często, czasem w ramach jednego podrozdziału, przeskakuje z punktu widzenia jednej postaci do punktu widzenia drugiej. Na chaos narracyjny nakłada się olbrzymia porcja ekspozycji: podawanych bez chwili wytchnienia informacji o świecie Fionavaru i opowieści z dawnych lat. Trudno przebrnąć przez gąszcz nieznanych nazw własnych i zrozumieć, co się właściwie dzieje – a na początku dzieje się niewiele i niektóre wątki zwyczajnie nudzą. Tempo wydarzeń nabiera intensywności pod koniec tomu i nie zwalnia przez dwa kolejne. W "Wędrującym ogniu" autor wprowadza do świata przedstawionego wątek arturiański, który z jednej strony wyróżnia cykl na tle innych ówczesnych powieści fantasy, z drugiej jednak jest prowadzony w niezwykle nużący sposób. Tom trzeci opowiada o ostatecznej konfrontacji dobra ze złem, która rozgrywa się nie tylko na płaszczyźnie fizycznej (typowa dla epic fantasy wielka bitwa),ale głównie na poziomie wyborów, które podejmują bohaterowie. Szkoda tylko, że wszystko to jest łzawe, smętne i porażająco pompatyczne.

Siłą tej powieści są bohaterowie – ale i oni poniekąd rozczarowują. Choć autor stara się nadać im głębszy rys psychologiczny, w wielu przypadkach trudno mówić o rozwoju postaci, które często podejmują działania tylko dlatego, że to konieczne dla dalszego rozwoju fabuły. Posągowość bohaterów (zwłaszcza tych, których geniusz, wspaniałość, piękno czy zdolności rycerskie Kay podkreśla co drugie zdanie, nie dając na nie żadnych dowodów) nie skłania czytelnika do tego, by się z nimi identyfikować. Część z nich jest bardzo jednowymiarowa, ale niektórzy są bardzo ciekawymi, łamiącymi schematy osobowościami. Spośród protagonistów rozczarowują Kim, Jennifer i Kevin (choć trzeba przyznać, że każde z nich ma swoje momenty),ale miło zaskakują Paul (szczególnie zgłębienie jego żałoby i poczucia winy) oraz Dave (który chyba jako jedyny w tej powieści naprawdę dojrzewa pod wpływem wydarzeń). Podobnie jest z postaciami drugoplanowymi: obok takich chodzących schematów jak Loren Srebrny Płaszcz pojawiają się bohaterowie z mistrzowsko zarysowanymi charakterami, jak choćby Diarmuid i Aileron (bardzo doceniam pełną subtelności relację między rywalizującymi braćmi). Wielką zaletą książki jest to, że nie wszyscy są tu albo jednoznacznie dobrzy, albo jednoznacznie źli – bo większość z „tych dobrych” w przeszłości popełniła jakiś błąd, a niekiedy nawet poważną zbrodnię. Refleksje na temat odkupienia win i kary za nie, przyjęcia konsekwencji swoich czynów, zemsty i wybaczenia, a także wolności wyboru między dobrem a złem są niezaprzeczalnie jednym z największych atutów powieści.

Na koniec trzeba wspomnieć o polskim wydaniu – a ono zdecydowanie nie należy do najlepszych. Tłumaczenie jest niestety fatalne, szczególnie w pierwszym tomie. Nie popisała się redakcja, która najwyraźniej uznała, że powtórzenia to nie błąd. Dawno też nie czytałam tak beznadziejnie złamanej książki. Ja rozumiem, że powieść jest o wojnie, ale czy zginął na niej również dobry skład i dlatego co druga strona kończy się tzw. „wdową”? Wydawnictwo Zysk i S-ka ewidentnie nie przyłożyło się do pracy.

Komu polecić "Fionavarski gobelin"? Powieść jest równie interesująca co irytująca. Niektóre fragmenty wciągają i aż nie można się doczekać, by odkryć, jak autor rozwiąże wątek, przez inne trudno przebrnąć. Możliwe, że w chwili wydania debiut Kaya mógł być pewnym odkryciem i innowacją, zapewne przypadnie więc do gustu miłośnikom starszej, klasycznej fantasy. Jednak mimo zapewnienia z okładki niczyjej percepcji świata ta książka zapewne nie zmieni.

Mocno inspirowana Tolkienem opowieść o przeznaczeniu.

Mag Loren Srebrny Płaszcz przenosi grupkę studentów ze współczesnej Ameryki do Fionavaru – serca wszystkich światów, gdzie mają spędzić zaledwie dwa tygodnie i wziąć udział w dworskiej ceremonii. Wyprawa ta nieodwracalnie zmieni jednak bieg życia Kimberly, Dave’a, Jennifer, Kevina i Paula, których przeznaczenie zostaje...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2317
788

Na półkach: , ,

Do "Fionavarskiego gobelinu" podchodziłam z dużymi oczekiwaniami, ponieważ autor jest mi znany, a te jego książki, które do tej pory przeczytałam, są moimi ulubionymi. Jakież było moje zdziwienie, kiedy z początku lektura sprawiała mi spore trudności - nie mogłam się wgryźć w losy bohaterów, miałam wrażenie pospieszności i powierzchowności w opisach, do tego motywy, które były jak kalka klasycznych opowieści fantasy z wątkami religijnymi. Problemem był także podniosły styl i bardzo duża ilość szczegółów ze świata Fionavaru, których czytelnik nie miał prawa znać, a znalezienie powiązań wymagało dużego skupienia. Doszło do tego, że kończąc część pierwszą zbiorczego wydania miałam pewność, że nie polubię się z tą książką i raczej nie będę jej polecać na rozpoczęcie przygody z Guyem Gavrielem Kayem.

Jednak kiedy już rozpoczęłam część drugą, coś zaskoczyło. Może już poznałam Fionavar na tyle, że z większą swobodą odnajdywałam się w świecie przedstawionym, może też z kolejnym tomem styl autora nabrał już barw, które tak polubiłam w jego późniejszych powieściach, a może bohaterowie stali mi się bliżsi, bo już przestali stanowić dla mnie zwartą grupę bez cech szczególnych. Podejrzewam, że wszystkie te elementy zadziałały, a koniec końców książka trafia na listę moich ulubieńców, bo nie raz przy niej zapłakałam.

Ta książka jest monumentalnym, napisana poetyckim, przejmującym językiem, dziełem fantasy, gdzie bohaterowie z naszego świata trafiają w magiczne realia i muszą się w nich jakoś odnaleźć. Narracja jest prowadzona z wielu przeróżnych perspektyw (nie tylko piątki głównych bohaterów),przez co mamy okazję poznać Fionavar i zamieszkujące je ludy naprawdę dokładnie, zaprzyjaźnić się z nimi i przejmować ich losami naprawdę głęboko. Autor czerpie wprawdzie z klasycznych źródeł, ale nadał im w swojej prozie zupełnie nową jakość. Polecam gorąco każdemu fanowi fantasy!

Do "Fionavarskiego gobelinu" podchodziłam z dużymi oczekiwaniami, ponieważ autor jest mi znany, a te jego książki, które do tej pory przeczytałam, są moimi ulubionymi. Jakież było moje zdziwienie, kiedy z początku lektura sprawiała mi spore trudności - nie mogłam się wgryźć w losy bohaterów, miałam wrażenie pospieszności i powierzchowności w opisach, do tego motywy, które...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1556
692

Na półkach: , , , ,

W końcu się zdecydowałem na zrecenzowanie „Fionavarskiego gobelinu”, autorem tej książki jest Guy Gawriel Kay chyba dopiero po pięciokrotnym przeczytaniu, a i to jeszcze pewności nie mam czy wszystko wychwyciłem. Na pewno za każdym kolejnym czytaniem lepiej radziłem sobie z licznymi metaforami w tej książce. W sumie to taki mix: mieszanka Sapkowskiego z Tolkienem okraszone to jest legendami arturiańskimi i troszkę Biblii do tego. Czyli w sumie jest dobrze.

Mamy ciekawy skomplikowany świat fantasy, a ściślej wiele światów, w tym nasz, no i ten pierwszy Fionawar, gdzie tka się gobeliny, opowiadając w tej sposób o mitach założycielskich tych wszystkich światów. Ale wszystko powoli jest zapominane nawet we Fionawarze i nie jest tak dobrze jak kiedyś, kiedy był kraj mlekiem i miodem płynący i było ładnie pięknie. No ale jak to zwykle w tego typu konwencjach fantasy bywa pojawi się jakiś zły, odpowiednik Tolkienowskiego Saurona, tutaj u Kaya jest to Morgoth, i wszystko ładnie się chrzani. Ci z Fionawaru potrzebowali pomocy naszych i tym sposobem Kimberly Ford, Kevin Lane, Jennifer Lowell, Dave Martyniuk, Paul Schafer, zwykli, zapewne troszkę nieprzeciętni studenci z Ameryki trafili do Fionavaru, no i się zaczęło na dobre. Pytanie jest jedno, czy dadzą radę ocalić świat Fionavaru i całą resztę światów w tym nasz zapewne też? No i czy wrócą w jednym kawałku, z tego transferu do innego świata z powrotem, do siebie?

Tą piątkę przyjaciół z naszego świata sprowadził czarodziej Loren Srebrny Płaszcz, chyba tu nie trzeba się wczuwać w nie wiadomo ile analiz literackich, żeby przekonać czytelnika, że jest podobny do Tolkienowskiego Gandalfa. Ten świat jest ciekawy, bo oprócz ludzi istnieje wiele innych istot, na pewno są krasnoludy, są też lios alfarowie, odpowiednicy elfów zapewne i inni. Tak jak u Tolkiena istnieją różne tajemnicze miejsca lasy puszcze, a nawet pojedyncze drzewa, jak np. tutaj Letnie drzewo mają swoją rolę do odegrania. Są też w Fionavarze smoki, które uatrakcyjniają to podróż literacką do Fionavaru.

Książka podzielona jest na trzy części, czyli Kay zachował Tolkienowski schemat wprowadzenie do świata, potem część środkowa, no i ostatnie rozstrzygnięcia, z każdą stroną jest trudniej i coraz mroczniej. Tam, u Tolkiena, do akcji wchodziło i odgrywało coraz poważniejsze role, czterech hobbitów, tutaj jest akurat piątka, studentów z naszego świata, trzech mężczyzn i dwie kobiety. Każdy miał swoją, bardzo poważną rolę do odegrania we Fionawarze, i wraz z poznawaniem przez nich tego świata rosło ich zaangażowanie, o które trudno ich posądzać, że wejdą do akcji i dadzą radę. Ale czy tak samo nie było przecież z hobbitami? W sensie, że tak mała istota jak Frodo, będzie z stanie zanieść pierścień tam gdzie trzeba i Imperium Saurona się rozpadnie, a dobro wygra? Jak będzie tutaj w tej książce oczywiście nie ma potrzeby zdradzać, żeby nie ułatwiać zadania czytelnikom. Choć nie ukrywam, że wszystkiego można się domyśleć jak będzie, ale i tak warto otworzyć książkę, czytać i zagłębiać się w tym wszystkim.

Na pewno z Sapkowskim łączą Kaya liczne nawiązania do legend arturiańskich, a nawet troszkę Biblii u polskiego mistrza fantasy da się znaleźć. Ciri na pustyni Korath, zwanej też Patelnią spędziła 40 dni, i też ją jakieś licho kusiło, żeby obudziła swoje magiczne siły, zemściła się na wszystkich i przejęła władzę nad światem. Rzecz jasna Ciri, jako ta dobra, nie uległa pokusie. Dlaczego wspominam Ciri, bo na Letnim Drzewie trzy dni i trzy noce spędził Paul, zwany we Fionavarze Pwyllem, było to bezprecedensowe wydarzenie, bo jeszcze nikomu ta sztuka się nie powiodła, większość twardzieli umierała mniej więcej w ciągu doby. Nie trudno się domyśleć analogii Biblijnej zarówno w przypadku Cirilli jak i Paula. Istotną rolę odegrała Kim, która została wizjonerką, co siłą rzeczy upodabnia ją do Ciri, która miała potężny dar jasnowidzenia. Oprócz wielu innych zdolności magicznych rzecz jasna. Ale też rola Jennifer i Dave się nie obijali i swoje niebagatelne role odegrali. Dave się zagubił i musiał sobie poradzić w obcym świecie, a Jennifer radziła sobie spędzając czas na zamku w Paras Derwal, stolicy Fionavaru.

Książka niewątpliwie jest genialna, wciąga niesamowicie, ale też wymaga skupienia i radzenia sobie z tym jak ten świat jest przedstawiony, tu wyobraźnia musi działać na wysokich obrotach. Niby to nic niezwykłego, bo coś takiego wchodzi w każdej, przynajmniej dobrej książce fantasy. Ale też niewątpliwie, mimo pewnych podobieństw do różnych klasyków fantasy, ta koncepcja Kaya jest niezwykle oryginalna i warto się z nią zapoznać i dobrze się przyłożyć do tego co my tu mamy. Zdecydowanie polecam.

W końcu się zdecydowałem na zrecenzowanie „Fionavarskiego gobelinu”, autorem tej książki jest Guy Gawriel Kay chyba dopiero po pięciokrotnym przeczytaniu, a i to jeszcze pewności nie mam czy wszystko wychwyciłem. Na pewno za każdym kolejnym czytaniem lepiej radziłem sobie z licznymi metaforami w tej książce. W sumie to taki mix: mieszanka Sapkowskiego z Tolkienem okraszone...

więcej Pokaż mimo to

avatar
215
2

Na półkach:

Świetna trylogia, napisana bogatym językiem, z interesującymi postaciami, które tylko z samego początku wyglądają na schematyczne, tymczasem ich wątki z postępem fabuły robią się coraz bardziej złożone, a oni sami zmieniają się w jej trakcie. Wiele osób krytykuje tu wątek arturiański, ale jest on ciekawie wpleciony w całość i całkiem spójny. Z antagonistów Maugrim w oczywisty sposób jest inspirowany Morgothem ze Śródziemia, podobnie lios i svartowie, w niczym to jednak nie przeszkadza, bo takie zapożyczenia występują w mnóstwie innych cykli fantasy. Jak dla mnie, a oceniam stare wydanie, trylogia jest bardzo dobra.

Świetna trylogia, napisana bogatym językiem, z interesującymi postaciami, które tylko z samego początku wyglądają na schematyczne, tymczasem ich wątki z postępem fabuły robią się coraz bardziej złożone, a oni sami zmieniają się w jej trakcie. Wiele osób krytykuje tu wątek arturiański, ale jest on ciekawie wpleciony w całość i całkiem spójny. Z antagonistów Maugrim w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
331
12

Na półkach: ,

Fionavarski Gobelin to zdecydowanie moje odkrycie roku.
Trylogia oparta jest w szczególności na Władcy Pierścieni i legendach arturiańskich. Bardzo ciekawie wykreowany świat bogów, czarodziejów, krasnoludów, lios alfarów, svart alfarów i innych magicznych, mitologicznych stworzeń rzeczywiście bardzo przypomina świat tolkienowski. Fabuła jest wielowątkowa, mnogość bohaterów i walka dobra ze złem są znanym schematem z wielu powieści fantasy, natomiast oryginalnym i bardzo ciekawym pomysłem jest motyw gobelinu i tkania całej historii na krośnie, opowieść została napisana już dawno i wydawałoby się, że nie ma od niej ucieczki. Tylko czy na pewno?
Bohaterowie bardzo realistyczni, nie pozbawieni wad, a każdy ma swoją rolę do odegrania w historii.
Jest to wspaniała, wciągająca, choć długa historia, którą polecam każdemu fanowi klasyki fantasy.

Fionavarski Gobelin to zdecydowanie moje odkrycie roku.
Trylogia oparta jest w szczególności na Władcy Pierścieni i legendach arturiańskich. Bardzo ciekawie wykreowany świat bogów, czarodziejów, krasnoludów, lios alfarów, svart alfarów i innych magicznych, mitologicznych stworzeń rzeczywiście bardzo przypomina świat tolkienowski. Fabuła jest wielowątkowa, mnogość bohaterów...

więcej Pokaż mimo to

avatar
760
714

Na półkach: ,

Zacznę od tego, że trylogię tę czytałam jako dzieciak, miałam może z 11-12 lat. Wtedy bardzo mi się podobała, a teraz, prawie 20 lat później, niewiele z niej pamiętałam, nawet tytułu. Z pomocą Taty (to z jego biblioteczki wykradałam takie lektury) udało mi się zidentyfikować wspomnienie i zaraz po tym - zamówić to wydanie w formie omnibusa. Mam słabość do starej klasycznej fantastyki, to ona w duże mierze ukształtowała moje gusta literackie. Jak oceniam po latach "Fionavarski gobelin"? Bardzo pozytywnie!
Poznajemy piątkę współczesnych nam (no prawie, współczesnych autorowi) młodych ludzi w naszym świecie, gdy na ich drodze pojawia się człowiek, który zaprasza ich do Fionavaru - swojego świata, gdzie mają przybyć w roli gości. Na miejscu okazuje się jednak, że czekają na nich znacznie ważniejsze zadania, a od ich działania będzie zależała przyszłość tego Pierwszego ze Światów.
Już po kilkunastu, kilkudziesięciu stronach widać tu mocne inspiracje Tolkienem - ale autor wcale się z tym nie krył. Pracował wcześniej przy opracowywaniu "Silmarillionu" i zdaje się, że swoją trylogią chciał w jakiś sposób uhonorować mistrza. Udało się, przynajmniej według mnie. Poza Tolkienem i jego Śródziemiem mamy tu też duży wpływ legend arturiańskich - tego w ogóle nie pamiętałam i bardzo mnie to ucieszyło. Historia jest długa (to łączne wydanie ma ponad 1300 stron!) i bardzo wielowątkowa, ale autor wyposażył nas w spis wszystkich postaci z krótkim komentarzem, więc mimo wszystko trudno się pogubić. Plusem jest też mapka Fionavaru, umieszczona w książce. Dzieje się bardzo dużo, często ważne wydarzenia opisane są szybko, zwięźle, tak że można je wręcz przeoczyć, a w innym miejscu przez kilka stron czytamy długie opisy świata, tak że trzeba czytać uważnie, żeby nieopatrznie nie przeskoczyć wzrokiem czegoś istotnego ;) Drugą wadą jest język i tłumaczenie. Z początku ciężko mi się czytało, język jest przesadnie "zdobny", ale do tego można przywyknąć. Za to gdy na jednej stronie po raz czwarty czytamy "jednakże" lub "nie mniej jednak"... Tu winię tłumaczy, a właściwie jedną tłumaczkę, bo nad drugim tomem pracował ktoś inny.
Powrót do tej trylogii po latach sprawił mi dużo radości, podobała mi się bardzo, pełna była emocji, a nawet chwilami łez. Polecam każdemu, kto lubi fantastykę z lat 80-90.

Zacznę od tego, że trylogię tę czytałam jako dzieciak, miałam może z 11-12 lat. Wtedy bardzo mi się podobała, a teraz, prawie 20 lat później, niewiele z niej pamiętałam, nawet tytułu. Z pomocą Taty (to z jego biblioteczki wykradałam takie lektury) udało mi się zidentyfikować wspomnienie i zaraz po tym - zamówić to wydanie w formie omnibusa. Mam słabość do starej klasycznej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
712
145

Na półkach: , ,

Miał to być drugi Tolkien, acz bardziej brutalny, patetyczny i niestroniący od seksu. Nie był to zły pomysł, bo aseksualne Śródziemie, zgodnie z duchem chrześcijańskich poglądów Profesora, odzierało ludzką naturą z jednego z jej najważniejszych elementów. A jednak „Fionavarskiemu Gobelinowi” daleko jest do geniuszu Tolkiena, a blisko do nędznego grafomaństwa.

Deus ex machina. Gdy orły uratowały Froda oraz Sama i, wcześniej, przybyły pod Dale by pobić armie orków, goblinów oraz wargów, zabieg ten święcił swoje tryumfy, ale też jasno wskazywał na metafizyczny porządek Śródziemia, którym rządziły siły wyższe od ludzi, prowadzące ich ręce, ale w najczarniejszej godzinie gotowe do „boskiej” niemal interwencji. U Kay’a zaś sytuacja jest zgoła inna – bogowie wciąż kroczą po Fionavarze, pierwszym ze światów, i aktywnie wpływają na jego losy. Co prawda, jak stwierdza Kay ustami jednego z elfów (nazwanych dla niepoznaki lios alfarami) nie mogą oni bezpośrednio ingerować w gobelin (czyli w kształt świata),a jedynie za wstawiennictwem śmiertelników. Metafizyczne zasady rządzące Fionavarem Kay ma jednak w czterech literach, a na przestrzeni 1300 stron bogowie aż trzykrotnie (!!!) z własnej woli ingerują w świat, na dodatek nie ponosząc konsekwencji. To świetlisty przykład śmiertelnego grzechu, którego nie powinien popełnić żaden szanujący się pisarz fantasy – za złamanie metafizyczych zasad rządzących danym światem powinna być kara, a bierność lub nie nagroda.

Mógłbym rzecz jasna dalej rozpisywać się o dziesiątkach mdłych, jednowymiarowych postaci będących emanacjami Jasności lub Ciemności (a także o kilku postaciach ciekawych i nietuzinkowych, jak Diarmuid lub Jaelle),ale po co? „Fionavarski Gobelin” jest de facto pełną patosu, słabą literacko serią pełną deus ex machina, w której każde kolejne rozwiązanie problemu stojącego przez Jasnością następuje nie dzięki przyrodzonym cechom sług Jasności czy słabości sił Ciemności, a dzięki ciągom przypadków oraz – nomen omen – boskich interwencji. Gdy już na najbardziej podstawowym poziomie konstrukcji narracji następuje tak poważny błąd, powieść jest nie odratowania, niezależnie od jej ewentualnych walorów literackich, których, nawiasem mówiąc, w „Fionavarskim Gobelinie” jest po prostu niewiele.

Trylogia Kay’a pokazuje jedynie, że miejsce posttolkienowskiego fantasy jest na śmietniku historii. Smutna i brutalna to refleksja, ale, mimo wszystko, prawdziwa. Na pewno nie warta 1300 stron pokonanych w bólu i męczarniach.

Miał to być drugi Tolkien, acz bardziej brutalny, patetyczny i niestroniący od seksu. Nie był to zły pomysł, bo aseksualne Śródziemie, zgodnie z duchem chrześcijańskich poglądów Profesora, odzierało ludzką naturą z jednego z jej najważniejszych elementów. A jednak „Fionavarskiemu Gobelinowi” daleko jest do geniuszu Tolkiena, a blisko do nędznego grafomaństwa.

Deus ex...

więcej Pokaż mimo to

avatar
772
95

Na półkach:

Debiutancka powieść Guya Gavriela Kaya bardzo wyraźnie zdradza źródła jego inspiracji – Tolkien, Tolkien i jeszcze raz Tolkien. Potem jeszcze mity walijskie i mniej znane wersje opowieści arturiańskiej, ale przede wszystkim Tolkien. Kay był współredaktorem „Silmarillionu” i to bardzo widać. Ale w przeciwieństwie do wielu pisarzy pokroju Terry’ego Brooksa Kay Tolkiena rozumie i nie spłyca – a lepiej powielać niż spłycać, bo nawet z powielenia może powstać coś noszącego w sobie piękno oryginału. I to właśnie przypadek „Fionavarskiego gobelinu” – mimo że to powieść odtwórcza i niezbyt oryginalna, jest naprawdę dobra.
Fionavar to najstarszy spośród światów powołanych przez Tkacza. Ponieważ jest najstarszym i centralnym, tylko w nim mogą w fizycznej postaci pojawić się bogowie, a wśród nich ten, który umiłował ciemność. Na krańcach świata wzniósł fortecę wśród wiecznego lodu i stamtąd posyła swe sługi, by zniszczyli to, czego upadły bóg najbardziej nienawidzi – światło i wolność. (Skąd my to znamy?) Tysiąc lat temu wszystkie wolne ludy zjednoczyły się przeciw niemu i wydały mu bitwę. Pokonany, nie mógł jednak być zabity, gdyż bogowie nie umierają. Okuli go łańcuchem i stworzyli pięć kamieni strażniczych, które miały rozjarzyć się czerwonym światłem, gdyby próbował się uwolnić. A gdy mijały stulecia, strażnicy pięciu kamieni zapominali – ale on, okuty i czujny, nie zapomniał. (Skąd my to znamy?).
Wszystko to wiemy z prologu – w pierwszym rozdziale akcja przenosi się do współczesnego Toronto, gdzie poznajemy pięcioro studentów, przypadkowo spotykających się na wykładzie gościnnym. Wykładowca nie pochodzi jednak z tego świata – jest magiem z Fionavaru, i przybył złożyć tym pięciorgu młodym ludziom osobliwą propozycję: zaprosić ich na dwa tygodnie do swojego świata, na obchody pięćdziesięciolecia rządów starego króla. (Czy tylko ja mam wrażenie, że naturalną relacją byłoby wysłanie zapraszającego do czubków?). I jak łatwo się domyślać, jubileusz jest tylko pretekstem, a cała piątka ma odegrać niezwykle doniosłą rolę w zbliżającej się wojnie z ciemnością. (Bo oczywiście wojna się zbliża).
Choć bohaterowie pochodzą z naszego świata, bardzo szybko „wrastają” w Fionavar (niektórzy w dość bolesny sposób). Dalsze tysiąc dwieście stron to już historia wojny, opowiadana z kilkudziesięciu punktów widzenia. Takie rozdrobnienie narracji jest charakterystyczne dla prozy Kaya, ale odnoszę wrażenie, że w kolejnych powieściach już bardziej się hamował. Tutaj każda, choćby zupełnie epizodyczna postać musi dostać swój głos. A że jest ich dziesiątki, czytelnik może się dobrze pogubić (spis bohaterów dodawany na początku bardzo ułatwia sprawę). Już samo niegubienie z oczu żadnego z piątki głównych bohaterów to spore przedsięwzięcie (a trzeba przyznać Kayowi duży plus, że każde z nich jest inne, a żadne nie zostało zbudowane na jakiejś jednej, dominującej cesze, ale mają złożone charaktery i zazwyczaj wiarygodne motywacje). Wielu czytelników może też poczuć się zirytowanych przez patos, narrację toczącą się miejscami jak epopeja, krótkie zdania samotne w akapicie, podkreślanie stylistycznie informacji fabularnie mało istotnych, nadawanie wzniosłości wydarzeniom nieszczególnie wzniosłym. Do tego postacie i wątki żywcem przeniesione z innych tradycji (król Artur, kocioł wskrzeszający zmarłych, dziki gon). Jednym słowem – tej książki jest trochę za dużo. Obcięcie kilku wątków, redukcja powtórzeń, większe rozbudowanie zasadniczej narracji kosztem motywów nieistotnych dobrze by jej zrobiło.
Kay miał kilka świetnych pomysłów światotwórczych. Oryginalna jest zwłaszcza jego koncepcja magii. Mag, aby rzucać zaklęcia, musi mieć źródło – osobę, z którą jest związany niepowtarzalną więzią i z której sił życiowych czerpie swoją magię. Gdy źródło umiera, mag przestaje być magiem, a zawsze musi wiedzieć, że za jego czary cenę płaci ktoś inny.
Tym, co najbardziej zaprząta Kaya, jest wolność. W jego metafizyce to wolne wybory jednostek decydują o losach świata. Choć wiele się tu mówi o przeznaczeniu, prawdą okazuje się wolność. Jednym z głównych wątków jest król Artur, Potępiony Wojownik, skazany na wieczne powroty i walkę z ciemnością we wszystkich światach – walkę, w której zawsze ginie, nim bitwa się rozstrzygnie. Do tego w każdym z licznych wcieleń Artur musi spotkać miłość swego życia, Ginewrę, i mężczyznę z którym Ginewra go zdradzi – Lancelota. Artur, wzywany imieniem Dzieciobójca, gdyż w pierwszym ze swych żywotów kazał zabić dzieci (to raczej niszowa, ale istniejąca faktycznie wersja, w której Arturowi przepowiedziano narodziny Mordreda),tylko pozornie jest pozbawiony wolności. I choć w oczach wielu czytelników ten motyw może być nieco naciągany, to ma w sobie autentyczne napięcie i prawdę. To jest ten typ prawdy, który określiłabym mianem mitycznej, a nie psychologicznej, a do mnie taki typ bardzo przemawia. Podobnie jak Kay, jestem zafascynowana „Silmarillionem” i czytając „Fionavarski gobelin” odnajduję z autorem pewną wspólnotę ducha. W „Gobelinie” widzę głównie odblask cudzego piękna, ale to piękno zostało prawdziwie zrozumiane i przefiltrowane przez odmienną wrażliwość autora, posługującego się nieco innym bagażem skojarzeń kulturowych.

Debiutancka powieść Guya Gavriela Kaya bardzo wyraźnie zdradza źródła jego inspiracji – Tolkien, Tolkien i jeszcze raz Tolkien. Potem jeszcze mity walijskie i mniej znane wersje opowieści arturiańskiej, ale przede wszystkim Tolkien. Kay był współredaktorem „Silmarillionu” i to bardzo widać. Ale w przeciwieństwie do wielu pisarzy pokroju Terry’ego Brooksa Kay Tolkiena...

więcej Pokaż mimo to

avatar
482
131

Na półkach: ,

Na początku na pewno należy stwierdzić, że "Fionavarski gobelin" jest pozycją monumentalną. Trochę ponad 1300 stron opisujących epicki konflikt pomiędzy siłami Mroku i Jasności, wzloty i upadki kilkudziesięciu bohaterów, wewnętrzne zmagania oraz próbę wplecenie do historii kompletnie niepowiązanych z nią elementów legend arturiańskich. Brzmi jak coś świetnego, prawda? Szkoda tylko, że w tej tytanicznej historii dobre sumarycznie jest może jakieś 7-8%.
Co by nie mówić, rozmiar książki daje duże pole do popisu przy kreowaniu historii. Spokojnie można nakreślić motywacje stron konfliktu, zapoznać czytelnika z bohaterami. Historia też rozwija się dosyć powoli, więc istniał spory potencjał. Który został epicko roztrwoniony. Fabularnie jest średnio. Są wątki lepsze, są wątki gorsze, ale żaden nie wybija się ponad przeciętność. Głównie z powodu skrajnej naiwności rozwiązywania większości z nich. Rzadkością jest, żeby rozwiązanie problemu wymagało czegoś więcej niż "podążania za przeczuciem" któregoś bohatera. W tym aspekcie bryluje wątek wielkiej zimy, którego rozwiązanie pojawia się tak bardzo znikąd jak przepisy o wypłaceniu Poczcie Polskiej 70 mln zł w ustawie o COVID-19. Po prostu ciężko jest mi traktować jakiekolwiek wyzwania stawiane przed bohaterami, kiedy nie rozwiązują ich za pomocą siły, intelektu czy charyzmy, a przy pomocy dzikiego farta. Fatalne jest również rozwiązanie głównego wątku całej opowieści. Finalna bitwa jest tak naprawdę kompletnie niepotrzebna. A jeśli epicki finał wydaje się niepotrzebny to coś tu zawiodło na całej linii.
Średnio wypada również kwestia postaci, które powinny ciągnąć historię. No, powiedzmy że nie ciągną. Najważniejszymi bohaterami z pewnością jest tzw. Piątka. Kevin, Paul, Kim, Jennifer i Dave to studenci ze Stanów, którzy dzięki niesamowitym zbiegom okoliczności trafiają do fantastycznego świata pełnego magii, alkoholu i seksu. No, a że nasi studenci są pełnym przekrojem nastoletniej części społeczeństwa to mamy tu chada, kujona, emo, kujonkę oraz królową balu. No i ze smutkiem stwierdzam, że owe postaci raczej nie wychodzą poza powyższe określenia. Wyjątkiem jest może Dave który od aroganckiego dupka, dzięki doświadczeniom prawdziwego braterstwa, staje się spoko ziomeczkiem. Reszta dostaje co najwyżej drobne korekty, których nie można nazwać rozwojem. W pewien sposób imponowało mi w jaki sposób autor starał się wpisać te postacie w kulturę i mitologię Fionavaru. Dodało to niektórym z Piątki jakiegoś sztucznego znaczenia oraz zwiększyło ich przydatność w kluczowych momentach opowieści. Całościowo wypada to jednak mocno nienaturalnie, a większość ewolucji bierze się znikąd.
Nieco lepiej wypada gromada głównych bohaterów-Fionavarczyków. Trochę dlatego, że miałem wobec nich sporo mniejsze oczekiwania, a trochę dlatego że część z nich jest solidnie napisana. Solidnie - i to wystarczy aby być lepszym niż Piątka. Mag Loren, krasnolud Matt, kapłanka Jaelle, książe Diarmuid są całkiem kompetentni jako postacie wspierające Piątkę w jej obijaniu się bez celu. I to właśnie Jaelle jest moją ulubioną postacią. Jej przemiana jest stopniowa, jest postacią niejednoznaczną i... i to w sumie wystarczy, niestety konkurencja nie była duża. Reszta tych dobrych to dumni ludzie, którzy chcą zniszczyć Zło i Mrok. Niezbyt ciekawi. Jeszcze na początku pojawiają się jakieś spięcia, ale od pewnego momentu jest nudno jak na ekstraklasowym 0:0.
W pewnym momencie autor chyba trochę odpłynął i postanowił wrzucić do tej wybuchowej mieszanki Króla Artura i Lancelota. No i nie jest to eksperyment do końca nieudany. Znaczy całościowo pomysł jest kompletnie bez sensu, ale i Artur i Lancelot są całkiem spoko postaciami. Natomiast cierpią na kompleks walki ze Złem, więc są spoko tylko jak na tą książkę.
Podsumowując, "Fionavarski gobelin" jest kompletnie nieudaną próbą zrobienia kolejnego "Władcy Pierścieni", ale z większą ilością seksu. No cóż, nie wyszło. Bohaterowie są miałcy, wydarzenia fabularne nie mają sensu, a rozwiązywane są na podstawie przeczuć. Wrzucenie elementów legend arturiańskich wydaje się tak bardzo na siłę. Mimo wszystko całość ma swoje momenty. Krótkie i oddalone od siebie, ale ma. No i jednak nie można odmówić trylogii niezamierzonych walorów komediowych. Czytając kolejny absurdalny opis tego jak bohaterowie poradzili sobie z zagrożeniem czasami sprawiały że chichrałem się jak głupi. I niestety to były najlepsze dla mnie momenty lektury "Fionavarskiego gobelinu".

Na początku na pewno należy stwierdzić, że "Fionavarski gobelin" jest pozycją monumentalną. Trochę ponad 1300 stron opisujących epicki konflikt pomiędzy siłami Mroku i Jasności, wzloty i upadki kilkudziesięciu bohaterów, wewnętrzne zmagania oraz próbę wplecenie do historii kompletnie niepowiązanych z nią elementów legend arturiańskich. Brzmi jak coś świetnego, prawda?...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    570
  • Przeczytane
    362
  • Posiadam
    238
  • Teraz czytam
    33
  • Fantasy
    30
  • Ulubione
    25
  • Fantastyka
    22
  • 2013
    4
  • Chcę w prezencie
    4
  • 2012
    3

Cytaty

Więcej
Guy Gavriel Kay Fionavarski gobelin Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także