rozwińzwiń

Konsiliencja. Jedność wiedzy

Okładka książki Konsiliencja. Jedność wiedzy Edward O. Wilson
Okładka książki Konsiliencja. Jedność wiedzy
Edward O. Wilson Wydawnictwo: Zysk i S-ka popularnonaukowa
404 str. 6 godz. 44 min.
Kategoria:
popularnonaukowa
Tytuł oryginału:
Consilience. The Unity of Knowledge
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Data wydania:
2012-02-28
Data 1. wyd. pol.:
2012-02-28
Liczba stron:
404
Czas czytania
6 godz. 44 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375067521
Tłumacz:
Jarosław Mikos
Średnia ocen

6,5 6,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,5 / 10
30 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
303
287

Na półkach:

1/3 zmęczyłem. Potem poległem. Źle się czyta, niby idea ciekawa, jednak tak nie do końca. Nie polecam.

1/3 zmęczyłem. Potem poległem. Źle się czyta, niby idea ciekawa, jednak tak nie do końca. Nie polecam.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1151
411

Na półkach:

Wilsona lubię za Socjobiologię.
Ale tu jest słaaabo. Gościowi coś mówi, że wszystkie nauki mają u swojej podstawy te same zasady, zbiegają do wspólnego mianownika, wyrastają z jednego korzenia.
No takie przekonanie.
Niestety Autor robi z tego postulat i żąda abyśmy w tym kierunku rozwijali naukę.
Bez sensu. Tak jakby ktoś "kazał" ewolucji, albo rzece przebiegać w jakimś kierunku. To procesy samodzielne, rozwijają się tak jak się rozwijają i żadne normatywne nakazy nie mają na nie wpływu (albo jedynie hamujący i deformujący).
Wilson tego nie wie?

W dodatku wykonanie tego pomysłu jest też dobrą definicją męczydupstwa. Tę swoją tezę (wszystkie nauki są ze sobą powiązane itp) mógłby umieścić na 20 stronach, jak by się rozpisał. A tu jest 400 stron opowiadania, rozwieczonego do takiego rozmiaru, dlatego, że Wilson opisując jakąś swoją myśl, pisze co mu się podoba i do głowy wpadnie.
"Rewolucja francuska była początkiem integracji wiedzy. Ale straciła impet bo... Czego dobrym przykładem jest życie Concordeta (akurat jego, a nie kogoś innego?)... Hrabia de Concordet był... i tu następują opisy, czerpane z jakichś listów jakiejś markizy, która uważała, że Concordet był "miły, przemiły, bardzo miły" i w ogóle uczynny i łagodny, a jeszcze do tego miał "takie łagodne oczy".
Więc już wiemy z jakiego chrzanienia wzięły się te cztery setki stron, przedstawiającą myśl, którą zwięźle dałoby się przedstawić na jednej stronie.

Po trzecie. Jakoś ubolewam, że naukowiec tej miary co Wilson myśli tak naiwnie, sądząc, że da się stworzyć jakieś "postulaty, w jaką stronę powinna kierować się nauka".

I ostatnie. Wilson opisuje jak w dzieciństwie był zafascynowany mrówkami w Alabamie (czy gdzieś tam) i chciał je wszystkie usystematyzować.
No i ta skłonność do systematyzacji mu pozostała. Stara się wziąć w karby systematyzacji naturalne procesy i zamiast je rozumieć i opisywać, to narzucić im jakąś powinność.
Nie tylko, że to się nigdy nie udaje. Ubolewania godne, że on próbuje w ogóle coś takiego zrobić. Nie ogarnia jak to naprawdę działa...

Mnie ta książka bardzo zniechęciła.
Ciepnąłem.

Wilsona lubię za Socjobiologię.
Ale tu jest słaaabo. Gościowi coś mówi, że wszystkie nauki mają u swojej podstawy te same zasady, zbiegają do wspólnego mianownika, wyrastają z jednego korzenia.
No takie przekonanie.
Niestety Autor robi z tego postulat i żąda abyśmy w tym kierunku rozwijali naukę.
Bez sensu. Tak jakby ktoś "kazał" ewolucji, albo rzece przebiegać w jakimś...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
734
302

Na półkach: ,

Bardzo ogromnie zawiedzione nadzieje. Koncepcja terminu "konsiliencja" jest naprawdę genialna, ale spodziewałam się książki... O tym temacie właśnie. O odnajdywaniu tej jedności wiedzy, o porównywaniu informacji poprzez humanizm, przyrodę, różne źródła... A wyszło populistyczne, niesmacznie. Autor skrobie dwa zdania o temacie głównym, lub temacie z danego rozdziału.. A następnie przez dwadzieścia stron rozwodzi się nad swoim dzieciństwem i życiem, swoimi nagrodami w szkołach, swoimi zainteresowaniami. No, jeszcze dorzuci z kilka zdań pochwalnych dla jakichś innych osobistości z dziedzin nauki czy humanizmu. Tylko nadal zbyt mało w temacie.
Trochę taki strumień myśli narcystycznych w otoczce niby popularnonaukowej książki, treść jak średni blog o jakimś vipie.
Chciałabym by ta pozycja była o konsiliencji. A nie jest.

Bardzo ogromnie zawiedzione nadzieje. Koncepcja terminu "konsiliencja" jest naprawdę genialna, ale spodziewałam się książki... O tym temacie właśnie. O odnajdywaniu tej jedności wiedzy, o porównywaniu informacji poprzez humanizm, przyrodę, różne źródła... A wyszło populistyczne, niesmacznie. Autor skrobie dwa zdania o temacie głównym, lub temacie z danego rozdziału.. A...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
603
589

Na półkach: , ,

Nie za często mam aż tak skrajne przemyślenia po lekturze. Za niektóre fragmenty dałbym autorowi nagrodę za promowanie wiedzy i jej wyjątkowej skuteczności w opisie świata, za inne mógłbym się z nim pokłócić o zaprezentowane fundamentalne tezy. Z jednej strony pięknie opisał metodę nauk przyrodniczych i siłę redukcjonizmu, z drugiej naiwnie zapostulował, że neurobiologia i epigenetyka definitywnie odpowiedzą kiedyś na każde problemy nauk społecznych i humanistyki. Stąd "Konsiliencję. Jedność wiedzy" Edwarda O. Wilsona trudno jednoznacznie i spójnie ocenić. Ostatecznie za mylący uważam tytuł, bo książka poszukuje naturalistycznego (biologicznego) wytłumaczenia dla ludzkich aktywności kulturowych, co jest dalece czymś węższym, niż budowanie wiedzy metodami naukowymi. Jeśli chciałbym się odnieść do każdego świetnego i dyskusyjnego fragmentu książki, to powstałoby opowiadanie. Postaram się jedynie pozbierać kilka kluczowych tropów, by oddać całość złożoności wrażeń z lektury, głównie by pomóc innym czytelnikom w podjęciu decyzji, czy ostatecznie przeczytać książkę.

"Konsiliencja" jest pewnym autorskim projektem Wilsona. Trudno więc nazwać ją książką popularnonaukową. Jest to raczej popularny w formie traktat o idei łączenia wszystkich dociekań w jeden biologiczny namysł. Autor dość odważnie (chyba nawet wbrew części własnego środowiska) wyjmuje redukcjonizm nauk ścisłych z chemii i fizyki, zakłada jego taką sama skuteczność w biologii, by ostatecznie rozkładać na prostsze złożone elementy bogactwa przedmiotu zainteresowań socjologów, antropologów, filozofów, teoretyków sztuki czy ekonomistów (czym zapewne nie zjednuje sobie sympatyków w tych grupach, o czym wielokrotnie wspomina). I tu jest mój pierwszy poważy zarzut do autora - PO CO TO ROBIĆ? Wilsonowi wystarczy świadomość, że sukces poszukiwania relacji przyczyna-skutek w naukach podstawowych da się zaszczepić w sferę aktywności społeczno-kulturowej ludzi. Według mnie, tak dla ustalenia uwagi, złożoność procesu odbioru sztuki potrzebuje do pewnego stopnia innego języka i analizy, niż złożoność termodynamiczna gazu o tyle, że nie da się zbudować powtarzalnego (laboratoryjnego) modelu, który prowadziłby do spójnych przewidywań. Przykład. Człowiek obserwuje obraz Petera Bruegela i mu się on podoba. Czemu? Może lubi Holandię, a może kolorystyka przemawia do niego, może nie przeszkadza mu hałas za oknem i akurat nie ma problemów gastrycznych. Co jest w tym jest przyczyną, co okolicznością? Mimo, że składowych tego artystycznego zjawiska jest bardzo dużo, to zdecydowanie większy konglomerat cząstek gazu w opisie fizycznym złożoności łatwiej poddaje się ścisłej operacyjności, bo w modelu termodynamicznym mamy dobrze opisaną jednostkę- konkretny atom. W odbiorze sztuki nie da się takich 'atomów kultury' zdefiniować. W naukach społecznych zapewnienie kontrolowanych warunków pozostawia wiele do życzenia (po części to nieredukowalny efekt natury tych badań).

Mój powyższy zarzut nabiera mocy w miarę przechodzenia przez kolejne nauki - od fizyki po sztukę. Pytania o fundamenty świata fizycznego są z definicji 'odhumanizowane' i unikają jak ognia antropocentryzmu. Z kolei pytania społeczne mają zarówno jako podmiot i przedmiot zainteresowania człowieka. Oznacza to dużą zmianę jakościową. Wszelkie badania statystyczne na ludziach (jak ludzie widzą świat) nigdy nie osiągną poziomu przewidywalności przyszłości fizyczno-chemicznych badań statystycznych, bo te pierwsze mają u 'zarania zaszyte skażenie ludzkiej natury'. Zresztą Wilson naturę ludzką używa intensywnie, wręcz nadużywa, do swoich celów, choć nie definiuje tego pojęcia wystarczająco dobrze. W tych zagadnieniach akurat socjobiolog jest po prostu nadzwyczaj mętny. Ostatnio nagłośnione braki w powtarzalności kluczowych publikacji socjologii i psychologii pokazują opisany problem dość jaskrawie. Sama matematyka, nawet dobrze zaimplementowana, zdecydowanie częściej powinna w tych wynikach sugerować wniosek 'nie udało się wykryć', choć patologie 'punktozo-grantozy' sprawiają, że raczej postuluje się, że 'udało się wykazać'. Wraz z przechodzeniem: 'nauki ścisłe-nauki przyrodnicze-nauki społeczne-kultura i sztuka' rośnie liczba współwystępujących okoliczności wpływających na zjawisko, a nie tylko mnogość relacji przyczyna-skutek, co utrudnia dodatkowo opis. Tego rozróżnienia Wilson również chyba nie dostrzega.

W bardziej detalicznej analizie tekstu mógłbym się odnieść zarówno bardziej szczegółowo do wspomnianych ogólnych negatywnych uwag, jak i mógłbym podać więcej detalicznych komentarzy do postawionych przez Wilsona tez. Z rzeczy, których autor nie poruszył, zabrakło mi skomentowanie języka, który inną rolę pełni chociażby w fizyce i historii sztuki. W humanistyce słowa często konstytuują byt, czego jak ognia unikają nauki ścisłe. W tych ostatnich najważniejszy jest operacyjny opis zjawiska wymodelowany poprzez jednoznaczne odniesienia, czego nie potrafi często (w sensie obiektywnym) język historii malarstwa. To wydaje mi się bardzo ważne, szczególnie że Wilson skandalicznie pominął matematyczność języka opisu redukcjonizmu (a redukcjonizm jest u niego synonimem konsiliencji). O zdumiewającej skuteczności języka matematyki nie ma niemal nic, choć na przykład o samym zjawisku kazirodztwa w kontekście relacji zwrotnych gen-kultura jest cały esej (str. 216-225). Kazirodztwo to bardzo poważne zjawisko i nie chodzi o jego umniejszanie. Problem jest w tym, że przy ogólnej dyskusji nad jednością wiedzy nie można nie pochylić się nad pytaniami o potrzebny stopień matematyczności języka. W ogólności, zabrakło mi pełniejszego przeanalizowania napięć redukcjonizm-holizm (i w konsekwencji, synteza-analiza). Zapewne w związku z zainteresowaniami, Wilson zaczyna 'intelektualną podróż' od biologii w kierunku kultury. Nauki ścisłe zaistniały u niego jedynie we wstępie jako wzorcowy opis metody naukowej, którą on rozszerzył w kierunku humanistyki. W konsekwencji ujął zaledwie jeden nieciągły we współczesnej nauce styk blokujący jedność wiedzy, skupiając się na dwoistości 'ciało-dusza'. Takich kłopotliwych miejsc jest jednak więcej. Równie istotne są chociażby 'materia nieożywiona-życie' czy 'matematyczna idea-realizacja ilościowa w rzeczywistym świecie'. Obie ‘powołują do życia’ poważne przeskoki nieciągłe w złożoności i zmuszają ludzi do używania nieco innych technik dochodzenia do prawdy naukowej.

Co odnotowałem 'na plus'? Zapewne sama ogólna idea poszukiwania wspólnego języka - to bardzo ważna dyskusja, której brak w codziennym życiu naukowym doskwiera zwolennikom unifikacji. Wilson wielokrotnie podaje przykłady sporych niedoróbek nauk społecznych. Okopywanie się różnych grup badaczy w znanym sobie otoczeniu intelektualnym, gdzie wszyscy myślą podobnie, to grzech nauki. Zachowawczość i dominacja 'bezpiecznych tematów' w konsekwencji utrudniają debatę o globalnych problemach świata. W ostatnim rozdziale bardzo szeroko Wilson opisuje zbliżające się kłopoty demograficzne i klimatyczne (co dziś, po niemal ćwierćwieczu od wydania książki, jest nareszcie oczywiste dla większości) by pokazać, jak trudno w tych warunkach globalnych zagrożeń o jeden przekaz, po części z powodu przedmiotowych atomizacji nauki i naukowców. Bardzo dobrze przyjąłem analizę niepokojących zjawisk, które utrudniają postęp w naukach społecznych. W telegraficznym skrócie dodam tylko kilka bardzo wartościowych perełek. Koncepcja marzeń sennych (str. 95-97),wielopoziomowe badania nad percepcją barw (str. 200-204),syntetyczny i w punkt opis podstawowych problemów nauka społecznych (str. 227-231),bardzo trafna diagnoza religijnych potrzeb człowieka, które wbrew naukowym racjom nie przemijają str. 323-328). Już te kilka fragmentów wystarczają na rekomendację książki.

Wilson rozprawia się z postmodernizmem i jego chorobliwym relatywizowaniem wszystkiego, oraz z hermeneutyką. W tym duchu zbudował swoisty manifest odrzucenia wątpliwych czy niewystarczających technik do uprawiania nauki (polecam syntezę na stronie 237). Sam lepiej bym tego nie ujął, choć oceniam to jako naszą naiwność i niepoprawną tęsknotę do jedności. Zgadzając się z jego pięknymi słowami (str. 332):

"Większość ludzi sadzi - błędnie, jestem o tym głęboko przekonany - że nauki przyrodnicze mają niewiele wspólnego z ich dążeniami. Uważają, że humanistyka i nauki społeczne są niezależne od nauk przyrodniczych i mają o wiele większe znaczenie dla ludzkiego życia. W końcu, jeśli nie liczyć prawdziwych amatorów wiedzy naukowej, czy ktoś naprawdę chce znać definicję chromosomu albo rozumieć teorię chaosu?"

wątpię w możliwość ich pełnego zmaterializowania się w umysłach wszystkich ludzi uprawiających naukę. Przyczyn jest wiele, a nie o wszystkich wspomniał Wilson. Najbanalniejsza, to ilość dostępnej wiedzy w funkcji czasu. Podobno John Milton przeczytał wszystkie książki, które były dostępne światu Zachodniemu w poł. XVII wieku, pod koniec XIX wieku Henri Poincaré był chyba ostatnim człowiekiem, który był w stanie śledzić postęp matematyki i fizyki, zaś Enrico Fermi pół wieku później miał być ostatnim, którzy ‘ogarniał’ fizykę teoretyczną i doświadczalną. Niewątpliwie taki opis szukający wspólnego języka nauk jest potrzebny, ale kto miałby się tym zająć? Perspektywa socjobiologiczna Wilsona skupia się na grożeniu palcem naukom społecznym, które niezbyt chętnie sięgają redukcyjnie do biologii. Ale, jak wspomniałem wcześniej, problem jest zdecydowanie szerszy. Nasza gatunkowa ograniczoność poznawcza, o której we wstępie autor ciekawie pisze, kładzie się rozlicznymi cieniami na każdym poziomie naukowej pracy. Przy takich okazjach bardzo wartościowe jest (mi przynajmniej daje kontekst odpowiedni) przypominanie sobie bardzo mocnej maksymy przypisywanej Einsteinowi (*):

„Boga nie obchodzą nasze problemy matematyczne. On całkuje empirycznie.”
(jeśli miałby to być Einstein, to na pewno nie chodziło o osobowego Boga, ale o przyrodę per se).

Takiego brakującego kontekstu (zwrócenia się ku stronie bardziej ścisłej od biologii) daje jedna z nowszych książek Seana Carrolla (**),w której podobne tęsknoty zaprezentował autor z punktu widzenia fizyki. Wydaje mi się, że obie te pozycje świetnie się uzupełnią.

„Konsiliencja” nie jest napisana lekkim językiem. Zapewne jej lektura powinna być jakoś studiowana na kierunkach humanistycznych. Treścią zaciekawi każdego, kto poszukuje interdyscyplinarności poznania. Środkowa część momentami nużyła, a pewne partie powtarzały istotę argumentacji, chyba niepotrzebnie. Mimo moich krytycznych uwag, uważam, że warto przeczytać, bo lektura aktywuje do stawiania pytań. Zasygnalizowany przez Wilsona program jest z jednej strony potrzebny, z drugiej wydaje się idyllicznie nierealny. Zapewne zmiana myślenia musi być inicjowana w cyklu szkolnym, bo przecież nie da się ‘zreformować’ uczonego z dorobkiem i to w wieku 50+. Poza tym takie nowe programy szkolne układają właśnie ludzie będący specjalistami (który nauczyciel muzyki chciałby prezentować uczniom na swoich lekcjach prawo Webera-Fechnera – fundamentalne dla rozumienia percepcji bodźców?) – i tak koło się zamyka.

DOBRE – 7/10

========

* W książce - „Einstein w cytatach. Pełne wydanie”, Wydawnictwo Poltex 2016, red. Alice Calaprice – tego nie znalazłem.
** „Nowa perspektywa. Pochodzenie życia, świadomości i wszechświata”, Sean Carroll, Prószyński i S-ka 2016

Nie za często mam aż tak skrajne przemyślenia po lekturze. Za niektóre fragmenty dałbym autorowi nagrodę za promowanie wiedzy i jej wyjątkowej skuteczności w opisie świata, za inne mógłbym się z nim pokłócić o zaprezentowane fundamentalne tezy. Z jednej strony pięknie opisał metodę nauk przyrodniczych i siłę redukcjonizmu, z drugiej naiwnie zapostulował, że neurobiologia i...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
2686
888

Na półkach: , , , ,

W swej książce opowiada się za fundamentalną jednością całej wiedzy ludzkiej i odnalezieniu parę podstawowych praw leżących u podstaw każdej dziedziny nauki. Jak czytamy na okładce, proponuje wspaniałą i spójną wiedzę łączącą nauki przyrodnicze, nauki humanistyczne, sztukę, etykę i religię. Jednak jak na razie ta koncepcja składa się głownie z dziur i życzeń, że kiedyś to odkryjemy. Oczywiście pragnie, żeby na tronie nauki zasiadła biologia. Ciekawe, że pomija w swych rozważaniach matematykę, chociaż ciągle odwołuje się do modeli matematycznych. Już idea powiązania wszystkich dyscyplin biologicznych napotyka wciąż poważne trudności. Ogłosił śmierć samolubnego genu, a na pierwsze miejsce wychodzą reguły epigenetyczne. Jak mało jeszcze wiemy o zależności między genami, a regułami epigenetycznymi może zilustrować przykład: „Odkryto także geny wpływające na osobowość. W chromozomie X zlokalizowano pewną mutację powodującą nagłe wybuchy agresji, jakkolwiek uszkodzony gen znaleziono dotychczas u jednej holenderskiej rodziny.” Tak naprawdę w dalszym ciągu mózg jest dla nas zagadką. Dlatego rozciągnięcie nauk przyrodniczych na nauki społeczne, etykę, religię jest może daleką przyszłością. Natomiast rozciągnięcie koncepcji biologicznych na sztukę i jej interpretację jest dla mnie fantastyką. Bo co oznacza piękno w sztuce. Jakie są kryteria? Dla mnie piękne są utwory współczesnej klasycznej muzyki, balet i opera. Ale wiem, że jestem w mniejszości. Dla innych co innego jest piękne. Można to odnieść też do malarstwa i rzeźby, a także do literatury.
Książka jest napisana prostym, zrozumiałym dla każdego językiem. O wiele łatwiej ją się czyta niż na przykład „Samolubny gen”. Autor rozdziela mniej więcej precyzyjnie to co zostało już udowodnione, od teorii które są tworzone i własnych spekulacji. Dlatego możemy zobaczyć, co jest, a do czego uczeni dążą w bliższym i dalszym czasie. Mnie przekonał szacunkiem dla poglądów innych od swoich i nie szukaniem na siłę odpowiedzi na wszystkie pytania. Ukazuje nie tylko ile już wiemy, ale też ile jeszcze nie wiemy. Na stronie 306 napisał: „Naszą siłą są prawda, wiedza i charakter, niezależnie od światopoglądu. „
Gorąco polecam.

W swej książce opowiada się za fundamentalną jednością całej wiedzy ludzkiej i odnalezieniu parę podstawowych praw leżących u podstaw każdej dziedziny nauki. Jak czytamy na okładce, proponuje wspaniałą i spójną wiedzę łączącą nauki przyrodnicze, nauki humanistyczne, sztukę, etykę i religię. Jednak jak na razie ta koncepcja składa się głownie z dziur i życzeń, że kiedyś to...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
732
50

Na półkach: ,

Idea jedności wiedzy wydała mi się tak fascynująca, że postanowiłem kupić tę książkę. Niestety mocno się zawiodłem bardzo redukcjonistycznym podejściem autora, choć sam także posiadam wykształcenie przyrodnicze. Szczególnie rażące jest zbyt entuzjastyczne moim zdaniem tłumaczenie wszystkiego ewolucją, niezbyt precyzyjne posługiwanie się terminem "natura ludzka". Osobną kwestią jest nieproporcjonalne potraktowanie poszczególnych dyscyplin. Dużo miejsca poświęcono biologii (co nie dziwi),naukom społecznym i możliwym pomostem, który miałby je zjednoczyć (ewolucja, neurobiologia, kognitywistyka). Po łepkach natomiast potraktowano sztukę, a zjawisko religii spłycono wręcz skandalicznie (egzamin z religiologii ledwo zdałem, a materiał obejmował tylko część zagadnień z podręcznika!). W świecie etyki autor też porusza się niezbyt umiejętnie, bo choć całkowicie odcina się od zewnętrznego (w tym również nadprzyrodzonego) pochodzenia moralności nie zauważa, że jego własne stanowisko różni się od etyki chrześcijańskiej (w wydaniu katolików) jedynie szczegółami. Całość ratuje jedynie w miarę racjonalne podejście do rzeczywistości - mimo entuzjazmu autor uczciwie pokazuje słabe punkty i przyznaje, że może się mylić. Ostatni rozdział natomiast zamiast podsumowania przynosi wezwanie do ratowania świata (moim zdaniem słuszne),wobec którego konsiliencja jawi się jako niezbędny warunek przetrwania naszej cywilizacji.

Idea jedności wiedzy wydała mi się tak fascynująca, że postanowiłem kupić tę książkę. Niestety mocno się zawiodłem bardzo redukcjonistycznym podejściem autora, choć sam także posiadam wykształcenie przyrodnicze. Szczególnie rażące jest zbyt entuzjastyczne moim zdaniem tłumaczenie wszystkiego ewolucją, niezbyt precyzyjne posługiwanie się terminem "natura ludzka". Osobną...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
130
61

Na półkach:

Autor oferuje szerokie spojrzenie na obecny stan nauki i powiązania pomiędzy różnymi dziedzinami. Czasami trochę raziła mnie niechęć autora do religii, jego pewne w tym względzie uprzedzenie. Ale to książka popularnonaukowa, a nie naukowa więc ma prawo sobie pojechać z subiektywizmem.

Autor oferuje szerokie spojrzenie na obecny stan nauki i powiązania pomiędzy różnymi dziedzinami. Czasami trochę raziła mnie niechęć autora do religii, jego pewne w tym względzie uprzedzenie. Ale to książka popularnonaukowa, a nie naukowa więc ma prawo sobie pojechać z subiektywizmem.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    90
  • Przeczytane
    40
  • Posiadam
    18
  • Teraz czytam
    5
  • Filozofia
    2
  • 2018
    1
  • Niedoczytane
    1
  • Science
    1
  • Ulubione
    1
  • Pożyczone
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Konsiliencja. Jedność wiedzy


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne