Legenda Kella
- Kategoria:
- fantasy, science fiction
- Cykl:
- Kroniki Mechanicznych Wampirów (tom 1)
- Tytuł oryginału:
- Kell's Legend
- Wydawnictwo:
- Fabryka Słów
- Data wydania:
- 2012-03-02
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-03-02
- Data 1. wydania:
- 2009-09-03
- Liczba stron:
- 400
- Czas czytania
- 6 godz. 40 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788375746099
- Tłumacz:
- Dawid Repeczko
Każdy zasłużył na odrobinę odpoczynku. Nawet bohater.
Kell w niczym nie przypomina już sławionego w pieśniach żołnierza. Topór odrzucił w kąt - chce cieszyć oczy widokiem wnuczki i sączyć dobry trunek. Los zgotował mu inną przyszłość.
Z gór spływa lodowa mgła. Wieśniaków mordują maszyny w ludzkich ciałach. Tych, którzy cudem ocaleją, czeka los gorszy od śmierci – utrata duszy pożeranej przez Żniwiarzy. Ochłapy mięsa w Rafineriach Krwi - tak kończy się ludzkość.
Na nic odwaga, siła i podstęp. Żelazna Armia maszeruje nieubłaganie. Nie pokona jej najwaleczniejsze wojsko, najdzielniejszy z królów.
Został już tylko on. Jeden starzec. Jedna legenda.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Za starzy na krew?
Ile lat powinien mieć bohater opowieści? Takiej, w której swoim toporem rozprawia się z hordami wrogów, nie dostając przy tym zadyszki. Dwadzieścia, trzydzieści, a może w ogóle nie ma górnej granicy wieku dla machających mieczem? Przyzwyczajeni do kultu młodości czytelnicy, raczej nie wyobrażają sobie protagonisty w mocno posuniętym wieku. Chyba, że mówimy o pastiszu, jak w przypadku Cohena Barbarzyńcy z powieści Terry’go Pratchetta. Tymczasem, Andy Remic rolę bohatera przypisał Kellowi. Człowiekowi, który ze staruszka gotującego zupę dla swojej wnuczki, przeistacza się w morderczą maszynę z toporem w dłoni, wracając tym samym do swoich korzeni. Do tego, kim był w przeszłości. W końcu legend i pieśni nie tworzy się o byle wypierdku.
Literatura uwielbia bohaterów przegranych, zmęczonych życiem i tych, którzy się nie poddają. Protagonista „Legendy Kella” jest kombinacją tych trzech osobowości, a sama książka stanowi początek serii o wdzięcznej nazwie „Kroniki Mechanicznych Wampirów”. Remic to dość dobrze znany pisarz, specjalizujący się w science fiction osadzonym w zmilitaryzowanym świecie. Ale „Legendy Kella” to zupełnie inna bajka. To dark fantasy, pełne krwi i owijających się wokół topora flaków.
„Legenda Kella” to opowieść o inwazji na Królestwo Falanoru. Inwazji niespodziewanej, agresywnej i bezwzględnej, w trakcie której co krok pojawia się czarna magia. W całym chaosie splatają się losy Kella, jego wnuczki Nienny oraz bawidamka Saarka. I w książce nie ma nawet chwili na oddech. Zaczyna się ostro i bezkompromisowo. A im bardziej czytelnik zagłębia się w lekturę, tym więcej wrażeń go czeka. Ciągłe walki z przeważającymi siłami wroga, jak to zazwyczaj bywa, jednoczą ze sobą bohaterów. A każda kolejna rozmowa odkrywa coraz więcej z tajemniczej przeszłości Kella, historii równie mrocznej jak on sam. Czyli wszystko jak w rasowej, przewidywalnej historii fantasy.
Autor wprawdzie nie pokusił się o skomplikowaną fabułę, ale za to przyłożył się do skonstruowania ciekawego świata i zupełnie nowej rasy. Dopracowanej pod każdym względem, podzielonej na odpowiednie kasty i z wyraźnie zarysowanymi cechami charakterystycznymi. Vaszyni, bo to o nich mowa, stanowią specyficzny rodzaj wampirów. Ich ciała to kombinacja złożona z ludzkiego ciała oraz skomplikowanych mechanizmów, stworzonych na wzór zegarków. I choć jak sugeruje tytuł książki, głównym bohaterem jest Kell, to Anukis, jedna z Vaszynek, dorobiła się swojego własnego wątku. Równoległe prowadzenie dwóch odrębnych historii to nie lada sztuka, ale Remic poradził sobie z tym wyjątkowo sprawnie. Historie toczą się w tym samym świecie, a wraz z rozwojem fabuły, czytelnik odkrywa coraz więcej powiązań między odrębnymi z początku opowieściami.
Na stronach książki przelewa się dużo krwi. Ciemnej i gęstej. Naprawdę ciężko złapać oddech w natłoku zdarzeń jakie zaserwował czytelnikowi Remic. Bohaterowie z jednej, zdawałoby się nierozwiązywalnej sytuacji, pakują się w następną. Po jakimś czasie zaczyna to męczyć i staje się wyjątkowo nieprawdopodobne, nawet jak na literaturę fantasy. Ale w ogólnym rozrachunku, „Legenda Kella” to przyjemna i niewymagająca lektura. Skutecznie potrafi podnieść temperaturę krwi u czytelnika, czyli w sam raz na jesienne wieczory. Wielkie brawa należą się też wydawnictwu za okładkę, która przyciąga wzrok i zapowiada dokładnie to czego można było się po niej spodziewać. Czyli akcji, krwi i magii.
Oceny
Książka na półkach
- 227
- 188
- 142
- 11
- 8
- 6
- 4
- 4
- 3
- 2
OPINIE i DYSKUSJE
Najlepszą recenzją książki będzie fakt, iż ubolewam, że nie wydano kolejnych tomów w Polsce.
Najlepszą recenzją książki będzie fakt, iż ubolewam, że nie wydano kolejnych tomów w Polsce.
Pokaż mimo toJedna z gorszych książek, jakie czytałem. MASA nieścisłości, nierzadko słabe dialogi, nie porwał mnie też sposób przedstawienia psychologii bohaterów (autor miał tu wielkie pole do popisu, a mam ważenie, że zbył temat).
Jedna z gorszych książek, jakie czytałem. MASA nieścisłości, nierzadko słabe dialogi, nie porwał mnie też sposób przedstawienia psychologii bohaterów (autor miał tu wielkie pole do popisu, a mam ważenie, że zbył temat).
Pokaż mimo toBył rok 2012 kiedy kupiłem „Legendę Kella”. Mija właśnie trzeci od chwili kiedy pierwszy tom „Kronik Mechanicznych Wampirów” trafił na półki księgarń a tekst, który teraz czytacie nie będzie tylko i wyłącznie moją opinią o tej książce. Poznacie również historię o tym, jak zostałem oszukany przez wydawnictwo. Książka, o której dzisiaj mówimy miała być olbrzymim sukcesem. Miała zdobyć polski rynek. Wydawca rozpływał się zarówno nad fabułą książki jak i samym autorze. Czas jednak pokazał coś innego. Ale zacznijmy od początku.
Tytułowy bohater „Legendy” wiedzie spokojne życie. Po latach tułaczki po świecie, po staniu się weteranem wielu bitew, odkłada swój topór w kąt i grzeje swoje stare kości przy domowym ognisku. Jednak czas pokoju nie może trwać długo, a bohater którego przeznaczeniem jest wojna znów musi stawić czoła zagrożeniu w postaci tajemniczego ludu Vaszynów.
Atmosfera w powieści jest mroczna. Tajemnicze stworzenia, do tego góry zimą gdzie wcześnie zapada mrok a jedynym źródłem światła są gwiazdy i księżyc oraz wrażenie ciągłego zagrożenia. Jak dla mnie – bomba!
Opisy nie tylko scen erotycznych ale i scen walki są bardzo naturalistyczne. Krew leje się wszędzie a wnętrzności ciągną się po polu bitwy.
Na chwilę uwagi zasługuje również wspomniany przeze mnie wcześniej lud Vaszynów. Są to ludzie, którzy poddali swoje ciała różnym modyfikacjom, stając się w końcu bardziej maszynami niż tym do czego zostali stworzeni. Jedynym paliwem czy też smarem (jak kto woli),który zapewnia odpowiednie funkcjonowanie werków jest ludzka krew. Budują oni Rafinerie Krwi, gdzie z ludzi powstaje odpowiednia odżywka. W momencie kiedy poznajemy to przerażające społeczeństwo (nie jest to bowiem horda stworów ale doskonale zorganizowane i wykształcone społeczeństwo) z początku idiotyczny tytuł trylogii nabiera sensu. Chociaż ja osobiście wolałbym nazwę „Kroniki Zegarowych Wampirów” niż obecnie funkcjonujące tłumaczenie, ponieważ właśnie do mechanizmu starych zegarów najbardziej podobna jest konstrukcja ciał Vaszynów.
Nie mogę przejść obojętnie obok według mnie największego minusa tej książki. Czy jest nim ogromne podobieństwo do „Sagi Drenajów” Davida Gemmella?
Już bowiem sam bohater ze swoim toporem jest wręcz lustrzanym odbiciem Drussa i jego Snagi. Narracja prowadzona jest w bardzo podobny sposób, dialogi skonstruowane są na podobieństwo tych w „Sadze”. Zresztą można się tego spodziewać już od samego początku ponieważ Andy Remic dedykuje „Legendę Kella” właśnie Gemmellowi. To właśnie ta nie znajomość historii Drenajów wpływa na negatywne oceny i opinie recenzentów. Minusem książki nie jest samo podobieństwo ale to, że ktoś kto wcześniej nie spotkał się z Drussem i kompanami nie może odpowiednio odebrać tej książki. Ja mam to szczęście, że Sagę Drenajów udało mi się przeczytać. Dlatego też pewnie widzę pewne „smaczki” niedostępne dla każdego. Poza tym jeśli krytykujemy fabułę nie możemy zapomnieć o tym, że nie znamy jej całej. Jest to bowiem pierwszy tom trylogii a historia toczy się dalej. Na Kella należy spojrzeć z perspektywy całości a nie tylko i wyłącznie pierwszego tomu.
Ostatnimi czasy w sieci pojawia się coraz więcej recenzji „Legendy Kella”. Wbrew pozorom nie napawa mnie to optymizmem. Dlaczego? Ponieważ ludzie piszący je w 80% zdobyli swoje książki na wyprzedażach. Nauczony doświadczeniem wiem, że oznacza to jedno: wydawnictwo nie zamierza kontynuować serii. Dlatego właśnie czuję się nie dość, że porządnie wkurzony to i oszukany przez „Fabrykę”. Myślę, że jest to kolejny gwóźdź do trumny działu fantastyki obcej tego wydawnictwa. Czytelnicy tracą zaufanie, nie wiedzą czy kupować daną książkę ponieważ nie wiedzą czy będą mieli szanse dobrnąć do końca danej opowieści.
„Legenda Kella” to z pewnością tytuł nie dla każdego. Jeżeli lubisz mocną, męską literaturę a do tego znasz „Sagę Drenajów” Davida Gemmella to z pewnością jest to książka, która przykuje Twoją uwagę. Jeżeli jednak nie spełniasz kryteriów , o których wcześniej mówiłem to lepiej zostawić tę książkę tak samo jak to zrobił wydawca. Wielka szkoda, że ta historia nie zostanie opowiedziana do końca polskim czytelnikom.
[recenzja pierwotnie ukazała sie na moim blogu:
http://zapomnianypokoj.blogspot.com/
zapraszam]
Był rok 2012 kiedy kupiłem „Legendę Kella”. Mija właśnie trzeci od chwili kiedy pierwszy tom „Kronik Mechanicznych Wampirów” trafił na półki księgarń a tekst, który teraz czytacie nie będzie tylko i wyłącznie moją opinią o tej książce. Poznacie również historię o tym, jak zostałem oszukany przez wydawnictwo. Książka, o której dzisiaj mówimy miała być olbrzymim sukcesem....
więcej Pokaż mimo toDosyć ciężko tą książkę ocenić. Na pewno duży plus za postacie oraz za rasę Vaszynów (mechanicznych vampirów).
Dosyć brutalna. Trochę erotyki. Momentami zabawna.
Bohaterowie non stop ładują się w tarapaty, a akcja nie zwalnia nawet na moment.
Ciekawe postacie kompletnie różniące się od siebie.
Dla mnie nieco denerwujące było rozbicie fabuły na 2 wątki, które na przemian zmieniają się rozdziałami. Akcja tak przyśpiesza, że momentami zapominałem co się działo w drugim wątku.
Ogólnie przyjemnie się czyta. Fantasy połączone z klimatem steam punkowym. Mogę polecić dla fanów brutalnych, krwawych i mrocznych fantasy.
Dosyć ciężko tą książkę ocenić. Na pewno duży plus za postacie oraz za rasę Vaszynów (mechanicznych vampirów).
więcej Pokaż mimo toDosyć brutalna. Trochę erotyki. Momentami zabawna.
Bohaterowie non stop ładują się w tarapaty, a akcja nie zwalnia nawet na moment.
Ciekawe postacie kompletnie różniące się od siebie.
Dla mnie nieco denerwujące było rozbicie fabuły na 2 wątki, które na przemian...
Jedno jest pewne – Remic pisał „Legendę Kella” dla facetów. Kobiety nie mają tu czego szukać. Ani te, co marzą o romansie, przygodzie i odrobinie humoru, ani te, co są przygotowane na krew, flaki i podrzynanie gardeł dzieciom. Ta książka jest na tyle dziwna, że nawet i czytelnik płci odpowiedniej może chwilami poczuć się podczas lektury lekko niewyraźnie. Ale może po kolei.
Fabuła „Legendy Kella” jest na tyle zgrabnie skrojona, że natychmiast zasysa w stworzony przez autora świat. Głównym bohaterem opowieści jest tytułowy Kell, sędziwy topornik, który znów musi wziąć broń w dłoń i walczyć. Tyle że już nie o kraj czy honor, a po prostu o życie – swoje i swojej wnuczki, a przy okazji jej koleżanki i pewnego dandysa. Z gór schodzi bowiem inwazja czegoś, co autor nazwał mechanicznymi wampirami. Owe wampiry, z pomocą praktycznie nieśmiertelnych istot odzianych w powłóczyste szaty, posługujących się magią lodu i wysysających do cna życie ze zmrożonych ludzi, aż zostaną z nich skurczone łupiny, idą przed siebie w niepowstrzymanym marszu, mordując mężczyzn i kobiety, starców i niemowlęta, szlachtując nawet świnie i psy. Bohaterowie muszą więc nie tylko ocalić swoje życie, ale i przestrzec przed inwazją króla, zupełnie nieświadomego śmiertelnego zagrożenia. A nie będzie to łatwe, bo w pościg za nimi zostaje wypuszczony zgnilec, istna machina do zabijania. A potem jeszcze jeden.
Wątków naturalnie jest jeszcze kilka, ale są one jawnie poboczne i służą głównie dopowiedzeniu szczegółów stworzonego świata i dokładniejszemu naświetleniu życiorysów – tak głównych bohaterów, jak i osób związanych z inwazyjną armią. Wprowadzają także postaci, które będą miały większą rolę w dalszej części historii, w kolejnych tomach. Cała ta koronkowa robota ma jednak rozmaite luki.
Zastanawiają na przykład owe mechaniczne wampiry, które wbrew nazwie nie do końca można nazwać wampirami. Owszem, posiadają one kły (sztucznie wszczepione!) i piją krew (wyłącznie rafinowaną!),jednak poza tym są po prostu… ludźmi. Tyle że sztucznie zintegrowanymi z czymś w rodzaju zegarowego werku. Niektórym integracja – przeprowadzona oczywiście w wieku niemowlęcym – poszła dobrze i stali się Vaszynami, wojowniczymi albinosami, innym natomiast nie poszła wcale i – zdeformowani i zwyrodniali – stali się zgnilcami, nad którymi niemalże nie sposób utrzymać kontrolę. Jeśli ktoś kogoś tu w ogóle raczy ugryźć, służy to wyłącznie okazaniu władzy, poniżeniu przeciwnika, a nie wypiciu krwi per se. Co więc z nich za wampiry?
Podobnie jest z magią, która… po prostu sobie jest. Znaczy się mamy topór, mamy magiczne miecze, magiczny opar, ale żeby ktoś faktycznie używał magii, gdzieś machał kończynami czy coś inkantował, to już nie. Ot – ziut, i opar płynie. Autor traktuje więc magię wyłącznie jako wygodne słowo-wytrych, pozwalające wrzucić do świata, gdzie większość modyfikacji wykonuje się za pomocą skomplikowanej, zegarmistrzowskiej technologii, rzeczy z zupełnie innej bajki. Rzeczy, których istnienia nie da się wystarczająco usprawiedliwić regułami rządzącymi przedstawioną rzeczywistością.
Kolejny problem to zgnilce. Początkowo niepokonane, niezniszczalne, potrzebujące super-hiper-przeciwnika, żeby dostać wciry. Potem – coraz częściej zdarza się, że byle neptek przy odrobinie szczęścia może je usiec najzwyczajniejszym w świecie mieczem. Albo żniwiarze, owe istoty w powłóczystych szatach – ich długie, suche kosteczki szkieletu są… nie do złamania. Bo tak. Bo magia. Bo tak sobie autor zażyczył. Strasznie wygodna ta magia.
Nie ma co jednak za mocno marudzić na te niedociągnięcia, bo – jak już zaznaczyłem – książka czyta się gładko i szybko, mimo że ma 400 stron objętości. Bohaterowie są nakreśleni w miarę sympatycznie (nawet, jeśli dość sztampowo),dialogi są cięte, opisy starć zwięzłe i dynamiczne, a krew i sprężyny tryskają fontannami. Tutaj rzeczywiście czuje się fascynację Remica prozą Gemmella, zauroczenie jego cyklem o Drussie Legendzie. Zresztą autor oficjalnie zadedykował dzieło właśnie Gemmellowi, choć robić tego w sumie nie musiał, bo odniesienia widać jak na dłoni. W końcu Kell jest taką troszkę bardziej dopasioną wersją Drussa. Bezsensownie dopasioną, bo Druss robił na czytelniku wrażenie między innymi i tym, że był normalnym człowiekiem, a Kell… cóż… Strasznie trudno zrobić mu krzywdę, zwłaszcza że jest dopakowany mocą magicznego topora. Chroni go też autorska wizja, czyli zsyłane co pewien czas „boskie” interwencje. Co zgnilec, to – naturalnie w ostatniej chwili – trafiało się coś większego, co zgnilca mogło schrupać.
„Legenda Kella” ma jednak i minusy poważniejsze, powodujące, że czytelnik co pewien czas wpada jak na mur, rozbijając się o fragmenty dowodzące odczuwalnego zwichrowania wyobraźni autora. Kilka razy trafia się tutaj gwałt – brutalny, opisany w sposób dość specyficzny („Ciągle wewnątrz siebie czuła jego ciepłe nasienie”). Do tego są przymiarki do innego, równie brutalnego gwałtu, rozpisane tak, jakby Remic smakował każde słowo opisu i starał się jak najdokładniej przedstawić czytelnikowi upokorzenia czekające kobietę. Podobnie jest z wielokrotnym, wręcz piętrowym poniżaniem jednej z bohaterek, traktowanej gorzej niż wiejski kundel. Zresztą i w przypadku „normalnego” seksu daje się odczuć troszkę mniej kanoniczne zainteresowanie autora całą „procedurą” („słodkości kapiące z drżącej cipki”). Przyznam, że kilka razy rozważałem przerwanie lektury, bo nie miałem akurat ochoty na Maximum Perversum. A już w ogóle wolę nie myśleć, jak takie brewerie odbiera czytelnik płci odmiennej. Chwilami książka przypomina bowiem pornos dla miłośników dręczenia dumnych, odartych z odzienia panien, według autora aż proszących się o złamanie psychiki.
Kolejne idée fixe Remica to cieknące po nogawkach strugi moczu (przynajmniej z sześć razy ktoś się tu moczy ze strachu, i to nie byle wieśniak),pękające kości, wywlekane jelita i pożerane pośladki (tłumacz zresztą też dał się ponieść, bo ani razu nie pada w książce słowo pośladek, jest tylko „dupa”, i to nawet w dość niepozornych zdaniach w rodzaju „Albinos został przecięty na pół, od głowy po dupę”). A także po wielokroć podkreślane babranie się bohaterów w mieszaninie strzępów zwierzęcych mózgów i psich gówien, która to mieszanina ponoć służy do zmiękczania wyprawianych skór.
W związku z tym doprawdy nie wiem, czy żałować, że nie wyszedł dotąd tom drugi tego cyklu, czy może jednak nie? Z jednej strony książkę naprawdę nieźle się czyta, a fabuła potrafi zainteresować rozwojem akcji, ewidentnie uplątanej pod początek sagi (innymi słowy – finał jest denerwująco zawieszony w próżni). Z drugiej jednak jest napisana z wyraźnym przekroczeniem linii dobrego smaku. Podobnie mieszane odczucia miałem lata temu w przypadku „Skoku w konflikt: Prawdziwej historii” Donaldsona – przez co skończyło się na przeczytaniu tylko pierwszego tomu – oraz „Kar Kalim” Deborah Christian. Owszem, może się w życiu zdarzyć, że najdzie człowieka ochota na przeczytanie czegoś zboczonego, ale lepiej by było, gdyby był to wybór świadomy, a nie łupnięcie w czerep z zaskoczenia. Po „Legendę Kella” należy więc sięgać ze sporą dawką ostrożności i z wiedzą, że jej zawartość jest raczej daleka od tego, co zazwyczaj proponuje literatura fantasy.
(Esensja.pl)
Jedno jest pewne – Remic pisał „Legendę Kella” dla facetów. Kobiety nie mają tu czego szukać. Ani te, co marzą o romansie, przygodzie i odrobinie humoru, ani te, co są przygotowane na krew, flaki i podrzynanie gardeł dzieciom. Ta książka jest na tyle dziwna, że nawet i czytelnik płci odpowiedniej może chwilami poczuć się podczas lektury lekko niewyraźnie. Ale może po...
więcej Pokaż mimo toPolecam wszystkim aspirującym pisarzom; ta powieść to doskonały poradnik. Brakuje tylko podtytułu "Jak NIE pisać książek".
Polecam wszystkim aspirującym pisarzom; ta powieść to doskonały poradnik. Brakuje tylko podtytułu "Jak NIE pisać książek".
Pokaż mimo toAczkolwiek odradzam z powodu prawdopodobnego braku kontynuacji.
Aczkolwiek odradzam z powodu prawdopodobnego braku kontynuacji.
Pokaż mimo toPlus za oryginalny koncept Vaszynów i wartkie tempo akcji, ale reszta jest niestety jedynie popisem grafomanii... W dodatku napisanym ciężkim językiem i z dialogami które miejscami biją na głowę Trudne Sprawy...
Plus za oryginalny koncept Vaszynów i wartkie tempo akcji, ale reszta jest niestety jedynie popisem grafomanii... W dodatku napisanym ciężkim językiem i z dialogami które miejscami biją na głowę Trudne Sprawy...
Pokaż mimo toWciągająca. Bardzo szybko się tę książkę czyta. Chociaż początkowo dziwił i odstraszał mnie język. A potem chyba się przyzwyczaiłam. Podobała mi się, chociaż wielką fanką tego gatunku nie jestem.
Wciągająca. Bardzo szybko się tę książkę czyta. Chociaż początkowo dziwił i odstraszał mnie język. A potem chyba się przyzwyczaiłam. Podobała mi się, chociaż wielką fanką tego gatunku nie jestem.
Pokaż mimo to7,5 Mocarne heroic fantasy. Szkoda, że kontynuacje nie zostały wydane po polsku.
7,5 Mocarne heroic fantasy. Szkoda, że kontynuacje nie zostały wydane po polsku.
Pokaż mimo to