rozwińzwiń

Czas odnaleziony

Okładka książki Czas odnaleziony Marcel Proust
Okładka książki Czas odnaleziony
Marcel Proust Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy Cykl: W poszukiwaniu straconego czasu (tom 7) Ekranizacje: Czas odnaleziony (1999) literatura piękna
652 str. 10 godz. 52 min.
Kategoria:
literatura piękna
Cykl:
W poszukiwaniu straconego czasu (tom 7)
Tytuł oryginału:
À la recherche du temps perdu. Le Temps retrouvé
Wydawnictwo:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania:
1965-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1965-01-01
Liczba stron:
652
Czas czytania
10 godz. 52 min.
Język:
polski
Tłumacz:
Julian Rogoziński
Ekranizacje:
Czas odnaleziony (1999)
Tagi:
psychologia literatura francuska powieść
Inne
Średnia ocen

8,9 8,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,9 / 10
7 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
956
621

Na półkach:

NIE MA ALBERTYNY i CZAS ODNALEZIONY. Ostatnią część przeczytałem w tł. J. Rogozińskiego. Moja opinia nie może się różnić od większości zamieszczonych na LC. Czuję się zmęczony i wiem, ze to szybko nie minie. No i bardzo dobrze. Tak miało być. Tego się spodziewałem. To jest zmęczenie które wielokrotnie odczuwałem po przejściu jakiejś długiej trasy wiodącej graniami mich ukochanych Beskidów, kiedy po każdym wejściu na wierzchołek miałem nadzieje, że to już koniec, widząc jednocześnie kolejny szczyt którego ominąć nie sposób. W tej wędrówce CZAS ODNALEZIONY był ostatnim już wysiłkiem, kierującym mnie ku dolinom. jakby Pan Proust chciał powiedzieć: -a teraz patrz jak to wygląda i co o tym myślę. Naprawdę.
To tyle o książkach. Słowo jeszcze tylko o tłumaczeniu. poprzednich sześć przeczytałem w przekładzie K. Przerwy-Tetmajera. Jakoś jakby lepiej się to czytało. Mię rzecz jasna. Osobiście.
Na koniec mam , na szczęście, maleńki deserek. Książkę, o której już tutaj pisałem. PAN PROUST autorstwa Celeste Albaret. Jakos nie wyobrażam sobie, że mógłbym do niej, książki rzecz jasna, nie wrócić.

NIE MA ALBERTYNY i CZAS ODNALEZIONY. Ostatnią część przeczytałem w tł. J. Rogozińskiego. Moja opinia nie może się różnić od większości zamieszczonych na LC. Czuję się zmęczony i wiem, ze to szybko nie minie. No i bardzo dobrze. Tak miało być. Tego się spodziewałem. To jest zmęczenie które wielokrotnie odczuwałem po przejściu jakiejś długiej trasy wiodącej graniami mich...

więcej Pokaż mimo to

avatar
792
760

Na półkach: , , , , , , , , ,

„Początek jest trudny
zwłaszcza gdy już wiemy
że pierwsze nie jest pierwsze” *
bo przecież życie niesie nas przez szaleńcze wertepy nieświadomej świadomości. Prowadzi poprzez korytarze duszy i zakręty psychiki, a ścieżki te snują się bez końca. Poszukujesz sensu tego wszystko, co było ci dane przeżyć i odczuwać. Dajesz się ponieść myślom, marzeniom i wielkiemu smutkowi, bo to życie tak marne nagle się kończy...
Takie myśli budzi w tobie Marcel Proust, geniusz pióra. I jak to pięknie napisał o nim Tadeusz Boy-Żeleński (tłumacz pierwszych pięciu tomów owej klasyki): „Proust nie ma biografii; przynajmniej zewnętrznej. Cały mieści się w historii swojej myśli, swojego dzieła”.

Proust od najmłodszych lat chorował, a owa dolegliwość wraz z wiekiem czyniła coraz większe spustoszenie w jego i tak słabym organizmie. Widziany za młodu postrzegany był jako Cherubin, lecz po 1905 roku, czyli po 35 urodzinach, wycofał się z towarzystwa. Stał się upiorem arystokratycznym zakopanym w swoim pokoju. Choroba w głównej mierze kierowała jego całym życiem i śmiem przypuszczać, że gdyby nie ona, to nigdy nie powstałoby owe dzieło o „Poszukiwaniu straconego czasu”. Proust pisał namiętnie, nałogowo, wręcz obsesyjnie, a całość ukazała się drukiem dopiero wówczas, gdy ukończył pisanie. Poszczególne tomy ukazywały się za jego życia, jednak „Czas odnaleziony” ostatnia część zbioru została wydana już po jego śmierci. Ukazała się w 1927 roku i była uwieńczeniem całości, była uwerturą imponującego dokonania. Była jednocześnie preludium dla czytelniczego raju, na jaki trafiał każdy, kto się w niej zanurzył.
„(...) Wpuszczam sobie w żyły
dawki cudzych wierszy
i czekam aż się rozejdą
po kościach i narządach”.*
Aby dostrzec piękno powieści trzeba się w nią wczytać i zaznajomić z językiem, polubić się z nim. Trzeba zaufać prowadzącemu autorowi i podążać za nim. W „Czasie odnalezionym” są strony przez które monotonny, jednolity tekst ciągnie się bez akapitów, czy przecinków. Pojawiają się nawiasy w nawiasach, poboczne dywagacje i zdania bez końca. Jednak owe zdania nabierają sensu i ukazują swoje piękno dopiero w ostatnim słowie. Dlatego czytanie wymaga cierpliwości, czasu, ale i poczucia własnej estetyki. Czytanie jest bowiem ucztą literacką. Oto wkraczasz do pokoju osamotnionego i schorowanego Prousta, siadasz na jedynym krześle, a gosposia przynosi wam dania na zwyczajnej porcelanie. I jesteś urzeczony, bo to co zwykłe jawi ci się jako olśniewające i bezcenne. Osoba autora, to miejsce, ta atmosfera i te naczynia..

Proust odtwarza subtelny zapach przeszłości. Słowa są niemalże mistycznym dotykiem tego, co było, a co nagle się kończy. Życie ulatuje z Marcela, choroba szybko postępuje, pisanie męczy, ale staje się jedynym lekarstwem. W „Czasie odzyskanym” Proust powraca myślami do swojej pierwszej miłości, do Gilberty. Wspomina miejsca i ludzi, tęskni za przeszłością i za sobą w niej. Wnika w ludzkie psychiki, wyłapuje obłudę i fałsz ludzi, którzy tylko pozornie są mili i szczerzy. I nie boi się swojej oceny, ani swoich słów, które spija każda z zapisanych stron. Pisze prawdę i to, jak go ona razi i mierzi. Dojrzewa też do własnej twórczości, w którą stale wątpi i której utraty się boi. Boi się, czy sprosta i czy podoła. Życie się kończy. Serce słabnie, oczy bolą, a ciało kurczy się pod stosem szaroburych koców.

Czytasz „Czas odnaleziony” i co kilka stron zamykasz tę książkę, by przeczytane słowa rozsiadły się w tobie. Utykasz fragmenty w szpary między sobą, a światem, by zatrzymać siebie w sobie. To „taniec po słowach”, do którego kroki rozpisał Marcel Proust.

*Wit Szostak, „Szczelinami”

#agaKUSIczyta

„Początek jest trudny
zwłaszcza gdy już wiemy
że pierwsze nie jest pierwsze” *
bo przecież życie niesie nas przez szaleńcze wertepy nieświadomej świadomości. Prowadzi poprzez korytarze duszy i zakręty psychiki, a ścieżki te snują się bez końca. Poszukujesz sensu tego wszystko, co było ci dane przeżyć i odczuwać. Dajesz się ponieść myślom, marzeniom i wielkiemu smutkowi, bo...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1112
538

Na półkach:

Nadszedł czas zakończenia czytelniczej przygody z cyklem W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta. Przeczytałam siódmy tom cyklu Czas odnaleziony i pożegnałam się z Marcelem oraz wszystkimi bohaterami, którzy zmieniali się, dojrzewali, starzeli się, aby ostatecznie odnaleźć tytułowy Czas.

Główny bohater pogrąża się we wspomnieniach i powraca do ludzi, a także miejsc które opisywał w poprzednich tomach swojego dzieła. Historia jego życia zatacza koło i Marcel odnajduje czas oraz swoje miejsce we wszechświecie. Jeszcze raz przeżywa minione chwile, emocje, miłości, ale patrzy na nie w inny sposób, bardziej dojrzale i z innej perspektywy. Dochodzi do wniosku, iż wszystko na świecie ulega zniszczeniu. Przemija uroda, miłość i ból, a smutek pozostawia po sobie jeszcze mniej śladów niż piękno. Ponownie ogarniają go wątpliwości w możliwości pisarskie, ale zmierza uparcie do ukończenia swojego dzieła pomimo zbliżającej się śmierci. Szczególną uwagę zwracają fragmenty powieści poświęcone sytuacji we Francji podczas I wojny światowej, gdyż autor opisuje, jak zachowywali się niektórzy ludzie podczas zaciemnienia Paryża i ostrzału. Dla wielu osób nie tyle uwolniona moralność była obecnie nęcąca, ile ciemność, która nagle opanowała ulice. Niejeden spośród nowych pompejańczyków uciekających od ognistej kary zapuścił się w korytarze metra, czarne niby katakumby. Dobrze wiedzieli, że nie byli sami. Ciemność, gdy niespodzianie obejmuje wszystko, budzi pokusę nieodpartą dla wielu z tej przyczyny, że się omija w niej pierwszą fazę rozkoszy i natychmiast jesteśmy wprowadzeni w sferę pieszczot, co zwykle wymaga trochę czasu...w ciemnościach znika cała tradycyjna gra, ręce, wargi, ciała podejmują bezpośrednio działanie. Autor opisuje szereg mężczyzn z bogatego świata arystokratów, którzy wykazują niezdolność opierania się niskim uciechom i choć zewnętrznie są urodziwi, dobrze wychowani, to posiadają jakieś defekty wewnętrzne, które sprawiają, że nie są w stanie przeciwstawić się jakiemukolwiek zboczeniu.

Marcel Proust w swoim dziele w specyficzny sposób traktuje czas i przestrzeń opierając je na rozważaniach filozoficznych, psychologicznych i estetycznych. Wciąż można analizować od nowa cykl W poszukiwaniu straconego czasu i odkrywać kolejne aspekty dzieła. Trzeba jednak przyznać słuszność autorowi, że tylko sztuka może przezwyciężyć niszczycielską moc czasu i choć Proust zmarł w 1922 roku, to jego książki wciąż są wznawiane i czytane przez rzesze ludzi. Warto choć raz przeczytać i rozsmakować się w pięknym, kunsztownym i niepowtarzalnym stylu autora.
https://magiawkazdymdniu.blogspot.com/2023/06/czas-odnaleziony-marcel-proust.html

Nadszedł czas zakończenia czytelniczej przygody z cyklem W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta. Przeczytałam siódmy tom cyklu Czas odnaleziony i pożegnałam się z Marcelem oraz wszystkimi bohaterami, którzy zmieniali się, dojrzewali, starzeli się, aby ostatecznie odnaleźć tytułowy Czas.

Główny bohater pogrąża się we wspomnieniach i powraca do ludzi, a także miejsc...

więcej Pokaż mimo to

avatar
698
65

Na półkach:

Gdybym tylko mogła cofnąć się do czasów pierwszego tomu i czytać cały cykl od nowa, rzuciłabym wszystko i to zrobiła

Gdybym tylko mogła cofnąć się do czasów pierwszego tomu i czytać cały cykl od nowa, rzuciłabym wszystko i to zrobiła

Pokaż mimo to

avatar
913
913

Na półkach:

,,Czas odnaleziony'' zamyka cykl ,,W poszukiwaniu straconego czasu''. Złożony z siedmiu tomów cykl Marcela Prousta jest dobrym przykładem że autor czasu jednak nie zmarnował😜 ponieważ swoimi powieściami zapisał się w historii światowej literatury na zawsze.
Podsumowując ten cykl zostanie w mojej pamięci na dłużej, była to wysokich lotów literatura napisana pięknym językiem, bardzo polubiłem całe mnóstwo ciekawych spostrzeżeń jakie miał autor.
Cała historia była spójna i zręcznie napisana.
Cykl wart przeczytania i polecenia👏💕

,,Czas odnaleziony'' zamyka cykl ,,W poszukiwaniu straconego czasu''. Złożony z siedmiu tomów cykl Marcela Prousta jest dobrym przykładem że autor czasu jednak nie zmarnował😜 ponieważ swoimi powieściami zapisał się w historii światowej literatury na zawsze.
Podsumowując ten cykl zostanie w mojej pamięci na dłużej, była to wysokich lotów literatura napisana pięknym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
971
449

Na półkach: ,

Koniec. Czas odnaleziony. Myślę więc, że czas też krótko podsumować, co czuję do tego cyklu.

Podtrzymuję, że W poszukiwaniu straconego czasu to powieść-cytat, językowo coś pięknego, jednocześnie bardzo wymagającego. Te skomplikowane, dopracowane do najmniejszego szczegółu, tak precyzyjnie estetycznie wykończone zdania to arcydzieło. Szczególnie do części piątej, bo w kolejnych widać, że powieść nie przeszła drobiazgowej autorskiej redakcji przed publikacją.

Poza pieknymi zdaniami to także błyskotliwe rozważania o świecie, życiu i charakterach. Proust musiał być wybitnie wrażliwym i spostrzegawczym czlowiekiem, o czym świadczy wyostrzenie zmysłów na najmniejsze detale gestów, mimiki czy tonu głosu oraz umiejętność plastycznego opisania ich w książce. Oczywiscie nie byłabym sobą, gdybym na bieżąco nie notowała tych spostrzeżeń. Zasługują na to, by do nich wracać.

Ostatni tom, przede wszystkim przyjęcie u Guermantów, to bolesne studium starości, upływu czasu, przemijania. To opisy fizycznych objawów niedołężności, zmian, jakim ciało ludzkie podlega na przestrzeni lat. To też gorzkie rozważania o tym, jak trudno pogodzić się z upływem lat i własnym powolnym odchodzeniem.

Ostatni tom przypomina filmowe napisy końcowe. We wspomnieniach zostają przywołane postaci, które znamy że wszystkich poprzednich części lub pojawiają się we własnej osobie, jeśli jest taka możliwość.

Po słabym piątym i szóstym tomie siódemka wraca do wysokiego poziomu z samego początku. Luki w rękopisie, ucięte zdania, porozrzucane myśli z jednej strony dają niedosyt, a z drugiej dodają uroku i prawdziwości. Wszak to gorączkowo spisywane podsumowania, by (jak mówi narrator) zdążyć przed śmiercią, zanim zakończy się jego czas. W rzeczywistości chyba było podobnie, bo Proust nie doczekał wydania wszystkich części, a nawet nie dokończył prac redakcyjnych nad ostatnimi tomami.
Nie zapominam w tym podsumowaniu o opisach, które kocham w literaturze (tak, nawet u Elizki O.). Tutaj, u Prousta, mam na myśli zarówno opisy widoków, krajobrazów, architektury, ale też sztuki, która jest jednym z głównych tematów powieści. Plastyczne opisy sonaty Vinteuila, obrazów Elstira czy powieści Bergotte'a dają piękne świadectwo kunsztu Prousta.

Z drugiej strony cykl to wyzwanie graniczące niekiedy z torturą, bo muszę przyznać, że przy trzecim i czwartym tomie przeżywałam kryzys czytelniczy. Charakterystyczny styl i kwiecisty język, które przed chwilą nazwałam arcydziełami, stały się w pewnym momencie meczącą udręką. Lubię jednak kończyć, co zaczynam, więc trwałam w czytaniu.

I parę słów o głównym bohaterze, którego już obsmarowałam przy części szóstej. Infantylny wymoczek. To malutki człowiek przekonany o swojej wyjątkowości. Toksyczny kochanek o sadystycznych skłonnościach. Zazdrośnik i fałszywy przyjaciel. Niezdecydowane coś. Typ, z którym chyba nikt nie chciałby żyć. Czlowiek, z ktorym nie chciałabym mieć nic wspólnego. Jego wywód w postaci strumienia świadomości masochistycznie pochłaniałam przed dwa i pół miesiąca.

Czytałam opinie, bodajże na LC, że to książka do zabrania na bezludną wyspę i do wielokrotnego czytania. Ja ze swojej strony cieszę się, że zmierzyłam się z całym cyklem, nie poddałam i miałam szansę zasmakować tej czytelniczej uczty, jednak raczej nie przewiduję powrotu, a na pewno nie do całości. Dla mnie to raczej jednorazowa przygoda. Dzisiaj, świeżo po zakończeniu cyklu, sadzę, że nie podjęłabym się drugi raz tego maratonu, chociaż nie wykluczam powrotu do wybranych fragmentów lub tomów.

Koniec. Czas odnaleziony. Myślę więc, że czas też krótko podsumować, co czuję do tego cyklu.

Podtrzymuję, że W poszukiwaniu straconego czasu to powieść-cytat, językowo coś pięknego, jednocześnie bardzo wymagającego. Te skomplikowane, dopracowane do najmniejszego szczegółu, tak precyzyjnie estetycznie wykończone zdania to arcydzieło. Szczególnie do części piątej, bo w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
288
97

Na półkach:

No dobrze, ja chcę jeszcze raz!

No dobrze, ja chcę jeszcze raz!

Pokaż mimo to

avatar
348
329

Na półkach: , , ,

Czas zdobyty.
Skończyłam Prousta;
Głowa pusta.

Jak tu wejść do tej katedry, wspiąć się po deleuze’owskiej pajęczynie Marcela – nie wiem. Po zetknięciu pozostaję gamoniowato oszołomiona, ale też wybornie nakarmiona.

Czas zdobyty.
Skończyłam Prousta;
Głowa pusta.

Jak tu wejść do tej katedry, wspiąć się po deleuze’owskiej pajęczynie Marcela – nie wiem. Po zetknięciu pozostaję gamoniowato oszołomiona, ale też wybornie nakarmiona.

Pokaż mimo to

avatar
47
37

Na półkach:

Jeden raz nie wystarczy. Zabrałbym całość na bezludną wyspę.

Jeden raz nie wystarczy. Zabrałbym całość na bezludną wyspę.

Pokaż mimo to

avatar
97
97

Na półkach:

Czy da się przeczytać całego Prousta bez odczucia fali przesytu i drapiącego tarcia zgagi, znużenia, ziewania?

Autor przecież często pozostawia bezbronnego i oszołomionego czytelnika w prolongacie rozciągliwych jak pończocha zdań (mieszczących w sobie zdumiewającą liczbę fraz, wtrąceń w nawiasach, zdań podrzędnych i podpodrzędnych, stopniowo wypędzających zagubionego wędrowca w tylne rzędy składające się, z co raz to mniej ważnych służących płci męskiej oraz pomywaczek, jak również ogrodników, stajennych, stangretów, cieni kolumn, pokojówek pokojówek, pomocnic kuchennych, praczek, pastuszków, fartuszków, okruszków, coraz to mniej i mniej wyraźnych...),odraczając przedstawienie istoty jakieś ważkiej bądź — przeważnie — błahej sprawy, czy płynnego wyjaśnienia koligacji łączących różne domy szlachetnie urodzonych nierobów, bon-vivantów, dyletantów i filistrów (które o dziwo są niezwykle zajmujące) w gąszczu przerośniętych drzew genealogicznych i w mgle salonowych plotek. Dodajmy do tego werbalnego bogactwa przepych metaforycznego opisu i wielopiętrowość porównań, które na dobrą sprawę u Prousta występują w hybrydalnej formie, mnogość mnemooptycznych lapsusów i magdalenkowych objawień, które przytrafiają się narratorowi z siłą godną rybałta autyzmu oraz to, że dialogi i partie opisowe stapiają się ze sobą, tworząc jeden bujnie kwitnący ogród, a tok czy porządek zdarzeń przedstawiony jest z iście oneirologiczną pogardą dla następstwa i przyczynowości. Poza tym, u Prousta istnieje niezwykle ogromna przepaść między banałem życia a magią literatury: traktuje on sztukę jako jedyną rzeczywistość, a jej źródło, to jedyne ujście dla wszelkich postawionych filozoficznych konkluzji. Tendencja ta idzie w parze z całkowitą obojętnością na wartości moralne i ludzką sprawiedliwość (co wyraźnie odbija się echem w niekończącej się pielgrzymce litości i kalwarii wyrzutów, pełnej beletrystycznych haczyków, zażyłości narratora do Alberta — gdzie przerysowana nieufność rozkłada swym kwasem każde wspominane zdarzenie, gdzie w tej algebrze żądzy, równania dla niewiadomej układa wyobraźnia neurotyka). Jest to też dzieło, za którym nie nadąża żaden morał, swoiste przeciwstawienie literatury zmysłów z literaturą idei (choć trudno stwierdzić, że jest to powieść wyzbyta związków z autentycznymi ludzkimi problemami takimi jak przemijanie, starzenie się, zbliżanie się śmierci, lecz są to tylko ornamenty pojawiające się na potężnym i rozświetlonym drzewie tej powieści — jak na mapie obłędu rozsmakowanego w swym szaleństwie geniusza pojawiają się kolejne zbędne wizyty u lekarza). Żadnemu też sentymentalnemu czytelnikowi nie będzie dane osiąść na szczycie tej prozy, gdyż autor podchodzi do codziennych rzeczy, zjawisk i wrażeń z opanowaniem i chłodem zaiste patologicznym (bądź co bądź nietrudno mu odmówić uroczego poczucia humoru i odrobiny cynizmu niepozbawionego słuszności). Wszystko to bardzo stopniowo tworzy logiczną historię. Jakkolwiek zażalenie, iż jest to styl zawiły, pełen ozdobnych peryfraz, mętny i nieczytelny, nie ma najmniejszych podstaw.

Proust w młodości studiował filozofię Bergsona. Podstawowe założenia tej idei to, ale po co to komu. Ważniejsze jest, że nie należy odbierać tego dzieła jak próby rozwiązania problemów epistemologicznych, postawionych sobie przez erudytę, tylko jako żwawe i wojownicze ćwiczenia stylu literackiego. Natomiast enigma "Czasu", prócz tego że autor rozwlókł swoich bohaterów po całej jego rozciągłości — uzyskując efekt wijącej się stonogi — powinna nas zajmować o tyle, o ile jest pożywnym bulionem dla hodowli wszechstronnych metafor. Aczkolwiek trudno odmówić autorowi, że przewalając piżamę "życia epoki", którą co prawda utkał, będąc zauroczony trywialnymi zbiegami okoliczności (lecz spragnieni oszustwa widzowie powinni to zignorować),i w którą wkomponował — zgodnie z logiką tworzenia snów — jaskrawą nić obsesyjnych lejtmotywów — jego najbłahsze myśli i doznania mają zawsze co najmniej o jeden wymiar więcej aniżeli myśli i doznania bliźnich.

Czy da się przeczytać całego Prousta bez odczucia fali przesytu i drapiącego tarcia zgagi, znużenia, ziewania?

Autor przecież często pozostawia bezbronnego i oszołomionego czytelnika w prolongacie rozciągliwych jak pończocha zdań (mieszczących w sobie zdumiewającą liczbę fraz, wtrąceń w nawiasach, zdań podrzędnych i podpodrzędnych, stopniowo wypędzających zagubionego...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    1 627
  • Przeczytane
    594
  • Posiadam
    198
  • Ulubione
    55
  • Chcę w prezencie
    23
  • Literatura francuska
    22
  • Teraz czytam
    21
  • Klasyka
    15
  • Do kupienia
    6
  • Literatura francuska
    5

Cytaty

Więcej
Marcel Proust Czas odnaleziony Zobacz więcej
Marcel Proust Czas odnaleziony Zobacz więcej
Marcel Proust Czas odnaleziony Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także