Terminator 2 Dzień Sądu

Okładka książki Terminator 2 Dzień Sądu Randall Frakes
Okładka książki Terminator 2 Dzień Sądu
Randall Frakes Wydawnictwo: Astrum fantasy, science fiction
280 str. 4 godz. 40 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Tytuł oryginału:
Terminator 2: Judgment Day
Wydawnictwo:
Astrum
Data wydania:
1991-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1991-01-01
Liczba stron:
280
Czas czytania
4 godz. 40 min.
Język:
polski
ISBN:
83-85242-56-2
Tłumacz:
Piotr Słaby, Dorota Szandurska
Tagi:
Terminator
Średnia ocen

6,3 6,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki James Camerons Story of Science Fiction Randall Frakes, praca zbiorowa
Ocena 7,0
James Camerons... Randall Frakes, pra...
Okładka książki The Terminator (Novelization #2) Randall Frakes, Bill Wisher
Ocena 0,0
The Terminator... Randall Frakes, Bil...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,3 / 10
48 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
925
207

Na półkach:

Film T2 znam wzdłuż i wszerz, we wszelkich wersjach. Jednak z adaptacją książkową dziwnym trafem nie miałem do czynienia. Dopiero teraz postanowiłem nadrobić zaległości - jest to stare wydanie jeszcze z zeszłego wieku. No i niestety tłumaczenie jest toporne, czasem bardzo dosłowne i razi w oczy. Adaptacja zawiera wszelkie sceny, i te z wersji rozszerzonej jak i sceny niezrealizowane (np. wysyłanie Terminatora przez Johna w przyszłości). Mimo że jak nadmieniłem film znałem dogłębnie to, o dziwo, dopiero książka wyjaśniła pewną nieścisłość związaną z usuwaniem artefaktów z przyszłości. Po walce T-1000 z T-800 ten pierwszy przygważdża rękę Arnolda, którą ten musi zostawić w kole zębatym. Tu wyjaśnia się, że po wszystkim John pobiegł po tą rękę i również wrzucił ją do surówki.
Przydałoby się nowe tłumaczenie, bo to jest bardzo amatorskie... ale wiadomo, że nie ma co liczyć. Z tego co się orientuję, jest to jedyna książka z uniwersum Terminatora przetłumaczona na język polski.
Najlepszy wyłapany przeze mnie "babol": "- Nie mamy zamiaru tego zrobić, no nie? Mam na myśli ludzi." (w oryginale: "We're not gonna make it, are we? People, I mean.") Albo drugi: "Mówił, jak gdyby właśnie szedł wydostać coś z przedziału:" (w oryginale: "He spoke as if he were just going to get something out of the glove compartment.")

Film T2 znam wzdłuż i wszerz, we wszelkich wersjach. Jednak z adaptacją książkową dziwnym trafem nie miałem do czynienia. Dopiero teraz postanowiłem nadrobić zaległości - jest to stare wydanie jeszcze z zeszłego wieku. No i niestety tłumaczenie jest toporne, czasem bardzo dosłowne i razi w oczy. Adaptacja zawiera wszelkie sceny, i te z wersji rozszerzonej jak i sceny...

więcej Pokaż mimo to

avatar
978
130

Na półkach: ,

Momentami fanalne tłumaczenie i grafomaństwo autora, ale Terminatory to dla mnie klasyka scifi.

Momentami fanalne tłumaczenie i grafomaństwo autora, ale Terminatory to dla mnie klasyka scifi.

Pokaż mimo to

avatar
543
539

Na półkach:

Lata 90-te to ostatnia dekada przed wkroczeniem ludzkości w nowe Millenium. Ten piękny i specyficzny okres czasu, to nie tylko moda na bycie zbuntowanym nastolatkiem, pogrążonym we własnym świecie, zagubionym człowiekiem. To nie tylko długie godziny spędzone na graniu we Flippery przy osiedlowych kioskach czy zbieranie kolorowych naklejek z gum do żucia i wsypywanie sobie do budzi tony oranżadki w proszku, przeznaczonej raczej do przyrządzania z wodą. To również okres wysypu, jak „grzyby po deszczu”, różnej gamy filmów z gatunku i podgatunków pośród niego, o fantastyczno-naukowej tematyce - ze składową proroczej wizji, namaszczeniem swego rodzaju prekognicji czegoś nadchodzącego i nieuchronnego: z nadchodzącą apokalipsą końca świata, i ewentualną adaptacją takiego ,,końca" do formy przedstawienia życia po takiej apokalipsie. A wszystko, co, do takiego ruchu w materii gatunku kinematografii doprowadziło, zaczęło się od pojawienia się w eterze kultury popularnej jednego z najważniejszych filmów dekady lat 90-tych, "Terminator 2: Dzień Sądu" z Arnoldem Schwarzeneggerem i Lindą Hamilton w rolach głównych.

Sequel filmu Jamesa Camerona, który debiutując w 1984 roku od razu zyskuje aprobatę krytyków i przede wszystkim miłośników kina z ogólnej gałęzi fantasy, którzy po serii filmów, takich jak "Indiana Jones: Poszukiwacze zaginionej Arki (1981)", czy "Obcy. Ósmy pasażer Nostromo (1979)" lub "trylogia Gwiezdnych Wojen (1977-83)", zapragnęli chłonąć więcej i więcej, rzeczywiście okazał się strzałem w dziesiątkę. Mówi się, że "Dzień Sądu" - szczególnie gdy hordy głodnych fantastyczno-naukowej rozrywki nerdów zdołało obejrzeć film, odpowiednio go omówić i zanalizować - już jakiś czas po premierze wiele wskazywało na to, że był on o wiele lepszy, staranniej i płynniej skomponowany, nawet bardziej przełomowy w wielu aspektach kinematografii, od swojego poprzednika, tak naprawdę pierwowzoru: i jako pojedynczy, zwykły film, i jako jeden obrazów z cyklu Terminatora. Ów sequel, za którego reżyserię ponownie odpowiadał James Cameron, to aż nadto specyficzna, pełna paradoksów podróży w czasie produkcja. Dzieło to naznaczyło i wprowadziło światowe społeczeństwo w kolejne 10 lat, które miały zakończyć się nastaniem jak przewidywali ,,sekciarze”: albo końca świata albo wspaniałych chwil poprzetykanych tą niezmierzoną cudowną idyllą cywilizacyjnego dobrobytu. Cybernetyczni zabójcy wysyłani w przeszłość przez niezwykle potężne samoświadome zbiorowe jestestwo, tworzące rój inteligentnych mechanicznych zabójców o niesłychanych możliwościach bojowych. A wszystko tylko dla jednego celu: podtrzymać przez ,,rój" swoje istnienie i zabić jedynego człowieka, który teraz w przyszłości mógłby owemu roju inteligencji, Skynetowi, zagrozić wymazaniem jego ,,ostatecznej dominacji” nad człowiekiem w rzeczywistości, w której to on Skynet jest bytem naczelnym, absolutnym. Mimo wielu wad konstrukcyjnych fabuły obrazu związanych z zapętlonym motywem podróży w czasie, ba, z samym ,,psuciem czasu” w ogóle, oraz naginaniem płynności funkcjonowania Wszechświata pod każdym względem w wyniku takich ,,wycieczek w Czasie", "Dzień Sądu" okazał się filmem kompletnym z gatunku tak specyficznego nurtu fantastycznego, któremu, jak na początek lat 90-tych, w których miał on swoją premierę, niczego nie brakowało. A wizjonersko tu zastosowane wizualizacje graficzne, wydajność efektów dostosowujących się do środowiska obrazu filmu i go śledzącego, szybki, w odpowiednich miejscach filmu tnący i przyspieszający go montaż, tak aby w odpowiedniej ,,stagnacji” fabuły dzieła znalazło się miejsce na linię dramatu zazębioną wokół postaci Sary Connor i jej syna Johna, okazały się niezwykłą zaletą, o niezwykłej mocy, dla "Terminatora 2", oraz przepustką dzieła i jego twórców do hollywoodzkiego dreamlandu.

A co by było, gdyby coś takiego, co uogólniając miało miejsce w "Dniu Sądu", wydarzyło się nie tylko na ekranach kin, lecz w normalnej, zajętej przez byt ludzki, rzeczywistości, i to w bardziej nieprzewidywalnym, opłakanym w skutkach stylu? Sequel "Terminatora", możliwe że nie powstał jako prosty, schematyczny i flagowy środek, dla ,,pogłaskania” spragnionych fantastycznych popkulturowych ,,chleba i igrzysk” entuzjastów, i zaspokojenia ich olbrzymiego głodu rozrywki, który im się udziela i zdaje się nigdy nie gasnąć. Jego drugim znaczącym celem, który wynika z głębszego podejścia do tego, co jako film przedstawia, jaki koncept zawiera i jakie wartości przesyła, jest przekazywanie ludziom – jako ogółowi Cywilizacji – swego rodzaju przestrogi, uwagi, pouczenia wobec tego, jak cienka granica dzieli globalny organizm ludzki od chęci ulepszenia świata, czy transhumanistycznego ulepszenia człowieka do realnej ,,zabawy w Boga", gdzie – nieważne czy na polu zbiorowości, czy na tkance dokonań jednostki – wszystko zaczyna ulegać odwróceniu, destabilizacji i, w nawiązaniu do pewnego fenomenu popkultury, przejścia na Ciemną Stronę Mocy. "Terminator 2: Dzień Sądu" miał postraszyć i nauczyć Cywilizację Ziemian, niedługo wchodzącą w nowe tysiąclecie, że nowe technologie i zarzewie dla nauk pojawią się, i to na pewno, a to jak je wykorzystamy, i czy stworzymy w końcu ,,samoświadomego" robota, cyborga, czy androida naśladującego swym konstruktem sylwetkę człowieka, zależy od nas samych. Bo widowisko, które przygotował dla nas James Cameron, i wypuścił w eter kin w 1991 roku, ujmując to w tym bardziej refleksyjnym i metafizycznym polu rozważań, zrealizowało ono swe zamierzenia bardzo dobrze. Bez zająknięcia wytłuściło odważną, dychotomiczną m.in. do serii filmów "Podróż do przyszłości" interpretację i adaptację nurtu ,,podróży w czasie”, które w kulturze masowej istnieją od dziesiątek lat. Na samym filmie, "Terminator 2" się nie kończy. Produkcja ma swoją adaptację książkową, której należy się dosadniej przyjrzeć, jako rozszerzeniu scenariusza obraz kinowego, jednakże na nim do końca niebazującego.

Szok, postrach, panika, początkowo również niedowierzanie, ale i typowo geekowska radocha i zakłopotanie. Tak wyglądały moje reakcje na wieść o tym, że sequel "Terminatora" z 1984 roku doczekał się swojej książki. Jeszcze dziwniej, jeszcze bardziej odrębnie czułem się, gdy z dozą zaangażowania wprawionego entuzjasty popkultury i poświęcającego się swej pasji czytelnika, przysiadłem do owej nowelizacji, i z strony na stronę, od początku aż do końca tytułu, oddałem się klimatowi i specyfice pozycji, pogrążając się w lekturze na dobre. Po pierwszych kilkunastu stronach ,,upowieściowienia” sequela - choć bardziej bym powiedział, że beletrystyka przyjmuje znamiona rozwiniętego pisarsko scenariusza - autorstwa Randalla Frakesa, wprawiony w Uniwersum Terminatora czytelnik powinien być mocno zadowolony. I w takim spektrum emocjonalnych reakcji znalazłem się i ja, reagując na powieść jak najbardziej na plus, jednakże nie aż tak wylewnie czy ekspresyjnie w stylu ,,hulajdusza". Beletrystyka ta zdecydowanie przeznaczona jest dla widzów i wnikliwych fanów, którzy widzieli "Dzień Sądu" nieraz, znają film od ujęcia do ujęcia, a najlepiej, jakby byli świeżo po jego seansie. Dużą część pierwszej części powieści poświęca się post-apokaliptycznej, zdeptanej przez Skynet przyszłości: jest to kilkadziesiąt stron niezwykle realnych, barwnych, porażających faktem przelania realizmu z filmu na nowelizację opisów rzeczywistości - do czego należy zaliczyć nastroje i nastawienie członków Ruchu Oporu i ,,zwyczajnych" ludzi do obecnej sytuacji, w której ,,ludzkie ogryzki i ochłapy apokalipsy” się znajdują. Ten zabieg, ta mocna choć czasami zbyt dosadna i szczegółowa, a co za tym idzie i gubiąca się, uwypuklona rzeczywistość – to wszystko wkręca w czytelniku solidną śrubę, zaskakując go aż miło skalą takich wydatnych kreacji skynetowskiej spalonej na czarny gęsty popiół przyszłości. Przykładowo, albo tłumacz wydania, którego stałem się posiadaczem, albo sam autor w oryginalnym języku powieści to wprowadził, Terminator określany jest tu jako ,,Terminator endoszkieletowy" bądź ,,wysokiej technologii kostucha przychodząca po duszę człowieka". Co istotne, i nie można o tym nie wspomnieć na łamach recenzji nowelizacji, trzeba przyznać autorowi, czy wydawnictwu i ichniejszemu tłumaczowi, iż bardzo ciekawie prezentują się w tej formie całej treści "Dnia Sądu" takowe ,,słowne zaskoczenia”; jest to namacalną główną cechą każdej ,,powieści po filmie" – bez względu na pierwowzór, który ona, na macierz literacką, zmienia. Dla geeka i entuzjasty Terminatora i, tak dynamicznej, podobnej gałęzi tematycznej z świata fantastyki naukowej, zawsze będzie to wyjątkowym dla ,,fanowskiego serducha” smaczkiem, rozszerzeniem, czy dodatkiem, który o wiele bardziej pogłębi znajomość Uniwersum. A mamy tu multum tejże sposobności, elementów: od podania, jak na tacy dla fana – czego w filmie nie doświadczymy: począwszy od całego procesu funkcjonowania i budowy od skali mikro do makro modelu T-1000 a.k.a. ,,policjant Austin”, przez wątek Milesa Dysona, drugoplanowej, lecz ,,pośrednio-istotnej" postaci, naukowca pracującego nad pewnym elementem obwodu elektronicznego i zespołu procesorów, zdobytych z niezwykłej wysoko zaawansowanej sztucznej kończyny jakiegoś mechanizmu wiele lat temu odnalezionego, co poskutkuje w przyszłości stworzeniem Skynetu, a skończywszy na nakreślaniu wyglądu i odbioru poszczególnych scen z punktu widzenia określonych postaci, np. scena dramatyczno-dynamiczna w szpitalu w Pesadero w Kalifornii, gdzie starli się po raz pierwszy T-1000 z T-800, została rozpisana z pozycji widzenia tej sytuacji przez Sarę Connor a.k.a. ,,pacjentkę nr 82”.

Randall Frakes nie jest nader znanym autorem; to nie Alan Dean Foster, czy Jason Fry, którzy w ,,zabiegach nowelizacyjnych” odnajdują się dość dobrze. Frakes ofiarował społeczności fanów coś specjalnie dla nich – coś, co z punktu widzenia funkcjonowania tego literackiego bytu, jako płynnej powieści, nie ma tego konkretnego zastosowania i przeznaczenia. Po przeczytaniu "Dnia Sądu" osoba niezaznajomiona z Uniwersum Terminatora będzie w konsternacji i w kropce. Cóż, tytuł ten, to coś tylko dla fanów ,,książki po filmie”, dla geeków szanujących ten rodzaj kina, tą wizję Jamesa Camerona czy dla entuzjastów gustujących w rolach aktorskich Arnolda Schwarzeneggera bądź Lindy Hamilton. Beletrystyczny sequel "Terminatora" finiszuje w stylu filmu, nic bardziej szczególnego, jednak dla fanów ,,cybernetycznego killera" znajdzie się tu coś naprawdę bardzo, ale to bardzo wytwornego, okalającego dość znacznie i utrzymującego w ciągłym rytmie ich typ zainteresowań.

Lata 90-te to ostatnia dekada przed wkroczeniem ludzkości w nowe Millenium. Ten piękny i specyficzny okres czasu, to nie tylko moda na bycie zbuntowanym nastolatkiem, pogrążonym we własnym świecie, zagubionym człowiekiem. To nie tylko długie godziny spędzone na graniu we Flippery przy osiedlowych kioskach czy zbieranie kolorowych naklejek z gum do żucia i wsypywanie sobie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
348
46

Na półkach: , ,

Pamiętam jak wspaniale czytało się tą książkę. Wyobraźnia pracowała intensywnie, ponieważ nie widziałam wtedy jeszcze filmu. I chociaż sam film bardzo mi się podobał, cały czas uważam, że książka jest o wiele lepsza.
Polecam.

Pamiętam jak wspaniale czytało się tą książkę. Wyobraźnia pracowała intensywnie, ponieważ nie widziałam wtedy jeszcze filmu. I chociaż sam film bardzo mi się podobał, cały czas uważam, że książka jest o wiele lepsza.
Polecam.

Pokaż mimo to

avatar
1346
186

Na półkach: , , , ,

Cieszy mnie ogromnie, ze wyszła książka (na bazie scenariusza) jednego z (dwóch) najlepszych filmów SF na świecie, Terminator 2 Dzień Sądu - nadal pozostaje niekwestionowanym najlepszym filmem z serii. Na drugim zdecydowanie jest Terminator Salvation/Ocalenie, zwyczajnie film w którym akcja dzieje się w przyszłości był tym czego istotnie brakowało.

W odróżnieniu od kontynuacji, i nowa ostatnio kontynuacja by się mogła udać, gdyby nie wypaczono ikony uniwersum Terminatora, Johna Connora. To był oczywisty chwyt i do bólu przewidywalny, więc tym bardziej takie oczywiste posunięcie scenarzystów rozczarowuje. Wyraźnie też widać czerpanie z serialu.

Tym bardziej książka, jest wspaniałym zwieńczeniem, móc nie tylko obejrzeć Terminatora 2 który nie zestarzał się pod żadnym względem ale móc też przeczytać. Tym nie mniej dla wielu postać nie tylko Sary Connor ale właśnie Johna Connora stanowi wzór, niezłomności i odwago w walce gdzie stawką jest przetrwanie a wynik z góry przesądzony, walkę o przegraną wojnę.

Rzecz jasna ten drugi to Matrix (jedynka).

Cieszy mnie ogromnie, ze wyszła książka (na bazie scenariusza) jednego z (dwóch) najlepszych filmów SF na świecie, Terminator 2 Dzień Sądu - nadal pozostaje niekwestionowanym najlepszym filmem z serii. Na drugim zdecydowanie jest Terminator Salvation/Ocalenie, zwyczajnie film w którym akcja dzieje się w przyszłości był tym czego istotnie brakowało.

W odróżnieniu od...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    64
  • Posiadam
    31
  • Chcę przeczytać
    29
  • Ulubione
    2
  • 🚀 Fantastyka naukowa
    1
  • Oddam / Sprzedam / Zamienię
    1
  • 1983-1999
    1
  • A1) -- ULUBIONE
    1
  • Filmowe
    1
  • Fantasy/Science Fiction
    1

Cytaty

Więcej
Randall Frakes Terminator 2 Dzień Sądu Zobacz więcej
Randall Frakes Terminator 2 Dzień Sądu Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także