Cumboto

Okładka książki Cumboto Ramon Diaz Sanchez
Okładka książki Cumboto
Ramon Diaz Sanchez Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Seria: Proza Iberoamerykańska klasyka
216 str. 3 godz. 36 min.
Kategoria:
klasyka
Seria:
Proza Iberoamerykańska
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Literackie
Data wydania:
1973-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1973-01-01
Liczba stron:
216
Czas czytania
3 godz. 36 min.
Język:
polski
Tagi:
literatura wenezuelska proza iberoamerykańska literatura latynoamerykańska
Średnia ocen

7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
8 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
270
269

Na półkach:

Skąd się tutaj wzięli? „Cum-boto!” - tak tłumaczyli, wymachując przy tym rękoma i zerkając przerażonymi oczami, co oznaczało, przekręcone z hiszpańskiego, „con botes”, czyli „z łodzi”. Byli to czarnoskórzy zbiegowie z rajskich wysp Morza Karaibskiego, gdzie mieli pracować na plantacjach trzciny cukrowej i innych produktów tropikalnych. Ale nie chcieli. W skryciu budowali łódki i tratwy, na których próbowali szczęścia w starciu z bezlitosnym morzem. Ilu zatonęło po drodze? Ilu niewdzięczne wody wyrzuciły z powrotem na wyspę, którą tak chcieli opuścić? Nie wiadomo. Wielu jednak udawało się dotrzeć na południe, na kontynent, gdzie - pomni swojego piętna zbiegłych niewolników - próbowali rozpocząć nowe życie. A ponieważ wybrzeże nie było dla nich bezpieczną przystanią, kierowali się w głąb lądu, a ten przyjął ich pośród dziewicze jeszcze lasy i wzgórza, które dzisiaj nazywamy Wenezuelą. Wkrótce jednak i te tereny stały się obiektem kolonialnej ekspansji białego człowieka, którego zwabiła nie tylko ziemia, ale także owi zbiegli niewolnicy, którzy mogli na niej dla nich pracować. Wystarczyło tylko ich ponownie złapać. Tak oto rozpoczyna się opowieść o Cumboto - hacjendzie wyrosłej w miejscu, w którym przybijały do lądu łodzie z murzyńskimi uciekinierami.

Powieść wenezuelskiego pisarza, Ramona Diaz Sancheza, opowiada o świecie czarnoskórych niewolników i ich białych panów. Akcja rozgrywa się pod sam koniec XIX wieku, ale często cofa się do wydarzeń wcześniejszych, które pozwalają nam poznać nie tylko dzieje hacjendy i jej mieszkańców, ale także prawdziwą historię Wenezueli. Tłem historycznym powieści są bowiem burzliwe dzieje tego państwa, w tym mało znana wojna domowa z lata 1859-1863 (wojna federalna),która podobno pochłonęła od stu do dwustu tysięcy ofiar. W swoją powieści pisarz wplótł także całkiem zgrabnie utkaną intrygę, w której mamy tajemniczy kufer i listy z dalekiej przeszłości. Ich odczytanie będzie niczym katharsis dla bohaterów powieści.

W „Cumboto” narratorem jest czarnoskóry niewolnik, Natividad, który relacjonuje wydarzenia od czasów swojego dzieciństwa aż po starość. Jego wspomnienia zawierają charakterystyczny dla niewolników sposób myślenia i postrzegania otaczającej ich rzeczywistości, a przynajmniej tak próbował go odtworzyć przed czytelnikami pisarz. W osobowości narratora stworzył on interesujące zderzenie dwóch kultur - białej i czarnej. W dzieciństwie Natividad został towarzyszem zabaw młodego panicza i dziedzica włości, Federica, dzięki czemu nauczył się czytać oraz pisać, a także chłonął wiedzę i europejską muzykę oraz sztukę. Jednocześnie nadal podlega on przesądom, odziedziczonym w wyniku kontaktów z innymi niewolnikami, co tworzy interesujący proces wewnętrznego zagubienia i antagonizmu - oba sposoby myślenia współwystępują w umysłowości Natividada jednocześnie. Z jednej strony czuje się on żywo związany z Białym Domem, jak nazywano główny budynek majątku, z drugiej - pragnie kontaktu z czarnoskórymi mieszkańcami hacjendy. Tragizm tej postaci polega na tym, że ani jedni, ani drudzy nie akceptują go jako pełnoprawnego członka swojej grupy. Dla białych zawsze pozostanie niewolnikiem, dla czarnych - podejrzanym ze względu na to, czego się nauczył w hacjendzie. W rezultacie w głębi duszy Natividad odczuwa przytłaczającą samotność, którą kompensuje sobie poprzez wierne oddanie młodemu paniczowi.

W powieści widzimy wyraźny kontrast między prostym i zdawałoby się czystym światem czarnoskórych niewolników, a pełnym ambicji, żądzy i chciwości światem białych. Ten ostatni jest kłębowiskiem głęboko skrywanych grzesznych sekretów i tajemnic. Niewyjaśniona przeszłość nęka białych mieszkańców Cumboto i zatruwa im życie. Jakże inaczej na tym tle wypada codzienna prostota egzystencji czarnoskórych niewolników. Skupieni na ciężkiej pracy, prostych zabawach i radościach dnia codziennego, zdają się zupełnie nie odczuwać tragiczności swojego położenia. Wynika to z tego, że w swojej powieści wenezuelski pisarz stworzył nieco inny obraz hacjendy niż ten, do którego mogliśmy przywyknąć. Jest on o wiele bardziej sielankowy, a zależność niewolników wobec ich białych panów nie jest tutaj w żaden sposób kwestionowana. Mówi o tym jasno Natividad, który odrzuca myśl o ucieczce z hacjendy, ponieważ nie miałby się gdzie podziać oraz nie wiedziałby, co ze sobą zrobić. Wolność go po prostu przeraża. Nie oznacza to jednak, że stosunki w Cumboto układają się zupełnie bezproblemowo, szczególnie jeśli zamieszana w nie jest ślepa siła ludzkiego fatum. Wtedy do prostego i skromnego świata niewolników wkradają się prastare przesądy i wierzenia, w których zbiorowa nienawiść kierowana jest ku winnym ich krzywdy.

To przenikanie się dwóch światów, o którym już wspomniałem przy krótkiej analizie umysłowości postaci głównego narratora powieści, moim zdaniem sięga jednak o wiele głębiej. Sanchez nadaje mu także znaczenie czysto fizyczne, gdyż między białymi a czarnymi postaciami występują wzajemne pożądanie i fascynacja, ale także i duchowe. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że pisarz chciał w ten sposób ukazać jakiś element formowania się narodu wenezuelskiego, który łączy w sobie zachodnią naukę i sztukę z żywiołową, afrykańską kulturą czarnoskórych niewolników. Ku takiej interpretacji można z akcji powieści wyciągnąć wiele przesłanek, jak choćby dziki taniec Pascuy do granej przez Federica na fortepianie muzyki Beethovena, czy wreszcie ostatni rozdział powieści, w którym tajemniczy gość w Cumboto („Młody bóg z rdzawego srebra”) gra na tym samym fortepianie bliską czarnoskórym melodię, nawiązującą do murzyńskich bębnów i rytmu tam-tamów. Połączenie europejskiego instrumentu z afrykańską muzyką oddaje właśnie charakter, jakim chciał obdarzyć własny naród autor powieści. Tak też moim zdaniem należy odczytywać finał „Cumboto” i tym też można wyjaśnić wspomniany już nieco sielski obraz życia na hacjendzie. Tylko bowiem tak zaprezentowany obraz mógł dać pozytywne przesłanie w postaci syntezy kultur, z której wzrasta nowy naród, a w mrocznych echach wojny domowej Sanchez ukazuje, co może się stać, gdy w serca wkradnie się nienawiść i zemsta. Aczkolwiek to ostatnie może być już za daleko idącą interpretacją.

Niezależnie od powyższej kwestii, ta mało znana powieść zachwyciła mnie przede wszystkim atmosferą tajemniczości, którą autor umiejętnie realizował przez całą fabułę. Ów tajemniczy kufer, niezwykłości kolonialnej biblioteczki oraz echa wydarzeń z dalekiej przeszłości, skryte w pamięci starej Anity - wszystko to skutecznie pobudza zainteresowanie czytelnika, a pod koniec powieści bezbłędnie układa się w spójną całość. Warto też wspomnieć o precyzyjnych opisach tropikalnej przyrody, w której praca człowieka ukazana jest jako walka z ustawicznie odradzającą się zieloną puszczą. Wszystko to składa się na naprawdę ciekawą i egzotyczną powieść, którą warto przeczytać, szczególnie jeśli szukamy jakiejś odskoczni od naszej europejskiej tematyki.

Skąd się tutaj wzięli? „Cum-boto!” - tak tłumaczyli, wymachując przy tym rękoma i zerkając przerażonymi oczami, co oznaczało, przekręcone z hiszpańskiego, „con botes”, czyli „z łodzi”. Byli to czarnoskórzy zbiegowie z rajskich wysp Morza Karaibskiego, gdzie mieli pracować na plantacjach trzciny cukrowej i innych produktów tropikalnych. Ale nie chcieli. W skryciu budowali...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2594
795

Na półkach: , , , ,

Czy świat musi być czarno-biały?
Zawsze z chęcią sięgam po książki z charakterystycznymi okładkami „Prozy iberoamerykańskiej” wydawanych w latach osiemdziesiątych przez Wydawnictwo Literackie. Tym razem natrafiłam na mało znanego pisarza wenezuelskiego Ramōn Diāz Sānchez, samouka, którego celem było zdobycie jak najrozleglejszej wiedzy o przeszłości i teraźniejszości Wenezueli. Imał się różnych zajęć, był też dziennikarzem, za działalność polityczną spędził jakiś czas w więzieniu, aby w końcu zająć się pisaniem książek. W swoich powieściach zawarł całą swoją wiedzę o Wenezueli i ludziach tam żyjących.
Cumboto jest nazwą miasta, ale też hacjendy, gdzie powiązane są z sobą losy białych i czarnych ludzi i jak w soczewce poznajemy historię Wenezueli. Jedni i drudzy byli przybyszami z zewnątrz. Murzyni przybyli na wybrzeża z Antyli, uciekając przed handlarzami niewolników, biali to Hiszpanie, którzy przybyli i podporządkowali sobie ten kraj. Powstały olbrzymie hacjendy, które opierały się na pracy niewolniczej właśnie tych przybyłych Murzynów. Kolejne pokolenia dorastały na tych ziemiach, i już nie było Hiszpanów, ale Kreolczycy. Wreszcie nastąpiła krwawa wojna wyzwoleńcza, której reminiscencje przewijają się przez książkę. Wywołali ją Murzyni, ale część Kreolczyków też poparła wyzwolenie się Wenezueli. Później nastąpił okres stabilizacji, bez konfliktów wewnętrznych. Jedna ze starszych niewolnic opowiada, że zawsze czuła się wolna, „Wszyscy czuli się szczęśliwi, kiedy ich państwo czuli się szczęśliwi. A w złych czasach umieli im towarzyszyć.”
Cumboto jest hacjendą, na której uprawia się kokosy i produkuje olej kokosowy. Na tej hacjendzie na początku XX wieku urodzili się Federico, syn właścicieli i Natividad – niewolnik. Mimo sprzeciwów rodzimy wychowywali się razem i połączyła ich pewnego rodzaju, niezwykła przyjaźń. Natividad wprowadza Federico w swój świat, w świat powiązany z naturą i ziemią, z ich sposobem podejścia do życia. Spotykają Babkę Anitę z jej tajemniczym kufrem i ona opowiada historii tej ziemi. Obaj są zafascynowani jej wnuczką Pascau. Federico uczy Nativadada czytać i wprowadza go w świat literatury i muzyki. Federico wyjeżdża do Europy, ale jest zmuszony wrócić do domu. Nie potrafi się już odnaleźć w tym świecie. Spotkanie dziecięcej fascynacji, Pascau wyrywa go z marazmu, ale zostaje potępione przez Murzynów. Czy te dwa światy mogą się połączyć? Czy można zjednoczyć duszę tej ziemi z klasycznym duchem? Może odpowiedzią jest grana przez Federico sonata fortepianowa Ludwiga van Beethovena, gdzie improwizując, włącza odgłosy murzyńskich bębnów, a przy tej muzyce tańczy Pascua. Może odpowiedzi udzieli ostatni gość odwiedzający Cumboto.
Powieść jest intymnym opowiadaniem Natividada o swoim życiu, a także o świecie, który go otacza. Żyjąc na pograniczu tych dwóch światów, może oba z nich opisać. Jest bardzo wnikliwym obserwatorem i przedstawia wspaniałe studia psychologiczne ludzi go otaczających. Jest to opowieść pełna namiętności i tajemnic. Jakie tajemnice skrywają takie przedmioty jak taczki, srebrna łopatka, kufer. Jakie znaczenie ma skrywana czaszka. Mnie zachwycił język, poetycki, pełen metafor. Wspaniały jest opis gry Federico na fortepianie i porównanie do dwóch ważek w miłosnym tańcu. Powieść, która jest realistyczna, zachwyca swoją magią.

Czy świat musi być czarno-biały?
Zawsze z chęcią sięgam po książki z charakterystycznymi okładkami „Prozy iberoamerykańskiej” wydawanych w latach osiemdziesiątych przez Wydawnictwo Literackie. Tym razem natrafiłam na mało znanego pisarza wenezuelskiego Ramōn Diāz Sānchez, samouka, którego celem było zdobycie jak najrozleglejszej wiedzy o przeszłości i teraźniejszości...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    24
  • Przeczytane
    10
  • Posiadam
    10
  • Proza Iberoamerykańska
    2
  • Proza iberoamerykańska
    2
  • Podpatrzone u innych, albo jeszcze nie wiem czy chcę przeczytać
    1
  • 2021
    1
  • Chcę w prezencie
    1
  • Czekające
    1
  • Chciałabym mieć
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Cumboto


Podobne książki

Przeczytaj także