Harfa i cień

Okładka książki Harfa i cień Alejo Carpentier
Okładka książki Harfa i cień
Alejo Carpentier Wydawnictwo: Czytelnik Seria: Nike literatura piękna
213 str. 3 godz. 33 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Nike
Tytuł oryginału:
El arpa y la sombra
Wydawnictwo:
Czytelnik
Data wydania:
1982-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1982-01-01
Liczba stron:
213
Czas czytania
3 godz. 33 min.
Język:
polski
ISBN:
8307006996
Tłumacz:
Kalina Wojciechowska, Janina Carlson
Średnia ocen

7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
42 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1173
1149

Na półkach:

Kolejny Carpentier, już mój piąty - a niezmiennie wspaniały. Tym razem to pozbawiona jakiejkolwiek wzniosłości relacja z odkrycia Ameryki przez samego Kolumba opowiedziana w takim kontekście, o jaki naprawdę chodziło, czyli nie żadne tam ”niesienie Słowa Bożego”, tylko żądza - czy jedynie złota i korzeni?

”Jednakże niewiele złota było na tych wysepkach, któreśmy teraz odkrywali, wciąż tak samo zaludnionych przez nagich mężczyzn i kobiety, które jak to napisałem Ich Wysokościom, miały ”jakieś szmatki z bawełny niezbyt przykrywające ich przyrodzenie” i, wspomnijmy to w nawiasie, usiłowałem przedrzeć się wzrokiem przez te szmatki, podobnie jak moi Hiszpanie, którym na ten widok oczy wyłaziły z głowy tak dalece, że musiałem zagrozić im karom, gdyby w podnieceniu ulegli impulsom swej żądzy”. A zatem, także i taka….

Wizerunek Kolumba z pewnością bardziej odpowiada tu rzeczywistości niż wszystkie o nim bajeczki dla grzecznych dzieci .

Gdy słyszy „Ziemia, ziemia”, najbardziej obawia się, że w tych „Indiach Zachodnich” zastanie już jakichś innych „krzewicieli Świętej Wiary”, od których usłyszy dobrą radę, aby oddalił się niezwłocznie…. „Jeśli Marek, Mateusz, Łukasz i Jan czekają na mnie na pobliskim brzegu, to jestem raz na zawsze skończony. Przestaję być dla potomności Niosącym Chrystusa, by wrócić do tawerny w Savonie” (powieściowy Kolumb sam przyznaje, że nie zabrał na wyprawę żądnych świętych ksiąg….).

Tymczasem mała tragedia, choć nie wynikająca z tego, że na odkrytych wyspach nie ma żadnej konkurencyjnej misji: ”Ani pani Gałki Muszkatołowej, ani pana Pieprza, ani pana Cynamonu, ani pana Imbira nie było nawet na lekarstwo. Co do złota, to mówiono o jego obfitości. I uważałem, że był już czas, aby ten boski kruszec ujawnił się, bowiem teraz, gdy jego istnienie na tych wyspach stało się znane, powstał nowy problem: trzy karawele stanowiły dług dwóch milionów”.

„A najgorsze ze wszystkiego jest to, że nie mam najlżejszego pojęcia, gdzie się znajdujemy”.

Na szczęście ”kilku Indian (...) miało kawałeczki złota zawieszone u nosa. ZŁOTO. Na widok tego cudu coś mną nagle wstrząsnęło. Nigdy dotychczas nie odczuwana chciwość zakiełkowała w moich wnętrznościach. Drżały mi ręce”.

Co jeszcze mocno denerwuje dzielnego odkrywcę? „Żeby zawładnąć daną krainą, trzeba pokonać nieprzyjaciela, upokorzyć panującego, ujarzmić ludność, otrzymać klucze miasta i przyjąć przysięgę posłuszeństwa. Tutaj wszelako nic takiego się nie zdarzyło. Nic się nie zmieniało. Nikt nie walczył. Wydawało się, że nikogo nie obchodzą nasze ceremonie, akty i proklamacje”.

Za towarzyszy wyprawy nasz bohater ma wcale nie lepszych obwiesiów. „Dokąd przybyliśmy mości admirale? – pyta mnie Martin Alonso z jadem ukrytym pod maską uśmiechu. – Najważniejsze jest to, że przybyliśmy” – odpowiadam”. Niemniej Alonso na kilka dni odłącza się swą karawelą, aby „na własną rękę szukać złota przy współudziale innych łajdaków ze swej zgrai” – jak relacjonuje słusznie oburzony Kolumb.

Wzięci w niewolę jako przewodnicy tubylcy podlegają na pokładzie „specjalnemu traktowaniu”: „Nieufnym z początku, myślącym że to krew, czerwone wino przypadło do gustu, gdy poznali jego działanie i teraz co chwila podnosili w górę wielki dzban, który im dałem, domagając się coraz to więcej trunku. Prawdą jest, że starałem się, aby dzień i noc byli pijani, bo wtedy przestawali jęczeć i lamentować, zapewniając mnie, kiedy trunek rozwiązał im języki, że jesteśmy bardzo blisko złota”. I tylko niewdzięczni intryganci z załogi twierdzą, jakoby to było kłamstwo Dla tych dzielny Kolumb ma odpowiedź: „Pan Nasz powinien nam wskazać, gdzie jest źródło ZŁOTA”.

Swój powrót na dwór Kolumb inscenizuje z rozmachem godnym największej dziś państwowej spółki, ale… Ale pytając królową Izabelę (nb. według tej narracji - swą kochankę),co się mówi, słyszy: ”Mówi się, że aby przywieźć siedmiu płaczących człowieczków o zaropiałych oczach i chorych, trochę liści i roślin, które nie nadają się do niczego innego jak do okadzania trędowatych i złoto, które ledwo widać na dnie tygla, nie warto było marnować dwóch milionów. – A prestiż waszych koron? – krzyknąłem?”. W odpowiedzi słyszy: „Oszust z ciebie jak zawsze”, czemu niełatwo zaprzeczyć…

Jeszcze gorsze rzeczy Wielki Odkrywca słyszy od jedynego z przywiezionych tubylców, który przeżył. Wygłasza on w zasadzie akt oskarżenia wobec ówczesnej cywilizacji. Zwraca uwagę np. że tu ludzie w ogóle się nie myją, podczas gdy oni u siebie kilka razy dziennie kąpią się w morzu czy w rzece; że nagość nie jest niczym nieprzystojnym, że „wyobrażali sobie, że nasze kościoły są miejscami kaźni i postrachu dla sparaliżowanych, kalek, nieszczęśników i potworów, którzy kłębili się przed wejściem”. Ponadto „nie mogli pojąć, dlaczego wąż był wyobrażeniem zła, bo węże z ich wysp nie były jadowite”.

W efekcie Kolumb dochodzi do jedynego możliwego wniosku dla króla: ”Ponieważ nie udaje mi się ze złotem, myślę, że będzie można złoto zastąpić nieporównywalną z niczym energią mięśni ludzkich, siły roboczej, której wartość wyraża się w tym, co produkuje, przy większych w końcu zyskach, niż te, które przynosi zwodniczy metal, przyjmowany jedną ręką, a wydawany drugą...”. Tu jednak spotyka się z trudną dlań do zrozumienia odmową... Od tego czasu handel niewolnikami zostaje na kilkaset lat sprywatyzowany (nb. najwięcej na nim zarobili Holendrzy, największa w swoim czasie potęga morska)… ….

„Runęło jedyne moje zyskodajne przedsięwzięcie, jakie mi się powiodło i jakie miało być rekompensatą za brak złota i korzeni” - zasadnie rozpacza książkowy Kolumb, który może, a nawet i musi być uznawany za kogoś, kto otworzył drzwi do tej wielkiej zbrodni, jakiej czy to katolicka, czy protestancka Europa solidarnie dopuszczała się przez wieki wobec Nowego Świata (ile to milionów ludzkich istnień ma na swym zbiorczym, a nieistniejącym sumieniu…?).

I powie Historia: "Tym, o czym nie da się zapomnieć, kiedy będziesz zdawał rachunki tam, gdzie nie ma odwołania od wyroku ani kasacji, jest to, że z twoją bronią, liczącą 30 wieków przewagi, nad tą, która mogła ci się przeciwstawić, z twoim podarunkiem chorób nie znanych tam, dokąd przypłynąłeś, na twych okrętach przywlokłeś żądzę i rozpustę, głód bogactwa, miecz i żagiew, łańcuch, dyby, kilof i bicz".

Zważmy zarazem, że na łożu śmierci Kolumba stać na taką refleksję: ”Dla nich Christophoros – ten Christophoros, który nie zacytował ani jednego wersetu z Ewangelii w swoich listach i relacjach - był w rzeczywistości Księciem Zamętu, Krwawym Księciem, Księciem Łez, Księciem Klęsk, Jeźdźcem Apokalipsy”. W sumie zatem nie mamy tu jednoznacznego potępienia…

I jeszcze wspomnienia starego Kolumba dawnych męskich uciech: „Były wśród nich kobiety, które przed zbliżeniem grały na harfie lub tamburynie, „genuenki” rodem z jakiejś gminy żydowskiej, które mrugały do mnie porozumiewawczo, obmacując moje żądło, takie z oczami uczernionymi koholem, którym w tańcu fruwały motyle wytatuowane na brzuchu, inne jeszcze – prawie zawsze Mauretanki - które w ustach trzymają wypłacone im monety, aby bronić własnego języka od innych wścibskich języków; i te, które przysięgają na wszystko w świecie, że widziane od tylu nadal pozostają dziewicami, chyba że czyjaś szczodrość skłoni je do ofiarowania tego, czego nigdy nie ofiarowały nikomu; aleksandryjki, wymalowane jak maszkarony na dziobie statku niczym nieboszczki portretowane na pokrywach bogatych sarkofagów, dotychczas używanych w ich kraju; kobiety z całego świata, które mdleją od jęków udawanej rozkoszy i zapewniają, że nikt tak, jak ty, kończą z tobą w trzy podskoki, urozmaicając sobie nudę nawlekaniem paciorków nad twoimi lędźwiami, trudzącymi się, by wzbudzić to omdlewanie i jęki tak usilnie zachwalane, że płaci się za samo ich słuchanie”.

Aha, przewodnim tematem książki jest próba kanonizacji – najwidoczniej było za co – kogoś takiego przez niesławnej pamięci, super zachowawczego nawet jak na w 19. wiek Piusa IX (potępił nas za Powstanie Styczniowe). Wcześniej, jeszcze jako zwykły kanonik, odwiedził on Nowy Świat. „Zadał sobie pytanie, czy wraz z kultem Pieczeni, Rozbefu, Polędwicy, Bryzolu, Antrykotu lub tego, co niektórzy wykształceni na modłę angielską zaczynali nazywać „bife”, Rzeźnia nie stanie się w życiu miejskim budynkiem ważniejszym niż katedra lub kościoły Św. Mikołaja, Niepokalanego Poczęcia, Matki Boskiej z Montserrat, czy Matki Boskiej Litościwej”.

Oraz taka refleksja papieża: „Złośliwa krytyka, małostkowość, a nawet potwarz, kwitną jak dzikie zielsko tam, gdzie ludzie, ponieważ to i owo czytali i uważają, że coś wiedzą, okazują szczególną radość, ostrząc sobie języki na bliźnich, tym bardziej jeśli nie wydają rozkazów, lecz muszą je wypełniać”.

Porywający, choć stylistycznie mocno odmienny od reszty, jest obraz samego procesu beatyfikacyjnego Kolumba (zakończonego decyzją odmowną),gdzie na wyżyny erystyki wznosi się adwokat diabła.

Rodzi to u mnie lekko retoryczne pytanie, pozornie niezwiązane z tematem: czy adwokat diabła był równie aktywny podczas procesu beatyfikacyjnego JPII?

PS Jeden błąd: mianownikiem św. Elma jest Elmo, a nie Elm….!

Kolejny Carpentier, już mój piąty - a niezmiennie wspaniały. Tym razem to pozbawiona jakiejkolwiek wzniosłości relacja z odkrycia Ameryki przez samego Kolumba opowiedziana w takim kontekście, o jaki naprawdę chodziło, czyli nie żadne tam ”niesienie Słowa Bożego”, tylko żądza - czy jedynie złota i korzeni?

”Jednakże niewiele złota było na tych wysepkach, któreśmy teraz...

więcej Pokaż mimo to

avatar
171
166

Na półkach: ,

Kawał znakomitej prozy w wykonaniu świetnego kubańskiego prozaika, który mierzy się z mitem Kolumba, usiłując pokazać nieco mroczniejszy obraz jego osobowości. Poza tym szukanie świętości na morzu, wśród opętanych duchem awanturnictwa jest również elementem wzmagającym zainteresowanie prozą Carpentera. No i dowód na to, że dobre pisarstwo nigdy się nie starzeje.

Kawał znakomitej prozy w wykonaniu świetnego kubańskiego prozaika, który mierzy się z mitem Kolumba, usiłując pokazać nieco mroczniejszy obraz jego osobowości. Poza tym szukanie świętości na morzu, wśród opętanych duchem awanturnictwa jest również elementem wzmagającym zainteresowanie prozą Carpentera. No i dowód na to, że dobre pisarstwo nigdy się nie starzeje.

Pokaż mimo to

avatar
697
90

Na półkach:

Czy Krzysztof Kolumb powinien zostać świętym? Wydaje się to dziś mało realne, ale w II połowie XIX wieku istniała możliwość kanonizacji, podpisy pod wnioskiem złożyło ponad 600 biskupów... Ale po kolei. Powieść Alejo Carpentiera, wybitnego pisarza kubańskiego, rozpoczyna się od opisu podróży młodego kanonika Giovanni Maria Mastai Ferrettiego, przyszłego papieża Piusa IX, do Chile w roku 1824. Misja miała na celu bezpośrednie podporządkowanie Watykanowi lokalnego kościoła i uporządkowanie stosunków państwo-kościół. Chile uzyskały niepodległość w 1818 roku, ale struktury kościelne nadal pozostawały pod władzą episkopatu hiszpańskiego, bez obowiązku posłuszeństwa wobec Rzymu. Wyprawa za ocean poniosła jednak klęskę. Ramón Freire, ówczesna głowa państwa, przesiąknięty ideałami Rewolucji Francuskiej liberał, zniósł niewolnictwo, wprowadził wolność prasy, chciał nawet sekularyzować kler i nacjonalizować kościół. Nowo utworzone państwo nie chciało oddać nawet cząstki uzyskanej niedawno wolności. Wysłannicy Piusa VII zostali nazwani szpiegami i musieli wracać do Europy z niczym. W drodze powrotnej młody kanonik Mastai dostał jednak olśnienia, znalazł sposób na "zatrute idee filozoficzne" panoszące się w Ameryce:
"Ideałem, doskonałością dla umocnienia wiary chrześcijańskiej w starym i nowym świecie, byłby święty, stanowiący przedmiot kultu ekumenicznego, święty z rozgłosem nieograniczonym, święty na skalę planetarną, bezsporny, tak ogromny, że przerastałby legendarnego Kolosa z Rodos, jedną stopą oparty o to wybrzeże Kontynentu, a drugą na przylądkach Europy, obejmujący spojrzeniem obszar obydwóch półkul ponad Atlantykiem. Jakiś święty Krzysztof, Christophoros, "Ten, który niesie Chrystusa", znany wszystkim, wielbiony przez narody, uniwersalny w swej działalności, uniwersalny w swym prestiżu": Cristoforo Colombo. Zamysł ten mógł zostać wcielony w życie kilkadziesiąt lat później, gdy Mastai zasiadł na tronie Piotrowym.
Alejo Carpentier zastosował ciekawy zabieg, tuż przed procesem beatyfikacyjnym, jesteśmy z Krzysztofem Kolumbem w dniu jego śmierci i słuchamy przejmującej ostatniej spowiedzi, fascynującej historii jego życia. Moim zdaniem to najlepsza część powieści. Wielki Admirał mówi, że był awanturnikiem, czerpał z życia pełnymi garściami, nie stronił od uciech cielesnych i zabaw. To jednocześnie człowiek ambitny, erudyta z wielką wyobraźnią, zafascynowany różnorodnością świata, żądny przygód intrygant, uparcie dążący do celu. Gdy wreszcie dostaje zgodę i pieniądze od Izabeli Kastylijskiej na wyprawę, towarzyszymy mu w jego podróży aż do wielkiego odkrycia. I tu następuje przemiana, a może tylko budzą się uśpione demony? Z dalszej opowieści wyłania się człowiek opętany chęcią zdobywania bogactw i władzy, megaloman, „Gigant-Atlas”, morderca, a nawet bluźnierca, który twierdzi, że stał się Władcą Zastępów, „nowym Adamem, wybranym przez Stwórcę, aby dać imiona rzeczom”. Cztery odbyte wyprawy nie przynoszą upragnionych bogactw, złota i korzeni, zaczyna więc handel niewolnikami, ale i ten proceder nie przynosi spodziewanych zysków. Powoli staje się człowiekiem opuszczonym, zgorzkniałym i rozgoryczonym. W ostatniej godzinie życia jest pełen skruchy, wie, że jego życie zbyt często cuchnęło siarką. Mówi tak:
„Dla nich [Indian] Christophoros – ten Christophoros, który nie zacytował ani jednego wersetu z Ewangelii w swoich listach i relacjach - był w rzeczywistości Księciem Zamętu, Krwawym Księciem, Księciem Łez, Księciem Klęsk, jeźdźcem Apokalipsy”.
Nadszedł czas na realizm magiczny. Oto jesteśmy świadkami obrad Wielkiego Trybunału, na którym obecni są nie tylko sędziowie, pronotariusz, postulator, advocatus diaboli, świadkowie (np.: Juliusz Verne),ale i niewidzialne postacie z przeszłości: Andrea Doria (XVI-wieczny włoski admirał) i sam Krzysztof Kolumb. Przyszedł popatrzeć na to preludium Sądu Ostatecznego. Dla jednych to grzesznik, żyjący w konkubinacie, który handlował niewolnikami, dla drugiej strony to symbol naszej tęsknoty do odkrywania nowych światów i zaradności niezbędnej do kontynuowania tej tęsknoty. Burzliwe obrady Trybunału kończą się odrzuceniem wniosku.
Książka zostawia nas z wieloma pytaniami. Carpentier zestawiając ze sobą spowiedź Kolumba i obrady Trybunału, pokazuje jak bardzo możemy się mylić w ocenie postaci z przeszłości. Tak naprawdę osoby żyjące kilkaset lat temu są dla nas przezroczyste. A co ze świętością? Jakimi motywami kierują się ludzie kościoła, gdy zaczynają procesy beatyfikacyjne i kanonizacyjne?

Czy Krzysztof Kolumb powinien zostać świętym? Wydaje się to dziś mało realne, ale w II połowie XIX wieku istniała możliwość kanonizacji, podpisy pod wnioskiem złożyło ponad 600 biskupów... Ale po kolei. Powieść Alejo Carpentiera, wybitnego pisarza kubańskiego, rozpoczyna się od opisu podróży młodego kanonika Giovanni Maria Mastai Ferrettiego, przyszłego papieża Piusa IX, do...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1231
814

Na półkach: , ,

Ważne pytania o celowość, sens i przydatność beatyfikacji. Kubański pisarz podejmuje mało chodny temat - szuka świętości na morzu. Twórca ożywia Krzysztofa Kolumba, któremu postulare próbują nadać cnót z powodu wielkiego poświęcenia, bo odkrył Amerykę za Oceanem Atlantyckim. Ale odkrycia toną w ciemnych barwach kart historii, ponieważ Kolumb okrył się niejedną hańbą. Handlował niewolnikami, porzucił kobietę z dzieckiem, by służyć królowej Izabeli (Izabela I Kastylijska). Wypłynięcie w Nowy Świat jako komentarz społeczno-polityczny. Szerzenie nietolerancji, pogarda wobec obcych bogów i rasie z dalekich stron.

Wielka erudycja Carpentiera wypływa szerzej niż statki i konkwistadorzy za łupem. Pojawiają się cytaty wyrwane z Marksa (na którego mam uczulenie) czy Dante (już lepiej, mniej ordynarnie). Cały proces uwierzytelnienia beatyfikacji odbywa się w czterechsetną rocznicę żeglarza, którego autor nie potępia ani nie chwali, a to bardzo ważne w kontekście tematu i czułości pióra. Nie pozwala sobie na jednoznaczną diagnozę, to sprawia, że Kolumb nie jest ani czarny, ani biały. Kryje się za szarością. Z jednej strony poważny manipulator, prawdopodobnie rasista i hulaka. Z drugiej głębokie, żywe, gorejące uczucie do Beatrycze. Oraz szczera, niewymuszona misja u królowej Hiszpanii. Porusza najdrobniejsze problemy - od kolonizacji po nieszczere intencje aż do uchwycenia, gdzie mieści się ludzka potęga i czy aby jej ranga nie przeszkadzała na drodze szlachetnej moralności.

Carpentier w tej oszalałej od wiedzy historycznej powieści, która mieści się na dwustu stronach wskazuje, jak bardzo możemy się mylić w stosunku do wielu wybitnych działaczy. Przezroczysty duch, który majaczy po śmierci Kolumba to nic innego, jak brak dotarcia do esencji żeglarza - nie wiemy, jaki był naprawdę. Postacie z przeszłości balansują na granicy wielkich idei, odkryć i szerokiego postępu, ale pod paznokciami znajdziemy brud, grzeszki i nieprawość. Świetna rzecz, która zadaje wiele pytań, również o to, czy możemy wybrać świętych? I kto na to zasługuje? I czy na pewno jest to ktoś zza życia?

Ważne pytania o celowość, sens i przydatność beatyfikacji. Kubański pisarz podejmuje mało chodny temat - szuka świętości na morzu. Twórca ożywia Krzysztofa Kolumba, któremu postulare próbują nadać cnót z powodu wielkiego poświęcenia, bo odkrył Amerykę za Oceanem Atlantyckim. Ale odkrycia toną w ciemnych barwach kart historii, ponieważ Kolumb okrył się niejedną hańbą....

więcej Pokaż mimo to

avatar
195
155

Na półkach:

Pomysł na książkę - błyskotliwy. Kolumb ma być ogłoszony świętym. Dlaczego tak, a dlaczego nie. Osądza nie tylko Carpentier, ale też Hugo,Verne. Więcej o treści nie będę pisał. Przesłanie, idea książki jest dosyć głębokie. Jak to literatura iberoamerykańska czasami jest ciężko przez nią przebrnąć. Długie zdania, akapity na kilka stron, ale można się przyzwyczaić i docenić taką formę. Zawsze to coś innego. Cieszę się, że poznałem tego autora.

Pomysł na książkę - błyskotliwy. Kolumb ma być ogłoszony świętym. Dlaczego tak, a dlaczego nie. Osądza nie tylko Carpentier, ale też Hugo,Verne. Więcej o treści nie będę pisał. Przesłanie, idea książki jest dosyć głębokie. Jak to literatura iberoamerykańska czasami jest ciężko przez nią przebrnąć. Długie zdania, akapity na kilka stron, ale można się przyzwyczaić i docenić...

więcej Pokaż mimo to

avatar
629
628

Na półkach:

Taki duży, taki mały, może świętym być...
Taki gruby, taki chudy, może świętym być...
Taki ja i taki ty może świętym być...
Taki ja i taki ty może świętym być...

Próba wyniesienia Kolumba na ołtarze...i śmieszy,i przeraża...
Wszystkie te błogosławienia i beatyfikacje od zawsze budziły mój niesmak i zażenowanie...ale każdy ma prawo bawić się jak lubi...
O wiele ciekawsza jest opowieść samego Admirała,o jego życiu,porażkach i sukcesie ,który nie przyniósł mu szczęścia i spełnienia.Jedynym obcym mu grzechem było lenistwo...Zachęcam...

Taki duży, taki mały, może świętym być...
Taki gruby, taki chudy, może świętym być...
Taki ja i taki ty może świętym być...
Taki ja i taki ty może świętym być...

Próba wyniesienia Kolumba na ołtarze...i śmieszy,i przeraża...
Wszystkie te błogosławienia i beatyfikacje od zawsze budziły mój niesmak i zażenowanie...ale każdy ma prawo bawić się jak lubi...
O wiele...

więcej Pokaż mimo to

avatar
281
46

Na półkach:

Nowy papież pragnie zapisać się w dziejach Kościoła przełomowym wydarzeniem. Decyduje się na beatyfikację K. Kolumba.

Kim był Kolumb? Opryszkiem, przebiegłym aktorem, dziwkarzem, pośrednio mordercą i twórcą nowych szlaków niewolniczych. Uważał napotkanych tubylców za elementy świata nieożywionego.

On i jego następcy przyczynili się do destrukcji wspaniałej kultury społeczeństw Ameryki Południowej oraz do zagłady ponad 90% tamtejszych mieszkańców.

Nowy papież pragnie zapisać się w dziejach Kościoła przełomowym wydarzeniem. Decyduje się na beatyfikację K. Kolumba.

Kim był Kolumb? Opryszkiem, przebiegłym aktorem, dziwkarzem, pośrednio mordercą i twórcą nowych szlaków niewolniczych. Uważał napotkanych tubylców za elementy świata nieożywionego.

On i jego następcy przyczynili się do destrukcji wspaniałej kultury...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    74
  • Przeczytane
    66
  • Posiadam
    22
  • Nike
    2
  • Seria Nike
    2
  • Kuba
    1
  • PROZA ŚWIATOWA
    1
  • Nike czytelnik
    1
  • ZAKUPY
    1
  • Literatura
    1

Cytaty

Więcej
Alejo Carpentier Harfa i cień Zobacz więcej
Alejo Carpentier Harfa i cień Zobacz więcej
Alejo Carpentier Harfa i cień Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także