Horror do słuchania. „Skowyt“ – audioserial Jakuba Ćwieka i Wojciecha Chmielarza. Rozmowa z autorami

Ewa Cieślik Ewa Cieślik
15.03.2021

Oto pierwszy audioserial, który powstawał w duecie – i to jakim! Jakub Ćwiek i Wojciech Chmielarz połączyli swoje siły, pisząc „Skowyt”. Pojawiły się już trzy odcinki słuchowiska, a w każdy piątek w Audiotece można wysłuchać kolejnego. Dla lubimyczytać.pl autorzy opowiadają o pomyśle na horror, wspólnym podejściu do literatury i szacunku do czytelnika. 

Horror do słuchania. „Skowyt“ – audioserial Jakuba Ćwieka i Wojciecha Chmielarza. Rozmowa z autorami

[Opis wydawcy] Czasem mają miejsca wydarzenia, które mogą w jednej chwili odmienić życia i sprawić, że nic już nigdy nie będzie takie samo. Są nieszczęśnicy, którym takie rzeczy zdarzają się więcej niż raz!

Jacek to copywriter, który zmuszony jest dzielić czas między pracę w Warszawie a rodzinne życie w małym miasteczku na Opolszczyźnie. Którejś nocy wracając do domu po tygodniu pracy ratuje na drodze milczącą dziewczynę ściganą przez tajemniczą postać w czarnym samochodzie terenowym. Niedługo potem zaczynają się wokół niego dziać dziwne, przerażające rzeczy, a wszystkie prowadzą do tajemniczej tragedii sprzed lat, która wciąż ciąży Jackowi na sumieniu. Wie, że musi działać i to szybko, bo powracające wizje, których nauczył się nie lekceważyć, mówią mu, że jego najbliżsi są w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Czy wraz z bratem, lokalnym dziennikarzem, zdołają rozwiązać zagadkę i zapobiec kolejnej tragedii? I jak się ma do tego lokalna legenda o straszliwej Czarnej Łapie, którą właśnie, w ramach letniej przygody, zainteresował się jego syn?

W aplikacji dostępne są już trzy odcinki audioserialu, w tym pierwszy bezpłatnie (pozostałe będą dostępne w Audioteka Klub).

Ewa Cieślik: Skąd pomysł na opowieść o Jacku i Marcinie? Wszystko zaczęło się od inspiracji zza kółka?

Jakub Ćwiek: Mam wrażenie, że nie było pomysłu na opowieść o Jacku i Marcinie. Ta relacja wyewoluowała z historii, którą budowaliśmy wokół postaci tego pierwszego. Myślę, że gdyby sięgnąć do samych początków tej historii, to byłby tam wojtkowy zalążek pomysłu o bezimiennej wówczas postaci kierowcy, który bierze martwą autostopowiczkę. U podstawy było więc niemal klasyczne w swej prostocie urban legend, ogniskowa straszna opowieść. Ale nie da się ukryć, że nocne godziny spędzone za kierownicą w okolicznościach bliskich tym opisany były dla nas pewnym dzielonym doświadczeniem, które pomogło lepiej wyczuć tę historię.  

Wojciech Chmielarz: Tak, to jest zadziwiające, jak ta historia meandrowała, zmieniała się w trakcie. Początkowo to w ogóle miał być w ogóle horror – drogi, a wyszła nam opowieść bardzo stacjonarna. Poza tym czy to opowieść o Jacku i Marcinie? Dla mnie w tym momencie chyba najważniejszą postacią tam jest Martyna. Potem Grześ. I dopiero na trzecim miejscu Marcin. To co chcę powiedzieć, tam jest dużo, dużo więcej niż przygody dwóch skłóconych braci.

J. Ćwiek: A to prawda, że Martyna wyrosła nam w tej opowieści na postać w zasadzie najważniejszą. I nie chcąc za dużo zdradzać, jedyną, która w to, co się dzieje wchodzi niejako sama z siebie, chcąc walczyć o rodzinę i bliskich. 

„Skowyt” powstał w duecie. Jak pracowało się wam z partnerem po drugiej stronie ekranu?

J. Ćwiek: Bardzo dobrze i jednocześnie bardzo wymagająco. Pisanie we dwóch wymusza pewną zmianę nawyków pisarskich, wymaga współdzielenia wizji na najwcześniejszych etapach powstawania opowieści. Ale to także opcja otrzymania wsparcia na bieżąco, szybkiej weryfikacji głupot oraz możliwość współdzielenia odpowiedzialności i ubogacania wzajemnie swojej pracy. To, że się z Wojtkiem lubimy oczywiście pomagało, ale dużo ważniejsze było, że nawzajem szanujemy swoją pracę, liczymy się ze swoimi zdaniami i wiemy, że gramy nie na siebie, a na historię. 

W. Chmielarz: Dla mnie to też była możliwość nauczenia się czegoś. Zderzenia z innymi pomysłami, inną jednak wrażliwością, wizją „Skowytu”. Mogłem podejrzeć, jak Kuba pracuje, co jego interesuje i co ja mogę potem z tego wykorzystać u siebie. I fakt, to że miałem możliwość weryfikacji swoich pomysłów na bieżąco, było strasznie fajne. Wiesz, podczas pisania książki ja de facto jestem sam. Nie wiem, czy to co wymyśliłem jest fajne, czy nie, czy zadziała, jak zadziała. To czasami daje mocno w kość. Dlatego teraz rozłożenie tej odpowiedzialności na dwóch było przyjemną odmianą.

Korzenie Jakuba Ćwieka tkwią w fantastyce, Wojciecha Chmielarza – w kryminałach, thrillerach. Obaj piszecie, lecz macie inną wrażliwość, sięgacie po inne tematy, gatunki. A co was łączy?

J. Ćwiek: Bardzo wiele nas łączy, w tym również te wspomniane fantastyka i kryminał. Bo przecież i Wojtek napisał świetną fantastyczną „Królową głodu” i opowiadania w Nowej Fantastyce, i ja sięgam po kryminał i sensację mniej lub bardziej czystą gatunkowo. Jesteśmy w podobnym wieku, wychowaliśmy się, myślę, w większości na tych samych filmach i książkach (tak sensacyjnych, kryminalnych jak i fantastycznych) i chcieliśmy pisać. A to co każdemu z nas przyniosło sukces wiązało się myślę w dużej mierze z konkretnym czasem debiutu.
Łączy nas natomiast z pewnością szacunek do zawodu, do pisania na wszystkich jego etapach – od pomysłu, przez reaserch, pisanie z dbaniem o wiarygodność i detale, wreszcie redakcja. Myślę, że dzielimy wizję tego, jak literatura powinna powstawać, by być wartościową. Nawet jeśli mówimy o tak zwanej czystej rozrywce.

W. Chmielarz: Tak jak Kuba napisał, ja się wychowałem na fantastyce i z niej wyrosłem. Także korzenie mamy naprawdę wspólne. Łączy nas przede wszystkim podejście do literatury. Taki ech, pojadę z grubej rury, etos pisarski. Świadomość, że pisanie to nie jest tylko składanie literek, ale pewna rozmowa z czytelnikiem. I w związku z tym naszemu rozmówcy należy się po prostu szacunek. To, żebym był przygotowany, żebym dał z siebie wszystko i nie szedł na łatwiznę. 

Jakub Ćwiek, Wojciech Chmielarz

Czy był taki moment, że myśleliście: „nie, to się nie uda”? Jakie problemy napotkaliście?

J. Ćwiek: Mieliśmy na pewno momenty z kategorii TO się nie uda. W sensie konkretna scena, konkretne rozwiązanie. Ale przynajmniej ja nie dopuszczałem opcji, że może się nie udać całość jako projekt. Na każdy problem fabularny, konstrukcyjny mieliśmy bowiem po kilku godzinach kilka rozwiązań, z których wystarczyło wybrać to dobre. 

W. Chmielarz: Ha! No ja z kolei miałem takie momenty, kiedy sobie myślałem – nie, nie ma szans. Trzeba zadzwonić do Kuby i powiedzieć, że sorry, ale nic z tego. Najgorzej było chyba po napisaniu trzeciego odcinka, kiedy po prostu utknęliśmy na jakiś czas i ja serio nie miałem pojęcia, co zrobić dalej. No, ale nie miałem odwagi, żeby zadzwonić do Kuby, poza tym już wszystkim powiedzieliśmy, że piszemy to słuchowisko, więc trzeba było skończyć, co zaczęliśmy. 

J. Ćwiek: OK, teraz jak się dowiedziałem, to się bardzo cieszę, że Wojtek wtedy nie zadzwonił, bo ja z kolei na tym etapie już byłem tak mocno zaangażowany w ten projekt, że odpuszczenie go chyba nie dałoby mi spać. Nie żebym wiedział wtedy coś więcej niż Wojtek, bo naprawdę mieliśmy wówczas fabularną zagwozdkę, ale… cóż, cieszę się, że nie musieliśmy odbyć wtedy tej trudnej rozmowy. I nie musiałem mu powiedzieć: Ej, a może tak thriller o dwóch śmiertelnie skłóconych pisarzach? I to na faktach?  

Czy tak bliska współpraca, poznanie warsztatu innego twórcy, może wpłynąć na waszą własną pracę? Jak to doświadczenie wzbogaca was jako samodzielnych pisarzy?

J. Ćwiek: Bardzo, z tym, że ja – przyznam się – warsztatowi Wojtka przyglądam się już od dawna. Uważam, że jest obecnie najlepszym autorem kryminalnym na rynku i wchodząc na to poletko – a jednocześnie mając już warsztat pisania gatunkowego – miałem świadomość, że jeśli chcę się czegoś nowego, dobrego nauczyć, to jest bardzo wąskie grono ludzi, których pracy powinienem się przyglądać nie tylko jako czytelnik, ale i jako „konkurent”. Wojtek jest na czele tej listy odkąd przeczytałem jego pierwsze książki. Tu, podczas samej pracy nie było dla mnie wielkich warsztatowych zaskoczeń, za to wielka przyjemność, że ta dobra robota to element pracy drużynowej. A, no i nie ukrywam, jest w tej historii kilka autorskich rozwiązań Wojtka, którym przyglądałem się z podziwem. Pomysł otwarcia, rozwiązania ekspozycyjne, konkretne, wyraźne, ale nie karykaturalne rysy w budowaniu złych postaci i wiele innych. A, no i może tu tego nie widać, ale generalnie uczę się od Wojtka powściągać swoje pisarskie gadulstwo. Bo czasem mniej znaczy więcej. 

W. Chmielarz: Mnie zaimponowało to, jak Kuba jest świadomy tego, co pisze. Od początku chcieliśmy napisać serial audio, ale ja pisałem go na początku jako książkę. Dopiero Kuba mnie naprostował i zwrócił uwagę na to, z jakiego medium korzystamy. Jakie ważne są tam dźwięki i jak możemy je wykorzystać do tworzenia fabuły. Poza tym wszystkie sceny z nastolatkami, które tam mamy stworzone i które uważam są bardzo fajne, szczere i dobre – one wszystkie powstały albo napisane przez Kubę, albo pod jego ogromnym wpływem. Bo nie wiem, czy jest teraz w Polsce pisarz, który lepiej pisze dzieciaki w książkach dla dojrzałego czytelnika. No i do tego ta głęboka świadomość gatunkowa. Wiedza, co się pisze, jak. Dużo się nauczyłem.

Wojciech Chmielarz, Jakub Ćwiek

Horror – dlaczego zdecydowaliście się właśnie ten gatunek? Jak oceniacie obecną kondycję horroru w Polsce?

J. Ćwiek: To ja tutaj króciutko. Uwielbiam dobrze napisane horrory. Uważam, że uczą nas wiele o nas samych, a „praca strachem” to jedno z najlepszych tworzyw dla pisarza. Nie wiem czemu horror tak źle sobie u nas radzi – zwłaszcza w sytuacji takiego powodzenia nieudolnie pisanych krwawych kryminałów – ale chętnie przyczynię się do zmiany tego stanu rzeczy. 

W. Chmielarz: Uważam, że autor jeśli chce się rozwijać, to musi próbować pisać różne rzeczy. Nie można się dać zamknąć w jednym gatunku, bo staniemy się więźniami schematów. Dlatego wiedziałem, że chcę napisać coś innego niż kolejny thriller czy kryminał. A równocześnie horror, opowieść grozy, to jest coś co za mną od dawna chodziło. Bo to bardzo ciekawy, bardzo wymagający gatunek, który równocześnie daje bardzo dużo możliwości autorowi. Jeśli tylko potrafi się je wykorzystać. Państwo już ocenią, czy nam się to udało. 

Czym różni się pisanie słuchowiska od książki? Obaj mieliście już doświadczenie z takimi produkcjami – powstały między innymi „Topiel: Dom w głębi lasu” i „Wyrwa – Historia Ułana”. Czy teraz było już łatwiej?

J. Ćwiek: Dla mnie „Skowyt” był czwartym wydanym słuchowiskiem, a w kolejce do nagrań czeka jeszcze jedno, więc tak, pod pewnymi względami było łatwiej i dlatego medium mnie nie martwiło. Jestem zresztą ogromnym fanem tej formy snucia opowieści, uwielbiałem za dzieciaka i lubię do dziś. A czym się to różni? Cóż, dobrze zrealizowane słuchowisko finalnie bliższe jest filmowi czy serialowi niż książce. Dlatego tu zupełnie inaczej niż przy książce, należy oddawać niektóre pola innym. Na przykład nie jest już naszym zadaniem pełne dookreślenie wachlarza emocji postaci, bo to w dużej mierze zrobi aktor do spółki z reżyserem. Ważne jest też, by wiedzieć, że budowaniem klimatu dzielimy się z realizatorami i wszystko musi być między nami jasne, by potem nie było nieporozumień przy efekcie końcowym

W. Chmielarz: W książce trzeba wszystko opisać. Tutaj zostawimy miejsce na dopowiedzenia historii dźwiękiem, muzyką, głosami aktorów. W literaturze ja jestem odpowiedzialny za wszystko od początku do końca. W przypadku słuchowiska już na etapie założeń musiałem przyjąć do wiadomości, że w pewnym momencie oddaje ten tekst innym i to od ich pracy będzie w dużej mierze zależeć, jaki będzie efekt końcowy. 

Zdaje się, że czytelnicy coraz bardziej otwierają się na inne sposoby obcowania z książką – e-booki, audiobooki. Jak oceniacie rosnącą popularność audiobooków?

J. Ćwiek: Z perspektywy swojego wąskiego podwórka obserwuję to rosnące zainteresowanie tematem i bardzo mnie ono cieszy. Więcej nawet, sam dokładam starań, by do tej formy przekonywać. Nie jako wypierającej tradycyjne czytanie, ale jako wspierającej tam, gdzie czytanie jest niemożliwe czy utrudnione. Na przykład bieżnia, spacer czy długie, monotonne trasy samochodem. 

W. Chmielarz: Bardzo dobrze. Audiobook to inny sposób odbierania literatury. Co więcej, często jest to jedyny jej sposób dla wielu grup. Ja mam na przykład wśród swoich czytelników/słuchaczy, kierowców tirów, którzy są całe w dnie w trasie. Wieczorem są tak zmęczeni, że nie ma szans, żeby sięgnęli po książkę, ale w trakcie jazdy chętnie słuchają. Dla innych to optymalny sposób na kontakt z książką, literaturą. 

„Skowyt” to wynik nie tylko waszej pracy, lecz także całego zespołu Audioteki: reżysera, realizatorów dźwięku, aktorów. Jak się czuliście będąc częścią tego teamu?

J. Ćwiek: Fantastycznie! Efekt finalny naprawdę robi wrażenie i sprawia, że mimo iż przecież wiem co się stanie, mam ochotę tego słuchać! „Skowyt” to naprawdę znakomity zespół realizatorski i świetna obsada, a nad tym wszystkim reżyser Piotr Jaworski – facet, który dobrze wyczuł tę historię.

W. Chmielarz: To jest fantastyczne uczucie, kiedy twój tekst trafia do grupy tak uzdolnionych osób i okazuje się, że są w stanie z niego wyciągnąć więcej, niż się kiedykolwiek spodziewałeś. Naprawdę, kawał świetnej roboty. Jestem pod ogromnym wrażeniem.

Audioserial „Skowyt” można wysłuchać w Audiotece


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Ewa Cieślik 15.03.2021 11:55
Bibliotekarz | Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post