Gdzie jest granica miłości? Wywiad z Anną Sakowicz

LubimyCzytać LubimyCzytać
07.10.2021

pod patronatem lubimyczytać.plZ pisarką Anną Sakowicz rozmawiamy o Malwinie i Kacprze, bohaterach jej najnowszej powieści „Siła miłości”, o trudnościach, z którymi musza się mierzyć rodziny zastępcze i o nawykach pisarskich samej autorki. Zapraszamy!

Gdzie jest granica miłości? Wywiad z Anną Sakowicz Karolina Rambowska

Siła Miłości Anna Sakowicz[OPIS WYDAWCY] Gdzie jest granica miłości i czy w ogóle taka istnieje?

Malwina i Adam Ostrowscy, specjalistyczna rodzina zastępcza, przyjmują pod swój dach niemowlę. O chłopca przez dwa lata walczy biologiczna matka. Kiedy udaje się wreszcie ustalić sytuację prawną dziecka, na stałe trafia ono do Ostrowskich, gdyż nie ma chętnych na adopcję Kacpra. Okazuje się, że nikt nie chce dziecka z zaburzeniami intelektualnymi. Malwina z Adamem kosztem własnych dorastających dzieci wkładają wiele wysiłku, by zapewnić Kacprowi odpowiedni rozwój. Z wiekiem chłopiec ujawnia skłonności do przemocy wobec słabszych. Malwina i Adam stają przed dylematem: zakończyć opiekę nad dwunastoletnim Kacprem i rozwiązać rodzinę zastępczą czy nie? Każdy wybór niesie za sobą czyjeś cierpienie.

Barbara Dorosz: Jest pani autorką, która nie stroni od trudnych tematów. Dała pani temu wyraz chociażby w swojej głośnej książce „Listy do A.”, w której konfrontuje się pani z problemem osób chorujących na Alzheimera. Najnowsza powieść to próba przybliżenia czytelnikom tematyki rodzin zastępczych, a w szczególności blasków i cieni związanych z wyborem takiej życiowej ścieżki. Czy była to dla pani trudna książka? 

Anna Sakowicz: O trudnych tematach nigdy nie pisze się łatwo, tym bardziej jeżeli zna się je z autopsji. Dotykają do żywego. Historia opisana w „Sile miłości” częściowo oparta jest na prawdziwych zdarzeniach. Przyznam, że kiedy czytałam kopie akt sądowych, opinii psychologów czy lekarzy, momentami serce krajało mi się w plasterki. Kilka nocy nie spałam. Zaskoczyły mnie moje emocje, bo opisane zdarzenia dotyczą rodziny mojej przyjaciółki, a więc były mi częściowo znane.

Powieść „Listy do A.” powstała w następstwie Pani osobistych doświadczeń, a co było inspiracją do napisania „Siły miłości”?

Tak jak powiedziałam wcześniej, wydarzenia opisane w powieści dotyczą częściowo życia mojej przyjaciółki, a więc rozgrywały się tuż obok mnie. Od prawie dziesięciu lat spotykałyśmy się z prawdziwą Malwiną, rozmawiałyśmy o jej emocjach, o dylematach, o problemach. Zawsze wiedziałam, że  jest moją bohaterką, że jest niesamowicie silną i wrażliwą kobietą, mądrą mamą, ale dopiero po zagłębieniu się w tę historię, dotarło do mnie, z jakimi dylematami zmaga się naprawdę. Musiałam o tym napisać, czekałam jedynie na moment, kiedy obie będziemy gotowe do zmierzenia się z tym tematem. Czekałam, aż prawdziwa Malwina da mi zielone światło na opowiedzenie tej historii i znajdzie w sobie siłę, by na bieżąco czytać fragmenty książki, a więc jeszcze raz przejść przez wszystkie zdarzenia, od kiedy w jej życiu pojawił się powieściowy Kacper. Była wtedy na etapie wahania, czy zrezygnować z rodzicielstwa zastępczego, czy nie, a ja nie umiałam jej doradzić, tak jak nie umiał tego zrobić nikt inny. Tylko ona i jej mąż mogli zdecydować, a to wcale nie było (i nie jest) łatwe.

Siła miłości powieść

Z jakich powodów ludzie decydują się na założenie rodziny zastępczej? Czy jest to decyzja na całe życie?

Powody z pewnością są różne. Kiedy rozmawiałam o nich z matkami zastępczymi, zazwyczaj mówiły, że jest to sposób na wypełnienie macierzyńskiej pustki, że chcą pomagać dzieciom, chcą czynić świat lepszym. Nikt nie mówił oczywiście o kwestii finansowej, ale są także i takie rodziny, które widzą w tym sposób na zarabianie. Traktują to zajęcie jak pracę. Myślę też, że w przypadku tych ostatnich osób to nigdy nie jest decyzja na całe życie. W pewnym momencie po prostu rezygnują z pracy. Natomiast inaczej jest z tymi rodzinami, które chcą być rodzicami dla dzieci znajdujących się pod ich opieką, angażują się emocjonalnie, czasami zdarza się, że adoptują swoich podopiecznych, bo takie przypadki też się zdarzają. Bywa jednak też tak jak z powieściową Bożeną Waligórską. Ta postać też była inspirowana prawdziwą matką zastępczą, którą przerosła sytuacja, nie poradziła sobie z opieką nad dwójką dzieci i zrezygnowała, choć wiem, że pomimo tego, że od jej decyzji minęło sporo czasu, ciągle utrzymuje kontakt z tymi dziećmi i analizuje, gdzie popełniła błąd, co zrobiła źle. Nie może zaznać spokoju. Być może, gdyby w odpowiednim momencie dostała wsparcie psychologiczne, nie zrezygnowałaby z rodzicielstwa zastępczego.

Jakie dzieci trafiają do takich domów?

Do rodzin zastępczych najczęściej trafiają dzieci „po przejściach”, z różnymi problemami. Są to dzieci z FAS, z niepełnosprawnościami, często dzieci, które były świadkami przemocy, molestowania, rzadko natomiast są to sieroty biologiczne. Oczywiście dzieci trafiają do rodzin zastępczych wtedy, gdy rodzice biologiczni nie są w stanie zapewnić im opieki i wychowania.

Czy może pani zdradzić, w jakich okolicznościach poznała pani bohaterów najnowszej powieści? Z posłowia wiemy, że rodzina Ostrowskich i Kacper to postacie, które mają swoje pierwowzory w rzeczywistości. 

Bohaterkę powieści poznałam zupełnie przypadkowo. Zapisałam się do klubu czytelniczego. Spotkałyśmy się z koleżankami w kawiarni i w pewnym momencie weszła „Malwina”. Pamiętam ten moment, bo była bardzo podobna do mojej koleżanki z pracy. Nawet w pierwszej chwili pomyślałam, że to ona. Miały te same fryzury i sylwetki. Wzbudziła więc we mnie zainteresowanie. Od tego dnia, kiedy się poznałyśmy, czułam, że mogłybyśmy się zaprzyjaźnić. Tak się stało. Opowiadała wiele o swoim rodzicielstwie zastępczym, ja jej o alzheimerze mamy i opiece nad babcią, która ze mną zamieszkała, zwierzałyśmy się sobie, ale przyznam, że „Kacper” był dla mnie tylko jej tłem. Wtedy jeszcze myślałam, że chłopiec jest w życiu tej rodziny na chwilę, za jakiś czas ktoś go adoptuje, więc nawet nie starałam się go lepiej poznać. W pełni poznałam go dopiero podczas pracy nad książką. Częściej się z „Malwiną” odwiedzałyśmy i częściej też „Kacper” bywał u mnie w domu. Dopiero wtedy dotarło do mnie, jak różne oblicza ma to dziecko, jakie kochane potrafi być jednego dnia, a innego na przykład potrafi skrzywdzić psa czy kota. 

„Siła miłości” obfituje w szczegóły i mnóstwo wartościowej wiedzy. Widać bardzo dobrze wykonany research. Czy całą wiedzę na temat funkcjonowania rodzin zastępczych pozyskała pani tylko na podstawie historii poznanej rodziny, czy zbierała pani informacje również z innych źródeł?

Rozmawiałam z kilkoma rodzinami zastępczymi, czytałam też blogi prowadzone przez osoby związane z rodzicielstwem zastępczym. Oczywiście bardzo dokładnie przejrzałam dokumentację medyczną, sądową i psychologiczną powieściowego Kacpra. Szukałam też artykułów i podcastów zajmujących się tym tematem.

Siła miłości książka

Czytając pani najnowszą powieść nie sposób przejść obojętnie obok trudności, z jakimi muszą mierzyć się rodziny zastępcze? Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu domu zastępczego?

To samo pytanie zadałam dwóm matkom zastępczym. Usłyszałam, że najwięcej trudności pojawia się wtedy, kiedy dziecko i rodzice zastępczy są „niedopasowani”. Pomiędzy nimi powinna być jakaś „chemia” (obojętnie jak ją nazwiemy). Najtrudniejsze jest jednak chyba zmierzenie się z traumami dziecka (bo przychodzi ono z bagażem wielu negatywnych doświadczeń), ale również z własnymi emocjami, słabościami i porażkami. Czasami bywa tak, że dzieci robią wszystko, by się do rodziny nie przywiązać, bo boją się odrzucenia. Bez przywiązania mniej się cierpi, jeżeli znów zostaną oddane. Myślę jednak, że każda rodzina zastępcza w zależności od tego, jakimi dziećmi się opiekuje i ilu ma podopiecznych, zmaga się z różnymi problemami. Najważniejsze, by o nich mówić i szukać pomocy u specjalistów, nie bać się przyznać do własnej bezsilności, która przecież ma prawo się pojawić.

Odnoszę wrażenie, że część z tych problemów wynika ze złej organizacji systemu, tudzież jego niedofinansowania. Czy podziela pani taki pogląd?

Na pewno, bo przecież nie ma idealnego systemu; system to ludzie, a oni bywają różni. Nie można jednak całej winy za spotykające nas problemy zrzucać jedynie na system i brak odpowiedniego finansowania. Pieniędzy wszędzie by się przydało więcej. Z tego co wiem, rodziny zastępcze nie mają zbyt wygórowanych pensji, a pracownicy MOPR-ów nie zarabiają kroci. Jednak, rozmawiając z rodzinami zastępczymi, starałam się unikać tematu pieniędzy. Bardziej interesowali mnie ludzie, bo najwięcej zależy właśnie od nich. Moja powieściowa Malwina opowiadała mi o zmianach systemowych, jakie zaszły na przestrzeni dwunastu lat, odkąd zjawił się u niej „Kacper”. System jest więc modyfikowany. Jak powinien się zmieniać, nie wiem, ale wiem, że bardzo dużo zależy od ludzi pracujących w MOPR-ach i GOPR-ach, jak i od samych rodziców zastępczych. Jeżeli ci drudzy nie będą się bali mówić o swoich problemach otwarcie (co wcale nie jest takie oczywiste, bo bywa, że boją się utraty pracy, nie chcą uchodzić za nieporadnych), to być może uzyskają odpowiednią pomoc. „Malwina” niejednokrotnie prosiła o wsparcie i z reguły ją dostawała, oczywiście trafiała na różnych urzędników, ale nie bała się mówić, z czym sobie nie radzi. Inną sprawą są urlopy i umowy, jakie rodziny zastępcze podpisują. Zaskoczyło mnie, że nie mają umów o pracę, a urlopy, które teoretycznie im się należą, rzadko kiedy są wykorzystywane. Jak wziąć urlop, kiedy sprawuje się opiekę na przykład nad pięciorgiem dzieci? Musi znaleźć się inna rodzina, która się nimi zaopiekuje, a o co niestety nie jest łatwo. Praca rodzica zastępczego to praca dwadzieścia cztery godziny na dobę, o czym też warto pamiętać.

Czy książkę opartą na autentycznych wydarzeniach pisze się inaczej niż fikcję literacką?

Zdecydowanie inaczej. Zależało mi, żeby ta historia była wierna prawdziwym zdarzeniom, a przy okazji musiałam myśleć o tym, by nie urazić żadnej z osób, które były pierwowzorami moich bohaterów. Zaufały mi, a ja starałam się nie zawieść ich zaufania. Przy pisaniu fikcji ma się większą swobodę. „Malwina” na bieżąco też czytała fragmenty powieści i potwierdzała, że tak było, że idę w dobrym kierunku. Gdyby jednak w którymś momencie zdecydowała, że nie chce, bym pisała o jej sytuacji, na pewno bym przerwała pisanie.

Debiutowała pani już niemal dziesięć lat temu, zbiorem opowiadań. Co powiedziałaby pani wtedy sobie samej, na początku swojej drogi, mając obecne doświadczenia?

Na pewno bym powiedziała: Aniu, wstrzymaj się z debiutem, wstrzymaj się z pierwszą powieścią. Najpierw odrób lekcje, poczytaj o warsztacie pisarza, przeczytaj „Poetykę” Arystotelesa, odśwież wiedzę teoretycznoliteracką, a potem dopiero zacznij pisać. Myślę, że dziś nie poszłabym na żywioł, tak jak na początku swojej ścieżki pisarskiej. Intuicja to za mało, uważam, że nad warsztatem należy pracować. Oczywiście ciągle się uczę, może też szukam swojego gatunku, swojej ścieżki zawodowej, wiem też, ile jeszcze pracy przede mną, by efekt w pełni mnie zadowolił. No może nie w pełni, bo tak się nie da, ale chociaż w dziewięćdziesięciu procentach.

Jestem przekonana, że lata pracy twórczej zaowocowały pewnymi ulubionymi nawykami stanowiącymi element warsztatu. Zdradzi nam pani, czy ma jakieś rytuały związane z pisaniem, ulubione miejsca, w których pisze?

Pod tym względem jestem mało oryginalną pisarką, nie wkładam zgniłych jabłek do szuflady biurka, nie ubieram się na czarno, nie piszę na stojąco w kapeluszu i z parasolem w ręce, nie palę, nie piję alkoholu. Piszę w zupełnie prozaicznym miejscu – w swojej bibliotece. Mam tam biurko, regały książek od podłogi pod sufit i w zasadzie nic więcej. Zaczynam pracę zawsze koło dziesiątej, bo po przebudzeniu godzinę czytam, potem jem śniadanie, zajmuję się kotami, robię zakupy. Wieczorem nigdy już nie mam siły na zaglądanie do książek. To chyba mój jedyny rytuał: godzina czytania na dzień dobry.

Często notuję swoje myśli w notesach. Mam ich kilkanaście, są różnej grubości i wagi. Te cienkie i lekkie zawsze mi towarzyszą podczas spacerów, zakupów, jazdy na rowerze. Nie można przecież dać uciekać zdaniom, które postanowią się pojawić w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Niezapisane znikają na zawsze.

Anna Sakowicz i powieść siła miłości

Przeczytaj fragment książki „Siła miłości”

Siła miłości

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Siła miłości” jest już dostępna w sprzedaży,

Materiał powstał we współpracy z wydawnictwem Luna


komentarze [2]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
FioletowaRóża 07.10.2021 18:39
Czytelniczka

Bardzo dobra pisarka, to i bardzo udany wywiad:) Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wypożyczyć tę książkę. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 07.10.2021 12:31
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post