Na razie była groźba bojkotu Krakowskich Targów Książki, która doprowadziła do pewnych - acz, jak się zdaje, niewystarczających - zmian. Strajki z racji braku stosunku pracy są raczej mało prawdopodobne w zawodach twórczych - acz np. znany był strajk gildii scenarzystów w Hollywood i w NY. Trwał 100 dni, doprowadził do wysokich strat i ostatecznie studia się ugięły. Myślę, że bojkot, podpisywanie publicznych listów, lobbowanie u konkretnych wydawców poprzez komitety złożone z najważniejszych autorów danego wydawnictwa to w naszym przypadku środki skuteczniejsze. Ale większość naszej pracy, tak jak ją teraz widzimy, to jednak działania pro, nie anty, nakierowane na wspólne tworzenie reguł i instytucji.

Na razie była groźba bojkotu Krakowskich Targów Książki, która doprowadziła do pewnych - acz, jak się zdaje, niewystarczających - zmian. Strajki z racji braku stosunku pracy są raczej mało prawdopodobne w zawodach twórczych - acz np. znany był strajk gildii scenarzystów w Hollywood i w NY. Trwał 100 dni, doprowadził do wysokich strat i ostatecznie studia się ugięły. Myślę,...

Na szczęście w Polsce nie ma przymusu stowarzyszania i nikt Pana nie zmusza do zapisywania się do UL.

Na szczęście w Polsce nie ma przymusu stowarzyszania i nikt Pana nie zmusza do zapisywania się do UL.

Chce się Panu siedzieć i odpowiadać po nocach?! To musi być dla Pana ważne. Społecznik, nieprawdaż?

To zawsze miłe wejść w utarczkę słowną z człowiekiem pióra. Jeśliby jeszcze inteligentnym, mecyje.

Zapisywać się do UL? Nie mam kwalifikacji. Napisałem w życiu dwa krótkie teksty. Oba niedobre.

Chce się Panu siedzieć i odpowiadać po nocach?! To musi być dla Pana ważne. Społecznik, nieprawdaż?

To zawsze miłe wejść w utarczkę słowną z człowiekiem pióra. Jeśliby jeszcze inteligentnym, mecyje.

Zapisywać się do UL? Nie mam kwalifikacji. Napisałem w życiu dwa krótkie teksty. Oba niedobre.

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Od razu charytatywnie. W Biedronce dają kasę za pracę. Tak słyszałem.

Od razu charytatywnie. W Biedronce dają kasę za pracę. Tak słyszałem.

@Fidel:

Tak, jako że moja praca pozwala mi na godne życie, mogę część wolnego czasu oddać tym kolegom i koleżankom, którzy są w gorszej sytuacji. I to niekoniecznie dlatego, że są beztalenciami, głupcami, obibokami, jak to niektórzy insynuują - nie, często są to ludzie wielkiego talentu, ale na przykład piszący rzeczy niszowe. I mogą być zapraszani na światowe festiwale literackie, mogą dostawać prestiżowe nagrody i być tłumaczeni na liczne języki, co nie znaczy, że ich książki się od tego sprzedają. Więc tak: mam luksus bycia społecznikiem, czy w każdym razie robienia czegoś dla społeczności, której jestem częścią.

Tak, w Biedronce płacą i w wielu innych miejscach również płacą za pracę. Ale niekoniecznie za pracę literacką. Oczywiście, że każdy może iść do innego zawodu - po co opłacać pielęgniarki? Albo szewców? Albo nauczycieli? Niech idą do Biedronki. Ale nie da się zrobić działającego społeczeństwa, w którym wszyscy pracują na kasie w supermarkecie.

Lepiej zatem tworzyć społeczeństwo różnorodne, które dba o wszystkie branże i zauważa ich specyfikę.

@Fidel:

Tak, jako że moja praca pozwala mi na godne życie, mogę część wolnego czasu oddać tym kolegom i koleżankom, którzy są w gorszej sytuacji. I to niekoniecznie dlatego, że są beztalenciami, głupcami, obibokami, jak to niektórzy insynuują - nie, często są to ludzie wielkiego talentu, ale na przykład piszący rzeczy niszowe. I mogą być zapraszani na światowe festiwale...

Pan mnie źle zrozumiał, może byłem zbyt lakoniczny. Również jestem zdania, że różnorodność społeczna, w każdym w zasadzie aspekcie, to bogactwo. Z którego należy korzystać, ale przede wszystkim o nie dbać. Jednakowoż wnioski mi wypływają inne. Podobnie jak nie ma obowiązku zrzeszania się w UL, nie ma obowiązku bycia pisarzem. To oczywiście jedynie moje zdanie, ale gruba większość ludzi pióra powinna pracować w symbolicznej Biedronce lub robić cokolwiek innego, może tam będą świetni. Stąd wynika moja ocena co do wartości tej akcji oraz z przekonania, że za czas jakiś, niedługi, o UL będziemy czytać jedynie w podręcznikach do historii.

Ale może się mylę.

Pan mnie źle zrozumiał, może byłem zbyt lakoniczny. Również jestem zdania, że różnorodność społeczna, w każdym w zasadzie aspekcie, to bogactwo. Z którego należy korzystać, ale przede wszystkim o nie dbać. Jednakowoż wnioski mi wypływają inne. Podobnie jak nie ma obowiązku zrzeszania się w UL, nie ma obowiązku bycia pisarzem. To oczywiście jedynie moje zdanie, ale gruba...

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Poniżej ma Pan wywiad oraz moje odpowiedzi w wątku. Nie będę ich powtarzał.

Poniżej ma Pan wywiad oraz moje odpowiedzi w wątku. Nie będę ich powtarzał.

Widać Pan omija odpowiedź na to pytanie. Cały artykuł przeczytałam parę razy i opowiada o zabezpieczaniu interesów twórców. Ok, takie wasze prawo i nie mam nic do tego. Natomiast to jest jedyne zdanie o lobbowaniu na rzecz czytelnictwa. Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo.

Widać Pan omija odpowiedź na to pytanie. Cały artykuł przeczytałam parę razy i opowiada o zabezpieczaniu interesów twórców. Ok, takie wasze prawo i nie mam nic do tego. Natomiast to jest jedyne zdanie o lobbowaniu na rzecz czytelnictwa. Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo.

Nie, niczego nie omijam. Proszę przeczytać dyskusję poniżej i znajdzie Pan konkretne wyjaśnienia i przykłady.

Nie, niczego nie omijam. Proszę przeczytać dyskusję poniżej i znajdzie Pan konkretne wyjaśnienia i przykłady.

Tyle, że my jesteśmy stowarzyszeniem profesjonalistów - więc problem nie jest w tym, że ktoś chce pieniądze za amatorskie pisanie. Nikt tu nie walczy o "talenty", tylko o takie rozwiązanie, żeby talent mógł się rozwijać w lepszych warunkach.

Tyle, że my jesteśmy stowarzyszeniem profesjonalistów - więc problem nie jest w tym, że ktoś chce pieniądze za amatorskie pisanie. Nikt tu nie walczy o "talenty", tylko o takie rozwiązanie, żeby talent mógł się rozwijać w lepszych warunkach.

Dziękuję za odpowiedź. Precyzując - śmiem twierdzić, że w sprzyjających warunkach talent rozwinie się samoistnie, niczym perła w muszli Pinctada margaritifera. A Państwo mu to zapewnicie choćby przez to, że wiele ścieżek zostanie przez Was przetartych i wiele drzwi uchylonych.

Panie Jacku, przy okazji, czy można prosić o rozwiniecie wątku o lobbowaniu na rzecz rozwiązań korzystnych dla literatury i czytelnictwa w Polsce?

Dziękuję za odpowiedź. Precyzując - śmiem twierdzić, że w sprzyjających warunkach talent rozwinie się samoistnie, niczym perła w muszli Pinctada margaritifera. A Państwo mu to zapewnicie choćby przez to, że wiele ścieżek zostanie przez Was przetartych i wiele drzwi uchylonych.

Panie Jacku, przy okazji, czy można prosić o rozwiniecie wątku o lobbowaniu na rzecz rozwiązań...

Nie, talent nie rozwija się "samoistnie", talent rozwija się ciężką pracą. :)

Ileś z tych rzeczy wymieniłem w wywiadzie, inne w odpowiedziach poniżej, co jeszcze konkretnie chciałaby Pani wiedzieć?

Nie, talent nie rozwija się "samoistnie", talent rozwija się ciężką pracą. :)

Ileś z tych rzeczy wymieniłem w wywiadzie, inne w odpowiedziach poniżej, co jeszcze konkretnie chciałaby Pani wiedzieć?

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

O tym, czy twórca jest istotny, decyduje historia literatury, w różnych okresach różnie zresztą :)

Natomiast w przypadku Unii decyzje są nieco inne: po pierwsze, czy dany kandydat będzie należał do Unii (o ile spełnia podane warunki minimalne: pełnoletniość, 2 wydane książki w profesjonalnych wydawnictwach z podanego zakresu - czyli nie podręczniki do matematyki, dajmy na to), decydują najpierw dwaj członkowie, rekomendując kandydata, a potem Komisja Członkowska (skład na stronie stowarzyszenia). Od decyzji można się odwoływać a także próbować ponownie po stosownym okresie (z większym dorobkiem).

Po drugie, w przypadku rezydencji, członkowie komisji porównują CV pisarzy i zaproponowane projekty i wspólnie decydują nad wybraniem najciekawszych.

Niemniej jednak, ulepszenia wywalczone przez stowarzyszenie, będą służyły wszystkim - każdy pisarz (nie tylko członek UL) będzie mógł wejść na stronę i zapoznać się z umowami modelowymi i towarzyszącym im komentarzem prawników. Tak samo jeśli uda się stworzyć system ubezpieczeń artystów, będzie mógł z nich korzystać każdy spełniający warunki twórca, nie tylko członkowie stowarzyszeń.

O tym, czy twórca jest istotny, decyduje historia literatury, w różnych okresach różnie zresztą :)

Natomiast w przypadku Unii decyzje są nieco inne: po pierwsze, czy dany kandydat będzie należał do Unii (o ile spełnia podane warunki minimalne: pełnoletniość, 2 wydane książki w profesjonalnych wydawnictwach z podanego zakresu - czyli nie podręczniki do matematyki, dajmy na...

Super sprawa. Z tego co się orientuję w Polsce każdy wydawca traktuje pisarzy po swojemu. Nie ma wytycznych, nie ma czegoś, co by można było określić jakimś standardem. UL ma szanse to zmienić, a ja trzymam za to kciuki!

Super sprawa. Z tego co się orientuję w Polsce każdy wydawca traktuje pisarzy po swojemu. Nie ma wytycznych, nie ma czegoś, co by można było określić jakimś standardem. UL ma szanse to zmienić, a ja trzymam za to kciuki!

A więc do tego doszło... Najwyższy czas założyć zwiazek zawodowy czytelników.

A więc do tego doszło... Najwyższy czas założyć zwiazek zawodowy czytelników.

Unię Literacką - popieram :)
"Kabzę" za pracę dla twórców - popieram :)

Unię Literacką - popieram :)
"Kabzę" za pracę dla twórców - popieram :)

Jako że my Czytelnicy jesteśmy w mniejszości w kraju nad Wisłą to w związku z akcją krzewienia literatury domagamy się dofinansowania do Naszego hobby jakim jest czytanie. Chcemy na koszt Państwa i dla dobra przyszłych pokoleń jedną książkę w miesiącu za darmo ! ! !

Jako że my Czytelnicy jesteśmy w mniejszości w kraju nad Wisłą to w związku z akcją krzewienia literatury domagamy się dofinansowania do Naszego hobby jakim jest czytanie. Chcemy na koszt Państwa i dla dobra przyszłych pokoleń jedną książkę w miesiącu za darmo ! ! !

Nie wiem, o jakich "chorych rozwiązaniach, które mają nabijać kabzę literatom" Pan pisze, trudno mi się odnieść do tak ogólnikowego ujęcia, ale chętnie się do tego odniosę, kiedy Pan to sprecyzuje.

Każda z akcji, które Pan wymienił jako te, które Pan popiera, może być promowana przez UL - aczkolwiek nie poprzez "omijanie polityków", tak się bowiem składa, że (czy nam się to podoba, czy nie) to politycy stanowią prawo RP w parlamencie. Dlatego stowarzyszenie takie, jak nasze, musi lobbować również u polityków (bez względu na osobiste sympatie czy antypatie).

Program rezydencji, na przykład, obejmuje również to, że pisarze/rki i tłumacze/czki goszczący w rezydencjach podejmują się spotkania z czytelnikami - zatem np. samorząd, który decyduje się na takie wsparcie i daje, dajmy na to, mieszkanie z dwoma pokojami i częścią wspólną na rok, czyli przyjmuje 24 twórców (6 pisarzy/rek polskich, 6 zagranicznych, 6 tłumaczy/ek polskich, 6 zagranicznych) otrzymuje w zamian tyleż spotkań z postaciami ważnymi dla literatury polskiej i zagranicznej dla czytelników swoich bibliotek (czy, na przykład, uczniów szkół). I tak jest ze wszystkim właściwie.

Nie wiem, o jakich "chorych rozwiązaniach, które mają nabijać kabzę literatom" Pan pisze, trudno mi się odnieść do tak ogólnikowego ujęcia, ale chętnie się do tego odniosę, kiedy Pan to sprecyzuje.

Każda z akcji, które Pan wymienił jako te, które Pan popiera, może być promowana przez UL - aczkolwiek nie poprzez "omijanie polityków", tak się bowiem składa, że (czy nam się...

Panie Jacku
Przez pojęcie chore rozwiązania rozumiem dokładnie to co Pan przedstawia jako zakres Państwa zadań.
A może podnieść czytelnictwo a tym samym świadomość i chęć nabywania nowych książek przez staranie się o zmniejszenie ich cen albo o to aby były bardziej atrakcyjne a nie jak za komunizmu pomarańcze - tylko od święta. A dzięki takim poczynaniom wzrośnie sprzedaż książek a tym samym Państwa zarobki.
Natomiast podejście "na leniuszka" niech Państwo nam zrekompensuje bo tak robią gdzieś indziej to jest właśnie chore.
Druga sprawa którą Pan poruszył. Niech samorząd da mieszkanie dla pisarzy, tłumaczy itp itd.
Szanowny Panie jest kapitalizm i za reklamę czyli spotkania z literatami płacą wydawcy albo sami zainteresowani.
A Pan walczy aby wszystko metodą "na leniuszka" otrzymywać od Państwa.

Panie Jacku
Przez pojęcie chore rozwiązania rozumiem dokładnie to co Pan przedstawia jako zakres Państwa zadań.
A może podnieść czytelnictwo a tym samym świadomość i chęć nabywania nowych książek przez staranie się o zmniejszenie ich cen albo o to aby były bardziej atrakcyjne a nie jak za komunizmu pomarańcze - tylko od święta. A dzięki takim poczynaniom wzrośnie sprzedaż...

No cóż, widzę, że tu są potrzebne szersze korepetycje.

Po pierwsze: państwo (w tym samorząd) nie robi żadnej łaski, tylko realizuje podstawowe, konstytucyjne prawa obywateli, zawarte w art. 6 i art. 73 Konstytucji RP. Państwo ma zwyczajnie obowiązek prowadzenia misji upowszechniania kultury różnymi drogami i na całym swoim terenie (i poza nim, dla potrzeb obywateli znajdujących się za granicą).

To nie jest kwestia "na leniuszka", bo założenie, prowadzenie i organizowanie kolejnych działań takiego stowarzyszenia to mnóstwo pracy. Gadanie "a może podnieść czytelnictwo" niczego tu nie zmienia - zarówno piszący te słowa, jak i wielu członków UL od lat jeździ po kraju ze spotkaniami autorskimi, traktując to jako część swojej pisarskiej misji: do bibliotek, szkół, prowadzić warsztaty, itd. Wszystko to przyczynia się do wzrostu czytelnictwa (a przynajmniej zmniejszania jego spadku). Natomiast myli się Pan, że to się przenosi bezpośrednio na wzrost zarobków - tu bardzo wiele zależy od tego, jakie umowy podpisuje twórca z wydawcą. W skrajnych przypadkach może w ogóle nie zarabiać na sprzedawanych egzemplarzach (bandyckie umowy z przeniesieniem wieczystym praw bezpłatnie lub za niewielką kwotę).

Nie, rezydencja nie jest "mieszkaniem dla pisarzy i tłumaczy" :D Nie chodzi o to, żebyśmy dostawali lokale na własność. Chodzi o udostępnianie przestrzeni, dzięki której tworzy się rezydencja pisarska. To nie jest nic nowego, takie programy istnieją od bardzo dawna (począwszy od poetów rezydujących przy dworach w czasach renesansu, a może i wcześniej), wielu z polskich twórców literatury korzysta z takich programów zagranicznych - ale warto mieć je w kraju, bo koszt tego jest bardzo niski, natomiast np. reklama dla miast i regionów bardzo duża. To jest zwyczajnie opłacalne.

A co do "Szanowny Panie jest kapitalizm i za reklamę czyli spotkania z literatami płacą wydawcy albo sami zainteresowani." - nie wiem, na jakim świecie się Pan chował, ale kompletnie nie ma Pan o tym pojęcia. Spotkania z pisarzami w wielu krajach są w ogóle biletowane (w Polsce niemal zawsze darmowe, ale opłacane przez instytucję) i poza promocją książki w momencie wydania (zazwyczaj jest to jeden wieczór promocyjny) nie są organizowane ani przez wydawców, ani przez pisarzy.

Ja wiem, że łatwo jest mówić z pozycji besserwissera, ale kiedy się tak robi w kwestiach, o których nie ma się zielonego pojęcia, zwłaszcza z osobą, która ma na danym polu wieloletnie doświadczenie, można łatwo wyjść publicznie na osobę niemądrą. Nie polecam Panu tego.

No cóż, widzę, że tu są potrzebne szersze korepetycje.

Po pierwsze: państwo (w tym samorząd) nie robi żadnej łaski, tylko realizuje podstawowe, konstytucyjne prawa obywateli, zawarte w art. 6 i art. 73 Konstytucji RP. Państwo ma zwyczajnie obowiązek prowadzenia misji upowszechniania kultury różnymi drogami i na całym swoim terenie (i poza nim, dla potrzeb obywateli...

Ja też chcę książkę za darmo, i masło, no i lexusa oczywiście :).

Ja też chcę książkę za darmo, i masło, no i lexusa oczywiście :).

@Emina
Unia nie postuluje przekazywania twórcom pieniędzy za darmo :) Tylko za konkretną pracę. Tak, żeby podział zysków z rynku książki w sprawiedliwszym stopniu trafiał do jej zasadniczych twórców.

@Emina
Unia nie postuluje przekazywania twórcom pieniędzy za darmo :) Tylko za konkretną pracę. Tak, żeby podział zysków z rynku książki w sprawiedliwszym stopniu trafiał do jej zasadniczych twórców.

Panie Jacku
Zacznę od końca. Dyskusja na LC tonie panel profesjonalistów i każdy w zakresie posiadanej wiedzy ma prawo powiedzieć co sądzi o poruszanej kwestii.
To, że w kwestiach związanych z pisaniem książek,promocją i wydawaniem ich jest Pan na wyższym poziomie nie będę ukrywał. Nie będę oburzał się, że nazywa Pan kogoś kto wie mniej niż Pan na dany temat "osobą niemądrą" takie określenia od wielu lat słyszę w TVP na temat gorszego sortu.

Spotkania autorskie biletowane. Rozumiem, że to marzenie pisarzy w Polsce bo to kraj ludzi unikających czytania (przepraszam Czytelników piszę o średniej statystycznej) a w związku z tym należy dostosować rozwiązanie promocyjne do aktualnej koniunktury na rynku czytelniczym.
Wydawca nie inwestuje bo szkoda mu pieniędzy.
No cóż i tak 99% literatury kończy w Biedronce w pudle za 9,99 zł.

Proszę również pisząc o rezydencjach pisarskich brać pod uwagę wcześniejszą kwestię koniunktury.
Obiady czwartkowe, sponsoring, posiadanie mentora to nie te czasy nie ten kraj. Przepraszam, że sprowadzam Pana na ziemie.

Jednak nie ukrywam, że z chęcią uczestniczyłbym w profesjonalnym spotkaniu autorskim a nie w zaliczeniu godzinek w Domu Kultury, Pałacu Młodzieży czy EMPIKU. Niestety normą jest, że pisarze na zbliżone godziny umawiają po 2-3 spotkani autorskie i zamiast skupić się na odpowiedziach zastanawiają się jak unikając korków najmniej spóźnić się na kolejne. To powoduję, że Czytelnicy unikają bycia lekceważonymi.

Sprawa umów autorskich z wydawcą to indywidualna sprawa pomiędzy zainteresowanymi. Na początku swej pracy zawodowej każdy zaczyna od umów na słabych warunkach a nabywając doświadczenia, zdobywając czytelników sam zaczyna decydować o zapisach swoich umów.

I poruszana na samym początku przez Pana kwestia konstytucyjnego zapisu o misji upowszechniania kultury. To szeroki i trudny temat ponieważ nawet sami ludzie kultury inaczej go interpretują. Filmowcy, pisarze, twórcy innych dziedzin sztuki.

Uważałem, że wątek na LC został utworzony aby móc się spokojnie w kulturalny sposób wypowiedzieć w tytułowej sprawie jednak z jak okazało się w z dyskusji chodzi tylko aby zdobyć na LC poparcie dla swoich "Stowarzyszenia" poglądów.

Dziękuję za pouczającą wymianę zdań.
Pozdrawiam
Wojtek

Panie Jacku
Zacznę od końca. Dyskusja na LC tonie panel profesjonalistów i każdy w zakresie posiadanej wiedzy ma prawo powiedzieć co sądzi o poruszanej kwestii.
To, że w kwestiach związanych z pisaniem książek,promocją i wydawaniem ich jest Pan na wyższym poziomie nie będę ukrywał. Nie będę oburzał się, że nazywa Pan kogoś kto wie mniej niż Pan na dany temat "osobą...

Nie napisałem, że jest Pan niemądry. Napisałem, że laik pouczający specjalistę z pozycji besserwissera może publicznie wyjść na osobę niemądrą. Sąd ten podtrzymuję.

Nie sądzę, żeby biletowanie spotkań autorskich było "marzeniem pisarzy", wręcz przeciwnie, ja na przykład jestem przeciwny. Nie wiem też, skąd Pan wziął dane o tym, że 99% książek ląduje w Biedronce - najwyraźniej po raz kolejny postanowił Pan udowodnić swoją nieznajomość rynku książki. Natomiast, i owszem, żywot książki w Polsce jest krótki, jest to jedna z patologii tego systemu i ja na przykład jestem zwolennikiem wprowadzenia systemu o jednolitej cenie książki (proszę sobie zgooglować), który stabilizuje rynek i ostatecznie działa również na korzyść czytelników, obcina natomiast zyski pośredników handlowych.

" Niestety normą jest, że pisarze na zbliżone godziny umawiają po 2-3 spotkani autorskie i zamiast skupić się na odpowiedziach zastanawiają się jak unikając korków najmniej spóźnić się na kolejne. " - poda Pan źródło tej rewelacji? Dysponuje Pan jakimiś statystykami na temat spotkań autorskich w Polsce? Z DKK, z innych spotkań bibliotecznych, z czegokolwiek?

Nie, umowy to nie jest indywidualna sprawa. Reguluje je prawo - w szczególności są klauzule zakazane oraz nieważne, nawet jeśli zostały wpisane do umowy. Są też klauzule legalne ale szkodliwe i jest rolą społeczności pisarzy ostrzegać młodszych kolegów przed praktykami, które są nieuczciwymi działaniami wydawców, obliczonymi na wyzyskiwanie nieświadomych autorów.

Owszem, interpretacja przepisów o prawie dostępu do kultury to szeroki problem, ale zapewniam Pana, że zdanie różnych środowisk twórców niespecjalnie się tutaj różni i jesteśmy zgodni, że rolą państwa jest realizowanie jego konstytucyjnego obowiązku.

Jeśli chciał Pan kulturalnie rozmawiać, to nie bardzo wiem, czemu zaczął Pan od sformułowania o "chorych rozwiązaniach, mających nabijać kabzę"? Albo czemu nie załatwił Pan sprawy podstawowej dla kulturalnej dyskusji, to znaczy nie zadał Pan sobie trudu poznania sprawy, zanim ją Pan skomentował? "Nie znam się, to się wypowiem" nie należy do elementarza kulturalnej dyskusji. Wręcz przeciwnie.

Nie napisałem, że jest Pan niemądry. Napisałem, że laik pouczający specjalistę z pozycji besserwissera może publicznie wyjść na osobę niemądrą. Sąd ten podtrzymuję.

Nie sądzę, żeby biletowanie spotkań autorskich było "marzeniem pisarzy", wręcz przeciwnie, ja na przykład jestem przeciwny. Nie wiem też, skąd Pan wziął dane o tym, że 99% książek ląduje w Biedronce -...

Panie Jacku
Nie potrzebuję statystyk aby podtrzymać swoje zdanie o 99% książek lądujących w przykładowym koszu za 9,99 zł w Biedronce ale pisze to z doświadczenia nabytego podczas wielu rozmów z osobami odpowiedzialnymi za promocję i wydawnictwa w Polsce. Z całym szacunkiem ale Pana znajomość tematu w stosunku do tych osób to jak Rysy do Mont Everestu - proszę się nie obrazić ale to są osoby które odpowiadają za prawie 20% książek w tym kraju
Również z podobnego źródła jak również z własnego doświadczenia wiem o umawianiach 2-3 spotkań autorskich w zbliżonych godzinach z góry skazanych na spóźnienia.

Dlatego swoje zdanie o poruszonych w tej dyskusji kwestiach znam od strony czytelnika (jakim jestem od kilku dziesięcioleci) i wydawców (którzy mają zdanie o literatach takie jak klasa rządząca o "totalnej" opozycji i ludziach gorszego sortu)
Nie chcę tu generalizować ponieważ wiem z 20% wycinka tej działalności ale mimo "chorego" wg mnie podejścia do tych spraw to mam zaufanie co do danych o jakich rozmawiamy.

Panie Jacku
Nie potrzebuję statystyk aby podtrzymać swoje zdanie o 99% książek lądujących w przykładowym koszu za 9,99 zł w Biedronce ale pisze to z doświadczenia nabytego podczas wielu rozmów z osobami odpowiedzialnymi za promocję i wydawnictwa w Polsce. Z całym szacunkiem ale Pana znajomość tematu w stosunku do tych osób to jak Rysy do Mont Everestu - proszę się nie...

Nie wiem czy wprowadzenie systemu o jednolitej cenie książki ustabilizuje rynek. Czytelnicy będą czekać wymagany czas aby kupić książkę. Poza nielicznymi wyjątkami( ale też nie są to nowości) kupuję ksiązki w tanich księgarniach. Jeżeli chcę jakąś książkę przeczytać i nie ma jej w bibliotece to mogę poczekać nawet rok aby tą książkę kupić. POczekam i kupię taniej. No nie jest towar, który się przeterminuje, a jeżeli tak, to nie wart czytania.

Nie wiem czy wprowadzenie systemu o jednolitej cenie książki ustabilizuje rynek. Czytelnicy będą czekać wymagany czas aby kupić książkę. Poza nielicznymi wyjątkami( ale też nie są to nowości) kupuję ksiązki w tanich księgarniach. Jeżeli chcę jakąś książkę przeczytać i nie ma jej w bibliotece to mogę poczekać nawet rok aby tą książkę kupić. POczekam i kupię taniej. No nie...

@Shonen

Widzę tu dwa typy argumentowania: "W biurku w Peterburku" oraz "mam starszego brata i on wie". Zasadniczo: nie ma Pan żadnych danych ani żadnych argumentów, co wyczerpuje ten temat. Nie rozmawiamy o żadnych "danych", rozmawiamy o Pańskich niczym niepopartych mniemaniach.

@Shonen

Widzę tu dwa typy argumentowania: "W biurku w Peterburku" oraz "mam starszego brata i on wie". Zasadniczo: nie ma Pan żadnych danych ani żadnych argumentów, co wyczerpuje ten temat. Nie rozmawiamy o żadnych "danych", rozmawiamy o Pańskich niczym niepopartych mniemaniach.

@jatymyoni

Może Pan będzie tyle czekał - czytelnicy zasadniczo jednak nie, co pokazują realia w krajach, gdzie to obowiązuje. Ta różnica nie uderza wcale w czytelników, tylko w pośredników, a najbardziej - w giganty, typu Empik, które mogą dystansować małe księgarnie. Brak ustawy o jednolitej cenie książki najbardziej właśnie uderza w prywatne, niewielkie księgarnie, które nie wytrzymują konkurencji z gigantami (czy to sieciami, czy sklepami internetowymi). I to się odbija konkretnie na masowym upadaniu księgarń - i jasne, Pan czy ja możemy kupować online, mieszkańcy dużych miast mogą iść do centrum i sobie kupić lub sprowadzić książkę, którą chcą. Najbardziej uderza to w czytelników z niewielkich miejscowości i starszych, którzy gorzej sobie radzą w internecie.

@jatymyoni

Może Pan będzie tyle czekał - czytelnicy zasadniczo jednak nie, co pokazują realia w krajach, gdzie to obowiązuje. Ta różnica nie uderza wcale w czytelników, tylko w pośredników, a najbardziej - w giganty, typu Empik, które mogą dystansować małe księgarnie. Brak ustawy o jednolitej cenie książki najbardziej właśnie uderza w prywatne, niewielkie księgarnie, które...

Będąc na LC już od paru lat i obserwująć wypowiedzi na temat zakupu książek myślę, ze jednak dość dużo wybierze taką opcję. Jedynym plusem będzie zwiększona liczba użytkowników bibliotek.

Będąc na LC już od paru lat i obserwująć wypowiedzi na temat zakupu książek myślę, ze jednak dość dużo wybierze taką opcję. Jedynym plusem będzie zwiększona liczba użytkowników bibliotek.

Panie Jacku, to jasne - za pracę należna płaca, moja odpowiedź (widocznie nie dość czytelna) była reakcją na postulat pana Shanona.

Panie Jacku, to jasne - za pracę należna płaca, moja odpowiedź (widocznie nie dość czytelna) była reakcją na postulat pana Shanona.

@jatymyoni

Ludzie co innego deklarują, co innego robią. Ta lekcja, której udziela nam literatura od niepamiętnych czasów (od wielkiej, po gatunkową - zwłaszcza kryminał) najwyraźniej wymaga ciągłego powtarzania :)

Naszym probierzem powinno być nie to, co ludzie mówią, ale jak rynek książki reagował w innych krajach :)

To są jednak sprawy zupełnie dla całości nieistotne - w kwestiach ustawy o cenie książki wypowiadam swoje zdanie, nie zdanie całej UL. Nasze podstawowe cele na razie lobbowania za tą ustawą nie obejmują, obejmują natomiast sporo innych wymienionych w tym wątku i w wywiadzie planów.

@jatymyoni

Ludzie co innego deklarują, co innego robią. Ta lekcja, której udziela nam literatura od niepamiętnych czasów (od wielkiej, po gatunkową - zwłaszcza kryminał) najwyraźniej wymaga ciągłego powtarzania :)

Naszym probierzem powinno być nie to, co ludzie mówią, ale jak rynek książki reagował w innych krajach :)

To są jednak sprawy zupełnie dla całości nieistotne -...

@jatymyoni

Reprezentujesz jedynie część czytelników, tę, która sprowadza każdą próbę uregulowania rynku książki i każdą o tym dyskusję do tego, żeby czytelnik miał taniej albo za darmo. Tu nie (tylko) chodzi o czytelnika, lecz o uporządkowanie całego systemu wytwarzania i dystrybucji dóbr kultury (sorry za to koszmarne sformułowanie, ale o północy trudno o lepsze:).

Książki są za drogie, czy za mało zarabiamy? Według mnie chodzi o to drugie. No i naprawdę trudno mi uwierzyć w wizję pustych księgarń i braku zamówień na książki w sieci przez rok, w oczekiwaniu na rabat:). Zróbmy w końcu ten eksperyment i przekonajmy się.

@jatymyoni

Reprezentujesz jedynie część czytelników, tę, która sprowadza każdą próbę uregulowania rynku książki i każdą o tym dyskusję do tego, żeby czytelnik miał taniej albo za darmo. Tu nie (tylko) chodzi o czytelnika, lecz o uporządkowanie całego systemu wytwarzania i dystrybucji dóbr kultury (sorry za to koszmarne sformułowanie, ale o północy trudno o lepsze:).

...

@Emina

Zasadniczo książki nie są w Polsce drogie - tyle, co dwa bilety do kina, pół do jednego biletu do opery czy teatru, półtora do dwóch drinków. Natomiast nie są szanowane, dlatego każda cena książki staje się "wygórowana".

Kiedy wydawałem pierwszą powieść w 2006, kosztowała 39,90 zł. Dziesięć lat później tyle samo. A tymczasem płace wzrosły zasadniczo - średnia krajowa z 2477 do 4047. Czyli o ponad 60%.

@Emina

Zasadniczo książki nie są w Polsce drogie - tyle, co dwa bilety do kina, pół do jednego biletu do opery czy teatru, półtora do dwóch drinków. Natomiast nie są szanowane, dlatego każda cena książki staje się "wygórowana".

Kiedy wydawałem pierwszą powieść w 2006, kosztowała 39,90 zł. Dziesięć lat później tyle samo. A tymczasem płace wzrosły zasadniczo - średnia...

Może macie rację. Pożyjemy, zobaczymy. ja nie jestem typowym czytelnikiem i mało mnie interesują najbardziej reklamowane książki i wszelkiego rodzaju Topy.

Może macie rację. Pożyjemy, zobaczymy. ja nie jestem typowym czytelnikiem i mało mnie interesują najbardziej reklamowane książki i wszelkiego rodzaju Topy.

Tak, rzeczywiście dyskusje o sztywnej cenie książek bez odniesienia do tego jakie skutki miały takie przepisy w krajach, które to wprowadziły (np. Izrael) można uważać za dyskusje typu "w biurku, w Peterburku".

Tak, rzeczywiście dyskusje o sztywnej cenie książek bez odniesienia do tego jakie skutki miały takie przepisy w krajach, które to wprowadziły (np. Izrael) można uważać za dyskusje typu "w biurku, w Peterburku".

Nie, nikt nie postuluje narzucania opłat czytelnikom bibliotek. Oburza się Pan na coś, czego Pan nie zna (a co funkcjonuje od kilku lat). Wyjaśniłem to komentarz wyżej.

Nie, nikt nie postuluje narzucania opłat czytelnikom bibliotek. Oburza się Pan na coś, czego Pan nie zna (a co funkcjonuje od kilku lat). Wyjaśniłem to komentarz wyżej.

System refundacji już działa. Czytelnik wypożycza za darmo, ale pisarze mają od wypożyczenia parę groszy.

System refundacji już działa. Czytelnik wypożycza za darmo, ale pisarze mają od wypożyczenia parę groszy.

Nie wiem, czy jest "a", "be", czy "ce". Istnieje stara walka między ZLP a SPP, związana z rozwiązaniem starego ZLP w stanie wojennym i powołaniem nowego, reżimowego - wówczas pozostali twórcy stworzyli SPP, najpierw nielegalne, potem zalegalizowane. Tyle, że dla nas to już zupełnie nie ma znaczenia kto był po której stronie styropianu.

W pojęciu niemal całego pokolenia twórców literatury nie załatwia naszych spraw, więc nie byliśmy i nie jesteśmy zainteresowani członkostwem w ZLP czy SPP. To zresztą proces dość typowy - podobnie jest z nowymi stowarzyszeniami Tłumaczy Literatury (STL), filmowców (Gildia Reżyserów), itd.

System wynagrodzeń za wypożyczenia biblioteczne (https://pl.wikipedia.org/wiki/Public_Lending_Right) oznacza, że - jako że twórcy są poszkodowani na tym, że książki nie są kupowane, tylko wypożyczane - państwo drobną kwotą refunduje każde wypożyczenie w ramach centralnego systemu. W żaden sposób nie dotyka to czytelników i dlatego system działa od lat czterech a Pan(i?) o nim nie wie. :) To część szerszego rozwiązania unijnego, obecna w prawie niektórych państw Zachodu od dawna (pierwsza była Dania - 1946, choć pomysł zgłaszano już w 1918).

Nie wiem, czy jest "a", "be", czy "ce". Istnieje stara walka między ZLP a SPP, związana z rozwiązaniem starego ZLP w stanie wojennym i powołaniem nowego, reżimowego - wówczas pozostali twórcy stworzyli SPP, najpierw nielegalne, potem zalegalizowane. Tyle, że dla nas to już zupełnie nie ma znaczenia kto był po której stronie styropianu.

W pojęciu niemal całego pokolenia...

Panie Jacku
Pisze Pan, że nie dotyka Czytelników fakt, że Państwo płaci "literatom" (mam nadzieję, że tym określeniem nikogo nie urażę). To proszę powiedzieć skąd Państwo ma pieniądze ? Jak przepuszczam z podatków czyli z daniny składanej Państwu przez m.in Czytelników. Proszę więc nie pisać, że nie dotyka to Czytelników.
Proszę pamiętać, że biblioteki są instytucjami non profit i pro publico bono, działają na innych zasadach i jakoś Państwo nie płaci literatom za egzemplarz ich twórczości który z mocy prawa musi trafić do m.in: Biblioteki Głównej na koszt literat/wydawcy.
A skoro literaci tracą zyski z powodu czytania książek przez Czytelników bez ich kupienia to jak się ma sprawa z czytaniem książek kupionych w antykwariatach. Czy te firmy działające dla zysku płacą coś literatom ?

Przedstawia Pan stanowisko które satysfakcjonuje Pana ponieważ łatwo wytłumaczyć: My biedni literaci pozbawieni pieniędzy za książki wypożyczane a nie kupowane walczymy o rekompensatę. A ty Czytelniku nie musisz płacić za to (bezpośrednio).
Jak w komunizmie, państwowe czyli niczyje ?

Panie Jacku
Pisze Pan, że nie dotyka Czytelników fakt, że Państwo płaci "literatom" (mam nadzieję, że tym określeniem nikogo nie urażę). To proszę powiedzieć skąd Państwo ma pieniądze ? Jak przepuszczam z podatków czyli z daniny składanej Państwu przez m.in Czytelników. Proszę więc nie pisać, że nie dotyka to Czytelników.
Proszę pamiętać, że biblioteki są instytucjami non...

Proszę uprzejmie. Środki pochodzą z Funduszu Promocji Twórczości, którym dysponuje ministerstwo, czyli z podatku od gier hazardowych. Jeśli więc czytelnik gra na wyścigach czy w kasynie, a choćby w totka, to owszem, dokłada się - ale jeśli czyta książki, to nie. Nie jest to oczywiście wiedza tajemna i mógł Pan wykonać minimalny wysiłek i cokolwiek sprawdzić, zanim się Pan rozindyczy, ale skoro było to ponad Pańskie siły i już zaczął Pan gardłować o komunizmie, to trudno, wykonałem tę pracę za Pana. Proszę, już Pan wie więcej.

Owszem, są istnieje tzw. egzemplarz obowiązkowy, ale obowiązek wysłania tegoż obciąża nie autora, tylko wydawcę.

Zasadniczo sytuacja antykwariatu (książka istnieje jako egzemplarz, który z rzadka przechodzi z osobistego zbioru do osobistego zbioru) jest inna, niż sytuacja biblioteki (książka istnieje jako egzemplarz, który pozostaje w jednym zbiorze i w sposób ciągły jest udostępniony publicznie). To też przyświecało ustawodawcom w Polsce i w UE, że antykwariatów to nie obejmuje (jak sądzę: rozsądnie).

Proszę uprzejmie. Środki pochodzą z Funduszu Promocji Twórczości, którym dysponuje ministerstwo, czyli z podatku od gier hazardowych. Jeśli więc czytelnik gra na wyścigach czy w kasynie, a choćby w totka, to owszem, dokłada się - ale jeśli czyta książki, to nie. Nie jest to oczywiście wiedza tajemna i mógł Pan wykonać minimalny wysiłek i cokolwiek sprawdzić, zanim się Pan...

Panie Jacku
Nie rozindyczyłem się, jak również sprawdziłem to o czym Pan pisze.
Jednak sam fakt z jakim środków w budżecie państwowym to dotyczy nie ma znaczenia.
Równie dobrze te pieniądze mogłyby być przeznaczone na cele alimentacyjne osób unikających tego obowiązku ze względu na uzależnienie właśnie od gier hazardowych.
Chodzi mi o sam fakt że Państwo ma płacić.
A czy z kieszeni ministra kultury czy ministra zdrowia nie ma znaczenia i tak do tej kieszeni pieniądze budżetu Państwa

Panie Jacku
Nie rozindyczyłem się, jak również sprawdziłem to o czym Pan pisze.
Jednak sam fakt z jakim środków w budżecie państwowym to dotyczy nie ma znaczenia.
Równie dobrze te pieniądze mogłyby być przeznaczone na cele alimentacyjne osób unikających tego obowiązku ze względu na uzależnienie właśnie od gier hazardowych.
Chodzi mi o sam fakt że Państwo ma płacić.
A czy z...

Obawiam się, że Pan nie rozumie. To, z czego są płacone PLRy ma znaczenie zasadnicze - NIE SĄ płacone z podatków od obywateli, tylko z procentu od gier hazardowych. Im większy hazard, tym większe wpływy.

I znowu: o ileż łatwiej by było, gdyby Pan zadał sobie minimalny trud sprawdzania, jakiejkolwiek edukacji. Otóż: "Do ceny każdego zakupionego zakładu gier liczbowych doliczana jest dopłata w wysokości 25% ceny zakładu. W przypadku loterii pieniężnych dopłata ta wynosi 10% ceny losu. Kwoty wpłaconych dopłat trafiają docelowo na rachunek Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej (77% wpływów z dopłat), Funduszu Promocji Kultury (20% wpływów z dopłat) oraz Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych (3% wpływów z dopłat)." (wiki)

To nie państwo płaci, płacą bezpośrednio hazardziści. Państwo tylko tym zarządza.

Obawiam się, że Pan nie rozumie. To, z czego są płacone PLRy ma znaczenie zasadnicze - NIE SĄ płacone z podatków od obywateli, tylko z procentu od gier hazardowych. Im większy hazard, tym większe wpływy.

I znowu: o ileż łatwiej by było, gdyby Pan zadał sobie minimalny trud sprawdzania, jakiejkolwiek edukacji. Otóż: "Do ceny każdego zakupionego zakładu gier liczbowych...

Tak gwoli ścisłości. Ów "procent od gier hazardowych" też jest podatkiem. To, że politycy nazwą podatek opłatą, nie oznacza, że przestaje on być podatkiem. A ci "hazardziści" też są obywatelami.

Tak gwoli ścisłości. Ów "procent od gier hazardowych" też jest podatkiem. To, że politycy nazwą podatek opłatą, nie oznacza, że przestaje on być podatkiem. A ci "hazardziści" też są obywatelami.