Wybraliśmy zwycięskie prace:

bocian-fajtłapa
Klakier
Hania
Owca
Angelika

Serdecznie gratulujemy! Z laureatami skontaktujemy się bezpośrednio.

Wybraliśmy zwycięskie prace:

bocian-fajtłapa
Klakier
Hania
Owca
Angelika

Serdecznie gratulujemy! Z laureatami skontaktujemy się bezpośrednio.

SEKS PO OKNAMI.

Nocą z 28 lutego na 1 marca,panią Stefanię D.(88) obudził dziwny dźwięk.W pierwszej chwili myślała,że to płacze dziecko,ale gdy otworzyła okno i wychyliła się na zewnątrz,w blasku księżycowe nocy,ukazały się marcujące koty. Pani Stefania była zbulwersowana.
-88 lat w czystości przeżyłam-powiedziała później naszemu reporterowi.-I nigdy czegoś takiego nie widziałam. Żeby tak bezczelnie...Pod oknami..
Jej oburzenie było tak silne,że pani Stefania wezwała policję,aby zrobiła porządek z nieobyczajnymi kotami. Niestety,nim patrol przybył na miejsce,zwierzęta zniknęły. Cóż,kot jak kot. Zawsze chadza własnym drogami. Pozostaje tylko mieć nadzieję,że gdy znów przyjdzie jemu ochota na amory,zrobi to pod oknem kogoś mniej pruderyjnego.

SEKS PO OKNAMI.

Nocą z 28 lutego na 1 marca,panią Stefanię D.(88) obudził dziwny dźwięk.W pierwszej chwili myślała,że to płacze dziecko,ale gdy otworzyła okno i wychyliła się na zewnątrz,w blasku księżycowe nocy,ukazały się marcujące koty. Pani Stefania była zbulwersowana.
-88 lat w czystości przeżyłam-powiedziała później naszemu reporterowi.-I nigdy czegoś takiego nie...

Magiczna moc...pora!

Jak co dzień, pani Anna wracała z pracy do domu. Zwykle już na klatce schodowej słyszała dobiegającą z jej mieszkania głośną, szatańską muzykę, którą zawsze po powrocie ze szkoły włączał jej czternastoletni syn Maciej. Jednak tym razem zastała tylko dzwoniącą w uszach ciszę. To był pierwszy znak, że coś jest nie tak. Przełknęła niepewnie ślinę i poszła dalej. Kiedy dotarła pod swoje mieszkanie odkryła, że drzwi są lekko uchylone. Nie miała wątpliwości - coś musiało się stać. Włamanie albo coś gorszego. Jej syn jest w tarapatach! Strach zmroził jej krew w żyłach, jednak pani Anna musiała dowiedzieć się co jest grane (a raczej co nie jest). Szybko wyjęła z papierowej torby na zakupy coś, co mogło nadawać się na broń - trafiło na por. Po cichu i bardzo ostrożnie weszła do środka. Przemknęła między pokojami z porem, trzymając go niczym prawdziwy pistolet. - Jednak te wszystkie seriale kryminalne czegoś mnie nauczyły - pomyślała. Nie zauważyła nic dziwnego. Ale kiedy znalazła się przed pokojem syna, przeżyła szok. Wielki szok. Ogromny wręcz. Tego widoku nie zapomni do końca życia. Z wrażenia upuściła warzywo na podłogę. Rozległ się głośny huk, czym zwróciła uwagę swojego syna Macieja. Ten jakby nigdy nic przywitał się z mamą i czytał dalej. CZYTAŁ. On czytał książkę! Pani Anna jeszcze przez chwilę wpatrywała się w ten niecodzienny widok, tak naprawdę nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała. Bohaterkę artykułu cała ta sytuacja bardzo wzruszyła. Zdradziła nam z dumą, że z jej syna będą jeszcze ludzie, po czym odetchnęła z ulgą.

Magiczna moc...pora!

Jak co dzień, pani Anna wracała z pracy do domu. Zwykle już na klatce schodowej słyszała dobiegającą z jej mieszkania głośną, szatańską muzykę, którą zawsze po powrocie ze szkoły włączał jej czternastoletni syn Maciej. Jednak tym razem zastała tylko dzwoniącą w uszach ciszę. To był pierwszy znak, że coś jest nie tak. Przełknęła niepewnie ślinę i poszła...

WSTYD, ŻENADA – POLSKI SAMOLOT OPÓŹNIONY!
Stało się to, co nieuniknione. Boeing 787 Dreamliner, samolot PLL LOTu, zaliczył opóźnienie 30 minut po tym, jak mechanicy pokładowi zdiagnozowali przyczynę usterki. Na miejscu pojawił się nasz reporter, by zdać obszerną relację z tego kolejnego poniżającego zdarzenia.
- Ludzie panikują, nie wiedzą co się dzieje. Wokół mnie szok, pasażerowie próbują szturmem zdobyć stanowisko pani przy bramce, uzyskując informację o przyczynie, długości opóźnienia, i oczywiście o odszkodowaniach za opóźnienie. Na miejscu pojawiła się Straż Ochrony Lotniska, by ugasić ten chwilowy pożar wśród rozwścieczonych pasażerów opóźnionego lotu.
Jak widać na zdjęciach, w kokpicie piloci popijają kawę, z kolei czekający na lot nie mogą doprosić się voucherów na 100 zł, które mogliby spożytkować w pobliskich restauracjach. Po raz kolejny narodowy przewoźnik wykazał się nie lada egoizmem, zostawiając biednych pasażerów samych sobie.
Dostaliśmy również telefon od jednego z podróżników, który poprosił nas o anonimowość. –To skandaliczne zachowanie, przez jakieś problemy z głupim samolotem uciekają mi godziny z mojego all inclusive wypoczynku! Każda minuta to niewypite drinki, niezjedzone przystawki, nie wspominając już o słońcu na złotych plażach, które nas nie opali! A czy ktoś nam za to odda? – relacjonuje rozgoryczony pasażer.
Niestety rzecznik prasowy przewoźnika nie zdecydował się na wyjście do zdenerwowanego tłumu, jak również odmówił komentarza dotyczącego zaistniałej sytuacji. Jak widać, pewne standardy nigdy nie zostaną zachowane przez pewne instytucje.

WSTYD, ŻENADA – POLSKI SAMOLOT OPÓŹNIONY!
Stało się to, co nieuniknione. Boeing 787 Dreamliner, samolot PLL LOTu, zaliczył opóźnienie 30 minut po tym, jak mechanicy pokładowi zdiagnozowali przyczynę usterki. Na miejscu pojawił się nasz reporter, by zdać obszerną relację z tego kolejnego poniżającego zdarzenia.
- Ludzie panikują, nie wiedzą co się dzieje. Wokół mnie szok,...

Maraton o ciasto!
„Dokładnie o godzinie 12:00 moja sąsiadka wróciła do swojego mieszkania, a towarzyszyły temu nie lada wzdychania, chrząkania i ostre przekleństwa, których nie spodziewałam się usłyszeć od siedemdziesięciolatki! Po kolejnej uporczywej, denerwującej serii jęków i narzekania usłyszałam jak krząta się w kuchni. Domniemam, że szukała miski, którą pożyczyła mi dwa lata temu. Nieważne. Półtorej godziny później przygotowałam sobie kawusię i naszykowałam dwa talerzyki. Byłam pewna, że Antonia podzieli się ze mną chociażby trzema kawałkami tego ciasta, co to piekła od dłuższego czasu. Ale kiedy minęła godzina i nikt ani nie zapukał do moich drzwi, ani nie zostałam zaproszona telefonicznie na herbatkę zdenerwowałam się i postanowiłam sama wziąć to, co mi się należało. Podreptałam do mieszkania naprzeciwko. Wpuściłam się do środka i zobaczyłam coś nierealnego. W malutkim saloniku pani Antoniny siedziały wszystkie kobietki w naszym wieku i razem z gospodyniom zajadały się sernikiem! Skandal! Tak szybko, jak potrafiłam, wbiegłam do kuchni, chwyciłam blachę z ostatkami ciasta i powolutku opuściłam mieszkanie. Kobiety na których czele była Antosia ruszyły za mną! Przyśpieszyłam, a one też. Wbiegłyśmy po schodach. Zjechałam windom. Dokuśtykałam do jednej z ławek na placyku. Położyłam ciasto na kolanach i na oczach sąsiadów i sąsiadek zjadłam wszystko! Mają za swoje!” – taką historie opowiedziała jedna z mieszkanek osiedla w Warszawie. Sytuacja ta miała fatalne skutki. Wiele kobiet będzie miała traumę do końca życia, a niektóre z lokatorek postanowiły opuścić swoje mieszkania i zameldować się w budynku naprzeciwko!

Maraton o ciasto!
„Dokładnie o godzinie 12:00 moja sąsiadka wróciła do swojego mieszkania, a towarzyszyły temu nie lada wzdychania, chrząkania i ostre przekleństwa, których nie spodziewałam się usłyszeć od siedemdziesięciolatki! Po kolejnej uporczywej, denerwującej serii jęków i narzekania usłyszałam jak krząta się w kuchni. Domniemam, że szukała miski, którą pożyczyła mi...

ŚMIERĆ CZAI SIĘ W GARAŻU
O mały włos, a życie pani Marii (l. 68) mogło skończyć się w jedną sekundę. 14 w pełni wyposażonych w specjalistyczne sprzęty wozów strażackich, policja z trzech powiatów oraz helikopter medyczny zostały wezwane pod adres zamieszkania pani Marii, skutkiem przystąpienia przez nią do wymagającego niezwykłego bohaterstwa, ekwilibrystyki i umiejętności prowadzenia samochodu manewru wjazdu do przydomowego garażu. Niestety, cała akcja nie zakończyła się sukcesem - pani Maria nieopatrznie zahaczyła prawym przednim błotnikiem o ścianę garażu… Uderzenie w ścianę słychać było bez mała na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów, wezwane na miejsce służby ratunkowe były przygotowane na najgorsze, jednak tym razem Opatrzność musiała czuwać nad panią Marią. Z samochodu (nomen omen nadającego się już wyłącznie do kasacji) pani Marii udało się wyjść o własnych siłach, co więcej – była na tyle odważna, żeby podejść bliżej i przyjrzeć się dokładniej dokonanemu nieszczęściu. Za szczyt jej bohaterstwa można uznać fakt, że pani Maria chciała ponownie wejść do zdezelowanego auta i jeszcze raz spróbować wjechać do garażu, jednak od tego mogącego przynieść wyłącznie złe skutki manewru odciągnęli ją przybyli na miejsce strażacy, którzy na swoje barki wzięli tę ciężką sytuację. „W życiu nie widziałem tak odważnej, a zarazem nieroztropnej osoby. Ta przygoda da pani Marii wiele do myślenia” – powiedział ogniomistrz Jan Kaleta (l. 42). Sama bohaterka nie chciała komentować sprawy.

ŚMIERĆ CZAI SIĘ W GARAŻU
O mały włos, a życie pani Marii (l. 68) mogło skończyć się w jedną sekundę. 14 w pełni wyposażonych w specjalistyczne sprzęty wozów strażackich, policja z trzech powiatów oraz helikopter medyczny zostały wezwane pod adres zamieszkania pani Marii, skutkiem przystąpienia przez nią do wymagającego niezwykłego bohaterstwa, ekwilibrystyki i umiejętności...

ZROBIŁ TO, O CZYM JEGO ŻONA ŚNIŁA W NAJGORSZYCH KOSZMARACH

Zło czai się na każdym kroku, a dotkliwie przekonała się o tym pani Antonina K. Kłobuck (woj. śląskie) nigdy nie widział takiej tragedii.

Alojzy K. (34 l.) i Antonina K. (37 l.) byli doskonałym małżeństwem od ponad 10 lat. Dlatego ta zbrodnia jest taka przerażająca.
Antonina K. jest już dojrzałą, ale wciąż piękną kobietą. Nie daje po sobie poznać, jaka spotkała ją krzywda. - Nigdy nie myślałam, że jest w stanie coś takiego zrobić - mówi z płaczem.
Około 7.00 Antonina wyszła do pracy, zostawiając męża samego. Gdy wróciła do domu, nie myślała, że jej świat zaraz się zawali. Od progu czuła, że coś jest nie tak. Gdy weszła do kuchni, doznała szoku! Mąż próbował się tłumaczyć: - Wiesz, kochanie... Jak cię nie było... - Na wymówki było jednak za późno. Okazało się, że jej ukochany mężczyzna, któremu ufała od lat, NAPRAWIŁ CIEKNĄCY KRAN! - Przecież prosiłam się o to dopiero od 3 miesięcy! Kochałam cię! Jak mogłeś... - Antonina nie była w stanie wydusić nic więcej. Mąż perfidnie pozbawił jej możliwości narzekania na kapiącą wodę i wypominania mu, żeby coś z tym zrobił. Załamana uciekła z domu.
Najstraszliwsze jest to, Antonina nie była jego pierwszą ofiarą. 14 lat temu potraktował podobnie swoją ówczesną narzeczoną, Janinę Z., która do dzisiaj leczy się psychiatrycznie. Sąd umorzył sprawę ze względu na brak dowodów. Alojzy K. jest w rękach policji. Dzisiaj już wiemy, że sprawiedliwość dosięgnie tego potwora.

Czy ty również byłaś ofiarą Alojzego K.?
Pamiętaj! Nie bój się odezwać! Policja zapewnia anonimowość i pomoc psychologa!

ZROBIŁ TO, O CZYM JEGO ŻONA ŚNIŁA W NAJGORSZYCH KOSZMARACH

Zło czai się na każdym kroku, a dotkliwie przekonała się o tym pani Antonina K. Kłobuck (woj. śląskie) nigdy nie widział takiej tragedii.

Alojzy K. (34 l.) i Antonina K. (37 l.) byli doskonałym małżeństwem od ponad 10 lat. Dlatego ta zbrodnia jest taka przerażająca.
Antonina K. jest już dojrzałą, ale wciąż piękną...

Szpilka gwoździem do trumny!

Warszawą wstrząsnęła wiadomość ataku na Lucynę P., studentkę orientalistyki UW, która otarła się o śmierć w warszawskim metrze!
- To stało się tak nagle, naprawdę nie wiem, jakim cudem uszłam z życiem – zaznacza Lucyna P.
14.05. ofiara jak zwykle wysiadła z wagonu, przyciągając spojrzenia płci przeciwnej i stukając o płytę obcasami swoich nowych czerwonych szpilek. Nie podejrzewając niczego, nie czując w powietrzu charakterystycznego zapaszku kłopotów, które ciągnęły się za nią aż od klatki schodowej jej bloku na warszawskim Mokotowie, Lucyna stanęła na stopniu ruchomych schodów i pozwoliła, by ta złowroga maszyneria uniosła ją do góry. Jednak prawdziwy dramat miał dopiero nastąpić! Nieszczęsna dziewczyna nie mogła uwolnić obcasa, który mimo jej łez i okrzyków „ty maszyno piekielna”, tkwił w stopniu niczym Excalibur w kamieniu. Lecz czy zjawił się dzielny król Artur albo chociaż jakiś giermek? Nie! Ofiara przebiegłych i okrutnych ruchomych schodów, ratując się przed niechybną śmiercią, złamała obcas, oblewając tę stratę szczerymi łzami.
- Kosztowały mnie całe stypendium naukowe – wyznaje Lucyna P. - Jednak mając do wyboru buty albo życie, trudno wybrać buty. Nawet te od Jimmy'ego Choo. Jestem tylko biedną studentką, wygląda na to, że będę musiała się ograniczyć do tenisówek.

Szpilka gwoździem do trumny!

Warszawą wstrząsnęła wiadomość ataku na Lucynę P., studentkę orientalistyki UW, która otarła się o śmierć w warszawskim metrze!
- To stało się tak nagle, naprawdę nie wiem, jakim cudem uszłam z życiem – zaznacza Lucyna P.
14.05. ofiara jak zwykle wysiadła z wagonu, przyciągając spojrzenia płci przeciwnej i stukając o płytę obcasami swoich...

NAJTRUDNIEJSZA BITWA W HISTORII LUDZKOŚCI
Zapaliła światło wchodząc do pokoju. Wiedziała czego się tam spodziewać, a perspektywa zmierzenia się z przeciwnikiem przerażała ją już od kilku dobrych godzin. Mimo to gdy ujrzała wroga w pełnej okazałości, strach zawładnął nią jeszcze bardziej. Zaczęły trząść jej się kolana, a z czoła spływały kropelki potu. Miała wrażenie, że stoi na skraju przepaści. Mogła się wprawdzie odwrócić i cofnąć, jednak tylko skok w otchłań mógł doprowadzić ją do bezcennego skarbu.
Zrobiła pierwszy krok w głąb pomieszczenia i natychmiast się zatrzymała. Wróg znajdujący się przed nią był silny, ogromny i ciężki do pokonania. „Czy naprawdę muszę walczyć?” pytała samą siebie w myślach „Czy to tak bardzo mi potrzebne?”
Jednak na to zawołanie ukazał jej się obraz jak z marzeń- oto ona, po opanowaniu materiału i ciężkiej nauce, bezbłędnie zdaje egzamin! Uczniowie wiwatują, profesorowie klaszczą, w koło słychać anielską muzykę, otwierają jej się bramy nieba… wakacji!
Natychmiast zmotywowana, pokonała ostatnie kroki i wzięła do ręki najgorszego wroga – podręcznik, rozpoczynając długą i mozolną walkę z fizyką.

NAJTRUDNIEJSZA BITWA W HISTORII LUDZKOŚCI
Zapaliła światło wchodząc do pokoju. Wiedziała czego się tam spodziewać, a perspektywa zmierzenia się z przeciwnikiem przerażała ją już od kilku dobrych godzin. Mimo to gdy ujrzała wroga w pełnej okazałości, strach zawładnął nią jeszcze bardziej. Zaczęły trząść jej się kolana, a z czoła spływały kropelki potu. Miała wrażenie, że...

CZAJNIK PRÓBOWAŁ ZABIĆ!

Na początku był hałas. Bardzo dziwny, bardzo niepokojący. Coś jakby kwilenie dziecka, podgryzanego przez mysz - relacjonują sąsiedzi. - Pożeranego! Pożeranego w całości - włącza się pani z bloku obok. Hałas nie ustawał do momentu, kiedy przerwał go inny, bardziej gwałtowny dźwięk. Świst? Spadający samolot czy meteor. Wszyscy wstrzymali oddech. Całe osiedle wychyliło się ze swoich okien, śledząc przebieg wydarzeń. Dźwięk nie ustawał.

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Na ulicy Spokojnej na osiedlu Kolorowym na co dzień działy się rzeczy niepojęte i straszne, jednak to, co miało miejsce wtedy, w poniedziałek 1.kwietnia, przerosło wyobrażenia wszystkich mieszkańców.

- Dziwny, bardzo dziwny głos. Chrobotanie, bulgotanie jakby z paszczy wściekłego psa albo wilka. Sama nie wiedziałam, co to mogło być. Wiedziałam, że jest blisko, dobiegało gdzieś zza ściany - mówi Ania, samotna matka, wychowująca dwuletniego Aleksa - Przeraziłam się nie na żarty. Minuty mijały, a to nie przestawało. Przecież to mogło zagrozić mojemu dziecku! Albo matce! - dodała po chwili.

Krzyk dobiegający z kuchni zjeżył wszystkim włosy na głowach. Nie sądzili, że może stać się jeszcze coś gorszego. A jednak. Zawrzało! Skrzek połączony ze świstem i bulgotaniem poniósł się echem po osiedlu, przekazując wiadomość pełną grozy.

"Anka! AAAANKA!" - głos matki zlał się z charczeniem. "Twoja siostra, Zośka, zostawiła czajnik na gazie! WSZYSTKO SPALONE!". Po czym dodała: "ZRÓB HERBATĘ U SĄSIADKI!!"

CZAJNIK PRÓBOWAŁ ZABIĆ!

Na początku był hałas. Bardzo dziwny, bardzo niepokojący. Coś jakby kwilenie dziecka, podgryzanego przez mysz - relacjonują sąsiedzi. - Pożeranego! Pożeranego w całości - włącza się pani z bloku obok. Hałas nie ustawał do momentu, kiedy przerwał go inny, bardziej gwałtowny dźwięk. Świst? Spadający samolot czy meteor. Wszyscy wstrzymali oddech. Całe...