rozwiń zwiń

Do utraty tchu — rozmawiamy z C.L. Taylor

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
27.06.2022

Milion sprzedanych książek to jest coś. A brytyjska autorka C.L. Taylor sprzedała jeszcze więcej. Nic dziwnego, bo ta specjalistka od psychologicznego thrillera słynie nie tylko z budowania wiarygodnych postaci, ale i pełnej napięcia atmosfery. Nowa powieść Taylor, „Jej ostatnie wakacje”, nie jest tu wyjątkiem. Z pisarką rozmawiamy nie tylko o rzeczonej książce, ale i o osobistych doświadczeniach, które pchają ją do działania.

Do utraty tchu — rozmawiamy z C.L. Taylor

[Opis wydawcy] Dwa lata temu Jenna wyjechała na małą wyspę, żeby zmierzyć się z traumami z przeszłości na specjalnym obozie motywacyjnym. Ale terapeutyczne wakacje szybko przerodziły się w koszmar. Dwoje uczestników straciło życie w nieszczęśliwym wypadku. Charyzmatyczny organizator wyjazdu trafił do więzienia jako człowiek odpowiedzialny za ich śmierć. A Jenna… rozpłynęła się w powietrzu. Teraz okryty niesławą Lekarz Duszy wychodzi na wolność, a jego przedsiębiorcza i apodyktyczna żona Kate usiłuje za wszelką cenę pomóc mu wznowić działalność – i zarobić na otaczających go kontrowersjach więcej pieniędzy. Fran, siostra zaginionej, zapisuje się na pierwszy po dłuższej przerwie wyjazd organizowany przez Lekarza Duszy. Chce spotkać się z mężczyzną, który jako jedyny może znać losy Jenny. Czy zabił ją z zimną krwią? A może zrobiła to jego zaborcza partnerka? I czy Fran uda się w ogóle przetrwać ten obóz? Bo wygląda na to, że jest na nim co najmniej kilka osób, które wolą, żeby nikt nie odkrył, co tak naprawdę stało się z Jenną…

Bartek Czartoryski„Jej ostatnie wakacje” poruszają dość kontrowersyjny temat działań samozwańczych guru. Czy mogłabyś przybliżyć proces swojego researchu, bo wydaje się, że osoby te pilnie strzegą swoich zawodowych tajemnic.

C.L. Taylor: Spędziłam sporo czasu, oglądając dokumenty na temat różnych guru od samorozwoju, na temat stosowanych przez nich technik przyciągania do siebie ludzi, budowy mechanizmu histerii i zaufania oraz podejrzanych, nieuregulowanych pseudoterapii. W jednym z nich pojawił się niejaki James Arthur Ray, którego aresztowano za śmierć trojga ludzi podczas jednej z jego ceremonii, i była to bezpośrednia inspiracja dla tej książki. Czerpałam także ze swojego własnego doświadczenia, bo kiedy miałam trzydzieści parę lat, na jednej z greckich wysp przypadkowo natknęłam się na holistyczną grupę terapeutyczną. Pojechałam tam na wyjazd literacki, ale na miejscu nie znalazło się dość chętnych i zapytano nas, czy nie chcemy skorzystać z tej drugiej opcji. Zapisałam się na zajęcia z jogi i warsztaty z witraży, ale unikałam ćwiczeń z ekspresyjnego tańca i wszystkiego, co zalatywało New Age. Niektóre osoby, które tam poznałam, zapisały się jednak na sesje coachingowe i to doświadczenie było dla nich tak traumatyczne, że przyszli na lunch z płaczem.

Okazało się, że coach kazał im zwierzać się z traumatycznych doświadczeń, ale nie zapewnił narzędzi, dzięki którym mogliby potem dojść do siebie. Byli połamani i krusi, i pomyślałam wtedy, że to może być coś bardzo niebezpiecznego, bo osoby te mogłyby trafić w łapy kogoś o skłonnościach manipulatorskich. Jako że byliśmy na odludziu, dosłownie nie było dokąd uciec aż do końca kursu, kiedy to zapakowano nas do autokaru i zabrano do portu. Uznałam, że goście z mojego fikcyjnego ośrodka również muszą znaleźć się w podobnie odludnym miejscu, aby nie mieli dokąd uciec, kiedy będą najbardziej zdezorientowani i narażeni na krzywdę. Stąd zdecydowałam się na Gozo, wyspę sąsiadującą z Maltą, gdzie poleciałam z przyjaciółką, aby zebrać materiały do książki, i znalazłam idealne miejsce na taki ośrodek (gdzie dwoje gości straciło życie), było to tuż za moim hotelem, na kompletnym pustkowiu. Znalazłam też klif, z którego, jak wierzono, rzuciła się Jenna, pozostawiając po sobie jedynie swoje klapki.

Masz dyplom z psychologii. Czy dzięki temu łatwiej ci było stworzyć wiarygodne środowisko oraz naszkicować szczegóły relacji między terapeutami i uzdrowicielami a ich klientami?

Na studiach koncentrowałam się głównie na języku i pamięci, psychologii anormalnej, analizie statystycznej (dotyczącej eksperymentów) i socjologii, nie uczyłam się, jak zostać terapeutką czy doradczynią. Dlatego opierałam się raczej na swoim własnym doświadczeniu z terapią i dorzuciłam do tego szczyptę wyobraźni. Wszyscy terapeuci, z którymi miałam kiedykolwiek styczność, byli bardzo profesjonalni, chociaż jedna z nich miała specyficzne spojrzenie na świat, przez co czułam się cokolwiek niekomfortowo. Dlatego po mojej pierwszej sesji więcej już do niej nie poszłam.

Niepokojąca powieść o gęstej atmosferze.

Claire Douglas, autorka „Odwetu”

Fran to dość nietypowa bohaterka powieści kryminalnej. Czy mogłabyś opowiedzieć o niej i o jej relacji z młodszą siostrą?

W pierwszych pięciu moich powieściach bohaterki to całkiem zwyczajne kobiety, z którymi dość łatwo można się identyfikować, dopiero w szóstej, w „Nieznajomych”, zdecydowałam się wymyślić postać trochę się z rzeczonego schematu wybijającą, bo Ursula ma dwa metry, jest kleptomanką i pracuje jako kurierka. I tak dobrze mi się o niej pisało, że na potrzeby swojej kolejnej książki, „Jej ostatnich wakacji”, chciałam stworzyć jeszcze jedną niezwykłą bohaterkę — Fran. Dość wcześnie zdałam sobie sprawę, dumając nad kwestiami fabularnymi, że Fran i Jenna, choć są siostrami, muszą bardzo się od siebie różnić. Jenna to osoba, która skorzystałaby z wyjazdu terapeutycznego, aby poszukać tam pomocy w kwestii swoich problemów osobistych, a Fran to raczej ktoś, kto prędzej wyrwałby sobie bok, niż zrobił coś takiego. Kiedy myślałam nad tym, skąd te różnice między nimi mogłyby się wziąć, wymyśliłam dwa powody.

 

Po pierwsze, jest między nimi dwanaście lat różnicy, a po drugie, rodzice traktowali je zupełnie inaczej, kiedy były dziećmi. Tak jak Fran, również jestem najstarszym dzieckiem i bardzo się z rodzeństwem różnimy. Byłam bowiem introwertycznym dzieckiem, które kochało spędzać czas w swoim własnym towarzystwie, lubiłam rysować, robić różne rzeczy z papieru, czytać. Z kolei mojego brata i siostrę strasznie podobne rzeczy nudziły i woleli spędzać czas na sportach zespołowych. Nasi rodzice wcześnie przyczepili nam etykiety. Moja siostra była tą śliczną i wysportowaną, o długich blond włosach. Mój brat — urwisem o talencie atletycznym. A ja z kolei — bystrym niezgrabiaszem. I do dziś je nosimy. Moi rodzice nadal potrafią powiedzieć: „Hej, nie dawajcie tego Cally, bo upuści”. Mam czterdzieści osiem lat, własny dom i piszę książki, jestem mamą i od dawna niczego nie rozbiłam ani nie upuściłam. Ale jednak ta etykieta do mnie przylgnęła. Dlatego w „Jej ostatnich wakacjach” chciałam przeanalizować, jak etykiety przylepione w dzieciństwie Fran i Jennie wpływają nie tylko na ich dorosłe życie, ale i ich wzajemne stosunki – czy może być już za późno na to, aby dwoje rodzeństwa, które nie ma ze sobą nic wspólnego, zbliżyło się do siebie.

Choć można by pomyśleć, że Tom jest antagonistą twojej książki, to stanowi bardzo złożoną postać, uzależnioną od swojej despotycznej żony, Kate. Łączy ich bardzo ciekawa relacja.

Tom był bardzo interesującą postacią do napisania. Po researchu, który wykonałam na temat guru i podobnych samozwańczych terapeutów, wszyscy ci ludzie okazywali się silnymi, charyzmatycznymi i skupionymi na celu samcami alfa i łatwo by mi było uczynić Toma kimś takim. Ale uznałam, że będzie ciekawiej, jeśli jednak będzie inny, jeśli guru został niejako przez przypadek i to jego żona stanie za sterami. Z kolei Kate nie sposób polubić, z takim zamiarem ją pisałam, ale chciałam, abyś mógł ją zrozumieć. Chciałam, żeby była sfrustrowaną kobietą żyjącą w męskim świecie, która chce być charyzmatycznym guru z armią popleczników, ale nie tak to wszystko działa. Dlatego swoje ambicje spełnia przez męża. Tom nigdy nie chciał być guru zarabiającym setki tysięcy funtów. Założył grupę terapeutyczną, ponieważ chciał nieść pomoc ludziom, a Kate zmanipulowała go tak, żeby ją rozbudował i stworzył własną markę. Kiedy w retrospektywie poznaje Jennę, pragnie od tego uciec, a ona z kolei spotyka kogoś, z kim nawiązuje nić porozumienia i kto może zaoferować jej nowe życie. A to wiele mówi o Tomie, który jest osobą niepotrafiącą zrobić niczego samodzielnie; kolejny raz potrzebuje kobiecej pomocy.

Pasjonująca i znakomicie skonstruowana historia.

Louise Jensen, autorka „Surogatki”

Jesteś znana nie tylko z thrillerów dla dorosłych, pisałaś też dla młodszych czytelników. Czy jest to coś, czego potrzebowałaś dla zachowania tak zwanej higieny psychicznej?

Napisałam dwa thrillery dla młodszego czytelnika, bo pewne pomysły krążące mi po głowie nie dawały mi spokoju. Pierwszy z nich, „The Treatment”, został zainspirowany serialem telewizyjnym „Skazany na śmierć”. Pierwszy sezon to kawał dobrej roboty. Jest pełen napięcia, stawka jest wysoka, postacie, choć bywają okropne, są wiarygodne i nie mogłam przestać myśleć, jak wyglądałaby akcja takiego serialu, gdyby w takim więzieniu siedzieli nastolatkowie, a nie dorośli mężczyźni. Im dłużej o tym myślałam, tym klarowniej w mojej głowie układała się fabuła, i kiedy podzieliłam się pomysłem z moją agentką, była równie podekscytowana tym punktem wyjścia, co ja, i powiedziała, że pogada z paroma redaktorami. Umówiliśmy się, że podrzucę część powieści z góry, szkic fabuły i trzy rozdziały, i resztę napisałam w szalonym tempie, pierwszy draft skończyłam w niecałe osiem tygodni.

Drugi thriller dla młodzieży, „The Island”, skończyłam niemal równie szybko. Słowa aż się ze mnie wylewały. Chyba dlatego, że nikt nie oczekiwał ode mnie niczego konkretnego, ani czytelnicy, ani wydawca, jeśli chodzi o książki dla młodszych osób. Miałam swobodę, na jaką nie mogłam liczyć, pisząc kryminały dla dorosłych. I faktycznie, powieści te były dla mnie na swój sposób oczyszczające, doskonale się bawiłam przy pisaniu. Postacie mające po trzydzieści, czterdzieści czy pięćdziesiąt lat uformowane są latami odrzucenia, rozczarowania, straty i tęsknoty, podczas gdy nastolatki dopiero co były dziećmi. Pisanie o nich jest o wiele, wiele łatwiejsze. Nie znaczy to, że nie są pełnokrwistymi bohaterami, ale niosą na barkach znacznie mniejszy ciężar życiowych doświadczeń niż dorośli, ich nadzieje i marzenia są nieco mniejsze, a lęki i słabości bliższe tym, czego doświadczają również ich rówieśnicy.

Uważasz, że istnieje różnica między thrillerami i kryminałami pisanymi przez mężczyzn i pisanymi przez kobiety? Bo niektórzy krytycy zdają się podobnych kategorii używać.

Nie, nie bardzo. Kusi, aby powiedzieć, że mężczyźni koncentrują się na akcji, a kobiety na uczuciach, ale z mojego doświadczenia wynika, że to nieprawda. Jestem ogromną fanką Marka Edwardsa, którego postacie są bardzo uczuciowe i nie boją się mówić o swoich emocjach. Podobnie u Willa Deana, którego fenomenalne „The Last Thing to Burn” było jedną z moich ulubionych powieści ostatniego roku. Można mówić o różnicach w jakości konkretnych książek, ale nigdy nie jest to sprawa płci. Przyjemność z lektury wynika z samej opowieści, a nie tego, kto ją napisał.

Co podoba mi się w twojej powieści, to to, że potrafisz uczynić bardzo zwyczajne, codzienne czynności cokolwiek podejrzanymi. Czy istnieją jakieś wytyczne, którymi się kierujesz, aby taki efekt osiągnąć?

To ciekawe, bo nie ty pierwszy mi to mówisz. Mark Sanderson, recenzent z „The Times”, przed rokiem pisał o „Jej ostatnich wakacjach” i powiedział, że „Cally Taylor potrafi zwyczajne parzenie dzbanka herbaty uczynić złowieszczym”. Rozbawiło mnie to, bo nigdy nie rozważałam zbytnio tempa moich książek albo tego, czy coś tak trywialnego, jak parzenie herbaty, można uczynić złowieszczym. Jeśli umieścisz podobną scenę w odpowiednim kontekście, na przykład Fran i jej matka prowadzą ożywioną konwersację i na koniec Fran zostaje tą herbatą oblana, to tak, wtedy towarzyszy temu napięcie. Ale nie jest to coś, o czym myślę, planując fabułę, raczej wychodzi mi to naturalnie, kiedy piszę jakąś scenę. A kiedy piszę, wyobrażam sobie, że to ja jestem postacią, z której perspektywy przedstawiona jest dana scena, aby móc zobaczyć, poczuć i powąchać wszystko, co widzi i czuje ona. Doświadczam emocji na bieżąco i czasem robi się tak gęsto, że zapominam o wzięciu oddechu.

C.L. Taylor – brytyjska pisarka pochodząca z Worcester. Ukończyła psychologię na Uniwersytecie Northumbrii. Po studiach mieszkała dwa lata w Londynie, a następnie trzynaście lat w Brighton. Obecnie mieszka wraz z partnerem i synem w Bristolu. Karierę literacką rozpoczęła w 2005 roku od wielokrotnie nagradzanych opowiadań publikowanych w gazetach i magazynach dla kobiet, m.in. w „Sunday People” i „Sunday Express”. Jest autorką dziesięciu thrillerów psychologicznych, które stały się bestsellerami. Zdobyła Dead Good Books Reader Award w latach 2015, 2016, 2017 i 2018, Hearst Big Book Award w roku 2018 oraz Kobo Crime/Thriller w latach 2015 i 2016, a jej książki sprzedały się w łącznym nakładzie przekraczającym milion dwieście tysięcy egzemplarzy i zostały przetłumaczone na ponad dwadzieścia języków. Prawa do ekranizacji jednej z powieści (The Escape) kupiła firma producencka Feel Films, stojąca za sukcesem emitowanego przez BBC serialu Jonathan Strange i Pan Norrell.

Przeczytaj fragment książki:

Jej ostatnie wakacje

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Jej ostatnie wakacje” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Bartek Czartoryski 27.06.2022 14:30
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post