Czytamy w weekend
Od Sasa do lasa! Tak można by zakrzyknąć, zerkając na nasze redakcyjne wybory czytelnicze na ten weekend. Każdy z nas sięgnął po coś innego. Kinga sięgnie po komiks, Mateusz - literaturę faktu, a Ewa - powieść obyczajową. Agata z kolei będzie poznawać historię... od kuchni. Smacznej lektury!
Od dawna prowadzę Instagrama i przyznaję się bez bicia – nic z rana nie budzi mnie lepiej, niż przejrzenie serii instastories. Wśród osób, które śledzę, są pisarze i poeci, blogerzy oraz krytycy, artyści i aktorzy. Ci ostatni, co ciekawe, również są źródłem moich czytelniczych inspiracji – dość powiedzieć, że to dzięki rekomendacji Natalie Portman zainteresowałam się (świetną zresztą) powieścią „Normalni ludzie”. Na to, z którą książką spędzę rozpoczynający się dziś weekend, wpływ miała z kolei Reese Witherspoon.
Gwiazda serialu „Wielkie kłamstewka” nie od dziś zaangażowana jest w promowanie literatury. W ramach swojej firmy mediowej „Hello Sunshine” prowadzi klub książkowy, a powieści, które wybiera, mają wielką szansę zdobyć popularność tysięcy jej fanów. Nie inaczej było z „Małymi ogniskami”. Aktorka tak bardzo zakochała się w tej powieści, że wywalczyła również prawa do jej ekranizacji. Serial wyprodukuje wraz z Kerry Washington, obie również zagrają główne role. Ekscentryczna artystka i uporządkowana pani domu, obie mieszkające w silnie zhierarchizowanej społeczności miasteczka Shaker Heights, są bohaterkami opowieści biorącej pod lupę zależności społeczne i małe animozje, które mogą wybuchnąć niczym pożar. Pożar zresztą wybucha już na pierwszych stronach książki, później zaś zatapiamy się w retrospekcji zdarzeń, które do niego doprowadziły. Mam nadzieję, że ognia w tej książce będzie więcej. Reese, trzymam Cię za słowo!
W jednej ze swoich piosenek, Mirosław Czyżykiewicz śpiewa takie słowa: „Znów ktoś zapomniał, że w dziale wojna to nie jest dziejów opera omnia.” Ów podmiotowo-liryczny ktoś ma kiepską pamięć. Do tego stopnia, że opowieść o wojnie zdaje się wiodącym wątkiem dyskursu historycznego. Przychodzi mi do głowy jeszcze jeden cytat, tym razem z gry Fallout - „Wojna nigdy się nie zmienia”. Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Mam tylko jedno zastrzeżenie – wojny nie zmieniają się w swej naturze na przestrzeni dziejów, różnią się jedynie między sobą. Można uznać, że są to różnice gatunkowe. A najstraszniejszą ze wszystkich wydaje mi się wojna domowa. Jaka moc, poza standardową rządzą władzy, bogactwa, odwetu etc., żywiona przez niewielką grupę prowodyrów, popycha ludzi z jednego plemienia, do zbrojnego wystąpienia przeciwko innym jego członkom? A kiedy bitewny kurz opadnie, co daje siłę byłym wrogom mieszkać obok siebie, drzwi w drzwi? Nie wierzę w istnienie odpowiedzi na te pytania, ale uważam, że mimo wszystko należy ich szukać. Dlatego w weekend będę czytał reportaż „Strup. Hiszpania rozdrapuje rany” Katarzyny Kobylarczyk. Rzecz o bezimiennych grobach, dochodzeniu prawdy oraz sprawiedliwości, wybaczeniu i pamięci.
W czasie kwarantanny zdecydowanie ograniczyłam kupowanie nowych książek. Staram się w końcu wyciągać starsze pozycje, które potrafią przeleżeć na półkach nawet kilka lat, zanim dostąpią zaszczytu przeczytania. Dlatego właśnie cały kwiecień spędziłam na czyszczeniu regałów (w moim przypadku jednego regału i kilku półek oraz ogromnej ilości stosów). Skłamałabym, gdybym powiedziała, że to czyszczenie księgozbioru nie sprawiało mi przyjemności. Jednak były dwie sytuacje, gdy swoje postanowienie o niekupowaniu nowych pozycji złamałam. Pierwszy to był Światowy Dzień Książki, bo jak wiadomo, dzień święty trzeba święcić. Drugą okazją była premiera komiksu „Orwell” od wydawnictwa Marginesy. Czekałam i czekałam. Wysyłka się opóźniała, potem był długi weekend, i gdy w końcu do mnie dotarł, no to się zakochałam. Do tego stopnia, że postanowiłam odłożyć lekturę, aż do weekendu. Nie mam chyba piękniejszego komiksu, w swojej dość szczupłej kolekcji. Dlatego najbliższe dwa dni albo bądźmy szczerzy – maksymalnie dwie godziny – spędzę właśnie z biografią autora „Roku 1984”.
W czasach epidemii po wielu godzinach pracy zdalnej, pisania maili, wykonywania telefonów uciekam do kuchni. I nie chodzi tylko o fakt, że wieczorami moja kuchnia pachnie wypiekami, ale także o książkę, po którą ostatnio sięgnęłam.
A mowa o „Przy stole z królem. Jak ucztowano na królewskim dworze” Wiki Filipowicz. Autorka przypatruje się królewskim posiłkom — od prostych śniadań (choć śniadanie królowej Wiktorii składało się z ośmiu dań!) do wystawnych uczt — jak, chociażby menu weselnemu ze ślubu córki Kazimierza Jegiellończyka z księciem Bawarii. Przyglądania się weselnym stołom jest tam zresztą więcej: wiedzieliście, że to królowej Wiktorii zawdzięczamy modę na weselne torty?
Filipowicz zaprasza nas do ucztowania z władcami, opisując nie tylko rolę posiłków, ale także obowiązujące na dworach maniery — autorka odnosi się, chociażby do kwestii osobnego jadania posiłków przez Jadwigę i Jagiełłę . A przy królewskich stołach jedzono różnie — podczas gdy Sisi słynęła z obsesyjnego dbania o linię, królowa Wiktoria wagą się nie przejmowała. Ale na książkę składają się nie tylko anegdoty dotyczące jadłospisów władców — to także ciekawostki dotyczące posiłków, po które dziś sami sięgamy. Poznajemy, chociażby historię najsłynniejszego francuskiego rogalika — croissanta, którego rodowód wcale nie jest taki francuski. A wiecie, co królowa Elżbieta zażyczyła sobie jako prezent od ministrów na jubileusz ćwierćwiecza panowania? Zapewne nie pomyślelibyście, że… ekspres do kawy.
W weekend będę zatem ucztować z Franciszkiem Józefem, Wiktorią Hanowerską czy Elżbietą II — ot, taka odrobina luksusu na te ciężkie czasy.
Chcecie dowiedzieć się więcej o żywieniowych zwyczajach władców? Koniecznie zerknijcie na Ciekawostki Historyczne.
[kk]
komentarze [183]
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
Skończyłem Tragedia na przełęczy Diatłowa. Historia bez końca. Bardzo dobre, choć oczywiście nowych wątków w tym brak.
No i coś lżejszego - Teoś Olkiewicz po raz kolejny :D Milczenie jest srebrem
CZas chyba kupić,nowego Ćwirleja
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam
Czerwony świt
Rozpoczęłam czytać ten kryminał.
Śledztwo od kuchni czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie (z podtekstem kulinarnym)
Łatwo nie będzie
Czerwony Świt- super. Dziś skonczyłem.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spamCzekam na Twoją opinię i Twoje wrażenia. Nie czytałam wcześniejszych części, ale powiem Ci, że wciąga do dalszego jej odkrywania:)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam
Zdecydowanie tak. Jest to najlepsza z trzech części.
Zajrzyj na mój profil tam jest już opinia o tej książce.