-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński6
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać7
-
Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
-
Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
Cytaty z tagiem "zludzenie" [124]
[ + Dodaj cytat]Bez wątpienia Nieprzyjaciel chce, aby ludzie myśleli również o Przyszłości - dokładnie tyle, ile potrzeba do dzisiejszego zaplanowania uczynków sprawiedliwości lub miłości bliźniego, które przypuszczalnie będą ich jutrzejszym obowiązkiem. Obowiązek planowania jutrzejszych czynności jest obowiązkiem dnia dzisiejszego; aczkolwiek dotyczy on spraw przyszłych, obowiązek, jak wszystkie obowiązki, tkwi w Teraźniejszości. Tu nie chodzi o rozcinanie źdźbła na części. On nie chce, aby ludzie byli całkowicie pochłonięci Przyszłością, by w niej umieszczali swe skarby. My chcemy. Jego ideałem jest człowiek, który po całodziennej pracy dla dobra potomności (jeśli to jest jego powołanie) potrafi o tym wszystkim zapomnieć, sprawę polecić Niebu i przyjąć od razu postawę nacechowaną cierpliwością lub wdzięcznością, w zależności od wymogów bieżącej chwili. My natomiast chcemy człowieka nękanego Przyszłością, nawiedzonego wizją nadchodzącego raju lub piekła na ziemi, gotowego w teraźniejszości łamać polecenia Nieprzyjaciela, jeśli potrafimy go przekonać, że czyniąc to może osiągnąć jedno lub odwrócić drugie; w wierze swej zależnego od sukcesu lub bankructwa planów, których ostatecznego rozwiązania nie będzie już za swego życia oglądał. Chcemy stworzyć całe pokolenia ustawicznie goniące za tęczowymi mirażami; pokolenia ludzi ani uczciwych, ani życzliwych, ani na bieżąco szczęśliwych, ludzi, którzy każdy rzeczywisty dar otrzymany w Teraźniejszości zużytkowują jako środek napędowy do wznoszenia ołtarza przyszłości.
I o ile w piątek wieczór zostałem znienacka ugodzony realną obecnością Łucji, rzucony nagle z powrotem w dawne dni, których była ona niepodzielną władczynią, to tego sobotniego ranka zadawałem sobie już tylko ze spokojnym (i dobrze wyspanym) sercem pytanie: d l a c z e g o ją spotkałem? Czyżby przygoda z Łucją miała mieć jeszcze jakiś ciąg dalszy? Co oznacza to spotkanie i co chce mi ono p o w i e d z i e ć?
Czyżby przypadki, poza tym, ze się zdarzają, że istnieją - również coś mówiły? Nie muszę chyba podkreślać, że jestem na wskroś racjonalistą. Ale widocznie zostało we mnie coś z irracjonalnych zabobonów, choćby na przykład owo dziwne przeświadczenie, że wszystkie wydarzenia, które mnie w życiu spotykają, mają ponadto jakiś sens, że coś z n a c z ą; że poprzez te wydarzenia życie mówi coś o sobie, że stopniowo zdradza nam jakąś swoją tajemnicę, że stoimy przed nim jak przed rebusem, który trzeba rozwiązać, że przygody, jakie przeżywamy, są mitologią tego życia i że w owej mitologii znajduje się klucz do prawdy i do tajemnicy.
Że to złudzenie? Tak, być może, to nawet prawdopodobne, ale nie mogę wyzbyć się owej potrzeby wiecznego r o z w i ą z y w a n i a swego własnego życia (jakby rzeczywiście był w nim ukryty jakiś sens, jakieś znaczenie, jakaś prawda), nie mogę wyzbyć się tej potrzeby, jeśli nawet jest to jedynie potrzeba zabawy (tak samo jak zabawą jest rozwiązywanie rebusów).
Zobaczył przed sobą miasto, takie samo, jakie było wczoraj, przed godziną. Świeciło w dolinach, szemrało. Ale Lwu się wydało, że wszystko było trochę inne. Jakie? Nie wiadomo. Przeczuwał w tym bezpiecznym znajomym widoku fałsz. Pociągnął nosem, jakby spodziewał się znaleźć smak spalenizny. Zrozumiał to po kilku minutach, w ciągu których jego ciało zmartwiało od chłodu - świat się skończył, choć zatrzymał pozory trwania. Tak wygląda prawdziwy koniec. (...)
Od następnego dnia Lew zaczął żyć w świecie, który już nie istniał, który cały był złudzeniem, snem z rozpędu, przyzwyczajeniem zmysłów.
I wcale nie było to trudne; było łatwiejsze niż tamto życie, na poważnie.
Dzięki ci Boże. Nawet jeśli zesłałeś mi złudzenie, jestem Ci za nie wdzięczny. Ale nie, złudzenie jest grzechem, a Ty nie wodzisz na pokuszenie sługi Twego. Oddaję się Twojej opiece. /Wyspa róż/
Nie wygrywa się bowiem ani jednej bitwy z czasem. Nawet się jej nie toczy. Pole walki unaocznia tylko człowiekowi jego własne szaleństwo i rozpacz, a zwycięstwo jest złudzeniem filozofów i głupców.
Czasami tylko nam się wydaje, że coś jest prawdziwe, choć wcale takie nie jest.
Wciąż to samo odwrócenie: to, co świat uznaje za „obiektywne”, ja uznaję za sztuczne, a to, co on uznaje za szaleństwo, złudzenie, błąd, ja uznaję za prawdę. Wrażenie prawdy w dziwny sposób usadawia się w samej głębi ułudy. Złudzenie wyzbywa się swego dekoru, staje się tak czyste, że nic go, tego szczerego metalu, nie zdoła odkształcić: jest teraz niezniszczalne. Przemieszczanie: prawdziwą nie jest prawda, to stosunek do złudzenia staje się prawdziwy. Aby być w prawdzie, dość jest mojego uporu: „złudzenie” utwierdzane w nieskończoność, wobec wszystkiego i wbrew wszystkiemu, staje się prawdą. (Warto by sprawdzić, czy koniec końców nie ma w miłości-namiętności kawałka prawdy...prawdziwej).
Świat dorosłych wie przecież, że absolut jest tylko złudzeniem, że nic, co ludzkie, nie jest wielkie ani wiecznie i że to całkiem normalne, (...).