-
ArtykułyAzyl i więzienie dla duszy – wywiad z Tomaszem Sablikiem, autorem książki „Mój dom”Marcin Waincetel1
-
ArtykułyZa każdą wielką fortuną kryje się jeszcze większa zbrodnia. Pierre Lemaitre, „Wielki świat”BarbaraDorosz4
-
ArtykułyStworzyć rzeczywistość. „Półbrat” Larsa Saaybe ChristensenaBartek Czartoryski5
-
ArtykułyNagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego: poznaliśmy 10 nominowanych tytułówAnna Sierant13
Cytaty z tagiem "wiara" [2 810]
[ + Dodaj cytat]
- Wierzysz, Olga, w miłość? - prychnęła Marlenka.
- To jak z wiarą w Boga. Albo wierzysz, albo nie.
- A ty wierzysz?
- Wierzę, że czasami kobiecie są potrzebne szorstkie ręce na tyłku.
- Ale dziadku, ja już niczego nie jestem pewna. Tego lata wszystko jest takie poplątane - westchnęła ciężko.
Dziadek raz jeszcze skinął głową.
- A co ci radziłem, żeby to rozplątać? Kiedy tylko nie jesteś siebie pewna, kiedy masz wątpliwości, zadaj sobie trzy pytania. W co wierzysz? W czym pokładasz nadzieję? Ale najważniejsze: Co kochasz? - Objął ją ramieniem. - A kiedy odpowiesz, Taniu, będziesz wiedziała kim jesteś. - Milczał przez chwilę.
Przestałam wierzyć w mężczyzn, bo to obciążające.
Większość z tych, których spotykam, jest mało zabawna, mają brudne buty i wiedzą mniej niż ja. Mężczyzna musi wiedzieć więcej niż ja. Musi być ode mnie mądrzejszy. To jest warunek wstępny. Nie potrzebuję, aby jakiś obcy facet kręcił mi się po kuchni wieczorem, a na hydraulika mnie stać.
Moi drodzy, jeśli będziemy dbać o to, co w życiu ważne, jeżeli będziemy traktować jak należy tych, których kochamy, i postępować zgodnie z zasadami wiary, naszemu życiu nie będą towarzyszyć wyrzuty z powodu niedopełnionych obowiązków. Nasze słowa zawsze będą szczere, a uściski serdeczne. Nigdy nie będzie nas dręczyć myśl: "Mogłem, powinienem". Będziemy spać podczas burzy. A kiedy nadejdzie czas, będziemy mogli pożegnać się z czystym sumieniem.
Wiara jest dla mnie prawdziwym oparciem i ukrytą siłą, której obecność odczuwam podczas wszystkich swoich wypraw. Pojawiła się zupełnie zwyczajnie, pewnego dnia, kiedy miałem zaledwie szesnaście lat. Kiedy byłem dzieckiem, wiara w Boga przychodziła mi bardzo naturalnie. Bezwarunkowa i osobista, była dla mnie pociechą. Kiedy jednak poszedłem do szkoły i musiałem wysiedzieć w kaplicy na mniej więcej dziewięciuset nudnych mszach po łacinie, słuchając monotonnego, kościółkowego przynudzania, pomyślałem, że chyba coś mi się z tą wiarą pomyliło. Może jednak Bóg nie jest kim bliskim i serdecznym? Może był taki jak te msze w kaplicy? Nudny, krytyczny, bezbarwny i oderwany od rzeczywistości... Paradoksalnie, mimo że to, co działo się w kaplicy, można było opisać właśnie tymi słowami, prawdziwa wiara jest zupełnie inna. Jednak z jakiegoś powodu, dość bezmyślnie, odrzuciłem to, co w wierze jest piękne. Jeżeli Kościół jest do kitu, to wiara na pewno też. Wartościowa, naturalna, instynktowna wiara, którą znałem jako dziecko, została odrzucona wraz ze złudzeniem, że ponieważ dorastałem, przyszedł czas na to, żeby zacząć "wierzyć" jak dorosły. No bo co takie dziecko może wiedzieć o wierze? Trzeba było przygnębienia, w które wpadłem po śmierci mojego ojca chrzestnego Stephena, żebym spróbował odszukać tę wiarę, którą kiedyś znałem. Takie jest życie. Czasem potrzebny jest wstrząs, który sprawi, że usiądziemy i przypomnimy sobie, kim jesteśmy i co jest dla nas naprawdę ważne.
Kto szczerze wątpi, ten ma w sobie więcej wiary niż wszystkie archanioły Boga.
Zewnętrznie byłem spokojny, w skrytości nie uświadamiając sobie tego jasno, oczekiwałem czegoś. Czego? Jej powrotu? Jak mogłem? Każdy z nas wie, że jest istotą materialną, podległą prawom fizjologii i fizyki i że siła wszystkich razem wziętych naszych uczuć nie może walczyć z tymi prawami, może je tylko nienawidzić. Odwieczna wiara zakochanych i poetów w potęgę miłości, która jest trwalsza niż śmierć, owo ścigające nas przez wieki "finis vitae sed non amoris" jest kłamstwem. Ale to kłamstwo jest tylko daremne, nie śmieszne. Być natomiast zegarem odmierzającym upływ czasu, na przemian roztrzaskiwanym i składanym od nowa, w którego mechanizmie, gdy konstruktor pchnie tryby, zaczyna wraz z ich pierwszym ruchem iść rozpacz i miłość, wiedzieć, że jest się repetierem męki, tym głębszej, im staje się przez wielość powtórzeń komiczniejsza? Powtarzać istnienie ludzkie, dobrze, ale powtarzać je tak, jak pijak powtarza oklepaną melodię, wrzucając coraz to nowe miedziaki w głąb grającej szafy? Ani przez chwilę nie wierzyłem, ze ten płynny kolos, który wielu setkom ludzi zgotował w sobie śmierć, z którym od dziesiątków lat daremnie usiłowała nawiązać chociażby nić porozumienia cała moja rasa, że on, unoszący mnie bezwiednie jak ziarnko prochu, wzruszy się tragedią dwojga ludzi. Ale działania jego kierowały się ku jakiemuś celowi. Prawda, nawet tego nie byłem całkiem pewien. Odejść jednak, znaczyło przekreślić tę, może nikłą, może w wyobraźni tylko istniejącą szansę, którą ukrywała przyszłość. A wiec lata wśród sprzętów, rzeczy, których dotykaliśmy wspólnie, w powietrzu pamiętającym jeszcze jej oddech? W imię czego? Nadziei na jej powrót? Nie miałem nadziei. Ale żyło we mnie oczekiwanie, ostatnia rzecz, jaka mi po niej została. Jakich spełnień, drwin, jakich mąk jeszcze się spodziewałem? Nie wiedziałem nic trwając w niewzruszonej wierze, że nie minął czas okrutnych cudów.
Sceptycy wydają się być w mniejszości. Większa część ludzkości pragnie lub potrzebuje wszechogarniającego systemu wierzeń, który pomógłby im rozwiązać wszystkie zagadki życia. Tego rodzaju osoby niekoniecznie wprowadza w konsternacje odkrycie, że system który uznają za jedyną prawdę, jest w ogóle nie do pogodzenia z przekonaniami innych ludzi. Wiara jednego człowieka przez innego postrzegana jest jako złudzenie.
A powiedz mi prawdę [...], czyś ty kiedy spotkała Boga w kościele? Bo ja nigdy. Spotykałam tylko ludzi co mieli nadzieję że Bóg im się pokaże. Ale ja tylko tyle go tam znalazłam ile przyniesłam ze sobą. I wszyscy inni chiba tak samo. Przychodzą do kościoła żeby się dzielić Bogiem a nie żeby go tam szukać.