-
Artykuły„Jednym haustem”, czyli krótka historia opowiadaniaSylwia Stano6
-
ArtykułyUwaga, akcja recenzencka. Weź udział i wygraj powieść „Fabryka szpiegów“!LubimyCzytać1
-
ArtykułyLubimy czytać – ale gdzie najbardziej? Jakie są wasze ulubione miejsca na lekturę?Anna Sierant28
-
Artykuły„Rękopis Hopkinsa”: taka piękna katastrofaSonia Miniewicz2
Cytaty z tagiem "komunizm" [467]
[ + Dodaj cytat]Lew Tołstoj odpowiedział Biriukowowi: "Jak to – po co wspominać? Jeśli cierpiałem na wstydliwą chorobę, wyleczyłem się z niej, oczyściłem z zarazy – to zawsze będę to wspominał z radością. Niemiłe mi zaś będą wszelkie wspomnienia tylko wtedy, gdy wciąż jeszcze będę chory tak samo albo nawet ciężej; będę wówczas usiłował sam siebie omamić. Jeśli pamiętać będziemy o przeszłości i śmiało się spojrzymy jej w oczy – to współczesna nasza przemoc też się przed naszym wzrokiem nie ukryje!".
...sądy powinny natychmiast i bez zbędnej mitręgi czynić zadość życzeniu każdego wolnego obywatela sowieckiego, który zapragnął unieważnienia swojego małżeństwa z osobą odbywającą karę (albo siedzącą w domu wariatów). Aby ułatwić składanie tych próśb, instrukcja zalecała nawet zwalnianie z opłat za wydanie zaświadczenia o rozwodzie. (Nikt nie był przy tym prawnie zobowiązany do zawiadomienia drugiego z małżonków o samym fakcie rozwodu!). Inaczej mówiąc – obywatelki i obywatele gorąco byli zachęcani do opuszczania w nieszczęściu swoich skazanych na więzienie mężów i żon – osoby zaś odbywające karę skłaniano tym samym do wykreślenia z pamięci raz na zawsze swojego małżeństwa. Manifestowanie tęsknoty do cieszącego się jeszcze wolnością męża, było teraz zajęciem już nie tylko głupim i niesocjalistycznym, ale wręcz – występnym.
Wagonetka – to wynalazek Archipelagu, tubylczy mebel, przeznaczony do spania, nigdzie na świecie nie uświadczysz niczego podobnego: są to cztery drewniane płyty ułożone w dwa piętra na dwóch krzyżakach; jeden krzyżak z przodu, drugi z tyłu. Jeśli jeden ze śpiących się poruszy – to pozostali kołyszą się, jak na pokładzie.
Istniał prościutki, standardowy spis typowych punktów oskarżenia. Wystarczyło, że śledczy brał ze spisu to czy owo i naklejał jak znaczki na kopertę:
– dyskredytacja Wodza;
– negatywny stosunek do kołchozów;
– negatywny stosunek do pożyczek państwowych (a kto przy zdrowych zmysłach odnosi się do nich pozytywnie?);
– negatywny stosunek do Konstytucji Stalinowskiej;
– negatywny stosunek do (kolejnych) dyrektyw partyjnych;
– sympatia dla Trockiego;
– sympatia dla Stanów Zjednoczonych;
– itd., itp.
Przyklejanie tych znaczków różnej wartości było robotą monotonną i nie wymagającą żadnego artyzmu. Śledczy, nie lubiący tracić czasu, musiał mieć tylko pod ręką kolejną ofiarę. Ofiary takie dostarczane były według z góry ustalonych planów ilościowych przez pełnomocników operacyjnych działających w terenie, w jednostkach wojskowych, na kolei, w szkolnictwie.
W walce wszystkich przeciw wszystkim donosy stanowiły coś w rodzaju superbroni, były to promienie śmierci: wystarczyło skierować taki niewidzialny promyczek na jakiegoś przeciwnika i od razu był z nim koniec. Była to broń niezawodna. Zbierając relacje o tych wypadkach, nie notowałem nazwisk, ale śmiem twierdzić, że w więzieniu nasłuchałem się wielkiego mnóstwa opowieści o stosowaniu donosów nawet w trakcie miłosnych zapasów: kochanek usuwał sobie z drogi męża przyjaciółki, żona likwidowała kochankę albo kochanka żonę bądź też kochanka mściła się na swoim kochanku za to, że nie potrafiła go od żony oderwać.
Marks twierdził, że "Państwo samo się okalecza, gdy czyni z własnego obywatela przestępcę ". I w sposób bardzo ujmujący wyjaśnił, że państwo powinno widzieć w każdym złoczyńcy również człowieka żywego i żołnierza, a więc obrońcę kraju i członka społeczności, i ojca rodziny, "istnienie której jest święte", i – co najważniejsze – obywatela. Ale nasi prawnicy nie mają czasu na czytanie Marksa, zwłaszcza gdy chodzi o ustępy tak nieprzemyślane. Marks natomiast, jeśli ma chęć, może sobie poczytać nasze instrukcje.
...śledztwo, prowadzone z artykułu 58 PRAWIE NIGDY nie dążyło do wykrycia prawdy, lecz sprowadzało się do fatalnej, brudnej procedury: wolny dopiero co, często pełen dumy, zawsze nieprzygotowany człowiek, miał być zgięty w barani róg i przepchnięty przez wąską rurę, tak żeby mu boki rozorały sterczące haki armatury, żeby zabrakło mu tchu, żeby zaczął marzyć o jej wylocie - i w końcu wyrzucany był przez ten wylot wprost na ziemię obiecaną jako gotowy mieszkaniec Archipelagu. (Naiwni wciąż się opierają ruchowi, przekonani, że z rury można wydostać się rakiem).
Zmiażdżyć ostatecznie i aż do końca zdezintegrować człowieka - oto zadanie śledztwa politycznego, gdy wchodzi w grę artykuł 58.
I w ogóle - nie czynimy rozróżnień między INTENCJĄ a samym PRZESTĘPSTWEM - na tym polega wyższość sowieckiej jurysdykcji nad burżuazyjną!
Jeżeli złodziej uchlał się albo uciekł, albo coś ukradł – to mu się wyjaśnia, że to nie jego wina, że to wróg klasowy go spoił albo namówił do ucieczki, albo skłonił do kradzieży (inteligent skłonił złodzieja do kradzieży! – zostało to napisane całkiem serio w 1936 roku!).