cytaty z książek autora "Marek Zychla"
Odnoszę wrażenie, że szczęście odwraca się ode mnie z zamiarem zakończenia znajomości. Mieliście tak kiedyś? Każdemu sprzyja, uśmiecha się do największych szumowin, flirtuje z idiotami, a was nie dostrzega.
Nie czuję się stworzony do wszechświata, w którym chaos odkręca każdą śrubkę.
Mama nigdy się nie kłóci z tatą. Widziałem, że tym razem naprawdę chciała, ale tata spojrzał na nią tak, jak czasem na mnie. Bez miłości.
Robot kuchenny, na tym powinniśmy poprzestać. Mikser, a nie te późniejsze Rastary, co zaczęły podtruwać ludzi.
-Też wolałbym się nie urodzić - myśli, ale nie mówi tego mamie, bo nie chce jej ranić.
Jakieś (nagle) ocieplenie; (nagle) front wyżowy z Afryki; łazienka z (nagle) wydajnym grzejnikiem, z olejem opałowym (nagle) w promocjach; (nagle) praktyczna tkanka tłuszczowa, a nie zwały przemarzniętego łoju pod skórą.
Nagle…
…skończyła się ciepła woda.
Szarzeliśmy nagle, dosłownie. Żaden kolorowy ciuch nie wytrzymywał dłużej niż do pierwszego prania, blakły obrazy na ścianach – czy raczej plakaty (kogo stać było na obraz?!; najwyżej fototapeta jaśniała u najbogatszych lub jakaś odporniejsza na odbarwianie farba). Tęczówki nam również popielały, a z pomalowanych paznokci po godzinie odłaził lakier.
Twoi nowi przyjaciele mają dusze wojowników, skoro walczą przez całe życie".
- Uroczo tu – skomentował Turowski. Atos milczał. – Jak w betoniarce.
Między przyjaciółmi zapadła cisza i zmieniła łączącą ich do tej pory relację, skoro nie pojęli, że to jedynie wypadek, drobiazg, co więcej, winę wypadałoby ponieść wspólnie - winę możliwą do odkupienia nawet przez kogoś tak biednego jak Grzegorz. Z braku zrozumienia tracili w tej ciszy coś naprawdę wartościowego.
-Teorie spiskowe kiełkują w pani głowie niczym rzeżucha na gazie.
Pioruny zaczynają walić w głąb ciebie i rozrywać każdą komórkę ciała na strzępy, i nie możesz powiedzieć, że są nieprawdziwe, skoro boli. Nie znasz nic prawdziwszego. Spoglądasz z zazdrością, ale i z niedowierzaniem na rzeczywistość bliskich, gdzie niekiedy niebo się co najwyżej lekko zachmurzy, ale ich świat nie jest twoim. Nawet nie stoją blisko siebie.
Żule faktycznie potrafią polać kogoś benzyną i podpalić.
Nic niezwykłego, o ile nie robią tego w mieszkaniu.
Dom zaczynał przypominać chlew, szczególnie pod względem smrodliwości. Brakowało kobiecej ręki. I męskiego wstydu.
Dziecko, urojenia przypominają sen, w którym dzieje się wiele głupot, ale póki śnisz, nie kwestionujesz oniryczności. Możesz rodzić tuziny diabłów, cierpieć i błagać o litość, ale nie możesz przestać. Twój świat bierze cię na wyłączność, więc czym się różni od prawdziwego? Żyjesz, walczysz, radzisz sobie lub nie i wreszcie umierasz.
Są takie burze, co rozświetlają niebo nocą. Błyska się, po czym przewala się ten błysk w poziomie po niebie, a grzmotu nie słychać. Zaczyna się nieśmiało, raz, gdzieś skrawkiem sklepienia, krótkim mignięciem. Po chwili dwukrotnie, trzykrotnie - dłużej, mocniej! - wreszcie widać linię błyskawicy tnącą chmury, ale to wciąż cichutko, gdzieś wysoko, dla wielu niezauważalnie. Po kwadransie niebo nie gaśnie. - Obiekt wzdycha. - Momenty czerni są niemile widziane, zaledwie na ułamki sekund. Coś czasem grzmotnie, albo zahuczy i wtedy wiesz, wszyscy wiedzą, że dzieje się źle, że burza będzie, jakich mało.
W Galway zapadła noc i chłód sączył się z ulic do mieszkań,
wspomagany życzliwym mu wiatrem. Senność wyciszała rozmowy,
wykrzykniki przemieniając w wielokropki podparte ziewnięciami.
Miasto zasypiało.
Koordynator odwrócił wzrok, a ja patrzyłem na tę piękną chwilę i zazdrościłem obiektowi tych sekund szczęścia, za które oddałbym ofiarowaną mi przez Górę namiastkę wieczności.
- Ludzie umierają - rzuca, kiedy ta posądza go o bezduszność. - Nawet ci kurewsko bogaci.
Najstarsze z książek powstrzymywano przed rozpadem pasami taśmy klejącej. Niezależnie jednak od stanu sczytania każdy wolumin miał dla gospodarza wysoką wartość. Książki zajmowały większość powierzchni płaskich, łącznie z biurkiem, krzesłami oraz łóżkiem. Mężczyzna najchętniej przykleiłby też kilka do sufitu, żeby móc patrzeć na nie i przed snem, i zaraz po przebudzeniu. Biblioteczek tu nie stawiano. John twierdził, sepleniąc i przekręcając słowa, że na półkach książki się duszą. Papier powinien oddychać! Papier potrzebuje tlenu!
Tak, John kochał książki bardziej od ludzi, chociaż nie potrafił czytać. Z nauką nigdy nie było mu po drodze.
Finką rozpruwam Australię. Przygryzam przy tym język, bo o wywrotkę nietrudno. Kamień na kamieniu, szkło, kapsle, jakieś odpryski betonu, kawałki cegieł, całość przemieszana z ziemią. Pieprzone antypody, pieprzone podwórko. Ola spogląda na sunące ostrze w nadziei, że nie utrzymam równowagi i nie dociągnę linii. Pewnie liczy na to, że następnym razem pogramy w coś dziewczęcego. Dociągam, po czym zadeptuję wcześniejszą granicę. Kolejny rzut celowo chybiam, by przedłużyć nasze tête-à-tête – z miłości, z lęku przed samotnością i grą w gumę.
Nawałnica zelektryzowała powietrze, przy okazji sprawdzając wytrzymałość okien. Od grzmotów szybciej biły serca poznaniaków i chociaż adrenalina krążyła im w żyłach, awarie w dostawie prądu zmusiły mieszkańców do szybszego wylądowania w łóżkach. O dziwo zasypiało się łatwo, a sny przybywały gdzieś zza najgęstszych mgieł, wyjątkowo lepkie i głębokie niczym dźwięk dzwonu.