cytaty z książek autora "Max Blecher"
W czasie, który "jeszcze nie upłynął", drzemią wszystkie zdarzenia, wszystkie uczuci, myśli, sny, które jeszcze się nie zdarzyły i z których całe pokolenia ludzi czerpią dla siebie niezbędną rzeczywistość, sen oraz szaleństwo.
- Lubię, kiedy pada... - powiedział w końcu. - To pogoda, która nam, chorym, odpowiada najbardziej. Deszcz, zasnute niebo, zimno... Wtedy wiesz, że cały świat ogranicza się do takiego samego pokoju o czterech ścianach... do takiego samego smutku.
Kto raz został wyrwany z życia i miał wystarczająco dużo czasu i spokoju, aby zadać sobie to jedno zasadnicze pytanie o jego sens - to jedno jedyne pytanie - pozostanie zatruty już na zawsze... Oczywiście świat będzie istniał dalej, ale ktoś starł już gąbką z rzeczy ich znaczenie...
Było jasne: świat miał swój wspólny wygląd, w którego środek wpadłem jak błąd, nigdy nie będę mógł być drzewem ani kogoś zabić, ani krew nie wytryśnie falami. Wszystkie rzeczy, wszyscy ludzie byli więźniami swojego smutnego i drobnego obowiązku, aby zachować precyzję, nic innego, tylko precyzję [...] Świat nie miał mocy, by zmienić się nawet nieznacznie, był tak małostkowo zamknięty w swojej dokładności, że nie mógł sobie pozwolić, aby wziąć szal za kwiaty. Po raz pierwszy poczułem, że moja głowa jest mocno ściśnięta w szkielecie czaszki. Okropnie i boleśnie uwięziona...
- Są takie chwile, kiedy jest cię "mniej niż samego siebie" i mniej niż czegokolwiek. Mniej niż przedmiotu, na który patrzysz, mniej niż krzesła, niż stołu i niż kawałka drewna. Jesteś pod spodem wszystkich rzeczy, w podziemiach rzeczywistości, pod swoim własnym życiem i pod tym, co się dzieje wokół...Jesteś formą bardziej efemeryczną i bardziej wątłą niż najbardziej elementarna materia nieożywiona.
Kiedy idziecie ulicą, spójrzcie za siebie, zauważycie, że w powietrzu nic nie pozostaje. Kiedy zamilkniecie, po rozmowie, w powietrzu nie pozostanie nic z tego, co powiedzieliście. W tej przejrzystości, zamkniętej bardziej przerażająco niż komórka, szamoczemy się i topimy nasze działania. Pozwalamy na to, by wszystko, co robimy, wszystko, co przeżywamy, zatapiało się w powietrzu, a powietrze w tym miejscu odnawia się bez śladu. Cała jasność świata wchłania nasze życie. A jednak w tej próżni funkcjonuje, w ustronnym miejscu ciała, coś, co boli i co wywołuje cierpienie bez udziału czegoś materialnego, wywołuje je myślami i uczuciami pochodzącymi z nicości, które są nicością, a jednak dręczą to wewnętrze ciało, gotowe zniknąć i rozpuścić się w powietrzu. To jedna z tych rzeczy, która wprawia mnie w wielkie osłupienie, że w tych warunkach świata może istnieć coś, co nazywa się zazdrością, czego nie można zobaczyć i czego nie można pokazać. I coś, co nazywa się miłością, i coś, co jest bólem – wszystkie wynurzone z nicości, ale wszystkie rozdzierające we wnętrzu kawałki żywego, krwawiącego ciała. I to osłupienie także rozpuści się w powietrzu.
Różnorodność otaczającego nas świata jest czymś oczywistym, ale bardzo rzadko w pełni przez nas przeżywanym, gdyż za pomocą rozmaitych narzędzi poznawczych narzucamy światu spójność i przypisujemy mu sens.
Wszystko, co się dzieje, jest logiczne, z chwilą, w której się wydarza i staje się widoczne, nawet jeśli dzieje się we śnie, podobnie jak wszystko co niespotykane i nowe, jest nielogiczne, nawet jeśli ma miejsce w rzeczywistości.
Coś, na co czeka się zbyt niecierpliwie, nigdy się nie spełnia.