cytaty z książek autora "Brian McClellan"
Tata zawsze powtarzał, że ludzie są sprytniejsi od zwierząt, bo ich spryt bywa okrutny, zwierzęta zaś, nawet gdy stosują sztuczki, zawsze są uczciwe.
- Jesteś tutaj najtwardszy?
- Hę? - Mężczyzna zdawał się zaskoczony.
- Proste pytanie - powiedział Taniel. - Czy jesteś najtwardszym kozojebcą, ojcobójcą i kurwim synem w tej budzie?
Fesnik odwrócił się od Taniela, uśmiechając półgębkiem. I odwinął się błyskawicznie z nożem w dłoni. Taniel miał już w rękach oba pistolety. Jedną lufę wraził Fesnikowi w usta, łamiąc mu zęby, zmusił go do opuszczenia noża.
- Doktorze, co mógłby pan przepisać Charlemundowi?
Doktor spojrzał na nieprzytomnego arcybiskupa.
– Arszenik?
– A poważnie? Coś, co zapewni mu solidny ból głowy i spory ubytek pamięci.
– Cyjanek.
Tamas spojrzał w dół, na Olema, odkładającego rusznicę na ziemię. Ordynans podniósł
wzrok na marszałka. W oczach miał tylko ulgę.
– To znaczy, że porwałem właściwy powóz – powiedział.
- Zostań ze mną, proszę - szlochał Taniel.
- Nie, Tan - odpowiedział marszałek [...] - Chyba jednak nie zostanę.
Mam dyplomy czterech szkół medycznych. Jeśli z tym miałbym sobie nie poradzić, to mógłbym równie dobrze popełnić samobójstwo tu i teraz.
(...) Zajął się już lisem w swoim kurniku, teraz musiał odnaleźć lwa w oborze.
Adamat przyjrzał się przemytnikowi. Handlarz niewolników. Niegodny szacunku i zaufania. Miał szczerą twarz, ale Adamat już zdążył się nauczyć, że ci ze szczerością wypisaną na obliczach byli największymi oszustami.
Kiedy opadła adrenalina, medale zostały rozdane, a chwała straciła nieco blasku, po bitwie zostawały jedynie ból i cierpienie.
- Zresztą gdy poznałem Ka-poel, byłem zaręczony z inną kobietą.
- A. Gratulacje.
- Zaręczyny zerwane.
- Proszę o wybaczenie. - Gothem uciekł spojrzeniem w bok.
Kiedyś poruszał się z siłą i gracją lwa, teraz siedział wciśnięty w fotel, który bez trudu pomieściłby dwóch grenadierów. Na ramiona narzucone miał futro lamowane złotem, a wielkość i ilość rubinów na królewskich palcach wzbudziłaby zazdrość w każdym arcybiskupie.
Ruszył w tym kierunku. Jakaś zapomniana gałązka strzeliła mu pod butem i jeden z wartowników natychmiast odwrócił się w jego kierunku.
- Hasło! - zażądał po kezańsku.
Poczekał chwilę. Lufa muszkietu kołysała się niepewnie, gdy żołnierz wpatrywał się w ciemność.
- Powell? - zawołał. - Powell!
- No?
Odpowiedź rozległa się w odległości mniejszej niż dziesięć stóp. Tanielowi serce podeszło do gardła.
- Widziałeś tu kogoś?
- Co za głupie pytanie?! Podniósłbym alarm, gdybym widział.
- Wydawało mi się, że coś słyszę. To mógł być szpieg.
- Dureń! Jeśli to był szpieg, to teraz wie, że tu siedzę.
- O - pierwszy ze strażników sprawiał wrażenie zadowolonego z siebie. - Tośmy go wystraszyli, nie?
- Na Kresimira, aleś ty głupi. Pilnuj lepiej.
-Niechaj poślą za nami swych największych generałów. Niech mnożą nam trudności i przeszkody. Niech uderzą na nas z całą mocą, bo już wkrótce te ogary pędzące naszym śladem przekonają się, że jesteśmy lwami!
I tam, wśród ruin splendoru Pałacu Wschodzącego Słońca, bóg zapłakał nad bohaterem Adro.
(...)
- Ja? Grożę? Na Kresimira, pani generał! Nigdy bym się nie ośmieliła pani grozić. W końcu widzę tu przed sobą Taniela i jego twarz rozbitą jak befsztyk przez pani żandarmów. Nie chciałabym tak skończyć. Nie, ja po prostu staram się przedstawić skutki ewentualnej decyzji tego sądu w odpowiednim kontekście.
- Szybko wzywasz Kresimira na świadka, gdy ci to odpowiada. Czy to Jego imię masz na ustach, tarzając się w jedwabiach z nałożnicą, albo gdy obżerasz się delikatesami, za które mogłoby się pożywić pół setki chłopów? Biskupie, twe miejsce nie jest po bożej prawicy.
Mężczyzna, którego zamierzasz zabić, nazywa cię hipokrytą, zgoda, pomyślał. Nic wielkiego. Ale kiedy hipokrytą nazywa cię mała dziewczynką, to już zupełnie inna sprawa.
(...) Każdy otrzyma swój udział.
- Piętnaście procent dla Kościoła - zażądał cicho arcybiskup, uważnie studiując własne paznokcie.
- Do otchłani z tobą - nie wytrzymał Ricard.
- Ciebie tam poślę - Arcybiskup postąpił krok w jego stronę. (...)
- Charlemundzie! - zawołał Tamas.
- Kapłan zatrzymał się, odwrócił do marszałka.
- Kościół dostanie zwyczajową daninę w wysokości piętnastu procent. Taka była cena za nasze wsparcie.
- Cena? - powtórzył Tamas. - A ja sądziłem, że Kościół uświęcił zamach stanu dlatego, że Manhouch pozwolił swoim poddanym umierać z głodu. A może dlatego, że Manhouch opodatkował Kościół, żeby opłacić pałac pełen konkubin? Sam już nie pamiętam. Kościół dostanie jakieś pięć procent i będzie zadowolony.
- Jak śmiesz! - Arcybiskup zrobił krok w stronę Tamasa...
- Doskonale. Proponuję, żebyś w takim razie dotrzymał słowa i zabrał mnie na obiecaną kolację
- Przykro ... przykro mi to powiedzieć.... Moja ulubiona restauracja spłonęła podczas rozruchów.
(...)
- Ta żałosna próba usprawiedliwienia złamania słowa nie wywiera na mnie dobrego wrażenia
- Być może zatrudniasz, pani, dobrego kucharza?
(...)
Uprzywilejowana uniosła wysoko jedną brew. Rozchyliła lekko wargi, uśmiechnęła się.
- Sądzę, że okażesz się bardzo zabawny
Kot mógłby powiedzieć coś takiego do myszy, pomyślał Michel.
- Natura - zaczął ostrożnie - nie stawia jakiegoś mężczyzny czy jakiejś kobiety nad innym mężczyzną lub inną kobietą z samego prawa urodzenia. Pozycję się zyskuję. A obowiązkiem tych, którzy zyskali wyższą, jest obrona tych, którzy nie mogą bronić się sami.
Przyzwoici obywatele unikali ich [doków - śmierdzącej pachy stolicy], tak jak unika się wizyty u dentysty.