cytaty z książki "Żar. Oddech Afryki"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Pobyt Conrada w Wolnym Państwie Kongu Leopolda II był największą traumą w życiu pisarza, doświadczeniem, które fizycznie o mało go nie zabiło i na wiele lat pogrążyło w głębokiej depresji. Wizja ludzkości Conrada została skażona na zawsze tym, co tam zobaczył. (...) To nie "dzicy" budzili tak ponure uczucia w duszy pisarza. Conrad nie mógł znieść widoku stworzonego w imię postępu i ideałów humanizmu systemu, w którym okrucieństwo i pogarda dla czarnego zostały podniesione przez białych do rangi wartości naczelnej.

Pytam, jak wyjść z tego zapętlenia.
- To jest bardzo trudne, ponieważ nikomu nie zależy na zmianie mentalności Kenijczyków. Tutejsi politycy żerują na podziałach, ponieważ podzielonymi łatwiej rządzić. Organizacje pomocowe i pozarządowe też doskonale się czują w takiej sytuacji. Mogą się rozwijać, bo najlepsze możliwości daje im utrzymywanie nas dzięki pieniądzom z Zachodu. To jest takie pasożytnicze uzależnienie. Jeśli Kenia zaczęłaby być normalnym państwem, pomoc byłaby niepotrzebna, to jest kraj niezwykle bogaty i prężny, i co by z sobą zrobiły te tysiące dobrych ludzi z różnych organizacji i agend ONZ, które zarabiają tutaj na emerytury?

Nie dziwmy się zatem Afrykanom, że poszli na ryzyko współpracy z Chińczykami, gdy oni nie traktują ich jak postkolonialne sieroty, tylko jak partnerów w biznesie.

Zachód nie potrafi myśleć o Afryce inaczej jak o niedorozwiniętym dziecku, którym trzeba się w nieskończoność zajmować - mówi mi Joao Teta, rektor uniwersytetu w Luandzie. - Bono, Bob Geldof, George Clooney, oni wszyscy przyjeżdżają tu lizać nasze rany. Jest taki obrazek Afryki: twarz dwuletniej wychudzonej dziewczynki z wydętym brzuszkiem, zbyt wyczerpanej, by odgonić od twarzy muchy, z oczami błagającymi o pomoc. To "pornografia rozwojowa", obraz Afryki potrzebny różnym organizacjom pomocowym do epatowania nim swoich sponsorów. Wojny, głód, nędza. Wy uważacie, że tylko taka Afryka istnieje, ale Chińczycy tak nie myślą. Ja w ogóle nie wiem, co oni o nas myślą, ale dla nich Afryka to na pewno coś więcej niż obrazki ludzkiej nędzy rodem z "Jądra ciemności". Oni przyjeżdżają tu robić biznes, a nie organizować akcje humanitarne, i obie strony wychodzą na tym doskonale.

Matka zagada się z sąsiadką, dziecko się utopi albo wpadnie pod samochód, a matka powtarza: "Allah dał, Allah wziął". Nie przyjdzie jej do głowy, że to jej wina.

(...) gdy [Mugabe] mordował swoich rodaków w Matabeleland, Zachód odwracał wzrok, a kilka lat później Elżbieta II nadała mu honorowy tytuł szlachecki. Zabijanie czarnych nikomu nie przeszkadzało, dopiero gdy paru tysiącom białych zabrał farmy, okazało się, że jest tyranem.

Upadek Mali to przykład chyba największej degradacji kultury w dziejach. Z państwa, które rządziło połową kontynentu, upadek do roli trzeciego na liście najbiedniejszych na świecie. Z narodu królów do roli ostatnich nędzarzy świata.

- Tylko że w Europie ludzie się nie mordują, gdy w grę wchodzi polityka. My organizujemy wybory i szanujemy ich wynik - odpowiadam.
- Czy aby na pewno? - kiwa z niedowierzaniem głową. - A w Irlandii Północnej kto się mordował nawzajem? Załamujesz ręce nad tym, że teraz w Kenii gwałci się kobiety, bestialsko morduje dzieci, pali się ludzi w kościele? A co robili biali w Jugosławii? Przecież to nie czarni wymordowali Żydów, tylko najbardziej kulturalny naród w Europie. Chcesz powiedzieć, że wy nie macie w swojej naturze skłonności do bestialstwa? A może pozbyliście się go przez ostanie 15 lat od czasu rzezi w Jugosławii?
Nie wiem, co mu odpowiedzieć.

Kolonizatorzy nie narzucili Afrykanom zachodniego modelu demokracji, podobnie zresztą jak nie nauczyli ich chrześcijaństwa. (Kościół mniej lub bardziej otwarcie akceptuje fakt, że w praktyce wiary afrykańskiej obecne są elementy religii tradycyjnych, obce tradycji judeochrześcijańskiej). Jednak nauczyli wielu z nich, jak udawać przywiązanie do demokracji. No i Afrykanie udają.

W Afryce nigdy nie należy okazywać gniewu ani zniecierpliwienia, bo takie zachowanie to najpewniejsza droga do utraty szacunku. Cokolwiek robisz, bądź cierpliwy i nie unoś się. Dobroduszni idealiści z Zachodu, którzy bardzo chcą pomóc Afrykanom - już, teraz, natychmiast! - często trafiają na tajemniczy opór materii, ścianę nie do przebycia, brak zrozumienia. Ich entuzjazm, pomysłowość i energia wyglądają w oczach miejscowych jak impertynencja i brak kultury.

Karen Blixen w "Pożegnaniu z Afryką", tym najbardziej popularnym dziele kolonialnej literatury pięknej, pisze: "Jeżeli życie ma jakąś wartość, to polega ona na tym, iż jej nie ma. Frei lebt, wer sterben kann. Wolny żyje ten, kto umie umrzeć". To nie deklaracja nihilizmu, tylko głębokiej wiary w człowieka. Ghana, jak cała Afryka, przypomina o wolności.

..."Mrok buszu, potem ciemność - barbarzyństwo, światy obce, których znać nie chcemy, bo budzą grozę. Dudniący bęben, pomalowane twarze, szaleńczy taniec, lew czający się w buszu - intensywność życia i śmierci ponad naszą miarę. Boimy się takiej Afryki, więc oswajamy ją: w wioskach fotografujemy scenki rodzajowe, gotowanie i zabawy dzieci, tańce i rytuały opisujemy w języku etnografów, a lwy oglądamy na safari. Bezpieczna, mdła Afryka, nasze wakacyjne marzenie."...

Zostałem zaproszony do domu lokalnego działacza politycznego z Dakaru. Gruba ryba, szycha w hierarchii rządzącej partii. Pięknie opowiada o afrykańskiej kulturze, potrzebie jej ochrony, o rozwijaniu miejscowych talentów i dumie z bycia Afrykaninem. Rozmytą po deszczu i pełną dziur drogą dojeżdżamy do jego domu, a raczej pałacu. Siadamy na włoskich sofach sprowadzonych z Mediolanu, pijemy francuskie wino z eleganckich kieliszków, siedzimy przy stołach ze szklanymi blatami i spoglądamy na plazmowy ekran, z którego sączy się program amerykańskiej telewizji. Z sufitu zwisają ciężkie kryształowe kandelabry, na ścianach europejskie obrazy - oryginały, jak się dowiaduję. Jedyną obecność prawdziwej Afryki w tym domu zapewniają senegalscy służący. W otoczeniu swojego pracodawcy wyglądają jak niewolnicy.

W myśleniu afrykańskim kobieta i mężczyzna nie stanowią żadnej istotnej wartości zarówno w sensie społecznym, jak i metafizycznym. Ich wartość polega na tym, że przekazują życie, że dzięki nim rodzina i plemię mogą przetrwać.

Od lat 80. bojkot szkół stał się jednym z ważnych elementów strategii walki z apartheidem, co przyczyniło się do stworzenia całego pokolenia czarnych analfabetów albo półanalfabetów pozbawionych szans na jakikolwiek sukces w życiu. "No education before liberation" ("Najpierw wyzwolenia, potem edukacja") - to hasło wyrządziło szkody w środowisku czarnych, których do dziś nie udało się nadrobić.

Do 2008 roku minister zdrowia RPA Manto Tshabalala-Msimang utrzymywała, że AIDS właściwie nie ma, a zaraza, która wykańcza Afrykanów, jest spuścizną kolonializmu i wynikiem spisku Zachodu w celu zniszczenia Afryki. Pani minister proponowała leczyć tę chorobę czosnkiem i burakami.

..."że są na świecie miejsca, gdzie wszystkie mechanizmy obrony, które my, biali, żyjący w dostatku ludzie przyjmujemy za oczywiste, okazują się zawodne. Paszport z gwiazdami Unii Europejskiej, świadomość własnych praw, pełne konto i karta kredytowa, numer ubezpieczenia, PESEL, REGON, zestaw pin-ów i co tam jeszcze - to wszystko, czego w domu nie zauważasz, ale co daje ci poczucie przynależności do jakiejś strefy bezpieczeństwa i przekonanie, że nawet jeśli coś złego się zdarzy, to przecież wiesz, jak reagować - to wszystko tutaj nie działa, a całe twoje życie zależy od zbiegów okoliczności i kaprysu kompletnie obcych ludzi."...

Chiny wyciągnęły u siebie ze skrajnej biedy kilkaset milionów ludzi. I to bez jednego dolara pomocy rozwojowej z Zachodu. W Afryce Zachód wydał setki miliardów i nic to nie dało.

Sudańczycy, jak każdy inny naród, dostosowują się do sytuacji. Jeśli widzą, że uzależniając się od pomocy, można przeżyć, to się uzależniają.

Kapsztad jest znacznie bezpieczniejszy od Johannesburga. Tam regularnie dochodzi do napadów w biały dzień. Wśród johannesburskich gangów popularnością cieszy się rytuał o nazwie Kill a Tourist Day. Młody adept dostaje spluwę i ma pokazać, że nadaje się do grupy. Kilku chłopaków wsiada do wozu, jeździ ulicami, upatruje ofiarę, a "nowy" ma ją odstrzelić. Więc strzela. Na kogo popadnie, na tego bęc.

Biali nie znoszą [prezydenta] Zumy, bo ma skończone tylko dwie klasy szkoły podstawowej, za to kilka żon i 19 dzieci. Oskarżono go o gwałt na córce partyjnego kolegi, o której wiedział, że jest zarażona HIV. Twierdził, że po stosunku wziął prysznic, więc na pewno nie zaraził się wirusem (Zuma był w tym czasie szefem Krajowej Rady Przeciwdziałania AIDS; sąd oczyścił go ostatecznie z zarzutu gwałtu).

Gdy dziś ubolewamy nad barbarzyństwem, którego dopuszczali się czarni podczas wojen w Liberii czy Sierra Leone, Sudanie czy Somalii, warto przyjrzeć się metodom stosowanym przez Belgów w Kongu. (...) Jak pisze Adam Hochschild w książce "King Leopold's Ghost" ("Duch króla Leopolda"), po przeprowadzeniu dochodzenia w Belgii, już po przejęciu przez to państwo kolonii od Leopolda, okazało się, że w latach 1880-1920 populacja Konga zmniejszyła się o połowę.

Bob Geldof, organizator koncertów, do dziś uważa Live Aid za ogromny sukces i nie przyjmuje do wiadomości dowodów na to, że duża część pomocy była wykradana i przeznaczana przez wszystkie strony konfliktu na zakup broni. Komunistycznym władzom Etiopii pieniądze zebrane podczas koncertów Live Aid posłużyły do dokonania masowych przesiedleń około 600 tysięcy ludzi, w wyniku których co najmniej 50 tysięcy zmarło.

Tli się ciągle konflikt [Etiopii] z Erytreą, bezsensowny, pozbawiony racji strategicznych czy ekonomicznych - "wojna łysych o grzebień", jak nazwał ten spór o kawałek nikomu niepotrzebnej ziemi brytyjski afrykanista Richard Dowden.
