cytaty z książek autora "Susan Ee"
- Jak ci na imię? - pyta przywódca. (...)
- Przyjaciele nazywają mnie Gniew - odpowiada poza kolejnością Raffe. - A wrogowie mówią do mnie Błagam Miej Litość. A tobie jak na imię, wojaku?
Wszystkie uczucia wpycham do sejfu i zatrzaskuję za nimi grube, trzymetrowe drzwi - na wypadek, gdyby któremuś zachciało się wydostać.
- Zaraz zwymiotuję - mówię.
- Rozkazuję ci nie wymiotować - mówi Abi.
- Ojej, mogłeś tego nie mówić - wtrąca Dee-Dum. - To urodzona buntowniczka. Porzyga się tylko po to, aby postawić na swoim.
Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak wielkim zwycięstwem jest przeżycie kolejnego dnia
(...) - A jeśli mnie nie przepuszczą?
- Przepuszczą.
- Skąd wiesz?
- Ponieważ masz odpowiedni wygląd.
- Jaki wygląd?
- Jesteś piękna.
- Na tym polegał twój plan? (...)
- Mój plan zakładał, że zostanę rockmanem, zjeżdżę świat otoczony gromadką fanek, a potem potwornie utyję i spędzę resztę życia, grając na komputerze, otoczony wianuszkiem dziewczyn przekonanych, że wciąż wyglądam równie dobrze jak za czasów kariery muzycznej - Wzrusza ramionami, jakby chciał powiedzieć: "Kto by pomyślał, że świat się tak bardzo zmieni?".
Od początku wiedziałem, że lojalność cie zgubi. Nie przyszło mi tylko do głowy, że będzie to lojalność wobec mnie.
- Penryn?! Z kim rozmawiasz?! - pyta matka niemal oszalałym tonem.
- Z moim osobistym demonem, mamo. Nie martw się. To jakiś słabeusz.
Może i słabeusz, ale oboje wiemy, że mógłby mnie w każdej chwili zabić. Tyle że ja nie zamierzam dać mu satysfakcji i pokazać, że się boję.
- Och! - stwierdza niespodziewanie spokojnym głosem matka, jakby moja odpowiedź wszystko jej wyjaśniła. - Rozumiem. Tylko go nie lekceważ. I nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać.
-Poradziłaś sobie z gangiem mężczyzn dwa razy większych od ciebie, zabiłaś anielskiego wojownika, postawiłaś się archaniołowi i władałaś anielskim mieczem - Raffe przychyla głowę w bok - Ale na widok robaka krzyczysz jak mała dziewczynka?
- Ani słowa. Jeśli się odezwiesz, popsujesz moją fantazję ratowania z opałów niewinnej damy.
Posyłam mu złośliwy uśmiech.
- Ty... - mówi, krzywiąc się - nie zasługujesz na zbawienie.
- Jakbyś mógł mi je załatwić - odpowiadam chrapliwym głosem.
prawda jest taka ,że wszyscy poruszamy się po omacku i czasem potykamy się o coś strasznego.
- Każdy właściciel może ją nazwać tylko raz. Jeżeli nadałaś już jej jakieś imię, to pozostanie ono przy niej, dopóki będziecie razem.
Cholera.
Raffe spogląda na mnie gniewnie, jakby już teraz nienawidził imienia.
- No, słucham.
Mogłabym skłamać, ale co by to dało ? Odchrząkuję.
- Miś Pooky.
Milczy tak długo, że zaczynam wątpić, czy mnie w ogóle usłyszał. W końcu się odzywa.
- Miś. Pooky.
- To miał być taki niewinny żarcik. Nie miałam pojęcia.
- Mówiłem ci przecież, że imiona mają moc, prawda? Zdajesz sobie sprawę, że w czasie bitwy będzie musiała obwieścić swoje imię mieczowi przeciwnika? Zostanie zmuszona do powiedzenia czegoś tak idiotycznego jak: "Jestem Miś Pooky ze starożytnego rodu mieczy archaniołów. Albo: "Ukorz się przede mną Misiem Pooky, który nie ma sobie równych na całym świecie". - Kręci głową. - Myślisz, że ktokolwiek będzie ją teraz szanował?
- Czy rozczulanie się nad sobą rzeczywiście poprawia ludziom samopoczucie?
- Nie rozczulam się nad sobą.
- Oczywiście, że nie. Taka dziewczyna jak ty? Podróżująca w towarzystwie takiego półboskiego wojownika jak ja? Nad czym miałabyś się rozczulać?
- Wy, ludzie, jesteście tak kruchymi istotami.(...) Niby wszystko jest w porządku, ale w każdej chwili możecie bezpowrotnie odejść.
- To niebezpieczne być ze mną.
- To niebezpieczne nie być z tobą.
Na jego obliczu mieszają się szok i żal. Próbuję ogarnąć umysłem fakt, że Raffe rozpacza. Z mojego powodu.
"W sumie niespecjalnie mnie lubisz, zapomniałeś?"(...).
- Władzę najlepiej sprawują ci, którzy jej nie pragną.
- A dlaczego ty jej nie pragniesz?
- Mam ważniejsze sprawy na głowie.
- Na przykład?
- Na przykład chciałbym nakłonić taką jedną upartą dziewczynę do wyznania, że zakochała się we mnie po uszy.
-Przestań grać na czas. Co takiego próbowałeś mi wcześniej powedziedzieć?
-Próbowałem powiedzieć, że... że ja...
-Tak?
Wzdycha.
Zdajesz sobie sprawę, ze jesteś bardzo trudna?
-Próbowałeś powiedzieć, że ty... co?
-Nodobrapomyliłemsię. Przejdźmy do innych spraw(...)
-Chwila, chwila!(...)Czy przypadkiem nie powiedziałeś przed chwilą, że się pomyliłeś? Czy właśnie nie tego słowa użyłeś? Pomyliłem się?(...)Jakże to pięknie pięknie brzmi w twoich ustach. Tak lirycznie. P-o-m-y-l-i-ł-e-m się.
- Nie została stworzona do samotności
-Podobnie jak chyba żadne z nas.
-To by dopiero była ironia losu, prawda?(...)
-Dlaczego by to była ironia losu?
-Ponieważ, panno Ciekawska, jestem agnostykiem (...)
-Jesteś... agnostykiem?(...) Nie jesteś pewny, czy Bóg istnieje?Jak to możliwe? Jesteś aniołem, na litość boską!
- No i co?
-No i to, że jesteś istotą bożą. On cię stworzył.
- Was też podobno stworzył, a czy niektórzy ludzie nie wątpią w jego istnienie?
Władzę najlepiej sprawują ci, którzy jej nie pragną.
Nie mam braci i nigdy wcześniej nie widziałam rozebranego faceta. To chyba naturalne, że chciałabym na coś takiego popatrzeć, prawda?
- Nie obawiaj się. Nic ci nie grozi- zapewnia mnie pokrzepiającym tonem.- Za nic w świecie nie powiedziałbym, że jesteś sympatyczna.
-Daj nauczę cię. Pokaż stopę.
-W świecie aniołów to dość śmiała propozycja. Zanim pokarzę komuś stopy, oczekuję najpierw zaproszenia na kolację, wina i zajmującej konwersacji.
-Powinnaś wiedzieć, że...- mówi tak cicho, że prawdopodobnie nawet inne anioły nie potrafiłyby wyłowić poszczególnych słów z szumu wypełniającego salę - w sumie niespecjalnie cię lubię.
Prędzej czy później zawsze nas porzucają. Niezależnie od tego, jak bardzo ich kochamy albo jak wiele dla nich robimy. Nigdy nie spełnimy oczekiwań.
W końcu teraz wszyscy bawimy się w podchody z gatunku: ,,Kto jest bardziej szalony i nieobliczalny". A w tej grze moja matka to nasza tajna broń.
Nie wiąż się z mężczyzną, który nie będzie potrafił zapewnić ci bezpieczeństwa. - Pamietaj, że musi być dla ciebie miły i pod każdym względem traktować cię z szancunkiem. W przeciwnym razie może oczekiwać, że go odwiedzę - stwierdza stanowczym, pozbawionym litości tonem.
O realności apokalipsy przekonuje mnie jednak coś innego: chrzęst smartfonów pod naszymi butami. Tylko koniec świata mógł skłonić miłośników gadżetów do porzucenia urządzeń na ulicy. Kiedyś takie postępowanie uznano by niemal za świętokradztwo, dziś telefony są zbędnym balastem.