cytaty z książek autora "Ferenc Karinthy"
Był zupełnie bezradny, zdany tylko na własne siły, sam już nie wiedział, od jakiego czasu, coraz bardziej samotny wśród niezliczonych mieszkańców bezkresnej masy kamienia, cegły i betonu.
- Obnosisz swą gębę, żeby jak najwięcej osób ją widziało i żeby ktoś zadenuncjował; wówczas poprowadzą nas nilaszowcy nad Dunaj.
To jest straszny, nieszczęśliwy, przeklęty kraj, tutaj zawsze najlepsi idą pod topór (…). Uciekajmy stąd, kochanie, tu nie można żyć, zwiewajmy póki czas. (…) Do Paryża, dokądkolwiek chcesz, tylko precz stąd, tutaj możemy stać się tylko bydłem rzeźnym lub rzeźnikami, innej możliwości nie ma.
Nie rozumieli go, nikt spośród nich. Wszyscy spieszyli się do własnych interesów, każdy zajęty tylko sobą i obojętny wobec jego zagmatwanych, prywatnych spraw.
Zupełnie opuszczony w tym obcym mieście, o którym nawet nie wie, jak się nazywa, gdzie nie rozumie niczyjej mowy i jego też nikt nie rozumie, choć włada wieloma językami; przynajmniej do tej pory nie spotkał nikogo w tej przesłaniającej wszystko, wiecznie mrowiącej się i rozbieganej, nigdy nie malejącej ludzkiej plątaninie, z kim mógłby zamienić choćby dwa słowa.
Na płaskim terenie rozciągało się nie objęte dla ludzkiego oka miasto: w którakolwiek nie spojrzał stronę, nigdzie nie widział końca. Tylko domy, kompleksy domów, ulice, place, wieże, stare i nowe dzielnice, dziobate czynszowe kamieniczki i marmurowo-świeże drapacze chmur, bulwary i zaułki, fabryki, warsztaty, cysterny z gazem i ta nieforemna szeroka budowla, rzeźnia. I kominy, kominy wszędzie, gdzie tylko spojrzał, otwarte, strzelające w górę smocze tułowia, rzygające w niebo białym i czarnym, żółtym i fioletoworudym dymem.
- Nic dziwnego, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji, skoro małżonki pułkowników królewskiej armii węgierskiej zadają się z typami o mośkowatej powierzchowności; należałoby sprawdzić, czy aby ten człowiek nie daje w jakiś sposób znaków świetlnych angielskim lotnikom.
Tylko rytm i żadnej melodii: urywany, synkopowany, natrętny, bezwstydny rytm. Raziła siła dźwięku, niemal pękała mu głowa i nie mógł sobie wyobrazić, jak inni wytrzymują to nieprzerwane bębnienie.