cytaty z książki "Srebrny dzwoneczek"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wyruszyli z tatą zaraz po obiedzie. Jak dobrze było jechać na wakacje! Tata gwizdał pod nosem, a Marysia przyglądała się pięknemu światu za oknem.
Powoli zapadał zmierzch. Pod zachmurzonym niebem było duszno i gorąco. W gęstej kępie roślin na środku trawnika głośno grały świerszcze. Dziewczynka bardzo lubiła ten dźwięk. Przypominał jej wszystkie minione wakacje.
W starej lipie coś nagle załopotało i spomiędzy liści wyleciał duży ptak. Wylądował na sąsiednim drzewie i, głośno skrzecząc, znikł między gałęziami.
Ciocia z szurgotem odsunęła swoje krzesło i, gibka jak pantera, poderwała się, żeby zaparzyć herbatę dla siostrzenicy. Zawsze wszystko robiła w błyskawicznym tempie i bez wahania - i zawsze było przy tym wiele hałasu.
W świetle dnia domek prezentował się doskonale. Był rzeczywiście maleńki. Miał bielusieńkie ściany i białe okienka z kwadratowymi szybkami, a w każdym z nich wisiały śnieżnobiałe firanki. Okienka były zamknięte.
Z boku, pod ścianą domku kwitły różowe piwonie. Z daleka wyglądały zupełnie jak bita śmietana z malinami.
Już wiele razy to słyszała: że jest wesoła, ładna i że nie można jej nie lubić. Tymczasem dzieci nie zawsze były dla niej miłe.
Okno domku było otwarte!
Serce Marysi zaczęło bić szybciej z przejęcia.
Marysia wpatrywała się oczarowana. To było naprawdę niezwykłe! Nigdy nie widziała, żeby ktoś wieszał dzwoneczki na drzewie. A ta starsza pani wyglądała jak prawdziwa wróżka!
Mama zawsze mówiła, że jej siostra pracuje jak rakieta i że sukienki wyfruwają spod jej ręki jedna za drugą. Rzeczywiście tak było.
Marysia westchnęła. Nikt nie lubi nieśmiałych. Wszyscy od razu widzą, że można im bezkarnie dokuczać.
Marysia stała w miejscu. Bardzo chciało jej się płakać. To była prawda. Nawet kot jej nie lubił. Nawet kot nie chciał się z nią zaprzyjaźnić.
Marysia zastanowiła się, czy warto próbować go oswoić. Może to w ogóle nie miało sensu. Może taki dzikus nikogo nie potrzebuje.
Jest w życiu czas, kiedy się patrzy tylko przed siebie, i jest czas, kiedy się wspomina. Jest też czas, kiedy człowiek czuje potrzebę zrobienia porządków w tym, co mu się przez całe życie uzbierało.
Marysia spojrzała w bok. Może nie powinna zadawać tylu pytań.
- Nie bój się pytać - powiedziała staruszka. - Szczerość jest dobra.
A Pani Wróżka przechyliła głowę na bok, patrząc już zwyczajnie i wesoło, i zaśmiała się swoim śmiechem dźwięcznym jak srebrny dzwoneczek.
Życie już takie jest - przynosi ciągłe zmiany. Ale nie wolno, nie wolno się bać kolejnych etapów.
Ciocia akurat kończyła smażyć placki ziemniaczane. W kuchni znów było sino od dymu, a ciocia miotała się i wściekle trzaskała garnkami.
Marysia lubiła rozmawiać ze swoim braciszkiem - to znaczy: ona mówiła, a on słuchał. Była pewna, że Antoś wszystko rozumie.
Znów jej się to zdarzyło. Znów chciała być uprzejma, a spotykały ją nieprzyjemności. Co z nią było nie tak?
Ojej! Co to?
– Moi rodzice mieli kiedyś kryształowy żyrandol. Tyle z niego zostało. Przechowuję to od lat jako pamiątkę, ale teraz zupełnie nie wiem, co z tym zrobić. Może ty będziesz wiedziała, skoro lubisz skarby.
– Szkoda, że tak leżą w szufladzie – stwierdziła Marysia i z szacunkiem
wzięła do ręki sporą kryształową łezkę. Podniosła ją do oczu i spojrzała przez nią. Cały pokój rozsypał jej się na kawałki, jak w kalejdoskopie. A na krawędzi każdego kawałka było widać miniaturową tęczę.
Boisz się? – odgadła Marysia.
Dorota znów wzruszyła ramionami, a potem kiwnęła twierdząco głową.
– E tam – postanowiła ją pocieszyć Marysia. – Ja też się trochę bałam, ale już mi przeszło.
Dorota nadal wpatrywała się we własne sandałki.
– Chyba wszyscy się trochę boją… – dorzuciła Marysia. – Może fajnie być kimś, kto się nie boi.