cytaty z książki "Republika smoka"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(...) cierpienie i agonia w każdym języku brzmią tak samo.
Rewolucja to rewelacyjny pomysł, ale tylko w teorii. W praktyce nikt nie chce ginąć.
-Wypiłeś już?
Chłopak osuszył kubek i skrzywił się.
-Już tak. Fu!
-Świetnie. Więc teraz poczęstuj się grzybkiem.
-Co?- Kitaj, aż zamrugał.
-W tym kubku nie było narkotyku.
-Ty dupo wołowa!- rzuciła Rin.
-Nie rozumiem.- Kitaj ściągnął brwi.
Chaghan rzucił mu lekki uśmieszek.
-Chciałem zobaczyć, czy naprawdę wypijesz końskie szczyny.
Czasami człowiek całe życie traci, uganiając się za ułudą, która tylko udaje prawdę, a potem nagle sobie uświadamia, że jest pieprzonym durniem i jeśli posunie się w swojej pogoni choć krok dalej, utonie.
Wy, bogowie, jesteście bezsilni. Dysponujecie taką tylko mocą, jaką was obdarzymy.
Świat jest nieuporządkowany, a wojna jest zjawiskiem fundamentalnie nieprzewidywalnym. Koniec końców, nigdy nie wiadomo, kto zostanie na pobojowisku.
Trącił czoło Rin wargami i raz jeszcze ugodził jej plecy sztyletem.
A kiedy jakiś lud nabiera przekonania, że wiara innych nacji prowadzi do potępienia, nieuchronnie pojawia się przemoc.
Gdzieś tam wśród pogorzelisk Prowincji Koguta kryła się mała dziewczynka, przerażona i samotna. Dusiło ją poczucie beznadziei i odraza do własnej słabości. A w jej sercu płonął gniew. I ta dziewczynka zrobiłaby wszystko, byle tylko móc stanąć do walki, do walki prawdziwej, nawet, jeśli miałaby to przypłacić utratą władzy nad własnym umysłem.
Ludzie chcą i będą chcieli cię wykorzystać lub zniszczyć. Jeżeli chcesz przetrwać, musisz się opowiedzieć po jednej ze stron. Dlatego, moje dziecko, nie próbuj uchylać się przed wojną. Nie wzbraniaj się przed cierpieniem. Kiedy usłyszysz przeraźliwy wrzask, biegnij prosto w jego stronę.
- Niełatwo jest toczyć wojnę przeciwko przyjaciołom - zauważył Nezha.
- Owszem, łatwo - rzucił Kitaj. - Mają wybór. Niang wybrała. Tyle że po prostu źle. Kurewsko źle.
-Co ja mam robić?
[...] Gdy się nad tym zastanowić, byli do siebie bardzo podobni. Zbyt młodzi, jak na posiadaną moc, nawet połowicznie nie przygotowani do ról, jakie wyznaczył im los.
-Walczyć.
Nezha wytrzasnął skądś niewielką paczkę kleistej mąki ryżowej. Przesypał ją do blaszanej miski, dolał wody z menażki i zaczął wyrabiać.
Rin trąciła patykiem cherlawe ognisko. Płomyczki zafalowały i przygasły; następny podmuch wiatru zgasił je na dobre. Jęknęła i sięgnęła po krzemień. Na wrzątek musieli zaczekać przynajmniej kolejne pół godziny.
- Wiesz, mógłbyś to po prostu zanieść do kuchni.
- W kuchni nie powinni wiedzieć, że mam tę mąkę - odparł Nezha.
- Rozumiem - pokiwał głową Kitaj. - Pan generał kradnie racje.
- Pan generał nagradza swoich najlepszych żołnierzy noworocznym przysmakiem - poprawił Nezha.
- Ach, czyli nepotyzm.
-Co? Nie przepadasz za oceanem?
(..)
-Nie przepadam za jego zapachem - odparła.
-Przecież pachnie solą.
-Nie. Morze ma zapach krwi.
Hesperianie z kolei woleli zawierzyć pojedynczej boskiej istocie, zwyczajowo ukazywanej pod postacią człowieka.
- Jak sądzisz, dlaczego tak jest? - spytała kiedyś Jianga.
- Pycha - odparł. - Hesperianie od dawna uznają się za panów świata. I przyjemnie jest im myśleć, że ktoś podobny do nich stworzył cały wszechświat.
Ją Feniks mógł dręczyć do woli. O to nie dbała. Ale Kitaj... Kitaj był czysty. Był najlepszym człowiekiem, jakiego spotkała. [...] Kitaj był ostatnim, co na świecie z gruntu dobre i słuszne. Wolałaby umrzeć, niż go skalać.
Rin nie wiedziała, co ją do tego pchnęło, lecz złożyła dłoń na ramieniu Nezhy. Nie były to przeprosiny ani gest przebaczenia, było to jednak ustępstwo. Swoisty wyraz akceptacji.
I na krótką chwilę poczuła ognik dawnej zażyłości, iskierkę, która raz już zapłonęła w jej sercu, dawno temu w Sinegardzie, kiedy Nezha rzucił jej miecz i walczyli zwarci plecami, dwoje wrogów, który stali się towarzyszami broni, po raz pierwszy w życiu zdecydowanie opowiadając się po tej samej stronie.
Spojrzała mu w oczy. Zrozumiała, że i on to czuje.
- Mamy za sobą ogień i wodę - szepnęła. - Jestem pewna, że wspólnie możemy pokonać nawet wiatr.
Widziałam, na czym polega władza i do czego prowadzi Nie jest ważne, kim człowiek jest, tylko jak postrzegają go inni. A w tym kraju kto urodził się błotem, ten błotem pozostanie.
Czasami człowiek całe życie traci, uganiając się na ułudą, która tylko udaje prawdę, a potem nagle sobie uświadamia, że jest pieprzonym durniem i jeśli posunie się w swej pogoni choć krok dalej, utonie.
- Co? O czym ty mówisz?
Przycisnęła go jeszcze mocniej do siebie. Naprawdę nie chciała, by ta chwila przeminęła. Nie chciała odchodzić.
- O tym, że bardzo nie chcę, by ten świat cię zniszczył.
W czasach wojny domowej pierwsza umiera neutralność.
- Coś ci powiem - odezwał się wreszcie. - I nie chcę, byś pomyślałam, że cię oceniam. Masz to odebrać jako przestrogę.
- Co znowu? - obrzuciła przyjaciela podejrzliwym spojrzeniem.
- Znasz Nezhę zaledwie parę lat - zaczął. - Poznałaś go już w okresie, kiedy miał do perfekcji opanowaną sztukę noszenia masek i udawania kogoś, kim nie jest. Ja jednak znam go od dziecka. Tobie się wydaje, że Nezha jest niepokonany, lecz w rzeczywistości jest bardziej kruchy, niż myślisz. Owszem, jest śmierdzącym dupkiem. Ale wiem również, że skoczył dla ciebie z urwiska. I przestań, proszę, nie próbuj go złamać.
... kiedy człowiek widzi tak jasne gwiazdy, kiedy poczuje, że ma nad sobą cały wszechświat, to po prostu musi postawić jurtę, by zapewnić sobie tymczasowe choćby poczucie materialności. W przeciwnym wypadku pod naporem wirującej w górze boskości można pomyśleć, że jest się pozbawionym wszelkiego znaczenia.
- O Wielki Żółwiu! To okręt! Ale ładny!
- Ładny? Okręt? Co to znaczy?
- Że gdyby ten okręt był człowiekiem, chętnie bym go przeleciał. - wyjaśnił Baji.
- O, dzień dobry - rzucił Ramsa. - Ciebie też dobrze widzieć.
- Stul pysk, do cholery - burknął wieszczek, po czym nastąpił przeciągły katalog przekleństw zwieńczonych zbitką "pieprzone nikaryjskie świnie".
- Co ty? Jeszcze jesteś naćpany? - Ramsa zaniósł się przenikliwym śmiechem. - W cyc Tygrysa! Changhan się naćwikał!
Patrzyła na miażdżone istnienia, na życia spalone, spłaszczone i obrócone w dym. Takie to było proste, równie proste jak zdmuchnięcie świecy, jak zgniecenie ćmy opuszką kciuka...
Republikańscy żołnierze uważali, by żadnemu cywilowi włos nie spadł z głowy. Jinzha jednoznacznie i ostro powtarzał, że prostych ludzi nie może spotkać krzywda.
- Nie są naszymi więźniami i nie staną się naszymi ofiarami - powiedział. - Myślmy o nich jako o potencjalnych obywatelach republiki.
[...] - Nezha złap ją...
- Się robi. - Silne ramiona oplotły Rin w pasie i odciągnęły znad przepaści. Nezha przytrzymał ją mocno, spodziewał się oporu, lecz Rin po prostu zanuciła jakąś radosną melodyjkę i przywarła plecami do jego piersi.
- Masz w ogóle pojęcie, ile z tobą kłopotów?
[...] Teraz nie mam już pojęcia, po czyjej stronie leży słuszność. Nie wiem, kto jest dobry. A przecież to ja jestem niby tym mądrym. To ode mnie wszyscy oczekują odpowiedzi na każde pytanie. Chcą usłyszeć odpowiedzi, których nie znam.