cytaty z książki "Szukając gwiazd i inne opowiadania"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
W pewnej chwili wszystko brzydnie: i zapach kwiatów, które pachną, nie wiadomo dla kogo i dlaczego. I gwiazdy, które nie są już gwiazdami, i księżyc, który ma głupią mordę... Po to wszystko wczoraj wyciągało się ręką, a dzisiaj patrzeć na to nie można.
Wściekłość może być wrzaskiem, pasja - rykiem; lecz prawdziwy ból jest milczeniem.
Zbyt wiele jest prawd na świecie - rzekł - aby w którąś z nich wierzyć.
Niekiedy rzeczy najłatwiejsze najtrudniej wykonać.
Może ktoś powiedzieć - wiosna przemija. Nieprawda, wiosna nigdy nie przemija, żyje w nas cały rok. Przecież w naszym życiu ciągle jest wiosna.
Nie ma szarego człowieka - powiedział z przekonaniem - to głupie określenie. Jeśli człowiek, naprawdę człowiek - to już nie szary.
Kiedy ma się dwadzieścia lat, klęska jest jeszcze przygodą. Ale dziesięć lat później wygląda ona jak stara prostytutka i jest tak samo nie do zniesienia jak jej zapach i jej obecność.
Dużo gadają, dużo myślą. Ich uczucia są dzikie i tępe zarazem. Potem gasną szybko i spokojnie. Umierając, wmawiają wszystkim, że żyli z rozmachem. Impotenci chwalą się sukcesami u kobiet, tchórze - bohaterstwem; kretyni - mądrością życia.
Wszystko jest piękne, nawet na pewno, jeśli się ma te dwadzieścia parę lat. Wtedy są złudzenia i miłość - i wszystko jest do zdobycia, bo właśnie to jedno głupie dwadzieścia lat. A potem przychodzi życie twarde, bezlitosne, obedrze człowieka do naga z tych złudzeń - i wtedy już nic nie zostaje z tych dwudziestu lat, z tej wiosny i z tej miłości... Z początku człowiek cierpi, szuka jeszcze swoich złudzeń, potem przestaje cierpieć, tyje, sam sobie pluje w mordę, śmieje się z tego, co było w nim kiedyś najlepsze. (...) A potem już nie ma żadnych marzeń, to już niepotrzebne, tylko tak - z dnia na dzień.
Patrzyliście na życie przez teorię, przez książki i nie widzieliście ani jednego, ani drugiego.
Mały chłopczyk miał podrapane nogi i brudny nosek. I od razu patrzyli na siebie, wiedzieli, że gdzieś, kiedyś będzie takie małe mieszkanko i chłopczyk: okrągła kluseczka, kochany mały sikacz, koniecznie z porozbijanymi kolanami. Cóż wart jest taki chłopczyk, który nie porozbija sobie kolan?
Przestałem rozumieć wojnę. Jakże to jest, myślałem, że miliony ludzi, którzy kochają swoje domy, swoje dzieci i żony, którzy pragną pracować, a nienawidzą wojny, - na rozkaz setki generałów porzucają wszystko i mordują się, niszczą i grabią swoje domy?
Popatrz: oto domy-cmentarze! Ludzi, którzy tam żyją, pogrzebał już sam fakt urodzenia. Trupy, które myślą, że żyją.
Dotychczas zdawało mi się, że mam do świata i tych stworzeń jakiś stosunek: coś w rodzaju uprawianej przez siebie filozofii na własny użytek. Zdawało mi się, że patrzę. Kłamstwo! A nawet jeśli patrzę, to cóż z tego? Kto o tym wie? Jest to ostatnia kartka w tym pamiętniku. Pisałem go z nikłą nadzieją, że ktoś w końcu (oczywiście wbrew mojej woli) przeczyta i pomyśli o mnie - o mnie, którego wszyscy w tym mieście uważają za nieszkodliwego idiotę; nic nie mam, nic nie kupiłem, ani jedna rudera w tym mieście nie należy do mnie - że nie byłem ostatnim padalcem.
Wszystko co może osiągnąć żołnierz na wojnie, to w najlepszym przypadku udział w jakimś mglistym zwycięstwie, które - zaręczam panu - po tym wszystkim, co musi przeżyć i przecierpieć, nie ma dla niego żadnego sensu.