cytaty z książki "Wyrok"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- I wszystko to, co mówisz, dowodzi tylko, że nie potrafisz tego zrozumieć.
- Czego konkretnie? - odparowała.
- Tego, że patrzysz w oczy drugiej osoby i nagle cały świat zawęża się tylko do nich. Tego, że czyjś oddech wpada do twoich ust i wydaje ci się, że po raz pierwszy w życiu naprawdę oddychasz. Tego, że dotykasz czyjegoś ciała i masz wrażenie, że łączycie się na zupełnie innej, niefizycznej płaszczyźnie. I tego, że bez wahania jesteś w stanie oddać za kogoś życie, bo bez tej osoby i tak nie istniejesz.
- Wszystko ma swoje granice, Kordian. Nawet miłość.
- Mylisz się. - odparł bez wahania, i to nie tylko dlatego, że chciał ją przekonać. - Ona nie zna barier, reguł czy ograniczeń. Owszem, czasem umysł je widzi, ale serce nigdy.
- No więc? - ponagliła go. - Mów, bo powoli zaczynam się czuć przy tobie jak ogórek w towarzystwie śmietany.
- Hm?
- Mizernie.
I pamiętaj, żeby nie zamartwiać się rzeczami, na które nie masz wpływu, bo spłacasz wtedy odsetki kredytu, którego nie zaciągnąłeś.
-Weź jakąkolwiek dobrą książkę do ręki i masz wehikuł.Czas wokół się zatrzymuje,u ciebie biegnie inaczej.A jak wychodzisz z tej machiny,okazuje się,że na zewnątrz nie zmieniło się nic.I jednocześnie zmieniło się wszystko.
- Przepraszam - odezwał się cicho Kordian.
- Powiedz mi lepiej coś romantycznego.
Odsunął ją i spojrzał jej w oczy. Nie był zagubiony, odnalazł się.
- Artykuł osiemset trzydziesty piąty kodeksu cywilnego?
- Depozyt? Nie. Potrzebuję większego kalibru.
- To może...- zaczął i podrapał się po głowie. - Róże na górze, fiołki na dole...kocham cie tak, że ja pierdolę?
Oryński westchnął i znów wyjrzał za okno.
– Mam nieodparte wrażenie, że dzisiaj świat się skończy – powiedział.
– To dobrze. Znaczy, że jutro zacznie się na nowo.
- Powiedziałabym, że cipa z ciebie - odezwała się. - Gdyby nie to, że brakuje ci głębi i jakiegokolwiek ciepła.
- W taki sposób zaczynasz rozmowę?
- Nie. W taki sposób oznajmiam ludziom, że nimi gardzę.
- Musisz być dla wszystkich taka czarująca? - mruknął Kordian, kiedy chłopak opuścił pomieszczenie.
- Tak.
- Bo?
- Bo wychodzę z założenia,że jak masz milion przyjaciół, to nic nie znaczy. Ale jak masz milion wrogów, ale jednego przyjaciela... ooo, mój drogi, wtedy jesteś ustawiony.
- Mogę liczyć na jakieś wyjaśnienie?
- Nie - odparła Chyłka. - Bo wprawdzie mogę ci to wytłumaczyć, ale przecież nie sprawię, że zrozumiesz.
Nigdy nie rezygnuj z czegoś, o czym nie możesz przestać myśleć choćby na jeden dzień.
- Masz przestać się wiercić, jakbyś szukał złóż węgla i wejść tam na pełnej kurwie.
- Jasne.
- Potem masz pokazać wszystkim tym ludziom swoje predyspozycje do konserwacji powierzchni płaskich.
- Co? - jęknął.
- Masz tam pozamiatać.
-Dobrze się czujesz? - spytał, machinalnie ją przytrzymując.
-świetnie. Jak introwertyk, który właśnie dostał dziesięć zaproszeń na imprezy i okazało się że nie musi iść na żadną.
- Myślę, że słaby prawnik broni niewinnych i przegrywa. Dobry prawnik broni winnych i wygrywa.
...Wychodzisz gdzieś?
- Na randkę.
- Prawnik nie randkuje. Prawnik zawiera umowę przedwstępną na wspólne spędzenie nocy- sprostowała. Poza tym prędzej byś się rzucił pod koła pędzącego pociągu niż w ramiona innej.
- To fakt- przyznał.
- Choć ostatecznie efekt w jednym i w drugim wypadku byłby taki sam. Pamiętaj o tym.
- Tej - odezwała się Chyłka. - Jak cię zwą?
- Słucham?
- Pytam, jak ci na imię, hekso.
Oryński szturchnął lekko Joannę.
- Co ty robisz? - szepnął.
- Gadam po poznańsku. Przygotowałam się.
- Chyba niespecjalnie dobrze ci to idzie.
Uniosła brwi i cofnęła się, jakby właśnie ją czymś obraził.
- Pyra, wuchta, Kolejorz, tej!
- Jezus Maria, wyjść gdzieś z tobą...
- Warto pamiętać, że w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy martwi. Tylko nie wszyscy jeszcze umarliśmy.
- Zordon się do ciebie odzywał?
- Masz na myśli Kordiana?
- Nie, kurwa, tę amebę w słoiku z Power Rangers...
- Wszystko okej?- odezwał się Langer.
- Nie. Jestem w Trzeciej Rzeszy w towarzystwie kolejnej inkarnacji Hitlera. Właściwie nie może być gorzej.
- Zastanowiłem się.
- I? Będziesz potrzebował pomocy swojej byłej patronki?
- Będę potrzebował pomocy mojej Chyłci.
Joanna zamarła.
- Mojej Chyłeczki.
Przesunęła dłonie z jego karku na szyję i delikatnie je zacisnęła.
- Ja ci, kurwa, dam Chyłcię, Chyłeczkę...
- Twoja lekarka mówiła, że...
- Ta krowa dała mi jasno do zrozumienia, że niedługo będę słuchać koncertów Davida Bowiego, Lemmy'ego Kilmistera i Kurta Cobaina na żywo. Tam na górze.
- Obawiam się, że oni poszli na dół.
- Zordon! - uniosła się, w końcu sprawiając, że przestał zachowywać się jak poparzony. - Mam fajki. Mam też lorafen, na wszelki wypadek.
Spojrzał na nią z taką wdzięcznością, jakby naprawdę go potrzebował. Prawda była jednak taka, że nie miała ani jednej, ani drugiej rzeczy. Nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby je ze sobą wziąć.
- Zabrałam też trochę gandalfa białego od Kormaka - dodała ciszej.
Kordian zmrużył oczy.
- Ale zapomniałam pampersów.
Chyba dopiero teraz zorientował się co się dzieje.
- Mam tampony - dodała konspiracyjnie, podchodząc do niego bliżej. - Chcesz?
Przez moment walczył ze sobą, by się nie uśmiechnąć. Potem poddał się, a Chyłka przypieczętowała wymianę zdań ciosem w ramię.
- Prowadziłeś nie jedną i nie dwie sprawy, głąbie - powiedziała. - Nie musisz robić pod siebie.
- Mamy powody podejrzewać...
- Gówno mnie interesują wasze powody, wzwody i rodowody- ucięła.
- Może poczekasz w aucie? - zaproponował.
- Papardelle, Zordon.
- Hm?
- Sam sobie, kurwa, czekaj - rzuciła pod nosem i wyszła z samochodu.
I myślę, że nigdy nie byłeś z nią tak naprawdę
szczęśliwy.
Oryński znów zatrzymał auto przed światłami. Nabrał tchu
i zerknął na Karolinę.
– Byłem bardziej niż szczęśliwy – odparł.
– Może tak ci się tylko wtedy…
– Nic mi się nie wydawało – uciął, znów znacznie ostrzej, niż
zamierzał. – I wszystko to, co mówisz, dowodzi tylko, że nie
potrafisz tego zrozumieć.
– Czego konkretnie? – odparowała.
– Tego, że patrzysz w oczy drugiej osoby i nagle cały świat
zawęża się tylko do nich. Tego, że czyjś oddech wpada do twoich
ust i wydaje ci się, że po raz pierwszy w życiu naprawdę
oddychasz. Tego, że dotykasz czyjegoś ciała i masz wrażenie, że
łączycie się na zupełnie innej, niefizycznej płaszczyźnie. I tego, że
bez wahania jesteś w stanie oddać za kogoś życie, bo bez tej osoby
i tak nie istniejesz.
- To nie do wygrania- odezwała się.
- Dlatego potrzebuję twojej pomocy.
- W popełnieniu zawodowego samobójstwa? Nie, dziękuję. Mam na sumieniu twoje dziewictwo, nie chcę do tego dokładać kariery zawodowej.
Liczy się to, jak sprawnie to opakujesz. A kto jak to, ale ty potrafisz ściemniać.
- Tak?
- Inaczej nie ustrzeliłbyś takiej partii jak ja.
-Fakt- przyznał i lekko się uśmiechnął.