cytaty z książki "Martwy sezon"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Nie powinno nas niepokoić, że zgłodniała w tej sytuacji?
- To chyba rodzinne, bo mnie też ssie - odszepnęła.
Czarek tylko się uśmiechnął. Dawno temu sądził, że stabilizacja będzie nudna. Ale odkrył, że wszystko zależy od tego, z kim miałby się ustabilizować.
-Masz taką minę, jakbyś zastanawiała się, kogo wepchnąć w tę zakrwawioną dziurę
- Kazik zostawił po sobie sporo miejsca, nawet pan by się zmieścił.
Schematy myślenia to nasze przekleństwo. Czasami całe lata upływają, nim zdołamy je rozbroić i wyrzucić z naszych głów i życia.
Stres to podła gadzina. Kumuluje się i zżera nas od środka.
Miał w życiu dwie zasady. Pierwsza: niekiedy warto popłynąć z nurtem i zobaczyć, dokąd poniesie. I druga: czasami historie pojawiają się same, wystarczy, że będzie cierpliwy.
(...) cisza lepiej wyciąga z ludzi historie niż pytania pomocnicze.
Wedle konserwatywnych polityków przemoc i maltretowanie z łatwością wpisywały się w definicję rodziny, z kolei rozwód i ucieczka od oprawcy nierzadko spotykał się z potępieniem.
(…) z miłością jest jak z wirusami. Nie zawsze mamy wpływ na to, który dopadnie nas pierwszy.
Jesienią, zwłaszcza w taki dzień jak dziś – zimny, wietrzny i wilgotny – kawiarnie były dla Tamary najmilszymi miejscami na Ziemi. Uwielbiała ich ciepło i przytulność. Miały cudowny zapach niedzieli, z domowym ciastem na deser po świątecznym obiedzie. No i była tam kawa – idealne połączenie dopieszczenia i stymulacji kofeiną. Zawsze istniały trochę poza czasem. Nawet w najbardziej zabiegany dzień można wpaść do kawiarni, zamówić dużą latte z pianką i bajgla z twarożkiem czy rogalika.
Wolałaby, żeby każda kobieta zaczynała od pokochania samej siebie. By wyznaczała swoje granice. I dopiero wtedy była gotowa spotkać się z kimś w pół drogi. Albo i nie. Bo czy mogła zaprzeczyć, że najszczęśliwsze i najpełniejsze lata swojego życia przeżywała jako wdowa?
I jeśli czegoś się nauczył przez ich wspólne lata, to tego, że czasami łatwiej omijać przeszkody, niż iść na czołowe zderzenie.
(...)miłość nie staje się mniej prawdziwa tylko dlatego, że się kończy. (...)a wymaganie od niej, by była wieczna, jest głupie i ogranicza niczym te idiotyczne kłódki z imionami, które ludzie przypinają do mostów. Z żywego i pulsującego uczucia stałaby się sarkofagiem, bo tylko on może przetrwać wieczność.
(....) prowadząc ją do dorosłości, mówiła jej, że komunikacja jest podstawą. I że nie ma złych uczuć, dopóki mówi się o nich otwarcie i nie pozwala, aby zaczęły fermentować jak bimber szatana, który miesza pod czaszką.
(…) zadaniem terapii nie jest wymazanie wspomnień, ale rozbrojenie mechanizmu, który pozwala im nas ranić i daje im władzę nad naszym życiem.
(…) zadaniem terapii nie jest wymazanie wspomnień, ale rozbrojenie mechanizmu, który pozwala im nas ranić i daje im władzę nad naszym życiem.
Jej życiowa filozofia zakładała, że poważne rozmowy należy obficie podlewać herbatą.
Ludzie przez cały rok są zaaferowani pracą, rodziną, milionem spraw i wszystko się kumuluje, a potem na urlopie wybucha jak bomba z brokatem.
Niektórym odpowiadało bycie ćmą barową, a ona była kawiarnianym koliberkiem.
Na poziomie dowodowym cienkie to jak dupa węża, robaczki.
Wiesz, że starość puka do twych drzwi, gdy łapie cię zadyszka po przejściu dziesięciu kroków do łazienki.
Miałaś bardzo intensywne miesiące po bardzo intensywnych latach. Może nie byłaś korespondentem wojennym, ale nikt mi nie wmówi, że fotograf ślubny nie może cierpieć na zespół stresu pourazowego.
Nie bez powodu mówiło się o dobrej śmierci, podczas snu, ze starości czy choroby, bez bólu. Zabójstwo było gorsze. Jakby dołożone do śmierci przemoc i poczucie przedwczesności i nieprzewidywalności wzmacniały koszmar umierania.